6

Perspektywa Thomasa:

Od zawsze nie lubiłem poniedziałków, jednak ten jest jednym z najgorszych. Cały weekend chodziłem jak cień, nie jadłem, miałem problem z zaśnięciem, a jak tylko udało mi sie zmrużyłyć oko, to po chwili budziłem się zlany potem. A to wszystko przez moją ostatnią rozmowę z Lucas'em. Nienawidzę go za to co mi zrobił i za to jak bardzo mnie zniszczył. Gdy dowiedziałem się o awansie taty i przeprowadzce, to cieszyłem się jak głupi, bo wierzyłem w to, że w końcu uda mi się zostawić stare życie za sobą. Jednak świat za wszelką cenę chce mi udowodnić jak bardzo sie mylę.

Westchnąłem przeczesując włosy dłonią, po czym na powrót zacząłem chować książki do szafki. Niestety przez moje rozdrażnienie zapomniałem zrobić lekcji z matmy...i innych przedmiotów. Matematyczka rozdzielała dziś na dwuosobowe grupy, słaby i doby uczeń, a przez mój brak odrobionych lekcji zostałem przydzielony do lepszego ucznia. A ręcznej uczennicy. Olivia jest ze mną w parze i dziś po lekcjach mamy zrobić pare zadań. Naprawdę nie widzi mi się to, bo najzwyczajniej w świecie chciałbym wskoczyć do swojego łóżka i przespać się.

Ten dzień ratuje jedynie fakt iż mamy zajęcia z kółka malarskiego...no o ile Dylan znów nie wpadnie na genialny pomysł wygonienia nas

- Thomas to szmata- powiedział Liam naturalnym tonem

Od razu zmarszczyłem brwi na jego słowa, po czym obróciłem głowę w prawo, spoglądając na Liama. Chłopak był widocznie rozbawiony, tak samo jak Stiles, który stał po jego lewej i jedynie Theo zostawał niewzruszony.

Przepraszam czy ja się kurwa przesłyszałem?

- Ty- zaczął Stiles spoglądając na Liama- rzeczywiście działa

- Co?- zapytałem, nie rozumiejąc o co im chodzi. Liam przewrócił rozbawiony oczami, po czym włożył dłonie do kieszeni spodni

- Od paru minut stoimy tu i do ciebie mówimy, a ty dalej milczysz- wyjaśnił wzruszając ramionami

- Zawsze wyzywasz zamyślonych od szmat?- zapytałem unosząc kącik ust i ku mojemu zdziwieniu Liam kiwnął głową. Chłopak pochylił się lekko w moją stronę, a jego dłonie dalej pozostawały w kieszeniach spodni

- To zawsze działa- rzucił, po czym szybko wyprostował się. Przewróciłem na to oczami, po czym na powrót zacząłem wkładać książki do szafki- Co ci dziś jest?- zapytał, a moje mięśnie automatycznie spięły się.

Nie chcę o tym mówić i nie chodzi tu o fakt iż słabo ich znam. Ja po prostu nie lubię się żalić. Zawsze trzymam wszystko w sobie i choć wiem, że to błąd, to nie zamierzam tego zmieniać. To wydaje mi się prostsze.

- Nie rozumiem o co ci chodzi- odparłem, a mój ton stał się lekko oschły

Kurwa. On to na pewno wyczuł

Liam westchnął, po czym spojrzał na Stiles'a i Theo. Cała trójka zaczeła się telepatycznie porozumiewać, a gdy po parunastu długich sekundach wszystko dokładnie "przedyskutowali", spojrzeli na mnie z jawnym zmartwieniem

- Thomas- zaczął Liam z lekko smutnym uśmiechem- ja rozumiem, że nie znamy się za dobrze i możesz mieć opory przed powinienem nam czegokolwiek, ale to widać, że coś cię gryzie. Cały dzień chodzisz zamyślony, musimy wołać cię, ze sto razy zanim zorientujesz się, że ktoś do ciebie mówi, na lekcji jest to samo i nawet zauważyłem, że trudno ci było skupić się na zapisywaniu notatek. Nie oczekuje teraz tego, że nagle zaczniesz wszystko z siebie wyrzucać, ale jeśli będziesz tego potrzebować. to wal śmiała.- powiedział, po czym lekko poklepał mnie po ramieniu

Czyli było to po mnie widać.

Nic na to nie odpowiedziałem, a zamiast tego kiwnąłem głową. I szczerze? Naprawdę dziwnie czuję się w tej sytuacji, bo oprócz moich rodziców, jeszcze nikt inny nie zaoferował mi takiego wsparcia. To miłe z ich strony.

- Dziś mamy zajęcia z kółka malarskiego, prawda?- zapytałem zamykając szafkę. Jak na razie chciałem zmienić temat

Zarzuciłem plecak na ramię, po czym opierając się barkiem o szafkę, spojrzałem na całą trójkę  

- Tak!- wyrwał się Stiles, a na jego ustach uformował się szeroki uśmiech- jeszcze tylko 45 minut!

Lubię patrzeć na niego w takim stanie, bo pierwszy raz w życiu, spotykam kogoś z takim uwielbieniem do sztuki.

- Ty to masz jakiegoś jobla na punkcie tego kółka- zauważył Theo. Szatyn spojrzał na niego, po czym mrużąc oczy wystawił w jego stronę środkowy palec

Przy akompaniamencie śmiechu Liama, pokiwałem rozbawiony głową, po czym odbiłem się od szafki. Wyprostowałem się, a gdy włożyłem dłoń do kieszeni spodni, zadzwonił dzwonek informujący o rozpoczęciu ostatniej lekcji

- No nareszcie- wymamrotał Liam- jeszcze ostatnia lekcja, później zajęcia z kółka i w końcu do domu

- Nie zapomnij, że mamy jeszcze matmę do zrobienia- przypomniał mu Theo. Liam zerknął na swojego przyjaciela, po czym jęknął cierpiętniczo.

- Nienawidzę matmy- wymamrotał podnosząc głowę w górę

- Ja tam lubię matmę- rzuciłem jak gdyby nigdy nic. Liam zareagował od razu i już po niespełna sekundzie posłał mi zdziwione spojrzenie, jakby powiedział najgłupszą rzecz na świecie

- Jesteś dziwny- odparł z obrzydzeniem, czym bardziej mnie rozbawił niż obraził- A właśnie, bo zapomniałem się pytać- dodał spoglądając, to na mnie, to na Stiles'a- nasz pijak był na tyle ogarnięty, aby odebrać telefon, który mu przyniosłeś?

I wtedy zamarłem. Kompletnie nie wiedziałem co zrobić, ponieważ Liam nie wiedział, że moja prośba o adres Stiles'a, była tylko po to, aby odstawić schlaną dupę Dylana do domu. Jak to w ogóle brzmi! Ja pomagam Dylanowi. Temu samemu Dylanowi, z którym jeszcze parę dni temu się biłem. Oczywiście mogłem napisać mu prawdę, ale oczywiście wtedy nie myślałem logicznie.

Przełknąłem ślinę, po czym zacząłem improwizować. Wystawiłem głowę lekko w jego stronę, a z moich ust wydobyło się ciche pytające "hmm". Miałem nadzieję, że może stwierdzi, iż też byłem mocno wstawiony i po prostu machnie na to ręką.

Niestety znów się myliłem

Kątem oka spoglądałem na Stiles'a, który ze zmarszczonymi brwiami spoglądał, to na mnie, to na Liama. Najwyżej jak będzie pytać, to powiem, że przyniosłem mu ten telefon, ale pewnie był tak schlany, że nie pamiętam.

- No pisałeś do mnie z prośbą, o adres Stiles'a. Zapomniałeś oddać mu telefon, gdy wypadł z jego kieszeni- odparł niczym nie wzruszony Liam

Pomiędzy nami zapanowała cisza, w której to patrzyłem na Liama z szeroko otwartymi oczami. W tym momencie błagałem Boga, aby któryś z uczniów spieszących się do klasy, przypadkowo tracił mnie i obudził z tego koszmaru. Czy ja naprawdę wierzyłem, że to się nie wyda?

Thomas... weź odpowiedzialność za swoje czyny. Poza tym... najwyżej wezmą cie za głupka...i chłopaka z syndromem sztokholmskim. Od razu zabrałem większy wdech, po czym dla rozluźnienia włożyłem dłonie do kieszeni spodni

- Aaaaa, tak- rzuciłem udając głupka- A tak właściwie to muszę wam coś

- Ach tak, zapomniałem ci za to podziękować

Z szokiem spojrzałem na Stiles'a, który teraz uśmiechał się lekko w moją stronę. On był spokojny, jednak ja zaczął stresować się jeszcze bardziej. Teraz to już całkiem zgłupiałem. On wie...on na sto procent wie. On wiedział jak przyprowadziłem jego brata do domu

- No nic- dodał po czym spojrzał na resztę- chodźmy lepiej na lekcje, bo nie chce dostać dodatkowych zadań od tego zrzędy

- Racja- kiwnął głową blondyn- pamiętam jak ostatnio spóźniłem się pięć minut i kazał mi stać przy mapie pół lekcji, aż nie znajdę jakiegoś kraju. Do dziś pamiętam tylko, że leży w Europie środkowej.- rzucił, jakby było, to jego najgorsze wydarzenie w jego życiu

Liam wraz z Theo ruszyli przodem, a ja niepewnie spojrzałem na szatyna obok mnie. Stiles uśmiechnął się do mnie lekko, a ja głośno przełknąłem ślinę. Czułem się teraz naprawdę skrępowany, ale muszę się upewnić czy nas widział

- Czy Ty- zacząłem drapiąc się nerwowo po karku

- Dzięki, że go przyprowadziłeś- przerwał mi. Chłopak stanął przodem do mnie, po czym włożył dłonie do kieszeni spodni

- Widziałeś nas- bardziej stwierdziłem niż zapytałem. Stiles pokiwał głową, a na jego twarzy zagościł lekko czuły uśmiech- W którym momencie?- dopytałem

- Cóż- zaczął zaciskając szczękę, po czym spojrzał gdzieś w bok- gdy już w miarę się ogarnąłem, zachciało mi się pić, więc o mało nie zabijając się na schodach zszedłem na dół. Miałem już wracać do swojego pokoju, ale nagle usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu. Myślałem, że to tata, bo czasem zdarza mu sie wrócić po coś do domu. Przestraszyłem się, bo wiedziałem, że czuć ode mnie alkohol, a on jest, bardzo...rygorystyczny.

I w tym momencie jego uśmiech lekko spełzł z twarzy, jednak w tamtym momencie nie zwróciłem na to uwagi. To stało się tylko na ułamek sekundy, a już po chwili na jego ustach znów uformował się lekki uśmiech.

- Schowałem się od razu do szafy- zaśmiał się lekko na to wspomnienie- i nawet nie wiesz jaka ulga wpłynęła na moje ciało, gdy przez szpary, zobaczyłem waszą dwójkę. Było to trochę zabawne, bo w końcu wasza relacja jest jednoznaczna. Nie lubicie się. Ale to i tak miłe, że mu pomogłeś. Gdyby tata go tak zobaczył, byłoby nieciekawie. Jeszcze raz dziękuje.

- Nie musisz dziękować- powiedziałem drapiąc się nerwowo po karku- zrobiłem to, bo tak trzeba

A tak szczerze, to chętnie rzucił bym Dylana w krzaki przed jego domem.

Stiles uśmiechnął się czule, po czym kiwnął głową. Odpowiedziałem mu tym samym, a między nami nastała krótka cisza. Właśnie...cisza. Na korytarzu panowała cisza! TU KURWA NIKOGO NIE MA

- Stiles- zacząłem niepewnie rozglądając się

Znów spojrzałem na szatyna, a nasze twarze wyrażały to samo. On i ja byliśmy przerażeni

- Kur...- wyszeptał

I więcej nie trzeba było. Oboje jak w zegarku zerwaliśmy się z miejsca. Biegliśmy przez szeroki korytarz, a odgłos naszych butów odbijających się o płytki roznosił się po całym pomieszczeniu. Byłem w stu procentach pewny, że inni uczniowie w klasach to słyszą. O mało nie wywaliłem się przy drzwiach, gdy musiałem się zatrzymać. Stiles szybko otworzył drzwi, po czym weszliśmy do klasy. Wzrok wszystkich spoczął na nas, inni byli zdziwieni naszym wyglądam, bo sapaliśmy jak po maratonie. Jedynie Liam wydawał się rozbawiony tą sytuacją

- Pan Stiles i Pan Thomas- zaczął nauczyciel nie odrywając wzroku od kartek- Pod mape

Kur...

*******

- Stary nie rób tego- powiedział Liam lekko przestraszonym tonem

Od razu zacisnąłem palce na drewnianej nóżce sztalugi, po czym zmarszczyłem brwi. Spojrzałem na Liama, a widząc jego zrezygnowaną minę jeszcze bardziej się wkurzyłem

- Musze- odparłem- muszę coś z tym zrobić, bo ten debil nie rozumie- dodałem wskazując wolną rękę na boisko, na którym znajdowała się cała drużyna koszykarska.

- Ale on i tak nie zrozumie. Chyba już wiesz jaki jest- rzucił spokojnym tonem, aby mnie uspokoić, jednak nie udało mu sie

Znów spojrzałem na boisko, a mój wzrok spoczął na szatynie. Wykonywał właśnie podanie do Bretta. Wysoki chłopak przejął piłkę, po czym w kilku odbiciach znalazł się pod koszem. Podskoczył, po czym wykonał wsad. Na trybunach od razu rozległ się głośny pisk dziewczyn połączony z ich oklaskami.

- Brawo żyrafo!- krzyknął Liam

Od razu zmarszczyłem brwi, po czym zdziwiony spojrzałem na blondyna obok mnie. Chłopak klaskał w dłonie, a na jego ustach uformował się szeroki uśmiech. Czy on właśnie klaskał naszemu wrogowi? Jeszcze bardziej zdziwiony spojrzałem na Bretta. Chłopak z opóźnionym refleksem spojrzały na Liama, po czym uśmiechając się lekko wystawił dłoń w górę, jakby chciał sie przywitać.

- Przepraszam. Kurwa. Bardzo. Ale- zacząłem powoli, po czym znów spojrzałem na Liama. Chłopak obrócił głowę w moją stronę, a na jego ustach gościł szeroki uśmiech- Co to kurwa było!- zapytałem niemal piskliwym głosem, wystawiając dłonie przed siebie

- To był wsad- odparł marszcząc lekko brwi- no wiesz, to taka

- Nienienienie- przerwałem kręcąc głową- chodzi mi o twoją reakcje, przecież to nasi wrogowie- rzuciłem prosto z mostu

Liam przez chwilę nie odpowiadał, a zamiast tego przechylił głowę lekko w bok, po czym spojrzał na mnie, jak na debila

- Ale Brett jest spoko. Czasem nawet z nim pisze- odparł wzruszając ramionami, po czym znów spojrzał na boisko- poza tym...z Theo też się przyjaźnie, a przecież też jest w drużynie

Ach...no tak

Czemu to wszystko wydaje mi się taki dziwne. Może to przez moją sytuację z Dylanem.

- Brawo Theo- krzyknął Liam przebijając się przez krzyk dziewczyn na trybunach

Oderwałem wzrok od rozweselonego Liama, po czym znów spojrzałem na boisko. Theo kładąc dłonie na biodrach spojrzał w naszą stronę, po czym tak samo jak Brett uniósł dłoń w stronę blondyna.

- Brawo kochanie- donośny krzyk Mike'a rozniósł się po całej sali, a z twarzy Theo momentalnie zniknął uśmiech. Chłopak westchnął, po czym powoli obrócił głowę w stronę Mike

- Pierdol się Mike!- odparł wystawiając środkowy palec w jego stronę

No i cóż. Mike, to Mike. Jego takie teksty nie odstraszą.

- Coś proponujesz najdroższy?- rzucił, podnosząc teatralnie brwi

Na hali momentalnie rozległ się śmiech innych, gdy twarzy Theo zrobiła się cała czerwona. Nie była ona czerwona od zmęczenia, ona była czerwona przez Mike'a i jego teksty.

- Gramy!- krzyknęła kolejna osoba, a przez moje ciało przeszły dreszcze

Ten zimny i pewny siebie głos należał do szatyna, którego z całego serca nienawidziłem. Aby potknął się na tym boisku i skręcił kostkę.

Gra rozpoczęła się, a ja widząc całą tą błazenadę, zacząłem nerwowo tupać nogą o podłogę.

- Może chodźmy już- zaproponował Liam- w klasie czeka na nas już pan Derek...no i Stiles, który zapewne wiedział jak to się skończy.

- Ale reszta jest tu- zauważyłem- poza tym, tam w sali jest słabe światło. Musimy dziś tutaj poćwiczyć

Liam westchnął kręcąc przy tym głową, po czym znów spojrzał na boisko. Rozgrywała się właśnie akcja, w której to Brett wymijał Theo. Chłopak rozstawił dłonie chcąc wybić piłkę chłopakowi i przysięgam, może znam Theo tydzień, ale nie sądziłem, że może on mieć tyle chęci mordu w oczach. Gdyby wzrok mógłby zabić, Brett leżał by już na ziemi z dziurą w głowie.

- Podaj!- krzyknął Dylan, jednak Brett nie reagował. Za wszelką cenę chciał ominąć Theo, dlatego też zamiast podać swojemu przyjacielowi ten z całej siły wbiegł w Theo

Myślałem, że chłopak upadnie, jednak myliłem się. Theo utrzymał równowagę, a już po chwili na boisku rozniósł się głośny pisk gwizdka.

- Do reszty cie pojebało!- krzyknął wkurzony Theo

Brett ustał w miejscu, po czym z piłką w dłoniach obrócił się w stronę Theo

- Jak wolisz delikatny sport, to się kurwa na balet zapisz- odparł mu tym samym tonem. Theo zacisnął szczękę, po czym wykonał krok w jego stronę

Oho

- A ty się zapisz na boks, jak nie umiesz opanować emocji!- warknął w jego stronę

- Masz jakiś problem?!- zapytał wyrzucając piłkę, po czym sam zaczął zmniejszać odległość.

I później wszystko działo się szybko. Nawet nie zdążyłem mrugnąć, a chłopaki zaczęli się szarpać za ubrania. Trener dmuchnął w gwizdek, jednak to nie pomogło. Nie pomogły też nawoływania innych ludzi z drużyny. Chłopaki zaczęli się szarpać na dobre, a ja z szeroko rozchylonymi oczami patrzyłem na tą całą scenę. Nawet nie zauważyłam kiedy Liam podbiegł do chłopaków.

No i cóż...chyba powinienem przejąć się tą sytuacją. Jednak ja od zawsze byłem inny, a gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta.

Z ogromnym uśmiechem szaleńca poprawiłem swoją sztalugę pod ramieniem, po czym schyliłem się po folie i pudło z najpotrzebniejszymi rzeczami. Wyprostowałem się, a gdy miałem ruszyć poczułem jak ktoś na mnie patrzy. Od razu spojrzałem na prawo, a mój wzrok spoczął na drobnym chłopaku, który patrzył na mnie z przerażeniem.

- Nie zrobisz tego- wyszeptał kręcąc przy tym głową

- To pa tera- rzuciłem uśmiechając się perliście, po czym niemal automatycznie ruszyłem z miejsca. 

Z ogromnym uśmiechem na ustach i przy akompaniamencie kłócących się chłopaków, stanąłem na środku hali, po czym delikatnie odłożyłem wszystkie rzeczy. Rozłożyłem folię, odpowiednio ustawiłem sztalugę, ustawiłem na niej podobrazie, po czym sięgnąłem po resztę rzeczy.

I właśnie w tym momencie na trybunach zamiast gwaru, usłyszałem lekki śmiech. Dobrze wiedziałem co jest tego powodem...poza tym widzę jak niektórzy patrzą się w moją stronę i szturchając innych, aby na mnie spojrzeli.

- W tej chwili do mojego pokoju!- krzyknął wkurzony trener do Theo i Bretta

Spojrzałem w tamtą stronę, a moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Trener ciągnął za ucho obu chłopaków, jakby byli małymi dziećmi. Przewróciłem rozbawiony oczami, a mój wzrok spoczął na kolejnej osobie, która wywołała u mnie dreszcze.

Dylan z jedną dłonią na biodrze, kręcił zrezygnowany głową, natomiast drugą przeczesał swoje czarne jak smoła włosy. Chłopak był teraz spokojny, jednak nie wie jaki szok za chwilę go czeka.

No i cóż...mogę się wypierać, ale ja też przeżyłem szok, gdy szatyn, jak gdyby nigdy nic chwycił za rąbek swojej bluzki, po czym uniósł ją w górę, aby przetrzeć swoje czoło. Mój oddech w tym momencie się zatrzymał, gdy światło padające przez okno rozświetliło jego umięśniony tors. Kurwa.

Całe szczęście Dylan szybko opuścił bluzkę, a ja strzeliłem sobie mentalnego liścia, aby chodź trochę opanować swoje emocje.

Ale ciała ma idealne

Zamknij się

Szybko wróciłem wzrokiem do podobrazia, po czym zacząłem się zastanawiać od czego zacząć. Jak gdyby nigdy nic schyliłem się do małego pudła z przyborami po czym zacząłem szukać w nim pędzla i czerwonej farby. I szczerze? Nie musiałem się nawet odwracać, aby wiedzieć, że Dylan zabija mnie teraz wzrokiem. Dowodem na to były okrzyki i gwizdy innych na trybunach.

Jednak nie przejąłem się tym. Nie interesowała mnie reakcja Dylana. Przecież przestali grać, a ja też mam przypisane tu zajęcia.

- Jesteś- powiedziałem do małej czerwonej puszki z farbą.

Zadowolony jak nigdy dotąd otworzyłem puszkę, po czym wyprostowałem się. Spojrzałem na biały materiał i obracając pędzel w dłoniach zacząłem się zastanawiać od czego zacznę. Dziś miałem ochotę na coś ostrego. Coś co pozwoli mi wyrazić swoje emocje i moje ostatnie rozdrażnienie.

Chodź znając mnie i tak pewnie zaczne kopiować obraz René Magritte. Uwielbiam to dzieło, a w szczególności, to pod nazwą Kochankowie.

Niestety tylko na moich chęciach się skończył, bo w momencie, gdy miałem zanurzyć pędzel w małej puszce, ona zniknęła. Na hali nagle rozległ się głośny huk, a sztaluga przewróciła się. Z szokiem jak i wkurzeniem patrzyłem na to jak puszka z czerwoną cieczą rozlewa się po materiale i przezroczystej folii. W mojej głowie wrzało od nadmiaru emocji, bo w tym momencie nawet nie pytając, wiedziałem kto to zrobił, a leżąca obok mnie piłka tylko utwierdziła mnie w moich przekonaniach.

Na hali zapanowała cisza, a ja zrobiłem parę głębszych wdechów. Założyłem dłonią na biodrach, po czym ze sztucznym uśmiechem obróciłem się w stronę Dylana. Chłopak stał niedaleko mnie, a jego mina była pusta.

- Możesz mi powiedzieć, co cię skłoniło do takiego posunięcia?- zapytałem przechylając głowę w bok- ktoś ci to podpowiedział? Bo wątpię, że z takim małym móżdżkiem sam na to wpadłeś.

Szatyn momentalnie zacisnął szczękę, a na trybunach było można usłyszeć, jak uczniowie zaczynają coś szeptać. Zdaje sobie sprawę z tego, że znów zwracam na siebie uwagę, jednak ja jestem uparty. Skoro przychodzę tu na zajęcie, to chyba jasne, że mam zamiar malować.

- Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, to lepiej się z tym zbieraj- wysyczał przez zęby, robiąc krok w moją stronę

Powinienem się teraz bać, bo w końcu większy ode mnie typ zaczyna mi grozić. Jest zdecydowanie silniejszy ode mnie...jednak ja jestem zwinniejszy i już raz się o tym przekonałem

- Myślałem, że może w końcu schowasz swoje ego i usuniesz się na bok. No wiesz...w ramach podziękowania- odparłem, nawiązując do piątku, gdy musiałem wlec jego schlaną dupe.

Dylan momentalnie zrozumiał o co chodzi, a było to widać po jego barkach, które spięły się lekko. Uśmiechnął się zwycięsko, po czym zrobiłem parę kroków w jego stronę. Znów staliśmy blisko siebie.

- Tata wie jak ostatnio wyglądałeś?- rzuciłem, zadzierając głowę w górę, aby dokładnie przyjrzeć się jego twarzy

- To szantaż?- zapytał unosząc jedną brew

- Ależ skąd- odparłem kręcąc przy tym głową- Tak pytam

Jednak szatyn w to nie uwierzył. Mój uśmiech powiększył się, bo wiedziałem, że teraz w moich dłoniach miałem broń idealną. Stiles zupełnie nieświadomie sprzedał mi dziś bardzo ciekawą informację, a mianowicie to, iż ich ojciec jest bardzo rygorystyczny.

I w tym momencie nie interesowały mnie jego problemy.

A powinny Tommy

Zamknij się

Szatyn zacisnął szczękę, po czym prychnął pod nosem. Nie minęła chwila, a jego głowa uniosła się w górę, aby spojrzeć na resztę

- Poćwiczymy wsady!- krzyknął, a po jego głosie można było stwierdzić, że on sam nie był do tego przekonany

Szatyn znów spojrzał na mnie, a ja posłałem mu najbardziej sztuczny uśmiech na jaki było mnie stać

- Jak miło- uśmiechnąłem się perliście- specjalnie dla mnie przerwałeś mecz

- Nie wlewaj sobie. To wyjątek, bo nie mam dwóch zawodników- odparł wrogo, jednak mój uśmiech nie spełzł z twarzy. Powiem nawet więcej, mój uśmiech powiększył się.

Szatyn skanował przez chwilę moją twarz, a po moim ciele przeszły dreszcze, gdy zdałem sobie sprawę z tego jak blisko siebie jesteśmy. Teraz znów z bliska widziałem te piwne tęczówki, ładny lekko zadarty nos i tą jego lekko opaloną skórę. Był piękny. Nie, on był przystojny.

Szkoda, że w środku był tak zgniły

Dylan oderwał ode mnie wzrok, po czym wyminął mnie. Oczywiście nie obyło się bez szturchnięcie w ramię, ale w tamtym momencie dziękowałem mu za to, bo w jakimś stopniu mnie to ocuciło.

Spojrzałem przez ramię na Dylana, a z moich ust wydobyło się ciche westchnienie. Może gdyby był milszy...

Nie! Thomas Nie! Pamiętasz co ostatnio się stało? No właśnie!

- Chryste! Jak ty to zrobiłeś!- krzyknął Liam podbiegając do mnie. Spojrzałem na niego, po czym posłałem mu pytające spojrzenie

- O co ci chodzi?

- O to, że jesteś pierwszym który przekonał Dylana do ustąpienia nam połowy hali- odparł już szeptem

- Mam dar do przekonywania ludzi- odparłem wzruszając ramionami

I dar szantażu

To też

*******

- Wrócę za godzinę!- krzyknąłem zakładając buty

- Gdzie idziesz skarbie?- zapytała moją mama z kuchni

- Do Olivii, mamy trzydzieści zadań z matmy do zrobienia- odparłem. Mama w tym samym czasie opuściła kuchnie, po czym przecierając ścierkę w dłoniach spojrzała na mnie ze zdziwieniem

- To tylko godzinę? Przecież to trzydzieści zadań- odparła, a ja w tym samym momencie wyprostowałem się

- Masz rację. Z moim i jej mózgiem, może to zająć max pół godziny- powiedziałem jak gdyby nigdy nic, po czym chwyciłem za klamkę- to pa mamo- rzuciłem do rozbawionej kobiety

Opuściłem dom, po czym od razu chwyciłem za telefon. Olivia wysłała mi dziś lokalizację, abym przyszedł do niej. Niby jej rodziców dziś nie ma więc na spokojnie możemy odrobić zadania. Jest mi to na rękę, bo znając moją mamę to co chwilę by przychodziła i pytała czy coś podać. Dalej liczy, że będzie mieć wnuki.

Opuściłem posesję, po czym spojrzałem na lokalizację. Na początku byłem przerażony widząc...a raczej nie widząc niebieskiej linii do jej domu. Myślałem, że s moim zasięgiem coś jest nie tak. Dopiero po przybliżeniu zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem głupi, bo mapa nie mogła pokazywać drogi do jej domu, skoro miejsce docelowe znajdowało się przede mną.

Tak. Olivia mieszkała idealnie przede mną. Zajebiście!

Dlatego, nie myśląc długo schowałem telefon do kieszeni spodni, po czym ruszyłem przez drogę. Otworzyłem małą metalową furtkę, po czym ruszyłem kamiennym chodnikiem. Ogródek przed domem był skromny, ale bardzo zadbany. Nie było tu nic wyszukanego. Zwykły ogródek, z równo ściętą trawą i paroma krzewami

Podbiegłem do drzwi poprawiając swój lekki plecak, po czym nacisnąłem na guzik. Przez uchylone okno usłyszałem ten charakterystyczny odgłos dzwonka, a już po chwili czyjeś kroki. Były ciężkie...nie spodobało mi się to, bo to może znaczyć tylko jedno. Jest u niej ktoś zdecydowanie większy...a kto może przyjść do dziewczyny, gdy rodziców nie ma w domu? No właśnie...jej chłopak.

Nagle drzwi zaczęły się otwierać, a ja zacisnąłem dłoń na ramiączku plecaka. Uniosłem głowę w górę, przełykając głośno ślinę, a mój wzrok spoczął na zielonych tęczówkach chłopaka. Znałem go bardzo dobrze... widziałem go dziś na boisku...to ten sam chłopak który kłócił się z Theo.

Brett oparł przedramię na framudze, po czym unosząc brew, posłał mi pytające spojrzenie. I może nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden mały szkopuł. On nie miał na sobie koszulki, a jedynie luźne niebieskie spodenki. O Chryste! Ilu tu przystojnych facetów

Thomas ogarnij się

- A ty tu czego?- zapytał, nie do końca rozumiejąc

Szybko odchrzaknąłem, całkowicie się opanowując po czym z pokerową miną spojrzałem w jego zielone oczy

- Ja do Olivi. Mamy razem zadania do zrobienia- wyjaśniłem szybko.

Chłopak kiwnął głową, otwierając usta, jednak nie było mu dane powiedzieć ani słowa, ponieważ już po chwili u jego boku zjawiła się niższa brunetka. Dziewczyna szybko przylgnęła do jego boku, po czym z pokerową miną spojrzała prosto w moje oczy.

- O, już jesteś

- Tak. Okazało się, że mieszkamy naprzeciwko- rzuciłem wskazując kciukiem gdzieś za siebie

Dziewczyna kiwnęła głową, po czym gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Szybko ruszyłem z miejsca, po czym ściągając buty i ignorując natarczywy wzrok bruneta, podążyłem za dziewczyną. Przeszliśmy korytarzem, do dużego salon z aneksem kuchennym, a dziewczyna gestem ręki wskazała na narożnik, abym usiadł. Typowo. Czy ktoś ma jeszcze oddzielony salon od kuchni?

- Coś do picia?- zapytała, a ja od razu obróciłem głowę w jej stronę, aby odmówić- Jasne, że tak. W końcu zrobiłam zajebistego shake'a, więc chcesz- odpowiedziała za mnie

Yyyy

I właśnie w taki sposób, zostałem zapchany trzema shake'ami o smaku arbuzowym. I szczerze? Był naprawdę dobry.

Tak jak mówiłem mamie, nasza praca domowa została zakończona gdzieś po trzydziestu czterech minutach, a nam zostało tylko sprawdzenie swoich prac nawzajem. W pomieszczeniu było cicho, a sama atmosfera było przyjemna. Oczywiście nie było tak od początku, a powodem tego był nie kto inny jak Brett. Przez pewien czas siedział na kanapie obok Olivi i patrzył na mnie tak, jakbym miał mu ją odebrać

Chłopie! Ja jestem gejem!

Całe szczęście Brett zwinął się po jakimś czasie. Ucieszyło mnie to, bo już powoli zaczynał mnie denerwować.

- Pojebany jesteś- powiedziała nagle Olivia.

Zdziwiony uniosłem wzrok, po czym spojrzałem na dziewczynę przede mną. Myślałem, że chodzi o moje zadanie, jednak szybko wyrzuciłem tą myśl z mojej głowy, gdy zobaczyłem jak brunetkę klika nerwowo po ekranie

- Coś się stało?- zapytałem

Olivia z prędkością światła poklikała parę razy po ekranie, po czym z namacalną wściekłością rzuciła telefon obok siebie. Spojrzała na mnie, ciężko wzdychając.

- Brett to palant- rzuciła szczerze

- Och....a czemu tak sądzisz?- zapytałem, bawiąc się długopisem w dłoni. Dziewczyna zjechała lekko w dół, po czym przymykając powieki odchyliła głowę w tył

- Bo cały czas pisze i pyta się czy nie przystawiasz się do mnie- odparła szczerze

A ja w tym momencie zamarłem, bo po pierwsze. Ja jestem gejem. Po drugie, przy tej umięśnionej żyrafie wyglądam jak surykatka. A po trzecie, CO KURWA?

Z niedowierzaniem wpatrywałem się w spokojną twarz dziewczyny, a z każdą kolejną sekundą, na moje ciało wpływała coraz to nowsza fala zakłopotania. No i cóż.... może ta sytuacja była dziwna. Jednak to co Olivia powiedziała później jeszcze bardziej mnie zszokowało

- A przecież ty jesteś gejem.

Wierzcie mi lub nie, ale jeszcze nigdy nie poczułem tak nieprzyjemnych prądów na swoich plecach. Niemal zadławiłem się swoją śliną, słysząc słowa Olivii. Z szokiem spojrzałem na dziewczyna, gdy ta powoli wyprostowała głowę, po czym delikatnie uchyliła powieki

- No co?- zapytała zdziwiona- przecież to od razu widać. Albo mam jakiś gejradar.- dodała jak gdyby nigdy nic

Ta dziewczyna zaczęła mnie przerażać. Mówienie o taki rzeczach jest krępujące i zawsze wywołuje jakiekolwiek emocje. Natomiast u niej? Ona mówiła to z pokerową miną. Jakby mówiła o pogodzie.

- Heh...-zacząłem drapiąc się nerwowo po karku. Nie chcę znów przechodzić przez to piekło- Twój radar chyba się zespół. Ja nie jestem gejem

Dziewczyna powoli pomrugałem powiekami, a jej wyraz twarzy nie zmienił się. Po moim ciele co chwilę przechodziły dreszcze, a ja nie wiedząc co zrobić, poprawiałem się na kanapie co jakiś czas.

- Yhym..- mruknęła powoli kiwając głową, po czym znów spojrzała na karki- powiedzmy, że ci wierzę. Ale lepiej ukrywaj to przed resztą.

- Resztą?- zapytałem zdziwiony. Dziewczyna westchnęła, po czym odkładając kartki spojrzała w moją stronę

- No mówię o Dylanie i jego bandzie. To zgraja homofobów bez mózgu- wyjaśniła gestykulując dłonią w powietrzu

- Homofobów? Ale przecież Mike jest gejem, a przecież należy do drużyny- odparłem zdziwiony. Dziewczyna zmarszczyła brwi, po czym odchyliła głowę lekko w tył

- A co ma do tego drużyna?- zapytała czym jeszcze bardziej mnie zaskoczyła

- No...drużyna jest jak rodzina. To chyba normalne.- wyjaśniłem wzruszając ramionami

I wtedy zapanowała cisza. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na mnie z kompletną obojętnością, jakbym powiedział najgłupszą rzecz na świecie. Nie wiem ile tak tkwiliśmy, ale nagle dziewczyna zrobiła coś czego bym się po niej nigdy nie spodziewał. Ona zaczęła się śmiać. Rozszerzyłem szeroko powieki, będąc kompletnie zdezorientowany.

- Oni?- zapytała przez śmiech- Ta drużyna, to jakiś nieśmieszny żart!- dodała wybuchając jeszcze większym śmiechem

- Ale...- zacząłem próbując przebić się przez jej śmiech, jednak bezskutecznie. Dopiero po paru minutach dziewczyna opanowała się- Czemu tak uważasz?- dopytałem

- Bo tam prawie każdy z każdym jest skłócony- wyjaśniła wycierając łezkę z kącika oka- drużyna składa się z pięciu graczy głównych. Mike'a, Luke'a, Brett'a, Theo i Dylana. Mike przyjaźni się z Luke'iem, Dylan z Brettem, a Theo ma ich w dupie i przychodzi tylko pograć. Główny konflikt jest pomiędzy Dylanem i Mike'iem, bo Dylan'owi nie podobała się orientacja starszego, więc powiedział mu, co o tym myśli. Jeśli miałeś kiedyś styczność z Mike'iem to chyba domyślasz się jak zareagował. Też mu coś wygarnął i tak od słowa do słowa doszło do bójki. Obaj skończyli na dywaniku u dyrektora, jednak to Dylan'owi bardziej się oberwało. Chyba dostał nawet jakąś karę. Według mnie postąpił jak ostatni kretyn, jednak i tak zebrał zgraję fanów. No wiesz, niektórym takie zachowanie imponuje...

I w tym momencie coś do mnie dotarło. Nie rejestrowałem, już tego co mówi do mnie dziewczyna, bo w mojej głowie zapaliła się lampka. Słyszałem już o tym, że Dylan miał ostatnią szansę, jednak nie brałem tego na poważnie. W końcu usłyszałem to z plotek innych uczniów, a tutaj sytuacja jest zupełnie inna. Olivia chodzi z Brettem, a ten z kolei jest przyjacielem Dylana, to chyba oczywiste, że ta dziewczyna będzie mieć prawdziwą wersję.

- Ja chyba muszę iść- rzuciłem wstając na równe nogi i nie przejmowałem się tym iż przerwałem dziewczynie w przemowie

Olivia spojrzała na mnie lekko zaniepokojona i w sumie nie dziwię jej sie. Na mojej twarzy malował się uśmiech szaleńca.

- Wszystko z tobą okey?- zapytała unosząc jedną brew. Momentalnie zacząłem zbierać wszystkie rzeczy, a gdy już to zrobiłem, zarzuciłem plecak na ramię i spojrzałem na zdezorientowaną dziewczynę

- Przepraszam, ale zapomniałem powiedzieć mojemu chomikowi, że nie nakarmiłem mamy, więc teraz pewnie karma siedzi głodna.

Dziewczyna spojrzała na mnie jak na debila, jednak ja nie miałem zamiaru się poprawiać. Szybko oddałem sprawdzone kartki dziewczynie, po czym machając ruszyłem w stronę wyjścia.

- Do jutra!- krzyknąłem zakładając buty, po czym wybiegłem z domu.

Po opuszczeniu posesji dziewczyny, od razu wyciągnąłem telefon, po czym kliknąłem w kontakty. Szybko wyszukałem odpowiedni kontakt, a gdy kliknąłem w zieloną słuchawkę, przyłożyłem telefon do ucha.

Pierwszy sygnał...

Odbierz

Drugi sygnał...

No szybciej

Trzeci sygnał...

- Część Rem, co tam

- Mówiłem ci abyś tak do mnie nie mówił- rzuciłem do Liama, jednak na moich ustach dalej błąkał się uśmiech- Jesteś zajęty?

- I tak i nie- odparł od razu

- To znaczy?

- To znaczy, że jestem zajęty, bo robię zadania z matmy, ale Theo i Brett wiecznie się kłócą i muszę ich ogarniać - wyjaśnił, jak gdyby nigdy nic

Momentalnie zatrzymałem się w miejscu, marszcząc brwi. Po co oni się razem spotkali, skoro na treningu o mało się nie pozabijali.

Ale skoro teraz jest obok nich Brett, to to tylko komplikuje sytuację. Muszę go jakoś od nich odciągnąć. I chyba wiem jak

- Liam, daj mi Theo do telefonu- zarządzałem

- Theo? Po co

- Zaraz się dowiesz- rzuciłem, po czym na powrót ruszyłem z miejsca. W słuchawce usłyszałem szmery co tylko utwierdziło mnie, że Liam podaje telefon Theo

- Tak?- zapytał lekko zdziwiony

- Sprawa jest. Odciągnij Bretta od Liama i najlepiej spotkajmy się gdzieś, muszę wam coś powiedzieć. Zadzwońcie jeszcze po Stiles'a

- Z miłą chęcią to zrobię

*******

- Najpierw nas wołasz, a później się spóźniasz- powiedział Liam, gdy w końcu dotarłem na ustalone miejsce

Przewróciłem rozbawiony oczami, po czym energicznie odsunąłem krzesło, na którym po chwili usiadłem. Jako miejsce spotkania wybrałem jeden z lokalnych barów. Nie ma tu młodzieży, a jedynie starsi brodaci panowie. Specjalnie wybrałem takie miejsce, bo najzwyczajniej w świecie je lubię.

- A więc, co było tak ważne, że przerwałeś mój maraton gier- zapytał Stiles. Chłopak oparł łokcie o okrągły stół, po czym posłał mi zaciekawione spojrzenie

Od razu zacząłem opowiadać im o tym, czego dowiedziałem się od Olivii. Chłopaki nie przerwali mi ani razu, a jedynie słuchali co mam do powiedzenia.

- I teraz powiem wam na co wpadłem- kontynuowałem zaplatając dłonie, po czym pochyliłem się lekko w ich stronę- Musimy prowokować Dylana, aby mnie zaczepił. Nie muszą być bójki, wystarczy aby jakiś nauczyciel to widział, a najlepiej dyrektor. Wtedy sprawa zostanie wznowiona, a my zasugerujemy mu oddanie połowy boiska w ramach kary.- powiedziałem dumny- Oczywiście w wybranych dniach, abyście też mogli pograć- dodałem gdy mój wzrok padł na zdystansowanego Theo

Po moich słowach cała trójka spojrzała po sobie, a gdy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, znów spojrzeli na moją osobę. Trochę zmartwiłem się widząc ich niepewne miny, bo oczekiwałem innej reakcji.

- Wszystko ładnie, pięknie, tylko że jest pewien problem- zacząłem Theo odchylając się w tył- z tego co nam wiadomo, Dylan dostał jakieś pracę na rzecz szkoły i to najwyższa kara. Jak ty chcesz zaproponować to dyrektorowi? Przecież on na to nie pójdzie.- powiedział zrezygnowany

- Czemu nie przejdzie?- zapytałem

- Nasz dyrektor mimo, iż jest bardzo miły, to niestety, ale ma jeden duży minus.- zaczął Liam, a po jego tonie mogłem wywnioskować, że on też, nie jest do tego przekonany- On uważa, że młodzi nie mają dobrych pomysłów, a tylko jego zdanie jest właściwe. Nawet jeśli ten pomysł kary jest "odpowiedni" to i tak, on się na to nie zgodzi. To bez sensu, możesz mu wymieniać wiele plusów, ale jemu nie przetłumaczysz.

- Jak krowie na rowie- podsumował Stiles. Kiwnąłem mu głową, po czym oparłem brodę o splecione ze sobą dłonie- Ale w sumie jest jeden sposób- dodał, przez co od razu spojrzeliśmy na niego z zaciekawieniem- A jakby podpiąć się do jego umysłu i wklepać mu ten pomysł?- rzucił poważnym tonem

Od razu uniosłem brwi licząc na to, że albo się przesłyszałem, albo był to żart. Niestety Stiles dalej pozostawały poważny czym tylko utwierdził mnie w przekonaniu iż nie żartował

- Boże Stiles- zaczął Liam, kładąc otwartą dłoń na twarzy- Czy ty chodź raz możesz mieć dobry pomysł?- zapytał bardziej retorycznie- przecież nie można włamać się do cudzego mózgu

I wierzcie mi lub nie, ale nigdy nie miałem tak szybkiego pomysłu, jak w tym momencie

- Właściwie to można- rzuciłem sam do siebie

Niestety reszta szybko to wychwyciła, a dowodem na to były ich zdziwione spojrzenia. Poczułem mały dyskomfort, jednak nie był tak przytłaczający.

- Można?- zapytał zdziwiony Theo

Czy można? W sumie to jest pewien sposób, a raczej metoda manipulacji. Samemu raczej nic nie zdziałam, ale skoro teraz mam ich...

I naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje, ale już po ułamku sekundy na moich ustach uformował się szeroki uśmiech, którym nie pogardził by żaden szaleniec. Wiem, że tym zachowaniem trochę zdziwiłem resztę, jednak nie przejmowało mnie to.

- Mam plan- rzuciłem pewnie, bo już nawet nie potrafiłem opanować swoich emocji

- Jaki plan?- zapytał zdezorientowany Liam, a na moich ustach pojawił się jeszcze większy uśmiech.

- Sprytny. Dyrektor nawet się nie skapnie o co chodzi

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Prawie 6000 słów

Do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top