1
William wracał do domu w całkiem dobrym humorze. Uwielbiał pracę ze studentami, rozmowę o sztuce, o ulubionych dziełach, lubił też, gdy ktoś decydował się samemu coś napisać i podzielić się tym na zajęciach.
Znów trafiła mu się bardzo dobra grupa, z którą dobrze mu się współpracowało.
Wszystko układało się wręcz aż za dobrze. Nie stał długo w korkach, a na dokładkę nie musiał jechać na zakupy, gdyż był pewien, że jego mała Malinka na pewno coś już pichciła. Z resztą, gdyby nawet tak nie było, to zawsze można zamówić coś do domu.
Kiedy wszedł do środka, od razu zwrócił uwagę, na parę męskich butów, które nie należały do niego.
- Mamy gości? - Zdziwił się, ale salon i kuchnia okazały się puste. - Amanda!? - Zawołał, a gdy usłyszał dźwięki, dochodzące z sypialni, od razu ruszył w jej kierunku.
Otworzył drzwi i wszedł do środka, mierząc podejrzliwym wzrokiem dziewczynę, która była w samej bieliźnie.
- Wcześniej wróciłeś... - wymamrotała z krzywym uśmiechem, próbując nie pozwolić mu zajrzeć do wnętrza sypialni, ale Ferro doskonale wiedział co było grane.
Czerwona malinka na szyi, nie jego autorstwa, jedynie to potwierdzała.
Bicie jego serca znacznie przyspieszyło, próbując nie pęknąć. Nie mógł uwierzyć, że jego maleńka... Zdradziła go...
Obudził się wzdrygnięciem, dysząc ciężko z powodu emocji. Nie miał pojęcia dlaczego ten koszmar znów go męczył.
- Znów źle sypiasz. - Usłyszał, aż w końcu ocknął się, gdy poczuł mięciutkie usta na policzku. - Martwię się coraz bardziej. - Dodała.
- Przepraszam. - Chwycił jej dłoń i delikatnie ucałował kostki. - Znów przeze mnie się obudziłaś. Mówiłem, że powinnaś położyć się u siebie.
- Tu nie jestem u siebie? - zapytała cicho, a jej głos się załamał.
- Tu wszędzie jesteś u siebie, ale wiesz co miałem na myśli.
- To nie twoja wina. Jest mi źle, że nie przesypiasz całej nocy bez problemu. - Przytuliła się do jego ręki. - Dlatego w dzień jesteś taki zmęczony. Sen nie daje ci odpoczynku, którego potrzebujesz...
- Nic mi nie jest, Alisiu. Zamknij oczka i spróbuj zasnąć. - Pocałował ją w czubek głowy.
- Jakoś mi zimno.
- To chodź bliżej Tatusia - powiedział, naciągając na nią kołdrę. - A teraz spróbuj zasnąć.
- Nie powiesz mi co ci się śniło? - Postanowiła zaryzykować i zapytać.
- Nie ma o czym mówić. To nic takiego. Masz dydusia i idź spać. - Kazał, sięgając po smoczka, aby tylko uśpić Alice, bo nadal nie był gotowy, żeby rozmawiać z nią o dniu, który kompletnie zmienił jego życie.
***
Na następny dzień William obudził się pierwszy. Przetarł twarz dłonią, po czym spojrzał na Alice, która spała jak mały chomiczek, zwinięta w kuleczkę, tuląc przy tym jego rękę do swoich drobniutkich piersi.
Ten widok bardzo go rozczulił. Choć dziewczyna nie spała z nim w łóżku po raz pierwszy, czy drugi, ten widok z rana od razu poprawiał mu humor.
Miał pewność, że była bezpieczna oraz niczego się nie bała, a to właśnie dzięki niemu.
Długo po tym co próbował zrobić Mark i... tym jak William usiłował zerwać z nią kontakt, Alice zrobiła się bardzo strachliwa i przede wszystkim bała się zostawać sama. Teraz było zdecydowanie lepiej, choć zdarzało się, że nadal dostawała ataku paniki, gdy bez ostrzeżenia, zostawała na dłużej sama.
Po porannej toalecie, zabrał się jak zwykle za przygotowywanie śniadania. Uwielbiał przyrządzać różne smakowitości, a potem patrzeć jak jego córeczka chrupała wszystko ze smakiem, a z jej twarzy nie znikał uśmiech.
Ta relacja nadała szaremu życiu Ferro sens i pomogła uporać się z niektórymi problemami. Teraz nie wyobrażał sobie życia bez niej, a jej strata byłaby czymś, czego nie potrafiłby sobie wybaczyć nigdy.
Kiedy kończył, rozległy się ciche kroki i nim się odwrócił, ścisnęła go parka, małych rączek.
- Tatuś zostawił małą Aliś! - powiedziała smutno.
- Nie zostawił małej Aliś. - Zaśmiał się, biorąc ją na ręce i posadził sobie na biodrze. - Tatuś robi dla małej Aliś naleśniki oraz pyszny obiad.
- Obejrzymy Krainę lodu?
- Krainę lodu? Dobrze, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - zapytała zaciekawiona.
- Oj drogo cię to będzie kosztowało. - Zaśmiał się.
- Co, Tatusiu?
- Śliczną...
- Śliczną?
- Laurkę.
- Laurkę?
- Laurkę, żeby mogła wisieć na lodówce obok zasad i tablicy na gwiazdki.
- Dobrze. Zrobię najśliczniejszą laurkę na świecie, dla swojego Tatusia! - powiedziała, po czym nieśmiało pocałowała Ferro w policzek.
Pomimo tego, że już byli ze sobą dość długo, Alice wciąż trochę bała się bliskości. Z jednej strony bardzo ją to ciekawiło i... ufała Williamowi prawie na sto procent, bo od jego powrotu ani razu jej nie zawiódł, to cząstka niej, wciąż bardzo się wstydziła.
Bo co jeśliby się mu nie spodobała? Co jeśli... byłoby jej nieprzyjemnie? Co jeśli to popsułoby ich relację?
Te i wiele innych pytań, krążyło po jej głowie, ale ze wstydu bała się nawet o tym rozmawiać. Po części nie czuła też takiej potrzeby, bo William w żaden sposób do niczego nie namawiał ani nie naciskał.
Przez pierwszy tydzień pytał nawet, czy może ją pocałować, żeby jej nie wystraszyć.
Ferro się zmienił. Co widziała doskonale i takiego Tatusia, kochała ponad życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top