Rozdział 10



- Rose! - krzyczała za mną Miranda. - Dziewczyno, co jest - złapała mnie za rękę i odwróciła w swoją stronę. Kiedy zobaczyła moją minę, od razu zamknęła mnie w uścisku.

- Nie dam rady. Wszystko wraca, kiedy tylko na niego spojrzę - szepnęłam jej w bluzę. - A co jeżeli znowu będzie chciał się mną zabawić? Jeżeli jeszcze coś do niego czuje i skończy się tak samo?

Złapała mnie za ramiona i odsunęła na taką odległość, aby mogła mi spojrzeć w oczy. Położyła swoje dłonie na moje zaczerwienione policzki i uśmiechnęła się ciepło.

- Wtedy już nigdy nie zdoła usiąść na krześle.

- Głupia jesteś - zaśmiałam się lekko.

- Rose. Nie daj mu się, jesteś silna - powiedziała.

- Kocham cię - ponownie się w nią wtuliłam.

- A ja ciebie - odpowiedziała.

- A co to ma być? - usłyszałyśmy obok głos Zoe, która była z resztą dziewczyn. Jako, że lekcje się skończyły wszystkie szłyśmy w jedną stronę. - Rose, co jest? - spytała, kiedy mnie zobaczyła.

- Dostałam rolę Julii w sztuce Romeo i Julia - powiedziałam.

- Co w tym złego? - wtrąciła się zdziwiona Tina.

- Romeem został Alan - odrzekła za mnie Miranda.

- O kurwa - wydukała Zoe z otwartą buzią.

- Pytałaś czy nie możesz się z kimś zamienić? - dodała Hannah, jednak Zoe szybko jej przerwała.

- O nie nie kochana - pomachała palcem. - Żadnego zamieniania. Masz mu wbić do tej pustej główki, kto tutaj rządzi, jasne? On już nie ma na ciebie wpływu. Pokaż, że jedyne nad czym ma kontrole to szczotka, którą może ci czyścić buty! - uśmiechnęła się szeroko, a ja się zaśmiałam. Szczerze.

- Co ja bym bez was zrobiła? - spytałam z uśmiechem.

- Też się nad tym zastanawiam - odpowiedziała Zoe i objęła mnie ramieniem, prowadząc do wyjścia ze szkoły.

-------------------------------------------------------------

- Czemu uparłeś się akurat na ten park? - spytałam ze śmiechem.

- Bo w innych nie ma tego, co chciałbym ci pokazać - odparł Lucas, wyraźnie zadowolonym głosem.

- Coraz bardziej się niecierpliwie - zachichotałam.

- Jesteśmy na miejscu! - powiedział, kiedy ustaliśmy przed ogromnym skate parkiem.

Rampa w ziemi z mnóstwem różnych przeszkód, górek i wybrzuszeń. Jeździło tam całkiem sporo osób, około piętnastu. Za to naokoło tłoczyły się głównie dziewczyny, obserwujące jazdę chłopców.

- Jeździsz? - spytałam zdziwiona.

- Lucas! - krzyknął jeden z chłopaków, kiedy nas zauważył.

Zszedł z deski i wszedł na górę, aby się z nami przywitać. Wysoki, umięśniony, czarny chłopak ze śnieżnobiałym uśmiechem. Na oko w naszym wieku. Wyraźnie ucieszył się z obecności Lucasa.

- Witam śliczną panią, jestem Frank - ukłonił się przede mną i ucałował dłoń, którą mu podałam.

- Rosalie, ale wszyscy mówią mi Rose - odwzajemniłam uśmiech.

- Miało cię dzisiaj nie być - zwrócił się do Lucasa.

- Obiecałem pewnej osobie, że pozna mnie bliżej - powiedział do chłopaka i uśmiechnął się w moją stronę. - Mogę? - spojrzał na deskę chłopaka, a ten bez zastanowienia mu ją dał.

Lucas uśmiechnął się i położył deskorolkę na krawędzi rampy. Podeszłam bliżej, stając niedaleko grupki dziewczyn, aby widzieć wszystko jak najlepiej. Chłopak spojrzał w moją stronę i puścił mi oczko, po czym zjechał w dół. Mocno się rozpędził. Serce mi prawie wyskoczyło, kiedy zaczął pokazywać triki, które umie. Skakał, kręcił się i robił różne, dziwne rzeczy, które do tej pory widziałam tylko w telewizji. Bałam się, że się przewróci i coś sobie złamie, jednak po chwili strach zniknął. Nie mogło być inaczej, kiedy patrzyłam na szczęśliwego Lucasa. Wyglądał, jakby został do tego stworzony. Latał jak ptak i z daleka widać było, że to jego pasja. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Co chwilę spoglądał w moją stronę, aby sprawdzić, jak reaguje. Ja wtedy uśmiechałam się szeroko i klaskałam.

- O. To ty - usłyszałam za sobą dziewczęcy głos. Odwróciłam się w stronę jego źródła, którym okazała się być dziewczyna. Wydawało mi się, że skądś ją kojarzę. - Co? Nie pamiętasz mnie? - prychnęła.

Ze wszystkich sił starałam się przypomnieć, skąd znam jej twarz. Nie kojarzyłam jej ze szkoły, a po za nią nie miałam raczej wielu znajomych, dlatego dziwiłam się dlaczego jest mi aż tak bardzo znajoma.

- Byłam w domu u Lucasa, kiedy przyprowadziłaś jego siostrę - oświeciła mnie.

- Rzeczywiście - lekko uderzyłam się w głowę. - Jak mogłam zapomnieć dziewczynę, której chłopak podrywa inne za plecami. Musiałaś słabo się popisać.

Wyraźnie zdenerwowało ją to, co powiedziałam. Ja natomiast zdziwiłam się tym, co wyszło z moich ust. Nie chciałam jej tego powiedzieć, to po prostu ze mnie wypadło. Nawet nad tym nie myślałam. Strona dobrej i uprzejmej Rosalie, totalnie się załamała, krzycząc na siebie samą. Zaś ta druga strona, mniej przeze mnie odkryta poczuła pewność siebie i satysfakcje z wąskiej linii ust dziewczyny. Podobało mi się, że ją zdenerwowałam. Nie znałam jej, jednak od samego początku wiedziałam, że nigdy się nie zaprzyjaźnimy. Tak po prostu.

- Uwierz, że Lucas bawił się nie-zie-msko - uśmiechnęła się dumnie.

- Wybacz, ale nie chce mi się o tym słuchać - prychnęłam i odwróciłam się, jednak dziewczyna szybkim ruchem złapała mnie za łokieć i z impetem odwróciła twarzą do siebie.

- Słuchaj no, mała szmato - syknęła, a ja próbowałam wyrwać się z jej uścisku.

Jej tipsy wbijały mi się w skórę, przez co coraz bardziej miałam ochotę po prostu uderzyć ją z liścia i jak najszybciej stąd odejść. Jednak ja nie byłam przyzwyczajona do takich sytuacji i nigdy w życiu nie odważyłabym się kogoś skrzywdzić.

- Puść mnie - szarpnęłam się, jednak dziewczyna nie odpuszczała.

- Najpierw mnie posłuchaj - zaśmiała się. -Nigdy więcej nie odwracaj się do mnie plecami, bo inaczej spotka cie to.

Jej druga dłoń uniosła się w górę, zasłaniając słońce której do tej pory świeciło mi na twarz. Zamknęłam oczy już nie ze względu promieni, a tego, że dziewczyna miała zamiar mnie uderzyć. Chciałam, aby zrobiła to szybko, żebym miała to za sobą. Jednak ból na który czekałam nie nadchodził. Powoli otworzyłam oczy i zauważyłam, że uniesiony nadgarstek dziewczyny, obejmuje duża dłoń.

- Puść ją, Jane.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy usłyszałam głos Lucasa. Dziewczyna puściła mój nadgarstek, który zaczęłam rozmasowywać. Lucas zrobił to samo z jej ręką.

- Ona? Serio? - prychnęła Jane. - Myślałam, że stać cie na więcej - oczywiście miała na myśli siebie.

- Już nie kręcą mnie łatwe laski, które przybiegają do mnie całe mokre po jednym esemesie. Sorry, Jane, ale twoje pięć minut właśnie się skończyło.

Lucas zostawił zdziwioną dziewczynę w tyle i podszedł do mnie, łapiąc mnie za podbródek tak, aby nakierować na siebie mój wzrok. Gdybym nie była tak przerażona, na pewno zaśmiałabym się teraz z wyrazu twarzy Jane.

- Powinienem się domyślić, że Jane będzie odwalała jakieś akcje. Przepraszam, Rose - szepnął, po czym objął mnie szerokimi ramionami.

Zatopiłam się w jego bluzie, obejmując go rękoma. Wciągnęłam jego perfumy, jednak te nie zadziałały na mnie jakoś specjalnie. Były zbyt zwykłe i przeciętne. Pomimo to trwałam z nim tak jeszcze przez kilkadziesiąt sekund. Czułam się bezpiecznie i nie chciałam wracać do rzeczywistości w której zazdrosne laski sprzedają mi liście, a najwięksi wrogowie zostają moim Romeem.

Następny rozdział będzie najprawdopodobniej jutro, ale przed tym mam do was małe pytanie. Czy pasuje wam długość rozdziałów? Staram się, aby każdy miał minimum 1000 słów, ale bez problemu mogłabym pisać je dłuższe lub krótsze. Wszystko zależy od Was, dlatego napiszcie w komentarzu co o tym sądzicie! Buziaki ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top