Rozdział 33 - Suknia dla wyroczni
***Kornelia
Przez całe trzy dni przeglądałam różne katalogi i strony internetowe z sukniami ślubnymi. Niestety, wolałam zmierzyć je na żywo. Jaka panna młoda nie chciałaby pomierzyć kilka ładnych sukni ślubnych i posłuchać opinii swoich koleżanek i druhen?
Westchnęłam ciężko, a wtedy do pokoju wszedł Carlos. W dniu naszej kłótni, jeszcze wieczorem się pogodziliśmy, ale Carlos i tak miał się wszystkim zająć.
- Co się stało, słońce?
- Chciałabym po sukienkę jechać do sklepu, a nie patrzeć przez katalogi. Wiesz, taki babski wypad i w ogóle - narzekałam.
- To jedź.
- Ale nie mam z kim - jęknęłam.
- Może... z moją siostrą?
Odwróciłam się w stronę moje prawie męża i uniosłam wysoko jedną brew. Czy on sobie ze mnie żartuje?
- Nie mam nastroju do żartów.
- No tak, ona się nie nadaje - zaśmiał się. - A te twoje dwie koleżanki? Ta... Kamila i Monika.
- No tak! Przecież to świetny pomysł! Kocham cię - pocałowałam go w policzek i wybiegłam z pokoju, zabierając ze sobą telefon. Szybko wykręciłam do dziewczyn numery i jeszcze z gabinetu Carlosa zagarnęłam dwa zaproszenia na wesele. Będzie cudownie!
Na mieście spotkałam się z dziewczynami. Obydwie miały całe po południa wolne i zgodziły się go spędzić ze mną. Oczywiście nie podałam im prawdziwej przyczyny naszego nagłego spotkania.
- Kornelia! Cześć! - przywitała mnie Monika, a zaraz po niej zjawiła się Emilka.
- Dlaczego tak nagle? - odezwała się Monika.
- Proszę.
Wręczyłam im dwie koperty. Spojrzały na siebie, a następnie przyjęły je. Otworzyły je i niema na raz zaczęły czytać. Monika wyrażała wielki szok, kiedy przeleciała wzrokiem po kartce, natomiast Emilka od razu skoczyła na mnie z głośnym piskiem i gratulacjami. Następna po niej była Monika, która już tak nie hałasowała jak jej koleżanka.
- Czekaj, bo nie jest napisane, za kogo wychodzi. Więc... kto jest szczęśliwym wybrakiem?
Zaśmiałam się nerwowo.
- Bo... jest nim Carlos.
Dziewczyny chyba przez chwilę przyswajały moje słowa, bo żadna nie zareagowała. Na ich twarzach było widać szok.
- Chcesz powiedzieć, że pan Carlos Wooder jest twoim narzeczonym?! - nie dowierzała Monika.
- A ja od początku wiedziałam, że go kręcisz! To było do przywidzenia - zaśmiała się Emila. - Ile jesteście ze sobą?
- Prawie trzy lata.
- Trzy lata?! To naprawdę dużo - podsumowała Monika.
- Czyli wszystko zaczęło się w szkole?
- No... można tak powiedzieć. Jak byłam przy odpowiedzi, to koło oceny napisał mi swój numer telefonu.
Obie zachichotały.
- No! - klasnęłam w ręce. - Ale chciałam was prosić, abyście pomogły mi wybrać suknię. W ogóle chciałabym, żebyście były moimi druhnami.
- Pewnie! - krzyknęły na raz. Wzięły mnie pod ręce i udałyśmy się do najbliższego sklepu z sukniami ślubnymi.
Dziewczyny usiadły na fotelach i pochłonięte rozmową czekały, aż ja ubiorę suknię ślubną. Pomagała mi w tym przemiła kobieta, która chyba cieszyła się moim szczęściem. Co chwilę wychodziła w coraz różniejszych sukniach. W różnych kolorach. Niestety, albo nie pasowała im, albo nie pasowała mi. Zaczęłam chodzić po sklepie i szukać „tej jedynej". Moją uwagę przykuła niebieska, ukryta w kącie. Była w kolorze mocnego niebieskiego. Wyciągnęłam ją. Była w moim rozmiarze. Podkreślała by moje oczy. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Podeszłam z nią do dziewczyn, a one energicznie pokiwały głowami. Weszłam do przymierzalni. W ubiorze pomogła mi kobieta, a po chwili wyszłam w pięknej, niebieskiej sukni. Podeszłam do lustra. Faktycznie podkreślała moje oczy. Nie miała ramiączek, trzymała się na moim dekolcie, który obsypany był małymi diamencikami. Czułam, że to jest ta jedyna.
Z szerokim uśmiechem na twarzy odwróciłam się do nich. Ku mojemu zdziwieniu Monika popłakała się.
- Hej, czemu płaczesz? To chyba ja powinnam płakać - odezwałam się.
- Wybacz, ale wyglądasz tak przepięknie - uśmiechnęła się do mnie.
- Wyglądasz w niej jak księżniczka.
- Mi też się podoba - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Czyli co? Bierzemy?
- Tak!
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Miałam już swoją ukochaną sukienkę. Zanim jeszcze poszłyśmy do kasy, zrobiłam zdjęcie w mega przybliżeniu, aby było widać kolor i wysłałam je do Richarda. Miał iść z Carlosem po jakiś garnitur, więc teraz będzie wiedział, jaki mam kolor sukni i będzie świetnie.
Było jeszcze dużo czasu do zmroku, więc poszłam z dziewczynami do restauracji, gdzie rozmawiałyśmy o ślubie i powiedziałam im niemal całą sytuację. Oczywiście nie wspomniałam o tym, że istnieją wilkołaki i tak dalej, ale opowiedziałam o kłótni i o samodzielnej decyzji Carlosa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top