Rozdział 6

Czwartek - znowu to samo. Poranna pobudka przez mojego wychowawce. Pognałam go do kuchni bo chciałam się ubrać. Ubrałam na szybkiego czerwone jeansy z dość szerokimi dziurami oraz z ćwiekami. Bardzo je lubiłam oraz różową hiszpankę. Od razu po ubraniu się poszłam do Martina. Siedział i patrzył się w okno.
- Co tam ciekawego widzisz? - popatrzył się na mnie.
- Nic ciekawszego od ciebie tutaj nie ma
- Mam nadzieje - zaśmiałam się - Idę się pomalować.
- Ale wiesz że jesteś śliczna i nie musisz się malować? - wpatrywał się w moją twarz.
- Ale ja nie jestem wcale ładna...
- No nie jesteś ładna... - zatrzymał się...- Jesteś śliczna
- Dzięki że tak kłamiesz... - zrobiłam minę wrednej oraz słodkiej zarazem.
Poszłam do pokoju po kosmetyczkę następnie ruszyłam w stronę łazienki. Położyłam kosmetyczkę na pralce i posmarowałam się kremem który zawsze daję pod podkład a następnie nałożyłam podkład. Popudrowałam się i podczas pudrowania pędzlem szyi 'on' wszedł do łazienki. Wyrwał mi z ręki pędzel i przejechał nim po moim nosie. Zachichotałam.
-No idź! Chcę się pomalować! -zamknęłam drzwi.
- To przynajmniej się pospiesz... nie lubię czekać!¡!
- No dobrze... już
Pocieniowałam jeszcze oczy oraz pomalowałam maskarą i wyszłam z łazienki.
- Bleee...
- Sam jesteś Bleee! - zaśmialiśmy się
- Idziemy? - machnął ręką
- Tak tak...
Wzięłam torebkę i klucze po czym wyszliśmy z domu.
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość... - popatrzył się na mnie.
- No dawaj...
- Byłem u dyrektora i zgodził się na wycieczkę - uśmiechnął się
- Naprawdę? Kiedy? - bardzo się ucieszyłam jak dowiedziałam się o tym.
- Prawdopodobnie za tydzień... w poniedziałek na cały tydzień...
- To super!
- Też się ciesze
Doszliśmy do szkoły.
- Widzimy się po lekcjach!
- Ja to cie będę pewnie widziała na przerwach - zaśmiałam się.
- Możliwe...
On poszedł do pokoju nauczycielskiego a ja pod salę biologii gdzie zaraz miała się rozpocząć lekcja.
...
Lekcje mijały dość szybko. Czasami spotykałam na przerwach Martina. Nagle, kiedy miała się zacząć lekcja historii do klasy wszedł Martin. Wszyscy mu się przyglądali oprócz mnie.
- Megan?! - powiedział dość głośno.
- Tak? - obróciłam się w jego stronę.
- Posłuchaj...
- No przecież słucham...
Słuchajcie wszyscy. Po rozmowie z dyrektorem dostałem pozwolenie na wycieczkę. Wszyscy się bardzo ucieszyli z tego powodu. Wycieczka odbędzie się za tydzień w poniedziałek. Nie w ten teraz lecz w następny. Jedziemy nad jezioro. Już znalazłem miejsce. Będziemy mieszkać w domkach.
Powiedział o kosztach itp. I minęła lekcja.
Popatrzyłam się w telefon i przeczytałam smsa od nikogo innego jak od Martina.

Od Martina
JAK CI SIĘ PODOBA?

Do Martina
NO JEST SPOKO 😎

Od Martina
TAM BĘDZIE NAPRAWDĘ SUPER😉😀

Do Martina
Mam nadzieje 😜

Po lekcjach spotkaliśmy się pod szkołą. Zaproponował lody, zgodziłam się... Lody były pyszne. Siedzieliśmy w jednej z najlepszych kawiarni. Rozmawialiśmy o wycieczce. Jak już zjedliśmy lody to poszliśmy do mojego domu... ale po drodze zaszliśmy na prośbę Martina do kwiaciarni, gdzie kupił mi różę. Nie chciałam żeby mi kupywał ale nie powstrzymałam go. Następnie poszliśmy do mojego domu.
-Ejjj... nigdy nie pytałam się o ciebie ani o Twoje życie prywatne...ale... - zatrzymałam się.
- Ale...? - Martin był zakłopotany.
- Ale jestem ciekawa paru rzeczy o tobie... - popatrzyłam się na niego.
- Jak chcesz to pytaj! Nie ma problemu! - podszedł i mnie obiął.
- Nie! Poczekaj! - odepchnęłam go od siebie.
- Co ci jest?
- Nic. Po prostu chce cię o coś zapytać... Czy ty masz żonę, dzieci lub dziewczynę?
- Nie... - posmutniał lekko
- A tak naprawdę?
- Już nie...
- Co sie stało?

#####################################

Tym razem jest krótsze niż zwykle. Ale chyba ciekawe. Jest tu 561 słów. Udostępnianie proszę tą książkę... następna część niebawem😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top