♎Rozdział 5♎

Lara osłupiała. Wiedziała, że Lissa musi być do niej podobna, ale nie sądziła, że aż tak. Pomijając fryzurę, ubiór i fakt, iż ona była zbyt chuda, poturbowana i miała długą, szpetną bliznę na policzku, były identyczne.

– Tak, ja też chętnie się dowiem, co tu zaszło. – Z miejsca wstał średniego wzrostu szatyn. – Rick, to twój nowy, głupi plan?

– Nie! – oburzył się Richard. – Przyrzekam, to musi być ona! Tylko nic nie pamięta i...

– Typowa zagrywka – przerwał mu mężczyzna. – Myślałem, że jesteś rozsądniejszy i nie dasz się nabrać na taką głupotę. Przecież ona może być czyimś szpiegiem!

Larze zrobiło się go trochę żal. Widziała, że się starał. Nie chciała rujnować mu życia i kariery, ale obawiała się przyznać, że nie jest Lissą. Prawdopodobnie zostałaby wyrzucona na ulicę lub zabita.

Odwagi, nakazała sobie w myślach. Nie jesteś jakąś tam przypadkową panienką, która boi się prawdy. Nazywasz się Larissa Glenmore i choćby nie wiadomo co, znajdziesz jakiś sposób by przeżyć i uciąć Doosterowi ten nadęty łeb.

– Dobra, przyznaję się – oświadczyła. – Wcale nie jestem Lissą.

Richard wydał z siebie przeciągły jęk.

– Serio, laska?! Słuchaj, wymieniłem telefon na informację o miejscu twojego pobytu! Ściemniałem, mówiąc, że utopiłem go w kałuży.

Lara drgnęła, tknięta złym przeczuciem.

– Kto to był? Taki wysoki szatyn, mniej więcej w moim wieku? Czy może ktoś inny? Słudzy Doostera na pewno mnie już szukają.

Zorientowała się, że powiedziała zbyt wiele, gdy większość zebranych znieruchomiała.

– Skąd wiesz o Doosterze? – zapytał barczysty mężczyzna o śniadej skórze.

Lara skrzyżowała ręce na piersi.

– A skąd ja mam wiedzieć, że nie jesteście po jego stronie?

– Tak jakby co, to jesteś na naszym terytorium, więc chyba nie masz wyjścia i musisz się przyznać, jeśli nie chcesz stracić głowy.

Te słowa wypowiedział siedzący w rogu chłopak. Wyglądał na maksymalnie dziewiętnaście lat. Miał ciemnobrązowe włosy i przewiercał Larę spojrzeniem granatowych oczu na wylot.

– Groźby nie robią na mnie wrażenia. – Strażniczka roześmiała się. – W ciągu ostatnich kilku tygodni grożono mi nieustannie, więc przestałam się przejmować. – Odgarnęła włosy na jedno ramię.

– Will – syknęła jakaś dziewczyna siedząca obok niego, o długich, jasnych kosmykach, opadających falą na plecy. – Nie bądź nieuprzejmy. Nazywam się Anabelle Vollayle – rzekła do Lary. – Lepiej, żebyś zaczęła mówić. Jeżeli wszystko wyśpiewasz, zostanę twoją przyjaciółką. Mogę nauczyć cię lepiej walczyć, zapoznać cię z fajnymi ludźmi... Oczywiście o ile nie jesteś szpiegiem.

– Dziękuję, nie skorzystam – ucięła Lara.

Anabelle otworzyła perfekcyjnie umalowane różową szminką usta ze zdziwienia.

– Słucham?

– Umiem walczyć – zapewniła Lara. – Ludzie, których uważałam za fajnych mnie zawiedli, więc wolę działać na własną rękę, wybacz.

– W takim razie zawalcz ze mną – rzuciła blondynka.

Lara wzruszyła ramionami.

– Nie ma sprawy, tylko dajcie mi miecz.

Chłopak nazwany Willem parsknął śmiechem.

– Jesteś bardzo pewna siebie. Wiesz, że Anabelle jest najlepiej walczącą tu dziewczyną? Poza tym, ekhem... Nie wyglądasz na zdrową.

– Co cię obchodzi jak wyglądam – odparowała Lara. – Umiem walczyć, co zaraz wam udowodnię.

Richard uniósł dłoń.

– Ja ci wierzę – odparł. – Nie każda nastolatka pokonałaby Avę Patelle w walce wręcz.

Szatyn, który nalegał, by Lara opowiedziała swoją historię, spojrzał na nią z zainteresowaniem.

– Pokonałaś Avę Patelle? Przywódczynię klanu wampirów?

Lara skinęła głową.

– Nie było trudno.

Anabelle prychnęła.

– To tylko wampirzyca. Dajcie jej jakąś broń. Panie Rowney, czy mogę...

Mężczyzna, który okazał się nazywać Rowney, nie udzielił jej swojego pozwolenia.

– Anabelle, spokojnie. Jesteś bardzo dobra, wszyscy to wiemy, ale...

– Najlepsza – podkreśliła. – Nie pozwolę, żeby ten frajer przyprowadzał tu zdrajców.

– Anabelle – rzucił Will. – Wszyscy to wiemy. Jesteś tu najlepsza, więc...

– Musisz tak mówić, bo jesteś jej chłopakiem.

Powiedział to jakiś blondyn w kwadratowych okularach. Na widok Lary uśmiechnął się przyjaźnie, więc ona odpowiedziała mu tym samym. Albo przynajmniej spróbowała.

– Wciąż pozostaje lepsza od ciebie, Wayatt – odparł Will. – Ona przynajmniej trenuje. Ty tylko siedzisz z nosem w książkach, analizując najwyższe stężenie kwasu siarkowego sześć.

– Dziewięćdziesiąt osiem procent, ciecz nazywana oleum – rzuciła Lara. – Trzeba być amebą, żeby tego nie wiedzieć.

– Idealne dla Wayatta – przytaknął jej Will. – On to jest taką amebą, że aż porusza się na nibynóżkach.

– Dość – przerwał im Rowney. – Williamie, Alexandrze, pohamujcie się choć raz. Z chęcią wysłucham historii naszej koleżanki. Konkurs wiedzy biologiczno-chemicznej zostawmy sobie na później.

Alexander przewrócił oczyma i wlepił pełen złości wzrok w Willa, który tylko cwaniacko się uśmiechnął. Lara uznała, że chętnie starłaby mu z twarzy ten uśmieszek. Najlepiej pięścią.

– Ale co mam takiego powiedzieć? – zapytała.

– Wszystko – odrzekł. – Jakim cudem się tu znalazłaś? Posłuchaj, nikt z nas nie chce dla ciebie źle. Nie jesteśmy po stronie Billiusa Doostera. Jeśli będziesz ze mną szczera, ja będę szczery z tobą. My również jesteśmy Strażnikami.

Normalnie Lara nie spoufalałaby się z nowo poznanymi ludźmi, jednak wzmianka o niechęci do Doostera wzbudziła w jej sercu zaufanie. Nic tak nie łączy jak wspólny wróg, pomyślała z goryczą.

– Przysięgasz? – upewniła się.

W kulturze Strażników przysięga od zawsze była czymś niezwykłym o wielkim znaczeniu. Gdy Strażnik przysięgał z dłonią położoną na sercu oznaczało to, że nie kłamie. Gdyby taka przysięga okazała się fałszywa, zginąłby.

– Przysięgam, że powiemy ci prawdę. Opowiadaj.

Lara wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić. Począwszy na śmierci Bethany, a skończywszy na ucieczce z procesu i pojedynku z Avą, opowiedziała im całą swoją historię. Gdy zakończyła monolog i kątem oka zerknęła na prawdziwą Lissę, spostrzegła, że dziewczyna gwałtownie pobladła.

– Twoi rodzice... Joshua i Katherine Glenmore – wyjąkała. – Moi też się tak nazywali. A ja... ja nazywam się Elisabeth Glenmore.

Larze zdawało się, że coś źle usłyszała.

– To na pewno nie jest zbieg okoliczności? W sensie, że obie nosimy to samo nazwisko, a imiona rodziców... Dobra, to bez sensu! – wykrzyknęła i uderzyła dłonią w stół. – Wyglądamy tak samo, nasi rodzice nazywają się tak samo i mamy takie samo nazwisko. To jasne, że jesteśmy spokrewnione. Pytanie tylko, dlaczego żadna z nas o tym nie wiedziała?! Czemu nie byłaś w OTS – ie?

Lissa spuściła wzrok i zaczerwieniła się.

– Nigdy nie zadowalałam rodziców. Moje wspomnienia do dziesiątego roku życia są mętne, ale pamiętam, że wyrzucili mnie z domu. Powiedzieli, że jestem zbyt wrażliwa, uczuciowa, i że nie nadaję się na Strażniczkę Światła. Tobie tak nie powiedzieli?

– Nie – zaprotestowała Lara. – Wręcz przeciwnie, zawsze mnie chwalili. Byłam ich idealną córeczką, do czasu. Nie posiadali się ze szczęścia, kiedy zaczęłam chodzić z tym Loganem, który mnie wydał. Mówili, że...

Urwała, kiedy do jej uszu dobiegł pełen niedowierzania śmiech Willa.

– Dziewczyny zawsze lecą na bad boyów i dupków, a potem mają pretensje. Nigdy tego nie zrozumiem.

– Powiedz to swojej dziewczynie – mruknęła Lara.

Alexander Wayatt parsknął śmiechem. Ta dwójka najwyraźniej dość mocno za sobą nie przepadała.

– Przestańcie obrażać moją córkę – wycedziła ta sama blondynka, która na początku udzieliła reprymendy Richardowi. – Moja droga Larisso, chyba czegoś nie rozumiesz. Nazywam się Elaine Vollayle, mój mąż to Christian Vollayle, a moja córka to...

– Anabelle Vollayle? – strzeliła Lara. – Wiem, że wszyscy nosicie to samo nazwisko.

Elaine dosłownie zmroziła ją wzrokiem.

– Panie Rowney...

– Wiem, Elaine – uspokoił ją. – Dziewczyna wiele przeszła, była torturowana. Dajmy jej czas. Larisso...

– Proszę mówić mi Lara – wtrąciła.

– Laro, czy możemy odłożyć opowieść na jutro? Robi się późno, dochodzi dwunasta, a ty na pewno jesteś bardzo zmęczona.

Lara stanowczo pokręciła głową.

– Nie jestem zmęczona. Nie wyjdę stąd, póki nie dowiem się wszystkiego.

Rowney westchnął.

– Tak myślałem. Wobec tego usiądź.

Lara zrobiła to, o co poprosił i spojrzała na niego wyczekująco.

– Większość rzeczy, które ci wmawiano, były kłamstwem. Co wiesz o magii? – zapytał znienacka.

– To, że jest zła, wyniszczająca i wyginęła kilkaset lat temu – wyrecytowała.

– No właśnie. Magia wcale nie wyginęła. Została zakazana, owszem, lecz nie wymarła. Po rzekomym unicestwieniu jej przez Alberta Hamwaya spalono wszystkie magiczne księgi i zabroniono o niej wspominać. Wówczas pewien człowiek – notabene mój przodek, T. J. Rowney, założył tajną organizację mającą na celu kształcić potajemnie młodych magików, którzy normalnie byliby zabijani przez Radę Strażniczą. Jak wiesz lub nie, tylko Strażnicy Światła mogą posiadać dar magii. Śmiertelnicy są zbyt słabi by udźwignąć takie obciążenie, a inne rasy...

– Dlaczego są zbyt słabi? – przerwała mu Lara.

– Ponieważ mają słaby umysł. Łatwo nimi manipulować, są podatni na kuszenie demonów i nie wiedzą, co dzieje się naprawdę. Dlatego też nie każdy może władać magią. Magia to sztuka, Laro. Nie można jej sobie podporządkować.

– Czy to, co się ze mną stało, to była magia? – dociekała Lara.

– Tak. W dniu siedemnastych urodzin dar objawia się bądź nie. Nazywamy to BDP.

– Richard coś o tym wspominał – przypomniała sobie.

– Możliwe. Nie zgadłabyś jednak, co to znaczy.

– Bo ja to wymyśliłem – wciął się Will. Lara powoli zaczynała mieć go dosyć. Był tym irytującym typem chłopaka, który wiedział wszystko, umiał wszystko i udawał nieustraszonego, ale tak naprawdę traktował wszystkich z góry i uważał, że tylko on jest najlepszy. – To skrót od Bzdury Dla Publiki. Zasugerowałem, że WMM jest zbyt oczywiste i ktoś może się domyślić i tak oto powstało BDP.

– Prawdziwy z ciebie geniusz – sarknęła dziewczyna. – Wymyśliłeś skrót na trzy literki, wow. Ukłony, oklaski i co tam jeszcze, ale co oznacza WMM?

Will prychnął i sięgnął po trzy jabłka. Nagryzł jedno, a potem zaczął nimi żonglować.

– Wybuch Mocy Magicznej – wyeksplikował Rowney. – Dzień, w którym objawia się twoja moc. Dzień siedemnastych urodzin. Wówczas nie panujemy nad naszym darem. Jest to czas, w którym magia nami włada. Szczególnie silne emocje ją uwalniają. To dlatego wywołałaś pożar i uwolniłaś się z kajdan. Nie chciałaś zginąć. Kierowała tobą chęć zemsty na osobach, które zabiły twoją przyjaciółkę, zdradziły cię i torturowały. Następnie, gdy skoczyłaś z wieży, również czułaś to samo. Twój organizm automatycznie się wyleczył. Nie łudź się jednak, że tak będzie zawsze. Już jutro będziesz musiała uczyć się, jak przyzywać swoją wewnętrzną magię. Pamiętaj, że...

Owoce, którymi żonglował Will, wypadły mu z rąk i potoczyły się po stole. Chłopak chwycił jeden z nich i rzucił w czoło Alexandra.

– Dobrze się bawisz, Wayatt? Przestań mnie kopać pod stołem.

Blondyn zacisnął wargi w wąską kreskę.

– To mnie rozprasza, Treevor. Staram się słuchać. Na dodatek przeszkadzasz Larze.

Will zaśmiał się krótko i zagwizdał.

– Od kiedy obchodzi cię jakaś dziewczyna, Wayatt? Myślałem, że twoją jedyną miłością jest chemia nieorganiczna. Aha, i jeszcze fizyka kwantowa. Ups, chyba mamy trójkąt miłosny.

Blondyn zaczerwienił się.

– Zamknij się, Treevor. Myślisz, że jesteś taki fajny, bo umiesz walczyć, masz ładną dziewczynę i spędzasz przynajmniej trzy godziny dziennie przed lustrem?

– Wcale nie – oburzył się Will.

– Dzielę z tobą pokój, więc wiem. Zasługujesz na miano najgorszego współlokatora na świecie. Kiedy w końcu ogarniesz ten bajzel, który zalega pod twoim łóżkiem od czterch lat?

– Wtedy, kiedy Anglię zaatakuje armia wróżek na jednorożcach. Albo nie, kiedy znajdziesz dziewczynę. No dobra, jestem zbyt surowy. Armia wróżek jest bardziej realna.

– Macie osiemnaście lat, przestańcie zachowywać się, jakbyście mieli pięć – zganił ich Rowney. – Will, ja już nie mam na ciebie siły. Alex, po prostu go ignoruj.

Will uniósł dłoń.

– Hej, to nie zawsze moja wina.

Alex skrzywił się.

– Mhm, jasne.

Lara skrzyżowała ręce na piersi i przewróciła oczyma.

– Żenada – skwitowała. – Że niby on – wskazała na Willa – jest dorosły?

Will ponownie ugryzł jabłko i pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Jak widzisz. Nie myśl, że uda ci się owinąć wszystkich wokół palca. Już zdołałaś zmanipulować Ricka i tego frajera Wayatta, ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo. Ludzie, czy to nie podejrzane? – Rozejrzał się po zgromadzonych. – Przychodzi tu dziewczyna, gada bzdury, a wy jej wierzycie?

Lara nie dowierzała własnym uszom. Ten chłopak śmiał zarzucać jej kłamstwo i co jeszcze? Że niby ma być szpiegiem?

– Wykryłem w twojej opowieści kilka nieścisłości. Skoro utrzymujesz, że widziałaś śmierć przyjaciółki, dlaczego nic z tym nie zrobiłaś? Jak pokonałaś wampirzycę, skoro jesteś po torturach? Utrzymujesz, że cierpisz na bezsenność i dlatego zobaczyłaś wymykającego się Billiusa Doostera, a Richard powiedział, że spałaś podczas podróży tutaj. A poza tym... osoba po torturach nie powinna się tak zachowywać. Jesteś nieco zbyt nonszalancka i to się ze sobą nie łączy – rzucił, patrząc na Larę z szelmowskim błyskiem w oku.

Dziewczyna zagryzła zęby i zmroziła Willa wzrokiem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, już leżałby martwy.

– Nic nie zrobiłam, bo przytrzymał mnie Logan. Śledził mnie. Wampirzycę pokonałam, bo jestem dobra – wycedziła. – Ale szanowny pan chyba nie umie przyjąć do wiadomości, że ktoś oprócz niego może mieć jakieś umiejętności, prawda? Nikogo nie zmanipulowałam, jakbyś nie widział. Ciekawe jak? I dlaczego niby miałabym zachowywać się inaczej po torturach? Nie będę się przed nikim płaszczyć i nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie i użalać się nad sobą. Chcę walczyć i zabić Doostera.

Widząc politowanie malujące się na jego twarzy, Lara czuła, że zaraz wybuchnie.

– Spokojnie – odezwał się Alex. – Treevor po prostu nie może znieść, że nie wychwalasz go pod niebiosa i nie uważasz za ósmy cud świata.

Will nawet nie zwrócił na niego uwagi.

– Wnoszę wniosek o podanie jej Eliksiru Prawdy – oznajmił. – Nie wierzę jej.

– Popieram Willa – dołączyła się Anabelle.

Elaine Vollayle uderzyła w blat stołu otwartą dłonią.

– Ja również.

Willa poparła spora grupa osób. Lara przełknęła ślinę. Udowodnię im, że się mylą, podjęła decyzję.

– W takim razie zażyję ten eliskir – oświadczyła pewnie. – Może wtedy zobaczycie, że się nie mylę.

Rowney westchnął.

– Williamie, przynieś eliksir – polecił.

Will opuścił pomieszczenie, a po chwili pojawił się w nim znowu, z flakonikiem wypełnionym ciemnozielonym płynem. Rowney przejął go od niego i podał Larze.

– Pij – polecił. – Potem opowiedz całą swoją historię jeszcze raz. Nie próbuj kłamać. Za każdym razem, gdy to zrobisz, będziesz czuła się, jakby coś cię dusiło.

Lara wychyliła zawartość buteleczki i o mało nie zwymiotowała. Przełknęła całość i przybrała hardą minę. Opowiedziała wszystko od początku. Gdy skończyła, zapadła cisza.

– A nie mówiłem? – rzucił Alex do Willa.

– Zamknij się – syknął, po czym powiedział głośno: – A co, jeśli szpiegów Doostera uczy się przezwyciężać działanie takich eliksirów?

Lara odsunęła krzesło i wstała, nie spuszczając wzroku z Willa.

– Posłuchaj mnie – wycedziła. – Wolałabym umrzeć, niż służyć temu człowiekowi. Zabił jedyną osobę, na której kiedykolwiek mi zależało. Przysięgam, że gdy tylko nadarzy się okazja, zabiję go. Będzie cierpiał tak, jak cierpiałam ja, gdy zmagałam się z jej śmiercią. Wiesz, kto wtedy przy mnie był? Nikt. Może i masz super życie, pławisz się w luksusach i tracisz czas na układanie włosów, ale nie wiesz, kim jestem i co się ze mną działo. Chcę nauczyć się władać magią – rzekła donośnie. – Nie obchodzi mnie, jak trudne to jest. Nie obchodzi mnie, że jestem poszukiwana przez wszystkich Strażników z wyjątkiem was. Kiedyś osobiście poderżnę mu gardło i będę patrzeć z satysfakcją, jak błaga na kolanach o litość.

Nawet jeżeli wywarło to na nim jakieś wrażenie, zachował kamienną twarz.

– Mam swoje powody, by go nienawidzić – odparł wreszcie. – Jeśli pomożesz nam w odnalezieniu metody, by go zgładzić, to w porządku, jestem w stanie cię tolerować. Jeśli jednak okażesz się zdrajczynią... Doskonale znam sposoby działania wielu szpiegów. Spróbuj chociaż się z nimi skontaktować, a odetnę ci głowę tak szybko, że nawet nie zdążysz powiedzieć "zdrajcy zasługują na śmierć".

Lara była oszołomiona, choć nie dała po sobie tego poznać. Wiedziała, że jest w stanie spełnić tę groźbę.

– Dobrze, na tym zakończymy – przemówił Rowney. – Laro, Lissa da ci jakieś ubrania i lekarstwa. Zapewne chcesz też wziąć prysznic. Jutro wytłumaczę ci więcej.

Lara wyszła z sali za Lissą. Zauważyła, że dziewczyna cała drży. Pobladła, a wargi miała pogryzione aż do krwi.

– Nie mogę w to uwierzyć – wyrzuciła z siebie. – To znaczy, całkiem możliwe, że jesteśmy spokrewnione i... Jeju, zawsze chciałam mieć siostrę. Przyjaźnię się z Anabelle, ale to nie to samo.

No tak. Lara na moment zapomniała o tym, że Lissa może być jej siostrą.

– Tak, ja też się cieszę. Słuchaj... Możemy pogadać o tym jutro? – spytała. – Jestem zmęczona i muszę przemyśleć parę spraw.

Lissa zmarszczyła brwi.

– Ale... przed chwilą mówiłaś, że nie jesteś zmęczona i chcesz usłyszeć całą historię.

– Zmieniłam zdanie – skwitowała.

– Nie przejmuj się Willem – dorzuciła Lissa. – On tak zawsze. Kłamał.

Lara uśmiechnęła się, lecz nie było w tym nic radosnego.

– Najgorsze jest to, że niestety po części miał rację.

– Dobranoc, Lisso.

Strażniczka nieśmiało uniosła kąciki ust.

– Dobranoc, Laro.

Gratulacje, Glenmore, pomyślała Lara. Oficjalnie władowałaś się w kolejne bagno. I raczej prędko z niego nie wyjdziesz.

Miałam wrzucić później, no ale jakoś tak wyszło. Jutro jadę na narty z HJS4ever (właściwie to powinnam się teraz pakować, a nie publikować rozdział) i musielibyście czekać jeszcze trochę, dlatego jest teraz. Jak zwykle zachęcam do zostawienia gwiazdki lub komentarza!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top