Rodzina
Ziewnęłam przeciągle podnosząc jedną rękę w górę rozciągając się. Wakacje się skończyły, a przede mną pierwszy rok studiów. Po prostu super, tak się cieszę, że chętnie wyskoczyłabym przez okno. Co oni ode mną oczekują? Tylko sprawdziany, testy, klasówki i cholera wie co jeszcze. Nie wystarczy, że chodzę tam? Jakoś wygramoliłam się spod kołdry i otworzyłam drzwi od mojej garderoby. Przeszłam w dział sportowy i codzienny, szukając czegoś do założenia. Ubrałam pierwsze lepsze dresy i jakąś czarną bluzkę z krótkim rękawkiem, stawiając jak zwykle tylko i wyłącznie na wygodę. Wyszłam ziewając ponownie i założyłam swój prawie pusty plecak, który leżał przy biurku. W środku jest jakiś zeszyt do pisania i piórnik, co na pierwszy dzień wystarczy. Wyszłam na korytarz, idąc w stronę schodów na dół, mijając przy okazji kilka innych drzwi. Mozolnie zeszłam na parter, udając się do salonu.
— Mogłabyś później wstawać. — jęknął mój starszy brat siedzący na kanapie. — Nie idziesz przecież do pracy na szóstą, tylko do szkoły na ósmą. Korzystaj puki możesz i śpij.
— Nudziło mi się. — mruknęłam z kamiennym wyrazem twarzy i odłożyłam plecak na bok. — Zawieziesz mnie? — zadałam dla mnie bardzo ważne pytanie, od którego zależy każdy początek dnia.
— Tylko jeśli zjesz śniadanie. Wiesz co lekarz mówił, pamiętasz? Masz się dobrze odżywiać i nie omijać posiłków. — poczochrał mnie po głowie z szerokim uśmiechem. Wstał z kanapy i ruszył do kuchni, będącej na przeciwko salonu, czyli za mną.
Przytaknęłam jedynie skinieniem głowy, nadal mając moją znudzoną życiem twarz. Jak zwykle bierze wszystko dosłownie i troszczy się jakbym dalej miała pięć lat. Eh, co ja z nim mam.
Mój starszy brat, Max. 33 lata. Z zawodu prawnik.
Jest dopiero wpół do szóstej, a już nie mam co robić. Siedziałam przed telewizorem, przełączając kanały i szukając czegoś ciekawego. Nie moja wina, że nie ma nic. Mogłabym zobaczyć co jest na Netflix'ie, ale tam to bym poświęciła jeszcze więcej czasu na szukanie czegoś w moim guście. Tak samo na innych tego typu serwisach, których zgromadziła się już cała lista.
— Monica! Chodź tu! — usłyszałam męski krzyk z górnego piętra, od razu wiedząc kto to jest i o co może chodzić. Znowu zapomniał kupić dezodorant?
W ciszy weszłam po schodach na górę, gdzie skręciłam w prawo, a potem do ostatnich drzwi po prawej. Otworzyłam bez pukania, widząc jak mój kolejny brat przeszukuje szafki. Pewnie coś zgubił albo zapomniał i ja biedna muszę go uratować od klęski.
— Znowu coś zapomniałeś? — zapytałam wchodząc do środka i zamykając drzwi.
— Nie, to nie to. — podszedł w moją stronę i złapał za moje ramiona. — Zgubiłem prostownicę do włosów! — potrząsł mną lekko, na co dalej stałam nie wzruszona. — Jak ja się teraz w szkole pokarzę!?
— Puść mnie. — powiedziałam dalej nie wzruszona. Posłusznie wykonał moje polecenie. — Odwróć się. — kiedy to zrobił, zdjęłam jedną z gumek na moim nadgarstku i zaczęłam wiązać jego włosy w niskiego kucyka. Kiedy skończyłam, ten przyglądał się sobie w lustrze.
— Uwielbiam cię, wiesz? — uśmiechnął się szeroko i rozczochrał moje włosy. Zaraz po tym wyszedł z łazienki.
Mój kolejny starszy brat, Alvaro. 31 lat. Z zawodu nauczyciel.
Chciałam zejść z powrotem na dół i sprawdzić moje śniadanie, ale drogę zagrodził mi mój kolejny brat. Chwycił mnie za rękę i pociągnął jak zwykle do swojego pokoju. Tam mnie puścił, a ja dobrze wiedziałam co mam zrobić. Otworzyłam jego ogromną szafę i zaczęłam przeszukiwać.
— Dzisiaj ma padać. — powiedział swoim niskim i poważnym głosem. Kiwnęłam na znak, że zrozumiałam.
Po kilku minutach wybrałam jego strój na dzisiaj. Białe eleganckie spodnie, białą koszule i biały płaszcz. Będzie się odznaczał swoimi czerwonymi włosami, ale mam to gdzieś. Ma być ubrany jak panna młoda.
— Dzięki. — kolejny raz moje włosy zostały rozczochrane. Chyba każdy z moich braci to lubi. Wyszłam z jego pokoju i mogłam w spokoju zejść na dół do kuchni.
Mój jeszcze jeden starszy brat, Aaron. 23 lata. Student medycyny.
W kuchni siedział kolejny z moich braci. Siadłam obok niego do stołu, patrząc na gotującego Max'a. Nie przepada za gotowaniem. To głównie zajęcie Victor'a. Uwielbia to robić, ale tym raz Max obiecał mi naleśniki i Vic musi teraz siedzieć obok mnie.
— Myślisz, że wszystko spali? — zapytał pół szeptem.
— Mamy jeszcze gaśnicę, prawda? — nie patrząc na niego zapytałam. Ten się zaśmiał, ale usłyszałam coś na styl "M-mhm".
— Wiem, że mnie obgadujecie, dlatego konfiskuję nutelle! — dla potwierdzenia powagi swoich słów wyjął słoik nutelli. Vic podniósł się i miał zamiar coś mu powiedzieć, gdyby nie ja.
— Siadaj. Mam w pokoju coś słodkiego. — ziewnąłem i złapałam go za rękaw ciemno niebieskiej koszuli.
— To mnie już nie ma! — nim się obejrzałam, jego już nie było. Czyli dzisiaj idę do sklepu po słodkie.
Mój znowu starszy brat, Victor. 26 lat. Z zawodu nauczyciel.
— Jedz i pij, bo marnie wyglądasz. — Max postawił mi pod nosem z cztery naleśniki i kakałko. Uwielbiam go. Z niewzruszonym wyrazem twarzy zaczęłam jeść. — Już dwadzieścia po szóstej. — spojrzał na zegarek przy jednej z szafek.
— Trzeba zbudzić Nick'a. — popiłam ciepłym kakałkiem naleśnika z nutellą. — Zajmij się tym.
— Idę. — i tyle go widziałam.
Nick zawsze długo śpi, bo wraca około dwudziestej drugiej do domu, a do pracy ma na wpół do dziewiątej. Gdyby nie my, to już dawno straciłby pracę. Choć to co robi pracą nie da się nazwać. Zjadłam wszystko i puste naczynia wstawiłam do zmywarki. Nim się obejrzałam, Vic stał już przy kuchence z patelnią w ręku.
— Zrobię ci drugie śniadanie do szkoły! — uśmiechnął się szeroko. Znowu wykorzystuje mnie jako wymówkę by coś ugotować.
Obojętnie wyszłam z kuchni i w progu zderzyłam się z kimś. Spojrzałam który to z nich i zobaczyłam jasną czuprynę Nick'a.
— Dobry. — powiedziałam wymijając żywego trupa. Poszłam do salonu i usiadłam na kanapie.
Mój no oczywiście że starszy brat, Nick. 21 lat. Z zawodu model.
Na kanapie już ktoś siedział. A któż to inny jak nie Vladimir. Drugi ojciec i druga matka w jednym. Siadłam bez słowa obok niego patrząc na kolejny odcinek "Game of Thrones". Na szczęście ten, który znam. Już myślałam, że mnie zaspoileruje.
— Jak zwykle nie masz co robić. — stwierdził i objął mnie ramieniem, przytulając do siebie. Przytaknęłam cicho nie odrywając wzroku z ekranu telewizora. — Który cię dzisiaj zawozi?
— Max.
— To szybko dotrzecie. — rozczochrał mi włosy. Jak zwykle.
Mój, jak pozostali, starszy brat, Vladimir. 36 lat. Zarządca firmy rodzinnej/biznesmen.
O około szóstej pięćdziesiąt wstałam z kanapy i poszłam do przedpokoju. Tam czekał na mnie już Vic z gotowym, typowo japońskim, bento. Lubi kuchnie azjatycką i ja też. Zaraz pojawił się Max z kluczykami.
— To ruszamy, młoda! — uśmiechnął się, na co go olałam i zapakowałam swoje drugie śniadanie do plecaka i zaczęłam zakładać but. Czyli pierwsze lepsze adidasy czy inne najacze. — Jak zwykle zimna niczym lód. — mruknął pod nosem, myśląc, że tego nie usłyszę.
— Gotowa. — założyłam plecak i otworzyłam drzwi, wychodząc pierwsza.
— Chcesz jechać motorem czy samochodem? — zapytał stojąc obok mnie ze swoją teczką.
— Samochód. Nie chcę jeszcze wąchać kwiatków od spodu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top