Rozdział 30- Dostaję swój prezent od Posejdona.
Weszliśmy z powrotem do domu i musieliśmy się przebrać, bo mieliśmy mieć za pół godziny spotkanie ze wszystkimi bogami. Poszłam do naszego pokoju i wybrałam ubranie. Założyłam długą, lekką, niebieską suknię z falbanką na dekolcie i do tego jeszcze brązowe, wysokie sandały na obcasach. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Użyłam jasnego cienia do powiek, zrobiłam ciemniejszą kreskę, usta pomalowałam różową, matową szminką. Na policzki nałożyłam delikatny róż i byłam gotowa.
Poszłam sprawdzić, jak się mają dziewczyny. Okazało się, że całkiem nieźle.
Silena miała na sobie piękną suknię, na której górze były poprzyklejane białe kwiatki, a cała reszta była zrobiona z jasno różowego tiulu. Włosy lekko podkręciła i rozpuściła. Suknię miała tak długą, że nie spostrzegłam butów. Na twarzy zrobiła lekki makijaż, jedynie mocniej podkreślając usta.
Cari ubrała się w długą czerwoną suknię bez ramiączek. Na szyi zawiesiła przylegający biało- złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie serca. Jej makijaż był nieco mocniejszy, ale to tylko dlatego, że użyła ciemniejszego cienia do powiek i eyelinera. Włosy spięła w gruby kok na czubku głowy, a paznokcie zdążyła pomalować na biało.
Alex założyła długą suknię w odcieniach szarości. Na górze były przyklejone ciemne kryształki, a dół był wykonany z tiulu. Na szyi, nad wcięciem w dekolcie, miała srebrno- złoty naszyjnik z jej imieniem. Włosy miała rozpuszczone, a makijaż ciemny. Wyglądała pięknie.
Każda z dziewczyn bardzo się postarała o swój wygląd. Gdy poszłam sprawdzić jak radzi sobie Will, nie sądziłam, że aż tak dobrze.
Kończył właśnie zapinać kremową marynarkę. Pod nią miał cienką, lekko rozchyloną, brązową koszulę. Na lewą rękę założył skórzany zegarek, a na nogi kremowe spodnie. Jedyną niespodzianką były czarne trampki na nogach.
-Emm... Will, ty idziesz w tych trampkach?- zapytałam nieco zdziwiona.
-No, tak, a co?- odrzekł.
-Bo... tak jakby...
-Wiem, nie pasują do reszty ubrania, ale bez przesady.
-Will, ale my idziemy na uroczyste spotkanie z bogami.
-No i co?
-Jak to co? Przecież to są bogowie, a nie jacyś tam śmiertelnicy!
-No, wiem, ale...
-Żadnego ale.- powiedziałam stanowczo- Nakładasz natychmiast jakieś bardziej poważne buty.
-Ale Olivia, daj spokój...
-Nie, Will, ubierz się porządnie.
-Twierdzisz, że źle się ubrałem?- zaśmiał się i pokazał na swoją marynarkę.
-Tak.- też się zaśmiałam i pokazałam na jego trampki.
On tylko popatrzył na mnie badawczo, nic nie powiedział.
-Eeem... Will, co tak na mnie patrzysz?- zapytałam zdziwiona.
-Och, nic...- i poszedł zmienić buty.
Ja tylko wyszłam na zewnątrz i czekałam na resztę. Pierwsza pojawiła się Alex, potem Cari, a na końcu Silena. Jeszcze tylko Willa z nami nie było.
Po chwili jednak wyszedł ze środka i stanął obok mnie.
-To jak, idziemy?- zapytał.
-Em, no pewnie!- odpowiedziała ochoczo Cari.
Blondyn zaprowadził nas na górę. Zastaliśmy tam wszystkich bogów, włącznie z Posejdonem i Hadesem, siedzących na swoich ogromnych tronach. Były wielkości, co najmniej, słonia (jak nie więcej). Każdy był inny, odzwierciedlał swojego właściciela.
Gdy weszliśmy do sali, wszystkie oczy zwróciły się na nas.
-Witajcie, półbogowie!- zaczął Zeus, pstryknął palcami, a przed nami pojawiło się pięć złotych tronów- Usiądźcie.- wskazał na błyszczące siedzenia.
Zrobiliśmy, co powiedział, po czym Posejdon zmniejszył się do naszego rozmiaru. Od razu wstałam. Trzymał w ręce metrową wersję Trójzębu. Przedmiot cały się błyszczał. Wyglądał tak samo, jak ten prawdziwy, mojego taty, tyle, że był zdecydowanie mniejszy. Bóg Mórz podał mi go, a ja dalej stałam tam zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek powiedzieć, z rozdziawioną buzią.
W końcu Posejdon przerwał ciszę:
-I jak, podoba ci się?- zapytał.
-J-ja...- zaczęłam się jąkać- N-nie... nie wiem co powiedzieć.- wydusiłam w końcu.
-Może, że ci się podoba, i że dziękujesz?- szepnęła do mnie Cari.
Na to się cicho zaśmiałam.
-Tak, Posejdonie, dziękuję.- odpowiedziałam na jego pytanie- Czy... czy on działa tak samo, jak ten twój?- spytałam.
-Nie do końca.- zaczął- Ma wszystkie takie same moce, jak mój, ale działają one ze zdecydowanie mniejszą siłą.
-Och, to cudownie!- wykrzyknęłam rozradowana- Czy... czy mogę...?- spytałam po chwili.
Posejdon chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo pokazał gestem, żebym śmiało podeszła. Uśmiechnęłam się na to. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Tak w zasadzie, to jeszcze nigdy go nie przytuliłam. Chyba po prostu nie było okazji, albo... W sumie, to sama nie wiem.
Kiedy już skończyliśmy swojego przytulasa, popatrzyłam jeszcze na niego i powiedziałam ciche ,,Dziękuję".
Później zwróciłam się do moich towarzyszy, uśmiechnęłam się, pokazałam im swój prezent, po czym znowu odwróciłam się w stronę bogów.
Apollo nie zwracał uwagi na mnie i tatę, tylko patrzył ciągle na Alex. No, jak się ma na sobie taką suknię, to trudno nie być obiektem zainteresowań.
Ares patrzył na moją nową magiczną broń z takim zachwytem, jak małe dziecko na pysznego lizaka czy cudowną lalkę. Ogółem mówiąc: wyglądał jak dzieciak! W duchu zaśmiałam się na jego wyraz twarzy.
Zeus patrzył na mnie z przerażeniem, jak i, nie, nie wiem, czy na pewno, podziwem...? Było to dziwne, ze względu na to, że nie miałam przecież w planach wysadzenia Olimpu albo Podziemia. Poza tym, kilka lat temu oskarżył mnie i Percy'ego o kradzież jego Pioruna, więc nie wiedziałam, czemu patrzył na mnie z podziwem.
Hera też nie była zbytnio zadowolona widokiem mnie z taką bronią. Ona po prostu w ogóle z niczego nie była zadowolona. O, pewnie sobie myśli teraz ,,ech, nie dość, że przyszli na moją chatę, to jeszcze dają sobie prezenty, które mogą mi ją rozwalić w drobny mak! A, trudno, jak zginą mieszkańcy Wiecznego Miasta, źle, że mi się może coś stać!". No wiecie, coś w tym stylu.
Afrodyta patrzyła dumna to na swoją córkę, Silenę (pewnie dlatego, że tak pięknie się ubrała), to na mnie, ale muszę powiedzieć, że widok jej oczu świecących się tylko w kierunku mojego Małego Trójzębu był niezapomniany. Zaśmiałam się cicho na to spojrzenie.
Silena patrzyła na mój prezent ze łzami w oczach, a ja wiedziałam, dlaczego. Ostatnio Percy wyruszył na misję z Beckendorfem, ale wrócił tylko mój brat. Charles zginął, a to od niego dostałam na Gwiazdkę podobny Trójząb. Tyle, że ten od Posejdona był mniejszy, a od syna Hefajstosa był takich samych rozmiarów, co ten mojego taty.
Rozumiałam załamanie córki Afrodyty. Ciągle coś jej przypominało o śmierci ukochanego. Było mi jej strasznie szkoda, bo zdecydowanie nie zasłużyła na to.
A wszystko to nigdy by się nie stało, gdyby Luke nie uważał, że Hermes zupełnie go porzucił.
I gdy pomyślałam o Luke'u, od razu przypomniała mi się sytuacja, kiedy go spotkałam, a on próbował mnie namawiać, żebym do niego dołączyła.
Było to zeszłego lata, gdy pojechałam z mamą, Percym, Paulem i Sally na kemping do lasu, niedaleko granic Obozu.
Własnie rozkładaliśmy nasze namioty, kiedy Percy krzyknął:
-No, to kto idzie ze mną po drewno do ogniska?
- Hmm, w sumie ja mogę z tobą pójść.- zgodziłam się.
-Ok,- uśmiechnął się- mamo, razem z Oli idziemy do lasu!
Sally przytaknęła, a my skierowaliśmy się pomiędzy drzewa.
Szliśmy jakiś czas, kiedy nagle coś wyskoczyło zza krzaków. Spojrzeliśmy na ziemię i okazał się to być słoik z czymś zielonym w środku.
Grecki ogień.
Zaklęłam pod nosem, chwyciłam brata za ramię i oboje jak najszybciej uskoczyliśmy przed wybuchem. Kto mógłby nas znaleźć w środku lasu? Specjalnie szukaliśmy takiego miejsca, żeby nikomu nie przyszło do głowy, że możemy tam być.
Zielony dym powoli opadał, a z niego wyszedł nikt inny, jak właśnie Luke, syn Hermesa. Zbliżył się do nas, spojrzał najpierw na mnie, potem na Percy'ego, po czym pstryknął palcami i za nim pojawiły się dwie uzbrojone drakainy. Wskazał na mojego brata, a wężowe kobiety chwyciły go za ramiona i pomimo jego oporów pociągnęły w głębszą część lasu.
-Luke, czego chcesz?- syknęłam, nadal siedząc na ziemi.
-Och, Olivia,- pokręcił głową- ja nie chcem niczego.
-Aha, patrz, bo ci jeszcze uwierzę.- skomentowałam z przekąsem- Po prostu mów!
-Skoro chcesz, ok...- przystąpił z nogi na nogę- Wiesz przecież, że bogowie wcale nie dbają o swoje dzieci...
-Wcale nie! Co jakiś czas rozmawiam z moim tatą!- oburzyłam się.
-Daj mi skończyć!
-Nie, jeśli nie wypuścisz Percy'ego!
-To było po to, abyś myślała racjonalnie, rozumiesz?
-Luke, ja już nic nie rozumiem... Kiedy się poznaliśmy, byłeś... dobry, a teraz... Wybacz, ale trudno mi zrozumieć, dlaczego tak bardzo nienawidzisz bogów.
-Bo oni mają nas głęboko gdzieś!- krzyknął wściekły- Posługują się nami jak pionkami!
-Luke, zrozum, to wcale nie do końca tak wygląda...
-Jak nie, skoro tak! Wysyłają nas na misje, nie obchodzi ich nasz los! Zginiemy? Nie ma sprawy! Zrobi się nowych!- krzyczał.
-Luke, nie wiem czy wiesz, ale po bitwie w Labiryncie Dionizos był zupełnie załamany śmiercią Kastora. To jest przykład, że bogom na nas zależy.
Po chwili głos Willa wyrwał mnie z zamyśleń:
-Bogowie, Olivia wybrała mnie, Alexis, Caroline i Silenę, abyśmy jej pomagali w rozmowach z potencjalnymi sojusznikami, oraz tymi, którzy nas zdradzili, żeby przekonać ich do powrotu na naszą stronę.- zaczął- Chciałem tylko zapytać, z kim jutro będziemy rozmawiać?
-Jutro? Hmm...- głos zabrał Zeus- Chyba z Hekate, albo Prometeuszem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top