4
Kiedy Alice się obudziła, Williama nie było już w łóżku. Podniosła się do siadu, przetarła oczy, a następnie rozejrzała się dookoła, wsłuchując się w ciszę z nadzieją, że usłyszy krzątaninę Willa.
Niestety wciąż odpowiadała jej jedynie głucha cisza, więc zmartwiona zawołała:
- Tatusiu!
Nie minęła sekunda, gdy rozległy się kroki, a w drzwiach stanął Willam z okularami zsuniętymi na niemal sam czubek nosa, w czarnej koszuli i ciemnych spodniach.
- Co się stało, skarbie? - Podszedł do łóżka, na co Alice wyciągnęła w jego kierunku dłonie.
Ferro nachylił się, biorąc ją pod pachy, a ona przywarła do niego mocno, niczym mała małpeczka.
- Wyspałaś się? Starałem się być jak najciszej, żeby cię nie obudzić.
- Nie obudziłeś mnie - mruknęła, chowając głowę w jego szyję. - Ale dziwnie mi w brzuszek. - Dodała.
- Dziwnie? W brzuszek?
- Chyba zaczyna mnie znów boleć.
- Aha. To szybko zjesz śniadanko i Tatuś da ci lekarstwo, co?
- Niedobrze mi - jęknęła.
- Wolałbym nie dawać ci leków na pusty żołądek. Zrobię ci jakieś małe kanapeczki, dobrze?
- Niedobrze mi. - Powtórzyła.
- Wiem, ale podałem ci powód, dla którego coś musisz zjeść. To nie musi być od razu niewiadomo ile...
- Muszę siusiu, Tatusiu - powiedziała, gdy minął drzwi toalety.
- Oczywiście. Idź, a ja zrobię śniadanko. - Postawił ją na podłodze. - Czekam w kuchni - oznajmił, po czym zabrał się za przygotowywanie posiłku.
Kiedy Alice wyszła wszystko było już gotowe.
- W porządku? - zapytał zmartwiony, bo dziewczynka niezwykle pobladła.
- Boli coraz mocniej i została mi ostatnia podpaska do zmiany.
- Jasne. Mieliśmy iść na zakupy. Chciałbym zabrać cię ze sobą, ale jeśli tabletka nie pomoże, to sam szybko skoczę do sklepu i zaraz wrócę.
- Chcę iść z tobą - wymamrotała, a do jej oczu napłynęły łzy.
- Alice nie płacz. To tylko wyjście do sklepu i z chęcią zabiorę cię ze sobą, o ile będziesz czuła się dobrze. A teraz jedz, bo musisz wypić leki.
***
- Dobrze. Ja szybko kupię kilka rzeczy do domu, a ty idź na dział z artykułami higienicznymi i kup sobie wszystko co ci potrzebne, okej? - powiedział, na co Alice mocniej złapała się jego ręki. - Myszko - szepnął. - Nie musisz się bać. Wybiesz sobie wszystko co ci się spodoba i za kilka chwil zobaczymy się przy dziale z ubraniami, dobrze? Nie zostawię cię skarbie - zapewnił, po czym złożył szybki pocałunek na czubku jej głowy, a następnie ruszył w przeciwnym kierunku.
Alice szybkim krokiem dotarła do odpowiedniego działu i zaczęła poszukiwać odpowiednich podpasek. Długo nie mogła się zdecydować, ale kiedy wreszcie znalazła coś odpowiedniego, chciała jak najszybciej odnaleźć Willa, ale wtedy jej uwagę przykuł dział z bielizną.
Zatrzymała się i zaczęła podziwiać koronkową bieliznę, która wyglądała niezwykle kusząco.
Wyobraziła sobie, że nakłada, którąś z nich i pokazuje się Willowi.
Była ciekawa, czy oczarowałaby go swoim wyglądem. Szybko jednak odrzuciła te myśli, nie poznając się.
Coraz częściej przyłapywała się na tym, że myślała, jakby to było wejść na ten wyższy poziom.
Jednak zawsze, gdy próbowała sobie to wyobrażać w jej głowie pojawiało się wspomnienie, gdy wstawioną niósł ją do sypialni. Wciąż pamiętała jego usta na szyi... i piersiach, ale zaraz potem pojawiała się wizja poranka. Rozkaz: ,,Zapomnij. Uznajmy, że tego nie było..." I czar momentalnie pryskał.
Potem jeszcze jego późniejsze przekonania związane z seksem, sprawiały, że szybko traciła ochotę na jakiekolwiek próby przełamania się.
To prawda. William zmienił się, ale w tej kwestii nie potrafiła tego do końca sobie przetłumaczyć. Bo co jeśli wciąż myślał tylko o tym?
Co prawda w żadnym wypadku na nic nie nalegał, ani nie próbował jej przekonywać... a może sam już tego nie chciał?
Najgorsze było jednak to, że nie potrafiła się przełamać, żeby z nim porozmawiać i w jakiś sposób przepracować ten lęk.
Bo chciała czegoś więcej, ale jednocześnie potwornie się bała.
- Podoba ci się? - Wskazał na jasno beżowy, koronkowy komplet z gorsetem i pasem do pończoch, który był tak prześwitujący, że więcej odkrywał niż zakrywał.
Usłyszała nagle za swoimi plecami, na co drgnęła wystraszona, odwróciła się i spojrzała z przerażeniem na Will, tuląc do piersi paczki z podpaskami.
- Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć - oznajmił, po czym podsunął koszyk pod ręce Alice, aby mogła wrzucić do niego swoje produkty.
- Tak... tylko spojrzałam. Idziemy? - Poczuła ciepło na twarzy, a na policzki wstąpiły rumieńce.
Wcale nie chciała, żeby ją tu przyłapał.
- To nie powód do wstydu. - Uśmiechnął się.
To, że podobała jej się bielizna, w której był niemal pewien, że wyglądałaby nieziemsko, niezwykle go cieszyło. Zwłaszcza, że wciąż pamiętał jak przed rozstaniem, zrobiła dla niego istny pokaz mody, dzięki czemu mógł zobaczyć ją w przepięknych kreacjach i zachować ją jak najlepiej we wspomnieniach, podczas tych ciężkich lat rozłąki.
- Jeśli chcesz, mogę ci kupić - powiedział, na co Alice poczerwieniała jeszcze bardziej.
- Nie. Nie trzeba. Chodźmy już - oznajmiła i ruszyła przed siebie z nadzieją, że Will pójdzie w jej ślady i odpuści.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem, po czym ruszył za nią, ale w głębi duszy zasmuciło go to, że jednak się nie zdecydowała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top