Rozdział 7
- Nic. Po prostu chce cię o coś zapytać... Czy ty masz żonę, dzieci lub dziewczynę?
- Nie... - posmutniał lekko
- A tak naprawdę?
- Już nie...
- Co sie stało?
......................................................................
- Miałem narzeczoną ale miała wypadek samochodowy miesiąc przed ślubem i zginęła - krople łez leciały po jego policzku - a najgorsze jest to, że ona była w ciąży. A dokładniej w szóstym miesiącu - rozpłakał się...
Zbliżyłam się do niego...
- Przepraszam... nie wiedziałam... - przytuliłam go.
- Wiem. Nie mówię nikomu o tym... nie potrafię...
- Przepraszam że o to zapytałam... nie powinnam...
Próbowałam go uspokoić. Niepotrzebnie wogóle zaczęłam ten temat. Musze coś zrobić żeby nie myślał o tym.
-Jest mi bardzo przykro... - próbowałam zmienić temat...- Co do wycieczki... wiesz gdzie pojedziemy?
- Znaczy... możliwe że do Spychowa... jest tam daleko. Ale jest tam cudownie... może domki nie najlepsze, ale wieczorami jest tam przepięknie, niestety są tam komary i to dużo komarów.
- już nie mogę się doczekać... tylko szkoda że jeszcze tyle czasu... - udałam smutną.
-Tak jakoś wyszło...
- Dobra ja już spadam do domu... do zobaczenia jutro
- No okey. Też już idę. Jutro widzimy się bo mamy razem zastępstwo i będziemy omawiać wycieczkę.
- Naprawdę? Jutro mamy zastępstwo? Nie wiedziałam! To fajnie...
- Też tak uważam
- Do zobaczenia Megan!
- Do zobaczenia Panie Martinie!
********************************************
Poszłam do domu i zjadłam kolacje. Poszłam się umyć i ogoliłam nogi. Następnie poszłam spać.
********************************************
Piątek - ostatni dzień przed weekendem
Rano przyszła po mnie Britta. Szybko się ogarnęłam i poszłyśmy do szkoły. Pierwsze lekcje minęły szybko. Ostatnia lekcja to była fizyka, ale było zastępstwo z Martinem. Po wejściu do klasy zaczął gadać o tym że jedziemy do Spychowa,o czym ja juz wiedziałam od początku.
- Będziemy się dobierać do pokojów dopiero w następnym tygodniu.
Nagle ktoś zapukał do klasy
Martin otworzył drzwi i do klasy wszedł wysoki brunet. Ubrany w jeansy, luźną koszulkę i czerwone jordany. Wszystkie dziewczyny się do niego śliniły.
- To jest Lukas. Będzie z nami przez ostatnie juz niecałe trzy miesiące szkoły. A teraz usiądź tam (pokazał na miejsce obok mnie) obok tej dziewczyny w długich włosach i zielonych oczach. Nazywa się Megan.
- Dobrze - uśmiechnął się od razu kiedy mnie zobaczył.
Chłopak podszedł i usiadł na miejscu obok.
- Hej. Jestem Lukas... - podał mi rękę.
- cześć, Megan - uścisnęłam jego dłoń.
Martin dokończył gadanie i nagle zabrzmiał dzwonek.
-Megan!!! - krzyknął mój wychowawca.
- Podejdź na chwile razem z Lukasem.
Podeszliśmy oboje
- Megan weź oprowadź Lukasa po szkole. Bo jeszcze tu nic nie ogarnia. Wynagrodze ci to jakoś - uśmiechnął się,a ja się zaśmiałam.
- Dobra. Ale będę czekała na rewanż - podchodząc do drzwi obróciłam się i wystawiłam mu język.
Razem z Lukasem wyszliśmy z jego sali. Zastanawiałam się od czego zacząć.
-To tak. Nie wiem co ci pokazać...a co cię najbardziej interesuje?
- Yyy... - zawahał się.
- Może będę po prostu się trzymać ciebie i się nie zgubię-uśmiechnął się.
- Ale wiesz...do kibla z Tobą nie wejdę - zachichotałam.
- No dobra...pokaż mi gdzie macie kible...
Szliśmy korytarzem na 2 piętrze.
-To tak. Tam (wskazałam palcem) jest sala w której odbywają się zajęcia komputerowe, tam jest sala od matematyki, tam od polskiego... a tam masz toalety (zachichotałam)
- Dobra. Ogarnąłem co nie co.
Zeszliśmy piętro niżej na 1 piętro, potem po reszcie szkoły (niestety szkoła jest tak zbudowana że można wchodzić 3 wejściami na to samo piętro i można się pogubić, ale nie każde prowadzi na ostatnie piętro)
Jak skończyłam go oprowadzać to chcąc wyjść okazało się że dolne drzwi są zamknięte
- Ups ! Zapomniałam. Zamykają te drzwi o godzinie 15:50 a jest już późno. Musimy wyjść górą.
Poszliśmy piętro wyżej i wyszliśmy ze szkoły
-I jak ci się podoba w naszej szkole? - byłam ciekawa co odpowie.
- Powiem tak. Bałem się że ludzie mnie nie polubią i że będę zawsze sam chodził.
- Rozumiem. O to się nie musisz martwić - uśmiechnęłam się - A gdzie mieszkasz?
- Tutaj na tej ulicy kawałek dalej za gim.
-Naprawdę? Ja też tam mieszkam. W tamtej okolicy
- To możemy wracać razem.
- Tak,jasne, nie ma problemu.
Poszliśmy razem w stronę bloków. Odprowadził mnie pod klatkę i mnie przytulił..
-Ooo... nie wiedziałam że tak się żegnasz - zaśmiałam się.
- A co? Źle? Czy co? - zkrzywił minę.
- Nie no...spoko... idę juz
- Do zobaczenia w szkole...
- No paaa
I poszedł do siebie....
Chłopak spoko i wgl. Wydaje się być miły. Okaże się potem. Ciekawe czy jedzie z nami na wycieczkę? Ciekawe dlaczego akurat teraz się przeniósł na koniec 3 klasy gim?
Miałam dużo pytań co do niego... rozmyślając doszłam do mieszkania.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
W końcu udało mi się napisać kolejną część. I jestem zadowolona z tego. Wielkie pozdrowienia dla mojej klasy, która ciągle mnie namawiała do tego aby skończyć tą książkę. Jeszcze dzisiaj się pytali "kiedy następna część?" "Nie mogę się doczekać" itp. Tym razem użyłam 784 słów. Co jest dość dobrym wynikiem. Następna część będzie za jakiś czas😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top