34

- Straszna ze mnie niezdara! Przepraszam cię.

- Nic się nie stało. - Otrząsnął się w końcu i odsunął zdecydowanie.

O ile koszula nosiła na sobie ślady zalania, o tyle na szczęście, na ciemnych spodniach nie było szans, aby plama była bardzo widoczna.

- Lepiej już pójdę. Dziękuję za kawę - rzucił, po czym niemal od razu odwrócił się i wyszedł.

Kiedy znalazł się u siebie w gabinecie, potrzebował dobrych kilka minut, aby przetworzyć w jakiś sposób to wszystko co się stało.

Jego rozmyślenia, przerwał jednak telefon.

- Cześć, Will. - Zabrzmiał głos Liama.

- Cześć.

- Dzwonię upewnić się, czy będziesz na dyskusji oraz zapytać jak ma się Alice.

- Wybacz. Kompletnie zapomniałem. Wrzesień czasem bywa dla mnie zdecydowanie gorszy niż czerwiec. Tyle komisów chyba w żadnym roku nie miałem. A co do Alice. Ma się już całkiem dobrze, ale mimo to wolałbym, żeby na noc wróciła do domu. Przywiozę ją rano w weekend, a odbiorę pod wieczór.

- Rozumiem. Ricie pewnie będzie smutno, ale odbiją sobie to kiedy indziej.

- Na pewno - wymamrotał Will.

- To świetnie. W takim razie do zobaczenia i pozdrów ją od nas.

- Jasne. Do zobaczenia.

***
Alice czytała książkę, gdy William wrócił do domu. Na jego widok od razu zerwała się z kanapy, a gdy tylko oswobodził się z płaszcza, wskoczyła na niego i wtuliła się mocno.

- Aż tak się za mną stęskniłaś? - zapytał z rozbawieniem, po czym złożył pocałunek na jej czole.

- Bardzo - wymamrotała w jego szyję.

Rozczuliło go to. Uwielbiał, kiedy była taką małą, słodką przylepką.

- Pewnie jesteś głodny. Zrobiłam trochę kalafiorowej. Zjesz, Tatusiu?

- Zjem, a potem pożrę moją małą kluskę - oznajmił, po czym ugryzł ją lekko w ucho, aby zaraz wpić się w jej usta, gdy tylko trochę się odchyliła.

- Odgrzeję ci, Tatusiu! - powiedziała z rozbawieniem i zaraz zsunęła się z Willa, na co westchnął z żalem. - Jak ci minął dzień?

- Miałem dużo pracy. Kilka komisów...

- Jak myślę o tych egzaminach, to aż nie chcę wracać na studia. - Westchnęła.

- Ty zdasz wszystko. I to śpiewająco. Już ja tego dopilnuję - powiedział z uśmiechem i pogroził jej łyżką, na co zaśmiała się.

W rzeczywistości wiedział, że Alice bez żadnego problemu poradzi sobie na studiach. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości.

- A ty? - Postanowił przerwać ciszę, która zapanowała przez to, że zaczął jeść. - Co dziś robiłaś?

- Ja? Dużo rzeczy - odparła z szerokim uśmiechem.

Ferro zmarszczył brwi.

- To brzmi, jakbyś była dziś bardzo niegrzeczna.

- Nie. Ja byłam dziś bardzo grzeczna - zapewniła.

- Tak? A jak kluska udowodni mi, że była grzeczna? - Postanowił się podroczyć.

- W taki sam sposób jak Tatuś zamierza udowadniać, że kluska była niegrzeczna - odparła z uśmiechem, po czym pokazała Willowi język.

- Oj mała... - Pokręcił głową. - Chyba Tatuś będzie musiał przeprowadzić śledztwo w sprawie tego, czy byłaś na pewno grzeczna. - Podniósł się, aby schować talerz, a następnie odwrócił się w kierunku Alice, która opierała się o blat kuchenny. - I chyba zacznę od przesłuchania świadków - stwierdził, by zaraz bez jakiegokolwiek ostrzerzenia przerzucić sobie ją przez ramię.

Pisnęła zaskoczona, śmiejąc się, a Will nie zdołał się powstrzymać i dał jej lekkiego klapsa.

- To za ten język, klusko - rzucił w drodze do sypialni.

Zamknął za nimi drzwi kopniakiem, aby za moment położyć Alice na łóżku.
Widział w jej oczach podniecenie, na co sam zaśmiał się. O takiej little właśnie marzył. Kochał ją ponad życie!

- Panie władzo... - wczuła się w rolę. - Naprawdę byłam grzeczna - oznajmiła, przyjmując seksowną pozę, na co Will ciężko wciągnął powietrze i rozluźnił krawat.

- No nie wiem... Nie wiem... Chyba musimy przeprowadzić dogłębne dochodzenie. - Poruszył sugestywnie brwiami, a policzki Alice oblał czerwony rumieniec, wyglądający niezwykle uroczo.

William odwrócił się na moment i zaczął przeszukiwać najniższą szufladę. W tym czasie, Alice uniosła się na łokciach, sprawdzając czego szukał. Po kilku chwilach podniósł się, a w rękach trzymał kajdanki z różowym futerkiem.

Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie spodziewała się, że Ferro... je tutaj miał. W zasadzie, że w ogóle je miał.
Bicie serca przyspieszało z każdym krokiem Willa. Wkradła się także niepewność, bo dla Alice to mimo wszystko było czymś zupełnie nowym. I choć już raz miała związane ręce i nie pożałowała tego, to te obawy wciąż się pojawiały.

- Muszę panią aresztować, bo może być pani niebezpieczna. - Uśmiechnął się łobuzersko, kręcąc kajdankami na palcu.

- Pan policjant Tatuś nie ma dowodów! - Chciała się podroczyć.

- Pan policjant Tatuś przeprowadzi skuteczne dochodzenie i dojdzie... Do prawdy!  - powiedział, na co Alice pokręciła głową z zażenowania, na te żarty.

- Tatusiu? - zapytała, gdy zawisnął nad nią.

- Tak, króliczku? - Pocałował ją szybko w nos.

- Możemy się najpierw troszkę poprzytulać?

- Poprzytulać? - Uniósł pytająco brew. - Czy to wniosek formalny?

Alice przytaknęła natychmiast.

- Zatem niech tak będzie - powiedział, odkładając kajdanki na szafkę, przeniósł dłoń na tył jej pleców i przyciągnął ją do siebie, przywierając do niej jednocześnie ustami.

Całował niespiesznie, smakując tych słodkich, malinowych warg oraz walcząc z językiem o dominację.
Długo jednak nie wytrzymał, więc powoli wsunął dłoń pod jej bluzkę, a następnie stanik, żeby dostać się do piersi. Bawił się kilka chwil sterczącym sutkiem, napawając się pojękiwaniami Alice oraz tym jak niespokojnie się poruszała.
Zachęcony takimi reakcjami, podciągnął bluzkę i rozpiął stanik, aby bez problemu także go podciągnąć.

Spojrzał na rumianą twarz Alice, która przymknęła oczy z rozkoszy i wygięła się w łuk. Uwielbiał to, jak niewiele było trzeba, żeby rozpływała się w jego rękach oraz chciała oddać w jego władanie bez żadnego sprzeciwu.

Trochę bawiła go jej prośba. Tak jakby myślała, że ją obezwładni, a następnie od razu przejdzie do samego seksu, bez gry wstępnej. Myliła się. Nie potrafiłby się powstrzymać przed skosztowaniem chociażby jej ust, o zabawie tymi uroczymi, małymi, ale niezwykle wdzięcznymi piersiami, nie wspominając.

Z początku bał się, że ta fascynacja Alice i dzikie pragnienie, gdzieś zniknie. Bał się, że okaże się, że po tym jak wreszcie znów się do siebie zbliżą, przestanie ją pożądać, albo po prostu mu się znudzi.
Mylił się jednak! I to bardzo!
Miał wrażenie, że chciał jej jeszcze bardziej. Wciąż myślał o dodawaniu jakichś gadżetów, różnych pozycjach, a przede wszystkim chciał, żeby Alice była jak najbliżej niego, oddawała się mu, ufała i nader wszystko czerpała taką samą, cudowną, uzależniającą rozkosz.

Zjechał dłonią do spodni Alice, rozpiął guzik oraz rozporek, a następnie wsunął ją w nie, aby zaczać niespiesznie masować jej kobiecość.
Nie powstrzymał się i spojrzał z uśmiechem na wyraz jej twarzy, po czym zaśmiał się pod nosem, gdy zobaczył jak bardzo było jej dobrze.
To sprawiało, że był z siebie bardzo dumny. W końcu nie robiliby tego ostatnio tak często, gdyby im obojgu, nie było nieziemsko cudownie.

- T-tatusiu - sapnęła, więc przerwał na moment i pocałował ją zapamiętale w usta, a na dokładkę przytulił mocno.

- Jestem, króliczku. - Trącił swoim nosem jej nos. - I zawsze będę - zapewnił, po czym znów ją pocałował, a gdy spojrzała na niego prosząco, z szelmowskim uśmiechem, sięgnął po kajdanki.

***

- Na pewno przyjedziesz? - zapytała płaczliwie, zostając w mieszkaniu.

William z westchnięciem wrócił do środka, a następnie przytulił ją znów mocno.

- Punkt osiemnasta jestem pod drzwiami. A w razie awaryjnego telefonu, góra pół godziny i jestem - powtórzył, na co potarła oczy, jakby walczyła z łzami.

- Obiecujesz na mały paluszek? - zapytała, wyciągając w jego kierunku rękę.

- Obiecuję, skarbie - powiedział, splatając jej palec ze swoim. - Wszystko będzie dobrze, a jeśli nie, to wystarczy jeden telefon. Będę w trymiga i ostro się z nimi policzę - zapewnił, głaszcząc ją po policzku. - Więc już nie smutaj. Idziemy? - zapytał, biorąc w ręce siatkę z zapakowanymi wróżkami oraz pudełkiem nowych kredek dla Rity.

Alice przytaknęła nieznacznie, łapiąc się ręki Tatusia, po czym dała prowadzić się do samochodu.

Tak bardzo nie chciała tam jechać, że przez chwilę znów myślała o tym, żeby zrobić coś, aby Will się zdenerwował i zabrał ją do domu. Albo wymyśleć jakąś wymówkę... Może ból brzucha?
Jednak zrezygnowała z tego szybko, ponieważ w końcu zawarła z Ferro układ, że pojedzie ten jeden raz i już nigdy więcej nie będzie musiała, o ile nie będzie chciała. A oczywiste było, że nie będzie chciała!

Serce biło jej niczym młot, gdy dotarli pod wskazany adres. Zdziwiła się dość bardzo, kiedy znaleźli się na podjeździe dość niedużego domku.

- A co jeśli mnie porwą? Albo zabiją?

- Nie wymyślaj, Alice. - William wywrócił oczami, a dziewczynie przeszły po plecach ciarki, gdy z domu o śnieżnobiałej elewacji z ciemnym dachem, wyszedł Liam z życzliwym uśmiechem.

Niespiesznie wysiadła z samochodu, po czym od razu chwyciła się ręki Willa.

- Witajcie! - Przywitał się od razu.

- Cześć! Bardzo ładny dom - powiedział z grzeczności Will.

- Dziękuję. Po odnowie wygląda fenomenalnie, a jakie wspomnienia z dzieciństwa. - Westchnął z sentymentem. - Wejdziesz na kawę?

- Mogę wejść na chwilę - oznajmił, gdy tylko zobaczył proszące oczka Alice. Wiedział, że to troszkę ją uspokoi i da poczucie bezpieczeństwa, przynajmniej dopóki zostanie.

- To zapraszamy. Nie wstydź się, Alice. Rita już nie mogła się doczekać, aż przyjedziesz - powiedział, szczerząc się do niej, na co jeszcze mocniej chwyciła się ręki Willa.

- Ma dzień małej wstydnisi - powiedział Will, czując, że powinien w jakiś sposób wyjaśnić to, że się do niego przykleiła niczym maleńka kluska.

- Nic nie szkodzi. Zaraz może troszkę się ośmieli, jak zaczną się bawić. Chodźcie, zapraszam. - Machnął zachęcająco ręką w kierunku drzwi.

Alice jeszcze przez chwilę łudziła się, że Will zawróci i na spokojnie znajdą się już bezpieczni w mieszkaniu, ale on ruszył we wskazanym kierunku... a ona... posłusznie za nim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top