♎Rozdział 2♎

Larissa Glenmore jeszcze nigdy nie czuła się bardziej upokorzona.

Tortury, zamknięcie w lochu i wytykanie jej palcami jeszcze mogła znieść, ale przyprowadzenie na rozprawę jej nadętego, zdradzieckiego, byłego chłopaka z przerostem ambicji? To sprawiło, że tylko zapałała jeszcze gorliwszą żądzą zemsty.

Na sam jego widok zapragnęła uwolnić się z łańcuchów i wydrapać mu oczy, a potem wyrwać mu śledzionę i nabić ją na pal. Wiedziała, że nigdy nie wybaczy mu tego, co zrobił. Sprowadzenie go tutaj było ciosem poniżej pasa i Billius Dooster doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Gdy ich spojrzenia na moment się spotkały, wychwyciła w jego oczach triumf i samozadowolenie. Myślał, że wygrał. Ona jednak nie chciała dać mu tej satysfakcji. Jeśli miała umrzeć, to godnie. Z tego samego powodu pohamowała wściekłość i beznamiętnie spojrzała na Logana. Wygląda jak zwykle świetnie, uświadomiła sobie z goryczą.

Swego czasu tworzyli idealną parę. Oboje bystrzy, elokwentni i pewni siebie, o wielkich planach na przyszłość. Byli ze sobą dziesięć miesięcy, aż do momentu, w którym Lara się zbuntowała.

– Witaj, Laro – odezwał się. Swoje jasnobrązowe włosy ułożył perfekcyjnie, a jego piwne oczy spoglądały na nią jakby chciały powiedzieć, że już dawno przegrała. – Wszystkiego najlepszego z okazji siedemnastych urodzin. To dziś, prawda?

Lara wolała nie odpowiadać. Czuła, że może wybuchnąć w każdej chwili, a przecież nie zamierzała dać im poczuć smak wygranej.

– Loganie, opowiedz nam, jak przyłapałeś oskarżoną na zdradzie – poprosił Dooster.

Logan odchrząknął i rozpoczął opowieść.

– Cóż, tak naprawdę nawet nie wiem, kiedy to wszystko się zaczęło. Po prostu pewnego dnia podzieliła się ze mną swoimi spostrzeżeniami, które okazały się błędne.

Aha, przemknęło Larze przez głowę. To teraz będziemy kłamać, co?

– Mówiła, że nie chce dłużej żyć w, cytuję, "tak patologicznym i chorym społeczeństwie". Planowała ucieczkę do Manchesteru, a ja teoretycznie miałem jej w tym pomóc. Tak naprawdę informowałem pana Doostera o każdym jej kroku. W dzień, w który chciała uciec, została złapana. To ja ją wydałem.

Lara westchnęła teatralnie.

– To nie jest prawdziwa wersja, tylko ta, którą podrasowaliście, żeby udowodnić, że jesteście niewinni – orzekła. – Dlatego ja powiem wszystkim, jak było.

Przez ułamek sekundy dostrzegła strach w oczach Billiusa Doostera. Bał się, że wyzna prawdę. Gdyby tak się stało, mógłby stracić swoją pozycję prezesa Rady Strażniczej i zostać wygnany. Dziewczyna odkryła to już dawno; tym, czego najbardziej się obawiał, była utrata władzy. Nikt jednak nie mógł panować wiecznie.

Gdy otworzyła usta, by zacząć mówić, Strażnicy ponownie posłali ją na ziemię. Jeden z nich już unosił nad nią swoją drewnianą pałkę, ale Dooster gestem dłoni nakazał mu zaprzestać.

– Spokojnie, Angusie – powiedział, pukając palcami o blat, jak miał w zwyczaju robić, gdy się namyślał. – Wiemy już wszystko. Dziewczyna dopuściła się zdrady i zasługuje na śmierć. Jeszcze dziś dostanie to, na co zasługuje.

Lara poczuła skurcz w żołądku. Zalała ją fala chłodu. Wiedziała, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale wciąż nie była gotowa na śmierć. Tym bardziej za przestępstwo, którego nie popełniła. To Dooster powinien zawisnąć, najlepiej na jakimś mocnym haku rzeźniczym. Prawda znacząco różniła się od wersji Logana i Doostera.

Wszystko zaczęło się w zeszłym roku, gdy Lara zauważyła, że mężczyzna zachowuje się nieco podejrzanie. Cierpiała na bezsenność, więc nieraz, gdy wpatrywała się w nocne niebo przez okno, widziała różne rzeczy. Były to głównie obściskujące się pary, ale pewnej nocy spostrzegła Doostera, wymykającego się z Ośrodka Treningowego Strażników, w skrócie nazywanego OTS – em, w którym musiał trenować każdy Strażnik aż do osiągnięcia pełnoletności. Któregoś razu zabrał ze sobą jeszcze kilka innych osób. Wówczas dziewczyna podjęła decyzję i postanowiła ich śledzić. Szła za nimi przez kilka godzin, aż końcu zatrzymali się. To, co stało się potem...

***

Lara przystanęła, uważnie obserwując Billiusa Doostera. Zdążyła przyzwyczaić oczy do mroku, więc widziała wszystko jak na dłoni. Prezes Rady skinął na swoich towarzyszy, którzy zniknęli między drzewami. Po chwili pojawili się ponownie, lecz tym razem każdy z nich prowadził kogoś. Ze zdumieniem zorientowała się, że jedną z tych osób jest Bethany Fay, jej najlepsza przyjaciółka.

Ona i Beth zawsze bardzo mocno się różniły. Bethany była spokojna, analityczna i opanowana. Uwielbiała czytać i przyswajać wiedzę. Lara tymczasem cechowała się brawurą, impulsywnością i wolała walkę od spokojnego siedzenia w bibliotece. A mimo to zaprzyjaźniły się. Lara była ogniem, Bethany wodą. Lara pakowała się w kłopoty, Bethany ją z nich wyciągała. Lara walczyła mieczem, a Bethany słowem.

Wytężyła wzrok i zakradła się jeszcze bliżej, uważając, by nie nadepnąć na żadną suchą gałązkę leżącą na ziemi. Gdyby dała się przyłapać, konsekwencje byłyby bardzo poważne. Musiała zachować absolutną ciszę.

– Wiem, co chcecie zrobić – odezwała się Beth. – A to wszystko dlatego, że odkryłam waszą tajemnicę.

– Owszem. – Dooster przytaknął, co wprawiło Larę w zdziwienie. – A teraz poniesiesz karę za wtykanie nosa w nie swoje sprawy, Fay.

– Nie zabijajcie ich – poprosiła, wskazując na resztę przyprowadzonych Strażników. – Oni nie mają z tym nic wspólnego.

– Nie, Fay. Oni zginą razem z tobą. Powiedziałaś im prawdę. Ciekawi mnie tylko, dlaczego nie pisnęłaś ani słowa Glenmore, skoro tak się przyjaźnicie.

– Dlatego, żeby nie miał pan pretekstu, by ją skazać na śmierć.

Dooster prychnął.

– Cóż, najwidoczniej jest od ciebie mądrzejsza i ma chociaż tyle rozumu, by nie pakować się w coś, co ją przerasta. Tak na marginesie powiem ci, że mam co do niej wielkie plany. Jest bardzo obiecującą, oddaną mi Strażniczką.

Bethany prychnęła. Lara pierwszy raz słyszała, żeby dziewczyna wydała z siebie taki dźwięk.

– Zgnije pan w piekle, Dooster – oświadczyła pewnie.

– Skąd wiesz, że kiedykolwiek umrę, Fay?

Bethany odskoczyła do tyłu, zakrywając usta dłonią. W tej samej chwili Billius Dooster wyjął miecz z pochwy i jednym, błyskawicznym ciosem przebił jej serce.

Dla Lary czas się zatrzymał. Krzyknęłaby i wybiegła z zarośli, zabijając wszystkich dookoła, gdyby czyjaś dłoń nie przytrzymała jej w pasie. Beth... nie mogła umrzeć, musiała żyć!

Szarpała się i uderzała rękoma na oślep, starając się uwolnić i zmieść z powierzchni ziemi tych, którzy śmieli chociażby położyć rękę na jej przyjaciółce. Ktoś zasłonił jej usta, więc nie mogła krzyczeć.

– Lara – usłyszała przy uchu spokojny głos. – To tylko ja.

To był Logan, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Ogarnęła ją wściekłość, agresja i tak bezbrzeżny żal, że nie umiała zapanować nad swoimi emocjami. Zaniosła się płaczem, a gdy Billius Dooster i jego świta oddalili się i Logan wreszcie ją puścił, uklękła przed ciałem Bethany i płakała. Straciłam najważniejszą osobę w moim życiu, uzmysłowiła sobie, ściskając Beth za zimną, trupiobladą dłoń. Któregoś dnia pomszczę jej śmierć, obiecała. Zabiję cię osobiście, Dooster.

***

Na wspomnienie śmierci Bethany Lara zapragnęła roztrzaskać coś lub kogoś w drobny mak. Zachowała jednak spokój. Przynajmniej tego nauczyła się od przyjaciółki: musi lepiej kontrolować uczucia. Pracowała nad tym przez te kilka miesięcy od morderstwa. Wówczas nie wiedziała, skąd wziął się tam Logan. Teraz jednak miała świadomość, że śledził ją, a potem doniósł o wszystkim Radzie.

– Na kolana, Glenmore – polecił Dooster. – Rada jednogłośnie podjęła decyzję. Zapłatą za zdradę jest śmierć.

Lara myślała, że jej rodzice powiedzą chociaż słowo, zaprotestują, lecz oni nie zrobili zupełnie nic. Wciąż siedzieli na swoich miejscach, jakby tylko obserwowali sztukę w teatrze.

Nie miała wyboru. Uklękła.

Rozpacz, furia i nienawiść wypełniały ją do tego stopnia, iż czuła, że musi dać im upust. Wszystkie negatywne wspomnienia: morderstwo przyjaciółki, tortury, zdrada Logana, powróciły do niej z trzykrotnie większą siłą. Nie umiała nad tym zapanować. Zacisnęła po kolei w pięść wszystkie pięć palców prawej dłoni, a następnie to samo zrobiła z lewą, ale to nie poskutkowało. Zagryzła zęby i opuściła powieki, po czym zaraz je uniosła. Nie chciała wyjść na słabeuszkę. Adrenalina i złość buzowały w niej tak mocno, że nie miała wyboru. Już widziała Strażnika unoszącego ostrze nad jej szyją...

Wybuchła.

Skuwające ją łańcuchy pękły, trafiając w mężczyznę, który miał ją zabić. Upadł na podłogę, a Lara wyrwała mu miecz. Tymczasem starannie ułożone, nieotynkowane cegły wybuchły, a diamentowy żyrandol, którym Dooster tak lubił się chełpić, spadł na ziemię. Ludność zrywała się z miejsc i uciekała w popłochu. Prezes Rady rozglądał się i krzyczał, prosząc o zachowanie spokoju, ale najwyraźniej nikt nie miał zamiaru go posłuchać.

Sprawczyni całego zamieszania nie kontrolowała samej siebie. Ryknęła z furią, a stół, na którym leżał jej akt oskarżenia, zapłonął. W sprawnym poruszaniu się wciąż przeszkadzały jej obręcze kajdan, jednak chwilę potem rozłupały się na dwie części. Płomienie pochłanialy wszystko, co stanęło im na drodze.

Lara, stojąca pośrodku ognia z mieczem w dłoni, rozwianymi, czarnymi włosami i niebezpiecznym błyskiem w oczach, wyglądała jak bogini zniszczenia. Chociaż sama nie wiedziała, co się z nią działo, przyświecał jej jeden cel: zniszczyć Doostera tak samo, jak on niegdyś zniszczył Bethany. Chciała patrzeć na jego śmierć.

– Zatrzymaj to, Glenmore! – wrzasnął.

Dziewczyna uśmiechnęła się złowrogo.

– Ostatnie, co chcę robić życiu, to słuchać się ciebie.

Mężczyzna ruszył na nią z orędziem w ręku, ale płomienie zagrodziły mu drogę. Warknął z wściekłością, lecz nie było nic, co mógłby zrobić.

Lara dostrzegła obok siebie Logana. Uniosła miecz i zaatakowała pierwsza, nie czekając na jakikolwiek krok z jego strony. Zacisnęła mocniej palce na rękojeści i dała się ponieść temu dziwnemu uczuciu, które zagrzewało ją do walki. Zadawała ciosy raz za razem, tak że obrona zaczęła sprawiać chłopakowi niemały problem. Ku swojemu zdumieniu zauważyła, że jej rany zniknęły. Czuła się jak nowonarodzona.

Dźgnęła Logana w ramię tak mocno, że ten syknął i skulił się z bólu. Trwało to tylko chwilę, ale Lara wykorzystała ją na rozcięcie mu skóry na obojczyku. Strażnik kopnął ją w brzuch, lecz zaraz uskoczyła, celując stopą w jego splot słoneczny. Pchnęła go do tyłu, więc stracił równowagę. Zaniósł się kaszlem, a dziewczyna odgarnęła włosy z twarzy, oddychając szybko.

– Nigdy więcej ze mną nie zadzieraj – wycedziła. – Nigdy. Następnym razem zastanów się dobrze zanim kogoś zdradzisz, ty kłamliwy szczurze.

Dumnym krokiem podeszła do niego i przystawiła mu do szyi czubek ostrza. Logan zamarł, ale nie stracił rezonu.

– Przecież wciąż mnie kochasz – rzucił.

Lara pokręciła głową z politowaniem.

– Nigdy cię nie kochałam i nigdy nie będę – odparła. – I wiesz, czego jeszcze nigdy nie zrobię? Nigdy nie daruję życia komuś takiemu, jak ty!

Mierzyła w serce, chłopak jednak w ostatnim momencie odskoczył, więc dostał jedynie między żebra. Krzyknął i upadł, uciskając mostek.

Lara pomyślała o ogniu. Zdążył już nieco przygasnąć, lecz zaraz płomienie buchnęły mocniej niż poprzednio. Długie kosmyki kleiły jej się do spoconego karku, a mokre od potu ubranie przylegało do jej ciała. Zaśmiała się głośno, czując wypełniającą ją euforię. Nie wiedziała, co za siła zmusiła ją do tego. Magia wyginęła kilkaset lat temu, a nie istniały eliksiry mogące dać aż tak wielką moc.

– Zatrzymaj to, do cholery! – wydarł się Logan. – Lara, znam cię! Nie zrobiłabyś czegoś takiego! Nie zabiłabyś wszystkich!

– Problem w tym, że wcale mnie nie znasz – orzekła, wywijając mieczem w dłoni jak zawodowiec. – Nikt z was mnie nie zna i nikomu na mnie nie zależy. Nawet moi własni rodzice pozwoliliby na moją śmierć, byleby nie podpaść wielkiemu Billiusowi Doosterowi. Macie rację, słuchajcie go dalej.

Lara uniosła dłonie, starając się przywołać płomienie. Gdy nic się nie stało, zaklęła pod nosem i spróbowała jeszcze raz. Nadaremnie.

– Czyżby twoja super moc nie działała? – zapytał Dooster chytrze.

Niech to szlag! Lara usiłowała zrobić cokolwiek raz za razem, lecz nie działało. Jakby nagle ktoś to wyłączył.

Któryś ze Strażników podbiegł i wytrącił jej miecz z ręki, kiedy ona próbowała rozpalić cokolwiek w pobliżu. Zrozumiała swój błąd dopiero po fakcie; stała się zbyt pewna siebie przez coś, co pojawiło się nie wiadomo skąd i równie nagle zniknęło. Nawet nie wiedziała, skąd wziął się ten nagły przypływ siły i pewności.

– Najwyraźniej twoja magia wyparowała – rzucił Dooster, nawet nie próbując ukryć zadowolenia w głosie. – Nie wiem, jakim cudem nad nią panowałaś, skoro została wyparta kilkaset lat temu. Ale to i tak bez znaczenia, bo zaraz umrzesz.

Lara gorączkowo rozglądała się po pomieszczeniu, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. Mężczyzna, którego Dooster nazwał Angusem, był coraz bliżej.

W akcie desperacji skierowała się w stronę okna. Od ziemi dzieliła ją spora odległość, ale i tak nie miała nic do stracenia. Stanęła na parapecie i uniosła podbródek. Jeżeli miała umrzeć, to na własnych zasadach.

Chociaż... skoro to coś, czego nie potrafiła nazwać uaktywniło się w niej podczas zagrożenia to może teraz, skoro się bała, również wystąpi? Lara wiedziała, że nadzieja jest zgubna, ale to było najlepsze, na co mogła sobie pozwolić.

– Brać ją! – wrzasnął Dooster.

Skoczyła.

A Forteca Strażników eksplodowała.

Oto i mamy rozdział drugi. Tak tylko informuję, że rozdziały będą pojawiały się co tydzień, czasem rzadziej. Piszę je na bieżąco, nie mam dużego zapasu tak, jak w poprzedniej wersji (aktualnie jestem w trakcie tworzenia czwartego). Zostawcie po sobie znak w postaci gwiazdki lub komentarza, jeśli Wam się podobało ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top