♎Rozdział 29♎

@HJS4ever - tylko nie śmiej się za bardzo, małpo jedna.

  Lara ocknęła się na zimnej posadzce. Od razu poczuła się tak słaba, iż miała wrażenie, że zaraz ponownie straci przytomność. Powoli zaczęła przypominać sobie wszystkie wydarzenia sprzed minionego wieczora. Jęknęła cicho i spróbowała usiąść, lecz ciało odmówiło jej posłuszeństwa.

– Lara?

Znała ten głos. Znała go tak dobrze, że potrafiłaby rozpoznać go o każdej porze.

– Will – wyszeptała.

Mimo półmroku, była w stanie dostrzec jego twarz: niebieskie oczy i sińce pod nimi, popękane wargi, zapadnięte policzki. Włosy miał potargane, a ubranie brudne i dziurawe.

– Coś ty narobiła... – wymamrotał słabo. – Glenmore, do cholery, coś ty narobiła?

Lara pokręciła głową, ale nie umiała odpowiedzieć na pytanie. Chłopak z trudem wstał i podał jej rękę. Dźwignęła się na kolana i oparła o ścianę.

– Alice tu jest – oświadczyła. – Chciałyśmy cię stąd odbić i... Boże, Will. – Ukryła twarz w dłoniach. – Jestem tak głupia. Nie słuchałam się nikogo, a teraz skończę tutaj jako narzędzie mające posłużyć Lordowi Gavroche do zawładnięcia światem. Czemu on jeszcze tego nie zrobił? Ma środki i możliwości. Ma wszystko to, czego nie ma Aleid... Nigdy nie wygramy tej wojny. Nie ma takiej opcji, wszyscy jesteśmy zbyt słabi. Mój Boże, co ja narobiłam...

Will nie odezwał się ani słowem. Zamiast tego przysunął się nieco bliżej i objął ją ramieniem. Lara na moment wstrzymała oddech, lecz zaraz poczuła pod powiekami łzy i nawet nie miała siły ich pohamować. Pozwoliła im spływać w dół po policzkach.

– Zepsułam wszystko – rzekła. – I to dosłownie. Byłam tak straszną egoistką, że nawet przez chwilę nie pomyślałam o nikim poza sobą. Traktowałam wszystkich jak ścierki do podłogi, a nie przyszło mi do głowy, że sama wcale nie jestem lepsza. Wkrótce umrę, a uświadomiłam sobie, że spędziłam całe swoje życie na zajmowaniu się sobą samą i dlatego nigdy nie byłam w pełni szczęśliwa. Wiesz...

Will spojrzał na nią ze zrozumieniem i przygryzł wargę.

– Życie jest coś warte tylko wtedy, kiedy jest służbą. Popełniłem dokładnie te same błędy co ty i... Żadne z nas nie jest święte, ale zawaliliśmy po całości. Bo nie chodzi o to, żeby być ponad wszystkim i zadzierać nosa. Ludzie, którzy tak robią, z reguły kończą źle.

Wtedy nie wytrzymała. Rozpłakała się całkowicie i nie obchodziło jej, że ktoś to widzi.

– Przepraszam – szepnęła. – Tak strasznie cię przepraszam.

Will westchnął ciężko.

– To ja powinienem cię przepraszać, bo wcale nie byłem lepszy. Ale... mogłaś być szczęśliwa albo chociaż zdrowa. Dlaczego tu przyszłaś?

Lara usiłowała się uśmiechnąć.

– Jesteś jedyną osobą, którą mam. No, może jeszcze Anabelle, ale rodzice wysłali ją do Hiszpanii i nie miałyśmy kontaktu od balu...

Chłopak momentalnie zesztywniał.

– Co robi w Hiszpanii?

– Ma tam ciotkę. Jej rodzice chcieli, żeby była bezpieczna. Chociaż ktoś – mruknęła. – Możesz mi powiedzieć, jakim cudem się tu znalazłeś?

Will nerwowo przełknął ślinę. Lara uniosła wzrok i spojrzała prosto w jego ciemnoniebieskie tęczówki. Przypomniała sobie bal, na którym wydawało jej się, że widać w nich szczęście i spokój. Teraz wyrażały jedynie zmęczenie, frustrację i od dawna skrywany gniew, który mógłby dostrzec tylko ktoś, kto dobrze go znał. Wydawał się tak pozbawiony chęci do życia, że zapragnęła zrobić coś, co by to odmieniło, nieważne za jaką cenę.

– Oliver i Wilhelm mnie tu wysłali – oświadczył, celowo zniżając głos. – Dałem się złapać.

Im więcej wyznawał, tym bardziej Lara czuła wściekłość narastającą w jej wnętrzu. Nie spodziewała się aż tak nieczystego zagrania. Już wcześniej uznała przywódców Aleidu za kłamców dążących po trupach do celu, ale nie sądziła, że posuną się do czegoś takiego. I że to niby miało ją zmotywować do działania?!

– Nigdy nie zrobię tego, co chcą – wycedziła. – Nigdy. Nie obchodzi mnie to. A zresztą i tak nie będę miała do tego szansy, bo przecież tu zginę, zapomniałam. – Zaśmiała się histerycznie.

Will położył jej dłoń na ramieniu.

– Kiedyś wszystko się ułoży. Jak nie tutaj, to... gdzieś indziej. Tak myślę.

Lara odchrząknęła.

– Wierzysz w Boga?

Strażnik pokiwał głową.

– Taaa. Jako Strażnicy wszyscy powinniśmy, w końcu teoretycznie zostaliśmy przez Niego stworzeni, ale w świetle ostatnich wydarzeń większość przestała. A ja mimo wszystko uważam, że to oczywiste. Ktoś nad nami czuwa. Może i jestem w beznadziejnym położeniu, ale... hej, przynajmniej z tobą rozmawiam. I choć to piekielnie egoistyczne, to właśnie była ta jedna rzecz, którą chciałem zrobić przed śmiercią.

Lara uśmiechnęła się.

– Przestań, bo znowu będę płakać.

Will uniósł lekko kąciki ust.

– A mówiłaś, że nie jesteś romantyczna nawet w jednym calu.

– Bo nie jestem! – Gdy spojrzał na nią z ironicznym niedowierzaniem, przewróciła oczyma. – No dobra, może trochę. Ale to nie było romantyczne. Ani trochę.

– To dlaczego powiedziałaś, że zaraz będziesz płakać?

Dziewczyna prychnęła, lecz nie było w tym nic złośliwego. Uświadomiła sobie, że nawet nie zauważyła momentu, w którym ich zażarte kłótnie przerodziły się w zwykłe docinki.

– Aż do momentu mojego procesu nie wierzyłam w to, że może być ktoś ponad nami – rzekła po dłuższej chwili milczenia. – Ale wtedy naprawdę się bałam i nie wiedziałam, co zrobić, więc się pomodliłam. Potem nad tym rozmyślałam i doszłam do wniosku, że to niemożliwe, żebyśmy byli sami. Bo jaki sens miałoby wtedy życie? Żaden. Prawo nie miałoby sensu, bo skoro ustala je człowiek, to w każdej chwili można je zmienić, bycie dobrym nie miałoby sensu, próby stania się lepszym człowiekiem nie miałyby sensu... Wydaje mi się, że w jakiś sposób zasłużyłam na to miejsce. Bo przecież Bóg jest sprawiedliwy, prawda...? A wszyscy widzieli jaka byłam.

– Przestań zwalać na siebie wszystkie grzechy tego świata, bo sumienie ci siądzie – odparł Will. – Czekaj, bo zapomniałem zapytać. Co odwaliłaś, że się tu znalazłaś?

Lara westchnęła z rezygnacją. Wiedziała, że kiedyś na pewno chłopak zada to pytanie, ale mimo wszystko wolałaby, żeby to nigdy się nie stało. Nie chciała być świadkiem jego reakcji.

Rozpoczęła więc opowieść, oczekując zdumienia bądź wzburzenia z jego strony, nic jednak takiego się nie stało. Podziwiała go za to opanowanie i umiejętność zachowania pokerowej twarzy w każdej sytuacji. Ona od razu zaczynała się denerwować, a wszystkie emocje widoczne były u niej jak na dłoni.

– Masz talent do pakowania się w tarapaty – podsumował. – Zupełnie jak moja i siostra i zupełnie jak ja.

– Nie miała ci niczego za złe, jeśli o to ci chodzi – odparła Lara. – Obserwowała cię na tych arenach u Waltera Finna. Widziała, że się zmieniłeś i żałujesz.

Will zerknął na nią pobieżnie i zacisnął usta w wąską kreskę.

– Nie chodzi o to, czy ona mi wybaczy, ale o to, czy będę w stanie wybaczyć to sobie.

Dziewczyna splotła ręce na piersi.

– Ludzie robią różne głupie rzeczy, często ze szkodą dla świata. Spójrz na mnie. Naprawdę nie potrafisz odpuścić po tylu latach?

Strażnik wzruszył ramionami.

– Bywa. Możemy to zakończyć? Nie jesteśmy parą psiapsiółeczek, żeby rozmawiać o uczuciach i pocieszać siebie nawzajem.

Na chwilę zapadła cisza, przerywana jedynie stukotem ciężkich buciorów demonów, robiących obchód więzienny. Przez tę całą rozmowę Lara na moment zapomniała, że znajdują się w lochach samego Lorda Gavroche. Gdy tylko powracała do tej myśli, przechodziły ją dreszcze i odczuwała ogromny lęk, tym razem nie irracjonalny.

– Od początku siedziałeś w celi sam? – zapytała, by przerwać to nieznośne milczenie. – Zastanawia mnie, dlaczego wsadzili nas razem.

– Była ze mną dwójka mężczyzn. – Na krótko w jego oczach pojawił się żal, zaraz jednak zniknął. – Siedzieli tu od dawna. Wywlekli ich i zamordowali.

Lara pokiwała głową.

– Co mam powiedzieć, żeby to nie zabrzmiało sztucznie?

Will wzruszył ramionami.

– Mnie nie pytaj. Jak już zapewne zdążyłaś zauważyć, nie jestem mistrzem uprzejmości.

Już miała odpowiedzieć, gdy wtem do celi wtargnęła dwójka demonów. Jeden z nich szarpnął ją za ramię i podźwignął na nogi, a drugi zrobił to samo z Willem. Skrępowano jej ręce sznurem i wyprowadzono.

Przemierzając ciemne, ponure korytarze, starała się uspokoić oddech i walące serce. Zastanawiało ją, czego tym razem chciał Lord Gavroche. Czyżby miał ją zabić już dzisiaj?

Na samą tę myśl wzdrygnęła się, ale jeszcze bardziej przeraziła ją refleksja nad tym, że mogą torturować Willa na jej oczach. Tego bym chyba nie wytrzymała, przemknęło jej przez głowę. Zachowałabym się tak, jak ci wszyscy idioci na filmach: od razu bym wszystko wypaplała, a potem i tak wyszło by źle, bo w końcu mają nas w garści.

Demon otworzył drzwi od jednej z komnat i wepchnął ją do środka. Rozejrzała się wokół siebie. Niedawno tu była; znajdowała się bowiem w tej samej sali, w której odbywała się uczta, choć teraz wszystkie dekoracje ściągnięto, a i na stołach nie zalegało drogie, tłuste jedzenie i najlepsze trunki. Na widok Lorda Gavroche, Billiusa Doostera oraz Logana zapragnęła odwrócić się na pięcie i zwiać gdzie pieprz rośnie, lecz zamiast tego uśmiechnęła się ze zdystansowaną wyższością.

– Na twoim miejscu nie uśmiechałbym się głupawo, tylko gryzł paznokcie ze strachu – sarknął Logan. – A no tak. Zapomniałem, że masz związane ręce.

Lara uniosła brwi.

– Cóż za dojrzała, godna podziwu riposta.

Kiedyś zapewne odgryzłaby mu się czymś ostrzejszym, ale teraz nie miała na to ochoty. Wiedziała, że żarty skończyły się już dawno temu i żałowała, iż wcześniej była zbyt zapatrzona w siebie, żeby to dostrzec.

Logan otwierał usta, zapewne by rzucić kolejną kąśliwą uwagą, lecz Lord Gavroche uniósł dłoń, a chłopak momentalnie zamknął je z powrotem.

– Możecie być spokojni, bo póki co nie zrobimy wam krzywdy – przemówił swoim chłodnym, stanowczym głosem, za którym jednak zawsze czaiła się groźba. – Mam natomiast świetny plan, którego ty, Larisso, jesteś częścią. Już za dwa dni, będziesz częścią czegoś, co zrewolucjonizuje świat. Pozwolimy mieszkańcom Londynu samym wybrać sobie przywódcę. Zorganizujemy swego rodzaju show, a ty będziesz jego częścią.

Lara parsknęła ironicznym śmiechem.

– Chyba śnisz.

Lord Gavroche uśmiechnął się upiornie.

– Dobrze, w takim razie on zginie od razu.

Will przewrócił oczyma.

– Grożą mi tym od tygodnia, nie przejmuj się.

Dziewczyna zerknęła na niego kątem oka, a następnie zwróciła wzroku ku przywódcy sił Ciemności.

– I na czym to niby ma polegać?

– Cóż, to proste. Za sprawą magii, zbierzemy wszystkich, którzy przebywają w Londynie w jednym miejscu. Później...

Przerwało mu prychnięcie, które wydobyło się z ust Willa. Na jego twarzy malowało się cyniczne rozbawienie.

– Doprawdy? Jestem niezmiernie ciekaw, jak zamierzasz ich pomieścić.

Lord Gavroche spojrzał na niego ze znudzeniem.

– Magia, chłopcze, magia. Najpierw dobrowolnie oddasz swoje światło, to znaczy wyprzesz się tego wszystkiego, co jest typowe dla was, Strażników, a później dasz pokaz tego, co potrafisz po przemianie. Na pewno większość śmiertelników przystanie do mnie i da się przemienić, gdy zobaczy, co potrafisz. Część zapewne zrobi to ze strachu, a ci którzy będą się zapierać... cóż. – Niewypowiedziana groźba zawisła w powietrzu, jeszcze bardziej zagęszczając atmosferę.

Lara myślała, że się przesłyszała. Była pewna, że każdy z łatwością mógłby dostrzec przerażenie w jej oczach, lecz nie dbała o to.

– Słucham?!

– Dobrze słyszałaś – rzucił w odpowiedzi usatysfakcjonowany Logan. – To i tak wspaniałomyślna propozycja, patrząc na to, co zrobiłaś.

Dziewczyna uniosła brwi i pokręciła głową.

– Jeżeli myślicie, że się na to zgodzę, to w ogóle mnie nie znacie.

Lord Gavroche uśmiechnął się wyzywająco.

– Jeśli przystąpisz na nasze warunki, zachowamy go przy życiu. Jeśli nie, to będziesz oglądać śmierć swojego przyjaciela na własne oczy. Gwarantuję ci, że nie będzie to miłe przeżycie.

– Nie waż się tego robić – ostrzegł Will. Nie uszło jednak jej uwadze drobne drżenie w jego głosie i zaciśnięte zęby.

Billius Dooster zacmokał ponaglająco. Lara z sykiem wypuściła powietrze i podniosła wzrok prosto na Lorda Gavroche. Wiedziała, że sobie tego nie wybaczy. Miała jednak pewność, że nie wybaczyłaby sobie tego jeszcze bardziej, gdyby coś się stało Willowi.

Jasna cholera, uświadomiła sobie, wściekła. Właśnie robisz to, czego nigdy nie chciałaś robić: poświęcasz życie tysięcy dla jednej osoby.

– Zgoda.

***

Lord Gavroche wyszczerzył zęby w triumfalnym grymasie, a ona niemal od razu pożałowała tych słów.

– Mam nadzieję, że masz jakiś plan – wyszeptał jej do ucha Will, gdy tylko znaleźli się z powrotem w celi – Planują ten cały „pokaz" – zrobił charakterystyczny cudzysłów z palców – za dwa dni, więc jeżeli się nim ze mną podzielisz, możemy go jeszcze dopracować.

Lara nerwowo oblizała wargi. Zaraz po zaaprobowaniu propozycji, demony odprowadziły ich do lochów, a ona nie miała czasu, by wymyślić jakąś wymówkę, którą mogłaby wcisnąć chłopakowi.

– No, hmm...

Chłopak odwrócił gwałtownie głowę i wlepił w nią pełen niedowierzania wzrok.

– Nie mów tego, co właśnie chcesz powiedzieć.

– Skąd wiesz, co...

– Jedno życie nie jest tyle warte! – żachnął się, odrobinę za głośno. – Naprawdę łudzisz się, że zachowają mnie przy życiu?! Każą przejść mi na ich stronę albo mnie zabiją i doskonale o tym wiesz!

– Nie mam wyjścia – odparła cicho. – Postaram się coś wymyślić, ale niczego ci nie gwarantuję, bo...

Will oparł się o ścianę i westchnął.

– Kiedy zrozumiesz, że moje życie nie jest warte nawet jednej setnej życia tych ludzi? Jesteśmy Strażnikami, powinniśmy ich chronić, a nie dopuszczać do masowych mordów ich tożsamości, które stracą, bo staną się marionetkami Lorda Gavroche.

– Moje też nie – rzekła. – A co jeżeli udałoby mi się go zabić? Życie za życie, tak jak mówił Oliver. Mamy bronić śmiertelników. Sam mówiłeś, że miliony żyć nie są warte jednego. Gdyby, hipotetycznie rzecz biorąc, mi się udało...

– Nie.

Strażniczka przewróciła oczyma.

– To najlepsze, co mogę zrobić. Nie mam zamiaru pozwolić, żebyś umierał najpierw ty, a potem ci śmiertelnicy, którzy nawet nie mają jak się obronić.

– Chcesz coś dla mnie zrobić? – spytał nagle Will.

– Jasne.

– Nie pozwól mi patrzeć, jak umierasz.

Lara poczuła falę gorąca na policzkach i nienaturalną suchość w gardle.

– A myślisz, że ja chcę oglądać, jak tracisz życie? Postaw się na moim miejscu, przecież...

Nie dokończyła, bo nawet nie wiedziała, co chce powiedzieć. Will zaś zamknął oczy i wymamrotał coś pod nosem, po czym z powrotem je otworzył.

– Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek się zakocham. Teraz, kiedy już to się stało, dochodzę do wniosku, że wcale nie jest tak fajnie, jak wszyscy mówią.

Lara osłupiała, słysząc tak szczere wyznanie z jego strony. Czy on naprawdę to powiedział? A może się przesłyszała? Postarała się uspokoić oddech i nerwowo skinęła głową.

– Byłoby łatwiej. Czy to źle, że mimo wszystko tego nie żałuję?

Strażnik uśmiechnął się pod nosem.

– Czy to źle, że myślę tak samo?

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nawet nie zdążyła pomyśleć. Will przyciągnął ją do siebie i pocałował, a ona pierwszy raz od bardzo dawna poczuła, że tak właśnie powinno być. Nie obchodziło jej nawet to, że za ścianą stoją demony, a w celach obok znajdują się inni więźniowie. Odwzajemniła pocałunek, opierając dłonie o jego pierś. Palce chłopaka oplatały jej talię, znajdowała się więc tak blisko, że mogła wyczuć przyspieszone bicie jego serca. Jeszcze nigdy nie całowała się w ten sposób: z prawdziwym uczuciem. Odniosła wrażenie, iż mogłaby tkwić tak przez wieczność. Choć na chwilę potrafiła zapomnieć o wszystkim, a przecież jeszcze dziesięć minut temu stała twarzą w twarz z Lordem Gavroche.

Gdy oderwali się od siebie, Will wciąż jeszcze nie wypuścił jej z objęć. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się, a on zrobił to samo.

– Masz świetne sposoby na zmienianie tematu – zażartowała drżącym głosem.

Will odgarnął jej kosmyk włosów za ucho.

– Chociaż ktoś.

Pierwszy raz w życiu naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć. Jeszcze nigdy w całym swoim siedemnastoletnim życiu, bardziej nie chciało jej się żyć.

– Coś wymyślimy – oznajmiła. – Bo ja nie mam zamiaru uciekać z tego świata.

Chłopak zaśmiał się cicho.

– Na to właśnie liczyłem.

Uniosła brew.

– Czy ty próbujesz mnie przekupić?

– Ja? Skądże.

Oparła głowę o jego ramię, a splótł jej palce ze swoimi.

– Jeśli tylko spróbujesz zrobić coś głupiego lub będziesz chciała wprowadzić w życie twoje samobójcze plany, pogadamy inaczej – zagroził.

Lara bezwiednie uniosła kąciki ust.

– Stoi.

Will ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją po raz kolejny, a dziewczynie nawet nie przemknęło przez głowę, by oponować.

Ja wiem, że nawaliłam. Przepraszam Was najmocniej za to, że musieliście tyle czekać... Aczkolwiek myślę, że było warto ;P Tyle osób wyczekiwało tego momentu, więc liczę, że go nie spaprałam. Pierwszy raz w całym swoim krótkim życiu opisywałam taką scenę i jestem z niej całkiem zadowolona, choć wiem, że nie jest idealna. Postaram się opublikować wkrótce rozdział 30. Zaraz właśnie do niego siadam^^ Mam jeszcze ten tydzień do następnego wyjazdu, więc myślę, że mi się uda, choć będzie on trochę zakręcony. A tak na marginesie, bardzo mocno polecam harcerstwo. A szczególnie Royal Rangers, czyli organizację, której jestem częścią. Jeżeli wahacie się, czy warto dołączyć, to polecam mocniutko, bo warto. Miłych ostatnich trzech tygodni wakacji Wam życzę, nie zmarnujcie ich! ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top