48
10tys. słów
Miłego czytania ♥️
Perspektywa Dylana:
Odstawiłem pustą szklankę na blat, po czym od niechcenia rozejrzałem się po barze, aby zorientować się ile gości jeszcze pozostało. Mała grupka dorosłych powoli szykowała się do wyjścia. Trzy dziewczyny siedzące w rogu pomieszczenia wyglądały na zrelaksowane i nic nie wskazywało na to, że zaraz opuszczą lokal. Były jeszcze trzy pary, które po prostu siedziały i prowadziły spokojną konwersacje.
- Spokojnie się zrobiło.- stwierdziła Olivia.
Spojrzałem na dziewczynę siedzącą tuż obok mnie na krześle barowym. Miała na sobie czarne dżinsy i najzwyklejszy bordowy sweter, a i tak wyglądała lepiej niż reszta dziewczyn, które dziś widziałem.
- Tak, może nie zostawią ich na lodzie.- odparłem, na co dziewczyna oderwała bordowe usta od słomki i machnęła rękę
- Poradzą sobie, a jeśli Chris będzie coś narzekać, to przysięgam, że osobiście wrzucę go do kontenera na śmieci.
Parsknąłem na to krótkim śmiechem, po czym wróciłem do obracania szklanki. Gdyby ktoś niezorientowany w sytuacji spojrzał by na nas pomyślał by, że jesteśmy dwójka nastolatków będących na randce. Nic bardziej mylnego. My po prostu czekamy na swoje randki, aż w końcu łaskawie skończą zmianę.
- Przebierają się tam z dziesięć minut.- zauważyłem.
- Pięć minut i dwadzieścia trzy sekundy, cztery, pięć, sześć. Dylan, jesteś przewrażliwiony.
Wywróciłem oczami i spojrzałem na dziewczynę, która nagle uśmiechnęła się w moją stronę. Uniosłem brew nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi.
- Mam się bać? Pytam poważnie, bo z tobą to nigdy nic nie wiadomo.
- Przesadzasz.
- Yhym...parę lat temu, na swoje trzynaste urodziny przyniosłaś do szkoły babeczki ręcznej roboty.
- Co w tym złego?
- Chłopakowi, za którym nie przepadałaś dałaś tą z nadzieniem ze zmielonej żaby.
- Wrzucił mi ją do plecaka. Myślałam, że tego chce.- broniła się udając głupią
- Mogłaś go zabić.- zauważyłem .
Dziewczya wywróciła oczami, po czym zagryzła wnętrze policzka. Wiedziałem co to oznacza, było jej głupio za tamtą sytuację.
- Podnosisz mi ciśnienie.- mruknęła w słomkę.- Masz szczęście, że dziś na tobie zarobiłam.
Nawet nie musiałem pytać w jaki sposób. Widziałem jak zbiera kasę od innych uczniów krzycząc "a nie mówiłam, że będą razem". Czysto teoretycznie jeszcze nie wygrała, bo prawda jest taka, że nie zapytałem Thomas'a czy chce być moim chłopakiem. To się po prostu wydarzyło. Powiedzieliśmy sobie, że Coś pomiędzy nami jest, jednak na tym się skończyło.
- Sorry że tak długo.- odezwał się Luke wychodząc z pomieszczenia gospodarczego za ladą.
Chłopak okrążył bar żegnając się z pozostałymi pracownikami przy ladzie, po czym podszedł do Olivii i złożył na jej policzku pocałunek. Dziewczyna nie zareagowała, a przynajmniej nie chciała tego po sobie pokazywać. Niestety jej mowa ciała ją zdradziła. Barki opadły, a plecy nieznacznie wyprostowały się. Była cholernie zadowolona.
- O czym rozmawiacie?- zapytał wiecznie uśmiechnięty Luke.
Spojrzałem na dziewczynę, po czym z satysfakcją wypaliłem.
- O babeczkach.
Dziewczyna zacisnęła dłoń na szklance, aż koniuszki jej palców zbladły. Znów się spięła, jednak dzielnie ignorowała moje natarczywe spojrzenie. Uniosła szklankę i wyjmując z niej plastikową słomkę wypiła całą jej zawartość do końca. Luke skrzywił się, po czym rzucił zniesmaczony.
- Nie mam dobrych wspomnień z babeczkami.- stwierdził, spoglądając wymownie na swoją dziewczynę.
Olivia zagryzła wnętrze policzka dalej ignorując naszą obecność. Luke widząc to zaśmiał się cicho i delikatnie ścisnął jej biodro, aby się z nią podrażnić. Chciałem przypomnieć, że dalej pamiętam ten moment w którym Luke porzygał się na środku korytarza, jednak moją uwagę zwrócił ruch przy drzwiach.
Thomas wyszedł z pomieszczenia gospodarczego i poprawiając kaptur bluzy uśmiechnął się do mnie. Zignorowałem parę obok mnie i całą swoją uwagę skupiłem na blondynie. Thomas pożegnał się z pozostałymi, a ja w tym samym czasie obróciłem się na krześle tyłem do baru.
- Gotowy?- zapytałem, gdy ten stanął blisko mnie, praktycznie pomiędzy moimi nogami.
- Jeden drink i leżę.
- Daleko do domu nie masz. Najwyżej cię odprowadze.- zauważyłem.
Thomas zwęził powieki, po czym chowając dłonie do kieszeni kurtki wypalił
- Szczerze liczyłem na inną odpowiedź.
Jego brwi teatralnie podskoczyły, a na twarzy wykwitły cwany uśmiech, któremu w żaden sposób nie byłem w stanie się oprzeć. Parsknąłem kręcąc głową, po czym zeskoczyłem ze stołka barowego i chwyciłem go w pasie.
- Chodźmy już lepiej, bo wszystko ci wypiją.- rzuciłem żartobliwie, a raczej mając taką nadzieję.
- Jest już po północy, więc podejrzewam, że zapasy wódki już dawno są na wyczerpaniu.- zauważył i trudno mi było się z tym nie zgodzić.
Opuściliśmy bar, po czym całą czwórką ruszyliśmy do auta Thomas'a. Luke i Olivia, dalej się przekomarzając, usiedli z tyłu, ja natomiast zająłem miejsce z przodu obok kierowcy.
- Jesteś pewny?- zapytałem chyba setny raz.
Thomas zapiął pas i odpalając silnik zaczął wycofywać z miejsca parkingowego. Jego delikatny uśmiech od razu spełzł z twarzy.
- Tak Dylan, spokojnie. Spałem po meczu, więc nie jestem zmęczony.- odparł już lekko zirytowanym głosem.- Poza tym, Chris zrobił mi podwójne espresso.
- Dokładniej dwa podwójne espressa.- wtrącił Luke.
Momentalnie przeniosłem swoje zaskoczone spojrzenie na Luke'a po czym znów na Thomasa, jednak ten usilnie starał się mnie ignorować. Co mam poradzić na to, że się martwię?! Thomas rozegrał dziś mecz, a później sześć godzin latał po barze.
- Za chwilę obu was tu wysadzę.- stwierdził, zmieniając bieg.
- Zrób to.- wtrąciła Olivia.- Bez tych pantoflów spokojniej będziemy się bawić.
Thomas spojrzał w lusterko, a na jego ustach wykwitły szeroki uśmiech, gdy nawiązał kontakt wzrokowy z dziewczyną. No... jeszcze tego mi brakowało, aby ta dwójka połączyła siły.
Podejrzewam, że i tak jest już za późno.
- Mike już pewne rozkręcił całą imprezę.- zmieniłem temat
- Mike'a nie ma.- wyprostował Luke. Obróciłem się po czym mimowolnie posłałem mu pytające spojrzenie.- Jego rodzice przyjechali. Theo w sumie taż nie ma.
- Mike przedstawia go rodzicom?- zapytał Thomas.
- Sami chcieli go poznać i w sumie nie dziwię się.
Luke powiedział to takim tonem, że nie wiedziałem, czy mam prawo dopytywać o szczegóły. Ostatecznie zrezygnowałem, bo Olivia szybko zaczęła nowy temat. Rozmawialiśmy o drinkach jakie ma zamiar zrobić, z przepisów z neta. Thomas stwierdził, że chętnie zostanie degustatorem, jeśli tylko w gratisie dostanie wiadro i gwarancję darmowego noclegu.
- Jedyny otwarty pokój na górze to łazienka, więc najwyżej wyłożę ci w wanie jakieś poduszki.- ostrzegła Olivia.
- Ja nigdy nie wybrzydzam.- odparł kładąc dłoń na piersi.
- Czemu macie zamknięte pokoje?- dopytał Luke
- Jak to czemu? Koniec z bzykaniem się po wszystkich pokojach. Mój dom to nie burdel!- wyrzuciła dłonie w górę.
W samochodzie zapadła cisza. Bardzo wymowna cisza. W tamtym momencie mogłem zrobić dwie rzeczy. Mogłem ją przeczekać, bądź zacząć kolejny temat. Niestety jestem głupi, więc wybrałem tą trzecią opcje.
- A kto ma klucze?
Luke parsknął śmiechem, gdy Olivia wbiła we mnie gniewne spojrzenie. Thomas poczerwieniał, po czym przy akompaniamencie warkotu silnika walnął mnie w brzuch. Skuliłem się, jednak na moich ustach i tak wykwitły szeroki uśmiech.
Po pięciu minutach podjechaliśmy pod dom Thomasa. Chłopak zaparkował auto na podjeździe, po czym zgasił silnik i spojrzał za siebie na dom Olivi i Brett'a. Kolorowe światła padające przez okno świadczyły o tym, że impreza wciąż trwała w najlepsze, więc nadal możemy skorzystać z imprezy.
- My zaraz przyjdziemy.- poinformował Thomas.- Musimy jeszcze porozmawiać.
Nie tylko ja byłem zaskoczony słowami Thomasa. Zmarszczyłem brwi, po czym wymieniłem się porozumiewawczym spojrzeniem z Olivią i Lukem. Oboje zrobili zaskoczone miny, jednak bez słowa opuścili auto. Spojrzałem na Thomasa, po czym dokładnie przyjrzałem się jego postawie. Był spięty, a jego szczęka była zaciśnięte. Nie patrzył na mnie, jego spojrzenie utkwione było na bramie garażowej.
- Coś się stało?- zapytałem.
- Przez pewien czas zastanawiałem się, czy ci o tym powiedzieć, czy może przemilczeć tą sprawę i rozwiązać ja na własną rękę.- zaczął dziwnie tajemniczym tonem.
To jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. Podejrzewam, że cokolwiek ma mi do powiedzenia, nie będzie to nic miłego.
- Ostatecznie stwierdziłem, że nie będę zgrywać męczennika i najzwyczajniej w świecie podzielę się z tobą tą informacją.- kontynuował przenosząc na mnie spojrzenie.
Nie będę tego ukrywać, ale trochę mnie to uspokoiło. Fakt, że razem będziemy mogli rozwiązać jakiś problem sprawił, że poczułem się ważny.
- Więc o co chodzi.- pospieszyłem.
- Po meczu dostałem wiadomość.
Pół sekundy. Tyle potrzebowałem, by połączyć kropki i domyślić się, od kogo dostał wiadomość.
- Alex czy Michael?
- Nie wiem.- pokręciło głową, po czym zaczął grzebać w kieszeni skórzanej kurtki.
Thomas wyciągnął telefon, po czym zaczął po nim klikać. Zauważyłem, że otwiera wiadomości i klika w jedną z ostatnich konwersacji.
- Masz.- powiedział wystawiając w moją stronę telefon. Od razu chwyciłem urządzenie i zacząłem wczytywać się w wiadomości.
Nieznany numer: Czy gwiazda dzisiejszego meczu znajdzie czas, by spotkać się z byłymi członkami drużyny?
Thomas: Co znów kombinujcie?
Nieznany numer: Z ręką na sercu, nic.
Nieznany numer: Chcieliśmy tylko obgadać twój występ.
Thomas: Niech pomyśle. Rozmowa ma odbyć się w cztery oczy bez świadków?
Thomas: Szybciej uwierzę, że pies Barthy nie ma wścieklizny niż w to, że nic nie kombinujcie.
- Nic nie odpisali.- zauważyłem, po czym oddałem mu telefon.
Chłopak zablokował go i wrzucił do schowka pomiędzy fotelami. Oparł łokieć o drzwi, po czym przyłożył dłoń do buzi i zaczął nadgryzać kostkę palca wskazującego.
- Ale to nie znaczy...
- Że odpuścili.- dokończyłem.
Thomas kiwnął mi głową, po czym wzdychając ciężko spojrzał na moją osobę. Siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w siebie, jakby to miało w jakiś magiczny sposób rozwiązać całą sprawę. Uniosłem rękę, po czym chwyciłem jego dłoń, która spoczywała na jego kolanie. Był zimny więc odruchowo zacząłem go pocierać. Thomas uśmiechnął się delikatnie, a to wystarczyło by mnie uspokoić.
- Poradzimy sobie z nimi.- rzuciłem odwzajemniając uśmiech.- Dziś trzymaj się blisko mnie.
- Nie chciałbym, by było inaczej.- odparł zadowolony.
Chłopak nagle rozejrzał się dookoła. Z początku nie rozumiałem o co mu chodzi, jednak gdy tylko dostrzegłem jego badawcze spojrzenie zrozumiałem, że szuka potencjalnych świadków.
- Ale ty wiesz, że wszyscy już wiedzą.- zaśmiałem się, gdy ten wywrócił oczami.
Zbliżyłem się do chłopaka, po czym bez skrępowania wcisnąłem w jego usta pocałunek. Jego dłonie od razu wylądowały na moich policzkach. Chwyciłem go jedną ręką w pasie, po czym ścisnąłem lekko, aby wydobyć z jego ust jęk. Udało mi się. Nie wiem jakim cudem to możliwe, ale ten dźwięk mnie pobudza, a zarazem uspokaja.
Po paru głębszych pocałunek odsunąłem się nieznacznie od chłopaka, po czym z zadowoleniem spojrzałem na jego rozgrzaną do czerwoności twarz. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc swoje dzieło, a moja ręka zjechała na jego kolano.
- Idziemy?- zapytałem
Thomas mruknął ciche Yhym, po czym na powrót przyciągnął mnie do pocałunku. Zaśmiałem się w jego usta, jednak ten nie zaprzestał pocałunku, a nawet go pogłębił. Irytowało go to, że się uśmiechem. Dawał upust swojej złości podgryzając moją dolną wargę i ciągnąc za nią zębami.
- Przestań się śmiać.- mruknął pomiędzy pocałunkami.
Tym razem to ja mruknąłem Yhym, po czym pogłębiając pocałunek, pchnąłem go bardziej w fotel. Równie dobrze mógłbym nie iść na tą imprezę i pozostać z nim w aucie, aż do świtu. Nie potrzebuję obecności tamtych ludzi, aby dobrze się bawić, bo prawda jest taka, że znam o wiele lepszą rozrywkę. Taką, do której potrzebny, jest tylko Thomas i ja.
Oczywiście, że chodzi mi o grę w kółko i krzyżyk...zboczeńcy.
Znów pogłębiliśmy pocałunek, a moja dłoń zaczęła delikatnie jeździć w górę i w dół po jego nodze. Raz na jakiś czas zaciskałem dłoń na jego udzie, aby znów wydobyć z jego ust ten elektryzujący jęk. Ten dźwięk mieszał się z cichymi mlaśnięciami, gdy nasze usta na moment odrywały się od siebie. Nagle zrobiło mi się gorąco, gdy dłoń Thomasa oderwała się od mojego policzka i powędrowała w dół do mojego krocza. Zaciągnąłem się gwałtownie powietrzem, jednak nie na tyle drastycznie, by wystraszyć chłopaka. Zaczął mnie masować w najbardziej czułym miejscu, przez co moja dłoń jeszcze bardziej zacisnęła się na jego udzie. Czułem, jakby moja dusza unosiła się nad ciałem i jeśli tak właśnie wygląda niebo przysięgam, że do końca życia nie opuszczę ani jednej mszy. Bóg mi świadkiem.
Nagle poczułem szarpnięcie, a auto zaczęło się kołysać. Niestety nie była to sprawka Thomas'a, który w obecnej chwili był na skraju wytrzymałości, a grupki pijanych nastolatków.
Oderwaliśmy się od siebie, a ja odsunąłem się delikatnie w tył. Thomas zabrał swoją dłoń, po czym zdezorientowany zaczął się rozglądać. Przez okno zobaczyliśmy paru chłopaków z naszej szkoły, którzy stali dookoła auta i bujali nim niczym dziecięcą kołyską. Jeden z nich gwizdał, drugi śmiał się, a jeszcze inny śpiewał...no bynajmniej próbował.
- Chodźcie świętować! Pomiziacie się później!- krzyknął rozbawiony, na co mimowolnie parsknąłem śmiechem.
Spojrzałem na Thomasa, a gdy zobaczyłem wkurw na jego twarzy, zrozumiałem że za chwilę, pod domem policjanta, rozegra się morderstwo stulecia. No bo przecież, jak oni mogą tak testować amortyzatory przy jego kochanym aucie.
- Spokojnie, przecież ci go nie rozwa...
Nie było mi dane dokończyć, bo nagle grupka chłopaków zaczęła walić pięściami o dach auta.
- Chcę abyś wiedział, że będę cię regularnie odwiedzać w więzieniu.- rzuciłem widząc, jak na jego twarzy pojawia się chęć mordu.
- Zabiję. Każdego.- wysyczał.
Thomas wyskoczył z auta jak poparzony, po czym rzucił się na pierwszego lepszego chłopaka, który mu się nawinął i odepchnął go w tył. Wszyscy widząc Thomasa, zaprzestali uderzania pięścią w dach i skupili na nim całą swoją uwagę. Blondyn był wkurzony oraz naładowany nową ilością energii, którą prawdopodobnie wyładuje na każdym z osobna.
- W łeb sobie pierdolnij, a nie w moje auto!- warknąłem zderzając się klatką piersiową z chłopakiem.
Jednak oni byli za bardzo pijani by się tym przejąć. Od razu okrążyli Thomasa, po czym krzycząc coś po pijaku unieśli go w górę i zaczęli nim podrzucać. Thomas wrzasnął zaskoczony, na co ja momentalnie zacząłem głośno rechotać. Mogłem się tego spodziewać, że ta banda będzie cieszyć się z wygranej bardziej niż my.
- O chryste.- westchnąłem ciężko.
Wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki i wyszedłem z auta, aby pośmiać się z całej tej sceny. Gdy okrążyłem auto i oparłem się o drzwi kierowcy, grupka pijanych chłopaków, dalej podrzucała zdezorientowanym blondynem. Skrzyżowałem nogi w kostkach i dłonie na piersi, a na moich ustach wykwitły szeroki uśmiech, gdy zobaczyłem, jak Thomas bezskutecznie próbuje ich przekonać aby go odstawili.
- Tam jest kapitan!- krzyknął wskazując na mnie palcem.
Zaśmiałem się głośno, gdy chłopaki nic sobie z tego nie zrobili. Widziałem, że Thomas chce nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, jednak udało mi się tego uniknąć. Podejrzewam, że mnie zabije jako ostatniego...tak na deser.
W końcu dali mu spokój. Odstawili chłopaka na ziemię, po czym zdecydowali za niego, że czas się napić. Ruszyliśmy w stronę domu Brett'a. Thomas otoczony jedną grupką pijaków, ja drugą. Gratulowali nam wygranej i jednocześnie narzekali, że nie było nas od początku imprezy.
- Byłem w pracy.- bronił się Thomas.
- Trzeba było zabrać wolne!- stwierdził brunet zawieszony na jego szyi.- A ciebie czemu nie było?- zapytał spoglądając na mnie w tył.
Otworzyłem usta, aby mu odpowiedzieć, jednak w tym samym momencie chłopak idący obok uprzedził mnie.
- Musiał pilnować swojej księżniczki.
Wywróciłem oczami, gdy reszta wybuchła śmiechem. Mnie to nie ruszało, jednak po minie Thomas'a wnioskuje, że jego ego zostało delikatnie podrażnione.
- Jak ci walne, to przez tydzień będzie z pantoflem w dupie chodził.
O dziwo nie walnął chłopaka, a jedynie dołączył do ich wybuchu śmiechu. Weszliśmy do środka, mijając przy drzwiach na wpół żyjącego Connor'a, po czym od razu ruszyliśmy do kuchni. W pierwszej kolejności zamierzałem znaleźć Brett'a, aby się z nim przywitać, jednak ta banda pijaków niemalże zaciągnęła nas do wyspy kuchennej, na której stały różnego rodzaju trunki...a raczej ich końcówka.
Stanąłem obok Thomasa, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. Na jego ustach gościł uśmiech, a jego barki nie były już tak napięte jak wcześniej. Był po prostu zrelaksowany. W pewnym momencie zapragnąłem, aby pozostał taki przez całą imprezę i zapomniał o sprawie z Alex'em i Michael'em.
- Już myślałem, że się was nie doczekam.- powiedział Kevin sięgając po czerwone kubki. Chłopak rozdał każdemu, po czym chwycił za szklaną butelkę i zaczął rozlewać.
- No chłopaki!- krzyknął stojący obok mnie brunet.- To teraz oficjalnie możemy świętować wygraną!
Ich okrzyk rozniósł się po całej kuchni, czym tylko przyciągnęli uwagę innych. Wypiliśmy zawartość kubka zapominając, że nie dodaliśmy żadnego soku. Thomas skrzywił się, po czym bezzwłocznie chwycił za pierwszy lepszy napój i dolał do kubka.
- Ja pierdole.- odstawił kubek na blat znów się krzywiąc.- Pomarańcza.
Parsknąłem, na co ten zmarszczył gniewnie brwi. Nie przeraziło mnie to. Powiem nawet więcej. Czasami jego gniew w odpowiednich momentach wywołuje u mnie rozbawienie.
- Patrz na plusy. Gorzej już nie będzie.- wzruszyłem ramionami.
- Abyś nie wywołał wilka z lasu.- stwierdził.
I dosłownie po sekundzie telefon w jego kieszeni zaczął dzwonić. Chłopak nabrał powietrza w płuca, po czym westchnął ciężko. Od razu zorientowałem się, że to dziś nie pierwszy taki telefon. Nie wiedziałem jeszcze kto zaprząta mu głowę, jednak patrząc na jego minę wnioskuje, że nie jest z tego zadowolony. Thomas wyciągnął telefon z tylniej kieszeni, po czym spojrzał na ekran. Nie ukrywał przede mną połączenia, jednak gdy tylko zobaczył kto dzwoni rozłączył się.
- Asher?- zapytałem.
Blondyn schował telefon, po czym chwycił za butelkę. Potrząsnął ją nawiązując kontakt wzrokowy z resztą chłopaków, a ci ochoczo wystawili w jego stronę kubki.
- Dzwoni od jakiś dwóch godzin.- wyjaśnił nalewając każdemu do kubka.
Po akcji w szatni mam do Asher'a mieszane odczucia. Nie. Prawda jest taka, że nie wiem co o nim myśleć. Z jednej strony chciałbym go rozwalić, za to co w przeszłości zrobił Thomas'owi, a z drugiej chciałbym mu podziękować za to, że wkręcił Lucas'a.
A co do tej całej akcji. Poczułem tylko jedną emocje, gdy Lucas powiedział, że Thomas mnie zdradza, bo piszę z nim w ukryciu. Rozbawienie. Poważnie, nie mogłem sobie tego wyobrazić, by Thomas zachował się jak bezmózgi palant. Od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak.
- Może odbierzesz?- zaproponowałem. Chłopak spojrzał na mnie unosząc brew.- Może chce domknąć jakąś sprawę.
- Wszystkie sprawy są zamknięte. Skopaliśmy im dupy na boisku. Lucas dostał za swoje i na dodatek się zbłaźnił.- stwierdził po czym wypił połowę drinka.
Odłożył kubek na blat, po czym nagle zamarł z drinkiem w buzi. Jego policzki były wydęte, a oczy rozszerzyły się. Wyglądał jakby właśnie uświadomił sobie, że nie wyjął filetu z zamrażarki, a za pięć minut ma zjawić się mama. Spojrzałem do kubka, aby sprawdzić czy czasem znów nie nalał sobie soku pomarańczowego. Nie, tym razem to cola.
- Wszystko w porządku?- zapytałem zmartwiony.
Thomas spojrzał na mnie, a ja tylko cudem powstrzymałem się, aby nie parsknąć śmiechem. Wyglądał jak wiewiórka, która przeceniła pojemność swoich policzków.
Szybko rozejrzałem się, aby upewnić się, że nikt na nas nie podsłuchuje, po czym znów spojrzałem na Thomasa i wypaliłem.
- Chciałem to powiedzieć trochę później, no ale cóż.- pochyliłem się do jego ucha.- Może najpierw połknij.
Odsunąłem się, aby spojrzeć na jego reakcje. Chłopak poczerwieniał przeistaczając się z wiewiórki w dojrzałego pomidora. Z trudem i szalejącymi myślami połknął alkohol, po czym wystawił palec w moją stronę i otworzył usta aby mnie zbluzgać.
Niestety w tym samym momencie Stiles rzucił się nam na szyję i krzyknął uradowany. Nie był pijany, a przynajmniej nie wyczułem od niego alkoholu. Śmierdział tym co zawsze, czyli potem i moimi perfumami. Kutas mógłby kupić sobie własne.
- A kto tu w końcu zaszczycił nas swoją obecnością.- rzucił spoglądając to na mnie to ma Thomas'a.
- Tęskniłeś?- zapytał z rozbawieniem Thomas.
- Oczywiście.- stwierdził puszczając nas i spoglądając na moją osobę.- Już zaczęły mnie nudzić te wszystkie gratulacje, gdy te pijaki zaczęły mnie z tobą mylić.
- Po takim czasie powinni już zacząć nas rozróżniać.- wywróciłem oczami.- Mam nadzieję, że jako mój prywatny prawnik wyglądałeś dobrą mowę.
Stiles skrzywił się, na co od razu uniosłem z zaciekawieniem brew. Co on znów odwalił?
- No wiesz.- zaśmiał się nerwowo.- Póki gratulowali wygranej jakoś dawałem radę. Gorzej było z urażonymi dziewczynami.
Od razu zorientowałem się o co może chodzić. Niekontrolowanie zaciągnąłem się powietrzem przez zaciśnięte zęby, po czym przykładając kubek do buzi odwróciłem wzrok. Próbowałem ukryć w ten sposób rozbawienie, które mimowolnie pojawiło się na moich ustach.
- Tak cię to bawi, że uniknąłeś nalotu tej szarańczy? Prawie zginąłem!- oburzony wyrzucił dłoń w górę.- Jedna tak się nakręciła, że musieli ją w pięciu ode mnie odciągać. Te buldożery przebiły się nawet przez żywy mur stworzy przez njwiekszych osiłków naszej szkoły! Dopiero Brett je uspokoił tłumacząc, że ja to ja, a nie ty.
Parsknąłem śmiechem, a mój wzrok spoczął na Thomasie. Blondyn był rozbawiony, jednak z jego wyrazu twarzy było można wywnioskować, że z tyłu głowy myślał o czymś innym. Chłopak spojrzał na mnie, a gdy nasz wzrok skrzyżował się, spoważniał. Coś było na rzeczy i o dziwo wyczułem to podświadomie. Coś w rodzaju szóstego zmysłu. Otworzył usta, jednak w tym samym momencie Stiles wypalił.
- A właśnie. Chciałem z tobą porozmawiać. Możemy na chwilę wyjść?
To pytanie było kierowane do mnie. Spojrzałem na swojego brata, a widząc jego zmianę postawy poczułem jak fala zdezorientowania rozlewa się po moim ciele.
- Na osobności.- dodał.
- To coś poważnego?- zapytałem unosząc brew.
Jeszcze parę chwil temu obiecałem Thomas'owi, że go nie zostawię na tej imprezie.
Brat kiwnął głową, na co ja instynktownie spojrzałem na Thomasa. Blondyn widząc moje zachowanie westchnął zirytowany, po czym chwycił za butelkę z wódką.
- Czy ja ci wyglądam na małe dziecko, które nie potrafi się obronić?- zapytał zirytowany.
- Mam być szczery, czy dla dobra sprawy mam to przemilczeć?
Thomas wystawił w moją stronę środkowy palec, po czym na szybki zrobił drinka. Chwycił kubek w dłoń, po czym zbliżył się do mnie i spojrzał w moje oczy.
- Idź, ja dołączę do Brett'a i Liama. Pasuje?- zapytał na co niechętnie kiwnąłem głową.
Brett jest na bieżąco z tematem Alexa i Michaela, więc jeśli będzie blisko niego mogę być spokojny.
- Z tym dołączeniem to radzę ci się dwa razy zastanowić.- rzucił nagle Stiles. Obaj spojrzeliśmy na niego, po czym posłaliśmy mu pytające spojrzenie.- No chyba, że lubisz geometrię.
Sekundę. Tyle mi zajęło, by zrozumieć o co mu chodzi.
- Na szczęście nie będę musiał.- wypalił nagle Thomas i ruchem głowy wskazał na korytarz.
Spojrzałem tam, a w głębi korytarza dostrzegłem Bretta i Liama schodzących po schodach. Blondyn wyglądał normalnie, jakby nic przed chwilą się nie wydarzyło. Brett natomiast nie trudził się z włosami, które były w kompletnym nieładzie. Podejrzewam, że o tej godzinie i tak nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Już myślałem, że się nie pojawisz.- rzucił Brett wchodząc do kuchni z szeroko rozłożonymi rękom.
- Przecież pisałem, że niedługo będę. Gdzie ty trzymasz ten telefon?
- Byłem trochę zajęty.- odparł, po czym wymownie spojrzał na Liama.
Blondyn wywrócił oczami, jednak ani trochę się tym nie przejął.
- To może w końcu czegoś się razem napijemy?- zaproponował wskazując brodą na wyspę kuchenną.
Spojrzałem na Stiles'a, a gdy zobaczyłem jego minę, zrozumiałem, że to naprawdę coś ważnego. Otworzyłem usta, aby przeprosić, jednak jak się po chwili okazało, Thomas postanowił mnie wyręczyć.
- Stiles i Dylan muszą obgadać pewną braterską sprawę. Za to ja chętnie się napije.
I nie czekając na odpowiedź Brett'a pociągnął za sobą Liama w głąb kuchni. To chyba najlepszy sposób by pociągnąć za sobą Brett'a.
- Czekaj.- chwyciłem Brett'a za ramię. Brunet spojrzał na mnie i z zaciekawieniem znaczył brwi.- Spójrz na niego.
- Znów?- zaczął, po czym dyskretnie rozejrzał się.- Alex i Michael?
Od razu kiwnąłem głową, na co Brett odpowiedział mi tym samym i poklepał mnie po ramieniu. Był to gest wsparcia. Mały, jednak dla mnie bardzo cenny.
Stiles i ja wyszliśmy przed dom, po czym usiedliśmy na ozdobnych kamieniach na trawniku. Ludzie krzątali się za naszymi plecami, jednak byli na tyle daleko, by nasz głos do nich nie dotarł. Był już grudzień, a na dworze panował mróz, przez co zacząłem się zastanawiać, czy siedzenie na kamieniu jest dobrym pomysłem. Pewnie będę żałować na starość.
Wyprostowałem nogi, po czym wkładając dłonie do kieszeni kurtki spojrzałem na brata. Chłopak był w podobnej pozycji co ja, z tą różnicą, że jego plecy były przygarbione. Tego kreatyna poznałem jeszcze przed moimi narodzinami, więc doskonale wiedziałem, co oznacza ta pozycja.
- Rozmawiałem z mamą. Dzwoniła do mnie.
Dreszcz jaki rozszedł się po moim ciele, na sto procent nie był spowodowany chłodem panującym na dworze.
- Powiedziała, że kupuje dom w innym mieście. Większy, z trzema pokojami. Zaproponowała, że możemy u niej zamieszkać.
Momentalnie obejrzałem się za siebie i spojrzałem na dom, w którym znajdowali się moi przyjaciele, oraz Thomas. Wyprowadzka i ucieczka od ojca wydaje się być czymś dobrym dla naszego zdrowia psychicznego. Moglibyśmy w końcu przestać martwić się, że znów zjedzie nas o byle gówno. Szczególnie gdy się napije. Odpoczynek od niego bardzo by nam się przydał, jednak istnieje też druga strona medalu.
Są tu moi przyjaciele i co ważniejsza, jest tu Thomas, z którym naprawdę bardzo się zżyłem.
- Co o tym sądzisz?- zapytał, przez co od razu na niego spojrzałem.
Powiedział to takim tonem, jakby zaraz mielibyśmy wstać i zacząć pakować walizki. Ale ja mialem na swoje życie inne plany.
- Nie będę u nich mieszkać.- wyznałem szczerze.- chce skończyć szkołę i wyprowadzić się na swoje.
- Nie chcesz jej odwiedzić?
- Oczywiście, że chcę i to bardzo. Przecież sam rozumiesz.
Stiles kiwnął głową, po czym zagryzając dolną wargę spojrzał w dół. Wyglądał jakby coś nadal go dręczyło. Jakby chciał mi coś powiedzieć, jednak nie wiedział od czego ma zacząć.
- Jest coś jeszcze, prawda?- zapytałem.
- Cóż.- poprawił się na kamieniu i spojrzał przed siebie. Wiedziałem, że zbiera właśnie myśli.- Tak, właściwie jest jeszcze coś, o czym chciałem ci powiedzieć.
Nie podobał mi się ten tajemniczy ton.
- Miałem powiedzieć ci to już wcześniej, ale pokłóciłeś się z ojcem i uciekłaś z domu. Myślałem, że to może i lepiej, że nie będę musiał o tym mówić.- Stiles zwilżył dolną wargę, po czym schował dłonie głębiej, w kieszenie kurtki.- Poznałem kogoś.
Zamrugałem raz. Drugi. Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem i że mój brat, właśnie nie powiedział, że jest z kimś w bliższych relacjach. Na moich ustach momentalnie wykwitły szeroki uśmiech, a fala radości rozlała się po moim ciele.
- Gratulacje!- krzyknąłem klepiąc go po plecach.- Ej! Co ty taki spięty! Nie cieszysz się?
- Cieszę.- zaśmiał się nerwowo.
- Czemu od razu do mnie z tym nie przyleciałeś? W ogóle, co to za pomysł, aby to ukrywać! Trzeba świętować!
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Szczerze? Już miałem obawy, że nikogo sobie nie znajdzie.
- No dalej, chwal się kto to jest.- kontynuowałem szturchając go w ramię.- Znam ją? Chodzi do naszej szkoły?- Stiles kiwnął głową, po czym na powrót zaczął podgryzać dolną wargę.- Blondynka, brunetka, ruda?
- Czarne włosy
- Długie?
- Krótkie.
- Wysoka?
- Tak...i bardzo barczysta
Uniosłem głowę w górę, po czym na szybko przypomniałem sobie, które dziewczyny z naszej szkoły pasują do opisu. Mamy parę wysokich dziewczyn z czarnymi krótkim włosami, jednak tylko jedna jest barczysta.
- No bez jaj.- zmarszczyłem brwi spoglądając na brata.- Bertha?! Ale, że nasza kucharka?
Szybciej Liama bym o to podejrzewał.
I wtedy, pierwszy raz w życiu, Stiles spojrzał na mnie jak na idiotę. Parsknąłem śmiechem i odchyliłem swoje ciało w tył, o mały włos nie wywracając się na trawę za mną.
- Wolał bym zdechnąć z głodu, niż mięć codziennie jej kuchnie na obiad.- wymamrotał
Uspokoiłem swój wybuch śmiechu, po czym wycierając łzę z kącika oka, spojrzałem na brata.
- Dobra, a tak poważnie? Kto to jest? Nie chce bawić się już w zgadywanki.
Stiles westchnął ciężko, po czym z całkowitym opanowaniem spojrzał w moje oczy. Teraz jeszcze bardziej nie podobała mi się ta postawa. Jeśli byłaby to zwykła dziewczyna, nie miałby powodu, aby tak się zachować.
- To Derek.
To żart...nie, mówię poważnie. To kolejny żart.
Doskonale o tym wiedziałem, a na dowód tego parsknąłem krótkim śmiechem. Stiles nie spuszczał ze mnie wzroku, gdy moje usta na powrót uformowały się w szeroki półksiężyc.
- Boże, stary.- zaśmiałem się głośno.- Dobra, ale już bez żartów, bo naprawdę jestem ciekawy.
Znów opanowałem swój śmiech, jednak ten szeroki uśmiech pozostał na mojej twarzy. Spojrzałem na Stiles'a, a pomiędzy nami nastała cisza. Chłopak był opanowany i przyglądał mi się, tak jakby czekał na kolejną reakcje. Myślałem, że zaraz poznam imię dziewczyny, w której się podkochuje, jednak nic takiego nie nastąpiło.
Nagle w mojej głowie zapaliła się lampka. Jeśli wcześniej byłem lekko podpity, tak teraz jestem w stu procentach pewny, że wszystko ze mnie wyparowało. Zimny pot rozlał się po moim ciele, a włosy stanęły dęba. Miałem nawet wrażenie, że lekko zakręciło mi się w głowie.
- Czekaj.- wymamrotałem widząc jego poważny wraz twarzy.
A później Stiles odwrócił wzrok i spojrzał w dół na swoje dłonie. Zaciągnąłem się mało dyskretnie powietrzem przez nos, po czym mimowolnie spojrzałem przed siebie. Moja szczęka opadła.
Mojemu bratu podoba się Derek...ten Derek? Ten, którego nasz ojciec nienawidzi. Ten, który współuczestniczył w napadzie na muzeum? Ten, który ma, może z pięćdziesiąt lat?
Od razu pożałowałem ostatniej myśli, bo kompletnie nie kontrolując swojego języka wypaliłem.
- Chory jesteś?
Widziałem jak mimika jego twarzy zmienia się. Z przestraszonego i niepewnego zmienił się w stu procentach wkurzonego i zdeterminowanego. Stiles nie myśląc długo wstał, po czym wkładając dłonie do kieszeni kurtki stanął przede mną.
- Słuchaj, nie interesuje mnie, co o nim myślisz, a to co mówił o nim ojciec jest nieprawdą. Poznałem go, ty nie. Wiem, że jest dobrym człowiekiem...
Niekontrolowanie wstałem na równe nogi i nie spuszczając wzroku z mojego brata. stanąłem naprzeciw niego.
- Jaki dobry człowiek podrywa dziecko?- wypaliłem nim zdążyłem ugryźć się w język.
- Dzieli nas zaledwie siedem lat! On tylko wygląda tak staro. I nie jestem dzieckiem!- wyrzucił dłonie w górę.- Poza tym, to nie on mnie podrywał tylko ja jego.
Odchyliłem głowę lekko w tył, a moje brwi zmarszczyły się. Stiles nie odrywał ode mnie swojego wkurzonego spojrzenia, natomiast ja nie miałem siły, aby odwrócić głowy.
- Stiles.- zacząłem zrezygnowany.- On jest twoim nauczycielem. Zastanów się nad tym co robisz, wy nie możecie się spotykać. Przepraszam, że to mówię, ale to popierdolone.
- To nie jest popierdolone.
- Jest i to bardzo. Przecież to podchodzi pod pedofilię. Słuchaj, on mógł cię zmanipulować.-zacząłem grzebać w kieszeni w poszukiwaniu telefonu.- Musimy zgłosić to na policję. Zadzwonię do ojca i.
Wyciągnąłem telefon. Stiles nie myśląc długo zamachnął się, a telefon który przed chwilą spoczywał w mojej dłoni wylądował na trawniku. Zaskoczony spojrzałem na urządzenie, by po chwili znów zerknąć na brata. Z jego oczu emanowała wściekłość, jakiej do tej pory, nigdy u niego nie widziałem.
- Zwariowałeś?- parsknąłem.
- Nigdzie nie zadzwonisz. Możesz tego nie akceptować, ale nie masz prawa układać mi życia.
- Stiles, ja nie zamierzam ci go układać, tylko naprowadzić cię na właściwe tory. Ile razy ci pomagałem, bo z czymś sobie nie radziłeś. Posłuchaj mnie i tym razem.
- Już skończyłeś Patrick?
Zamarłem z lekko rozchylonymi ustami. Stiles nazwał mnie imieniem naszego ojca, a ja doskonale rozumiałem, co ma na myśli. Znów przeszły mnie dresze, a moje ciało zamarło w bezruchu.
- Przestań.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Och Dylan.- zaśmiał się gorzko.- Nie widzisz tego? Zachowujesz się jak on.- uśmiechnął się szerzej, jednak ten uśmiech nie dosięgnął oczu.- Jedziesz po mnie jak po najgorszej szmacie, tylko po to, aby sobie ulżyć. Dobrze ci? Mówi się, że jaki ojciec taki syn, co nie? Myślałem, że nas to nie będzie dotyczyć, ale jak widać myliłem się. Idzie ci świetnie Dylan! Moje gratulacje stary!- wyrzucił dłonie w górę.- I co teraz? Parę lat się podszkolisz, a uczeń przerośnie mistrza?
- Nie jestem jak ojciec!
- Jesteś. Atakujesz, gdy widzisz coś, co ci się nie podob! Przyjrzyj się temu co robiłeś jeszcze do niedawna.- wskazał głową na dom.- Pobiłeś się z Mike'em, bo ten pozwolił sobie na niewinny żart. Skłóciła całą drużynę. Zepchnąłeś Brett'a ze schodów, po tym jak zobaczyłeś go razem z Liamem. Dręczyłeś Thomas'a, za to, że ośmielił się wejść na boisko, gdy graliście....a raczej chciałeś to zrobić.
Stiles cofnął się o krok, aby dokładnie mi się przyjrzeć. Mimo, że światło latarni nie oświetlało nas w stu procentach, doskonale widziałem ten wstręt w jego oczach. Dreszcze rozeszły się po moim ciele, a oddech ugrzązł w gardle. Nie potrafiłem się poruszyć, a o wypowiedzeniu choćby jedynego słowa mogłem pomarzyć.
Nie jestem jak ojciec. Po prostu wiem czego chcę. Zawsze powiem to co myślę i jest to spowodowane moją asertywnością. Jeśli ktoś myśli, że jego zdanie jest prawdziwe i chce mi wmówić swoją prawdę, poniesie klęskę.
Jeszcze do niedawna, tak właśnie bym pomyślał.
Ale prawda była taka, że miał rację. Nigdy nad sobą nie panowałem i zawsze próbowałem, jakoś to usprawiedliwić. Myślałem, że po prostu taki mam charakter, a raczej tak to sobie tłumaczyłem.
- Ale wiesz co. Przez tyle lat byłem gnojony, że już mnie to nie rusza.- kontynuował z tym samym gorzkim uśmiechem na ustach. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej, a nogi prawie się pode mną ugięły.- Derek niedługo kończy pracę w szkole i przeprowadza się do miasta niedaleko naszej mamy.
- Chcesz u niej zamieszkać? Wyprowadzić się stąd?
Stiles nie odpowiedział, jednak jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Mówiło, "a co mi pozostało", "nie chce tu być", "nie zmienisz mojej decyzji", "już postanowiłem".
Chciałem się na niego wydrzeć. Wykrzyczeć, że nie może tego zrobić. Że nie może odejść i zostawić nas wszystkich... że nie może zostawić mnie. Miałem ochotę chwycić go, zaprowadzić do domu i przywiązać do najgrubszej belki w piwnicy. Byłem gotowy nawet zepsuć jego relacje z Derekiem. Wystarczyło by wysłać mu list z pogróżkami i nastraszyć ojcem. Właściwie, to mógłbym do niego pójść osobiście i...
Kolejny dreszcz rozszedł się po moim ciele, gdy zorientowałem się co właśnie dzieje się w mojej głowie. Stiles miał rację. Jestem jak on. Jestem jak nasz ojciec, który w podobny sposób chciał zatrzymać przy sobie naszą matkę. Poczułem wstręt do samego siebie za te myśli.
- Nie chce się od ciebie odcinać, ale jeśli czujesz, że nie możesz na mnie patrzeć, to po prostu powiedz.- wzruszył ramionami.- Postaram się zniknąć do świąt.
- Teraz to już do reszty powariowałeś.
Dylan, kurwa, zamknij ryj.
Stiles nie zareagował na tą odpowiedź. Po prostu najzwyczajniej w świecie schylił się, po czym podniósł mój telefon, aby mi go wręczyć.
- Zrób co uważasz za słuszne.- powiedział przystawiając telefon do mojego torsu.
A później jako pierwszy odwrócił wzrok i ruszył w stronę domu. Przytrzymałem telefon na wysokości klatki piersiowej, po czym obracając się schowałem go do kieszeni. Nie mogłem pozwolić odejść Stiles'owi.
Nie czekając ani chwili, chwyciłem Stiles'a za ramię. Chłopak zatrzymał się w miejscu, jednak nie obrócił się. Widziałem jak wzdycha ciężko, przez co poczułem się, jak ten irytujący dzieciak z osiedla, który zaczepia wszystkich i zadaje głupie pytania.
- Daj mi coś powiedzieć.- poprosiłem puszczając go.
Stiles wiedząc, że nie odpuszczę obrócił się, po czym od niechcenia uniósł jedną brew.
- Wiem, że zabrzmie teraz jak ojciec, ale muszę to powiedzieć. Nie chce, żebyś nas zostawiał, a szczególnie dla niego.- z trudem przeszło mi to przez usta.- Nie znam go i nie wiem jakie ma intencje...ja mówię, nie przerywaj mi.- dodałem widząc jak otwiera usta.- I masz rację, nie zaakceptuje go, ale tylko do momentu, aż go dobrze nie poznam.
- Czyli.
- Stiles, nie wpieprzaj się w mój monolog, bo do kurwy nędzy zapomnę co chcę powiedzieć!- wyrzuciłem dłonie w górę, na co kącik ust Stiles'a drgnął lekko w górę.- Dobra, a więc. Jak na razie nie toleruje go. Uważam, że stać cię na kogoś znacznie lepszego, a mój wewnętrzny głos podpowiada mi, aby kogoś ci znaleźć...ja mówię.- Stiles wywrócił oczami.- Przez tyle lat byliśmy razem, że kompletnie wyleciała mi z głowy jedna rzecz. To że kiedyś serio pójdziemy w inne strony i założymy własne rodziny.- zrobiłem krótką przerwę, aby zabrać głębszy wdech i uspokoić myśli. Czas przejść do kulminacyjnej części.- To trochę przerażające, ale jeśli mam być szczery, to wolę taki scenariusz, niż ten, w którym się ode mnie odcinasz.
Pomiędzy nami zapanowała cisza, a ja nie wiedząc co zrobić zacisnąłem szczękę. Wyraz twarzy Stiles'a zmienił się i teraz patrzył na mnie z zaciekawieniem. Miałem wrażenie, jakby cisza, która między nami postała, coraz bardziej się wokół mnie oplatała. Zaczynało mnie to dusić. Na szczęście po paru chwilach Stiles postanowił się nade mną zlitować. Wykonał dwa szybkie kroki, po czym bez ostrzeżenia zamknął mnie w braterskim uścisku.
Chyba tyle mi wystarczyło. Niby nic, jednak dla mnie znaczyło wszystko.
On sie przełamał, więc teraz nadszedł czas i na mnie.
- Przepraszam.- wyszeptałem.
Poczułem jak jego ciało drży. Nie był to płacz, a bezdźwięczny śmiech. Momentalnie odsunąłem się od brata, po czym posłałem mu pytające spojrzenie.
- Chyba pierwszy raz w życiu słyszę od ciebie szczere przeprosiny.
- Już nie raz przepraszałem
- Yhym.- kiwnął głową.- Wtedy kiedy mama kazała ci mnie przeprosić po tym, jak zepchnąłeś mnie pomostu do wody?
Wywróciłem oczami, jednak nic nie odpowiedziałem.
Między nami znów zapanowała cisza, jednak tym razem była ona inna. Przez ten cały szok spowodowany wiekiem drugiej połówki Stiles'a, nieświadomie zignorowałem jedną ważną kwestię.
- A więc.- zacząłem z niemalże namacalną niezręcznością.- Jesteś taki jak ja.
Stiles odwrócił wzrok, po czym mało dyskretnie nabrał powietrza w płuca.
- No cóż.- odparł, po czym nie wiedząc co zrobić zaczął drapać się po karku. To jego odruch na stres.- Na to wychodzi.- wzruszył ramieniem.
- Ojciec chyba nie będzie zadowolony, gdy dowie się, że nie będzie wnuków.- zauważyłem.
Stiles nie wiedział jak na to odpowiedzieć, dlatego najzwyczajniej w świecie uniósł lekko dłonie, po czym na powrót opuścił je wzdłuż tułowia. Tą kwestię możemy chyba przemilczeć.
- Proponuję, aby dziś się tym nie przejmować.- zasugerował, po czym głową wskazał na dom.- Idziemy? Impreza, zaraz się skończy.
Kiwnąłem mu głową, a gdy na jego twarzy zagościł lekki uśmiech uniosłem dłoń i zarzuciłem mu ją przez ramię. Ruszyliśmy w stronę domu, z którego dalej wydobywała się muzyka, puszczana z ogromnych tub. Gdy dochodziliśmy do schodów zauważyłem, że Connor dalej siedzi skulony w kącie. Jego każda impreza wygląda podobnie. Przychodzi z dziewczyną, ta go zdradza, a później płacze w jakimś kącie. Nie umie poznawać się na ludziach i oby nie chciał iść w ślady swojego ojca, bo jeśli on też zostanie burmistrzem, zadłuży nasze miasto. Chyba czas go zgarnąć do środka, bo zaraz tu zamarznie i wywołamy skandal tą imprezą.
I naprawdę chciałem to zrobić, jednak w tym samym momencie drzwi otworzyły się, a na zewnątrz wyleciał Thomas. Blondyn był cały czarowny, twarz wykrzywioną miał w dziwnym grymasie, a z jego oczu tryskała furia. W pierwszej chwili wystraszyłem się, gdy zobaczyłem jego minę. Pomyślałem, że Alex i Michael dopadli go pod moją nieobecność i coś mu zrobili. Jak się po chwili okazało, powodem jego stanu było coś innego.
- One są niepoważne.- powiedział trzaskając za sobą drzwiami.
Chłopak zszedł do nas po schodkach, po czym bez skrępowania chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę ulicy. Zrobił to tak nagle i bez ostrzeżenia, że nie miałem szansy zaprotestować.
- Ale.- chciałem się spierać.
- Przepraszam Stiles! Muszę ci go na chwilę zabrać!- krzyknął unosząc dłoń w górę.
Spojrzałem za siebie, aby nawiązać kontakt wzrokowy z bratem. Chciałem go przeprosić, jednak nie zdążyłem, bo ten tylko kiwnął mi ręką, że wszystko jest w porządku.
- Zaczekam na was w środku!- krzyknął i bez chwili namysłu wbiegł po schodkach.
Znów spojrzałem na Thomasa, który prowadził mnie przez trawnik. Przeszliśmy przez chodnik na jezdnię, po czym ruszyliśmy do auta Thomas'a. Chłopak zatrzymał się i zaczął nerwowego grzebać po swoich kieszeniach. Zaczął się nawet dyskretnie rozglądać, a dopiero po paru zdezorientowanych sekundach zorientowałem się czego szuka.
- Ja je mam.- powiedziałem sięgając do mojej kurtki.
Wyciągnąłem kluczyki i od razu rzuciłem je Thomas'owi. Chłopak złapał je w locie, po czym wyciągnął w moją stronę palec wskazujący, jakby chciał mi zagrozić.
- Po ślubie podpisujemy intercyzę.- rzucił niby poważnym tonem, przez co od razu parsknąłem śmiechem.- Właź.
Weszliśmy do auta, a Thomas od razu wziął się za umieszczenie telefonu w uchwycie na desce rozdzielczej. Obserwowałem go z zaciekawieniem, bo z jego mowy ciała i wyrazu twarzy nie dało się wywnioskować nic jednoznacznego. Z jednej strony był chaotyczny, robił wszystko zbyt nerwowo, natomiast na twarzy gościła dziwna determinacja, jakby cel, który chce osiągnąć był na wyciągnięcie ręki.
- Ty chyba nie zamierzasz nigdzie jechać.- chciałem się upewnić.
- Powiem nawet więcej. Mam w planach obrabować bank.
Thomas rzucił mi przelotny uśmiech, a gdy skończył grzebać przy uchwycie oparł się o fotel o spojrzał na mnie.
- Mam pomysł.
- Ale z tym bankiem żartowałeś?- zapytałem przez lekki śmiech.
- Może kiedyś.- machnął jak gdyby nigdy nic ręką i wywrócił oczami.- Ale teraz do rzeczy. Mam pomysł jak podejść Alexa i Michaela.
- Założenie ciekawe, tylko teraz pojawia się jeden problem. Przecież nie wiemy co zamierzają zrobić.- zauważyłem
- Właśnie.- wystawił w moją stronę palec.- Ale znam osoby, które to wiedzą.
Sekundę. Tyle potrzebowałem, aby domyślić się, o kogo mu chodzi. Na mojej twarzy momentalnie uformował się grymas niezadowolenia, jednak o dziwo w mojej głowie nic nie krzyczało, że to zły pomysł. Dwie sprzeczne emocje wiły sie w moim ciele i żadna z nich nie chciała przejąć dominacji. Chyba chęć wgniecenia w ziemię Alexa i Michaela zagłusiła zdrowy rozsądek.
Nagle twarz Thomas'a została podświetlona, przej jego telefon tkwiący w uchwycie. Mimowolnie spojrzałem na urządzenie, a moim oczom ukazała się ikonka przychodzącego połączenia wideo.
- Asher.- przeczytałem napis, po czym znów zetknąłem na Thomas'a.
- Cały czas dzwonił. Napisałem mu, że chce informacje od Lucas'a co nagadał tamtej dwójce.
- Domyślam się, że wystawił jeden warunek.- zaważyłem.
Thomas pospiesznie kiwnął głową. Przez chwilę między nami panowała cisza, jednak ja nie miałem zamiaru jej przedłużać. Widziałem, że Thomas czeka na moje zdanie na ten temat, dlatego postanowiłem przejść do sedna, bez niepotrzebnej gadaniny. Pochyliłem się, po czym bez najmniejszego zawahania odebrałem połączenie.
Gdy odchyliłem się na fotel i włączyłem światło nad nami, zerknąłem na Thomas'a, którego wzrok nadal spoczywał na mnie. Nie uśmiechał się, jednak w jego oczach dostrzegłem mały błysk, który dziękował za zrozumienie.
- No nareszcie. Ile można czekać.- głos Asher'a rozniósł się po aucie.
Spojrzeliśmy na ekran, a naszym oczom ukazał się Asher oraz (o dziwo) Lucas. Oni również siedzieli w aucie, a ich telefon musiał spoczywać w uchwycie, bo obraz był wystarczająco oddalony by uchwycić ich całych.
Nie spodziewałem się, że zobaczę ich razem po tym całym incydencie w szatni.
Asher, który siedział na miejscu kierowcy opierał się luźno o podłokietnik. Na jego twarzy gościł delikatny uśmiech, a sama postawa wskazywała na to, że był zrelaksowany. Podobnie było z Lucasem, z tą różnicą, że z jego twarzy nie dało się wyczytać zupełnie nic. Wyglądał jak posąg, a nawet tak się zachowywał, ponieważ nie wykonywał najmniejszego ruchu. Podejrzewam, że został do tej rozmowy zmuszony.
Nagły przypływ adrenaliny rozlał się po moim ciele i wypełnił każdy jego skrawek. Jego obecność, nawet na tak dużą odległość, wywołuję u mnie negatywne emocje. Myślałem, że będę w takim nastroju, przez całą rozmowę, jednak wtedy na jego twarzy dostrzegłem coś, co poprawiło mój humor. Światło padające z lampki nad ich głowami nie spełniało zadania w stu procentach, jednak to limo pod jego okiem było dostatecznie widoczne.
No i cóż. Nie mogłem powstrzymać się od komentarza.
- Lucas, naprawdę schlebiasz nam, ale nie musiałeś specjalnie dla nas, robić makijażu.- powiedziałem kładąc dłoń na klatce piersiowej.
Delikatny uśmiech wykwitły na mojej twarzy, gdy jego brew drgnęła, a na twarzy zagościł grymas. Chciał być ponad to, jednak coś mu nie wychodziło. Naprawdę ciekawiło mnie skąd ma to limo. Przecież ja uderzyłem go w brzuch, a na boisku nie doszło do takiego kontaktu.
- Daruj sobie.- odparł.
To tylko poprawiło mi humor.
- Możemy przejść do rzeczy?- pogonił Thomas, jednak w jego głosie dało się wyczuć zadowolenie.- Co im nagadałeś.
Lucas uniósł delikatnie brodę, a jego barki nieznacznie poruszyły się. Poczuł się nieswojo, a ten odór zażenowania dało się wyczuć nawet przez ekran.
- Nic specjalnego.- wzruszył od niechcenia ramionami.
- Nie bądź taki pewny siebie, bo zaraz przedzwonie do internatu i poinformuję o braku dwójki lokatorów.
- Wypisaliśmy się.- Lucas odbił piłeczkę.
Niestety zapomniał, że Thomas zawsze ma asa w rękawie.
- Oj.- Thomas pokręcił głową udając rozczarowanie.- To tatuś pewnie nie będzie zadowolony z bezczynności swojego kochanego synka.
Twarz Lucas'a jakby zbladła, natomiast klatka piersiowa Asher'a gwałtownie uniosła się. Widocznie blondyn trafił w czuły punkt, a ja byłem z tego powodu kurewsko zadowolony. Może ta rozmowa nie będzie taka zła.
- Mów co im nagadałeś.
Te słowa wypłynęły z moich. Oczy Lucas'a nieznacznie ruszyły się i choć nie miałem stu procentowej pewności wiedziałem, że w tym momencie patrzy tylko i wyłącznie na mnie. Nie czułem się zdominowany jego ciężkim spojrzeniem. Cóż, powiem nawet więcej. Odczuwałem ogromną satysfakcję widząc jak próbuję mnie nastraszyć.
Cisza niebezpiecznie przedłużyła się, a ja byłem gotowy do kolejnego kontrataku. Naprawdę byłem na to gotowy, niezależnie od tego jakiej broni użył by przeciwnik. Byłem gotowy na wszystko, jednak nie na to, co po chwili zrobił Asher.
Chłopak westchnął zrezygnowany, tym samym przerywając ciszę, po czym bez najmniejszego skrępowania sięgnął do dłoni Lucas'a, która spoczywała na podłokietniku. Obiektyw aparatu oddalony był wystarczająco, byśmy mogli zobaczyć jak ich palce zaplatają się. Delikatny prąd zaskoczenia rozniósł się po moim ciele i choć desperacko próbowałem to ukryć, nie udało mi się. Mimowolnie spojrzałem na Thomas'a, a gdy i na jego twarzy dostrzegłem zaskoczenie zrozumiałem, że to mi się nie przewidziało.
- Obiecałeś.- Asher praktycznie wyszeptał.
I wtedy Lucas zmiękł. Jego barki opadły, a płuca wypełniły się gwałtownie nabranym powietrzem.
- Dobra. Ale robię to tylko po to, by zakończyć rozmowę.- puścił dłoń Asher'a, po czym poprawił się na fotelu i zerknął na Thomas'a.- Wspomniałem im o tym incydencie z pomalowaniem cie.
Słyszałem moment, w którym Thomas, padł na oparcie fotela. Nie patrzyłem na niego, jednak doskonale wiedziałem, jaką teraz ma minę. Był wkurzony, a z jego oczu tryskała chęć mordu, dokładnie taka sama, jak z moich. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Alex i Michael nie cofną się przed niczym, więc istniało duże prawdopodobieństwo, że wykorzystają tą wiedze.
Nagle obok mnie usłyszałem szmery, przez co zaciekawiony spojrzałem na Thomasa. Chłopak oparł łokieć na podłokietniku, a dłonią zakrył usta. O dziwo nie wyglądał na wystraszonego. Wyglądał jakby nad czymś się zastanawiał. Jakby coś planował.
- Oho. Zaczyna się.- głos Asher'a rozbrzmiał w aucie.
Może nie znam Thomasa tak długo jak oni, jednak od razu zrozumiałem o co chodzi.
W tej małej blond głowie działy się straszne rzeczy i podejrzewam, że nawet sam szatan boi się tam zaglądać. Nagle w oczach Thomas'a dostrzegłem błysk, a to zwiastowało tylko jedno. Nadciąga apokalipsa.
- Po co chciałeś się skontaktować?- powiedział zerkając na ekran.
- Cóż, tak właściwie już to mówiłem, ale...
- Mów szybko. Nie mam całego wieczoru.
Asher kiwnął mu głową, po czym spojrzał na Lucas'a i szturchnął go ramieniem. Blondyn wydawał się być niezadowolony, jednak po chwili jego mimika twarzy zmieniła się. Dostrzegłem na niej dziwną skruchę. O dziwo czystą i prawdziwą...albo za dużo wypiłem, a alkohol dopiero teraz zaczął działać.
- Przepraszam.
A teraz, to nawet podejrzewam, że ktoś dorzucił mi jakiś prochów do drinka.
Thomas przechylił głowę, nie do końca wierząc w to, co właśnie usłyszał, natomiast a ja miałem wrażenie, że dopadły nas jakieś omamy słuchowe. To sie nie dzieje.
- Boże.- Lucas westchnął zrezygnowany.- Tak, przepraszam. Rozumiesz? Mi też jest głupio za tą całą akcję w pierwszej klasie. Zrobiłem głupio, wiem. Powinienem ci wtedy pomóc, stanąć w twojej obronie i zachować się jak prawdziwy chłopak, ale nie potrafiłem. Bałem się, że będę odstawać, a co gorsza, że informacje dotrą do mojego ojca. Przecież wiesz, co on o tym myśli.
- Dobrze wiesz co ja myślę o twoim ojcu.- przerwał mu Thomas, po czym bez najmniejszego skrępowania dodał.- I myślę, że twój nowy partner, ma to samo podejście.
Asher nie był w stanie ukryć tego uśmiechu, który nagle wykwitły na jego twarzy. I już nie było odwrotu, bo gdy Thomas skończył mówić ostatnie zdanie, Lucas instynktownie spojrzał na Asher'a. To mówiło samo za siebie.
- My nie- zaczął zawstydzony Lucas, jednak Thomas szybko mu przerwał.
- Tak tak, daruj sobie.- pochylił się, po czym przyłożył palec do czerwonej słuchawki, jednak nie rozłączył się- Słuchaj, bo dwa razy nie powtórzę. Nie interesuje mnie twoje życie, ani to z kim jesteś. Zachowałeś się jak kutas i to nie podlega żadnej dyskusji. Obaj jesteście siebie warci, jednak nie zamierzam, życzyć wam niczego złego, bo w odróżnieniu od was, jestem ponad to.- Thomas zrobił krótką przerwę, po czym westchnął zrezygnowany, tak jakby był tym wszystkim zmęczony.- Ale zanim się rozłącze chcę wiedzieć jedną rzecz. Kto ci najebał?
Zagryzłem dolną wargę, aby powstrzymać się od wybuchu śmiechu. Lucas wywrócił oczami, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Aiden.
- Aiden?- powtórzył zaskoczony Thomas.- Twój kochany przyjaciel? Teraz to jestem ciekawy powodu.
- Dowiedział się.
Nic więcej nie musiał mówić, bo od razu zorientowaliśmy się o co chodzi, a samo zerknięcie Lucas'a na Asher'a tylko utwierdziło nas w tym przekonaniu.
Niestety, bądź stety, Thomas'owi zebrało się na żarty.
- Lucas nie słyszę cie, coś przerwało. Powtórzysz?
- Dowiedział się o mnie
- Jaki oklep?- Thomas przybliżył się do ekranu udając, że nie zrozumiał.
- O mnie.- Lucas starał się mówić każde słowa bardzo wyraźnie.- O mojej orientacji.
- Sprzedajesz nację?
- Dowiedział się, że jestem gejem i mnie dorwał na stołówce.
- Będziesz sprzedawać kozy na pocztówce?!
- Nosz do kurwy...
Lucas zamilkł, gdy zorientował się co jest grane.
Nagle w aucie rozniósł się głośny rechot, przez co wzdrygnąłem się. Zaskoczony spojrzałem na Thomas'a, który w obecnej chwili podkurczył nogi i opadł na oparcie fotela. Chłopak nie był wstanie powstrzymać tego odruchu i wcale się mu nie dziwiłem. Lucas dostał za swoje i z tego co widzę jest tego świadomy. Blondyn po drugiej stronie ekranu wywrócił oczami i naburmuszył się. Nie był wstanie ukryć tego zażenowania.
- Dobra, już nie mam do ciebie sił.- wysyczał Lucas, po czym pochylił się w stronę ekranu.
- Nara chłopaki!- krzyknął Asher, a ja w ostatniej chwili zdążyłem unieść dłoń na pożegnanie.
Lucas rozłączył się, jednak Thomas'a to nie ruszyło. Dalej się śmiał i podejrzewam, że nawet nie myślał, aby się opanować. Niekontrolowanie uśmiechnąłem się pod nosem widząc jak jego twarz staje się czerwona, a z kącików oczu wypływają pojedyńcze łzy. Lucas dostał po mordzie, a ja nie czułem się z tego powodu źle. Zasłużył.
- O Boże.- wysapał wycierając łzę z kącika oka.
Thomas zaśmiał się jeszcze raz, po czym poprawił się na swoim fotelu. Jego twarz, dalej była czerwona, a na ustach gościł szeroki uśmiech od którego zapewne rozbolała go szczęka.
- Jednak opłacało się odebrać, co?- zapytałem.
Thomas spojrzał na mnie, po czym dokładnie zbadał wzrokiem moją twarz. Myślałem, że znów zacznie się śmiać, jednak jak się po chwili okazało blondyn miał inne plany.
Chłopak pochylił się w moją stronę i chwytając w dłonie moja twarz złożył na ustach pocałunek. Przymknąłem oczy chcąc oddać się chwili, jednak ku mojemu rozczarowaniu Thomas nie pozwolił mi na to.
- Mam plan.
Zamrugałem raz, drugi. Jeśli mam być szczery, to nie dziwiło mnie to.
- Jakieś szczegóły?
- Po prostu mi zaufaj.- wyszeptał, po czym znów złączył nasze usta.
*******
Paręnaście minut później stałem w kuchni opierając się o blat. Miałem stąd oko na cały salon. Muzyka grała, a większość ludzi dalej dobrze się bawiło, tak jakby impreza dopiero zaczęła się rozkręcać. Nawet Connor, którego zgarnęliśmy po drodze ożył.
Uniosłem plastikowy kubek, po czym dyskretnie spojrzałem na drugi koniec salonu, gdzie pod kominkiem Thomas rozmawiał z grupką znajomych. W normalnych okolicznościach wolałbym, aby z nimi nie rozmawiał, jednak wynikałoby to z mojej troski niż zaborczości. Czemu? Ponieważ ta akurat grupka należy do Alex'a i Michaela.
Czuję się źle z tym, że pozwoliłem własnemu chłopakowi pchać się do jamy lwa...a raczej hien. Ufam Thomas'owi i wiem, że jest bystrzejszy niż cała ta gromada razem wzięta, jednak uczucie niepewności i tak zagnieździło się w moim ciele.
- Spokojnie, przecież nie ruszą go.
Przelotnie spojrzałem na Brett'a, który wraz z Liamem stał tuż przede mną. Dzięki ich położeniu mogłem dyskretnie obserwować Alex'a i Michaela. Plan Thomas'a był ryzykowny i polegał na tym, aby pozwolić im na wykonanie pierwszego ruchu. Blondyn miał być przez nich zwabiony do osobnego pomieszczenia, aby "porozmawiać", a wtedy Thomas wykonał by swój ruch.
- Z nimi to nigdy nie wiadomo.- zauważyłem.
Thomas w tym samym momencie zaczął udawać pijanego. Zatoczył się w tył, po czym chwycił Alex'a za ramię, aby się przytrzymać. Thomas byłby dobrym aktorem, jednak złym ogrodnikiem, bo cały alkohol, który nalali mu do kubka dyskretnie wylewał do kwiatków. Alex przytrzymał go, jednak oczywiste było to, że nie zrobił tego w dobrej wierze. Widziałem moment, w którym zerka na Michaela i porozumiewa się z nim samym spojrzeniem.
- Będą.- odezwał się nagle Liam.
Blondyn schował telefon do kieszeni, po czym zaplatając dłonie na piersi spojrzał na nas.
- Theo i Mike?- dopytałem, na co blondyn od razu kiwnął głową.
- Theo napisał, że chcą tutaj wpaść, bo muszą się trochę odstresować. Chyba rozmowa z teściami nie odbyła się w dobrej atmosferze.- powiedział po czym zmarszczył brwi, jakby coś sobie uświadomił.- Choć podejrzewam, że Theo by to nie ruszyło.
- Może chodzić o Mike'a.- zauważył Brett.
Chciałem mu na to odpowiedzieć, jednak nagle przez dźwięk muzyki przebił się głośny śpiew. Głos rozchodził się w okolicach przedpokoju, przez co nie widziałem kto właśnie wszedł do domu. Cóż, mogłem nie widzieć, jednak od razu rozpoznałem w tym wyciu naszą świętą trójcie. Thomas ich tak raz nazwał i nie wiedzieć czemu spodobało mi się to określenie. Pasuje do nich.
Max, Rico i Charlie weszli do salonu i pokierowali się w naszą stronę. Jako pierwszy dostrzegł nas Max. Chłopak wyrzucił dłonie w górę, po czym z ogromnym uśmiechem na ustach wyszedł przed szereg.
- Wy! Gra! Liśmy!- wykrzyczał, praktycznie skacząc z podniecenia.
Chłopak doskoczył do nas, taranując ludzi po drodze. Nagle zrobiło się głośniej niż w salonie, przez co kuchenni filozofowie byli zmuszeni opuścić pomieszczenie i udać się w bardziej ustronne miejsce.
- Powiem wam panowie. To był piękny mecz.- powiedział Rico, zarzucając mi rękę przez ramię.- Anię na moment w nas nie zwątpiłem.
- Prawie się porzygałeś w toalecie po długiej kwarcie.- rzucił rozbawiony Max, który oparł się o wyspę kuchenną tuż obok Liama.
- Ale nie zwątpiłem.
- Mówiłeś, że już po nas.
- To było nieprzemyślane. W głębi serca wierzyłem.- ułożył dłoń na klatce piersiowej.
- Przecież widziałem jak
- Panowie, spokojnie.- wtrącił opanowany Charlie. Stanął pomiędzy nimi i rozłożył dłonie, jakby chciał powstrzymać ich przed rzuceniem się na siebie.- Każdy miewa złe myśli i każdego ponoszą złe emocje. Cieszmy się wygraną! Wypijmy za nią!
Charlie uniósł kubek w górę. Pozostała dwójka chyba nie miała ochoty na kontynuowanie kłótni, bo po krótkiej ciszy unieśli swoje kubki i z głośnym wrzaskiem wznieśli toast.
Zrezygnowany pokręciłem głową, po czym biorąc mały łyk spojrzałem na Thomasa. Od razu tego pożałowałem. Zacząłem się dławić, a zimny pot rozlał się po moim ciele, gdy zauważyłem, że Thomas'a nie ma w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał.
- Ej, a gdzie Thomas?- zapytał Rico. Kompletnie nieświadomy mojego wewnętrznego załamania.
Poczułem na sobie wzrok Brett'a i Liama, gdy nagle ruszyłem w stronę korytarza. Nie kontrolowałem tego. Moje ciało ruszało się samo, bez mojej najmniejszej ingerencji.
- Dylan! Gdzie idziesz!- krzyknął Max.
Zdążyłem usłyszeć tylko, jak Brett go uspokaja i każe poczekać. Czułem się źle z tym, że ominęła mnie cześć planu, której miałem nie przegapić, jednak wiedziałem, że jeszcze nie jest za późno.
Wbiegłem po schodach do góry, po czym z szybko bijącym sercem podbiegłem do drzwi. Wiedziałem, do którego pokoju Thomas dostał klucz od Brett'a, jednak przez cały ten stres pomieszały mi się drzwi i pobiegłem nie tam gdzie trzeba.
- Kurwa.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
Podbiegłem do następnych drzwi, po czym od razu chwyciłem za klamkę. Drzwi okazały się być otwarte, dlatego bez najmniejszej zwłoki wbiegłem do środka.
Jedynym źródłem światła, była stojąca lampa w rogu. Pomieszczenie może i nie było w stu procentach oświetlone, jednak scena jaką zastałem w środku była widoczna, aż za dobrze. Alex i Michael stali tyłem do mnie. Byli zwróceni twarzą do ściany, a ich mięśnie były napięte. Nie ruszali się.
Serce zabiło mi szybciej gdy zobaczyłem Thomas'a siedzącego na podłodze pod ścianą. Poczułem jak moje śniadanie wraca, a przed oczami zrobiło mi się czarno. Nogi Thomas'a były zgięte w kolanach i podciągnięte do klatki piersiowej. Jego dłonie trzęsły się w nienaturalny sposób, a na twarzy gościła pustka. Tak, pustka. Jego oczu nie ruszały się, a on sam wyglądał jak trup.
I gdy myślałem, że gorzej już być nie może, świat udowodnił mi, że się mylę. Nagle jego stan pogorszył się, bo drgawki opanowały całe ciało, od stóp po czubek głowy.
- Thomas!- krzyknąłem, jednak sparaliżowany strachem nie potrafiłem się ruszyć.
Alex i Michael dopiero teraz zorientowali się, że ktoś jest w pokoju. Obaj obrócili się, aby na mnie spojrzeć, jednak ja nie zaszczyciłem ich spojrzeniem. Moje ciało, znów wykonało ten trik z samodzielnym poruszaniem się. W jednej chwili stałem przy drzwiach, natomiast w drugiej klęczałem przed Thomas'em.
- Thomas! Słyszysz mnie!- ułożyłem dłoń na jego policzku.
- Co mu jest?- zapytał Alex, a w jego głosie usłyszałem strach. Prawdziwy.
Zmarszczyłem gniewnie brwi, po czym szybko sięgnąłem do kieszeni spodni po pomarańczową tubkę z lekami.
- Debile!- warknąłem zerkając za siebie. Przysięgam, że zabije Thomas'a, za tą akcję.- On ma padaczkę!
Twarze obu momentalnie zbladły, a Alex dodatkowo złapał się za głowę. Michael, na chwiejących nogach wykonał krok w tył. Miałem wrażenie, że jego nogi stały się jak z waty. Wystarczyło położyć za jego nogami mały okruszek, a ten by się o niego potkną.
- Kurwa, stary.- wyszeptał przerażony Alex, u którego w oczach pojawiły się łzy.- Kurwa...ja nie. Nie wiedzieliśmy. Kurwa.
- On ma...- wymamrotał przerażony Michael.- karetkę! Trzeba wezwać kartkę!
- Mam leki jełopy!- warknąłem.- Lepiej zejdźcie mi z oczu, bo to wam będzie potrzebna kartka!
- My pomożemy.
Nie wytrzymałem. Od razu wstałem na równe nogi, po czym bez ostrzeżenia walnąłem każdemu z osobna. Alex i Michael wylądowali na podłodze, jednak ani myśleli się podnieść i mi oddać. Dalej patrzyli na mnie z tym oszołomieniem i strachem w oczach, podczas gdy jak stałem nad nimi.
- Przegieliście!- krzyknąłem.- Oboje!
- Nie wiedzieliśmy! Przepraszam!
- Naprawdę!- dodał Michael, który w tym momencie trząsł się bardziej niż Thomas.
Znów ruszyłem w ich stronę, jednak tym razem oboje wstali na równe nogi. Nie aby się mi postawić. Nie. Oni wstali, by uciec. Jeśli mam być szczery. Nie dziwi mnie tylko. Zawsze spierdalali, gdy robiło się gorąco.
Oboje zniknęli za drzwiami, potykając się o własne nogi. W pomieszczeniu zostałem tylko ja, Thomas, oraz niezliczone ilości adrenaliny.
Momentalnie nabrałem powietrza w płuca, po czym powoli obróciłem się w stronę Thomas'a. Blondyn dalej siedział na ziemi, z tą różnicą, że jego ciało już sie nie trzęsło. Jego jedna noga spoczywała wyprostowana na ziemi, natomiast druga dalej była zgięta w kolanie. Sama podstawa blondyna zmieniła się. Nie był już przygarbiony, a wyprostowany. W tym wydaniu przypominał bardziej nastolatka z okładki popularnych ciuchów.
- Poważnie? Padaczka?- zapytałem.
Na twarzy Thomasa pojawił się szeroki uśmiech, przez co po moim ciele przeszły dreszcze. Jak ja nie znoszę tego chłopaka.
A jednocześnie tak bardzo go kocham.
Podszedłem do chłopaka, po czym usiadłem tuż obok niego na panelach. Oparłem się o zimną ścianę, po czym z delikatnym uśmiechem na ustach spojrzałem na blondyna.
Tak, to była tylko głupia scenka, którą mieliśmy odegrać przed Alex'em i Michael'em.
- Skąd wiedziałeś, że sie przestraszą.- byłem ciekawy.
- Pamiętasz mecz pomiędzy rocznikami naszej szkoły? Ten, w którym graliśmy przeciwko Mike'owi?
- Tak, co z nim.
- Później byliśmy na imprezie. Cała zwycięska drużyna musiała zagrać w grę i powiedzieć coś o sobie.
Czy pamiętam? Oczywiście, jednak tylko jedną informacje z niej wyniosłem. To że Thomas'a kręci podduszanie.
Dylan nie teraz...
...później.
- I było wyzwanie, w którym mieliśmy powiedzieć swoje największe fobie. Alex przyznał się, że kiedyś przez trzy dni miał koszmary, po tym, jak matka Michaela dostała przy nim napadu padaczki.
- Pamiętasz to?- zapytałem będąc szczerze zaskoczony
- Oczywiście! Zbieranie tego typu informacji jest przydatne.- odparł jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.- Panie, boje się gościa w przebraniu Shreka.
- Był naprawdę straszny!- broniłem się.
Thomas nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Na moich ustach momentalnie wykwitły szeroki uśmiech. Obserwowałem jego profil i nie wiedzieć czemu nagle poczułem ciepło w klatce piersiowej. Tak jakby coś rozlało się w moim wnętrzu i mile ogrzało każdy narząd.
Nie wiedzieć kiedy sięgnąłem po jego dłoń, by nasze palce złączyły się w delikatnym uścisku. Thomas przestał się śmiać, jednak na jego twarzy dalej gościł ten przepiękny uśmiech. I wtedy to zrozumiałem. To wszystko co się wydarzyło podczas naszego pierwszego spotkania na boisku... Ja już wtedy byłem nim zauroczony, jednak na siłę próbowałem zagłuszyć w sobie to uczucie.
Pamiętam, jak raz ze sobą przegrałem, gdy po wspólnym wypadzie nad rzekę pożyczyłem mu kurtkę, a później wieczorem zasypiałem z jego zapachem.
Pamiętam, jak raz zaskoczyła mnie jego upartość, gdy pomimo moich starań ten rozstawił sztalugę na środku boiska.
Pamiętam moją wściekłość, gdy zobaczyłem wiadomości jakie wysyła mu Lucas.
Pamiętam każdy dreszcz jaki rozszedł się po moim ciele, gdy ten, dla żartu zaczynał się we mnie.
- Chodźmy już.- powiedział nagle.
Thomas chciał wstać, jednak ja mu w tym przeszkodziłem. Chwyciłem w dłonie jego twarz, po czym bez skrępowania przyciągnąłem do pocałunku.
Blondyn zaskoczony jęknął w moje usta, jednak bez chwili namysłu oddał pocałunek. Jego usta były miękkie, smakowały alkoholem i tak idealnie pasowały do moich. Zaczęliśmy się powoli całować, a nasze oddechy stały się głębsze. Miałem wrażenie, że zaraz to ja dostanę drgawek.
Odsunęliśmy się od siebie, a w pomieszczeniu było można usłyszeć tylko nasze głośne oddechy. Thomas oparł swoje czoło o moje, po czym posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech.
A ja nie mogłem się powstrzymać, aby to powiedzieć.
- Kocham cię. Tak naprawdę.
Widziałem moment, gdy po jego ciele rozeszły się dreszcze. Thomas zamarł w bezruchu, a jego usta rozszerzyły się. Patrzył na mnie jak w przestrzeń. Jakbym powiedzieć coś naprawdę zaskakującego i nieoczywistego. Poczułem jak fala strachu rozchodzi się po moim ciele.
Ale ku mojemu zadowoleniu Thomas nagle uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Tak naprawdę?- chciał się upewnić.
- Tak naprawdę.
I wtedy Thomas postanowił wykonać kolejny ruch, pochylając się i dając mi najmocniejszy i najgłębszy pocałunek w historii.
- Ja ciebie też.- wyszeptał.
A ja wiedziałem, że mam wszystko.
Mam drużynę.
Mam przyjaciół.
Brata.
I co najważniejsze mam Thomas'a.
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
Ogłoszenia parafialne.
Będzie jeszcze epilog z randki jaką Dylan urządzi Thomas'owi (no i oprócz randki coś jeszcze)
Zastanawiam się też nad dodatkami do każdej pary (krótkim)
I czy zrobić dodatek do Lucas'a i Asher'a.
sorry za błędy
I WESOŁYCH ŚWIĄT
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top