Rozdział 24


Natychmiast oderwałam się od Alana, który nie wydawał się być ani trochę przejęty. Szepnęłam do niego, żeby mnie odstawił ponieważ sam nigdy by na to nie wpadł. Stanęłam na stopy i wyprostowałam się, poprawiając torbę. Nie miałam odwagi nawet spojrzeć na Lucasa, który obarczał mnie okropnie przytłaczającym spojrzeniem. Czułam się dziwnie odpowiedzialna za to, co się stało. Czułam, że w jakiś sposób go zawiodłam.

- Myślałem, że jesteś bardziej rozważna - w jego głosie pobrzmiewał smutek, pomieszany ze złością. - Zapomniałaś już jak cie skrzywdził? 

- Wiesz, że tutaj jestem? - warknął Alan, a ja czułam się okropnie widząc jak krzyczeli na siebie z mojego powodu. 

- Mówiłam ci już, że to przeszłość! Zresztą, to był tylko zwykły pocałunek.

- Zwykły pocałunek? - wtrącił Alan, nieco urażony moimi słowami. - Dobrze wiedzieć - prychnął. 

- Alan... - westchnęłam.

- Spadam - powiedział i odszedł.

- Alan wracaj! Źle mnie zrozumiałeś! - krzyczałam za nim, jednak on nie reagował.

- Też już będę szedł - bąknął pod nosem Lucas.

- Zatrzymaj się w tej chwili! - powiedziałam stanowczym głosem.

- Po co? - parsknął, odwracając się w moją stronę. - Żeby znowu wysłuchiwać twoich kłamstw? - podszedł bliżej mnie. - Na prawdę miałem nadzieję, że coś będzie między nami, wiesz? Po co zrobiłaś mi nadzieję, hm? Lubisz bawić się uczuciami innych ludzi? - jego głos był zimny. - Dobrej nocy, sąsiadko - wyszeptał i odszedł.


Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do domu ze łzami w oczach. Zdjęłam buty, krzycząc do rodziców, że wróciłam. Wbiegłam po schodach na górę i usiadłam na łóżku, przecierając mokre oczy. Wzięłam swoją piżamę i poszłam z nią do łazienki, aby wziąć prysznic z nadzieją, że gorąca woda pomoże mi się odprężyć. Po dwudziestu minutach wyszłam dochodząc do wniosku, że to na nic. Zmyłam makijaż, który i tak już dawno mi się rozmazał, związałam włosy i wróciłam do pokoju, wcześniej schodząc na dół po kakao. Usiadłam na swój duży parapet okryta kocem, w jednej ręce trzymając kubek, a w drugiej jedną z moich książek. Od zawsze lubiłam zatapiać się w lekturze. To na chwile przenosiło mnie do innego świata, a ja właśnie tego potrzebowałam w tamtej chwili. Zanim otworzyłam książkę ostatni raz spojrzałam za okno, na dom Lucasa. Poczułam dziwne ukłucie w sercu, kiedy przed jego drzwiami zauważyłam pukającą w nie Jane. Po chwili Lucas stanął w progu i z szerokim uśmiechem zaprosił ją do środka. W jednej chwili straciłam ochotę na jakąkolwiek lekturę i z hukiem rzuciłam książkę na ziemie. 

Szybko się pocieszył.

Rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem. Czułam się, jakby wszystko i wszyscy dookoła byli przeciwko mnie. Miałam tak wiele problemów. Problemów, które wywołałam ja sama.

To ja dawałam Lucasowi zbędną nadzieje, chociaż wiedziałam, że nie czułam do niego nic więcej.

To ja nie umiałam dobrze zająć się swoim psem.

To ja zawiodłam Natalie.

To ja po raz kolejny zakochiwałam się w Alanie.

-----------------------------------------

Następnego ranka byłam tak strasznie przybita, że nie miałam siły nawet na otwarcie oczu. Po kilku minutach wysłuchiwania budziku w końcu zebrałam się w sobie i podeszłam do telefonu, aby go wyłączyć. Krokiem zombie weszłam do toalety i wzdrygnęłam się, patrząc w lustro. Z mojego koka powychodziło pewno włosów. Pod oczami miałam wielkie, fioletowe wory a usta były całe napuchnięte. Przemyłam twarz zimną wodą i postanowiłam zejść na dół, aby coś zjeść. Ucieszyłam się widząc, że mama przyrządziła mi kanapki i ciepłe kakao.

- Dobrze się czujesz? - spytała mama, na co tata wychylił głowę zza gazety. 

- Nie wyspałam się.

- Możesz zostać w domu, jeśli chcesz - powiedziała troskliwie, ściskając moją dłoń. - Powinnaś teraz nieco odpocząć. 

- Na prawdę? - spytałam, a mama pokiwała głową.

Ucieszyłam się na tą wiadomość. Nie miałam w tej chwili siły na wysłuchiwanie tego jak obliczyć x, czy jak rozmnożyć owcę. Wizja mijania Lucasa czy Alana na korytarzu lub lekcjach również nie zachęcała. Wiedziałam, że nie mogłam przed nimi ciągle uciekać, ale jeżeli mogłam to zrobić chociażby jeden dzień nie miałam nic przeciwko. Po skończonym śniadaniu ustałam w progu drzwi i obserwowałam ubierających się rodziców.

- Będziemy wieczorem. Na stole masz pieniądze, możesz zamówić pizzę. W lodówce też masz jedzenie. Pamiętaj, żeby dzwonić, jeżeli coś będzie się działo.

- I nie sprowadzaj żadnych chłopców - wtrącił tata zza pleców mamy.

- Nie mam pięciu lat - zaśmiałam się słabo.

- Dla nas zawsze będziesz dzieckiem - westchnęła mama i mocno mnie przytuliła.

Tata złożył krótki pocałunek na czubku mojej głowy, po czym oboje wyszli do pracy. Wróciłam do kuchni, aby wziąć jakieś przekąski i napoje i zaniosłam wszystkie do salonu. Zasłoniłam wszystkie zasłony tak, aby było jak najciemniej i postanowiłam sobie zrobić maraton filmów i seriali. Na początek włączyłam serial: Stranger things, który polecała mi Miranda. W kółko o nim gadała, dlatego chciałam zobaczyć co takiego w nim jest. Rozłożyłam się wygodniej na kanapie i złapałam w dłoń tabliczkę czekolady, zatapiając się w życiu bohaterów najbardziej jak mogłam.

--------------------------------

Nie miałam pojęcia ile czasu minęło, bo nawet nie zwróciłam na to uwagi. Liczyło się tylko to, że właśnie byłam w trakcie oglądania szóstego odcinka i skończyła mi się cała czekolada. Serial okazał się świetny aż tak bardzo, że zapomniałam o świecie zewnętrznym. Przypomniał mi o nim dopiero dzwonek do drzwi. Z głośnym jękiem i wyrzutami zatrzymałam serial i poczłapałam do drzwi. Nie patrząc przez wizjer po prostu je otworzyłam, zastając w nich Alana.

- Cześć.

- O boże - szepnęłam, szybko zamykając drzwi. - Nie możesz oglądać mnie w tym stanie.

- Wiesz, że i tak już cie widziałem? - usłyszałam jego stłumiony śmiech.

-  Mądrala - westchnęłam i z powrotem otworzyłam drzwi. - Co tutaj robisz? - spytałam.

- Nie było cię w szkole. Nie odbierasz, nie odpisujesz. Każdy się martwi. Miranda chciała przyjechać, ale nie miała samochodu, więc ja to zrobiłem.

Więc był tu z prośby Mirandy.

A co ty myślałaś, idiotko?

- Och. Wszystko ze mną w porządku.. jak widać - wlepiłam wzrok w ziemię.

- Tak. Ciesze się - powiedział, po czym między nami nastąpiła krępująca cisza.

- Wejdziesz? - spytałam, zadziwiając tym samą siebie.

- Pewnie - uśmiechnął się. - I tak nie miałem zamiaru wracać do szkoły - powiedział, po czym wszedł do środka i zdjął buty. - Więc to jednak prawda - zaśmiał się, wchodząc do salonu.

- Co? - spytałam podchodząc do niego i zrozumiałam wszystko, kiedy spojrzałam na kanapę i stół. Wszędzie było porozwalane jedzenie.

- Brakuje tylko lodów czekoladowych i grubych, różowych skarpetek - uśmiechnął się, siadając na kanapie.

- Lody już zjadłam, a na skarpetki jest za gorąco - usiadłam obok, a on się zaśmiał. - Alan. Chciałam... cię przeprosić za wczoraj - powiedziałam niepewnie. - Jak widać nie tylko ty mówisz rzeczy, których nie masz na myśli.

- Wyluzuj - odpowiedział. - I tak już odpuściłem. Nie będę się więcej starał, ani cię całował. Możesz być o to spokojna.

Nie byłam pewna, czy właśnie to chciałam od niego usłyszeć. Alan cały czas siedział mi w głowie. Przyłapałam się na tym, że w szkole cały czas szukałam go wzrokiem, a gdy wracałam do domu myślałam w większości tylko o nim. Zaczynało mi na nim zależeć.

- Nie o to... - zaczęłam, jednak przerwałam kiedy usłyszałam jakiś hałas dochodzący z mojego podwórka. - Słyszałeś to? - oboje spojrzeliśmy w stronę okien i drzwi, jednak przez to, że zasłoniłam zasłony nic nie było widać. 

- Poczekaj tu - powiedział stanowczo Alan i wstał z kanapy.

Obserwowałam go z daleka, bo okropnie się bałam. Chłopak odsłonił zasłony i otworzył drzwi, stając w ich progu. 

- Rosie? - bardziej spytał niż powiedział i odwrócił się aby na mnie spojrzeć. - Chyba powinnaś to zobaczyć.

Przełknęłam ślinę i niepewnym krokiem do niego podeszłam. Myślałam, że zemdleję ze szczęścia, kiedy zobaczyłam na trawie machającego ogonem Ozziego. Oderwałam się od podłogi i z prędkością światła podbiegłam do niego, aby go przytulić. Z moich oczu popłynęły łzy. To było najlepsze, co ostatnio mi się przydarzyło. Martwiłam się, że Ozziemu coś mogło się stać. Bałam się, że już nigdy więcej nie usłyszę jak szczeka, więc to, że mogłam trzymać go w objęciach i czuć jego ciepły język na mojej twarzy było czymś pięknym.

- Ktoś go tutaj przyprowadził - usłyszałam za sobą głos Alana. - Pójdę to sprawdzić - odwróciłam się i zauważyłam jak wychodzi przed dom, rozglądając się po ulicy. 

- Widziałeś kogoś? - spytałam, a on przecząco pomachał głową.

- Uciekł - westchnął.

- Gdzie ty byłeś piesku? Tak strasznie się o ciebie martwiłam! - mówiłam do Ozziego, głaszcząc go i na przemian przytulając. 

- Więc - usłyszałam kaszlnięcie Alana. - Zostawię was samych. Do zoba...

- Nie! - szybko odwróciłam się w jego stronę. - To znacz.. ee. Trochę boje się być sama.. no wiesz. Ten ktoś wciąż może być w okolicy.

- Po prostu powiedz, że chcesz spędzić ze mną czas - uśmiechnął się łobuzersko.

- Nie schlebiaj sobie - wystawiłam do niego język i wstałam z trawy. - Chodźmy coś zjeść - powiedziałam do chłopaków i całą trójką udaliśmy się do kuchni.

Szłam przodem, aż w końcu doszłam do blatu. Odwróciłam się i oparłam o niego, ze śmiechem patrząc na chłopaków. Alan siedział na krześle, obok którego usiadł Ozzy. Oboje patrzyli się na mnie wyczekującym wzrokiem.

- Więc co nam przygotujesz? - spytał Alan, a Ozzy szczeknął.

Posłałam mu rozbawione spojrzenie i wzięłam z blatu ulotkę pizzerii, po czym rzuciłam ją na stół obok niego, siadając na przeciwko i bacznie go obserwując. 

- Do koloru do wyboru - powiedziałam.

- Współczuje twojemu przyszłemu mężowi - powiedział ze śmiechem.

- Wynagradzałabym brak obiadu czymś o wiele smaczniejszym - powiedziałam najbardziej seksownym głosem, na jaki było mnie stać.

Widziałam błysk w oczach Alana i byłam zadowolona, że wziął moje słowa na poważnie. Nie wiedziałam do końca czemu to powiedziałam, ale podobało mi się jak na to zareagował. Pewnym siebie krokiem podeszłam do szafki wyjmując z niej karmę dla Ozziego i nasypałam mu ją do miski, klękając obok Alana, który udawał, że czytał ulotkę. Udałam, że tracę równowagę i położyłam mu na udzie dłoń. Była blisko jego krocza, dlatego aby zdenerwować go jeszcze bardziej, lekko ją zacisnęłam. Słyszałam jak zaczyna nerwowo oddychać. Z uśmiechem wstałam i odwróciłam się, aby odejść, jednak on mi na to nie pozwolił. Poczułam na swoich biodrach jego dłonie, które zacisnęły się na nich dosyć mocno. Po chwili odwrócił mnie do siebie przodem i mocno popchnął do tyłu. Podszedł bliżej, tym samym dociskając mnie do blatu. Niespodziewanie wpił się w moje usta. Całował mnie brutalnie i mocno tak, jakby czekał na to bardzo długi czas. Po chwili objął mnie rękoma i usadził na blacie, nawet na chwilę nie odrywając się od moich ust. Położyłam swoje dłonie na jego torsie podczas kiedy jego badały całe moje ciało, sprawiając mi tym samym podwójną przyjemność. 

- To też był tylko zwykły pocałunek? - szepnął zdyszany, kiedy oderwał się od moich ust.

- Żaden nie był zwykły... - mruknęłam a on niespodziewanie zassał skórę na mojej szyi.

Oznaczał mnie, robiąc mi malinkę. O dziwo bardzo spodobał mi się ten pomysł. Pragnęłam być jego i tylko jego i nie chciałam, aby kiedykolwiek przestawał. 

Zakochałam się w Alanie.

Znowu.

***

Hej wszystkim!

 Czytałam wiele takich opowiadań i prawie w każdym występowały różnorakie sceny erotyczne. Wątek miłosny w tym opowiadaniu jak do tej pory był rozwijany dosyć powoli, dlatego postanowiłam go nieco przyspieszyć... stąd moje pytanie do was. Czy chcecie, żebym opisywała sceny 18+, jeżeli takowe nastąpią czy wolicie, żebym zostawiła je w spokoju? Mi jest to naprawdę obojętne, dlatego bardzo liczę na wasze zdanie! Buziaki ♥♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top