39
Kobieta zaśmiała się znów, kręcąc głową z wyraźną pogardą. Odrzuciła farbowane na platynowy blond włosy do tyłu, a następnie założyła ręce, opatrzywszy Willa od stóp do głowy.
- No proszę. Jednak plotki są prawdą. Nadal uczysz na uniwersytecie. Nie boją się, że zbrzuchacisz jakąś studentkę? - zapytała z szyderczym uśmiechem.
Ferro milczał przez kilka chwil, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się do niej plecami.
- Nie rozmawiam z ludźmi na takim poziomie jak ty - powiedział, starając się nie wybuchnąć.
A to dlatego, że kilka lat temu... naprawdę bał się, że zrobił dziecko Alice. Wtedy jednak nie byli nawet parą. Nawet za dobrze jej nie znał i bardziej obawiał się o własną pracę, niż to, co czuła oraz jak bardzo rujnował życie tej małej.
- Przepraszam, jaśnie pana. Mam klęknąć?
William nic nie odpowiedział. Nie miał zamiaru reagować na te głupie zaczepki. Był ponad to.
- Aha! Zostałam teraz ukarana milczeniem. Wbrew temu co sobie myślisz, to dla mnie żadna kara. Masz się za niewiadomo kogo, a tak naprawdę byłeś i jesteś beznadziejnym facetem, na którego tylko zmarnowałam czas - rzuciła, czego Will już nie zdołał wytrzymać.
- Bo? Bo co?! - wrzasnął, odwracając się, ale zaraz zciszył głos. - Bo cię zostawiłem jak zastałem cię z jakimś gówniarzem w łóżku? Bo wywaliłem na zbity pysk za drzwi? Bo przestałem pomagać na studiach, co było jedynym powodem, dla którego się ze mną zadawałaś? Dawałem ci wszystko czego zapragnęłaś, znosiłem twoje fanaberię i do kurwy nawet łamałem dla ciebie wszelkie zasady. Rezygnowałem nawet z siebie, żebyś była szczęśliwa. Naiwnie wierzyłem, że to docenisz - oznajmił, po czym ponownie odwrócił się do niej plecami, aby nie zdołała zobaczyć jego jak bardzo to przeżywał.
Naprawdę się w niej zakochał. Była w jego oczach najpiękniejszą kobietą na świecie. Potrafił zrobić naprawdę wiele dla Amandy. Nawet wmawiać sobie, że wcale nie widział tych uśmiechów względem jakichś chłystków ze starego BMW. Nawet tłumaczyć sobie, że jej sekretne smsy to tylko przyjacielskie wymiany zdań.
Okłamywał się, choć w rzeczywistości znał prawdę, do której nie chciał się przyznać.
- Wszystko czego zapragnęłam? - powtórzyła z drwiną. - Ile razy zabrałeś mnie do restauracji, albo kina? Ile zabrałeś mnie do jakiej galerii na zakupy? O głupi naszyjnik musiałam cię męczyć miesiąc! O zwyczajnych wyjściach do sklepu, na które nie chciałeś ze mną chodzić, chyba nie muszę wspominać?
- No tak... Zapominasz chyba, że nasz związek był nielegalny. Poza tym, jak mogłem sądzić, że moje uczucia cokolwiek znaczyły, gdy tobie zależało jedynie na nic nie wartym dyplomie, bo ze studiów niczego się nie nauczyłaś oraz moje pieniądze!
Amanda poczerwieniała na twarzy.
- Znajdź mi dziewczynę, która chciałaby być z takim pseudoromantykiem, co wypomina naszyjnik, albo torebkę - fuknęła. - Mogłeś sobie wsadzić w dupę te swoje kwiaty, domowe kolacyjki i ciągłe pieprzenie o poezji oraz tym jebanym Sheakspearze, z czego nic nie wynikało. Żadna by tak nie chciała! A już na pewno nie porządna kobieta z klasą, na którą najwyraźniej, nie byłeś gotowy.
- To ty nie byłaś gotowa i mylisz się. Są... może niewiele, ale są, kobiety, dla którym bardziej zależy na szczęściu swojego partnera, niż jakimś pieprzonym naszyjniku. I nawet jeśli mają w dupie kwiaty i pieprzonego Sheakspeaere'a, to doceniają starania oraz jest dla nich ważna pasja ukochanego. To ty nie dorosłaś do związku, a ja byłem głupi lecąc na twój wygląd, bo nic poza tym sobą nie reprezentowałaś, ani nie reprezentujesz - powiedział, a następnie ruszył przed siebie, aby znaleźć się gdziekolwiek indziej, byle jak najdalej od niej.
***
Alice kończyła piec ciasto, nucąc sobie pod nosem piosenkę, a jednocześnie wyczekiwała powrotu Willa.
Już w przyszłym tygodniu, miała wrócić ma studia, co wywoływało w niej ogromny stres. Nie chciała w końcu zaprzepaścić kariery swojego Tatusia, tylko dlatego, że zamierzała wrócić do nauki. Z każdym dniem, zbliżającym ją do tego momentu, czuła, że popełniła błąd. Mogła wybrać inną uczelnię, albo inny kierunek, ale... w głębi duszy, wciąż chciała uczyć angielskiego. A niestety bez dobrej znajomości języka... nie było to możliwe.
Jej rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Kompletnie zaskoczona, po cichu podeszła do wizjera i zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy jedyne co ujrzała to bukiet czerwonych róż.
Przez moment miała wrażenie, że to była pomyłka, ale kiedy otworzyła niepewnie, a następnie dojrzała Willa, przeżyła ogromny szok.
- To... dla mnie? - wykrztusiła z siebie z trudem.
- A dla kogo, jak nie dla mojego najśliczniejszego skarba? - zaśmiał się, wręczając je jej.
- Ale... z jakiej okazji?
- A to muszę mieć okazję, żeby kupić ci kwiaty? - Zaśmiał się.
W rzeczywistości... zamierzał coś sprawdzić. Coś... co nie wymagało sprawdzenia, ale mimo wszystko pragnął się napawać tym, że wiedział co będzie.
- Dziękuję. Są śliczne - oznajmiła z uśmiechem, ale zaraz je odłożyła i mocno przytuliła Willa. - Cieszę się, że masz dobry humor - stwierdziła. - Najwyraźniej zgodnie z moimi przypuszczeniami, było dobrze na tej dyskusji.
- Było koszmarnie - rzucił, po czym wziął Alice na ręce, zaglądając do garnków.
- Koszmarnie? - Zdziwiła się, bo jego stan, w żadnym stopniu tego nie potwierdzał.
- Moja ex tam była. - Przyznał, na co Alice spięła się.
Nie wiedziała co zrobić z tą informacją, ale przez nią... poczuła się niezręcznie.
- A dzieciaki wolały gadać, grać na telefonach i robić wszystko, aby niczego się nie dowiedzieć, ale kiedy zaczęliśmy je ignorować, prowadziło mi się rozmowę bardzo dobrze. Poruszyliśmy również wiele kontrowersyjnych wątków. W tym tych dotyczących podejrzeń, że romantyczne listy Sheakspeare'a, według wielu, wcale nie były adresowane do kobiety.
- Naprawdę? - zapytała zdziwiona, gdyż w tamtych czasach... to było bardziej nie do pomyślenia niż teraz.
- Tak - zaśmiał się i kontynuował, na co Alice wtuliła policzek w jego ramię oraz słuchała z zainteresowaniem.
Na dalszy plan przeszła ex Willa, a dziewczyna starała się korzystać z jego bliskości, na ile tylko mogła. Tęskniła za nim. Uwielbiała moment, gdy po pracy, mogła się do niego beztrosko przytulić.
- Wow. Jaką ty masz ogromną wiedzę, Tatusiu - mruknęła z fascynacją, starając się zapamiętać jak najwięcej, bo w końcu... to mogło przydać jej się na studiach.
William zaśmiał się jedynie, gdy złożyła pocałunek na jego szyi, a potem ustach i wpatrzyła się w jego oczy z niezwykłą, szczerą radością.
- A wracając... Mam dobry humor, bo Amanda nie zdołała mnie sprowokować do niczego przesadnie głupiego - oznajmił, po czym mocno przytulił do siebie Alice.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top