7

Perspektywa Thomasa:

Przejechałem palcami po włosach odgarniając je lekko w tył, a moja broda samoistnie uniosła się w górę. Byłem z siebie zadowolony, bo oczami wyobraźni widziałem już, jak dyrektor daje karę Dylan'owi. Mój plan jest bezbłędny i dokładnie przemyślany, więc to niemożliwe, aby coś poszło nie tak.

- Stary ten plan jest do dupy- mruknął Stiles

Od razu spojrzałem na chłopaka obok mnie. Szatyn tak samo jak ja, opierał się plecami o jedną ze ścian korytarza. Uniosłem jedną brew posyłając mu zdziwione spojrzenie, a ten głośno westchnął

- Czemu tak uważasz?- zapytałem zaplatając dłonie na piersi- przecież ten plan jest genialny

- Nie kumam go- pokręcił zrezygnowany głową, a ja znów spojrzałem w tłum uczniów- od wtorku mówimy tylko jakieś randomowe teksty przy dyrektorze jak obok nas przechodzi, ale nic się nie dzieje. Nie jesteśmy nawet pewni, że nas słyszy.

- I o to chodzi- odparłem zerkając na niego kątem oka. Stiles wydawał się zdezorientowany, jednak ja nie miałem zamiaru teraz tego tłumaczyć- Idzie- powiedziałem widząc Dylana na horyzoncie

Niczego nieświadomy chłopak, rozmawiał o czymś z Brettem i powoli zbliżał się w naszą stronę. Wydawał się teraz taki niewinny i bezbronny. Och...gdyby wiedział co go czeka.

- Nie podoba mi się drugi etap twojego planu- wyszeptał Stiles- może zrezygnujmy z tego?

Z ogromnym uśmiechem godnym szaleńca spojrzałem na Stiles'a, po czym odbiłem się od ściany. Chłopak nie był zadowolony, jednak w tym momencie nie przejmowałem się tym. Teraz liczył się tylko mój plan.

- Nauczmy tego dupka trochę pokory- odparłem, będąc pewny swojej decyzji

Nie czekając dłużej obróciłem się do niego plecami, po czym zostawiając za sobą zdezorientowanego szatyna, ruszyłem w stronę tłumu. Idealnie w kierunku Dylana, który rozmawiał o czymś z Brettem. Na korytarzu panowała gwar, jednak niedługo miało się to zmienić. Może i nie lubię być w centrum uwagi, jednak tym razem poświęcę się w imię wyższych wartości.

Powoli zbliżałem się do mojego celu, a na plecach czułem dreszcze, które zamiast mnie powstrzymywać, tylko mnie motywowały. Spojrzałem przed siebie na szatyna, a mój wzrok spoczął na jego twarzy, idealnie w tym samym momencie, w którym to on podniósł głowę. I nie wiem czy to przypadek, czy zwykłe szczęście, ale nasze spojrzenia się skrzyżowały, przez co zwrócenie na siebie jego uwagi stało się jeszcze prostsze.

Mój kącik ust automatycznie podniósł się w górę, co prawdopodobnie musiało go zdezorientować. Tylko 'prawdopodobnie' bo z jego miny nie mogłem wyczytać niczego.

Czas wprowadzić swój plan w życie

Dzieliło nas zaledwie dwa metry, jednak z każdym kolejnym krokiem wydawało mi się, że czas zwalnia. Nie przerwaliśmy swojego kontaktu wzrokowego, aż do momentu gdy znaleźliśmy się ramię w ramię. Wtedy dopiero byłem w stanie spuścić wzrok i powiedzieć słowo, które podziałało na niego, jak płachta na byka

- Alkoholik- wyszeptałem na tyle głośno, aby usłyszał

Czy to jedno słowo może spowodować lawinę? Oczywiście, że tak.

Nie mając pojęcia jak zareagował na to Dylan, ruszyłem dalej. I przysięgam! Nienawidzi mnie wiele ludzi, jednak jeszcze nikt, nie wypalał mi takiej dziury w plecach jak ten szatyn. Dowodem na to, że patrzy się w moją stronę, były zaciekawione spojrzenia innych pokierowane w moją stronę.

Połknął haczyk

- Powtórz to- powiedział, nie szczędząc sobie jadu w głosie

Od razu zatrzymałem się w miejscu, po czym przybierając na twarzy zdziwioną minę, obróciłem się w jego stronę. Dylan wydawał się zły. Och nie, on jest cholernie wkurwiony.

- Ale o co ci chodzi?- zapytałem wymuszając na twarzy uśmiech. Dylan parsknął pod nosem, po czym kręcąc głową spojrzał gdzieś w bok

I w tym momencie, rozmowy na korytarzu znów ucichły. Dylan znów spojrzał na mnie, a jego piwne tęczówki zjechały moje ciało

- W tak młodym wieku masz alzheimera, czy po prostu grasz głupka?- zapytał robiąc krok w moją stronę i zapewne zbliżył by się jeszcze o parę kroków, gdyby nie Brett, który chwycił go za ramię. Wyglądał groźnie, jednak ja nie zamierzałem się bać

- Zazdrościsz, że ja mogę pograć głupka, a tym masz obciach w pełnym zakresie?- zapytałem z tym samym miłym uśmiechem

- Jaki ty oryginalny. Rzucamy tekstami Osła ze Shreka?- odparł, a jego kącik ust uniósł się lekko w górę- w sumie, ta rola do ciebie idealnie pasuje. Jeśli będziesz startować na rolę to wiedz, że masz moje poparcie

No oczywiście...on ze mną pogrywa, bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli zacznie kolejną bójkę, to dyrektor się wścieknie. No ale cóż... trafił na bardzo upartego przeciwnika

- Obawiam się, że ta rola odgórnie jest zaklepana dla ciebie- przewróciłem ironicznie oczami, po czym znów na niego spojrzałem. Powoli zaczyna mnie to bawić- w końcu, jesteś tak samo lekkomyślny jak on

Dylan dobrze wiedział, że nawiązuje do jego upicia się, a dowodem na to były jego mięśnie, które lekko się spięły.

- Czyżbyś nie pamiętał ostatniej akcji?- zapytałem dobrze wiedząc iż pamięta- przypomnieć ci?

Dylan nic nie odpowiedział, a zamiast tego ruszył w moją stronę. Nawet Brett, który był od niego wyższy nie dał rady go utrzymać. Szatyn szybko zmniejszył dzielącą nas odległość, po czym chwytając mnie za bluzę, pchnął na szafki obok. Syknąłem, czując nieprzyjemny ból na plecach, co oczywiście nie ruszyło Dylana. No ale czemu niby miało ruszyć. To egoista. Uniosłem dłonie w obronnym geście, jednak ten kpiący uśmiech dalej malował się na mojej twarzy. Wiem, że bardzo go to irytuje, ale w końcu o to chodzi

- Stary, daj spokój- uspokajał go Brett, który głosem próbował się przebić przez okrzyki innych uczniów

Jednak Dylan nie przejął się prośbą przyjaciela. Z tym samym uśmiechem, spojrzałem w oczy szatyna, a przez moje ciało przeszły dziwne dreszcze. Może i mnie wkurzał, jednak jedno trzeba mu przyznać. Ma bardzo ładne oczy.

Thomas ogarnij się

Szybko strzeliłem sobie mentalnego liścia, aby choć trochę się opanować, a w tym samym momencie, poczułem jak mój telefon zawibrował. Dobrze wiem kto napisał. To Liam, który ciągnie tu dyrektora. No po prostu w idealnym momencie.

- Może popracuj trochę nad agresją- zakpiłem, a moje dłonie dalej były uniesione w górę. Musiałem wyglądać realistycznie

- Jesteś masochistą, że celowo mnie wkurzasz?- zapytał unosząc jedną brew. Widać, że chciał się uspokoić, jednak ani trochę mu to nie wychodziło

Na korytarzu zapanowała cisza, w której to każdy spoglądał w naszą stronę. Byliśmy w centrum uwagi, jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że i tak inni o nas zapomną jeszcze tego samego dnia. I może dla nich jest to niczego niewarta sprzeczka, jednak dla mnie ważny element planu.

Patrzyłem z zaciętą miną na Dylana, a po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. Byliśmy blisko...za blisko. Jak już mówiłem, szatyn ma ładne oczy, przez co kompletnie nie współgrają z jego paskudnym charakterem.

Ty nie jesteś lepszy

Zamknij się

- Co tu się dzieje?!- od razu oprzytomniałem słysząc znajomy głos

Cudem opanowałem swój uśmiech, który cisnął mi się na usta, po czym wraz z Dylanem spojrzałem w moje lewo. Tłum uczniów zaczął się rozchodzić, a już po chwili przed oczami stanął mi nasz dyrektor. Mężczyzna w pierwszej chwili spojrzał na Dylana, a później mnie. Znów wrócił wzrokiem do Dylana, a jego mimika twarzy zmieniła się z zaskoczonej na rozczarowaną

- Co to ma znaczyć?- zapytał lekko podniesionym tonem

I właśnie w tym momencie Dylan puścił moją bluzę, a ja w końcu mogłem opuścić swoje dłonie. Spojrzałem na piwnookiego, a widząc dezorientacją na jego twarzy, poczułem ogromną satysfakcję. To nie mogło się nie udać

- Dyrektorze to nie ja

- W tej chwili do mojego gabinetu- przerwał szatynowi

Dyrektor posłał Dylan'owi wrogie spojrzenie, po czym odsunął się lekko w bok, dając mu tym samym znak, aby ruszył przodem. Dylan zabrał głębszy wdech, po czym spojrzał w moją stronę. Moja mina była teraz nautralna, co było sporym wyzwaniem, ponieważ dusiłem w sobie cwany uśmiech. Chciałem mu pokazać jak bardzo cieszy mnie ta sytuacja.

- Jeszcze sobie pogadamy- warknął w moją stronę

- Dylan- upomniał go dyrektor- A wy rozejść się. To nie przedstawienie- rzucił do reszty uczniów.

Szatyn posłał mi ostatnie wrogie spojrzenie, po czym ruszył w stronę gabinetu dyrektora. Z ogromnym opanowaniem obserwowałem jego plecy okryte czarną bluzką i naprawdę... jeszcze nigdy nie byłem z siebie tak dumny...no prawie. Teraz zostaje tylko czekać na decyzję dyrektora

- Wszystko dobrze?- zapytał dyrektor podchodząc do mnie i kładąc mi dłoń na ramieniu- coś ci zrobił?

Czy życie zaczyna mnie kochać? No przecież to idealny moment, aby jeszcze bardziej nakierować dyrektora. Udając lekko speszonego i wystraszonego, spojrzałem na mężczyznę, po czym pociągnąłem nosem

- Właściwie to chyba nic, to tylko mała kłótnia o boisko. No wie pan, mamy w tym samym dniu zajęcia z kółka malarskiego co Dylan ma treningi z koszykówki i nie za bardzo potrafimy się dogadać co do podziału boiska. Najprościej rzecz ujmując, Dylan nie dzieli się boiskiem, ale to pokazuje jak bardzo kocha ten sport- wyjaśniłem, dając nacisk na słowo 'kocha'

Może wydawać się teraz, że zrobiłem największą głupotę w dziejach. Bo przecież najpierw wymyślam plan, który ma na celu zawieszenie Dylana, a teraz sam go usprawiedliwiam. Nic bardziej mylnego. To właśnie słowo 'kocha' gra tu główną rolę.

Mój plan składał się z trzech etapów. Najprostszy był ostatni, czyli ten, w którym Liam i Theo wołają dyrektora. Bardziej niepewny był etap drugi, gdzie musiałem sprowokować Dylana. Zawsze mógł mnie zignorować, jednak ku mojemu zadowoleniu połknął haczyk. I o ile późniejsze etapy, były w miarę do opanowania, tak pierwszy etap dalej stoi pod znakiem zapytania.

Co było pierwszym etapem? Tak jak powiedział Stiles. Pierwszym etapem było włamanie się do umysłu dyrektora. Skoro nas nie posłucha, to posłucha siebie. Przynajmniej on tak twierdzi, że to co powie, jest jego decyzją. Od wczoraj Liam, Theo i Stiles rzucali w obecności dyrektora tylko jeden tekst "odebrać to co kocha" . I nie ważne czy rozmyślał nad tym czy nie. Jego mózg już podświadomie przyswoił sobie to zdanie, a wypowiedzenie słowa "kocha" wywoła w jego umyśle pewnego rodzaju impuls.

I tak jak przewidywałem, plan zadziałał. Dyrektor niemal automatycznie zareagował na to słowo, a było to widać po jego barkach które spięły się lekko. Mężczyzna kiwnął głową prostując sie, a jego mina zmieniła się z przestraszonej na poważną

Plan działa!

- Dobrze- zaczął poprawiając swoją marynarkę- idź już pod klasę, a ja się nim zajmę

Nic nie odpowiedziałem, a zamiast tego kiwnąłem głową. Dyrektor ruszył w stronę swojego gabinetu, a gdy zniknął mi z pola widzenia, na moich ustach momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Kurwa! Jestem genialny!

- Wyglądasz jak szaleniec- powiedział Liam który nagle pojawił się obok mnie

Byłem tak zamyślony, że automatycznie wzdrygnąłem się. Spojrzałem na prawo a moim oczom ukazał się Liam Theo oraz Stiles.

- Nie strasz chłopie- odparłem kładąc dłoń, na klatce piersiowej, bo kompletnie się tego nie spodziewałem

- Jedyną osobą, która teraz straszy to ty i twój uśmiech- dogryzł mi- a więc co teraz? Twój genialny plan zadziałał?

Po jego słowach uśmiechnąłem się lekko, po czym spojrzałem w stronę gabinetu dyrektora. Czy się udał? Po reakcji dyrektora mogę stwierdzić, że pierwszy etap mojego planu zadziałał. Jednak jaki będzie efekt, to już tajemnica.

Po chwilowej ciszy znów spojrzałem na zdezorientowaną trójkę, po czym unosząc brodę posłałem im zwycięski uśmiech

- Niedługo się dowiemy. Jeśli się udało, to Dylan zapewne złapie mnie gdzieś w ciemnym zaułku i z zimną krwią zamorduje- wyjaśniłem, nie będąc ani trochę przerażony wizją mojej śmierci

Bo w końcu ktoś musi nauczyć go pokory

*******

- Możecie się pakować- powiedziała nauczycielka, a ja momentalnie zacząłem się pakować

Gdy już to zrobiłem, zarzuciłem swój plecak na ramię, po czym spojrzałem na Stiles'a który siedział za mną. Wydawał się być lekko zestresowany tą całą sytuacją. Chłopak musiał to wyczuć, że na niego patrze ponieważ momentalnie skrzyżował ze mną spojrzenia. Uśmiechnąłem się do niego, po czym poprawiając plecak obróciłem się w jego stronę

- Co ty taki spięty?- zapytałem

- Ja?- odparł jeszcze bardziej się spinając, po czym zaśmiał się sztucznie- wydaje ci się

- Yhym....tak jasne- mruknąłem, po czym klęknąłem go w ramię- rozchmurz się. Dziś mamy zajęcia z kółka malarskiego. I to na całej połowie boiska

- Myślisz, że plan się udał?- zapytał Liam, który wraz z Theo stanęli obok nas

Spojrzałem na niego, a na mojej twarzy momentalnie zagościł uśmiech gdy tylko przypomniałem sobie o moim genialnym planie. Kiwnąłem mu pewnie głową, jednak blondyn nadal w to nie wierzył.

- Zaraz się przekonamy- dodałem, po czym bez chwili namysłu ruszyłem w stronę drzwi.

Reszta podążyła w moje ślady, a za sobą słyszałem tylko głośne westchnienie Liama. Całą czwórką opuściliśmy klasę, a na korytarzu jak zawsze panował gwar. Od razu zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu pewnego szatyna o piwnych oczach. Muszę wiedzieć co powiedział mu dyrektor

- Ja zaraz przyjdę- powiedziałem obracając się w stronę reszty- idę odłożyć książki

- Dobra, my będziemy czekać pod klasą- odparł mi Liam

- Spoko, zaraz będę- zapewniłem, po czym momentalnie zmieniłem kierunek

Zacząłem przeciskać się przez tłum, a moja głowa co chwilę obracała się to w prawo, to w lewo. Tak, szukałem mojego wkurwiającego szatyna

Moment, jak ja go nazwałem?

Ach. Jebać

- Jest i nasz nieustraszony Tommy!- krzyknął ktoś obok, a już po chwili poczułem czyjąś dłoń na ramieniu

Nim się zorientowałem, ktoś pociągnął mnie w swoją stronę, po czym przerzucił rękę przez moje ramię. Zdezorientowany spojrzałem w górę na mojego napastnika, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech widząc Mike. Kiwnąłem głową w górę aby się przywitać, po czym spojrzałem w przód na resztę. W tym małym gronie stało jeszcze paru innych chłopaków, których widziałem na meczu, jednak tylko jednego kojarzę. Luke. Kiwnąłem im głową, a każdy w swoim tempie odpowiedział mi tym samym

- Gdzie nasza gwiazda szkoły się wybiera- kontynuował Mike.

Momentalnie zmarszczyłem brwi, po czym znów spojrzałem na wyższego posyłając mu pytające spojrzenie. Przepraszam, ale jak on mnie nazwał?

- Gwiazdą?- zapytałem zdezorientowany i nie wiedzieć czemu wywołało to lekkie rozbawienie innych

- Oj młody młody- powiedział Mike przez lekki śmiech- po prostu zrobiłeś się bardzo sławny w naszej szkole, przez tą wybuchowość i niewyparzony jezyk - wyjaśnił wzruszając ramionami

I właśnie wtedy mnie oświeciło. Wiedziałem, że moja kłótnia z Dylanem wywoła małe zamieszanie, jednak nigdy nie spodziewałem się, że ludzie będą o tym gadać. Mam nadzieję, że za chwilę zapomną.

- Nie sądziłem, że zwrócę na siebie, aż taką uwagę- odparłem, nie ukrywając zdziwienia

Mike znów zaśmiał się pod nosem, po czym poprawił dłoń na moim ramieniu przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.

- To mała szkoła i bardzo nudna. Tutaj takie akcje nie zdarzają sie często, a jak już są, to inni żyją tym przez tydzień

Momentalnie spojrzałem z przerażeniem w oczach na Mike, a gdy ten zobaczył moją dezorientacje wybuchł głośnym rechotem. W ślad za nim poszła reszta, a ja nie wiedząc co zrobić przełknąłem głośno ślinę.

- Tydzień? Będą o mnie gadać aż tydzień?

- Nawet na to nie licz- rzucił rozbawiony Luke- o tobie będą gadać co najmniej miesiąc

- Pod warunkiem, że znów czegoś nie odjebiesz- wtrącił inny chłopak

O Chryste!

Już to widzę, jak się opanowuje. Przecież przy nim to będę potrzebować garnek melisy

- Spróbuję nie chcieć go zabić, za każdym razem gdy przebywa w mojej obecności- zapewniłem, choć sam w to nie wierzyłem- no nic, będę się zbierać, bo reszta na mnie czeka- dodałem, zdejmując sobie dłoń Mike

Rzuciłem do nic krótkie 'hej' a gdy ci odpowiedzieli mi tym samym ruszyłem w stronę swojej szafki. No i cóż, jak było można się spodziewać, Mike musiał czymś jeszcze dowalić

- Pozdrów mojego przyszłego męża i powiedz mu, że bita śmietana i truskawkami wciąż na niego czekają!- krzyknął, nawet nie przejmując się tym, że inni go słyszą

On jest niemożliwy. Chciałbym mieć tak wyrąbane w to co ludzie o mnie powiedzą. Obróciłem się w stronę Mike, po czym idąc tyłem krzyknąłem

- Przekaże, ale jeśli przyjdzie ci zabić, to już twój problem

Mike zaśmiał się na moje słowa, a ja ruszyłem w stronę szafki. I naprawdę, gdyby nie ta krótka rozmowa, nie uświadomił bym sobie jednej rzeczy. Ci uczniowie serio o mnie plotkują.

Skąd to wiem? Widzę jak patrzą się na mnie i słyszę, a raczej nie słyszę, rozmów gdy przechodzę obok nich. Dyskretnie zerknąłem na jedną grupkę uczniów pod ścianą, a gdy zobaczyłem, że patrzą się w moją stronę, moje ciało spięło się lekko.

Żałuję. Teraz naprawdę żałuję tego, że sprowokowałem Dylana. I nie chodzi tu o sam fakt, że się patrzą. Chodzi tu o to, że teraz wracają do mnie wspomnienia. Wspomnienia ze starej szkoły i tego co tam zrobiłem. Co ON zrobił mi. Uczniowie w tamtej szkole też się tak na mnie patrzyli. Nie...oni mieli w swoich oczach więcej pogard, jednak mimo wszystko wspomnienia wracają.

A miałem odciąć się od przeszłości

Czy tak, aby na pewno się da?

Momentalnie zacisnąłem usta w wąską linię, po czym w o wiele gorszym humorze skręciłem w stronę schodów, obok których znajdowały się szafki. Jeśli to dalej będzie się tak ciągnąć to przysięgam, że sam zmienię szkole...albo załatwię sobie lekcje indywidualne.

Spojrzałem w górę, a mój wzrok padł na szafkę obok mojej z numerem 178. Przez ten czas co mam kluczyk nie spotkałem jeszcze sąsiada mojej szafki, jednak teraz wiem, że najchętniej nie spotykał bym go wcale. Świat jednak mnie nienawidzi, bo jak inaczej wyjaśnić to, iż sąsiadem mojej szafki, jest nie kto inny jak Dylan Egoista O'Brien. No kurwa!

Spokojnie Thomas. Zostaw książki i spierdalaj

Zagryzłem dolną wargę, po czym ignorując to dziwne kłucie w klatce piersiowej, ruszyłem w stronę swojej szafki. Stanąłem przed nią, po czym jak gdyby nigdy nic otworzyłem ją. Dylan w pierwszej chwili nie zorientował się, że ktoś obok niego stoi, więc ja z nadzieją, że mnie nie zobaczy, zacząłem nerwowo wyciągać książki z plecaka. Niestety tak jak mówiłem- świat mnie nienawidzi

Dylan z opóźnionym refleksem spojrzał w moją stronę, a ja chcąc go ignorować skupiłem się na swojej szafce. Czułem na sobie jego wrogie spojrzenie, jednak nie odwróciłem się

I szczerze? Mogłem sobie pójść i włożyć te książki potem, jednak nie wiedzieć czemu nagle zebrało mi się na żarty

- Jak tam na dywaniku u dyrektora? Wygodnie?- rzuciłem z lekkim uśmiechem

I to wystarczyło. Dylan z hukiem zamknął swoją szafkę, po czym obrócił się w moją stronę. Chciałem się odezwać, aby szanował rzeczy należące do szkoły, jednak szatyn uniemożliwił mnie to. Dylan chwycił mnie za bluzę, po czym pociągnął w swoją stronę. Z lekkim szokiem, spojrzałem w jego piwne oczy, a po moim ciele przeszły dreszcze. Och, jest źle.

Staliśmy teraz blisko siebie, jednak i tak spokojnie mogłem obserwować jego twarz i to jak jest wkurzony

- Jesteś z siebie zadowolony?

- Z czego?- udałem głupka

- Z tego, że mnie zawiesili jako kapitana!- warknął wkurzony do granic możliwości

Parsknąłem kpiącym śmiechem, po czym przybliżyłem się jeszcze bardziej w jego stronę.

- Po pierwsze- zacząłem odchylając głowę lekko w bok- sam zacząłeś. Gdyby nie twój egoizm, to do niczego by nie doszło. Wystarczyło udostępnić nam połowę boiska, to nie! Ty musisz mieć wszystko, bo ty chcesz! Pomyśl czasem o innych, my też mamy swoje zainteresowania.- wykrzyczałem mu prosto w twarz i teraz naprawdę nie interesowało mnie, to jak blisko jesteśmy- a po drugie, to się pierdol. Trzeba było opanować swoją agresję

Po moich słowach pomiędzy nami zapanowała cisza, w której to toczyliśmy walkę na spojrzenia. Nie chciałem jej przegrać, więc z mocą wpatrywałem się w jego piwne tęczówki. I przysięgam, mimo iż wyrażają tyle gniewu i nienawiści, to wciąż są ładne. Nie pasują do niego.

Moje mięśnie spięły się automatycznie i nie wiedzieć czemu dopiero teraz do mnie dotarło, jak blisko siebie jesteśmy. Chryste! Ja jestem za blisko. Speszyłem się lekko i na moje nieszczęście spojrzałem na jego usta. Były wąskie, a zarazem pełne. Nie wiem czemu, ale po moim ciele przeszły dreszcze. Nie myśląc długo, znów spojrzałem w jego oczy, a to co tam ujrzałem, jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. Ona ma taki sam wyraz twarzy co i ja. On też zorientował się, że stoimy za blisko, jednak nie odepchnął mnie. Staliśmy w kompletnej ciszy, obserwując siebie nawzajem, a po moim ciele przeszły dreszcze, gdy zobaczyłem jak jego zęby zaciskają się, a szczęka uwydatnia

Thomas! Szybko ogarnij się

I nim zdążyłem coś zrobić, nagle kątem oka zobaczyłem jak ktoś staje obok nas. Obaj spojrzeliśmy w tamtą stronę, a naszym oczom ukazała się Olivia. Była kompletnie niewzruszona naszą postawą i tym jak blisko siebie jesteśmy

- Hej- rzuciła, patrząc na Dylana- mam sprawę

Szatyn od razu puścił moją bluzę, a na moje ciało wpłynęła dziwna fala zimna. Momentalnie strzeliłem sobie mentalnego liścia, po czym odchrzaknąłem. Spojrzałem na Olivie, po czym kiwnięciem głowy przywitałem się. Dziewczyna odpowiedziała tym samym, a ja od razu obróciłem się w stronę swojej szafki. Nie miałem zamiaru uczestniczyć w tej rozmowie

- Jaką?- zapytał dziwnie spokojnym tonem

- W sobotę organizuje imprezę i nie przyszłam cię pytać czy wpadniesz, tylko informuje, że weekend masz zajęty, więc niczego sobie nie rezerwuj, bo będziemy pić- rzuciła, jak gdyby nigdy nic, a ja poczułem lekkie rozbawienie, a zarazem smutek

Czemu? Ponieważ, nigdy nie miałem takich przyjaciół. A chciałem

- Ty też wpadniesz?- zapytała i nie wiedzieć czemu miałem wrażenie, że mówi to do mnie

Nie odwróciłem się. Dalej stałem przed swoją szafką, pakując do niej książki, bo wiedziałem, że to pytanie nie było skierowane do mnie. No i cóż, znów się pomyliłem

- Panie Thomasie który ma głodną karmę- rzuciła głośniej i tym razem to na pewno było kierowane do mnie. To tekst, który rzuciłem na wymówkę, kiedy wybiegałem z jej domu

Obróciłem się w jego stronę, po czym posłałem pytające spojrzenie.

- Tak? O co chodzi?

- Pytam czy przyjdziesz w sobotę na imprezę- rzuciła jak gdyby nigdy nic, a moje oczy lekko się rozszerzyły. Czy ona właśnie mnie zaprosiła na swoją imprezę- i tak mieszkasz naprzeciwko mnie, więc daleko nie masz

Tak, mieszkam naprzeciwko, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Nie chcę iść na imprezę gdzie będzie ten egoista, bo boje się, że utopię go w łyżeczce do kawy. On nie jest wystarczającym powodem, aby iść do więzienia.

Westchnąłem, po czym otworzyłem usta, aby grzecznie odmówić. Powiem, że mamy jakąś kolację rodzinną. I miałem to zrobić...miałem odmówić, jednak nagle to Dylan zabrał głos

- Thomas pewnie będzie zajęty malowaniem, więc nie przyjdzie- odpowiedział za mnie Dylan

Przepraszam kurwa, że co?

Dobra Thomas...spokojnie. Ten jeden raz przytaknij Dylan'owi i odejdź. Nie chcesz przecież znów się z nim szarpać. Prawda?

- Jasne! Chętnie przyjdę- odparłem niekontrolowanie

Co kurwa?

- To świetnie- powiedziała z lekkim uśmiechem, co było dla niej i tak wielkim wyzwaniem, ponieważ ta dziewczyna się nie uśmiechała

A mi nie usmiecha się iść na tą imprezę gdzie będzie ten dupek

Ale się zgodziłeś

- Zabierz ze sobą jeszcze Liama i Theo- powiedziała, po czym znów spojrzała na Dylana- a ty Stiles'a. Niech się chłopak trochę rozerwie, bo dziś chodził trochę spięty

Och, czyli ona też to zauważyła.

- To ja lecę, bo spóźnię się na lekcje- rzuciła, po czym spojrzała w moją stronę- tobie też radzę, bo znów mamy lekcje z muchą- dodała mając na myśli nauczycielkę od matmy

Dziewczyna ruszyła w stronę klasy, a my znów zostaliśmy sami. Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu odważyłem się na niego spojrzeć. Zjechałem wzrokiem na jego usta, a po moich plecach przeszły dreszcze, gdy przypomniałem sobie sytuację, przed przyjściem Olivi

Thomas opanuj się

Odchrzaknąłem, po czym spojrzałem w jego piwne oczy. Cholera. Nie pomogło

- Mam nadzieję, że jakimś cudem nie spotkam cię na tej imprezie- rzuciłem, przybierając na twarzy sztuczny uśmiech

- A ja mam nadzieję, że dostaniesz zatrucia alkoholowego- odparł z tym samym uśmiechem

Palant

*******

- To wszystko?- zapytałem gdy jedna z dziewczyn przyniosła do schowka ostatnią sztalugę

Tak. W końcu zajęcia z kółka malarskiego odbyły się normalnie. Tak jak przewidywałem, chłopaki nie mieli problemu z oddaniem nam połowy boiska za co byłem im ogromnie wdzięczny.

Niestety zajęcia minęły mi za szybko, a to z powodu Pana Derek'a, który mistrzowsko prowadził zajęcia. To prawdziwy pasjonat.

- Tak, to już wszystko- odparła wyrywając mnie z zamyślenia.

Kiwnąłem jej głową, po czym zamknąłem drzwi, włożyłem kluczyk do zamka, po czym przekręciłem go. Drzwi zamknęły się, jednak dla pewności nacisnąłem klamkę, aby być w stu procentach pewny, że drzwi są zamknięte. Zawsze tak robię. Gdy już to zrobiłem, obróciłem się w stronę korytarza, aby udać się do pana Derek'a oddać klucz, jednak dziewczyna, która odnosiła sztalugę dalej tu stał, przez co trochę się wystraszyłem.

Nie to, że była straszna. Przecież z tym małym wzrostem, bladą cerą, chudym ciałem i długimi blond włosami, wyglądała jak porcelanowa lalka

- Dziękuję- powiedziała nagle.

- Za co?- zapytałem będąc lekko zdezorientowany

- Za to, że się tu zjawiłeś. Jesteś pierwszą osobą, która potrafi mu się postawić- wyjaśniła, a w jej fiołkowych oczach dostrzegłem małe iskierki

I właśnie w tym momencie poczułem dziwne ciepło w klatce piersiowej. Bo to było miłe, a zarazem bardzo motywujące. Ten fakt, że swoim uporem wywołałam u kogoś uśmiech, jest bardzo satysfakcjonujący.

- Nie ma za co dziękować- odparłem wzruszając ramionami, a na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech

Dziewczyna przez chwilę patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem i może nie było by w tym nic złego, gdyby nie jeden mały szkopuł. Ona bawiła się nerwowo palcami, a to znaczy, że coś ją trapi. Może ma jakiś problem i nie wie do kogo się zwrócić

Miałem się już zapytać, czy chce porozmawiać i wyżalić się, jednak nagle dziewczyna zrobiła coś, czego bym się nigdy nie spodziewał. Ona pochyliła się w moją stronę, po czym złożyła na moim policzku małego całusa.

- Jeszcze raz dziękuje- rzuciła prostując się

Byłem tak zdezorientowany, że jedyne co mogłem zrobić to kiwnąć jej głową. Dziewczyna na ten gest zaśmiała się, po czym ruszyła w stronę wyjścia. Patrzyłem z kompletnym szoku, na jej oddalającą się sylwetkę, a gdy zniknęła mi z pola widzenia, potrząsnąłem głową.

Czy ona mnie właśnie pocałowała.

- Spokojnie, jutro jej przejdzie- powiedziałem sam do siebie

Nie chcąc się nad tym dłużej zastanawiać ruszyłem w głąb korytarza, aby oddać klucze Panu Derek'owi. Szkoła o tej godzinie wydawała się jeszcze bardziej upiorna i jedyne co ratowało mnie w tej sytuacji, to pomarańczowe światło padające, przez szkolne okna.

Gdy byłem już przed salą, w której czeka na mnie Pan Derek, usłyszałem lekki śmiech dochodzący przez otwarte drzwi sali. Nie musiałem się domyślać, do kogo należy ten śmiech, bo wszędzie bym go rozpoznał. I nie ważne, że ma brata bliźniaka. Oni są inni pod każdym względem. Nawet z wyglądu się troszkę różnią

I wierzcie mi lub nie, ale naprawdę ucieszyłem się słysząc ten melodyjny śmiech Stiles'a. Z lekkim uśmiechem na ustach podszedłem do drzwi, po czym zerknąłem do środka. Pan Derek i Stiles stali przed tablicą i o czym dyskutowali. Wydawali się bardzo pochłonięci rozmową i przysięgam. Gdybym ich nie znał, pomyślał bym, że to dobrzy znajomi.

- Cieszę się, że w końcu mogliśmy zająć się częścią praktyczną- powiedział Stiles. Chłopak obrócił się przodem do tablicy, po czym chwycił za jedną z kred

- Tak. Co prawda teoria też jest ważna, ale nie tak jak praktyka- powiedział nauczyciel

Stiles kiwnął mu głową, po czym spojrzał na mężczyznę. Widać było, że jesteś zadowolony, co było zapewne powodem praktycznych zajęć, jednak w jego ruchach dostrzegłem coś jeszcze. On był lekko zestresowany

Chłopak nagle spoważniał, po czym odkładając kredę, obrócił się przodem do mężczyzny. Było to trochę dziwne, jednak nie tak dziwne, jak to co Stiles powiedział później.

Szatyn zrobił krok w stronę mężczyzny, po czym chwycił za poły jego czarnej skórzanej kurtki. Było to na tyle dziwne, że nawet Pan Derek lekko się spiął

- Muszę panu coś powiedzieć- zaczął patrząc prosto w jego oczy- bardzo lubię Pana zajęcia. Lubię Pana słuchać, jednak to co mamy w tygodniu mi nie wystarcza. Może mnie Pan zaprosić do siebie...no wie Pan, na coś bardziej indywidualnego. Tylko my- niemal wyszeptał ostatnie słowa

Moje oczy momentalnie się rozszerzyły, a powietrze zatrzymało w płucach. Nie mogłem się ruszyć, a fala ciepła jaka wpłynęła na moje ciało, była nie do wytrzymania. Bo chyba nie muszę mówić, jak bardzo dwuznacznie to zdanie zabrzmiało. Chryste!

- Przepraszam, ale nie wiem czy znajdę czas- rzucił pan Derek dzięki czemu wyrwał mnie z zamyślenia.

Momentalnie zrobiłem krok w tył, a moja dłoń wylądowała na ścianie obok, aby przypadkiem się nie wywalił. Niestety nie przewidziałem jednego. O ścianę oparta była miotła, którą niechcący traciłem. Chciałem ją szybko złapać, jednak nie udało mi się. Miotła runęła na ziemią, a na korytarzu rozniósł się głośny huk

Świetnie! Ja i moje szczęście!

Momentalnie przybrałem na twarzy uśmiech, aby choć trochę ukryć dezorientację, po czym ruszyłem w stronę wejście.

- Głupia miotła- powiedziałem w stronę przedmiotu, a w tym samym momencie wszedłem do pomieszczenia

Spojrzałem przed siebie i ku mojemu zadowoleniu, Stiles stał już dalej od pana Derek'a. W powietrzu było można wyczuć tą dziwną atmosferę, jednak nie dałem tego po sobie poznać

- Przyniosłem klucz- wyjaśniłem unosząc metal w górę. Uśmiechnąłem się lekko, a pan Derek odpowiedział mi tym samym

- Dobrze- kiwnął głową, po czym wystawił dłoń w moją stronę. Szybko zmniejszyłem między nami odległość, po czym ułożyłem klucz na jego dłoni- wszystko pochowane?- dopytał

- Tak. Będę się już zbierać, bo mama na mnie czeka- skłamałem, bo tak naprawdę chciałem się stąd uciec- Miłego popołudnia.

Obaj kiwnęli mi głową, a ja nie czekając ani sekundy dłużej, obróciłem się w stronę wyjścia.

Ja pier do le

Co to było?! Czy ja dobrze zrozumiałem dwuznaczny tekst Stiles'a? Czy po prostu mój gejowski umysł płata mi figle.

Ale przecież Derek to nauczyciel. Stiles raczej nie odważył by się podrywać nauczyciela. Prawda?

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Sorry za błędy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top