24
Z samego rana William wstał do pracy i wyszedł nawet nie budząc Alice.
Przez całą drogę zbierał w sobie siłę, aby zadzwonić do Liama. Zatem kiedy tylko wszedł do gabinetu, wyciągnął telefon i wybrał jwgi numer.
Po kilku chwilach odebrał.
- Will? Zaraz mam lekcje - powiedział od razu Liam.
- Wybacz, że dzwonię o tak nieodpowiedniej porze, ale wczoraj nie miałem kiedy oddzwonić. Alice mi się rozchorowała i niestety musi się wykurować nim będzie mogła przyjechać na nocowanie.
- Ojej - mruknął wyraźnie zasmucony. - Bidulka. No cóż. W takim razie niech się kuruje. Rita pewnie będzie rozczarowana, ale w końcu do przyszłego tygodnia powinno jej przejść.
- Na to liczę - odparł spokojniej.
- W takim razie, może umówmy się na przyszły tydzień?
- To zależy jak mała będzie się czuła. Nie chciałbym narobić ci kłopotu, gdyby nagle wystąpiły jakieś powikłania.
- Jasne. Rozumiem. Choć to żaden problem. Sam mam małą kruszynkę, która jest chorowita. Poradzilibyśmy sobie. Jednak masz rację. Z pewnością czułaby się lepiej w swoim łóżku, w obecności Tatusia, gdyby źle się czuła.
- Dokładnie.
- No nic. Przekażę Ricie, że na razie Alice nie może przyjechać, ale powiem jej, że jak tylko wyzdrowieje to do nas zajrzy.
- Tak będzie - powiedział z ulgą Will.
Cieszył się, że zdołał jakoś rozwiązać sprawę tak, aby Alice nie płakała. Wszystko ułożyło się po jego myśli, choć niezwykle się stresował.
*** (cringe alert)
Alice skończyła sprzątanie, a w międzyczasie dokańczała przygotowywanie kolacji. Spodziewała się, że Will wróci z pracy bardzo zmęczony, w dodatku głodny. Praca wykładowcy wydawała się łatwa, ale kiedy całe dnie spędzał na uczelni... już się taka nie wydawała.
Kiedy skończyła było już dość późno, więc Alice zdecydowała się na odrobinę odpoczynku przy jakiejś nowej książce.
Nawet nie zorientowała się, gdy zamek w drzwiach przekręcił się, a do środka wszedł Will.
Dziewczyna od razu poderwała się z miejsca, aby go przytulić na powitanie, bo wcale nie chciała, żeby między nimi unosiła się nieprzyjemna niezręczność.
- Cześć, Tatusiu - wymamrotała w jego ramię.
- Cześć, maluchu - odparł i pocałował ją lekko we włoski. - Co tak ładnie pachnie?
- Ugotowałam świeżą zupę oraz sos. Zjesz, prawda?
- Jasne - powiedział, zdejmując kurtkę, a następnie przysiadł przy stole. - W dodatku mam dobre wieści.
- Tak? - odwróciła się w jego stronę z uśmiechem.
- Jutro mam wolne. Mogę cały dzień być tylko twój. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Nikt nie będzie nam przeszkadzał? - zapytała, mając na myśli chyba to samo co on.
- Nikt. Rozmawiałem nawet z Liamem. Powiedziałem, że jesteś chora, więc mamy ich z głowy na jakiś czas - oznajmił, na co Alice posmutniała. - Coś nie tak?
- Nie wiem, czy będzie lepiej jeśli będziesz go okłamywał. Nie zmienię zdania.
- Wiem. I nie musisz. Powiedziałem już, że cię nie puszczę, jeśli tego tak bardzo nie chcesz. Wymówki zostaw mi.
- Dobrze. - Zgodziła się, po czym postawiła przed nim talerz z parującym posiłkiem.
- Dziękuję - mruknął, a Alice przygryzła wargę na wspomnienie opowiadania, które czytała przed jego powrotem.
Will nadawał się idealnie na głównego bohatera tamtej historii. Był przystojny, męski i... seksowny.
Alice zrobiło się gorąco, patrząc na koszulę, opinającą się na Ferro, po czym postanowiła, trochę się podroczyć.
Teraz cieszyła się, że z samego rana, nie chciało jej się naciągać spodni, więc nałożyła pierwszą lepszą spódnicę.
Niby to niechcący, strąciła łyżkę ze stołu, po którą sięgnęła tak, aby na pewno zwrócić uwagę Willa.
Mężczyzna choć starał się przyjąć wyzwanie i udawać, że wcale ten tani chwyt na niego nie zadziałał, Alice widziała to dzikie spojrzenie, jakim ją przewiercał. Przez to nie powstrzymała się przed triumfalnym uśmiechem. Czuła, że miała nad nim władzę.
William dokończył posiłek zdecydowanie szybciej, po czym wyprostował się, kładąc dłonie na stole.
Alice poczuła dreszcz, gdy uśmiechnął się złowieszczo.
- Stanik na stół - kazał, na co dziewczyna ciężko przełknęła ślinę. - Nie słyszysz co mówię? - zapytał z wyraźną irytacją, na co Alice zarumieniła się jak pomidor wystawiony na letnie słońce.
Dopiero po kilku chwilach wsunęła dłonie pod białą koszulkę z rękawem trzy czwarte i rozpięła haftki, aby chwilę później położyć przed Willem zwykły, gładki, biały stanik.
Mężczyzna przez chwilę przyglądał mu się z rozbawieniem, po czym przeniósł spojrzenie w okolice, gdzie jeszcze chwilę temu się znajdował. Zgodnie z przypuszczeniami. Bluzeczka subtelnie prześwitywała, teraz ukazywała niemal w pełnej krasie, drobne piersi Alice, a zwłaszcza różowe, odstające sutki.
Kiedy tylko zorientowała się, co tak niezwykle ucieszyło Willa, natychmiast z zawstydzeniem zasłoniła się.
- Ręce na blat - rzucił, nie tracąc humoru, ale brzmiał stanowczo, więc bez sprzeciwu wykonała jego zadanie.
I choć nie była naga, czuła się jakby jednak była. Wręcz wyczuwała ogniste, pełne porządania spojrzenie Willa na swoim ciele.
- Teraz majtki - powiedział po chwili.
Alice wstrzymała oddech i przez pewien czas nie była pewna, czy chciała kontynuuacji. Bicie jej serca znacząco przyspieszyło, a policzki wciąż paliły od wstydu.
Nie miała pojęcia dlaczego wciąż się wstydziła. Poza tym... z jednej strony stresowała się, bała tego co może być dalej, a z drugiej... okropnie chciała wiedzieć co Will zaplanował.
Ostatnim razem nie pożałowała, więc postanowiła zaryzykować.
Powoli zsunęła majtki, które po zdjęciu zwinęła w kuleczkę i położyła przed Willem obok stanika.
Następnie wróciła na miejsce.
- Grzeczna dziewczynka - pochwalił ją, na co mimowolnie na jej ustach zagościł uśmiech.
Uwielbiała, gdy tak do niej mówił. Uwielbiała, gdy nagradzał ją tym stwierdzeniem, które znaczyło dla niej bardzo wiele.
Will podniósł się, na co Alice drgnęła, ale stała dzielnie w miejscu, do którego wróciła.
Ferro chwycił jej brodę, a nastepnie pocałował w usta, szepcząc w kilkusekundowej przerwie:
- Zamknij oczy.
Zrobiła to natychmiast, szukając znów jego ust, ale wtedy poczuła szarpnięcie od dekoltu bluzki, na co pisnęła i posłała Willowi pytające spojrzenie.
- Oczy! - Upomniał ją, uwalniając sobie jej lewą pierś, którą zaczął powoli całować, sunąc dłonią, po wewnętrznej stronie jej uda.
Wstrzymała oddech, a następnie zacisnęła mocniej powieki, aby nie patrzeć, ale czuła jak zaczęła drżeć z braku sił od doznań, jakie przynosiło to, w jaki sposób zajmował się nią Will.
- Moja... Alice... - mamrotał zapamiętale, po czym chłód owiał nagą pierś dziewczyny, od której odstąpił Ferro.
Drgnęła rozczarowana, ale szybko jej oddech przyspieszył, gdy poczuła jego usta na skórze uda.
- Coś czuję, że dziś nie dojdziesz jeden raz - oznajmił ze śmiechem, na co Alice zrobiło się jeszcze goręcej.
Gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Alice kompletnie wystraszona, odskoczyła od Willa, zbierając bieliznę oraz zakrywając się.
Will natomiast miał wymalowaną na twarzy chęć mordu, a także wściekłość, jakiej chyba świat nie widział.
- Kto tam? - warknął, nie mogąc się przed tym powstrzymać, choć cisnęły mu się na usta mocniejsze słowa.
- Tu Liam i Rita. Rita strasznie zasmuciła się faktem, że Alice nie ma się dobrze. Stwierdziliśmy, że może poczuje się lepiej jak ją odwiedzimy i przywieziemy coś pysznego! - odezwał się Liam, na co zarówno Will jak i Alice zamarli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top