47

Perspektywa ⚠️Lucas'a⚠️:

Piłka wpadła do obręczy, a dosłownie sekundę później po hali rozniósł się głośny dźwięk gwizdka oznajmujący koniec meczu.

Przegraliśmy. Do kurwy nędzy przegraliśmy.

Frustracja jaka we mnie buzowała była nie do opisania, a chęć rozwalenia wszystkiego wokół była bliska spełnieniu. Gdybym to ja był kapitanem, nie pozwolił bym na przegraną. Doprowadził bym nas na szczyt, niezależnie od tego, kogo pod sobą mam. Trener popełnił błąd odbierając mi tytuł kapitana.

Ojciec zawsze powtarzał, że stado baranów prowadzone przez wilka jest silniejsze, od watahy wilków prowadzonych przez barana. Wierzyłem mu. Wierzyłem, bo widziałem ile w życiu osiągnął i na ile mógł sobie pozwolić. Asher, obecny kapitan, nie był gotowy, aby przejąć tą funkcję.

Zacząłem wyklinać pod nosem, kierując się w stronę ławki, na której siedzieli nasi zmiennicy. Barry'ego już dawno powinni wpuścić na boisko. Chłopak ma ogromny potencjał, a jego zdolności do faulowania są na wyższym poziomie niż Aiden'a. Ten skurwiel jest w stanie obić ciało przeciwnika nie wzbudzając przy tym najmniejszych podejrzeń. To samo tyczy się Leo, który swoją posturą mógłby przewrócić przeciwnika lekkim pchnięciem. Niestety, to byłoby zbyt oczywiste, dlatego pod uwagę wziąłbym jego niewyparzoną morde. Potrafi wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej opanowaną osobę.

Podeszliśmy do ławki, gdzie od razu chwyciłem za butelkę z wodą i ignorując natarczywe spojrzenie Asher'a obróciłem się w stronę Aiden'a. Chłopak był wkurwiony tak samo jak ja, ale czemu się dziwić.

- Cioty.- wysyczał przez zaciśnięte zęby.- Mieli farta.

Nie, nie mieli. Mieli Thomas'a, a to wystarczyło by mogli nas przechytrzyć. Od początku wiedziałem, że jest błyskotliwy i posiada dar do analitycznego myślenia, dzięki któremu wyprzedzał nas o krok. Nie spodziewałem się jednak, że wykorzysta to przeciwko nam. Przeciwko mnie.

A szczególnie po tym, co pisał.

Aiden rozsiadł się na ławce mamrocząc coś pod nosem, natomiast ja spojrzałem na tłum ludzi, który zgromadził się na środku hali. Wszyscy podskakiwali, a ich krzyk drażnił moje uszy. W pewnym momencie zapragnąłem pierdolnąć w każdego piłką, aby się w końcu przymknęli.

Jedyną osobą, która nic nie robiła i którą od razu odnalazłem w tłumie, był Thomas. Blondyn stał nieruchomo, wpatrując się w punkt przed sobą, jakby wszystko wokół nie miało znaczenia. Nie interesowały go krzyki i nie przejmował się tym, że ktoś mógł na niego wpaść. W pierwszej chwili myślałem, że dostał paraliżu, jednak szybko ogarnąłem, co jest powodem jego zamarcia w bezruchu. Ten wkurwiający szatyn, jego kapitan, a zarazem obecny chłopak. Posiada dwa tytuły, które kiedyś należały do mnie.

Nagle wyższy zbliżył się, a pomiędzy nimi wywiązała się krótka rozmowa. Byli ustawieni pod takim kątem, że bez problemu mogłem zobaczyć ich uśmiechy na twarzach i te wkurwiające maślane oczy.

Ilość słodyczy jaką emitowali, mogłaby bez problemu doprowadzić do zachorowania na cukrzycę wszystkich ludzi wokół. Postanowiłem się obrócić, aby na to wszystko nie patrzeć i aby zająć się swoimi sprawami.

Niestety zrobiłem to o jedną milisekundę za późno, bo to, co po chwili zrobił Dylan wywołało u mnie paraliż całego ciała. Wyższy schylił się i nie zważając na ludzi wokół wcisnął w usta Thomasa pocałunek. Zrobił to bez zawahania, tak, jakby robił to na co dzień...a może nawet i robił. Może już nie raz całowali się wśród znajomych, na jakiś imprezach, na przywitanie, pożegnanie, czy też w losowych momentach.

Szczerze w to wątpię. Reakcja ludzi wokół była jednoznaczna i wskazywała na to, że publicznie robią to pierwszy raz.

Z początku nikt nie zwrócił na nich uwagi, jednak szybko to się zmieniło, gdy dziewczyna stojąca najbliżej wydarła się na cały głos. Jej pisk był na tyle głośny, że pojedyńcze osoby zaczęły się obracać. Spoglądali z początku tylko na dziewczynę, jednak szybko tracili nią zainteresowanie, gdy dostrzegli Dylana i Thomasa.

Następne dziewczyny szybko poszły w jej ślady, a to z kolei wywołało następną falę zaciekawionych spojrzeń. Każdy reagował na to, w mniejszym lub większym stopniu, jednak u każdego było można dostrzec zaskoczenie.

Poczułem dziwny ścisk w brzuchu, a później mdłości wywołane strachem. Tak, strachem. Ludzie wokół reagowali pozytywnie na ich nagły pocałunek, co mnie dziwiło, bo spodziewałem się czegoś innego. Myślałem, że wybuczą ich, a nawet ukamieniują, jak w jakimś kraju islamskim. I to nie tak, że każdy był tym zachwycony, bo wśród tłumu dostrzegłem też ludzi, którzy patrzyli na nich z dystansem. Unosili brwi z niedowierzaniem, po czym spoglądali na swoich znajomych, którzy też nie rozumieli o co chodzi.

W tym samym czasie na ustach Dylana uformował się szeroki uśmiech, gdy Thomas zarzucił mu dłonie na szyję i pogłębił pocałunek. Odniosłem wrażenie, jakby to wszystko działo się w zwolnionym tempie i niezależnie od tego, czy chciałem się obrócić czy nie, nie potrafilem. Nieznacznie odsunęli się od siebie i dalej ignorując zaskoczony tłum spojrzeli sobie w oczy. Thomas szepnął mu coś, po czym na powrót zbliżył się do Dylana.

I to była ostatnia rzecz, jaką widziałem, ponieważ w tym samym momencie Aiden stanął tuż przede mną. Mój przyjaciel był tym widokiem tak samo zniesmaczony jak i ja...z tą różnicą, że do mojej głowy zaczęły napływać wspomnienia tego, jak dobrze całował Thomas.

Kurwa mać.

- Trener kazał nam wstawić się do szatni.- powiedział przenosząc na mnie swoje spojrzenie.

Nie pamiętam następnych minut. Nie pamiętam, co mówił nam trener, gdy wszyscy zjawiliśmy się w szatni. Nie wiem jaką przemowę wygłosił Asher, obecny kapitan drużyny. Nie pamiętam rozdania nagród i nie pamiętam, kiedy tak naprawdę przebrałem się w czyste ciuchy. Wiem, że to robiłem, jednak to wszystko odbywało się bez mojej ingerencji, tak jakby ostatnie resztki mojej świadomości zaczęły żarzącą moim ciałem.

W końcu usiadłem na twardej ławce i obserwowałem, jak reszta chłopaków opuszcza szatnie by udać się do busa. Zaraz stąd odjedziemy opuszczając to miasto na dobre. Zostawimy za sobą przegraną, którą będziemy musieli przełknąć i rzucimy się w wir codziennych obowiązków.

Ścisnąłem w dłoni telefon, przez co ekran rozświetlił się. Miałem w tym małym urządzeniu wszystko....och i nie chodzi tu o pieniądze, nie. Miałem tu coś znacznie lepszego.

Odblokowałem go, po czym kliknąłem w odpowiednią konwersacje. Zacząłem czytać co poniektóre wiadomości, a moja szczęka niekontrolowanie zacisnęła się. Dalej nie mogę zrozumieć czemu Thomas związał się z tym szatynem... przecież te wiadomości...te wszystkie wiadomości, które od niego dostałem.

Zablokowałem telefon, po czym wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Musiałem jak najszybciej odnaleźć Thomasa i wyjaśnić z nim sprawę tych wszystkich wiadomości.

- Gdzie!

Ktoś chwycił moje ramię i szarpnął mną w tył. Momentalnie odwróciłem się w jego stronę i z niemal namacalną chęcią mordu w oczach spojrzałem na Asher'a. Czarnoskóry chłopak był gotowy do wyjścia, jednak z tego co kojarzę on jeden przyjechał tu autem. Teraz już wiem, że po prostu wiedział, co go czeka, gdy po przegranej zostanie z nami sam na sam w busie.

Och nie...ja tak tego nie zostawię. Z nim też muszę się rozprawić.

- Jeśli mnie zaraz nie puścisz nie tylko piłka wyląduje dziś w koszu!- wydarłem się na cały głos, przez co paru chłopaków w szatni spojrzało na nas.

Żaden z nich nie zareagował. Po prostu obserwowali nas, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nikt nie stanął po stronie Asher'a i to było w pełni zrozumiałem. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że nikt nie stanął po mojej stronie. Tak jakby bali się go.

- Gdyby nie ta twoja poprawność, moglibyśmy wygrać.- kontynuowałem ignorując innych.- Spierdoliłeś na całej linii i wiesz co!? Cieszę się, że to nie ja tym razem byłem kapitanem. Cieszę się, że porażka spadła na ciebie, bo prawda jest taka, że to tylko twoja wina!

I o ile wcześniej byłem wkurwiony tak teraz byłem na skraju wytrzymałości. Asher był spokojny, bardziej niż powinien. Patrzył na mnie, jak na małe dziecko, które jest złe na swoich rodziców, bo wyrzucili jego ulubiony kamyk. Miałem ochotę stoczyć walkę z Asher'em, jednak wiedziałem, że jeśli zaraz nie ruszę, Thomas mi ucieknie.

I tak też zrobiłem. Wyrwałem ramię z uścisku Asher'a, po czym ruszyłem w stronę wyjścia. Musiałem działać. Musiałem znaleźć szatnie Thomas'a, co jak się po chwili okazało nie problemem. Widziałem jak po przerwie wychodzi z niej wraz z Dylanem. Widziałem jak szli ramię w ramię, a Dylan w pewnym momencie przerzucił rękę przez jego ramię

I to mogło się udać, bo z ich szatni dalej dobiegały głosy. Ktoś śpiewał, kto inny śmiał się, a kto inny po prostu krzyczał. Miałem zamiar tam wejść i wygarnąć mu wszystko co o nim myślę, jednak w tym samym momencie, znów poczułem jak ktoś chwyta za moje ramię.

Nim zdążyłem zaprotestować, wylądowałem w pustej szatni obok i potykając się o własne nogi wylądowałem na twardej podłodze. Drzwi za mną zamknęły się z hukiem odcinając nas od hałasu jaki panował na korytarzu. Z trudem uniosłem się na łokciach, po czym spojrzałem na za siebie. W tym momencie nie czułem bólu, a przyczyną tego była adrenalina, która dalej we mnie buzowała. Wstałem na równe nogi, a gdy otrzepałem się z brudu ruszyłem na mojego napastnika.

- Ty się prosisz o wpierdol!- krzyknąłem podchodząc do Asher'a.

Chłopak dalej był wkurwiająco spokojny. Parę razy pchnąłem go w tył, aż nie zderzył się z drzwiami za sobą. Czarnoskóry chłopak był tego samego wzrostu co ja, jednak masą zdecydowanie mnie przewyższał. Nie wiem jakim cudem udało mi się go przepchnąć. Podejrzewam, że to zasługa adrenaliny.

- Daje ci ostatnią szansę.- zacząłem chwytając go za bluzkę.

Zbliżyłem się do niego na taką odległość, że bez problemu mogłem zobaczyć miejsce gdzie jego ciemne tęczówki zlewają się ze źrenicami. Dalej był opanowany i spokojny, nawet po tym gdy szarpnąłem nim w przód i w tył, a jego plecy zderzyły się z drewnianą płytą.

- Jeszcze raz staniesz mi na drodze, a obiecuje, że twój czarny tyłek wyjedzie stąd w karetce, a nie w tym gruzie, co stoi na parkingu.

I to miało zadziałać, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Asher westchnął praktycznie bezdźwięcznie, po czym wyprostował się i uniósł swoje dłonie do mojej bluzy. Nie miałem pojęcia co zamierza zrobić i jak mam na to zareagować. Cóż, podejrzewam, że nawet nie miałbym jak na to zareagować.

Nagle jego dłonie zacisnęły się na mojej bluzie, a sekundę później to ja stałem oparty o drzwi, które jeszcze chwilę temu były przede mną. Zdezorientowany rozszerzyłem powieki, a mój oddech ugrzązł w gardle. Czułem ból na całej długości pleców, jednak nie mogłem się na tym skupić, bo jego kolano wylądowało w bardzo dziwnym miejscu. Tuż pomiędzy moimi nogami.

Jeśli teraz dostanę po mordzie, podniosę się i obrócę jego beztroskie życie w szkole w piekło. Będzie błagać o chwilę spokoju.

- No dalej, uderz mnie a...

- Pomogę ci.

Zamarłem z lekko uchylonymi ustami zapominając co chce powiedzieć.

Chwila.

Moment.

- Co?- zapytałem mrugając z niedowierzaniem.

Asher czując jak moje mięśnie się rozluźniają, puścił mnie, po czym odsunął się o dwa kroki. Niby moja przestrzeń osobista przestała być naruszana, jednak i tak czuję się osaczony.

- Chcesz z nim porozmawiać, prawda.

- Nie. Chce mu wygarnąć co o nim myślę, a tego raczej nie można zaliczyć do rozmowy.- zauważyłem.

- I co ci to da?

- Co mi to do?- parsknąłem kręcąc z niedowierzaniem głową.- I tak nie zrozumiesz.

Ale prawda jest taka, że on rozumiał...i to znacznie więcej niż powinien.

- On do ciebie nie wróci. Wasz związek to przeszłość, a on ma już nowego chłopaka. Sam widziałeś.

I znów szok. Poczułem mrowienie z tyłu głowy, a moje ciało zamarło w bezruchu, gdy sens jego słów trafił do mnie. Asher wiedział. Wiedział, że mnie i Thomasa coś łączyło.

- Skąd wiesz?

- Co ci to da, że do niego pójdziesz.- zignorował mnie.

- Mów skąd wiesz!- wydarłem się.

Chciałem rzucić się na niego, jednak ten był szybszy. Znów przycisnął mnie do drzwi, przez co z moich ust wydobył się cichy jęk. Zacisnąłem szczękę widząc jego triumfalny, prawie niewidoczny, uśmiech.

- Czyli taki jest twój plan.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.- Chcesz wszystkim powiedzieć co mnie i Thomasa łączyło? Proszę bardzo, mów śmiało, bo i tak nikt ci nie uwierzy. Po tej porażce na boisku, każdy pomyśli, że chcesz odwrócić od siebie uwagę i

- Czy ty do kurwy nędzy jesteś głuchy?- przerwał mi.- Przestań widzieć we wszystkim podstęp. Chce Ci pomóc z nim porozmawiać, a ty cały czas szukasz drugiego dna. Nie jesteś swoimi rodzicami, zrozum to w końcu i zacznij zachowywać się jak nastolatek.

- Och, ale ja zachowuje się jak nastolatek.

- Nie, przesiąknąłeś tym całym syfem twoich rodziców, że nawet nie potrafisz normalnie wyjść z nami na miasto. Kopiesz dołki pod każdym kogo poznasz, aby tylko mieć na kogoś haka. Jeśli dalej tak będziesz robić pozostaniesz z niczym, a wszyscy twoi sprzymierzeńcy odwrócą się od ciebie. Nawet Aiden ostatnio ma cię po dziurki w nosie.

- Aiden jest moim...

- Przyjacielem? Och, proszę cię.- zaśmiał się.- Obrabia ci dupę za twoimi plecami i nastawia ludzi przeciwko tobie. Kumpluje się z tobą tylko dlatego, że wasi rodzice prowadzą podobne interesy. W jego oczach, jesteś tylko potencjalnym partnerem biznesowym.

I jeśli mam być szczery, to już nie raz o tym myślałem. Były momenty, gdzie zadawałem sobie pytanie "a co jeśli Aiden tak naprawdę zadaje się ze mną tylko dla interesów?". Za każdym razem odrzucałem od siebie te myśli.

- Dobra, zróbmy tak.- zaczął spokojnym tonem odsuwając się ode mnie.- Sprowadzę go tu, a ty z nim normalnie porozmawiasz, jasne?

"Normalnie porozmawiasz" wątpię aby to wypaliło, bo mam do powiedzenia bardzo dużo, a Thomas ma za bardzo chaotyczny charakter.

No ale...

- Zgoda.

- Świetnie.- odparł unosząc kącik ust.

Asher jeszcze przez chwilę wpatrywał się w moją postawę. To jak nadal stoję przyparty do drzwi z wygniecionymi ciuchami. Mogłem już dawno się wyprostować, jednak prawda jest taka, że za bardzo mnie zmroziło.

- Idź.- rzuciłem poprawiając swoje ciuchy i odsuwając się od drzwi.

Minąłem Asher'a trącając go ramieniem, po czym udałem się w głąb szatni. Chwilę później usłyszałem jak drzwi otwierają się i zamykają. Znów poczułem mdłości i ścisk w brzuchu, dlatego nie myśląc długo postanowiłem usiąść na ławce na końcu szatni. W tym momencie byłem mieszanką wszystkich możliwych emocji, które jak aktywny wulkan czekały, aby wystrzelić. Byłem zadowolony, że

Asher długo nie przychodził, a ja zacząłem zastanawiać się czy czasem mnie nie wykiwał. Przecież nie wiem co tak naprawdę chodzi mu po głowie.

A co jeśli miał w kieszeni telefon z włączonym dyktafonem. Może wiedział, że serio nikt mu nie uwierzy. W to, że mnie i Thomasa coś łączyło, dlatego postanowił wymusić na mnie przyznanie się do prawdy. Co jeśli właśnie teraz wysyła wszystkim to nagranie. Oni już wiedzą. Wszyscy poznali prawda.

Drzwi od szatni otworzyły się.

Z trudem przekonałem ślinę, po czym z wyćwiczonym spokojem obserwowałem jak trzy osoby zjawiają się w szatni. Asher, Thomas  i oczywiście Dylan... czemu mnie to nie dziwi, że zabrał ze sobą swojego psa.

Thomas nie był zaskoczony moją obecnością, co tylko świadczyło o tym, że dobrowolnie zgodził się tu przyjść. To samo tyczyło się Dylan'a.

- Czy my naprawdę mamy jeszcze coś do obgadania?- zaczął Thomas zmęczonym tonem.

Czy mamy? Och, ja mam bardzo dużo do ujawnienia. I nawet cieszy mnie fakt, że przyprowadził ze sobą swojego chłopaka. Nie wiem, na jak długo nim pozostanie po tym co za chwilę powiem, jednak mało mnie to interesuje.

Powoli wstałem z ławki, po czym wkładając dłonie do kieszeni spodnie zbliżyłem się do Thomasa. Stanąłem tuż przed nim. Na tyle blisko by widzieć jego każdą reakcje i na tyle daleko, by jego pies nie rzucił się na mnie.

A jeśli mam być szczery, wolał bym tego uniknąć.

- Myślę, że jest jedna sprawa, którą musimy sobie wyjaśnić.- zacząłem przenosząc wzrok na Dylana.- I myślę, że ciebie to też zainteresuje.

- Co ty kombinujesz?- rzucił Thomas, robiąc krok w bok, tak jakby chciał zasłonić Dylana własnym ciałem.

Jego pewność siebie zawsze mnie zaskakiwała. On naprawdę myśli, że tym swoim wątłym ciałem, jest w stanie mnie zatrzymać?

Dobra... dał by radę. Doskonale pamiętam jego potyczkę z trzema chłopakami ze starszej klasy, gdy jego orientacja wyszła na jaw. Był tak nabuzowany adrenaliną, że bez problemu zdołał im się przeciwstawić. Co ciekawe, jednemu z jego oprawców tak długo utrzymywało się limo pod okiem, że został okrzyknięty Śliwą.

- Ja? Ja nic nie kombinuje.- odparłem wzruszając ramionami.- A właśnie. Cieszę się, że na moją prośbę postanowiłeś przyjść.

Oczywiście, że się z nim drażnie. Thomas nie lubi czuć się manipulowany. Tak właśnie nikt tego nie lubi, jednak jemu w obecnej sytuacji, bardzo się to należy.

- Słuchaj, idziemy dziś na imprezę więc z łaski swojej spręż się. Nie chce mi się tu stać. To męczące.

To takie do niego typowe.

Przewróciłem oczami, po czym wyciągnąłem z kieszeni telefon. Thomas spojrzał na urządzenie w mojej dłoni, a na jego twarzy szybko zagościło zrozumienie, gdy pojął powagę sytuacji. Koniec zbliża się wielkimi krokami i choć przegraliśmy bitwę na boisku, to ja wygram swoją prywatną wojnę z Thomas'em.

- Będę łaskawy i pozwolę ci abyś sam powiedział Dylanowi, co do mnie pisałeś.- rzuciłem uśmiechając się i opuszczając dłoń.

Thomas przez chwilę nic nie odpowiadał. Wpatrywał się we mnie w milczeniu, jakbym powiedział najbardziej absurdalną rzecz pod słońcem. Parsknął pod nosem, po czym krzyżując dobie na piersi uniósł wymownie brwi.

- Przepraszam bardzo, ale czy podczas meczu uderzyłeś się za mocno w głowę? Co Dylan ma z tym wspólnego?

- Nie zgrywaj niewiniątka.

- Stary z tobą jest coś naprawdę nie tak. Nasze stare rozmowy są przeszłością.

- Stare wiadomości.- powtórzyłem bawiąc się telefonem w ręku.- Myślę, że wiadomości sprzed tygodnia nie można nazwać starymi.

Thomas zmarszczył brwi. Wyglądał na zdezorientowanego, jednak ja wiedziałem, że to tylko dobra gra aktorska. Nie chciał pokazać Dylanowi, że to co mówię jest prawdą.

Spojrzałem na szatyna. Na jego twarz wykrzywioną w grymasie niedowierzania, poczuciu zdrady i czystej złości...a raczej to chciałem zobaczyć, bo zamiast tego ujrzałem spokój. Czysty, niemalże krystaliczny, spokój. Nawet się nie wzdrygnął, gdy na niego spojrzałem.

- Poważnie? Nie przejął cię fakt, że twój chłopaka cię zdradza? I to z byłym?- zapytałem uśmiechając się szeroko, prawdopodobnie niczym szaleniec. - A może w ogóle cię to nie obchodzi, bo i tak wiesz, że ten związek nie przetrwa.

- O jakich ty wiadomościach w ogóle mówisz?- przerwał dalej zdezorientowany Thomas.- Przecież zablokowałem cię już dawno temu.

- Och już przestań udawać. Mam ci przeczytać co do mnie pisałeś? Tylko ty znałeś mnie na tyle dobrze, by to wszystko wiedzieć. Zaraz gdy mnie zablokowałeś dowiedziałem się, że masz nowy numer. Z początku w to nie wierzyłem, ale zaryzykowałem. Pamiętasz co ci napisałem? Czy jest szansa na to, że znów odwiedzisz ten kantorek w którym się spotykaliśmy. Odpisałeś.- zaśmiałem się.- Odpisałeś, że to co się tam wydarzyło jest przeszłością i że każdy z nas powinien pójść w swoją stronę. Ale nasze rozmowy nie zakończyły się tylko na tej jednej. Nie. Powiedz swojemu chłopakowi, z kim pisałeś po nocach i ile wiadomości wymieniliśmy.

Dylan dalej stał nieruchomo przyglądając mi się ze spokojem. Kątem oka zauważyłem, że na jego twarzy uformował się delikatny uśmiech, który szybko znikł. Asher też tam był. Stał za nimi, oparty o ścianę i z anielskim spokojem przyglądał się temu wszystkiemu. Nie wyglądał na zaskoczonego. 

Natomiast Thomas? Thomas stał z szeroko rozchylonymi ustami, nie wiedząc, co zrobić w pierwszej kolejności. Dalej brnąć w kłamstwo? Zacząć przepraszać Dylana? A może w końcu przyznać się do tego wszystkiego. W końcu po paru chwilach poruszył się. Ręce, które trzymał skrzyżowane na piersi opadły wzdłuż talli, a on sam wykonał parę kroków dookoła własnej osi, jakby nie wiedział co ma ze sobą zrobić. W końcu zatrzymał się i spojrzał na mnie z niemal namacalną wściekłością.

- Słuchaj, zróbmy tak.- zaczął zrezygnowany. Potarł palcami czoło, po czym zrobił to oburącz i przetarł całą twarz, jakby miał tego wszystkiego dosyć.- Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać, dlatego rozwiążmy tą sprawę jak ludzie, którzy potrafią używać tego organu w czaszce. Zadzwoń.

Zmarszczyłem brwi. Thomas w tym samym momencie sięgnął do kieszeni z tyłu spodni i wyciągnąłem swój telefon. Podniósł go, tak aby ekran zwrócony był w moją stronę.

- Głuchy jesteś?- zapytał, gdy przez parę chwil nie odpowiadałem.- Zadzwoń.

Parsknąłem.

- Myślisz, że jestem głupi? Mogę się założyć, że wiedziałeś, co zraz nastąpi i mnie wyciszyłeś.

- Po pierwsze, jesteś głupie. Po drugie, zadzwoń.

Otworzyłem usta aby coś powiedzieć, jednak szybko je zamknąłem, gdy zobaczyłem jak wkurzanie w jego oczach zmienia się w chęć mordu. Uniosłem brwi w górę, jednak bez chwili namysłu odblokowałem telefon i kliknąłem w odpowiednią konwersacje. Wcisnąłem słuchawkę, po czym odpalając głośno mówiący obróciłem telefon w stronę Thomasa.

Serce zabiło mi szybciej, a na plecach poczułem zimny pot, gdy po szatni rozniósł się dźwięk pierwszego sygnału. Myślałem, że zwariuje, że zwrócę zawartość całego żołądka. Ale wtedy drugi telefon rozjaśnił się i wypełnił szatnie tym charakterystycznym dźwiękiem. I wszystko stało się jasne.

- Ha...- wyspałem.

Nie było w tym nic satysfakcjonującego. Thomas opuścił telefon i przy akompaniamencie dźwięku przychodzącego połączenia obrócił się i spojrzał na Asher'a. Czarnoskóry chłopak dalej stał pod ścianą. Dalej się o nią opierał jak wcześniej. Zmieniło się tylko jego ułożenie dłoni, bo jedną trzymał tuż przy swojej głowie. Poruszył palcami przesuwając kciukiem po szklanej szybce, a dźwięk połączenia urwał się.

To był żart...to był głupi przypadek. To nie mogło dziać się naprawdę.

- Czy możemy zakończyć to przedstawienie?- zapytał.

A później, niczym echo, jego głos wydobył się z mojego telefonu.

Zrobiło mi się słabo i tylko cudem powstrzymałem się od wymiotowania. Moje ciało zastygło w bezruchu, a w głowie zaczęło szumieć. Chciałem się stąd ulotnić, aby zostawić tą hańbę za sobą.

Thomas poruszył się. Spojrzał to na mnie to na Asher'a, który dalej trzymał telefon przy uchu. Westchnął, po czym spojrzał na Dylana, który powstrzymywał śmiech. Miał ze mnie bekę, ale czemu się dziwić. Właśnie były jego obecnego chłopaka został zrobiony w ciula.

- Myślę, że na tym możemy zakończyć.- westchnął zrezygnowany Thomas.- Mam już was serdecznie dosyć. Idziemy.

I nie zaszczycają mnie ani jednym spojrzeniem ruszył w stronę wyjścia. Zatrzymał się przy czarnoskórym chłopaku, po czym powiedział.

- A ty. Jeśli raz jeszcze będziesz chciał się z niego ponabijać, nie mieszaj mnie w to. Albo przynajmniej wcześniej poinformuj.

Asher nie odpowiedział, ale Thomas'a nawet to nie zraziło. Po prostu obrócił się w stronę wyjścia, aby opuścić to pomieszczenie. Nie zrobił tego. Zatrzymał się i spojrzał na Dylana, który dalej stał w miejscu i wpatrywał się we mnie z istnym zadowoleniem.

- Idziesz?- zapytał.

Ale wszyscy w tym pomieszczeniu wiedzieliśmy, że to nie było pytanie.

- Tak, oczywiście.- odparł, po czym ukazał szereg równych zębów.- Daj mi tylko chwilę. Już nigdy nie będę mieć takiej okazji.

I nim się zorientowałem, o co mu chodzi, ten był już przy mnie. Chłopak zamachnął się, po czym bez najmniejszego skrępowania wymierzył mi cios w brzuch. Jęknąłem, zginając się w pół. Uderzenie było na tyle mocne, że w pierwszej chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami. Padłem na ziemię, skuliłem się, a moje czoło oparło się o zimne płytki.

Przysięgam, że...kurwa...jak to boli.

W tamtym momencie nie potrafiłem nawet myśleć. Thomas powiedział coś do Dylana, ten mu odpowiedział, a ja modliłem się by z moimi wnętrznościami było wszystko okey. Oddalili się, słyszałem odgłos oddalających się kroków. Zamknęli za sobą drzwi, a ja zostałem tam sam z Asher'em.

I wtedy nagły przypływ złości złagodził ból. Podparłem się, po czym na chwiejnych nogach wstałem i spojrzałem na Asher'a. Jego mimika twarzy nic nie zdradzała, a to jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

- Jesteś z siebie zadowolony?- warknąłem zmniejszając między nami dystans.

Chwyciłem go za bluzę, po czym szarpiąc uderzyłem nim o ścianę.

- Tego właśnie chciałeś? Zrobić ze mnie debila?! To ty dałeś mi numer twierdząc, że jest nowy. Mówiłeś, że Thomas sam cię o tym poinformował! - krzyczałem szarpiąc nim.- Po co to było!

- Szczerze? Aby się na tobie zemścić.

Zamarłem. Jeśli mam być szczery to naprawdę nie wiem za co miałby się na mnie mścić. Asher miał ten przywilej, że nie brałem go jako potencjalnego przeciwnika. Był neutralny, dlatego nigdy go nie ruszałem.

- A co ja ci niby zro...

- Mi? Mi nic.- przerwał mi.- Jesteś zachłanny, myślisz, że wszystko należy do ciebie. Jesteś egoistyczny i dbasz tylko o siebie. Nie interesuje cie krzywda innych. Idziesz po trupach do celu, a gdy tylko dotrzesz, tam gdzie chciałeś dojść, czujesz niedosyt. Wiele ludzie przez ciebie cierpiało. Wiele ludzi bało się wychylać i piąć się w górę, bo wiedzieli, że to wiązało się z konfrontacją z tobą. Dlatego postanowiłem to zakończyć.- zrobił krok w moją stronę. Puściłem go, a dłonie opadły mi wzdłuż talli, gdy wykonałem krok w tył.- Tamto zdjęcie, które ktoś udostępnił. To, na którym ty i Thomas się całujecie. Jego było widać praktycznie całego. Ciebie? Tylko kawałek tyłu głowy, ale ja od razu cię rozpoznałem. Tamta banda debili albo była ślepa, albo za bardzo się ciebie bali. Myślałem, że się ogarniesz, ale ty zrobiłeś coś zupełnie odwrotnego. Ktoś zaproponował napaść na Thomasa... zgodziłeś się, a ja do końca w to nie wierzyłem.

- Sam w tym uczestniczyłeś!- zauważyłem

- Myślałem, że przerwiesz to w odpowiednim momencie. Że staniesz pomiędzy nimi i zagrodzisz im do niego drogę...i tak, też nie jestem bez winy! W tamtym okresie bałem się ciebie tak samo jak reszta i tak! Wiem, że to nie jest żadna wymówka, ale w odróżnieniu od ciebie ja żałuję...i to kurwa nawet nie wiesz jak bardzo! Nawet cieszę się, że tamtego dnia, pod wieczór, odwiedził nas wszystkich w pokojach i nam natrzaskał. Bo to znaczyło, że go nie złamaliśmy.

Klatka piersiowa Asher'a poruszała się w górę i w dół. Jego oddech był płytki, a oczy szkliste. Mówił prawdę, a ta prawda bolała, bo uderzała w najczulszy punkt jego osobowości.

- Więc po co było to kłamstwo z numerem telefonu?

- Aby wyciągnąć od ciebie jak najwięcej, a później cię zniszczyć.

Powiedział to z taką łatwością, że przez moment miałem problem z rozszyfrowaniem jego słów. Myślałem, że się przesłyszałem, że wcale nie usłyszałem od najbardziej pokojowego członka naszej drużyny, że chce kogoś zniszczyć. Choć patrząc na skład naszej drużyny, nie trzeba się bardzo namachać, by być pokojowym. Wystarczy ograniczyć się do miana drobnego przestępcy.

Coś mi nie pasowało. Asher powiedział, że chciał mnie zniszczyć, ale...

- Nasze wiadomości nie wyglądały drastycznie i nawet gdybyś je udostępnił, nikt nie miałby się do czego przyczepić.

Jasne! Z początku nasza konwersacja była bardzo napięta i składały się na nią tylko moje drwiny, ale później? Później zaczęliśmy wchodzić w inny rejon. Zacząłem zasypywać go durnymi wiadomościami ze szkoły. Same głupoty, o nauczycielach o stołówce o tym, że Aiden znów zapchał kibel dla nauczycieli wrzucając do środka całą rolkę papieru. Głupota wiem. Ale z każdą wysłana wiadomością otrzymywałem odpowiedź.

I pisaliśmy...oj bardzo długo i bardzo często. Były noce gdzie sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny i nim się zorientowałem, za oknem wstawał nowy dzień. A ja nie żałowałem tych nieprzespanych nocy.

- Wymyślając ten podstęp nie przewidziałem jednej absurdalnej rzeczy.- wyszeptał wpatrując się w moją zdezorientowaną twarz.

A ja przypomniałem sobie o wiadomościach, gdzie dla żartu wymyślaliśmy krótkie historyjki.

- Nie wiem kiedy to się stało.- kontynuował.

Przypomniały mi się dowcipy, które pisał w idealnym momencie, kiedy łapałem doła.

- I na początku to do mnie nie docierało.

Droczenie się i podpuszczanie mnie.

- Ale gdy w końcu to zrozumiałem było już za późno.

Pocieszanie mnie i dopingowanie w tych najgorszych chwilach.

- Bo wiedziałem, że nie ma już odwrotu, od tego co czuję.

A później przypomniał mi się moment, w którym uświadomiłem sobie, że na nowo zakochuje się w Thomasie.

Ale to nie były Thomas.

Asher wykonał krok w moją stronę, a ja tym razem nie wycofałem się. Jego spojrzenie paliło mnie, w każdym miesiącu, na które zerkał, a intensywny zapach drażnił moje nozdrza...o dziwo mile. Serce waliło jak oszalałe, gdy jego wzrok zaczął dokładnie studiować moją twarz. Tak jakby chciał znać ją na pamięć, tak jakby chciał znać każdy jej odcień i każde ułożenie pojedynczego włosa na mojej głowie. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, jednak szybko je zamknąłem, gdy zdałem sobie sprawę, że nie potrafię wydobyć z siebie pojedyńczej sylaby. Nagle Asher pochylił się w moją stronę, a ja oblałem się czerwienią. Było mi wstyd za swoje myśli, bo nagle poczułem rozczarowanie tym, że zbliżył się tylko do mojego ucha.

- Ale ty nadal jesteś brudny, paskudny i egoistyczny.- wyszeptał.

Dreszcze rozlały się po moim ciele.

- A ja nienawidzę się za to, że nie mogę zadusić tego uczucia, które mnie do ciebie przyciąga.

Gwałtownie podniosłem głowę otwierając usta. Nabrałem powietrza w płuca, aby w końcu się odezwać, jednak ten nie dał mi takiej możliwości. Bez słowa wyminął i ruszył w stronę wyjścia. Odgłos kroków rozniósł się po szatni, a już po chwili zostałem sam.

Sam z wieloma pytaniami, których z sekundy na sekundę robiło się coraz więcej. Przez cały ten czas byłem święcie przekonany, że piszę z Thomas'em. Przez cały ten czas myślałem, że wszystko układa się na nowo. Że jakimś cudem znów nadajemy na tych samych falach. Cieszyłem się, że mogłem mu się żalić, mimo że wcześniej tego nie robiłem. Nigdy mu się nie wypłakiwałem w ramię, a przez telefon, było po prostu łatwiej. Mogłem marudzić na swoją rodzinę, mogłem narzekać na rodzinny biznes, na ludzi wokół...

Co prawda jego styl pisania był inny, jednak nie zwróciłem na to uwagi. Znał tak wiele szczegółów i wiedział o mnie tyle rzeczy, że nawet nie kwestionowałem, czy osoba po drugiej stronie to na pewno Thomas.

I co teraz? Co z tym wszystkim co było? Nie będzie już pisania po nocach? Nie będzie już żalenia się na chujowe żarcie w stołówce? Nie będzie wsparcia, po tym jak znów zamknę się w kiblu w firmie ojca, aby ochłonąć? Nie będzie drażnienia się, które wywoływało u mnie uśmiech na długie godziny?

Poczułem pustkę, a później nagły przypływ strachu. Chyba ogarnąłem, co tu sie właśnie wydarzyło.

Wybiegłem z szatni, po czym pokierowałem się w stronę głównych drzwi. Parę razy prawie na kogoś wpadłem, jednak w porę udało mi się odskoczyć w bok. Wybiegłem na zewnątrz, po czym ignorując zdziwione spojrzenia jakiś uczniów pobiegłem na tyłu hali, gdzie znajdował się parking. Nasz autobus dalej tam stał, jednak to nie on był moim celem. Moim celem było to czarne auto, które właśnie ruszało z miejsca parkingowego.

Nie widział mnie, gdy wybiegłem zza czerwonego pickupa. Był wystraszony, gdy nagle rzuciłem mu się na maskę, jakbym naprawdę miał jakieś szanse z maszyną, która pod maską ma pięćset osiemdziesiąt koni. Jego oczy rozszerzyły się, gdy gwałtownie wcisnął hamulec. Przyjrzał mi się, po czym wrzucił auto na luz i opuścił szybę. Chciał coś powiedzieć, jednak nie pozwoliłem mu na to.

- Teraz to ja mówię!- wydarłem się, opierając dłońmi o maskę samochodu.

- Idź...

- Nie. Walnąłeś swój pieprzony monolog, to teraz z łaski swojej wysłuchasz mnie.

- Ty chyba nie rozumiesz. Idź...

- Nie, to ty nie rozumiesz.- wyprostowałem się, po czym wystawiłem palec wskazujący w jego stronę.- Myślisz, że możesz zrzucić taką bombę  i odejść w stronę zachodzącego słońca?! Jak w jakiejś taniej tureckiej telenoweli?!- warknąłem.

Asher parsknął, chowając twarz w dłoni. Zakrył oczy, jednak ja doskonale widziałem ten szeroki uśmiech i rząd białych zębów wgryzających się w dolną wargę. Mi nie było do śmiechu.

- Dobra, słuchaj, bo widzę, że chyba się nie zrozumieliśmy.- wyciągnął otwartą dłoń w moją stronę. Na jego ustach wciąż gościł ten delikatny uśmiech.- Nie chodziło mi o to, byś odszedł. Chodziło mi o to, byś poszedł po resztę swoich rzeczy z szatni. Wrócimy razem i wszystko sobie wyjaśnimy.

Ręce opadły mi wzdłuż talli. Jeśli mam być szczery, nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Jasne, że chciałem z nim porozmawiać, jednak nagle poczułem silny ścisk w sercu. No do kurwy nędzy! Czy ja mogę mieć choć jeden normalny dzień z tym durniem!

- Dobra...- wyszeptałam zrezygnowany.

*******

Gdy tylko zabrałem swoje rzeczy z szatni i poinformowałem trenera, że z nimi nie wracam ruszyłem z powrotem do Asher'a. Rzuciłem swoje rzeczy na tylnie siedzenia i rozsiadłem się wygodnie w fotelu. Opuściliśmy teren parkingu w takiej ciszy, że nawet mój oddech wydawał się głośny. Dopiero przy wjeździe na autostradę zdałem sobie sprawę, że radio jest wyłączone, dlatego bez mniejszego namysły włączyłem je, aby zagłuszyć ciszę i (niestety) ryk silnika.

Mieliśmy porozmawiać, jednak żaden z nas się nie odezwał, bo ja potrzebowałem chwili, a Asher uszanował moją prośbę, abym to ja zaczął mówić.

Spojrzałem na niego, gdy zaczął wyprzedzać. Jego włosy były ścięte na krótko, co przy jego mocnych lokach było dobrym posunięciem. Miał wąską twarz i wysoko położone kości policzkowe. Nie wiem czy to zasługa zachodzącego słońca, ale pomyślałem, że mógłbym obserwować go godzinami.

Odwróciłem wzrok, gdy zerknął w moją stronę.

Przed nami znajdował się kolejny tir, więc Asher włączył migacz i zaczął zjeżdżać na boczny pas.

- Wyprzedza się z drugiej strony.- zauważyłem, gdy zaczął zjeżdżać na prawo.

- Spostrzegawczy jesteś.- zażartował.

Po chwili po prawej stronie pojawił się kolejny pas informujący o możliwym zjeździe z pasa ruchu. Tir oddalił się od nas, a ja dopiero wtedy zauważyłem, że zjeżdżamy na stację paliw. Myślałem, że chce zatankować, jednak jak się po chwili okazało Asher miał inne plany. Chłopak zatrzymał auto na parkingu dla gości, po czym gasząc silnik wyskoczył z auta. W bocznym lusterku widziałem jak kieruje się do sklepu, by po jakiś dziesięciu minutach wrócić z powrotem do auta.

Auto zatrzęsło się, gdy mało delikatnie wskoczył na swój fotel. Rzucił pomiędzy moje nogi puszkę z jakim gazowanym napojem, po czym rozsiadając się wygodnie, zajął się swoim napojem. Myślałem, że zaraz ruszymy w dalszą drogę, jednak tak się nie stało.

- Jedziemy?- dopytalem.

- Dalej czekam.- odparł zerkając na moją osobę.

Zjechał mnie wzrokiem, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Modliłem się w duchu, aby tego nie zauważył, jednak na marne poszły moje błagania. Jego kącik ust uniósł się delikatnie, przez co zapragnąłem zapaść się pod ziemię.

- Czyli taki jest twój plan. Chcesz mnie tu przetrzymywać?

- Ale ty skomplikowany.- wywrócił oczami.- Jeszcze do niedawna krzyczałeś na mnie, że teraz to ty będzie mówić, a jak przychodzi, co do czego, to nie potrafisz się wysłowić.

- I że to niby moja wina? To nie rozmowa biznesowa. To nie biuro mojego ojca, gdzie są ściśle określone reguły postepowania!- wyrzuciłem dłoń w górę.

- No właśnie. To nie żaden biznes. Tu możesz popełniać błąd i nikt nie powie ci, że musisz się bardziej przyłożyć.

Zabolało. Czemu? Ponieważ właśnie z tego żaliłem mu się w wiadomościach, chowając się po kontach w firmie ojca.

- Nie jesteś idealny i nigdy nie będzie, bo do kurwy nędzy, nikt nie jest!- kontynuował, przywołując powagę.- Powiedz w końcu, co o tym myślisz, a nie co podpowiada ci wpojony instynkt syna biznesmena.

Czułem się otoczony i przyparty do muru, jednak dalej chciałem to z siebie wyrzucić. Naprawdę nie wiem jak to nazwać. Po prostu odczuwam chęć wyznania całej prawdy, jednak ta, jakby była zamknięta w jakiejś dziwnej skrzynce na dnie oceanu.

Nagle coś we mnie pękło. Okazało się, że ta cholerna skrzynka jest za mała, na moje wszystkie myśli, które dotychczas mnie męczyły.

- Wkurwiasz mnie, wiesz? Skoro chciałeś się na mnie zemścić czemu tego nie zrobiłeś? Mogłeś to zrobić i byłoby to lepszym posunięciem, niż to całe cukierkowe pisanie po nocach! A może o to ci właśnie chodziło. Chciałeś nawiązać ze mną kontakt, wywołać we mnie jakieś uczucie i sprawić, że zacznę się angażować? A później co? Chciałeś wdeptać mnie w ziemię, gdy w końcu uda ci się owinąć mnie wokół palca? Jak to teraz ma wyglądać? Mam ci zdradzić jakiś sekret, który mnie pogrąży? Proszę bardzo!

- Nie chce cię pogrążyć.- przerwał kręcąc głową.

W jego twarzy coś się zmieniło. Był zaskoczony, a jego szybko unosząc i opadająca klatka piersiowa była na to dowodem.

- To czego ty tak właściwie chcesz?

- Szczerze?

- Tak.- praktycznie warknąłem.

Asher zmarszczył brwi, po czym spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział.

- W tym momencie chciałbym być Thomas'em.

Uniósł brwi w górę, a moje usta rozchylały się by coś powiedzieć. Niestety nie dał mi takiej możliwości.

- Z początku nasze wiadomości nie wyglądały za ciekawie, ale czemu się dziwić. Ty miałeś konflikt z Thomas'em, a ja najzwyczajniej w świecie cię nie trawiłem. Myślałem, że pójdzie mi szybko. Że zdobędę coś na ciebie i będzie po sprawie. Och! Nawet nie wiesz jakie było moje zaskoczenie, gdy w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że wyczekuje wiadomości od ciebie! Że budzę się rano i pierwsze co robię, to sprawdzam telefon. Wiesz jak cholernie byłem o niego zazdrosny? Bo przez ten cały czas myślałeś, że piszesz ze swoim byłym. Nie ze mną.

Asher opadł na fotel, po czym zerknął przez przednią szybę. Przetarł dłonią usta, jakby próbował się uspokoić, po czym chwycił drżącą dłonią puszkę. Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami zastanawiając się czy dać mu chwilę aby ochłonął. I dałem mu to. Dałem mu tą chwilę, bo widziałem, że tego potrzebował.

Gdy w końcu jego dłonie przestały się trząść postanowiłem zabrać głos i zakończyć ten cyrk.

- Nigdy nim nie będziesz.- wyszeptałem.

Spojrzał w moją stronę, a w jego oczach dostrzegłem strach.

- Nigdy nim nie będziesz, bo prawda jest taka, że mnie i Thomas'a nic nie łączyło.

A później pochyliłem się i nie czekając na pozwolenie, złożyłem na jego ustach pocałunek.

Przymknąłem oczy, a fala satysfakcji rozlała się po moim ciele, gdy usłyszałem jak gwałtownie wciąga powietrze. Był zdezorientowany, jednak wiedziałem, że tego właśnie chce. Chce tego tak samo jak ja.

Po chwili szoku Asher rozchylił usta i wpuścił mnie do środka. Zaczęliśmy się całować, powoli i bez pośpiechu. Tak, jakby czas nie istniał, a my mielibyśmy przed sobą całą wieczność. Uniosłem dłoń i ułożyłem ją na jego policzku. Pogłębiliśmy pocałunek, a Asher stał się odważniejszy. Przepchnął mnie w tył, kładąc dłonie na moim karku, tak że kciukami mógł gładzić moją szczękę. Zjechałem dłonią w dół na jego klatkę piersiową, a pod opuszkami palców poczułem bicie jego serca.

- Nienawidzę cię.- wyszeptałem pomiędzy pocałunkami.

Poczułem jak uśmiecha się. Pocałował mnie jeszcze parę razy, by po chwili z szybkim oddechem, szklistymi oczami i napuchniętymi ustami, odsunąć się ode mnie i wyszeptać.

- Nigdy nie spotkałem będzie skomplikowanej osoby.

- Lubisz to.

- Absolutnie.

Uniosłem brew.

- Absolutnie tak czy nie.

Uniósł kącik ust. Znów chce sie ze mną droczyć, tak jak w tamtych wiadomościach.

- Później to z ciebie wyciągnę.

A później znów pochyliłem się do jego ust. Chciałem ich zasmakować. Chciałem całować się z nim aż do zmierzchu. Aż nie będziemy zmęczeni i odwodnieni. Chciałem tego tak bardzo, że w pewnym momencie zapomniałem o bożym świecie...zapomniałem gdzie jesteś.

I w momencie, gdy przymykałem oczy w oddali zobaczyłem Aiden'a, który z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w naszą dwójkę.

Pusty bus stał na parkingu po drugiej stronie. Chłopaki z drużyny stali obok niego i żywo o czymś dyskutowali. Trenera stał zaraz obok wraz z kierowcą, który zrobił sobie przerwę na papierosa. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami...i nie mieli pojęcia co właściwie zobaczył Aiden.

Asher zorientował się, że coś jest nie tak. Odsunął się lekko ode mnie, po czym spojrzał na moją twarz. Nie wiem co tam zobaczył, ale to wystarczyło. Obrócił, a jego mięśnie napięty się. Zdjął dłonie z mojego karku, po czym na powrót spojrzał na moją osobę.

Ja tego nie zrobiłem. Nie spojrzałem na niego. Dalej wpatrywałem się w Aiden'a, który zastygł na środku parkingu. Podejrzewam, że jest zaskoczony. Podejrzewam, że zaraz zacznie się jazda. Podejrzewam też, że za niecałą minutę każdy będzie o tym wiedział.

Tą myśl o dziwo sprawiła, że mój kącik ust powędrował do górę. Parsknąłem, po czym zetknąłem na Asher'a.

- Jedź.

- Nie chcesz mu...

- Wyjaśnić? Czego? Och, daj spokój, niech zrobi co chce. Myślę, że zasłużyłem na to.

Asher przez chwilę wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, jakby nie do końca był przekonany. Odsunąłem się od niego, po czym gestem głowy wskazałem na skrzynię biegów.

- Jedź.

Chłopak nabrał powietrza w płuca, po czym wykonał moją prośbę. Wyjechaliśmy z parkingu, a ja ani na moment nie zaszczyciłem go spojrzeniem, mimo, że ja sam czułem na sobie jego natarczywy wzrok. Parę chwil później dostałem od niego wiadomość.

Aiden: Stary. Co to było! Lizałeś się z nim.

Poczułem ścisk w brzuchu, bo wiedziałem jak to się skończy. Wahałem się czy mu odpisać, jednak ostatecznie zrezygnowałem. Głównie dlatego, że Asher zabrał mój telefon, wrzucił go do schowka pod swoim łokciem i splótł nasze dłonie.

- Gotowy na piekło?- zapytałem przez lekki śmiech.

Asher uniósł moją dłoń, po czym składając na niej pocałunek wyszeptał.

- Nie mogę się doczekać.

I tak właśnie było. Gdy dojechaliśmy do internetu, każdy już o tym wiedział. Widziałem i czułem na sobie ich spojrzenia, gdy podjechaliśmy pod budynek, gdy rejestrowaliśmy się w recepcji, gdy szliśmy korytarzem do mojego pokoju. Nikt nas nie pytał o mecz, a atmosfera wokół zgęstniała.

Nie dziwiło mnie to.

Nie dziwiło mnie też to, że na moich drzwiach pojawiły się wulgarne naklejki

- Zasłużyłem.- wyszeptałem gdy zamknąłem za nami drzwi.

- Będziesz musiał go później przeprosić.

Wiedziałem, że mówi o Thomasie.

Stanąłem naprzeciwko niego, po czym spojrzałem mu głęboko w oczy.

- Zrobię to.- wyznałem szczerze.- Nie wiem czy to coś zmieni, ale...

- Na dobry początek.- zaproponował, na co od razu kiwnąłem głową.

A później podszedł do mnie i wcisnął w moje usta pocałunek.

Jeśli będę musiałem przejść przez piekło, zrobię to, bo do kurwy nędzy zasłużyłem na to.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Ja po napisaniu i przeczytaniu tego rozdziału:

Gdy ogarnęłam, że ten rozdział będzie klęską było już za późno.

Sorry za błędy i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top