Rozdział 15 - Pełnoletnia
Korekta - √
Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).
***Kornelia, miesiąc później
Obudziłam się, przeciągając porządnie w łóżku. Spojrzałam na kalendarz, który wisiał nad biurkiem. 23 październik. Moje urodziny. Uśmiechnęłam się wesoło, po czym wyskoczyłam z łóżka i podeszłam do szafy, aby się ubrać. Założyłam na siebie skórzane spodnie i tego białą koszulkę na krótkim rękawku. Wyszłam z pokoju i udałam się do łazienki, gdzie ogarnęłam włosy i lekko się umalowałam.
Opuściłam pomieszczenie i z wielkim uśmiechem na twarzy udałam się do salonu, aby obejrzeć jakiś film i poczekać, aż Carlos wstanie.
Spotkała mnie jednak miła niespodzianka, gdyż Carlos już był w kuchni i szarmancko opierał się o blat szafek. Spojrzał na mnie uśmiechnięty, na co podeszłam do niego i pocałowałam go. Carlos oplótł swoje ręce dookoła mojej talii i oddał mój pocałunek.
- Mm... to lepsze niż śniadanie do łóżka - rzucił rozbawiony.
- Zdecydowanie. Właśnie, a gdzie podziało się moje urodzinowe śniadanie? Powinnam być dzisiaj traktowana jak księżniczka.
- Przecież ja zawsze traktuję cię jak księżniczkę - rzucił z pretensjami.
- Ech... więc nędzna ta świta - udałam zawiedzioną, ale na mojej twarzy i tak gościł szeroki uśmiech.
- Dobrze, wasza wysokość, zapraszam do stołu - wskazał ręką stół.
Stało tam masę kanapek wszelkiego rodzaju, jajecznica, do tego usmażone parówki i sok pomarańczowy. Spojrzałam na Carlosa z ulitowaniem.
- Nie potrafisz robić niczego innego prócz kanapek, jajecznicy i parówek?
- Ale o co ci chodzi? Stanąłem dzisiaj na wysokości zadanie i je usmażyłem - pokręciłam głową.
- Jesteś niemożliwy.
- Więc twoim zdaniem, co mogłem zrobić na śniadanie?
- No nie wiem... Naleśniki?
Carlos zaczął się śmiać głośno, a ja usiadłam do stołu.
- Kpisz sobie? Ja i naleśniki? Jesteś śmieszna.
Carlos przysiadł się do mnie i zaczęliśmy wspólnie jeść śniadanie. Przez chwilę miałam wrażenie, że te wszystkie kanapki, które zrobił były dla niego, a nie dla mnie, ponieważ ja zjadłam dwie, a on... całą resztę. Ale nie mogłam narzekać, bo śniadanie było naprawdę dobre.
Po jedzeniu poszłam do salonu i na plazmie puściłam sobie jakiś film. Nie musiałam długo czekać na Carlosa, który właśnie skończył sprzątać po moim urodzinowym śniadaniu.
- Zabieram cię dzisiaj na kolację do restauracji - rzucił, siadając obok mnie.
- I nie będziesz zazdrosny o innych mężczyzn?
- Nie, bo będziesz ze mną.
- Fajnie. Już chyba nawet wiem, jaką sukienkę założę - uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam Carlosa w policzek.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie najmocniej, jak to było tylko możliwe.
Czas się zatrzymał. Już dawno nie miałam jakiś wizji, a tutaj proszę.
Byłam w jakimś wielkim domu. Spojrzałam na samą siebie, była trochę starsza niż ja teraz. O jakieś może dwa lata? Była w kuchni, ale nie tej w domu Carlosa. Ona była inna, o wiele większa i bardziej wyposażona. Dziewczyna miała na sobie miała zwiewną sukienkę i rozpuszczone włosy. Widziałam, że „mój" brzuch był lekko zaokrąglony. Otworzyłam szeroko oczy i wzięłam wdech.
Kobieta wyglądała na szczęśliwą i odprężoną. Zero zmartwień, zero trosk.
Po chwili do kuchni wszedł Carlos swoim dziarskim krokiem. Uśmiechnął się do tej przyszłej mnie, podszedł do niej i pocałował w policzek. Odwróciła się do niego przodem, założyła ręce na szyję i przyssała się do jego ust. Ręce Carlosa zjechały na jej talię, a następnie na uda. Jednym ruchem podniósł ją, a ona oplotła nogi dookoła jego bioder, nie przerywając pocałunku.
- Byłam w trakcie robienia obiadu - wysapała.
- Mam teraz ochotę na coś o wiele lepszego - wymruczał Carlos i skierował się do wyjścia.
Wyszli z kuchni. Przeszli przez jakiś wielki salon i znaleźli się w holu. Kręconymi schodami skierowali się na piętro budynku.
Weszłam za nimi do jednego z pokoi, zanim jeszcze drzwi zostały zamknięte porządnym kopniakiem przez mężczyznę.
Po chwili oboje leżeli na łóżku. Całowali się i obściskiwali, a ja poczułam ucisk w brzuchu. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy to stosowane patrzeć jak ja z przyszłości będzie się kochać z Carlosem. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Ostatnie, co zauważyłam, to jak Carlos ściąga koszulkę i rzuca ją na ziemię, następnie zwisa nade mną z przyszłości i obsypuje jej ciało pocałunkami.
Odwróciłam się. Wolałam nie spoilerować sobie przyszłości, szczególnie tak pikantnych szczegółów.
Niespodziewanie usłyszałam czyjeś krzyki i wycie. Były naprawdę bardzo głośne. Zaniepokoiłam się i najwidoczniej nie tylko ja.
- Co tam się dzieje?! - warknął Carlos, po czym wyszedł z pokoju w samych spodniach.
Za nim poszła kobieta, a ja nie mogłam się oprzeć i ruszyłam za nimi. Schodami zeszliśmy na sam dół. Carlos był wyraźnie rozzłoszczony i groźnie schodził po schodach. Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Kobieta stanęła w progu, a ja wyminęłam ją i także wyszłam na dwór. Nie wiedziałam, co się dzieje. Wszędzie były wilkołaki, a przynajmniej tak przypuszczałam, bo tylko niektórzy byli przemienieni. Na środku stały dwa czarne samochody. W jednym było pełno mężczyzn, a w drugim jedynie kierowca i pasażer z przodu. Za bramą wjazdową było więcej takich samochodów.
Wszyscy zgromadzeni warczeli i wyli w stronę samochodów. Zapatrzyłam się na twarze wszystkich zebranych i nie zwróciłam uwagi, kiedy ktoś wyszedł z domku obok i wsiadł do samochodu. W środku widziałam jakąś szarpaninę, ale nie miałam podglądu na twarze. Samochody odjechały z piskiem opon, a wilki zaczęły skomleć żałośnie.
Wzięłam gwałtowny wdech, jakbym długo nie oddychała. Odsunęłam się od Carlosa, to był jakiś mechanizm obronny po tak długiej wizji. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony i chyba z lekkim bólem.
- Słońce, coś się stało? - spytał wreszcie, a ja przełknęłam ślinę, wciąż widząc go przed oczami, jak całuje mnie w przyszłości.
- Nie... Po prostu miałam wizję, ale taką naprawdę długą wizję i... oddaloną o jakieś dwa lata.
Carlos przez chwilę patrzył na mnie, jakby nie wiedział, co się dzieje. Dopiero po jakimś czasie uśmiechnął się do mnie i przytulił mnie mocno.
- To cudownie, znaczy, że już jesteś prawdziwą wyrocznią. Musisz jeszcze tylko nauczyć się panować nad swoimi mocami.
Odwzajemniłam jego uścisk. Także cieszyłam się z tego, że wreszcie nie będą prześladować mnie te niespodziewanie wizje, który momentami naprawdę były irytujące. Przyjrzałam się dokładniej Carlosowi. Coś było nie tak. Dookoła jego osoby roztaczała się zielona aura. Była mocna, wyraźna. Biła od niej siła i władza.
- C...Carlos. Dookoła ciebie jest jakaś aura - wyjąkałam.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie. Spojrzałam na swoje ręce i zobaczyłam, ze ja mam dokładnie taką samą aurę.
- Wyrocznie, jeżeli chcą, to potrafią zobaczyć aurę ludzi. Jeszcze nad tym nie panujesz, ale spokojnie. Do wszystkiego dojdziesz.
Wieczorem Carlos zgodnie z obietnicą, zabrał mnie do restauracji. Ubrałam na siebie czarną, obcisłą sukienkę, którą zawsze miałam właśnie na takie wypadki. Jego ręka spoczywała na mojej talii i ani razu jej nie puścił. Chodził dumnie wypięty. Biała od niego duma, ale także piorunował każdego mężczyznę, który na mnie chociażby spojrzał przelotnie. Nie ma to jak zazdrosny samiec, nie ma po prostu nic bardziej zabawnego.
Usiedliśmy przy dwuosobowym stole i rozmawialiśmy niemal o wszystkim. Carlos dużo opowiadał mi o swoim dzieciństwie, a także o planach na przyszłość. Ja także nie pozostałam bierna i opowiedziałam o swoich przeżyciach. Najboleśniejsze były te z rodzicami, ale już przyzwyczaiłam się do tego, że ich po prostu nie ma i nie płaczę na każde wspomnienie o nich. Pogodziłam się z tym i koniec. Przecież to nic złego.
Carlos wiele razy pytał się o moją wizję, ale nie opowiedziałam mu o niej. Jedynie to, że chodziłam po jakimś wielkim domu. On wiedział, że coś ukrywam, ale nie miałam zamiaru powiedzieć mu tego, że widziałam nas i to, jak jestem w ciąży. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Ponadto wizje nie zawsze się spełniają. Wystarczy przecież tylko jeden błąd i może się okazać, że wizja, która widziałam, nigdy nie będzie miała miejsca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top