7

Następnego ranka, Alice obudziła się pierwsza, co niezwykle ją ucieszyło. Spojrzała z uśmiechem na pogrążonego we śnie Willa, po czym najostrożniej jak potrafiła, uwolniła się spod jego ręki i wstała, starając się go nie obudzić.

Od dawna chciała zrobić mu śniadanie do łóżka. Dawno go nie rozpieszczała, a że stał się naprawdę kochanym facetem, była w stanie zrobić dla niego naprawdę wiele.

Nałożyła szybko różową, plisowaną spódniczkę, do tego biały t-shirt ze słodkim, rysunkowym kotkiem przebranym za rekinka, po czym po cichutku wymknęła się, żeby zrobić coś pysznego.

Długo zastanawiała się nad tym, co mogłoby mu zasmakować, ale ostatecznie zdecydowała się na tosty. Należały do prostych dań, a oboje je lubili. Wydały jej się zatem najlepsza opcją.

Krzątając się po kuchni, nieustannie trzymała kciuki, aby tylko William nie obudził się przed czasem. Bardzo chciała, żeby miał niespodziankę, bo ostatnio to on wciąż dla nich gotował.

Kiedy skończyła, ułożyła wszystko na tacy, a następnie ruszyła do sypialni.

Ferro spał jak zabity. Nie dziwiło jej to. Zdawała sobie sprawę, że był po prostu bardzo zmęczony.
Teraz nie miała pewności, czy powinna go budzić, ale kiedy tylko odstawiła tacę na szafkę, Will poruszył się, pocierając niespiesznie powieki.
Już po chwili spojrzał z zaskoczeniem na Alice, która wskoczyła na łóżko, umiejscawiając się na udach Willa i dała mu buziaka.

- Cześć, Tatusiu - powiedziała z uśmiechem.

- Cze... Coś się stało? - zapytał zaskoczony jej entuzjazmem.

- Zrobiłam dla ciebie śniadanko do łóżka. Odpocznij dzisiaj - mruknęła, pochylajac się i zaczęła całować jego żuchwę, a potem szyję.

William był kompletnie zaskoczony jej zachowaniem, ale wyraźnie nie przeszkadzało mu to. Wręcz cieszył się, że aż tak dopisywał jej humor.
Mruknął z przyjemności, przytulając ją do siebie, ale już po chwili przerwała, ku niezadowoleniu Williama.

- Musimy jeść, bo zaraz będzie zimne i nie dobre - powiedziała, po czym podniosła się, aby podać tacę Willowi, który patrzył na nią z uśmiechem, zwłaszcza, że wyglądała niezwykle uroczo.

- Pyszne - stwierdził, biorąc kolejny kęs śniadania.

Naprawdę doceniał to, co dla niego zrobiła, choć wcale niczego się niespodziewał. Jemu satysfakcję dawał jej uśmiech oraz bliskość. Coś... czego nigdy wcześniej nie spodziewał się, że jeszcze zdobędzie.

- Tatusiuuuu? - jęknęła w przerwie od chrupania tostów.

- Słucham, chomiczku? - zapytał radośnie, gdy jej oczy wpatrzyły się w niego.

- Pójdziemy dziś na plac zabaw?

- Oczywiście, skarbie - odparł z uśmiechem, na co od razu klasnęła w ręce i przytuliła go mocno. - To tylko plac zabaw. - Zaśmiał się.

- Jesteś najwspanialszym Tatusiem pod słońcem! - wymamrotała w jego ramię, a William miał wrażenie, jakby jego serce roztopiło się z rozkoszy.

***
William siedział na ławce i jak zwykle czytał książkę od czasu do czasu, spoglądajac na Alice, która to huśtała się na huśtwce, to bawiła się na drabinkach, albo przyrządach do ćwiczeń.

Widok jej takiej radosnej, a na dokładkę w uroczych spodenkach i bluzeczce w kotki, powodował niesamowitą satysfakcję.

Czuł się spełniony, ale z każdym dniem, zbliżającym ich do roku akademickiego, bał się coraz bardziej.

Rozsądek nakazywał, aby Alice nie wybierała studiów, na których uczył.
Jednak nie miał serca odbierać jej dawnych marzeń. Sam też nie mógł pozwolić sobie na zmianę pracy.

Najgorsze były też te potworne wspomnienia. Willa z Amandą i... tego jak na własne życzenie skrzywdził oraz stracił Alice.
Ponadto istniało zagrożenie, że ktoś odkryje prawdę... Wygenerowałoby to zdecydowanie zbyt wiele problemów.
I choć byłby w stanie pieprzyć pracę i dotychczasowe życie, to wiedział, że Alice nie poradziłaby sobie z tym tak łatwo.

Mimowolnie wrócił pamięcią do tego, jak wyglądał jego związek z Amandą.

Sposępniał od razu.

Amanda była pewną siebie, piękną kobietą, która postawiła wszystko na jedną kartę... Albo uwiedzie swojego wykładowcę, albo i tak wyleci ze studiów za niezaliczony semestr.
Udało jej się to pierwsze...

- Tatusiu!

- Tak? Tak? - William otrząsnął się i dopiero po chwili dotarło do niego, że wpatrywał się bez celu w ziemię.

- Wszystko w porządku? - zapytała wyraźnie zaniepokojona Alice.

- Tak. Tak! - powiedział bardziej, żeby upewnić siebie niż ją. - Coś się stało?

- Zmartwiłeś mnie, bo wydałeś się bardzo smutny - oznajmiła, siadając obok niego, po czym wtuliła się w jego rękę.

- Nie jestem smutny, myszko. - Złożył pocałunek na jej skroni. - Zamyśliłem się tylko - dodał, a wtedy Alice zaburczało w brzuchu. - Oho. Chyba ktoś tu zgłodniał - stwierdził, chowając telefon do kieszeni. - Chyba czas wrócić do domu na obiadek.

- A Tatusiu?

- Tak?

- Mogę ci pomóc z obiadem?

- Oczywiście, skarbie. Jak zawsze.

***

- Taki mój jeden znajomy, chce wpaść ze swoją córeczką - powiedział nagle William.

Alice podniosła wzrok znad kolorowanki, po czym zmarszczyła brwi.

- Znajomy?

- Wspominałem Ci chyba o Liamie, z którym spotkałem się na kilku spotkaniach Tatusiów. Mieliśmy okazję rozmawiać ze sobą trochę, zwłaszcza, że on również studiował filologię angielską i teraz uczy w liceum angielskiego. Jest naprawdę w porządku.

- Kiedy przyjedzie?

- Może pojutrze. Dogadujemy jeszcze termin.

- Yymm. Tatusiu?

- Tak?

- Bo... miałeś... miałeś mi pokazać jak wygląda przyjemny klaps - wykrztusiła z siebie w końcu.

Kąciki ust Willa podniosły się do góry, po czym odłożył telefon na stół.

- No to chodź, mała. - Machnął na nią dłonią, na co cała jej odwaga niemal kompletnie odpłynęła.

Wstała niepewnie z dywanu, a nogi zrobiły się miękkie jak z waty. Teraz karciła się w myślach, za domaganie się z własnej woli bicia po tyłku.
Podeszła do Willa, ale cały umysł pragnął się wycofać.

- To nic strasznego. - Zaśmiał się przyjaźnie Ferro, jednak nie przyniosło to żadnego skutku.

Klepnął się lekko w kolano, sugerując jej co ma zrobić, na co ciężko przełknęła ślinę.

- Najpierw usiadź. - Zatrzymał ją, gdy chciała się położyć na nich brzuchem.

Zrobiła to, a William mocno przytulił ją do siebie.

- Wiesz, że jesteś moją najśliczniejszą Kluską? Tatuś nie ma zamiaru robić ci krzywdy, więc jeśli nie chcesz to nie musisz tego robić.

- C-chcę... tylko... troszkę się boję.

- Nie ma czego. - Pocałował ją w skroń. - Dostaniesz tylko dwa klapsy. Jeden przyjemny i jeden nieprzyjemny. Dla porównania, a potem już Tatuś zrobi ci kaszkę, przytuli... okej?

- Yhym - przytaknęła.

- Super. Wstań w takim razie. - Wypuścił ją z ramion. - Zsuniemy na moment spodenki, dobrze? Majteczki zostaną - oznamił i pomógł jej się ich pozbyć, na co już poczuła się niekomfortowo. - Teraz połóż się tak, żeby pupka była wypięta - poinstruwał ją, co zrobiła bardzo powolnie.

Ta pozycja w żadnym wypadku nie była dla niej czymś przyjemnym. Instynktownie do jej oczu napłynęły łzy oraz cała się spięła, jakby zaraz miała dostać dwieście klapsów pasem.

- Spokojnie. - Drgnęła, gdy poczuła ciepłą dłoń Willa, która delikatnie pomasowała jej pośladki. - Zaczniemy od klaspa przyjemnego. Policzę głośno do trzech. Raz. Dwa. Trzy. - Odliczył, po czym poczuła klepnięcie w pupę. Tak jak mówił Will nie było bolesne, tak jak się tego obawiała. - Było strasznie? - Zaśmiał się. - Więcej strachu niż faktycznego powodu do strachu. - Znów zaczął masować jej pośladki, a Alice trochę się rozluźniła.
Ten klaps rzeczywiście, mógłby nawet zostać nazwany przyjemnym. Była nawet w stanie sobie wyobrazić, że mogłaby takiego dostać od czasu do czasu. - To teraz będzie klaps nieprzyjemny, czyli za karę. Ty co prawda nie dostajesz go za karę, ale dla porównania. - Alice znów się spięła. - Policzę jeszcze raz do trzech. Raz. - Wstrzymała oddech. - Dwa. - Cała się spięła, a na dokładkę zamknęła oczy, gdy poczuła znów delikatne głaskanie na skórze pośladków. - Może sobie odpuścimy? Wiesz już, że klaps może być przyjemny - powiedział spokojnie Will, bo wcale nie miał zamiaru jej staszyć.

- Chcę wiedzieć - oznajmiła stanowczo, jeszcze bardziej zaciskając powieki.

- Nie jestem pewien, Alice. Nie ma potrzeby...

- Proszę...

William westchnął.

- Raz. Dwa. Trzy. - Policzył, po czym wymierzył Alice nieprzyjemnego klapsa.

Dźwięk plaśnięcia rozszedł się w powietrzu, razem z piśnięciem Alice, która wzdrygnęła się, a zaraz potem skumulowany strach i ból, którego się spodziewała, spowodował napłynięcie do oczu łez.

- Przepraszam. - William, podniósł ją natychmiast i przytulił do siebie z całych sił. - Przepraszam. - Powtórzył spanikowany. - Już nie płacz. Ciii. - Zaczął ją lulać, na co Alice wtuliła się w niego z całych sił.

- Ten był nieprzyjemny - wymamrotała.

- Wiem. Przepraszam.

- Ale taki miał być. - Starała się uspokoić, ponieważ sprawcą takiej reakcji był bardziej przeraźliwy strach niż sam ból.

- Już dobrze. Tatuś nie chciał...

- Wiem. Ja tylko... troszkę się bałam. To... dlatego - stwierdziła.

- Boli nadal? - zapytał zmartwiony.

- Troszkę. Już prawie nie.

- Biedna pupka. Może zrobimy kaszkę i Tatuś pomasuje?

- Yhym - mruknęła.

William poniósł się, więc z miejsca, po czym szybko zabrał się za przyżądzenie napoju.

- Tatusiu, jesteś zły? - wychlipała.

- Nie, skarbie. - Pocałował ją w skroń. - Jesteś małym kwiatuszkiem Tatusia i Tatuś kocha cię bez względu na wszystko. - Poprawił ją, żeby było mu wygodniej przyrządzić kaszkę.

- Tatusiu?

- Tak, myszko?

- Ten przyjemny klaps... Był całkiem przyjemny - Wymamrotała cichutko, po czym schowała głowę w jego ramię z zawstydzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top