Zajęcia
Żeby dotrzeć do szkoły trzeba jechać przynajmniej dziesięć minut, dlatego zawsze pytam któregoś z braci czy mnie podwiezie, bo nienawidzę autobusów czy chodzenia tak daleko pieszo. Wtedy to idę prawie godzinę i na to jestem za leniwa. Wybieram wygodę.
— Dlaczego się ładnie nie ubierzesz, skoro masz pełną szafę ubrań? — zapytał mało skoncentrowany na jeździe Max. Spojrzałam na niego kątem oka.
— Lubię wygodę. — patrzyłam przed siebie na ulice i kilka domów, będąc jego oczami, bo swoich nie używa.
— Ale w domu albo kiedy jedziemy gdzieś za miasto, to ubierasz się nie do poznania. Nie mówiąc nic o twoich włosach. — poczułam, już po raz kolejny dzisiaj, rozczochranie moich włosów. Co oni z tym mają?
A co do moich włosów, to po prostu nie lubię gdy mi do oczu wchodzą. Dlatego robię byle jakiego koka na dole lub warkocza, którego potem splatam w koka. Lubię tak, mimo iż wszyscy mówią jak to ja niechlujnie wyglądam. Trudno, mi to nie przeszkadza.
— Nie denerwuj mnie. Dzisiaj masz rozprawę, więc postaraj się dotrzeć tam w jednym kawałku. — przypomniałam mu i wygodniej usiadłam w fotelu. Max westchnął i zabrał rękę z mojej głowy.
— Masz rację. — przyspieszył by zdążyć przed czerwonym światłem. Czasami się zastanawiam jakim cudem on został prawnikiem? Może kogoś szantażował? Albo zapłacił z góry? Ciężko stwierdzić. — Zaraz będziemy.
Mruknęłam ciche i spokojne "Mhm" i dalej patrzyłam przez szybę. Na miejscu zaparkował krzywo, zajmując trzy miejsca. Popisuje się, idiota jeden. Dałam mu buziaka w policzek na pożegnanie i wyszłam z samochodu, nie zapominając plecaka. Ziewnęłam jeszcze raz i założyłam plecak na jedno ramię. Przeszłam przez bramę, kierując się do wejścia. Kiedy tak szłam, czułam te zdziwione, gniewne i przepełnione wstrętem spojrzenia innych. Nie mówiąc nic o szeptach. To wszystko zaczęło się w gimnazjum. Nikt mnie nie znał i oceniał po wyglądzie, no i tak zostało do dziś. Dzięki temu mam wolną rękę i nikt mnie nie denerwuje. Weszłam głównymi drzwiami, zaczynając szukać mojej klasy. Jeżeli dobrze pamiętam to sala trzydzieści cztery lub trzydzieści trzy. Obie są na pierwszym piętrze obok siebie, więc zaraz się zobaczy. Okazało się po tabliczkach obok drzwi, że moja sala to jednak ta druga, czyli trzydzieści trzy. Super, jedne drzwi dalej. Wystarczy już, że po schodach muszę wchodzić. Otworzyłam drzwi i jak zwykle byłam pierwsza. Reszta zwykle przychodzi od dziesięć minut przed zajęciami. Niektórzy dają radę minutę przed dzwonkiem. Siadłam w ostatnim rzędzie przy oknie, bym miała co robić podczas tych nudnych lekcji.
Siedziałam wpatrzona w okno, nie odrywając wzroku od kolejnych uczniów przechodzących przez bramę szkolną. Nie zwracałam nawet uwagi na wchodzących uczniów do klasy. Dzisiaj jest kolejny nudny dzień. Westchnęłam ciężko przymykając na tę chwilę oczy, by zaraz z powrotem patrzeć w krajobraz za szybą. Kiedy zadzwonił dzwonek, nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Mam takie pierdoły gdzieś, tak jak wszystko inne. Rozmowy ustały i zaraz drzwi się otworzyły. Wszystko doskonale słyszę, bo głucha nie jestem, i widzę w szybie co się dzieję. Dyrektor i jakiś wysoki, bardzo przystojny brunet i dwójka nastolatków, weszli do klasy. Jak zwykle musi przyjść ktoś nowy. Nie zwracając na nich uwagi, nadal patrzyłam na jeżdżące samochody.
— Witam jedną z klas maturalnych! Mam nadzieję, że będziecie ciężko pracować przez ten rok i osiągniecie swój cel w tej szkole! — nie przepadam za tym staruchem. Dziwny jest i każdego zmusza do ciężkiej pracy, by mógł się lenić u siebie w biurze. — W tym roku mamy nowego kolegę w naszym nauczycielskim gronie. Zostanie również waszym wychowawcą i nauczycielem od kilku innych przedmiotów. — nie patrzyłam co robią. Nie interesuje mnie to. Tylko to, że mamy nowego nauczyciela mnie trochę dziwi. Myślałam, że nadal będziemy mieć Pana Yamamoto, był taki miły i uczyłam się od niego japońskiego. No trudno.
Dyrektor szkoły, Gregory Smith. Wiek nie znany.
— Miło mi was poznać. Nazywam się Sebastian Michaelis i cieszę się na wspólną współpracę. — nie musiałam patrzeć by wiedzieć, że się szeroko uśmiecha.
Nauczyciel i wychowawca klasy, Sebastian Michaelis. Wiek nie znany.
— W tym roku dołączy do was dwójka nowych uczniów... — przestałam słuchać w tym momencie. Mam gdzieś kolejne osoby które będą mnie traktować jak reszta.
Kiedy dyrektor wyszedł i zostaliśmy sami z nowym nauczycielem, zachciało mi się jeść albo coś ugotować. Vic mnie chyba tym rano zaraził. Mając w głowie jedynie pizze i kebaba, zamyśliłam się zapatrzona w pustkę.
— A więc, może się przedstawicie? — słysząc głos nowego nauczyciela, domyśliłam się, że pewnie jak się uśmiecha to dziewczyny tak piszczą, bo innego wytłumaczenia dla ich wrzasku nie mam. Same plastikowe pustaki z chińskiej fabryki kleju mi się trafiły. O chłopakach nie wspomnę. Ciekawe jak ci wszyscy zdali inne klasy? W sumie, to nie chcę wiedzieć...
Pierwsze osoby zaczęły się przedstawiać, a ja nadal siedziałam cicho wpatrzona w jeden punkt za oknem. No ale na każdego przyjdzie pora. Kiedy miał już się pytać o moje imię, ktoś zamiast mnie się odezwał.
— Proszę się do niej najlepiej nie zbliżać! Pochodzi z bardzo biednej rodziny, więc nie ma manier! — pustaki so wszendzie... a co do jej wypowiedzi to maniery mam i rodzina biedna nie jest, patrząc po zawodach braci.
— Mieszka na jakiejś wsi daleko stąd! — w kroki koleżanki dołączyła kolejna, wskazując na mnie palcem. Na jej słowa musiałam się nie zgodzić, bo daleko mieszkam, ale nie na wsi, bardziej na przedmieściach.
— Nigdy się nie uczy i ma strasznie złe oceny! — to się prawie zgadza. Mam dobre oceny i nigdy się nie uczę.
Siedziałam dalej niewzruszona ich plotkami o mnie. Nie są prawdziwe, więc po co mam ich słuchać?
— Proszę o ciszę! — powiedział głośniej. Kiedy nastała cisza, odchrząknął i kontynuował. — Mogłabyś się nam SAMA przedstawić. — chyba nie polubił ich krzyków i plotek. Może jednak jest normalny?
— Na imię mam Monica D'Angelo. Miły mi Pana poznać. — nie zaprzestając swojego poprzedniego zajęcia, odpowiedziałam i miałam dalej wszystko gdzieś.
— Może coś więcej? Słysząc co twoje koleżanki powiedziały... — przerwałam mu.
— Takie puste lalki Barbie nie są moimi koleżankami, Proszę Pana. — spojrzałam na niego chwilowo moimi zimnymi oczami.
Nie zostając przy moim temacie długo, zaczęliśmy lekcję. Było to wprowadzenie i nowy plan lekcji. Teraz wiem, że Michaelis uczy mnie angielskiego, matematyki rozszerzonej, biologii, chemii i WF. No nieźle. Teraz pewnie Vic i Alvaro przejmą pozostałe lekcje. Oby nie. Chciałam mieć pozostałe lekcje z innymi nauczycielami, a nie braćmi. Ale zaraz się dowiem. Tylko co zadzwonił dzwonek na dziesięcio minutową przerwę, wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Alvaro.
— Co kochana?
— Powiedz, że nie. — usłyszałam jego śmiech po drugiej stronie, na co się załamałam.
— Wybacz, kochana. — tyle mi wystarczyło. Rozłączyłam się i westchnęłam cicho.
Schowałam telefon z powrotem do spodni i kiedy chciałam spojrzeć z powrotem na okno, czyjś głos mnie zatrzymał.
— Monicaaaaaaa!! — przedłużył moje imię. Jeszcze jego tu brakowało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top