Rozdział 32 - Przygotowania


***Kornelia 

Od pamiętnej nocy minęły dwa lata, które poświeciłam na naukę i porządne zdanie matury. Uczyłam się pilnie, nawet Carlos czasami mi pomagał. Miałam u niego porządne korki, dzięki czemu wszystko umiałam perfekcyjnie i perfekcyjnie zdałam maturę, bo prawie z najwyższymi notami.

Właśnie odebrałam wyniki ze szkoły i byłam cała w skowronkach. Już wcześniej widziałam je na stronie internetowej. Ale teraz miałam je w świecie rzeczywistym. Wróciłam do domu. Przy okazji liceum zrobiłam prawo jazdy, więc teraz sama jeździłam samochodem, który kupił mi Carlos z okazji zdania egzaminów z teorii i praktyki.

Weszłam do domu głównego, gdzie zostałam przywitana przez Carlosa, który dosłownie rzucił się na mnie i przyszpilił mnie do ściany. Nic mu nie mówiłam, jakie mam wyniki, ale chyba się dowiedział. Kurde, musiał znaleźć moje dane do logowania... A myślałam, że ukrycie tego w książce jest dobrym pomysłem.

Przyssał się do moich ust, na co założyłam mu ręce za szyję i oddałam pocałunek z równą pasją. Podniósł mnie, a ja oplotłam jego biodra i przylgnęłam do niego najmocniej, jak tylko potrafiłam. Skierował się w stronę schodów.

Po chwili znaleźliśmy się w sypialni, gdzie zostałam rzucona na łóżko.

- Wiesz, chyba będę poprawiać maturę - odpowiedziałam zdyszana, kiedy Carlos położył się koło mnie. Jego włosy były w nieładzie, a na czole pojawiły się krople potu.

- Co?!

- Jeżeli za każde dobre wyniki mam dostawać taką nagrodę, to co roku będę lepsza o jeden procent - pocałowałam go w usta.

- Jak chcesz, to mogę dawać ci takie nagrody za bycie grzeczną codziennie.

- A jak będę niegrzeczna?

- To wtedy czeka cię kara. Długa i męcząca kara - przyssał się do moich ust.

- Mm... Chyba zacznę być niegrzeczna.

- Nie potrafisz być niegrzeczna - wymruczał w moje usta.

- Może i nie, ale ty także nie potrafisz być niegrzeczny - zaśmiałam się.

Wieczorem siedzieliśmy w salonie i razem z częścią watahy oglądaliśmy film. Siedziałam przytulona do Carlosa i z uśmiechem oglądałam film, bo była to komedia. Niespodziewanie poczułam lekko ból głowy. Czas się zatrzymał, a ja zobaczyłam obraz, a raczej scenę jak z filmu. Wzruszyłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać.

Wróciłam do oglądania. Nie powiedziałam nic Carlosowi, nie musiał wiedzieć. W ogóle to nic pewnego. Nie każda wizja się spełnia, chociaż dziewięćdziesiąt procent tak.

- Hejka! - usłyszałam za sobą wesoły głos Liany. Odwróciłam się w jej stronę i przytuliłam ją na przywitanie.

- Co tak szybko?

- No jak szybko? Za miesiąc wasz ślub, przyszłam cię przyszykować.

- Carlos? - zgromiłam go spojrzeniem. Fakt, poprosiłam Lianę o pomoc przy weselu, ale miał odbyć się za sześć miesięcy!

- Postanowiłem, że przyśpieszymy.

- I nic mi nie powiedziałeś. Brawo.

- Oj, nie gniewaj się słońce. Szybciej będę mógł do ciebie mówić „żono" - uśmiechnął się, a ja przez ten uśmiech wszystko mu wybaczyłam. Jestem za miękka. 

- No dobra, a gdzie dzieci? - spytała biało włosa.

- Jakie dzieci?

- No wasze!

Spojrzałam na Carlosa, a ten wzruszył ramionami i podszedł do mnie.

- Nie jestem w ciąży.

- No wiem, ale kiedy będziesz? Chyba najwyższy czas.

- No właśnie, czekam na bratanka - odezwał się Sam, który nagle pojawił się przy Lianie.

- Kto wie, może naszym pierwszy dzieckiem będzie synek? - uśmiechnął się Carlos.

- To będzie dziewczynka - odpowiedziałam, zanim ugryzłam się w język. Wszyscy spojrzeli na mnie.

- A ty skąd to wiesz?

- Bo... ja ją widziałam. Będzie miałam brązowe włosy i jasne, niebieskie oczka - uśmiechnęłam się na wspomnienie niedawnej wizji.

- I nic mi nie powiedziałaś?!

- Wybacz, ale...

- Nie ma żadnego „ale" - odezwał się Carlos groźnie.

Zanim się zorientowałam, zostałam podniesiona w stylu panny młodej. Carlos gdzieś mnie niósł, ale nie wiedziałam, gdzie.

- A wy gdzie idziecie? - spytała Liana lekko zaniepokojona.

- Robić naszą córeczkę - odpowiedział Carlos, a ja zalałam się rumieńcem. Jak mógł tak powiedzieć?!

Nie kłamał. 


Przygotowania szły naprawdę pełną parą. Miesiąc to strasznie mało czasu, ale Carlos się uparł. Ja nie wiem, skąd on miał na wszystko czas i siły. Zanim się budziłam, on pracował już w swoim gabinecie, potem jeździł i zamawiał dekoracje, i takie tam, a na koniec dnia jeszcze się ze mną kochał.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Carlos nie spytał się mnie, czy ja chcę tak szybko to dziecko i ten ślub! Co chwilę byłam zasypywana pytaniami, typu „jakiego koloru mają być obrusy", „Jakie dania podać na weselu", „Jaką będę miałam suknię ślubną?". A skąd ja, do cholery, mam wiedzieć, jaką będę miała suknię, skoro jeszcze nikt ze swojej łaski nie chciał ze mną pojechać?!

- Dość! - krzyknęłam, gdy kilkanaście Omeg zaczęło zadawać mi pytania na raz.

Wszyscy zatrzymali się i spojrzeli na mnie. Byłam zła. Ba! Byłam wkurwiona na maksa! Nie patrząc na nikogo, po prostu opuściłam ten cholerny dom i udałam się w stronę lasu. Nie wiedziałam, gdzie idę, byle przed siebie i byle się uspokoić.

Nie wiem, ile szłam, ale nagle zorientowałam się, że jestem na polanie, gdzie było spotkanie z Samem, Lianą i Styxem. Na tej polanie pierwszy raz spotkali się Richard i Carmen. Uśmiechnęłam się pod nosem. Opowiadali mi, że ich pierwsze dni nie należały do najprzyjemniejszych. Ponoć za pierwszym razem uciekła, a potem sama wróciła. Może ja też powinnam uciec? Aby odpocząć od tego wszystkiego. Chociaż nie... Wtedy Carlos może oszaleć.

- Słońce? - westchnęłam, kiedy usłyszałam za sobą troskliwy głos Carlosa, ale nie było to westchnienie przyjemności, a... zawodu, że ktoś przerwał moją upragniona samotnię. - Co się stało?

Mężczyzna podszedł do mnie i objął od tyłu ramionami.

- Carlos... Ja... Nie wiem, czy jestem gotowa na ten ślub, na dziecko. Po prostu nie wiem. To za szybko.

- Ale o czym ty gadasz? Jesteś gotowa, gwarantuję ci to.

- Carlos! Uzgodniliśmy, że nasz ślub będzie za sześć miesięcy! A ty podjąłeś sam decyzję i przesunąłeś go o pięć. Nie rozumiesz tego? To powinna być nasza wspólna decyzja, ale ty oczywiście podjąłeś ją za mnie i spójrz, co się teraz dzieje. Nie wyrabiamy. Skoro sam ustanowiłeś, że ślub będzie za miesiąc, to dlaczego wszyscy do mnie przychodzą i zadają pytanie, jakie dania mają być na weselu?!

- Bo jesteś Luną.

- A w dupie mam, że jestem Luną! - krzyknęłam, wyrywając się z jego objąć. Odkąd zaczął się ten cały harmider nikt nie przyszedł do niego, wszyscy tylko do mnie. Przeskanował mnie swoim spojrzeniem. - To twoja decyzja, więc teraz przejmuj jej konsekwencje. Nie pamiętasz, dlaczego nasz ślub miał być za sześć miesięcy? Żebyśmy wszystko na spokojnie załatwili! Ale nie... bo oczywiście wielki Alfa musiał zrobić po swojemu.

- Kornelia... - zaczął.

- Nie korneljuj mi tutaj teraz! - przerwałam mu. - Jeżeli chcesz, aby ten ślub odbył się za miesiąc, to też masz brać udział w przygotowaniach i odpowiadać na pytania Omeg, tak samo jak ja!

Minęłam go i udałam się w drogę powrotną. Poczułam ulgę, że wreszcie pozbyłam się tego ciężaru, ale także poczucie winy, że wyładowałam się na Carlosie. Ale... kurde! Przesuwać ślub na za miesiąc! Co za nieodpowiedzialny debil! Może on ma swoje dwadzieścia osiem lat i chce jak najszybciej ślubu, ale to wymaga przygotowań. Teraz ma za swoje. Niech robi, co chce.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top