Rozdział Dwunasty
- Vicky, może pójdziemy do mnie? - spytał Jamie, pojawiając się nagle koło niej. Dziewczyna pakowała do plecaka potrzebne książki z szafki, a kiedy usłyszała kolegę, aż podskoczyła.
- Nie strasz mnie! - zawołała, uśmiechając się.
- Przepraszam... - mruknął, wywracając oczami. Przysunął się do niej, szczerząc zęby. - To jak? U mnie?
- Myślałam, że będziemy się uczyć...
- No jasne. A o czym pomyślałaś? - mrugnął do niej.
- Nie możemy zostać w szkole? - zapytała. Trochę bała się pójść do domu Jamiego. Nie chodziło o jakieś głupie podejrzenia, jak na przykład trzymanie trupów pod łóżkiem. Po prostu wolała, aby to spotkanie przebiegało tak... formalnie. Cieszyła się, iż nie ubrała spódniczki ani wyzywającej bluzki - cóż, w sumie nie miała zbyt dużo takich odważnych ciuchów. Preferowała sweterki.
- Jeżeli tak bardzo ci na tym zależy, to możemy - westchnął.
- Dziękuję - ucieszyła się.
Wsadziła do plecaka książkę od matematyki i zeszyt, po czym zamknęła szafkę. Była gotowa na korepetycje.
- Idziemy? - spytała.
Weszli do klasy od historii, ponieważ tylko ta była akurat dostępna. Znajdowała się na pierwszym piętrze, na samym końcu korytarza. Usiedli w jednej ławce, ale nie naprzeciwko, tak jak z Jensenem, tylko koło siebie, trochę zbyt blisko.
Jamie przysunął się do niej jeszcze bliżej, gdy zaczął tłumaczyć dziewczynie zadania. Kilkakrotnie kładł jej głowę na ramieniu, dotykał jej dłoni, a jego udo wciąż ocierało o nogę Victorii. Starała się ignorować dziwne zachowanie przyjaciela. Co chwilę patrzyła na zegarek i czekała na 17, żeby mogła wrócić do domu. Jeszcze cała godzina.
- Dobrze ci idzie - pochwalił ją Jamie, kiedy prawie całkowicie rozwiązał za nią zadanie. Dziewczyna w ogóle nie mogła się skupić. Nie chciała tam być, a zwłaszcza z nim. Chłopak znowu położył swoją głowę na jej ramieniu, ale tym razem pocałował ją w szyję.
- Co ty robisz? - przestraszyła się i odsunęła od niego.
- Vicky, nie bądź taka spięta - powiedział spokojnie, nie przejmując się jej przerażeniem. Objął ją w pasie jedną ręką, a drugą delikatnie przesunął po udzie dziewczyny.
- Przestań! - Chciała zabrzmieć stanowczo, ale jej głos się załamał.
- Nie bój się mnie - szepnął jej do ucha i lekko je przygryzł.
- Jamie, koniec!
Nie zwracał uwagi na jej protesty. Victoria nie mogła się ruszyć. Chłopak był od niej dwa razy większy i dużo silniejszy, a poza tym nie miała żadnej drogi ucieczki. Z dwóch stron ograniczały ją ławki, z jednej ściana i Jamie.
- Jamie! - Starała się krzyknąć, ale z jej gardła wydobywały się tylko ciche dźwięki. Pocałował ją: najpierw lekko, a potem mocniej i namiętniej.
Jego dłonie znalazły się teraz w okolicach jej piersi.
Tego było dla niej zbyt wiele. W końcu znalazła w sobie siłę, aby się ruszyć. Zacisnęła dłoń w pięść i zamachnęła się. Zanim Jamie zorientował się, co dziewczyna chce zrobić, jego głowa już zdążyła się odchylić na skutek mocnego ciosu w szczękę. Dziewczyna usiadła na ławce, przerzuciła nogi górą i wybiegła z klasy, zatrzaskując za sobą drzwi.
W tym momencie marzyła tylko o tym, aby znaleźć się jak najdalej tego chłopaka. Opuściła szkołę bez kurtki, bez plecaka, bez niczego. Na szczęście miała klucze w kieszeni spodni, więc mogła odpiąć swój rower. Tego dnia nikt nie przedziurawił jej opony. Co chwilę zerkała w stronę drzwi wejściowych w obawie, że pojawi się w nich Jamie.
Trzęsły się jej ręce i mimo największych wysiłków, nie mogła trafić kluczem w dziurkę. Usłyszała jakiś warkot i wtedy usiadła na ziemi i zaczęła płakać. Bała się. Bała się swojego kolegi.
Kilkanaście metrów od niej przejechał motor. Mężczyzna w czerni odwrócił głowę i przez chwilę patrzył za nią, po czym zawrócił na parkingu i podjechał bliżej. Podniósł klapę kasku i wyłączył silnik.
- Wszystko w porządku? - spytał, marszcząc brwi.
Spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami i pokręciła głową.
- Nie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top