Rozdział 15
Na początku udawało mi się wykręcać z tego, dlaczego Lucasa aż tak długo nie było. Jednak Lily nie była aż tak głupia, aby zauważyć, że coś nie gra. Starałam się nie pokazywać jak bardzo się martwiłam, ale to trudne, bo bałam się cholernie. Lucasa nie było od prawie dwóch godzin, przez co w mojej głowie zaczynały rodzić się najczarniejsze scenariusze.
- Zadzwonisz do Lucasa? - spytała Lily po raz kolejny.
- Już dzwoniłam. Na pewno zostawił telefon w samochodzie i zaraz oddzwoni - uspokoiłam ją, jednak ona nie chciała tego słuchać.
- Spróbuj - odrzekła, przesuwając swój pionek o kilka pól.
- N-no dobrze - mruknęłam, wstając z ziemi.
Wybrałam numer chłopaka i przyłożyłam telefon do ucha, mocno go ściskając. Modliłam się, aby odebrał. Chciałam wiedzieć, że nic mu nie jest, aby uspokoić Lily, a przy okazji samą siebie. Po czterech sygnałach westchnęłam, gotowa zakończyć połączenie, jednak kiedy miałam zamiar to zrobić, po drugiej stronie odezwał się jego głos.
- Halo? - wydawał się być czymś zmęczony.
- Lucas! - prawie krzyknęłam. - Gdzie ty jesteś? Martwimy się - powiedziałam.
- Obie? - spytał. Dałabym sobie rękę uciąć, że na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek.
- Nie ma cię od dwóch godzin - szepnęłam do słuchawki. - Nie odbierałeś...
- Hej, spokojnie - uciszył mnie. - Nic mi nie jest, zaraz będę w domu.
- Dobrze - przełknęłam ślinę.
- Nie sądziłem, że aż tak ci na mnie zależy - zaśmiał się.
- Och, wal się - udawałam obrażoną, jednak na mojej twarzy pojawił się uśmiech ulgi, że nic mu nie jest.
- A teraz wybacz, księżniczko, ale muszę się rozłączyć. Nie wiem czy wiesz, ale nie powinno rozmawiać się przez telefon jadąc samochodem.
- Tak, oczywiście. Jedź ostrożnie - powiedziałam i rozłączyłam się.
Wróciłam do salonu ze świetną wiadomością do lekko smutnej Lily, bawiącej się kostką. Usiadłam na przeciwko niej, a jej duże oczy od razu spotkały się z moimi.
- Wraca do domu - powiedziałam jej, a ona szeroko się uśmiechnęła.
- A gdzie jest? - spytała.
- W samochodzie, niedługo powinien być - posłałam jej troskliwe spojrzenie.
- Wiesz co - zaczęła nagle, siadając obok mnie. - Jesteś najfajniejszą dziewczyną, jaką Lucas przyprowadzał do domu. Inne są dla mnie wredne i nie chcą się ze mną bawić - powiedziała, a moje oczy lekko się rozszerzyły.
- A dużo ich poznałaś? - zabrałam głos.
- Tylko kilka, bo zazwyczaj Lucas nie pozwala mi z nimi rozmawiać.
Zaczęłam zastanawiać się ile dziewczyn musiało przewinąć się przez tą kanapę przede mną? Wydawało mi się, że nie czułam do Lucasa nic niezwykłego, dlatego więc, aż tak bardzo mnie to zabolało? Dlaczego przejmowałam się tym, że byłam jedną z wielu?
- Już jest! - krzyknęła Lily, słysząc ryk silnika za oknem.
Dziewczynka podbiegła do drzwi, czekając, aż wejdzie przez nie Lucas. Podeszłam do progu drzwi i lekko się o nie oparłam, obserwując całą sytuację z odległości. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich zauważyłyśmy zakapturzonego Lucasa.
- Lucas - pisnęła Lily i przytuliła brata. - Kupiłeś dla mnie mojego ulubionego batona? - spytała, a ja w tym samym czasie przypomniałam sobie, że powiedziałam jej, że Lucas jest w sklepie.
- Kupiłem - odpowiedział, lekko zachrypniętym głosem. - Ale dostaniesz go dopiero wtedy, kiedy sprzątniesz swój pokój - powiedział stanowczo.
- Nie - dziewczynka tupnęła nogą.
- Już, Lily - nakazał.
Widać było, że młodej nie spodobał się ten pomysł, mimo to z naburmuszoną miną powędrowała na górę, do swojego pokoju. Kiedy znikła za zakrętem, szybkim krokiem podeszłam do Lucasa i mocno się do niego przytuliłam.
- Nie strasz mnie tak więcej - szepnęłam w jego bluzę.
Nie odpowiedział nic. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w oczy, które były ledwo widoczne przez za duży kaptur. Po chwili postanowił go zdjąć, ukazując coś, co najwidoczniej chciał nim zakryć.
- Co ci się stało? - prawie krzyknęłam, widząc jego podbite oko.
- To nic takiego - uspokoił mnie.
- Żartujesz? Kto ci to zrobił? - dotknęłam sinego miejsca, a on lekko drgnął.
- Nikt. To był przypadek.
- Wasze pieprzone ego - prychnęłam i zaczęłam iść w stronę kuchni.
- Gdzie idziesz? - spytał.
- Po lód.
Podeszłam do zamrażalki, wyjmując z niej kilka kostek lodu, które owinęłam w żółtą szmatkę. Wróciłam do Lucasa, który przeniósł się na kanapę do salonu i usiadłam obok niego, podając mu worek lodu, który przyłożył sobie do oka.
- Powiedz mi prawdę, Lucas.
-Rose... - westchnął, jednak ja nie chciałam tego słuchać.
- Proszę - usiadłam obok niego i ścisnęłam jego dłoń. Zdziwiony moim ruchem spojrzał na mnie, a ja lekko się skrzywiłam widząc jego oko.
- Alan był trochę zdenerwowany i przestał nad sobą panować... - zaczął.
- A-alan?
- Nie wiem co w niego wstąpiło, pierwszy raz go takiego widziałem - zaczął tłumaczyć.
- A o co chodziło ze zdaniem 'on go zabije' - spytałam, przypominając sobie jego słowa. Nie powinno mnie to obchodzić, a jednak zaczynałam się martwić.
- Jeżeli ci powiem, będę musiał cię zabić.
---------------------------------------------------------------------
Ziewnęłam mimowolnie, słuchając matematyczki, rozwiązującej na tablicy jakiś przykład. Spałam tylko trzy godziny ze względu na to, że do trzeciej nad ranem rozmyślałam o wszystkim, co do tej pory się zdarzyło. Doszłam do wniosku, że nie chciałam żyć ukrywając się przed Alanem, ale nie chciałam mu też wybaczyć. Potrzebowałam czasu i postanowiłam, że w tym tygodniu dam sobie z nim spokój. Chciałam dobrze bawić się na imprezie, nie myśląc o tej chorej sytuacji. Odetchnęłam z ulgą, słysząc dzwonek na przerwę. Wyszłam z sali niestety sama, ponieważ nie miałam matematyki z żadną z dziewczyn. Lucas jednak nie pozwolił mi na samotny spacer i od razu do mnie podbiegł.
- Rozmawiałeś o tym z Alanem? - spytałam, palcem wskazując sine miejsce.
Nie dowiedziałam się o niczym wczorajszego wieczoru. Nie wiedziałam co było powodem agresji Alana i miałam nadzieję, że nie zezłościło go to, że nasza rozmowa nie poszła po jego myśli, inaczej na pewno obwiniałabym się o to, co stało się Lucasowi. Udawał, że to nic takiego, jednak widziałam, że cierpiał. Nie tylko fizycznie. Bolał go fakt, że uderzył go jego najlepszy przyjaciel.
- Nie ma go w szkole - zaczął. - Jutro też raczej nie przyjdzie - westchnął.
-Nie zadręczaj się tak, Lucas - starałam się go pocieszyć. - Lepiej pomyśl o sobotniej imprezie - pomachałam brwiami.
- No tak, impreza - zaśmiał się słabo. - Niestety będę tam tylko do dwudziestej drugiej trzydzieści - podrapał się po głowie.
- Przecież to prawie sam początek.
- No tak, ale...
- Rose! Wszędzie cie szukamy! - dobiegł nas głos Mirandy zza moich pleców.
- Pogadamy kiedy indziej, bawcie się dobrze - odrzekł Lucas.
Chciałam coś powiedzieć, jednak chłopak szybko odszedł w inną stronę.
====================================
- Opowiesz nam w końcu, jak było na próbie z Alanem? - spytała Miranda po raz kolejny.
Reszta dziewczyn nadstawiła uszu w nadziei, że może tym razem coś powiem. Ja tylko zamieszałam łyżeczką w filiżance herbaty, która ciągle była pełna, pomimo, że już dawno ostygła.
- Martwimy się, Rose - wtrąciła się Miranda.
- Przeprosił mnie - powiedziałam nagle, zadziwiając samą siebie.
Dziewczyny nie wydawały się być tym zaskoczone. Lekko się uśmiechały. Niestety, moim zdaniem to wcale nie był powód do radości. Czułam się okropnie bezradna, a fakt, że Alan wplątał się w jakieś kłopoty zaraz po rozmowie ze mną, wcale mi nie pomagał. Jednak nie mogłam tego powiedzieć dziewczynom, bo przecież to były tylko domysły. Nie wiedziałam przecież dokładnie co się stało tamtego wieczoru. No i prawdopodobnie się nie dowiem. Lucas od wczoraj unikał mnie jak ognia, jakby wiedział, że właśnie o tym chce z nim porozmawiać. Miałam nadzieję, że na jutrzejszej imprezie uda mi się coś z niego wyciągnąć. Cholernie się o niego martwiłam.
- Wybaczyłaś mu? - spytała Hannah, zagryzając ciasteczko.
- Oczywiście, że nie - powiedziałam oburzona, tak, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Och - powiedziała Tina. Nie wyglądała na usatysfakcjonowaną tym, co powiedziałam.
- I bardzo dobrze - poparła mnie Zoe, wymachując łyżeczką.
- Zoe - uciszyła ją Miranda.
- No co - brunetka tylko wzruszyła ramionami.
- Dziewczyny - szepnęłam. - Nie chce o tym rozmawiać, jasne? Jutro jest super impreza i mam zamiar świetnie się na niej bawić, ale do tego jesteście mi potrzebne również wy - przejechałam po nich wzrokiem. - Zamykamy wszystkie tematy związane z jakimikolwiek chłopakami, jasne? - spytałam, a one przytaknęły głowami.
Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. Jutro miałam zamiar dowiedzieć się wszystkiego, od A do Z. Jednak one nie musiały o tym wiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top