3

Po prysznicu Alice ubrała się w piżamę i z nietęgą miną wyszła z łazienki.

Dlaczego to właśnie kobiety, co miesiąc musiały zmagać się z tym... głupim okresem?!

- Wszystko dobrze? - zapytał Will, szykując dla swojej córeczki kaszkę.

- Nie cierpię mieć okresu - warknęła.

- Niestety nic nie mogę na to poradzić - oznajmił, ale nagle na jego twarzy pojawił się delikatny półuśmiech. - Choć... w sumie...

- Zmieńmy temat. - Ucieła prędko.

- Tylko żartuję. - Zaśmiał się. - Zaraz będzie gotowe.

- Tatusiu?

- Ymm? - Siegnął po butelkę.

- Kończą mi się podpaski i...

- I? - Spojrzał na nią. - Potrzebujesz na już?

- Nie. Jeszcze trochę mam, ale jutro pewnie trzeba będzie pójść do sklepu.

- Jasne. Pojedziemy jutro na zakupy to wybierzesz sobie co ci potrzebne, okej?

- Yhym. - Przytaknęła.

- Super. To chodź. Położymy cię spać - powiedział z uśmiechem, po czym chwycił jej dłoń i zaprowadził do sypialni. - Połóż się malutka.

Odstawił butelkę, a następnie rozścielił łóżko, żeby Alice mogła się wygodnie ułożyć.
Kiedy już się położyła, William usiadł na skraju materaca i sięgnął po kaszkę.

- Nie kładziesz się? - zapytała zaniepokojona.

Jej oczka spojrzały ze strachem na Tatusia, którego włosy zaczęły lekko siwieć na bokach głowy. To dodawało mu jednak uroku i bardziej tatusiowego wyglądu.

- Muszę wziąć prysznic, królewno - oznajmił, pochylając się i złożył krótki pocałunek na jej czole. - Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś ty już drzemała, a ja dołączę jak skończę.

- A długo ci to zajmie? Liczyłam, że mnie przytulisz. - Zrobiła smutną minkę.

- Nie bądź smutna. Kilka chwil i zaraz będę z powrotem, a teraz otwórz buzię - powiedział, a już po chwili w ustach Alice wylądowała gumowa końcówka butelki.

Piła spokojnie, patrząc to w oczy Willa, które wydawały się zdecydowanie większe przez okulary i jeździła palcem po jego ręce.

Ferro tymczasem uśmiechał się szeroko, bo bardzo to lubił. Poza tym widok jej z butelką był jedną z najurokliwszych rzeczy jakie widział.

***
Była noc, gdy Willa obudziło dziwne chlipanie. Zaspany zapalił lampkę i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to Alice płakała przez sen.

Zakłopotany od razu postanowił ją obudzić, więc pochylił się nad nią oraz zaczął scałowywać jej gorzkie łzy.

Nienawidził, gdy płakała. Czuł się wtedy jakby ją zawiódł. A przecież obiecywał sobie i jego rolą miała być jej ochrona, a także zapewnienie szczęścia.

Alice obudziła się niemal od razu. W pierwszej chwili, wystraszona cofnęła się, ale gdy rozpoznała Willa rzuciła się na jego szyję i znów rozpłakała.

- Ciii. Już dobrze - wymamrotał, siadając, a maleństwo przycisnęło się do niego jeszcze mocniej.

Naciągnął kołdrę na jej plecy i oparł się o ścianę, tuląc do siebie Alice.

- Nie... nie... nie zos-zostawisz... m-mnie? - zapytała cicho.

- Nigdy. Jesteś moja córeczką. Nigdy nie zostaniesz sama! - powiedział pewnie.

Alice drżała na całym ciele i wyglądała na bardzo wystraszoną. Bał się myśleć co musiało jej się przyśnić, ale z drugiej strony, czuł, że powinien zapytać.

- Chcesz mi opowiedzieć o swoim śnie?

- Yyym. - Pokręciła głową.

- Dobrze. Ciii. Jestem. - Pocałował ją w czubek głowy.

Poczuł się dziwnie z wiadomością, że nie ufała mu na tyle, aby opowiedzieć o śnie.

- Nie... nie dostanę kary?

- O czym ty mówisz? - Zdziwił się jeszcze bardziej. - Za co miałbym dać ci karę?

- Kiedy... byłam mała... - Nie przestawała łkać. - Obudziłam rodziców, bo się bałam i... dostałam...

- Ciii. Już dobrze. - Przycisnął ja do siebie. - Nie dostaniesz żadnej kary. Nic się nie stało, Alice. Nie złamałaś żadnej zasady. Nie płacz już, myszko - poprosił, składając kolejny pocałunek na jej czole.

- Muszę do toalety.

- Oczywiście. Zaniosę cię - mruknął, bo nie chciał zostawiać jej samej, gdy była tak bardzo roztrzęsiona.

Puścił ją dopiero w łazience, gdzie zostawił ją samą.

- Ta-tatusiu? - Rozbrzmiał jej łamliwy głos.

- Co się stało? Coś potrzebujesz?

- Bielizny.

Ferro w pierwszej chwili zdziwił się, ale szybko zrozumiał co się stało.

- Jasne. Oczywiście. Już szukam. Piżamkę też?

- Yhym.

- Zaraz jestem z powrotem - powiedział, po czym zaczął przeszukiwać szafki.

Na samym początku nie mógł się zdecydować co wybrać, ale w końcu stwierdził, że nie miało to za bardzo znaczenia, więc wybrał pierwsze lepsze majtki oraz spodenki, a następnie wrócił do Alice.

- Mogę wejść? - Zapukał cicho.

- Możesz, Tatusiu - odparła.

Bicie serca Ferro znacząco przyspieszyło. To był znak, że zaczynała mu ufać coraz bardziej.
William spojrzał z uśmiechem na Alice, z nadzieją, że zdoła ją rozchmurzyć, ale wyraźnie nie miała humoru. Zwłaszcza, gdy z zawstydzeniem zasłaniała dolne partie ciała ręcznikiem.

- Świeże ubranka - oznajmił, kładąc je na pralce.

- Dziękuję. - Chlipnęła.

- Czekam na zewnątrz.

Po kilku minutach wrócili do sypialni. William przytulił do siebie Alice z całych sił i bez przerwy składał to na jej policzku, to na czole pocałunek, nazywając ją swoją kruszynką, aniołkiem, gwiazdeczką, żeby tylko si uspokoiła.

Czuł się bezradny. A złe samopoczucie potęgowało to, że nie wiedział co spowodowało taką reakcję.

Znów śniła o jego odejściu? Że stało się coś złego, bo nie było go przy niej? A może coś z dzieciństwa? A może obudził się strach przed odrzuceniem?

Spojrzał ze smutkiem na Aliś, która zdołała w końcu zasnąć. Jej policzki były rumiane od całusów, ale wciąż wilgotne od łez. Wyglądała spokojnie, jednak w Willu pojawił się niepokój. W sumie dawno nie wystraszyła się tak bardzo.

Czy wciąż mu nie ufała?

Choć było im razem cudownie, coraz częściej przyłapywał się na tym, że chciałby na przykład zacząć pomagać Alice w kąpieli. Chciał, żeby się go nie wstydziła ani nie bała...

Wiedział jednak, że sam zapracował na to, że musiał od nowa budować zaufanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top