Rozdział 33- Wojna zaczyna się wcześniej, niż myśleliśmy.

Persp. Olivii

Zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Will to naprawdę miły, opiekuńczy, przystojny, wręcz idealny chłopak, ale to chyba ja po prostu nie jestem jeszcze gotowa po ,,przygodzie" z Xanderem.

Will zawiedziony wstał z trawy, jednak ja w porę złapałam go za rękę. Odwrócił głowę.

-Will, to nie tak, zrozum...- zaczęłam smutno- Ja po prostu nie jestem jeszcze gotowa po... no... Xanderze...

-Olivia, rozumiem... tylko...- zawachał się przez chwilę- ...powiedz, kiedy już będziesz gotowa. Zaczekam. Tyle, ile będzie trzeba. Bo... bo czasem na kogoś, kogo się kocha, można czekać całą wieczność...

Zabrał swoją rękę i odszedł.

Położyłam się ciężko na trawie. To wszystko mnie po prostu przytłaczało. Najpierw sprawa wojny z Kronosem, a teraz... A teraz TO. Nie miałam pojęcia, że mu się podobam. To znaczy on jest naprawdę fajny, ale nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie jestem jeszcze gotowa po tym, co zrobił mi Xander.

Spojrzałam na nocne niebo. Znalazłam gwiazdozbiór Zoe Nightshade. Córki Atlasa, która zmarła z rąk własnego ojca. Była siostrą Hesperyd, ale została wygnana z ich ogrodu, ponieważ pomogła Heraklesowi. Potem Artemida przyjęła ją do swoich Łowczyń, a na sam koniec poległa w słusznej sprawie.

A co ja zrobiłam dla świata? Nic. Mój brat oddał Zeusowi jego Piorun, popłynął przez Morze Potworów na wyspę Polifema, aby zdobyć Złote Runo, które uleczyło drzewo Thalii. Potem zniknął na długo na Ogygii, na której poznał Kalipso. Długo szwędał się w Labiryncie Dedala. On już przynajmniej zna przepowiednię, w której jest o nim mowa. A ja nie.

Jeszcze przyjdzie na ciebie czas.- odezwał się jakiś męski głos.

Gwałtownie się podniosłam i obróciłam głowę, aby zobaczyć, czy kogoś poza mną tu nie ma. Nikogo jednak nie dostrzegłam.
Pomyślałam chwilę nad tym, co usłyszałam przed chwilą (najwyraźniej w swojej głowie).

Głos brzmiał jak ten mojego taty, Posejdona. Może on miał rację, może jeszcze przyjdzie moja kolej na ,,ratowanie świata".

Wstałam z trawy, bo zaczęło robić mi się zimno. No bo jak może być ciepło, kiedy jest się w piżamie z krótkimi spodenkami i T-shirtem, i to jeszcze na dworze, na Olimpie, jak to jest tak wysoko.

Otrzepałam się z niewidzialnego brudu i skierowałam do środka naszego tymczasowego domu.

Pierwsze, co zobaczyłam, to Will śpiący na kanapie. Podeszłam do niego, przejechałam delikatnie palcami po jego włosach, a on tylko coś mruknął przez sen. Odsunęłam się nagle, kiedy zaczął mówić moje imię, nadal śpiąc. Ale nie mówił TYLKO mojego imienia. Było to coś w rodzaju: ,,Olivia... O-ooolivia! Uważaj na... Hermiona? Co ty tu... Ron! Percy! Annabeth, ty... profesorze Snape, proszę na mnie... Ooooo, widzę, że... pan Loopin!". To było cokolwiek dziwne. Czyżby wcześniej oglądał Harrego Pottera? I TO BEZE MNIE?! Powiem, tyle: dżast e foch.

Zaśmiałam się cicho na swoje myśli, które były po prostu głupie i dla żartów, po czym wstałam z klęczek, aby móc położyć się obok niego i zasnąć. Blondyn był niezwykle ciepły i miękki. Dlatego właśnie zasnęłam już po chwili.

Znajdowałam się w środku jakiejś bitwy. Widziałam Percy'ego, który latał na ogromnej maciorze ze skrzydłami, a po chwili Willa, który leczył Annabeth. Dziewczyna była zupełnie blada jak ściana.
Potem sceneria się zmieniła. Ujrzałam Nico, syna Hadesa w Podziemiu, który próbował przekonać ojca, aby ten pomógł w obronie Manhattanu albo w pokonaniu Tyfona.

-Ojcze, zrozum, oni naprawdę cię potrzebują!- krzyknął chłopak o czarnej czuprynie.

-Nico, powtarzam ci, że nie, nie pomogę nikomu! Sami do tego doprowadzili! Zabili Marię! Twoją matkę!- pan Podziemia przy ostatnim wypowiedzianym zdaniu wskazał na syna, po czym dodał, tylko że bardziej ponuro- Właśnie dlatego nie mam zamiaru im pomóc.

-Ale tato...- zaczął Nico, ale Hades mu przerwał.

-Nie! Rozumiesz? Po prostu nie!- krzyknął wściekły, odwrócił się do niego plecami, podszedł do Persefony, która przyglądała się ich ,,rozmowie", po czym oboje zniknęli w czarnym pyle.
Zrezygnowany chłopak spuścił głowę i ciężko opadł na ciemną posadzkę.

Teraz widziałam już coś zupełnie innego. Był to Luke, Luke Castellan, który popełnia samobójstwo sztyletem Ann. Potem zobaczyłam Xandera stojącego obok Kronosa, walczącego przeciwko armii Olimpijczyków. Po tym ujrzałam prawdziwe oblicze pana Tytanów, które śmiało się złowieszczo do mnie, a obraz zamieniał się powoli w wielką, ognistą kulę, która po chwili wybuchła.

Gwałtownie się podniosłam, cała zlana potem, dysząc ciężko, i zderzyłam się z kimś.
Tym kimś okazał się być Will.
Spojrzał na mnie badawczo, lekko przymrużając oczy i masując sobie czoło. Chyba właśnie tam go uderzyłam.

-Will, przepraszam!- zakryłam usta dłońmi, widząc, że lekko się krzywi.

-Co ci się śniło?- spytał.

Bez wahania wszystko mu opowiedziałam. Nie pominęłam żadnego szczegółu. Bałam się, że może mieć znaczenie w przyszłości.

-No... to nie był zbyt dobry sen.- zaczął, kiedy już skończyłam mówić- Myślę, że to typowy sen herosa, jednak Wyrocznia albo mój tata mogli przy nim majstrować.

-A co z... sam wiesz, kim?- zapytałam niepewnie.

-Moje obawy niestety właśnie się potwierdziły.

-Jakie obawy?

-Widziałem niedawno, jak Xander przekazywał Silenie bransoletkę z narysowanym na breloczku sierpem Kronosa. To znak, że on też dołączył do... pana Tytanów. A Silena razem z nim.

To mnie dobiło. Silena w armii Kronosa? Przecież to głupie! A Xander? Sama nie wiem, co myśleć...

-Will, oni przecież... nie, to jest niemożliwe... no, oni nie zrobiliby czegoś takiego...- jąkałam się, próbując ich usprawiedliwić.

-Oli, prawda nie zawsze jest przyjemna. Zazwyczaj jest okropnie brutalna.- posmutniał.

Po jego słowach usłyszeliśmy trzask. Dobiegał z góry, a dokładniej z pokoju dziewczyn.
Szybko pobiegliśmy tam, a to, co tam zobaczyliśmy, było dość dziwne.

Cari i Alex leżały nieprzytomne na podłodze, a Silena gdzieś wyparowała. To znaczy nie było jej w pokoju.
Podeszłam do córki Hadesa, a Will do córki Hekate.

-Alex... nic... nic ci nie jest?- zapytałam, gdy powoli otworzyła oczy.

-Oli, ona... ona mu służy...- wychrypiała.

-Kto? Komu?

-Silena. Kronosowi.- wypowiedziała te imiona, a ja od razu cała się spięłam. Czyli Will miał rację. Ona naprawdę odważyła się mu pomóc. Tak, jak Xander.

Blondyn ciągle klęczał przy Caroline, próbując ją obudzić, jednak ona nadal się nie ruszała, nawet nie otworzyła oczu.

Widząc to spytałam zaniepokojona:

-Alex, czy ona... umarła?

-Ymm... nie, jeszcze nie, ale jest w strasznym stanie. Silena użyła jakiejś trucizny, żebyśmy nie mogły jej powstrzymać przed ucieczką.- powiedziała, wykorzystując moc córki Hadesa. Jego potomstwo może łatwo stwierdzić, czy ktoś jeszcze żyje, czy nie. Nico mi kiedyś o tym powiedział. Po prostu czują czyjąś energię życiową, a kiedy ktoś umiera, wyczuwają to.

-A widziałaś, jak ta trucizna wyglądała?

-Hmm... była czarna, mętna, Silena trzymała ją w fiolce po perfumach z butiku Afrodyty.

-Czy to... nie, to nie może być to...

-Ale co?

-Kiedyś widziałam w swoim śnie Silenę, jak stała gdzieś w Podziemiu, nad jakąś rzeką, i nalewała do buteleczki czarną wodę. Myślę, że to był Styks, a ona potraktowała was wodą z jego źródła. Jednak przy rozpyleniu, a nie jeśli będzie się w tym kąpać, nie zabija, tylko powoduje omdlenia czy mdłości. Właśnie dlatego nie umarłyście, tylko zemdlałyście. Ale chyba na Cari działa to nieco mocniej.- popatrzyłam na córkę Hekate, która nadal leżała nieruchomo.

-Skąd ty tyle wiesz o Podziemiu?- zapytała zdziwiona.

-Jak się siedzi tyle z twoim bratem i Ann, to zaczyna się być chodząca encyklopedią na temat krainy Hadesa.- odparłam z przekąsem.

Pomogłam wstać Alex i razem podeszłyśmy do Willa, po czym uklęknęłyśmy obok niego. Swoje ręce położył na brzuchu Caroline i coś mamrotał po starogrecku- hymn do Apollina.

Po chwili Cari nagle otworzyła oczy i zaczęła się krztusić. Widząc ją w takim stanie ,,wyczarowałam" szklankę wodną, z której mogła się napić.
W tym samym czasie, gdy córka Hekate się przebudziła, blondynowi zaczęło się kręcić w głowie, a jego wzrok powędrował gdzieś daleko, daleko i oczy mu się zamknęły, a on sam upadł ciężko na podłogę, za to jego głowa wylądowała na moich kolanach.

-Will...- wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Użył zbyt dużo mocy, aby pomóc Caroline.

Przetargałyśmy go razem z Alex na łóżko dziewczyn. Był okropnie ciężki. Ja jestem tylko ciekawa, co on je, że tyle waży. Chociaż w sumie to dobrze, że je aż tyle, bo jest też bardzo, ale to bardzo wysoki. Na pewno wyższy ode mnie.

- Oli, on żyje, nie martw się.- uspokoiła mnie córka Hadesa, widząc, że bardzo się o niego boję. Już długo się znamy z Willem, jednak dopiero ostatnio coś... coś chyba zaiskrzyło. Bo dopiero wczoraj (albo dzisiaj, już nie mam pojęcia) powiedział mi, że mu się podobam.

Nagle przed oczami pojawił się jakiś obraz. To był iryfon od... Percy'ego?

-Oli, cześć!- wykrzyknął rozradowany.

-Cze-cześć...- przywitałam się.

-Coś się stało?

-Nie, wiesz? Tylko Will nam zemdlał.- odpowiedziałam z ironią w głosie.

-Ale jak to?!- wytrzeszczył oczy.

-No bo pomagał uzdrowić Cari i no wiesz... najwidoczniej zużył zbyt dużo swojej mocy.

-Och, to... naprawdę szkoda...- posmutniał- Ale wiesz co? Przed chwilą do Obozu wróciła Silena. Wiesz może, czemu?

-Ja...- zawachałam się. Gdybym mu powiedziała, on opowiedziałby o tym innym, a córka Afrodyty miałaby przechlapane. Obiecałam sobie jednak, że z nią porozmawiam- n-nie, nie wiem.

-Dobra, ufam ci, ale ukrywanie czegoś przy naszej obecnej sytuacji jest nieodpowiedzialne. Te fakty, które znasz, mogą być nam potrzebne.

-Ale przecież mówię ci, że nie wiem!

-Dobrze, skoro tak... Skoro naprawdę nie wiesz, to nie będę naciskać.- odrzekł- A teraz wiesz, muszę już iść. No rozumiesz, Chejron wzywa.- pomachał mi na pożegnanie, a ja odwzajemniłam gest. Machnął ręką i obraz zniknął.

Jednak po chwili pojawił się kolejny iryfon. Myślałam na początku, że to Percy zapomniał jeszcze czegoś powiedzieć, ale nie był to mój brat. To był Chejron. Były więc dwie opcje: albo chciał nas zapytać, jak nam poszedł pierwszy dzień na Olimpie albo mieliśmy przerąbane i były to sprawy wojny. Tak, jak niestety się obawiałam, było to niestety to drugie.

-Witaj, Olivio, mam bardzo ważny i szybki komunikat.- zaczął pospiesznie.

-Jaki?- zdziwiłam się.

-Już dziś przyjedziemy do was. Na Manhattan.- powiedział poważnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top