Że cię zapamiętam Ajisai. [End]

          — Shintaro! Otwieraj! — Granatowowłosa dziewczyna waliła pięściami i nogami w drzwi swojego zielonowłosego... przyjaciela? 

            Dopiero, gdy wróciła do domu i usiadła na łóżku dotarły do niej słowa Takao. Shintaro się w niej zakochał, a jej chodziło, o coś zupełnie innego. Nie chciała, by tak się stało.  Pisząc do niego miała na celu zapoznać się z kolegą z drużyny jej brata, którego nie miała szansy nigdy spotkać. Nie przewidziała, że będzie się z nim tak dobrze pisać, a tym bardziej, że się mu spodoba.

          Miała mętlik w nie wiedziała, co ma zrobić z tym wszystkim. Dokładniej przez słowo "wszystkim" miała na myśli Shintaro i fakt, że... ona go nie kocha. A można bardziej powiedzieć, że nie wie, czy go kocha. 

            Nigdy nie była zakochana, więc nie wie jak to jest. Czytała wiele romansów, ale nigdy nie poczuła tych przysłowiowych motylków w brzuchu na myśl, że jej ukochany  zaraz się pojawi, albo, że powiedział jej jak pięknie dziś wygląda. Nigdy nie miała wypieków na twarzy, gdy ktoś powiedział jej coś miłego. Co za tym idzie nigdy się nie całowała.
            A jednak nie. W szpitału z Shintaro.

           Spróbowała sobie przypomnieć, czy przez przypadek wtedy nie poczuła czegoś takiego.  Jednak na nic poszło to wszystko. Rzeczywiście była szczęśliwa, że przyszedł i się o nią martwił, ale mimo to nie wydawało jej się aby jej serce mocnej zabiło. 

            Była okrutna.

           —  Shin do jasnej cholery! Otwieraj te pierniczone drzwi, albo je wywarze. A uwierz mi! Zrobię to z palcem w dupie!  — krzyknęła przymierzając się do kopnięcia ich, gdy usłyszawszy szczęk zamka ujrzała zielonowłosego. 

             Stanął przed nią w białej koszuli, czarnym krawacie i tego mego koloru spodniach. Po jego minie mogła wywnioskować, że spodziewał się jej, jednak niezbyt mu się to podobało. 

             — Czego chcesz? — zapytał z obcym jadem w głosie. 

             — A... — Ajisai zaniemówiła na ton jakim ją przywitał. Zwrócił się do niej jak do największego wroga, a nawet gorzej. Wkurzyła się .— Jak to "czego chcesz"? Pogięło cię? Wyjeżdżasz  nic nie mówiąc mi o tym i dodatkowo odstawiasz jakieś szoki, że nie ma cię ponad tydzień w szkole! Mó...

             — Jeśli tylko po to przyszłaś, to przepraszam, ale jestem zajęty — rzucił poprawiając okulary.

             — Taa? To pierniczone zajęcie w dupę sobie wsadź! 

             — A więc zabieram się do roboty.

             — Świetnie! — Wykrzyknęła i biegiem puściła się w stronę przystanku autobusowego.    

             Stanęła zdyszana przy drodze. Poczuła ucisk w klatce piersiowej i łzy spływające po policzkach. Rozpłakała się. Krzyczała z bólu. jednak nie dlatego, że ją wyrzucił. Tylko dlatego, że własnie uświadomiła sobie, że go kocha, a on odszedł.

            Przez następny miesiąc Aomine chodziła przybita, a Midorimy nie było w szkole. Odpowiadała zdawkowo na pytania o nią, a Takao poprosiła o spokój już po tygodniu. Teraz chodziła sama po szkole z myślami gdzieś daleko stąd. Daiki widząc, co się z nią stało mruknął tylko, że dobrze jej tak. Wytłumaczył się, ze własnie przez takie coś on nie interesuje się takimi rzeczami i ona powinna zrobić to samo. I zrobiła. Na lekcjach była nie obecna, a po szkole chodziła na boisko wyżyć się na koszu. 

               — Złamiesz zaraz ten kosz Aji-nee  — usłyszała za sobą, gdy wsadziła z siłą piłkę do kosza. Wisząc na poręczy spojrzała przez ramię na brata i prychnęła w odpowiedzi. 

               — Złamiesz i na czym będę cie ogrywał? Będziemy musieli iść piętnaście minut na ten koło Tetsu. 

               Zmierzyła go chłodnym wzrokiem. Chlopaka przeszły dreszcze. Bez dwóch zdań, ten wzrok mógłby zabijać. Nawet mogłby się pokusić o stwierdzenie, że mógłby konkurokać z  Akashim, kto zabije wzrokiem więcej osób.

               — Wal się Daiki.   —  ucieła krótko wrzucając kolejna trójkę.

               — Nic z tym nie zrobisz?

               — Z czym ?

               — Nie udawaj głupiej Ajisai. Doskonale wiesz, o co mi chodzi.

               — Nic z tym nie zrobię. Wyjechał i już. Nic mi do tego.

               — Uwierz, że mi się nie chce i najlepiej to teraz walnąłbym się na kanapę i pooglądałbym  telewizję, ale wkurza mnie twoje ciągle sapanie się, że ci nie poszło z Midorimą.  Jedź do tej przeklętej Saitamy i wyjaśni to sobie z nim raz na zawsze.

               Zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu. Westchnęła głośno i rzuciła piłkę w jego stronę.

               — I co? Pojadę tam i wykrzykne mu " Shintaro, kocham cię !" Po czym będę z nim żyć długo i szczęśliwie w drewnianym domku z psem i czterema bachorami pod pachą, które będę śmierdzieć gównem?

               — Ale sobie podkoloryzowałaś...

               Machnęła ręka i rzuciwszy piłkę do brata wbiła ręce w kieszenie bluzy i ruszyła do domu.

               Wkurzała ją zaistniała sytuacja. Po części chciała mieć wszytko gdzieś i zaszyć się w pokoju. Jednak jakaś jej cząstka zgadzała się z Daikim i wręcz błagała  by zrobiła tak, jak powiedział. Ale co wtedy? Pojedzie tam i co mu ma powiedzieć?

               Pewnie Shintaro znalazł już nowych znajomych. Może i ktoś wpadł mu w oko i teraz Ajisai jest już nie znaczącym epizodem w jego życiu.   Ona nie wiedziała jak jest teraz. U niej było źle, ale teraz pytanie, czy u niego tak samo?

               Przygryzła wargę.

               Wpadł jej do głowy mały plan i zrealizuję go w najbliższy weekend

~~~~~

               Ubrana w bluzę swojego brata, luźne rybaczki, buty na platformie i czarną perukę sięgającą pasa założyła na nos czarne okulary i weszła na teren jednej ze szkół w Saitamie. Rozglądała się w około szukając znajomej zielonej czupryny jednak nigdzie nie mogła jej dostrzec.

               — Szukasz kogoś?  —  usłyszała za sobą dziewczęcy głos. Odwróciła się gwałtownie.

               — Zaraz ją znajdę, mówiła mi dokładnie gdzie się znajduję.  — skłamała gładko i z przepraszającym gestem ruszyła szybkim krokiem wzdłuż korytarza.

               Sprawdziła dokładnie listę uczniów i Shintaro uczęszczał do klasy 2-5. Uznała, że po prostu poczeka na niego w jego klasie, a on widząc ją zrozumie, że chcę z nim pogadać i umówią się gdzieś po szkole.

               Weszła do odpowiedniej sali i usiadła na jednej z ławek przy oknie. Obserwowała wszystko, co się działo za szybą, jednak w pewnym momencie zaczęło ją to niemożliwe nużyć. Ile jeszcze można na niego czekać, tak samo jak na ten pierniczony dzwonek ? — krzyczała w myślach.

               Usłyszała za sobą dźwięk zamykanych drzwi i szczęk zamka.

               — Co ty tutaj robisz, nanodayo?  — zapytał Midorima poprawiając okulary, które co rusz zsuwały mu się z nosa.

               Ajisai przełknęła głośno ślinę i w wysoko podniesioną głową stanęła przed zielonowłosym.

               — Shintaro, ja...

               — Aomine, wiem co chcesz powiedzieć, tak samo wiem, że już mi przeszło. Nie musisz mnie za nic przepraszać, to nie twoja wina.

               — A więc myślisz, że chciałam cię przeprosić? Chciałam powiedzieć coś zupełnie innego, jednak zanim to zrobię muszę siebie w tym upewnić, a tobie o tym po prostu przypomnieć.

               Podeszła do niego bliżej i stanęła lekko na palcach. Midorima syknął głośno po czym złapał granatowowłosą w pasie i mocno przycisnowszy do siebie wbił się wargami w jej usta. Zaskoczona jęknęła, jednak jej głos został stłumiony przez kolejne pocałunki Shintaro. Po chwili zaczęła oddawać każde z nich. Zachłannie zagryzał jej wargę i łapiąc ją za uda podniósł i ustanowił z powrotem na ławce znajdując sobie miejsce między jej nogami. Ściągnął z jej głowy nieprzyjemna perukę i złapał ją za kark bardziej pogłębiając pocałunek. Druga ręką złapał ją w talii, a ona obydwie ręce zarzuciła mu na szyję lekko ją drapiąc.

               Zamruczała zadowolona i przerwała na chwilę by złapać oddech, po czym znowu zachłannie ucalowalam jego usta.

               Gdy zegar w klacie zawiadomił o tym, że za pięć minut koniec długiej przerwy Ajisai i Shintaro oderwał się od siebie dysząc głośno.

               — Obiecaj mi coś Shintaro. Zapamiętaj mnie proszę.

               — Obiecuję.

               — Co obiecujesz?

               — Że cię zapamiętam Ajisai.

~~~~~~

Może być koniec ? Mam nadzieję, że jest dobrze.
Podziękowania będą jutro jak odbiorę się do komputera, który na wpół żywy ciągnie już któryś miesiąc z rzędu. Ciekawe kiedy uzna, że nie jestem go warta i pójdzie w cholerę...

No to poprawne zakończenie jutro ( dokładniej dzisiaj - 00:41)

Pozdrawiam wszystkich
Rara Avisa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top