28
- O! Jak dobrze, że jesteś Will! - powiedział z entuzjazmem Liam.
Ferro nie podzielał jednak tej radości.
- Witaj, Alice! - Przywitał się z nią również, spoglądając przez ramię Willa.
Na szczęście dziewczyna była tak zaspana, że wyglądała na faktycznie chorą. W dodatku jedynie pomachała na powitanie, więc nie mieli podstaw, żeby nie wierzyć w jej chorobę.
- Coś się stało? - zapytał zniecierpliwiony.
- Szkoła, w której uczę chciałaby zrobić coś w rodzaju drzwi otwartych, ale z których wypłynie dodatkowy pożytek. A mianowicie chcielibyśmy, żeby dzieciaki czegoś się dowiedziały, a na dokładkę poczuły już klimat studiów. Szkoła chciała też położyć nacisk na to, że kierunki humanistyczne też są wartościowe i ciekawe. Dlatego chciałbym Cię zaprosić do spotkania o nietypowym formacie, ponieważ zaprosiliśmy kilku filologów, którzy zgodzili się rozmawiać o motywach przedstawionych w dziełach Sheakspeare'a, a wiem doskonale, że to twój konik - oznajmił i wyciągnął w kierunku Willa kopertę z zaproszeniem.
- Naprawdę doceniam, ale nie wiem, czy to do końca dobry pomysł. Wejdziecie? - Zszedł im z drogi.
- Dlaczego niedobry pomysł? - Zdziwił się, wchodząc do środka razem z Ritą.
- Dzieciaków nie interesują takie tematy. Poza tym pewnie poza Makbetem, pewnie nic jego autorstwa nie znają. - Zamknął drzwi, po czym nastawił wodę na herbatę.
- Mylisz się. W szkole wiele mówi się o Sheakspearze, a i na egzaminach ta wiedza bardzo im się przyda. Chyba, że nie chcesz przyjść...
- A kiedy? - Otworzył zaproszenie.
- Za tydzień. Przepraszam, że tak wpadliśmy bez żadnego uprzedzenia. Planowałem wrzucić zaproszenie do skrzynki, ale bałem się, że nie zauważysz, a poza tym Ricia stwierdziła, że trzeba sprawdzić, czy cię przypadkiem nie ma, bo to niekulturalne zostawiać takie zaproszenia w skrzynce.
- Nic nie szkodzi. Czuję się zaszczycony. Powinienem się w jakiś sposób przygotować?
- A tak! - Liam zaczął grzebać w kieszeni drugiej marynarki. - To plan dyskusji. - Podał Willowi kolejną kartkę.
- Jak się czujesz, Alice? - Zagadała nieśmiało Rita, szarpiąc nitkę ze skórzanej spódniczki.
- Chce mi się spać - oznajmiła sennie, po czym otuliła się bardziej kocem, a Will spojrzał z uśmiechem najpierw na Ritę, a potem na Alice.
- Pewnie ci przykro, że nie mogłaś przyjechać na nocowanie do Rity? - odezwał się nagle Liam, na co Alice z trudem powstrzymała się przed powiedzeniem, że wcale tak nie było.
- Yhym. - Skłamała, bo nie chciała mimo wszystko sprawiać im przykrości.
Poza tym wiedziała, że Will byłby o to zły.
- Niestety. Choroba nie wybiera, ale chyba czujesz się już troszkę lepiej, to może w przyszły weekend wpadniesz do nas, do Rity, co? - zapytał, na co Alice pobladła i spojrzała, na Willa z nadzieją, że wyratuje ją z tej sytuacji, ale wcale nie wyglądało, żeby zamierzał to zrobić.
- Yhym - przytaknęła znów i dopiero kiedy to zrobiła, skarciła się w myślach.
- Jaka ona jest słodka i urocza. - Zaśmiał się przyjaźnie Liam. - Cudowną masz córeczkę.
- Przygotuje się na tę dyskusję. Postaram się jeszcze upewnić, czy ten termin mam wolny i potwierdzę swoją obecność do jutra. Dziękuję, że o mnie pomyślałeś. Równie dobrze sam, mógłbyś uczestniczyć w tej dyskusji.
- Nie, nie, nie. - Zaśmiał się znów. - To ma być wymiana zdań na poziomie akademickim. W gronie zaproszonych jest tylko jedna magister, ale też ze specjalizacją w tym kierunku, pracująca nad doktoratem.
- To nie będziemy dłużej przeszkadzać. Niech Alice się kuruje, żeby mogła w weekend przyjechać do Rity. Już mi nie daje spokoju z tymi wróżkami. Prawda, mała? - zapytał, a gdy wstała razem z nim, dał jej lekkiego klapsa, co bardzo ją zawstydziło.
- Nie przeszkadzacie, nie wypijecie herbaty?
- Nie. I tak nie planowaliśmy zachodzić, ale cieszę się, że mogliśmy zaprosić cię osobiście oraz zobaczyć jak ma się Alice. - Uśmiechnął się do niej aż nazbyt życzliwie.
- Dziękuję. Miło nam, że o nas pamiętacie. - Odprowadził ich do drzwi.
- Daj znać, gdybyś nie mógł. Zawsze godzinę można odrobinę przesunąć.
- Jasne. To do zobaczenia.
- Będziemy w kontakcie w kwestii nocowania. Trzymajcie się - powiedział Liam, po czym wyszli.
- Czy oni nie mają własnego życia? - warknęła Alice.
- To miłe, że się o ciebie martwią i chcą utrzymywać kontakt.
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru nocować u Rity.
- Było powiedzieć to im. - Wzruszył ramionami, po czym odwrócił się w kierunku kuchenki.
- Żebyś był potem na mnie zły?
- Alice. - Westchnął. - Nie rozmawiajmy na razie o tym, okej? Ten dzień dotychczas był bardzo miły i niezwykle chciałbgm, aby tak zostało. A teraz jedz już - powiedział, siadając do stołu.
- Zmusisz mnie, żebym tam pojechała?
- Alice? - Will wywrócił oczami. - Prosiłem o coś. - Upomniał ją.
- Nie moja wina, że wszystko zepsuli swoim przyjściem...
- Dość. - Przerwał jej dość stanowczo. - Staram się rozumieć, dlaczego nie chcesz bawić się z Ritą. Jednak z Liamem dogaduje mi się całkiem nieźle i nie chciałbym psuć tej znajomości tylko dlatego, że Rita kilka razy zachowała się niewporządku. Uważam też, że nic by się nie stało, gdybyś raz pojechała do nich. Prawie z nikim innym nie rozmawiasz, a Rita mogłaby zostać twoją przyjaciółką od babskich plotuch. Musicie tylko znaleźć wspólny język.
- Al...
- I sama się zgodziłaś. - Nie dał jej dokończyć. - Skoro nie chciałaś również sprawić im przykrości i zerwać znajomość z Ritą, to teraz powinnaś zrealizować obietnicę.
- Byłbyś wtedy zły - oznajmiła z wyrzutem.
- Alice. Mówiłem, że nie chcę o tym dziś rozmawiać. Okej. Przecież nie zawiozę cię tam siłą, ale może faktycznie powinnaś się zastanowić. Może daj jej drugą szansę, a potem dopiero decyduj, czy nie chcesz jej więcej widzieć. Pomyślisz o tym?
- Pomyślę - jęknęła.
- I nie rób naburmuszonej minki. Powinnaś dostać karę za te niektóre swoje odzywki - oznajmił absolutnie poważnie, na co Alice wywróciła oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top