♎Rozdział 28♎
Lara wzięła głęboki wdech, policzyła do dziesięciu i wypuściła powietrze. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek w swoim życiu była tak zdenerwowana. Prawdopodobnie tylko raz, przed swoim procesem.
Znajdowała się w gęstym lesie, tym samym, do którego niegdyś trafiła w poszukiwaniu Alexa. Wszystko wyglądało tu tak samo, jak przed paroma miesiącami: dziko. Księżycowa poświata rzucała nikłe światło na korony drzew, górujące nad gąszczem podszytu. Pod stopami szeleściły jej liście, a dodatkowo wszędzie leżały niewielkie gałązki. Zwierząt nie było tu jednak żadnych, jakby wszystkie bały się czyhającego nieopodal zła.
Jeszcze raz powtórzyła sobie plan, który ustaliły wraz z Alice. Gdyby zawaliła choć jeden etap, zostałyby złapane i zabite lub, co gorsza, torturowane, a do tego nie mogła dopuścić. Nie ufała sobie na tyle, by mieć pewność, że nie wyda żadnych sekretów. Sposoby wydobywania informacji przez Radę Strażniczą były zgoła odmienne od tych stosowanych przez Lorda Gavroche.
Zerknęła na zegarek i ruszyła w umówionym kierunku. Nie minęło pięć minut, a jej oczom ukazała się Forteca Ciemności. Tylko ciemne, ponure mury dzieliły ją od Willa, Lorda Gavroche i Lissy.
Wmówiła Leslie, Wylanowi oraz Deanowi, że idzie do klubu, a oni wspaniałomyślnie przyrzekli, że będą ją kryć przed Oliverem i Wilhelmem. Wiedziała, że mentorzy po jakimś czasie odkryją, iż wcale nie ma jej w żadnym klubie, ale wtedy miało być już po wszystkim. Gdyby plan się powiódł, oczywiście.
– Pokonamy Ciemność jej własną bronią – tłumaczyła Alice podczas ich spotkania. – Przy bramie znajduje się bariera, która dezaktywuje wszystkie zaklęcia, więc zaczarowanie cię odpada. Stoją tam też dwa demony, lecz nie możesz się ich bać. W mig odczytają twój strach i odkryją, że coś jest nie tak. Musisz być pewna siebie i stanowcza. Gwarantuję ci, że się nie połapią. Nie są dopuszczane do ważniejszych spraw.
Lara ściągnęła łopatki, odrzuciła włosy na plecy i dystyngowanym krokiem ruszyła w stronę wejścia. Od razu spostrzegła, że demony odnotowały jej obecność.
– Kto idzie? – warknął jeden z nich, gdy stanęła przed bramą.
– Katherine Glenmore – odparła z wyższością, naśladując wyrafinowany głos matki. – Nie chcę spóźnić się na zorganizowane przyjęcie.
Istoty wymieniły spojrzenia, a następnie wpuściły ją do środka.
– Gdy tylko znajdziesz się w Fortecy, przejdź osiem kroków i wejdź w mały korytarzyk – mówiła jej Alice. – Pamiętaj o charakteryzacji. Jesteś bardzo podobna do matki, więc wystarczą odpowiednie kosmetyki i strój, a demony cię puszczą. Nieco gorzej z Lordem Gavroche, Billiusem Doosterem... i twoim ojcem. Lord organizuje ucztę dla członków Rady Strażniczej. Ich plan roz... walenia tego świata został oficjalnie dopracowany i z tej okazji postanowił omówić go ze Strażnikami spoza Aleidu. Ci, którzy byli mu przeciwni i tkwili w OTS – ie, już dawno zostali wymordowani – a ta niewielka część, która próbowała się kryć, została przejrzana i zabita. Ja zajmę się złapaniem twojej matki i zamknięciem jej w miejscu, z którego nie wyjdzie. Wracając do planu – będę na ciebie czekać w korytarzyku. Zgarnę cię do swojej sypialni, gdzie będzie czekać zaufana osoba, która sprawi, że będziesz wyglądać jak twoja matka. Ja nie skończyłam jeszcze siedemnastu lat; nie wiem, czy władam magią, czy też nie.
Lara rozejrzała się wokół. W Fortecy panowała absolutna cisza. Na nogach miała szpilki, które tak bardzo uwielbiała jej matka, więc musiała uważać, by nie stukotać obcasem o kamienną posadzkę. Wystrój się nie zmienił; wciąż był surowy, mroczny i nieprzyjemny dla oka.
Przeszła wyliczoną odległość i skręciła w korytarz. Tak jak się spodziewała, Alice czekała oparta o ścianę i nerwowo przygryzała skórkę od kciuka. Na widok dziewczyny, jej twarz pokryła się wyrazem ulgi.
– No, nareszcie – wyszeptała i chwyciła Strażniczkę pod ramię. – Chodź, zanim ktoś tu przyjdzie.
Ostrożnie przekradły się do sypialni dziewczyny, unikając najbardziej uczęszczanych przejść i stróżujących gdzieniegdzie demonów. Lara pomyślała, że gdyby miała mieszkać w takim miejscu, pod nieustanną obserwacją i w ciągłym strachu, chyba by zwariowała.
Pokój prezentował się dość nijako. Takie same brzydkie, szare ściany jak w innych częściach Fortecy Ciemności, zniszczone, tanie meble i brak jakichkolwiek znaków, że mieszka tu ktoś z ciekawą osobowością nie wywarły na niej żadnego wrażenia. Prawdziwe wrażenie wywarło na niej coś innego. Coś, a właściwie ktoś.
Niemalże zdążyła już zapomnieć o wysokim, czarnowłosym mężczyźnie o szarych oczach, dzięki któremu zdołała wejść w szeregi Aleidu. Teraz siedział na stojącym w kącie pomieszczenia drewnianym łóżku i wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.
– Richard? – zdumiała się Lara. – Myślałam, że...
Umilkła. Właściwie, nie myślała o nim prawie wcale. Jej podświadomość uznała, że ten wciąż pracuje dla organizacji, a ona nie kwestionowała tego.
– Niezłe bagno, co? – Zaśmiał się głośno. – Pewnie nawet nie podejrzewałaś, że mnie tu spotkasz.
– Co tu robisz? Jak znalazłeś się w tym miejscu? – dociekała Strażniczka.
Richard wyszczerzył szeroko zęby.
– Od początku jechałem na dwa fronty. Nie tylko w miłości. – Skrzywił się. – Kiedy moja była się dowiedziała... to się dopiero piekło rozpętało. Przecież to się zdarzyło tylko raz, a na dodatek byłem pijany...
– Konkrety – warknęła Alice. – Gówno mnie to obchodzi, co robiłeś po pijaku.
Na widok stanowczej postawy młodej, Lara zapragnęła się uśmiechnąć. Nic jednak nie zrobiła, bo naprawdę nie miała ochoty wtrącać się w życie miłosne Richarda. Właściwie, nie miała ochoty wtrącać się w niczyje życie miłosne.
– Dobra, dobra – odburknął mężczyzna. – Nie bądź taka święta. Zasady są proste: pracuję dla tego, kto więcej mi zapłaci. No i wszystko zależy też od ryzyka. Czasem jestem po tej stronie, czasem po tej... Za pomoc wam chcę trzy tysiące. W gotówce.
Lara osłupiała. Czy ten człowiek naprawdę miał czelność przyznawać się do tak obrzydliwych czynów i stawiać im warunki? Gdy pierwszy raz go spotkała, myślała, że jest normalnym, niec nieogarniętym Strażnikiem, ale dopiero teraz zrozumiała, jak wielki błąd popełniła, lekceważąc go.
– Nie mamy takiej sumy – wykrztusiła Alice.
Richard wzruszył ramionami.
– W takim razie więcej zarobię, wydając was Lordowi Gavroche.
To rzekłszy, odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi, lecz Lara była szybsza. Wyciągnęła ukryty w wysokim bucie nóż i doskoczyła do niego, przystawiając mu ostrze do gardła. Mężczyzna parsknął gardłowym śmiechem i złapał ją za górę sukienki, zapewne w celu popchnięcia jej na ścianę. Dziewczyna wymierzyła mu solidnego kopniaka między żebra i przyzwała swoją wewnętrzną energię, by powalić go na posadzkę. Może i był lepszy w oszukiwaniu, ale to ona prześcigała go w bezpośredniej walce. Za jedną rzecz mogła być wdzięczna Billiusowi Doosterowi: prywatne treningi z najlepszymi, które nauczyły ją pokonywać przeciwników niezależnie od ich wzrostu, wagi i wieku.
– Posłuchaj mnie, kanalio – wycedziła, zakrywając mu usta dłonią. – W porządku, dostaniesz coś w zamian pomocy nam. Jeśli mnie zaczarujesz, może pozwolę ci żyć.
Richard roześmiał się, gdy zabrała rękę.
– Problem w tym, laleczko, że twoje groźby na mnie nie działają. Doskonale wiem, iż potrzebujecie mojej pomocy i nie możecie pozwolić sobie na moją śmierć, bo jestem waszą jedyną nadzieją. Nie jestem głupi, złotko.
– Ty zarozumiały, ohydny sukin...
– Język, Alice – upomniała ją Lara, po czym wykrzywiła wargi w wyniosłym uśmiechu i zwróciła się do mężczyzny: – w porządku. Trochę mi ciebie żal, że skoro jesteś taki sprytny, nie połapałeś się w naszym planie sprawdzania twojej lojalności. Alice odwaliła kawał świetnej roboty z grą aktorską, normalnie Hollywood czeka. Wystrychnęła cię na dudka. Tak naprawdę, Oliver Glenmore od dawna podejrzewał, że możesz nie być do końca oddany sprawie i szukał sposobu, by zdobyć dowód. – Nie wspomniała, że przywódca Aleidu był mentalistą i mógłby bez problemu sprawdzić, czy mężczyzna naprawdę jest wierny. Co, niestety, nie udało mu się przy Lissie, uświadomiła sobie z goryczą. – I tak oto, mamy dowód. Nasze siły czekają pod Fortecą, by zaatakować, a ty... cóż, prawdopodobnie zostaniesz zabity. Raczej ciężko o szybką śmierć w przypadku takiej szuji, ale...
– Kłamiesz – zarzucił jej Richard, choć jego twarz zdradzała zgoła co innego. Pobladł i wybałuszył oczy, a na jego czole perlił się pot. – Mówisz tak, bo chcesz, żebym ci pomógł.
Alice prychnęła i odgarnęła krótkie włosy za uszy.
– Niezły frajer z ciebie. Naprawdę myślisz, że wymyśliłybyśmy coś takiego na poczekaniu?
Lara posłała jej znaczące spojrzenie.
– No dalej, Alice. Opowiedz mu o konsekwencjach jego życiowgo błędu. Mamy jeszcze chwilkę, zanim nasi tu wejdą.
Dziewczyna w mig zrozumiała, że jej starsza koleżanka ma jakiś plan, więc pokiwała głową i podjęła opowieść o wielkich dociekaniach i torturach, a opowiadała tak obrazowo, że nawet ktoś, kto nigdy nie widział ciała na własne oczy poczułby się, jakby tego doświadczył.
Lara tymczasem skupiła się na zgromadzeniu w sobie sporej dawki energii. Gdy już jej się to udało, zamknęła oczy, uniosła lekko dłoń i skierowała ją w stronę Richarda. Poczuła silny przepływ ciepła przez organizm, a następnie spojrzała prosto na mężczyznę.
– Zaczaruj mnie tak, żebym wygladała jak moja matka – rozkazała z mocą. Alice zamilkła, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
– Czar potrwa tylko dwie godziny – ostrzegł. Jego źrenice były nienaturalnie powiększone, a głos jakby nie z tej ziemi. – Musisz się psopieszyć.
Gdyby dziewczyna nie zerknęła w lustro, wcale nie odczułaby, że ktoś rzucił na nią jakikolwiek czar. Wyglądała jednak kropla w kroplę jak Katherine Glenmore.
Zrobiła krok do przodu, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zachwiała się i gdyby nie złapała nie złapała za oparcie od zniszczonego krzesła, upadłaby. Odnosiła wrażenie, jakby jej głowa miała zaraz eksplodować.
– Cholera – wymamrotała, ostrożnie siadając na łóżku. – Alice, walnij go czymś w łeb. Tylko szybko, żeby nie narobił hałasu.
Strażniczka przytaknęła i sięgnęła po spoczywającą na biurku encyklopedię ciała człowieka. Uderzyła nią mężczyznę w czoło, a ten opadł bezwładnie na podłogę.
– Co to było? – zapytała.
Lara skrzywiła się.
– No rzeczywiście, fenomenalne masz te źródła. Nie chciałam się do tego uciekać, ale nie miałyśmy wyjścia. Potrzebuję przynajmniej pół godziny, żeby dojść do siebie.
– Nie mamy tyle czasu – syknęła Alice. – Za pół godziny to ty musisz być w głównej sali, na uczcie. Tam umówiłaś się ze swoim mężem.
– Niech to szlag... – zaklęła. – Czemu go nie sprawdziłaś?
– Nie wiedziałam, że okaże się tak fałszywy. Pomagał mi. Najwidoczniej podejrzewał, że nie będziemy miały takich pieniędzy i chciał zarobić fortunę, sprzedając nas Lordowi Gavroche.
Na samą myśl o przywódcy sił Ciemności, Larę przeszły dreszcze.
– Dobra – oświadczyła, zacierając ręce. – Dawaj jakieś kosmetyki i tę sukienkę, którą zwędziłaś. Zapowiada się niezła awantura.
***
Lara krytycznym wzrokiem przejrzała się w lustrze i uświadomiła sobie, że strój oraz makijaż idealnie oddają gust jej matki. Czarna sukienka z koronkową górą miała obcisły top, a od talii rozkloszowywała się aż do kolan. Smoky eye doskonale współgrało z czerwoną szminką. Włosy upięła w kok. Zdecydowanie prezentowała się efektownie.
– Pamiętaj – rzekła do Alice, gdy opuszczała pokój – musisz cały czas obserwować Richarda. Ma ręce związane kłębikami do wewnątrz, więc nie może użyć magii, ale i tak miej go na oku. Jak tylko zauważysz, że zaczyna sie budzić, uderz go tą encyklopedią.
Dziewczyna pokiwała głową.
– Stoi. Za godzinę będę czekać na ciebie w lochach. Jeżeli nie przyjdziesz, to... No cóż, mogę się tylko modlić.
– Daj mi piętnaście minut – oznajmiła Lara. – Jeśli nie dam rady w tym czasie, to znaczy, że coś się stało.
Alice nerwowo przygryzła wargę.
– Powodzenia. Nie pozwól im się zabić, bo zdążyłam cię polubić.
Brunetka uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z sypialni.
Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie. Siostra Willa udzieliła jej dokładnych instrukcji co do zachowania i drogi do głównej sali. Przeszła przez kilka korytarzy i sporo stopni, aż w końcu stanęła przed drzwiami do pomieszczenia.
– Czymś się denerwujesz, Katherine?
Dziewczyna odwróciła się. Jej ojciec jak zwykle prezentował się nienagannie: idealnie skrojony garnitur, który pewnie jak zwykle wybrała mu matka, wypastowane buty, nażelowane włosy...
– Nie – odparła stanowczo, starając się brzmieć jak jej rodzicielka. – Może już lepiej chodźmy, przecież nie chcemy być spóźnieni.
Josh chwycił ją pod ramię, a ona z trudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. Gdyby nie powaga jej misji, ta sytuacja wydawałaby jej się komiczna.
Na ich widok, wszystkie głosy ucichły. Lara uśmiechnęła się z wyższością i usiadła na krześle, które odsunął dla niej mężczyzna.
Tym razem aranżacja wnętrza była nieco bogatsza. Z sufitu zwisały zdobione żyrandole, których światło odbijało się w tysiącu małych diamencików, zastawiony suto stół nakryto czerwonym obrusem z haftowanymi, złotymi zawijasami, a każde z siedzeń miało rubinową, miękką tapicerkę. Strażniczka kątem oka zlustrowała Lorda Gavroche, tkwiącego w bezruchu i przyglądającego się gościowi, który nalał sobie wina do kieliszka, nie czekając na znak od gospodarzy. Billius Dooster usadowił się po jego prawej stronie i właśnie rozmawiał z Lionelem Moore'em, członkiem Rady Strażniczej, kojarzonym głównie z tego, że swego czasu przesadził z alkoholem i wygadał jakiejś śmiertelniczce pilnie strzeżone tajemnice. Od tamtego czasu, Dooster wolał mieć go na oku.
Największy szok przeżyła na widok Logana. Wlepiła w niego pełen niedowierzania wzrok, lecz zaraz skarciła się w myślach i przypomniała sobie, że Katherine przecież o wszystkim wie. Jak to możliwe, że przeżył ten upadek? Zapewne użył czarnej magii, uświadomiła sobie.
Do sali zawitało jeszcze kilka osób. Kiedy i one zajęły swoje miejsca, Lord Gavroche przemówił.
– Niezmiernie miło mi, że wszystkim wam udało się tu dziś pojawić. Jako iż mój plan jest już w pełni dopracowany, chciałbym podzielić się nim z tymi, którzy jeszcze o nim nie słyszeli. Katherine, proszę cię, opowiedz co nieco naszym gościom.
Lara zbaraniała – tak, to było jedyne słowo, które całkowicie oddawało jej stan. Nie miała pojęcia, że przyjdzie jej się mierzyć z czymś takim. Uspokój się, Glenmore, nakazała sobie w myślach. Tylko spokój może cię uratować.
– O czym konkretnie? – zaszczebiotała, nieco zbyt słodko jak na matkę.
Lord Gavroche zmierzył ją surowym spojrzeniem.
– Rozmawialiśmy o tym. Powiedz nam, dlaczego Aleid jest bardziej efektowny niż Rada Strażnicza.
Dziewczyna odchrząknęła i wstała.
– Cóż, miałam przyjemność zasiadać w Radzie przez piętnaście lat – oświadczyła tak pewnie, jakby miała już przygotowaną i wykutą na blachę mowę. – Muszę przyznać, że tak, jak na początku byłam zachwycona jej działalnością, tak im dłużej uczestniczyłam w naradach, tym gorzej to wszystko wyglądało. Wasze poglądy są staroświeckie, a na dodatek nie jesteście konsekwentni. Liczycie każdy grosz i nie jesteście w stanie zrozumieć, że walka z Aleidem to coś więcej niż jakiś tam pojedynek z demonami, z którymi niegdyś toczyliście bezsensowne wojny, podczas gdy prawdziwy wróg czyhał za rogiem. Dlatego cieszę się, że zechcieliście się tu zjawić i wysłuchać tego, co Lord ma wam do powiedzenia – zakończyła klawo.
Z powrotem usiadła na swoim miejscu i odetchnęła z ulgą. Improwizacja zawsze była jej mocną stroną.
Lord Gavroche najwyraźniej myślał inaczej, bo spojrzał na nią z groźbą w ciemnych oczach. Jej ciało przeszył chłód.
– Mam nadzieję, że skłoni was to do refleksji. Zamierzałem objaśnić wam plan teraz, lecz widzę, że wszyscy jesteście głodni. Smacznego więc.
Lara musiała przyznać, że jedzenie było pyszne. Po odżywianiu się suchym chlebem i resztkami warzyw, wykwintne dania były miłą odmianą. Od czasu do czasu odpowiadała na rzucane w jej kierunku słowa, uśmiechając się przy tym z rezerwą.
Gdy ukradkiem zerknęła na pozłacany zegarek od Rolexa, który Alice wykradła jej matce, zauważyła, że już czas się zbierać. Przełknęła ostatni kawałek steka i nachyliła się nad Joshem.
– Idę poprawić makijaż – wyszeptała.
Mężczyzna skinął głową. Lara tymczasem wstała od stołu, zasunęła za sobą krzesło i opuściła salę. Miała dziesięć minut.
Alice dokładnie opisała jej drogę do lochów. Dziewczyna zdążyła się już zorientować, gdzie trzymają jej brata. Odznaczała się niezwykłą przebiegłością i błyskotliwością, a przymusowy pobyt w Fortecy Ciemnośći zapewne jeszcze jej te cechy rozwinął.
W lochach panował półmrok. Lara stąpała ostrożnie, gdyż wiedziała, że jest tam naprawdę dobra akustyka i każdy dźwięk odbiłby się wielkorotnym echem. Dziwiła się, że żaden więzień nie wywołał awantury na jej widok, ale może byli już zbyt zmaltretowani i zobojętniali, by reagować na jakiekolwiek bodźce.
Alice odwaliła kawał dobrej roboty z pozbyciem się demonów. Lara miała nadzieję, że czekała już przy celi Willa, zgodnie z planem. Gdy jednak przeszła wszystkie korytarze wzdłuż i wszerz, nigdzie jej nie znalazła.
Czyżby coś się stało? Co, jeżeli ktoś ją przyłapał? Albo Richard jakimś cudem wyrwał się spod kontroli i zdał ze wszystkiego raport przełożonym?
Wtem poczuła chłodny oddech na swoim nagim karku.
– Wybierasz się gdzieś, Larisso?
Podskoczyła, lecz zaraz opanowała się i wyciągnęła ukryty za ramiączkiem stanika nóż. Odwróciła się; stała twarzą w twarz z Lordem Gavroche.
– Myślałaś, że się nie zorientuję? – ciągnął, przesuwając palcem wskazującym po jej policzku. Lara chciała zadać mu cios, ale nogi miała jak z waty i kompletnie nie mogła się ruszyć. – Nie jestem taki głupi, żeby dać się omamić dziewczynce, która próbuje wykorzystać przeciwko mnie ramy czarów nakładane przeze mnie. Poza tym, prawdziwa Katherine miała powiedzieć coś zupełnie innego. Czasem wydaje mi się, że ty nie potrafisz uczyć się na własnych błędach, bo tym razem już mi nie uciekniesz. Powinnaś zostawić tego chłopaka w spokoju i próbować uciec przed swoim przeznaczeniem.
– Nie wierzę w przeznaczenie – prychnęła Lara. – Sami jesteśmy kowalami swojego losu.
Lord Gavroche zaśmiał się drwiąco.
– Zobaczymy.
Wysunął przed siebie dłoń i dotknął jej czoła, a ona momentalnie upadła na twardą posadzkę. Ostatnim, co zapamiętała był ustatysfakcjonowany wyraz twarzy przywódcy sił Ciemności.
Nie pytajcie mnie, co ja robię ze swoim życiem, że wrzucam rozdział o tej porze, bo tego to nawet ja nie wiem. Nie pytajcie mnie, co robię ze swoim życiem, bo postanowiłam, że Naznaczeni jednak będą mieli 40 rozdziałów. Wczoraj, gdy próbowałam zasnąć, wpadł mi do głowy superhiperextra pomysł na jedną akcję i aż szkoda go zmarnować. Oficjalnie przezwyciężyłam kryzys pisarski, więc możemy się cieszyć i radować. Nie pytajcie mnie, co robię ze swoim życiem, że 21 wyjeżdżam na obóz harcerski i aż do początkowych dni sierpnia nie będę mieć żadnego dostępu do elektroniki. Plus, wyjeżdżam na kilka dni w sobotę, więc nie wiem, czy jeszcze pojawi się rozdział. Aha, i nie pytajcie mnie, co robię ze swoim życiem, że postanowiłam poprowadzić snapa wattpadpiepl . Konkretnie od 14 lipca wieczorem do 15 lipca wieczorem będziecie mogli zobaczyć, jak sobie żyje taka Crystaleth. Jadę wtedy nad morze, więc pokażę Wam trochę mojej podróży, tego, co będę tam robić, poopowiadam o książkach, opkach, moich pasjach, o tym, że nie wiem, co robię ze swoim życiem... Wspominałam już, że nie wiem, co robię ze swoim życiem?
*przepraszam, tak mnie naszło na jakieś dziwne rozkminy. Zwalmy to na porę*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top