♎Rozdział 9♎

Rowney zastygł w bezruchu. Lara spostrzegła pulsującą żyłkę na jego skroni oraz zmartwiony wyraz twarzy i już wiedziała, że jest gorzej, niż mogłoby się jej wydawać.

– Znów to samo – wymamrotał, po czym zwrócił się do Lary. – Na dzisiaj to tyle. Możesz odejść.

Dziewczyna skinęła głową i opuściła gabinet. Chociaż była ciekawa całego zajścia, wolała nie ryzykować złapaniem na podsłuchiwaniu. Rowney nie był głupcem i na pewno zorientowałby się, że ktoś stoi pod drzwiami. Nie miała zamiaru powtarzać błędów z przeszłości. Przyjęła sobie za punkt honoru zaskarbienie jego zaufania.

Jednocześnie nie mogła przestać myśleć o tym, co stało się przed chwilą. Wydobyła z siebie energię i przywołała magię. Gdyby ktoś miesiąc temu powiedział jej, że magia istnieje, popukałaby się w czoło i kazała mu odwiedzić psychiatrę, a teraz sama z niej korzystała. Chciała opanować tę sztukę jak najlepiej. Zrobiłaby wszystko, co mogło by jej się przydać podczas konfrontacji z Billiusem Doosterem czy Loganem i zwiększyło szansę na wygraną.

Postanowiła, że uda się do sali treningowej. Potrzebowała porządnej dawki adrenaliny, jaką mógł zapewnić jej tylko intensywny pojedynek. Wiedziała jak się tam dostać dzięki mapie, którą uprzednio dobrze przestudiowała.

W pomieszczeniu roiło się od Strażników w różnym wieku. Jedni pojedynkowali się na przeznaczonych do tego matach rozłożonych na środku, drudzy celowali w umieszczone przy ścianach tarcze z łuku lub rzucali w nie nożami, a jeszcze inni układali broń na stojakach, gawędząc przy tym wesoło. Wszyscy mieli na sobie stroje bojowe, składające się z czarnych spodni i koszulek o tym samym kolorze. Niektórzy na T – shirty zarzucili bluzy z kapturem. Lara czuła się dziwnie w jeansach i wściekle fioletowej bluzce, ale kobieta zajmująca się wykonywaniem ubrań przystosowanych do walki jeszcze nie zdążyła dokończyć stroju przeznaczonego dla niej.

Lara podeszła do stojaków i sięgnęła cztery krótkie, idealnie wyważone noże. Przejechała palcem po gładkiej, lśniącej stali, a następnie obejrzała każdy z nich ze wszystkich stron. Nie były uszkodzone ani brudne. Zapewne zawdzięczały to powieszonej na drzwiach tabliczce z napisem "jeżeli nie wyczyścisz broni po jej użyciu, następnym razem będziesz polerować cały arsenał". Podejrzewała, że Rowney miał swoje sposoby na dowiadywanie się, kto nie zastosował się do polecenia.

Stanęła naprzeciwko jednej z tarcz i zacisnęła palce na rękojeści noża. Zmrużyła oczy, uważnie przyglądając się celowi. Wypuściła ostrze z ręki, a ono przeszyło powietrze i wbiło się w sam środek.

– Całkiem nieźle, powiem ci.

Odwróciła się i zobaczyła średniego wzrostu chłopaka z łukiem w ręku i kołczanem na ramieniu. Jego włosy, ciemne jak jej własne, sterczały na wszystkie strony, a twarz była umorusana jakąś ciemną mazią. Jarzące się na zielono oczy bystro taksowały ją od stóp do głów. Wzruszyła ramionami i rzuciła nożem raz jeszcze. Pofrunął i utkwił w docelowym punkcie.

– Jesteś Lara, tak? – kontynuował chłopak. – Will mi o tobie opowiadał.

Dziewczyna skrzywiła się.

– Zapewne nie były to miłe rzeczy.

– No, raczej nie – przytaknął.

Bez wysiłku napiął cięciwę łuku i wypuścił strzałę.

– Powiedział, że jesteś nieogarnięta, arogancka, wredna i nie myślisz.

Lara przewróciła oczyma. Nie znała Willa długo, ale już wiedziała o nim co nieco i nie spodziewała się, że powie coś miłego na jej temat.

– Powiedz mu, że oprócz tego, że jestem nieogarnięta, arogancka, wredna i nie myślę, jestem też wścibska, dociekliwa i nie odpuszczam. Aha, i że pozdrawiam X. C. Zrozumie aluzję.

Brunet roześmiał się.

– Jestem Charlie Marshall – przedstawił się. – Will to mój najlepszy kumpel.

Lara uniosła brew.

– To taki ktoś jak on w ogóle ma kumpli?

– A taki ktoś jak ty ma w ogóle koleżanki? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

– Nie – odparła stanowczo Lara. – Byłam okropna, nikt mnie nie lubił. Dopiero niedawno to zrozumiałam, ale chyba lepiej późno niż wcale. Większość udawała, że mnie lubi dla korzyści. No, nie licząc Beth, ale ona...

Urwała. Zauważyła, że Charlie przygląda się jej bliźnie na policzku. Gdy dziewczyna go przyłapała, zaczerwienił się.

– Co ci się stało? – zapytał.

Lara spochmurniała. Nie chciała wracać do tego momentu.

– Nieważne – skwitowała. – Nawarzyłam tak dużo piwa, że wciąż muszę je pić. Wiesz, jakie to okropne być pijanym przez cały czas?

Chłopak parsknął śmiechem i szturchnął ją w bok.

– Fajna metafora.

Lara wyszczerzyła zęby.

– Dzięki. Ale zapewniam cię, że skutki nie są takie fajne. Macie tu jakiegoś trenera? – zmieniła temat.

– Tak, dwójkę – rzekł. – Seana i Willow. Ale treningi zaczynają się od trzeciej po południu, bo rano załatwiają jakieś sprawy dla Aleidu. Will mówił, że jesteś zarozumiała, ale ja uważam, że jesteś w porządku. Przynajmniej nie ściemniasz, tylko mówisz prawdę.

Lara uśmiechnęła się.

– Dzięki. Chociaż właściwie trochę naściemniałam. Próbowałam was wrobić, że jestem Lissą.

Charlie machnął lekceważąco dłonią.

– Eee tam. Każdy potrzebuje małej dawki emocji. Wiem, że zdążyłaś już znielubić Willa, ale on jest serio spoko. Przyjaźnimy się od lat.

– Mhm – mruknęła Lara.

Rzuciła nożem, lecz tym razem chybiła. Ostrze wbiło się kilka centymetrów od środka.

– Szlag – zaklęła pod nosem.

Wtem usłyszała trzy krótkie piknięcia. Dopiero po chwili zorientowała się, że w prawym rogu u góry sali wisi głośnik.

– Wszystkich zebranych prosimy o udanie się do sali głównej w trybie natychmiastowym – powiedział głos. Lara rozpoznała, że należy on do Rowneya.

Charlie poruszył sugestywnie brwiami.

Wygląda na to, że szykuje się niezła draka.

Lara wyszła za innymi z sali treningowej i ruszyła do sali głównej. W niej czekał już Rowney, państwo Vollayle i dwudziestu kilku dorosłych Strażników. Wszyscy mieli nietęgie miny. Lara wywnioskowała, że stało się coś bardzo złego.

– Nie będę owijać w bawełnę – zaczął Rowney. – Demony mordują śmiertelników.

Zapadła cisza jak makiem zasiał. Lara i Charlie wymienili pełne zdumienia spojrzenia. Napięcie momentalnie wzrosło.

– Nie jesteśmy jak Rada Strażnicza Billiusa Doostera, której to nie obchodzi – ciągnął. – Nie udawajmy, że to nie nasz problem. To jak najbardziej jest nasz problem. Jeśli śmiertelnicy dowiedzą się o demonach, Strażnikach i innych rasach, nadejdzie koniec. Ludzkość ogarnie przerażenie i chaos. Naszym zadaniem jest utrzymywanie istnienia świata nadnaturalnego w tajemnicy i obrona zwyczajnych ludzi. Nawet jako dowódcy Aleidu – powiódł wzrokiem po swoich towarzyszach – nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego sami, więc prosimy was, młodych, o pomoc. Podzielimy was na grupy. Każda z nich uda się do konkretnej dzielnicy Londynu i postara wyciągnąć informacje od jak największej ilości istot. Nieważne czy będą to wilkołaki, wampiry, syreny, ludzie czy demony, ważne, żeby były to fakty, a nie wasze wymysły. Morderstwa zdarzyły się w centrum miasta, dlatego też tam poślę tych starszych i bardziej doświadczonych. Pamiętajcie, żeby pod żadnym pozorem nie zdradzać śmiertelnikom prawdy. Na początek Westminster, gdzie zabito ponad dwudziestu z nich. Udadzą się tam Anabelle Vollayle, Elisabeth Glenmore, Larissa Glenmore, William Treevor, Alexander Wayatt i Charles Marshall.

Lara w pierwszej chwili pomyślała, że się przesłyszała. Nie spodziewała się, że Rowney pozwoli jej uczestniczyć w tak ważnej misji. Gdy szok minął, uświadomiła sobie, że pewnie chce ją sprawdzić.

Kontynuował wywód, lecz dziewczyna nie przysłuchiwała się zbytnio. Dopiero, kiedy skończył przydzielać Strażników do dzielnic, ponownie skupiła swoją uwagę na jego słowach.

– Wasze misje nie mają określonego limitu czasowego – ogłosił Rowney. – Wróćcie, kiedy uznacie, że macie odpowiednią ilość informacji.

– Świetnie – mruknął Charlie. – Spełnienie moich marzeń. Wkrótce marzeń ściętej głowy, bo zapewne niedługo zginę heroiczną śmiercią, a...

Lara parsknęła.

– Heroiczna śmierć byłaby zaszczytem. Zapewne wszyscy zginiemy w jakiejś zatęchłej norze, czekając na śmierć i...

– Widzę, że poznałeś już naszą zagubioną księżniczkę?

Po samym tonie Lara poznałaby, że to Will. Zawsze zastanawiało ją, dlaczego najokropniejsi ludzie z reguły obdarzeni byli największą urodą. Z brązowymi, stylizowanymi na artystyczny nieład włosami i iskrzącymi niebieskimi oczami wyglądał dobrze, a nawet, co niechętnie przyznała przed samą sobą, bardzo dobrze. Logan też zawsze prezentował się nienagannie. Między innymi dlatego wpadł jej w oko, choć teraz uważała to za strasznie puste. Ją też kiedyś brali za słodką z powodu ładnej twarzy, ale teraz, dzięki bliźnie, sprawiała raczej wrażenie groźnej. 

– Witaj – zaszczebiotała. – Napisałeś może ostatnio jakiś ciekawy list? Ciekawe, czy Rowney o nim wie.

Will parsknął ironicznym śmiechem.

– Skoro jesteś zbyt głupia, by pojąć, że nie zrobiłbym tak idiotycznej rzeczy, to już twój problem, Glenmore. Wybacz, ale mamy misję. Jesteś tu od niedawna, więc może posłuchasz rady starszego, bardziej doświadczonego kolegi i chociaż na chwilę zamkniesz swoją śliczną buźkę?

Lara zacmokała.

– Nie myśl, że możesz mną rządzić, Treevor. Nie dam sobą manipulować.

– No nareszcie ktoś.

Nawet nie wiedziała, skąd tu się wziął Alex. Po chwili zjawiły się także Anabelle i Lissa. Dream team w komplecie, pomyślała sarkastycznie Lara. Zapowiada się ciekawy wypad, nie ma co.

– Musimy ustalić jakąś strategię. – Zauważywszy, że nikt nie zamierza podejść do sprawy na poważnie, Anabelle wzięła sprawę w swoje ręce. – Macie jakieś pomysły?

Will rozejrzał się wokół, zapewne sprawdzając, czy nikt nie podsłuchuje.

– Owszem – oświadczył. – Spotkajmy się przy wyjściu za piętnaście minut. Weźcie broń, zapasowe ubrania, jedzenie... A tobie, Wayatt, przydałby się ktoś, kto będzie myślał za ciebie.

Twarz Alexa przybrała odcień czerwieni.

– Niech ci się nie wydaje, że to ty będziesz tu dowodził, Treevor – wycedził. – Masz się za geniusza, ale jesteś frajerem.

Will nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Jedynie uśmiechnął się z wyższością.

– Cięta riposta, Wayatt – zakpił. – Kiedy wymyślisz coś mniej sztampowego, daj mi znać. Może wtedy zachce mi się odpowiedzieć ci w sposób dostosowany do twojego poziomu intelektualnego, bo póki co wydaje mi się, że bystrością to ty nie grzeszysz. Dobra, koniec tego dobrego – niespodziewanie skierował rozmowę na inne tory. – Mamy do załatwienia parę demonów i kilka niewiadomych do rozwiązania, więc idźcie po swoje rzeczy.

– Przestań się rządzić – syknęła Lara.

Will spojrzał na nią jakby była istotą z innej planety.

– Czyżbym pokrzyżował ci plany?

– Zamknijcie się wreszcie! – krzyknęła Lissa. – Na naszych barkach spoczywa duży ciężar. Powinniśmy już wyruszać, a nie niepotrzebnie się ociągać.

– Lissa ma rację – poparła przyjaciółkę Anabelle. – Ruszcie się. Jeśli któreś z was się spóźni, będzie miało ze mną do czynienia.

– A tego byśmy nie chcieli – dokończyła szeptem Lara.

***

Gdy wielki zegar wiszący w sali głównej wybił godzinę czternastą trzydzieści, Lara stawiła się przed głównym wyjściem z plecakiem w ręku. Uzbrojona od stóp do głów, związała włosy w koński ogon, żeby nie przeszkadzały jej podczas walki. Na szczęście jakaś kobieta wręczyła jej strój bojowy, więc nie musiała walczyć w zwyczajnym ubraniu. Bo tego, że dojdzie do jawnej konfrontacji, była stuprocentowo pewna. Demony nie przegapiłyby okazji na zabicie kilku Strażników.

– No nareszcie – zganiła ją Anabelle, nakładając na wargi bezbarwną, ochronną pomadkę. – Wiedziałam, że przyjdziesz ostatnia.

– Wyrobiłam się w piętnaście minut, więc czego się czepiasz? – skwitowała dziewczyna i wzięła się pod boki. – To co, ruszamy?

– Jedna sprawa – przerwał jej Charlie. – Chodzenie po mieście w takich strojach byłoby bardzo hipsterskie, ale Rowney raczej nie chciałby, żeby śmiertelnicy widzieli ludzi z bronią, bo jeszcze zaczęliby wariować.

Will uniósł lewą brew i przeczesał włosy palcami.

– O tym też pomyślałem. Okryjemy się iluzją. Anabelle, ty, ja i Wayatt potrafimy zaczarować siebie nawzajem, ale Lissa i jej przeurocza siostrzyczka dopiero zaczęły uczyć się magii, więc musimy zrobić to za nie.

– Przeurocza siostrzyczka Lissy nie wyraża zgody na zaczarowanie przez pewnego jakże uprzejmego dżentelmena – sarknęła Lara. – Na pewno przemieniłby ją w pryszczatą grubaskę.

– Ja to zrobię – zaoferował Alex.

– Świetnie – odparła. – W takim razie chcę wyglądać jak Willa Holland.

Wlepił w nią zdezorientowany wzrok.

– Jak kto?

– Taka aktorka. Grała w Arrow – wyjaśnił Will. – Muszę cię zmartwić, Glenmore, ale nie zostaniesz w tej postaci na zawsze. Czar działa równo przez dwadzieścia cztery godziny. Poza tym, działa on tylko na śmiertelników. Wszyscy Strażnicy, demony, wampiry, wilkołaki i syreny widzą twoje normalne oblicze. I... – Urwał, widząc wyraz uznania w jej oczach. – Co?

– Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś tak beznadziejny jak ty, ogląda tak świetny serial – powiedziała. – Okej, kompani. Zabawmy się w Olivera Queena i uratujmy tych śmiertelników przed przebrzydłymi demonami. Czy stojąc z ostrzem przy ich gardle, będę mogła powiedzieć: "demonie piekielny, zawiodłeś to miasto"?

Will zaśmiał się cicho, ale zaraz spoważniał, uświadamiając sobie, że śmieje się z żartu dziewczyny, której przecież nie znosi. Charlie tymczasem trącił Larę w ramię.

– Chyba zaczynam cię lubić.

– Och, skończcie z tym kółkiem wzajemnej adoracji! – oburzyła się Anabelle. – Czas nas goni. Rzucajmy ten czar i chodźmy.

Stanęła przed Willem, który chwycił ją za ramiona i przymknął powieki. Po chwili jego dłonie zaczęły jarzyć się jaskrawym, zielonym światłem. Lara odwróciła od nich wzrok i zerknęła na Charliego, który przygryzł wewnętrzną stronę policzka i nieśmiało podszedł do Lissy. Ta tylko westchnęła i pozwoliła chłopakowi przelać na nią odrobinę swojej energii w postaci czaru.

– To co, jak konkretnie chcesz wyglądać? Nie mam zielonego pojęcia, kto to jest Willa Holland.

Lara parsknęła śmiechem i spojrzała Alexowi w oczy.

– Co ty robisz w wolnym czasie?

Blondyn wzruszył ramionami.

– Czytam. Głównie.

– Kiedy nie mogę spać, oglądam seriale – wyjaśniła Lara. – Trochę ich już widziałam. Nieważne zresztą. Zrób tak, żebym nie wyglądała jak potwór i będziemy kwita. To znaczy nie do końca kwita, bo póki co mam problem z używaniem magii... ale wiesz, o co mi chodzi.

Alex pokiwał głową i położył jej dłonie na barkach. Lara poczuła emanujące z nich ciepło, które kilka sekund później przenikło całe jej ciało. Ze zdumieniem spostrzegła, że świeci się na zielono. Zaraz jednak świetlista powłoka znikła, a ona nie odczuwała żadnej różnicy.

– Świetnie – podsumowała. – To jak teraz wyglądam?

Zanim Alex zdążył odpowiedzieć, Anabelle wtrąciła się do rozmowy.

– Zamiast wgapiać się w nią jak sroka w gnat, może poprosiłbyś kogoś, żeby zaczarował ciebie? – wysyczała.

Chłopak rozwarł usta, zaskoczony, że powiedziała coś takiego, Lara zaś uśmiechnęła się ironicznie. Anabelle prychnęła i złapała Willa za rękę.

– Może tobie uda się go ogarnąć – wycedziła. – Wayatt, mam nadzieję, że nie będziesz nas opóźniał. Wszyscy wiemy, że nie jesteś zbyt dobry w walce.

– Odezwała się mistrzyni, która zalała się łzami i pobiegła poskarżyć się rodzicom, gdy podobno mniej doświadczona dziewczyna wbiła jej paznokcie w rękę – odparowała Lara. – Co zrobisz, jeżeli ktoś cię zaatakuje, schowasz się za plecami swojego chłopaka?

– Lara! – wykrzyknęła zdegustowana Lissa.

– Co? Wiem, że wszyscy się jej boicie, bo ma bogatych i wpływowych rodziców, ale...

Syknęła, kiedy palce Willa zacisnęły się na jej przedramieniu.

– Dosyć, Glenmore – rzekł. – Nie wypowiadaj się na temat spraw, o których nie masz pojęcia. Idziemy? – rzucił głośno. – Straciliśmy masę czasu na głupoty.

Pchnął drzwi od siedziby Aleidu i wyszedł na zewnątrz, a za nim reszta.

Na widok wszechobecnej zieleni i pochmurnego nieba, Lara roześmiała się głośno. To było cudowne uczucie. Przez ostatnie kilka tygodni spędzonych w lochu zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś będzie mogła oddychać świeżym powietrzem.

– Przestań zachowywać się jak wariatka – wyszeptał Will do jej ucha. – Mamy udawać normalnych. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale chociaż się postaraj.

Lara postanowiła nie wdawać się w kłótnie, w końcu mieli ważną misję do wykonania.

– To co robimy? – spytała. – No wiecie, musimy mieć jakiś plan. Może...

– Przestań się rządzić, Glenmore! – wybuchła Anabelle. – Myślisz, że wszyscy będą cię uwielbiać i jesteś taka super, bo co?! Myślisz, że możesz mnie obrażać?! Nie znasz mnie, nie wiesz, przez co przeszłam, więc...

– Nie było w sklepie twojego rozmiaru? – zadrwiła Lara.

Gdy nikt się nie odezwał, zrozumiała, że tu musiało chodzić o coś głębszego. W duchu winszowała sobie wyczucia taktu, które było u niej bardzo znikome. Zdążyła podpaść praktycznie wszystkim członkom Aleidu, których poznała.

– Mam pomysł. – Will przerwał ciszę. – Podzielimy się na trzy grupy. Ja pójdę z Anabelle, Charlie z Lissą, a ta dwójka – wskazał na Larę i Alexa – razem. Użyjmy czarów tropiących i poszukajmy jakichś demonów. Mamy telefony, więc w razie czego będziemy w kontakcie.

– Jestem za – poparł go Charlie, a Lissa wywróciła oczyma.

– W takim razie do zobaczenia! – Lara przybrała dziarską minę, która zniknęła, kiedy tylko odwróciła się do wszystkich plecami.

Ruszyła szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie. Alex podążył za nią, wykrzykując jej imię. Zwolniła więc, nie chcąc mieć wroga w kolejnej osobie.

– Okej, wiem, że byłam wredna – przyznała, zanim chłopak chociażby otworzył usta. – Możesz mi wytłumaczyć, o co chodziło Vollayle?

Alex potarł nerwowo podbródek i chwycił ją pod ramię. Lara, zdziwiona tym gestem, na moment osłupiała, ale zaraz odzyskała rezon i z wdziękiem dostosowała się do jego tempa. Liczyła, że podchwyci on wątek Anabelle, lecz nic takiego się nie stało. Zamiast tego prowadził ją przez coraz to nowe londyńskie ulice, co uświadomiło dziewczynę, że ma w tym wszystkim konkretny cel. Nie protestowała, bo łudziła się, że jakieś miejsce w pobliżu ma konkretny związek z tą sprawą, ale gdy Strażnik wprowadził ją w małą, podejrzanie wyglądającą uliczkę, zatrzymała się gwałtownie i wbiła mu paznokcie w nadgarstek tak mocno, że aż syknął.

– Mógłbyś mi odpowiedzieć? – zapytała z pozornie stoickim spokojem. – Rozumiem, że to tabu, ale jeżeli będę znała prawdę, to może nie popełnię tego samego błędu drugi raz.

– Może i nie – odparł Alex. – Popełnisz go jeszcze po raz trzeci, żeby mieć pewność, że to, co robisz, jest złe.

Lara odchyliła głowę do tyłu i wybuchła szczerym śmiechem.

– Poznaliśmy się zaledwie trzy dni temu, a ty już znasz mnie lepiej, niż rodzona matka.

Przez twarz Alexa przemknęło coś na kształt rozbawienia, które zaraz zastąpiła powaga. Wyzwolił rękę z jej uścisku i nachylił się.

– Nigdy nie poruszaj tego tematu – wyszeptał. – Państwo Vollayle są... wpływowi. W sierpniu ubiegłego roku Anabelle zaczęła spotykać się z takim jednym chłopakiem. Byli razem szczęśliwi do stycznia, bo pewnego dnia wyruszyli na misję i nie wrócili w określonym terminie. Okazało się, że koleś był psychopatą na służbie u demonów. Zamknął ją w jakiejś dziurze i torturował, żeby wycisnąć z niej informacje. Anabelle bardzo to przeżyła. Chyba naprawdę go kochała. Will pomógł jej się po tym wszystkim pozbierać. Jakoś tak wyszło, że zostali parą. Proszę, nie bądź dla niej... taka, jak jesteś. Jej rodzice mają kontakty wszędzie. Wywalą cię na bruk i co wtedy zrobisz?

Lara spojrzała na wiszący obok drewniany, podniszczony szyld z niewyraźnym napisem, by uniknąć wzroku Alexa. Nie sądziła, że zachowanie Anabelle ma jakikolwiek podtekst. Zdawało jej się, że dziewczyna jest po prostu rozpuszczona, ale teraz zaczynała ją rozumieć. Odcinała się od innych, żeby znów nie zostać skrzywdzona. Doskonale rozumiała jej postawę. Wcale nie podobał jej się fakt, że są do siebie bardziej podobne, niż mogłoby się wydawać. Może właśnie dlatego nie były w stanie znaleźć wspólnego języka.

– No cóż – skwitowała. – Nic z tym nie zrobimy. A odpowiadając na twoje pytanie odnośnie wyrzucenia na bruk: zapewne nauczyłabym się lepiej władać magią i zrobiła rozróbę, jakiej świat nie widział. Ale nie przejmuj się, nic by ci się nie stało. Jako jedyny nie skreśliłeś mnie na starcie. Wyczaruję helikopter i poślę ciebie oraz Lissę na szczyt Wieży Eiffla. Postaram się, żeby moje płomienie tam nie dotarły.

Chciała rozluźnić atmosferę, lecz jej słowa odniosły efekt odwrotny od zamierzonego.

– Nigdy nie wiem, kiedy żartujesz – wyznał. – Pohamuj trochę ten swój czarny hu...

Urwał gwałtownie i skrzywił się. Wtem podskoczył, jak gdyby jego ciało przeszył prąd, i upadł na ziemię. Jego ciałem wstrząsały torsje, które wraz z upływem czasu nasilały się. Lara zrobiła szybkie rozeznanie terenu, ale nie widziała w pobliżu żywej duszy. Pochyliła się nad chłopakiem, który zacisnął palce na przegubie jej lewej dłoni, przez co wylądowała na szorstkim bruku. Wymierzyła mu kopniaka w splot słoneczny, dzięki czemu mogła się wyswobodzić. Zdzieliła go otwartą dłonią w policzek, a on zamarł.

– Alex? – rzekła, badając jego puls.

Nie miała pojęcia, co w niego wstąpiło. Na całe szczęście oddychał normalnie. Potrząsnęła nim mocno, lecz nie reagował.

– Larissa Katherine Glenmore. – Głos, który usłyszała, przeszywał powietrze niczym stal. Był zimny, cyniczny i niepokojąco opanowany. – Jak miło mi cię widzieć. Chyba nie myślałaś, że możesz się tak po prostu ukryć?

Lara powoli odwróciła się, chwytając za rękojeść przypasanego miecza. Stała twarzą w twarz z demonem.

Rozdziały z reguły pojawiają się w weekend, ale tym razem zrobiłam wyjątek, bo wyjeżdżam jutro na narty do Austrii i wracam dopiero w przyszłym tygodniu^^ Zdradzę Wam, że od tego rozdziału zaczyna się prawdziwy rollercoaster! Opisów zrobiło się trochę mniej od piątego rozdziału (moi bohaterowie musieli się wygadać xD), ale teraz znów będą dominować. Szykujcie się na porządną dawkę emocji! Ja znikam, a Wam życzę miłej lektury :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top