Rozdział 39- Krowa daje mi prezent.

Ten rozdział dedykuję _Aleexiis_. Teraz już musisz popisać ze mną to rp! ;**

Wpadłam zdyszana do ogromnej sali na Olimpie. Usłyszałam, że wojna się skończyła, Will mi tak powiedział. Był tak szczęśliwy, pomimo tego, że twarz miał (tak jak ja) całą spoconą i brudną. Ten horror nareszcie dobiegł końca.

W sali tronów ej panował lekki chaos, jeśli przez słowo ,,lekki" moza rozumieć rozwaloną marmurową posadzkę, a w środku podłogi dziurę, która prowadziła... na sam dół,  na ulicę na Manhattanie.
Trony niektórych bogów i bogiń były popsuje, powyszczerbiane.

Nie wiem, co tu się działo, ale najwyraźniej to wszystko wydarzyło się w czasie, gdy ja walczyłam z Panem Brzydkim Jak Noc i Panem Trawnikiem.
A właśnie. Za Chiny nie zgadniecie, jak skończył ten drugi olbrzym. Nic nie wymyśliliście? No to już wam mówię. Otóż gigant był na tyle wspaniałomyślny, że po (przynajmniej dla niego) wyczerpującej bitwie sam do mnie podszedł z rozłożonymi ramionami i powiedział, że ma już dość pracy dla Kronosa, więc lepiej by było, gdybym os tuszu go zabiła. Na początku nieco się wahałam, ale olbrzym jakoś mnie przekonał, więc z oporem przedziurawiłam mu rękę mieczem. Coś czuję, że będę mieć go na sumieniu. Pomimo tego, że na początku wydawał się gorszy od swojego brata, to potem zrobiło mi się go trochę szkoda...

Wszystkie oczy skierowały się na mnie. Stali tam wszyscy bogowie i boginie, Percy, Annabeth, Grover, Will, a nawet Tyson! Gdy mnie zobaczył wyszczerzył swoją jednooką mordkę i przybiegł, żeby mnie przytulić. Kiedy już się do mnie przykleił, myślałam, że mnie zupełnie zgniecie.

-Tyson, braciszku!- wysapałam- Proszę, udusisz mnie zaraz!- zaśmiałam się w miarę możliwości.

Tyson odkleił się ode mnie z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy, a ja się do niego uśmiechnęłam.

-Ciebie też miło widzieć, bracie.- zachichotałam.

-Dobrze- zagrzmiał jakiś głos. Dopiero, gdy się odwróciłam w jego stronę, dostrzegłam, że to głos Zeusa- proszę, zacznijmy już radę.

~*~

-PERCY JACKSON!- zawołał nagle Posejdon. Imię mojego brata potoczyło się echem po sali na Olimpie.

Wszystkie rozmowy ucichły. Wszyscy na niego spojrzeli, ja także. Niepewnie wyszedł na środek sali tronowej. Hestia, która siedziała przy cicho skwierczącym palenisku, lekko się do niego uśmiechnęła, dodając mu tym samym otuchy. Była teraz znów małą, szczęśliwą dziewczynką, siedzącą przy swoim ognisku.

Najpierw Percy ukłonił się Zeusowi. Następnie uklęknął u stóp naszego taty.

-Powstań, synu.- powiedział Posejdon.

Podniósł się niepewnie i spojrzał na tatę.

-Wielki heros zasługuje na nagrodę.- oznajmił bóg mórz- Czy znajdzie się ktoś, kto odmówi tego mojemu synowi?

Czekałam, aż ktoś się zgłosi. Nie to, że źle życzę własnemu bratu. Co to, to nie. Po prostu, powiedzmy sobie szczerze, niektórzy bogowie go... nie lubili. Nikt jednak nie zaprotestował.

-Rada się zgadza.- powiedział Zeus- Percy Jacksonie, dostaniesz prezent od bogów.

-Dowolny?- zapytał podejrzliwie.

-Wiem o co poprosisz.- ponuro kiwnął głową- Największy z darów. Tak, jeśli chcesz, możesz to dostać. Bogowie nie obdarowali tym żadnego śmiertelnego herosa od wielu stuleci, ale, Perseuszu Jacksonie... jeśli tego pragniesz, możesz zostać bogiem. Nieśmiertelnym. Nigdy nieumierającym. Możesz przez wieczność służyć jako porucznik swojego ojca.

-Yyy... bogiem?- Percy zapytał z niedowierzaniem w głosie.

Gromowładny przewrócił oczami.

-Bogiem półgłówiem, najwyraźniej. Ale: tak. Za zgodą całej rady mogę uczynić cię nieśmiertelnym. A potem będę musiał cię znosić przez całą wieczność.

-Hmmm...- zamyślił się Ares- To by oznaczało, że będę mógł rozgniatać go na miazgę, ile razy zechcę, a on będzie wciąż wracał po więcej. Podoba mi się.

-Ja też się zgadzam.- potwierdziła Atena, ale mówiąc to, patrzyła na Annabeth. Niestety Atena była właśnie jedną z tych bogiń, które nienawidziły Percy'ego, dlatego też zawsze była przeciwna ich przyjaźni.

Percy długo nic nie mówił. Już myślałam, że przyjmie dar Zeusa, już myślałam, że zostawi tak Ann... na całe szczęście się myliłam.

-Nie.- odpowiedział.

Rada milczała. Bogowie spoglądali na siebie, marszcząc brwi, jak gdyby uważali, że Percy całkiem oszalał.

-Nie?- zapytał Zeus- Ty... odrzucasz nasz hojny dar?

-To oczywiście wielki zaszczyt.- Percy wytłumaczył się szybko- Nie zrozumcie mnie źle. Tylko że... przede mną jeszcze mnóstwo życia. Nie chciałbym ugrzęznąć w drugiej klasie liceum.- skrzywił się lekko, a ja zachichotałam. Dobrze wiedziałam, jak nie lubił wszystkich szkół, w których się uczył. Prędzej czy później wywalano go z nich- Chcę jednak pewnego daru. Obiecujecie spełnić moje życzenie?

Zeus zamyślił się.

-Jeśli leży to w granicy naszych możliwości.- odpowiedział.

-Owszem- odparł- Nawet nie jest trudne. Ale musicie przysiąc na Styks.

-Że co?- wykrzyknął Dionizos. Już myślałam, że zaraz rzuci się na Percy'ego albo zamieni go w delfina- Nie ufasz nam?

-Ktoś mi kiedyś powiedział, że zawsze należy żądać uroczystej przysięgi.

Hades wzruszył ramionami.

-Przyznaję się.

-Doskonale!- warknął Zeus- W imieniu Rady przysięgam na rzekę Styks, że spełnimy twoją rozsądną prośbę, jeśli tylko jej spełnienie będzie leżało w granicach naszych możliwości.

Pozostali bogowie wymamrotali zgodę. Rozległ się grzmot, wstrząsając salą tronową. Umowa została zawarta.

Już myślałam, że Percy zażąda wiecznego zapasu niebieskich naleśników, ale jednak mój brat nie okazał się aż tak przewidywalny.

-Chciałbym, żebyście od teraz naprawdę uznawali dzieci bogów.- powiedział.

Spojrzałam na Annabeth z podziwem. Dokonała dobrego wyboru co do chłopaka, który jej się podoba.

-Wszystkie dzieci... wszystkich bogów.

Olimpijczycy wiercili się niespokojnie.

-Percy - odezwał się nasz tata- Co dokładnie przez to rozumiesz?

-Kronos by nie powstał, gdyby nie to, że wielu półbogów czuło się zaniedbanych przez swoich rodziców.
Czuli gniew, urazę, czuli się niekochani i mieli ku temu powody.

Nozdrza Zeusa zadrgały.

-Śmiesz oskarżać...

-Koniec z nieokreślonymi dziećmi- ciągnął.- Chcę, żebyście obiecali, że będziecie uznawać swoje potomstwo, wszystkie półboskie dzieci, zanim skończą trzynaście lat. Nie zostawicie ich samych na świecie na pastwę potworów. Chcę, by byli uznawani i wysyłani do obozu, żeby otrzymać odpowiednie przeszkolenie i przeżyć.

-Zaczekaj chwileczkę - wtrącił się Apollo, ale Percy się już nakręcił.

-A wszyscy pomniejsi bogowie- mówił- Nemezis, Hekate, Morfeusz, Janus, Hebe... Oni wszyscy zasługują na ogólną amnestię i miejsce w Obozie Herosów. Ich dzieci nie powinny być ignorowane. Powinniście też przebaczyć Kalipso i innym pokojowo nastawionym osobom z rodu tytanów. A Hades...

-Zaliczasz mnie do pomniejszych bogów?- ryknął władca Podziemia.

-Nie, panie.- odrzekł szybko- Ale twoje dzieci też nie powinny być pomijane.
Powinny mieć domek na obozie. Nico tego dowiódł. Nieokreśleni półbogowie nie powinni dłużej tłoczyć się w domku Hermesa, zastanawiając się, kim są ich rodzice. Będą mieli własne domki, dla wszystkich bogów. I koniec z paktem Wielkiej Trójki. To i tak nie działało.
Musicie skończyć z próbami pozbywania się potężnych herosów. Zamiast tego będziemy ich przyjmować i szkolić. Wszystkie dzieci bogów mają być mile widziane i traktowane z szacunkiem. Oto moje życzenie.

Po raz pierwszy widziałam, żeby Percy mówił tak dojrzale, rozsądnie, poważnie i przekonująco. Wyrósł na porządnego herosa. Nikt nie śmiał się odezwać, oczywiście poza Gromowładnym.

Zeus prychnął.

-To wszystko?

-Percy- powiedział Posejdon- Prosisz o wiele. Na dużo się ważysz.

Odpowiedział mu pełny zestaw ostrych spojrzeń. O dziwo pierwsza odezwała się Atena, czego chyba nikt się nie spodziewał.

-Chłopak ma rację. Postępowaliśmy nierozsądnie, ignorując nasze dzieci. Okazało się to strategiczną słabością w obecnej wojnie i omal nie przyczyniło się do naszej zagłady. Percy Jacksonie... Miałam co do ciebie wątpliwości, ale być może... - Spojrzała na Annabeth, po czym wypowiedziała dalsze słowa tak, jakby były kwaśne. - Ale może się myliłam. Głosuję za przyjęciem propozycji chłopaka.

Ja i Ann wytrzeszczyłyśmy oczy, jak gdyby Atena właśnie biegała nago po tej ogromnej sali.

-Ekhm- odchrząknął Zeus- Dziecko rozkazuje nam, co mamy robić. Ale myślę...

-Wszyscy za.- wtrącił się Hermes.

Wszyscy bogowie podnieśli ręce.

-Dziękuję - powiedziałem. Odwrócił się, ale zanim wyszedł, odezwał się Posejdon.

-Gwardia honorowa!

Natychmiast do przodu wystąpili cyklopi, ustawiając się w dwa szeregi między tronami a drzwiami- tworząc dla Percy'ego rodzaj korytarza.

~*~

-OLIVIA BLACKELY!- krzyknęła Hera. Nikt chyba się nie spodziewał, że zrobi to właśnie ona.

No proszę, Święta Krowa czegoś ode mnie chce?- pomyślałam.

Tak jak inni wystąpiłam do przodu. Ukłoniłam się królowej bogów.

-Wstań.- powiedziała sztywno.

Zrobiłam, co powiedziała.

-Podczas wojny obserwowałam cię i zauważyłam, że też bardzo dzielnie walczyłaś.- rzekła jakby z pogardą w głosie.

-Przepraszam, co?- za mną odezwał się Percy, który stał obok Annabeth.

Zachichotałam i odwróciłam się w jego stronę.

-Perseuszu, twoja kolej już była. Teraz rozmawiam z twoją siostrą.- jej nozdrza lekko zadrgały.

-Tak...- Percy przewrócił oczami.

Spojrzałam znów na patronkę krów. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

-A więc, Olivio, mam dla ciebie propozycję, ale nie mogę jej omówić z tobą tak przy wszystkich. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.

Wszyscy spojrzeli na nią podejrzliwie, czemu zresztą sama się nie dziwię.

-Hero, czy coś przed nami ukrywasz?- spytał mój tata.

-Nie, Posejdonie. A teraz, Olivio, pozwól za mną.- wstała ze swojego tronu, zmieniła rozmiar na bardziej... ludzki, po czym wyprowadziła mnie z sali.

Poszłyśmy do jakiegoś ogrodu, znajdującego się w Wiecznym Mieście. Hera usiadła na trawie. Poklepała ręką miejsce obok siebie i spojrzała na mnie zachęcająco. Zmarszczyłam brwi. Niepewnie podeszłam do niej i spoczęłam przy niej. Hera wpatrywała się w horyzont. Otaczały nas przeróżne drzewa. Jedne miały czerwone pnie i żółte liście, inne wyglądały zupełnie normalnie. Były tam też krzaki malin, borówek i poziomek. Księżyczki rosły na prawie każdym kroku, co wyglądało naprawdę pięknie. Inne kwiaty też wyrastały z bujnej trawy, tworząc tym samym wielki, naturalny, kolorowy dywan.

-Piękny dzień, nieprawdaż?- nagle zwróciła się do mnie.

-Eee...- zaniemówiłam- Hero, zdaje się, że nie przyszłyśmy tutaj, aby rozmawiać o pogodzie. Miałaś dla mnie chyba jakąś propozycję.

-Ach, tak, no pewnie.- odpowiedziała.

-A więc...?- byłam zdziwiona jej nad wyraz miłym zachowaniem. Normalnie potrafiłaby ochrzanić i spalić herosa na popiół, od tak, gdyby miała taką zachciankę. Kiedyś podobno miała takie zamiary co do Percy'ego, ale to pomińmy.

-Ehh... dobrze, wystarczy tego dobrego. Próbowałam być miła, ale to działa źle na moją boską psychikę.- odetchnęła- A więc, Olivio, zacznijmy od tego, że mam co do ciebie i innych herosów różne plany na przyszłość.

-Co?

-Daj mi skończyć.- powiedziała sztywno- Jeśli chodzi o ciebie, to chcę, abyś została dyrektorką nowego obozu szkoleniowego dla półbogów greckich i tych... innych, w każdym razie za jakiś czas się dowiesz. Najpierw jednak będę musiała poddać cię pewnej próbie. A może kilku próbom? Zobaczymy... Czy zgadzasz się?

-Ja... eee...- jąkałam się. Coś mi tu śmierdziało typową Herą. Ona nie mogła mieć dobrych zamiarów. Już chciałam powiedzieć stanowcze ,,nie", jednak dzisiaj wszyscy zaskakują wszystkich- No, dobrze, tak. Jeśli mogę wiedzieć, co to za próba?

-Przekonasz się.- wstała z trawy. Stanęła przede mną i uniosła ręce ku górze- A więc niech tak się stanie.- powiedziała, a mnie oślepił jasny blask, jak gdyby grecki ogień mógłby być biały. Potem nie pamiętam już nic...

Tak, Miśki, to już ostatni rozdział w tej części. Jednak nie martwcie się, nie zostawię was tak, o nie, tak szybko się mnie nie pozbędziecie. Już niedługo pojawi się pierwszy rozdział nowej książki ,,Nazywam się Olivia Blackely i prowadzę Obóz Pojednania". A tak oto będzie wyglądać okładka nowej, drugiej części:

Także zapraszam was do czytania nowej części, której pierwszy rozdział pojawi się już niebawem! ;))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top