Rozdział 21 - Ugryzienie
***Kornelia
Chamsko wrzucił mnie do pokoju. Jęknęłam z bólu, kiedy uderzyłam twarzą w podłogę. Szybko się jednak ogarnęłam i stanęłam na równe nogi. Uważnie śledziłam każdy jego krok. Skupiłam się, aby zobaczyć jego ruch, niestety nie mogłam. Dlaczego?
- Co się stało? Nie możesz użyć swojej mocy widzenia przyszłości? Może to dlatego, że wyrocznie nie tolerują platyny, a ja właśnie mam sztylet z niej. Jak mi przykro.
Dlaczego ja o tym nic nie wiedziałam?!
- John, porozmawiajmy, jeszcze wszystko da się odkręcić! - nalegałam, ale on mnie nie słuchał.
- Nic nie da się odkręcić, moja droga. A ty będziesz już moja!
Nie zdążyłam zarejestrować ruchu, kiedy skoczył w moją stronę. Przechylił głowę i wbił swoje kły nieco powyżej obojczyka. Przeszył mnie niepotykanie silny ból. Miałam ochotę krzyczeć, już chyba wolałabym oskórowanie, niż coś takiego! Nie, przecież to jest oznaczenie! Nie mogłam sobie na to pozwolić! Nie chciałam być związana z tą kreaturą! Złapał go za ramiona i z całych sił odepchnęłam od siebie. Adrenalina dodała mi sił, przez co udało mi się od niego uwolnić.
Coś było jednak nie tak. W jego ustach widziałam niemal potok krwi. Mojej krwi i naprawdę duży kawałek mięsa, razem z kością. Zrobiło mi się niedobrze, ale wtedy straciłam przytomność.
***Carlos
Najszybciej, jak tylko potrafiłem, uporałem się z tymi wilkołakami, wcześniej dając znać Samowi, gdzie jestem i co dzieje się z Kornelią. Miałem nadzieję, że może będzie u niej szybciej ode mnie i więcej wskóra.
Wreszcie uwolniłem się od tych parszywych kundli i mogłem zająć się moją ukochaną. Pobiegłem za jej zapachem, wparowałem do pokoju, gdzie drzwi były już wyważone. Napastnik Korni był nieprzytomny i leżał gdzieś w kącie. Potem zobaczyłem klęczącą sylwetkę Sama, a dookoła niego krew. Wszędzie krew. Modliłem się, aby to była krew tego skurwysyna. Wujek odwrócił się w moją stronę, a w jego oczach widziałem złą nowinę. Odsunął się, zobaczyłem nieprzytomne ciało Kornelii.
Podbiegłem do niej i uklęknąłem. Była blada, dookoła niej była kałuża krwi i... niemal nie miała obojczyka. Od razu domyśliłem się, co się stało. Ten skurwiel próbował ją oznaczyć! Miała szczęście, że akuratnie wgryzł się w miejsce, gdzie nie było tętnicy.
- Carlos, musisz ją oznaczyć - odezwał się wujek.
- Co takiego? - spojrzałem na niego oniemiały.
- Jeżeli ją ugryziesz, to wilcze enzymy wzmogą jej odporność i rana szybciej zacznie się goić. Wtedy będzie potrzebowała tylko odpoczynku i twojej obecności.
- Ale jeżeli ją oznaczę, to na później mi nogi z dupy powyrywa! - broniłem się. Nie chciałem robić tego bez jej pozwolenia.
- Carlos!
- Ale pełnia...
- Kurwa, wolisz z nią spędzić pełnię, nawet ją do tego zmuszając, czy żeby umarła?! Zastanów się!
Wujek miał rację. Musiałem działać. Nachyliłem się nad Kornelią i ją ugryzłem po drugiej stronie, niżeli miała ranę. Poruszyła się lekko, ale najwidoczniej była już zbyt słaba, aby poczuć cokolwiek.
Gryząc ją, czułem się szczęśliwy, że wreszcie, nawet połowicznie, jest moja. Teraz wszyscy będą czuć na niej mój zapach.
Regeneracja Kornelii zajęła naprawdę dużo czasu. Była w śpiączce przez trzy tygodnie. W tym czasie jej obojczyk „odrósł". Została tylko niewielka blizna, ale i ona ponoć ma zejść. Codziennie siedziałem obok jej łóżka i gładziłem po zimnej dłoni. Dzisiaj jednak jej dłoń nie była już zimna. Była ciepła, a kiedy chciałem udać się na obiad, moja ukochana poruszyła się nieznacznie. Z powrotem usiadłem na krześle, patrząc, jak Karolina budzi się ze swojego długiego snu. Uchyliła delikatnie powieki, gdzie mogłem zobaczyć kawałek jej niebieskich tęczówek. Tak bardzo mi ich brakowało.
- Korni- uśmiechnąłem się do niej czule, ale kiedy otwierała usta, aby coś powiedzieć, położyłem palec na jej wargach w uciszającym geście. - Nic nie mów, odpoczywaj.
Dziewczyna pokiwała potakująco głową i ponownie zasnęła. Tym razem jednak byłem o wiele spokojniejszy, bo wreszcie się przebudziła i była zdrowa.
Pod wieczór ponownie ją odwiedziłem. Ku mojemu zdziwieniu, Kornelia w najlepsze siedziała na łóżku i rozmawiała z lekarzem. Podszedłem do nich i spojrzałem znacząco na Deltę, czyli lekarza. Ten uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Z przyszłą Luną wszystko w porządku. Może już opuścić skrzydło szpitalne - oznajmił.
- Przyszłą Luną? - skrzywiła się Kornelia. - Raczej nie szybko.
- Obawiam się, że jedna tak - westchnąłem ciężko.
- Co?
- Oznaczyłem cię już.
- Co takiego zrobiłeś?! - nastolatka wstała gwałtownie z łóżka.
Wstrzymałem na chwilę oddech. Przygotowałem się nawet mentalnie na to, że mnie spoliczkuje, jak jej to jeszcze raz powiem. Przecież ona się tak przed tym wzbraniała.
- Oznaczyłem cię - odrzekłem spokojnie.
- Jakim prawem to zrobiłeś!? Nie zgadzałam się na to! - krzyknęła i podeszła do mnie. Hardo wpatrywała się w moje oczy.
- Musiałem to zrobić. Umierałaś, a dzięki ugryzieniu mogłem cię ocalić.
Kornelia jakby nagle uspokoiła się. Zmarszczyła brwi, ale wciąż utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy. Wyglądało, jakby układała w głowie część jakieś układanki. W sumie nie dziwię się.
- Przepraszam - odparła wreszcie cicho i spuściła wzrok.
Chwyciłem delikatnie jej podbródek i uniosłem do góry, aby spojrzała w moje oczy. Zrobiła to bez oporu. W jej spojrzeniu widziałem poczucie winy. Uśmiechnąłem się delikatnie i musnąłem jej wargi swoimi.
- Nie przepraszaj, rozumiem cię. Chodź, pokażę ci pokój.
- Pokój? Ale przecież u ciebie...
- Nie jesteśmy u mnie, słonko. Postanowiłem, że lepiej będzie zostać w domu watahy. Tu jest o wiele bezpieczniej.
Pokiwała potakująco głową i ruszyła razem ze mną w stronę przedniej części domu, gdzie były schody. Korneliawszystkiemu dokładnie się przyglądała, co chwilę w jej oczach widziałem zachwyt i zdziwienie. Chyba nie jest przyzwyczajona do oglądania tak bogatego domu.
Zatrzymaliśmy się przy schodach. Bez uprzedzenia wziąłem moje słońce na ręce i zacząłem iść po schodach.
- Ej! Ja mam nogi.
- Wiem, ale musisz jeszcze odpoczywać, a my idziemy na najwyższe piętro - odpowiedziałem i nie mogąc się powstrzymać, pocałowałem ją w skroń.
Kornelia uśmiechnęła się do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję. Niezmiernie zadowoliło to mojego wilka, który zaczął mruczeć z przyjemności. Sam jej dotyk był czymś niezwykłym. Ciekaw jestem jak będę się czuł, kiedy będzie całować moje ciało. Już niedługo.
Znaleźliśmy się na ostatnim piętrze. Dopiero teraz puściłem Kornelię, bo nalegała. Splotłem nasze palce i poprowadziłem w stronę sypialni, którą dla nas urządziłem. Tak, teraz kiedy Korni jest oznaczona, już na pewno nie pozwolę jej spać w innym pokoju.
Otworzyłem przed nią drzwi. Pokój miał żółte ściany i jasne panele. Po lewej stronie od wejścia znajdowało się wielkie łóżko z biało-niebieską pościelą. Po prawej stronie znajdowała się łazienka, a naprzeciw drzwi meble.
Na ten widok Kornelii wyrwało się ciche „wow". Czyli podoba jej się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top