43

12,5 tyś słów
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Thomasa:

W swoim krótkim życiu zbłaźniłem się wiele razy. Wiele razy przez swoją głupotę i niedoinformowanie doprowadziłem do bardzo żenujących sytuacji, które później męczyły moje myśli przed snem. Każda z takich sytuacji wprowadzała mnie w stan skrępowania, jednak żadna z nich nie może się równać z tym, co czuję teraz.

Po moich plecach rozeszły się dreszcze, gdy w końcu ogarnąłem, kto leży pode mną. Stiles miał szeroko rozchylone powieki, a w jego oczach widniało przerażenie. Twarz zrobiła się czerwona, a usta delikatnie rozchyliły jakby chciał coś powiedzieć. Czułem na sobie wzrok Dylana za mną, jednak ja nie potrafiłem się ruszyć, dlatego dalej tkwiłem w tej jednej pozycji.

Cholera! Pomyliłem bliźniaka!

- Yyyy...- wydusił w końcu Dylan.- Co tu się...

Jego głos sprawił, że nagle oprzytomniałem, a zdolność do poruszania własnym ciałem powróciła. Wstałem na równe nogi, po czym robiąc krok w tył spojrzałem na Dylana. Stał w drzwiach, a jego dłoń zaciśniętą była na klamce. Widocznie i jego ta scena zmroziła. Jego usta tak samo jak usta Stiles'a były lekko rozchylone, jednak na jego twarzy nie gościło przerażenie, a zakłopotanie. Dylan widząc, że wstałem spojrzał na mnie i posłał mi pytające spojrzenie, jakby oczekiwał, że w myślach prześlę mu wszystkie informacje.

Niestety to nie jest możliwe.

W międzyczasie Stiles powoli uniósł się i usiadł w poprzedniej pozycji. Jego wzrok utkwiony był gdzieś na podłodze, a jedyną oznaką tego, że żyje była jego klatka piersiowa, która unosiła się i opadała. Zaraz...nie...on nawet nie oddycha.

Chyba ma traumę.

- Co to obyło?- wyszeptał Stiles po długiej przerwie.

Korzystając z okazji, że Stiles na nas nie patrzy uniosłem swój wzrok na Dylana. Chłopak wszedł do środka, a gdy zamknął za sobą drzwi znów posłał mi pytające spojrzenie. Szybko odchrzaknąłem, po czym odrywając wzroku od zdezorientowanego szatyna spojrzałem na straumatyzowanego Stiles'a.

- To...e...- zacząłem dukać.- To taki żart.

Wzrok Dylana stał się intensywniejszy, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że powoli zaczął łączyć kropki i jest świadomy tego, że przed chwilą doszło do małej pomyłki.

- Żart?- zapytał Stiles, po czym zmusił się aby na mnie spojrzeć.

Zacząłem bawić się nerwowo palcami, a mój wzrok skakał od Stiles'a do Dylana. Nie wiedziałem co dalej zrobić, jednak gdy Dylan kiwnął mi głową zdecydowałem dalej brnąć w to kłamstwo.

- Tak. Taki żart.- odparłem pewnie.- Chciałem go trochę wkurzyć.

Stiles przez chwilę milczał, po czym zaczął powoli kiwać głową. Plan wyjścia z tej mało komforowej sytuacji był dobry. Mogło ujść to nam na sucho, gdyby nie Dylan i jego chęć "pomocy".

- Często tak sobie żartujemy.

Powoli przymknąłem powieki, po czym chwyciłem się za grzbiet nosa. Nie...on tego nie powiedział.

- Często?- dopytał Stiles, jeszcze bardziej zdezorientowanym głosem.

Otworzyłem powieki i spojrzałem na Stiles'a, który właśnie wstawał z łóżka. Jego twarz była jeszcze bardziej czerwona.

- Tak, często.- kontynuował Dylan.

- Yhym...czyli często całujecie się dla żartu?

Ja pier do le!

Dylan przez chwilę milczał wpatrując się w swojego brata. Zanim informacja do niego dotarła i zanim zdążył wszystko przeanalizować minęło parę sekund. Niby krótko, jednak dla mnie, to były długie godziny.

- Pocałowałeś go?- zapytał zaskoczony Dylan.

W jego głosie wyczułem nutkę zazdrości, która nie umknęła uwadze Stiles'a. Chłopak od razu zaczął łączyć kropki, a już po chwili na jego twarzy zagościło zrozumienie, które nie zwiastowało niczego dobrego.

- Znaczy...- ciągnął Dylan.- Nie o takie żarty mi chodziło....ale nie ukrywam, bardzo by mnie tym wkurzył, gdyby rzeczywiście coś takiego zrobił.

- Yhym..- powiedział Stiles, po czym skrzyżował dłonie na piersi.- Czyli, to co zrobił Thomas było nowym żartem, o którym nie miałeś pojęcia.

- Dokładnie!- powiedziałem zbyt szybko.

- Yhym...- mruknął kiwając powoli głową.- Stary, chciałbym w to wierzyć.

Poraz kolejny poczułem jak po moich plecach rozchodzą się dreszcze. To było do przewidzenia, że Stiles nie uwierzy w nasze kłamstwo. Może i wydaje się być głupi, jednak prawda jest taka, że Stiles naprawdę szybko kuma. Jest mądry. Na swój sposób, jednak jest.

- Kłamiecie. To widać po waszym zachowaniu.

Zrezygnowany spojrzałem na Dylan'a, a w jego oczach dostrzegłem to, co zapewne malowało się w moich.... kapitulacja.

- Spotykacie się.- bardziej stwierdził niż zapytał.

Szczerze? Nie zamierzam odpowiedzieć na to pytanie. Czemu? Ponieważ obiecałem Dylan'owi, że jego coming out odbędzie się na jego zasadach i tylko od niego będzie zależeć, kiedy to nastąpi. To część teoretyczna, a jak chciałbym aby było w praktyce? Chciałbym nie musieć chować się po kątach i z dumom pokazywać światu, że mnie i tego wkurzającego szatyna COŚ łączy.

- Nie.- powiedział twardo Dylan.

A ja poczułem jak mój żołądek się skręca.

Stiles nieufnie zwęził powieki, jednak jego wzrok dalej skupiony był na Dylanie. Chyba nie czuję się za dobrze.

- Znaczy...- kontynuował. Dylan szybko przetarł twarz, po czym wzdychając ciężko przeniósł na mnie swoje ciężkie spojrzenie.- Nie spotykamy się, bo jeszcze nie miałem okazji go o to zapytać.

Dyskretnie zaciągnąłem się powietrzem, gdy sens jego słów dotarł do mnie, a po plecach rozeszły się delikatne dreszcze. Czy to co powiedział jest prawdziwe i czy to czasem nie sen? Tak, wiem. Rozczulam się. No ale musicie mi wybaczyć, ostatnio szarpią mną dziwne emocję.

Stiles słysząc odpowiedź Dylana zbladł, a jego ciało delikatnie wzdrygło się. Pomiędzy nami zapanowała cisza, a z każdą kolejną sekundą czułem narastające napicie. Dylan spojrzał na mnie, a gdy nasz wzrok skrzyżował się, mimowolnie posłałem mu delikatny pokrzepiający uśmiech, który od razu został odwzajemniony. Poczułem przyjemne ciepło w klatce piersiowej, oraz dziwne wrażenie, jakby ktoś zdjął z moich barków ogromny ciężar. Jestem świadomy tego, że Stiles na sam związek chłopaka z chłopakiem nie będzie miał nic przeciwko. Przecież sam jest homo. Obecnie martwi mnie to jak zareaguje na fakt, iż to przed nim ukrywałem.

Po chwili poczułem na sobie ciężkie spojrzenie Stiles'a, dlatego bez chwili namysłu oderwałem wzrok od Dylan'a i spojrzałem na jego brata bliźniaka. Tak jak podejrzewałem, Stiles jest lekko zawiedziony, co widać po jego minie.

- Czemu mi nic nie powiedziałeś?- zapytał po chwili ciszy.

Poczułem gulę w gardle słysząc jego ton. Nie dość, że był zawiedziony, to na dodatek w jego głosie dało się wyłapać nutkę smutku. Od razu przypomniałem sobie słowa Dylana o tym jak ich ojciec traktuje Stiles'a. Mówił, że czepia się go o wszystko i -z tego co zrozumiałem- traktuje z pogardą. Rozumiem co może czuć teraz Stiles. Zapewne myśli, że nie był wystarczająco dobry, aby o tym wiedzieć. Prawda jest taka, że jest. Jest wystarczająco dobry, po prostu my jesteśmy amebami uczuciowymi.

Przełknąłem ślinę, po czym oblizałem spierzchnięte wargi. Czas się do wszystkiego przyznać.

- Ja go o to prosiłem.- uprzedził mnie Dylan, a my zsynchronizowani jak w zegarku spojrzeliśmy na niego.- Chciałem aby utrzymał to w sekrecie.

- Czemu? Dlaczego do mnie nie przyszedłeś? Przecież jesteśmy braćmi, możemy sobie ufać.- rzucił ostro Stiles.

Mimika twarz Dylana stała się łagodniejsza. Zauważyłem w niej również ból, który nie ukrywam dotknął i mnie.

- Przepraszam, po prostu chciałem się z tym oswoić, a Thomas mi w tym pomagał. I nie obwiniaj go czasem.- odparł Dylan z pewnością w głosie.- Oczywiście, powiedział bym ci. Szczerze? Chciałem to zrobić już dawno, ale zawsze jakoś brakowało mi odwagi. Nie jestem tak pewny siebie jak ty i nie potrafię mówić ludziom, o swoich uczuciach. Przecież wiesz jaki jestem, ty znasz mnie najlepiej.

Dylan mówił z pewnością siebie, jednak to nie ona przeważała w jego głosie. Przeważała skrucha, której najwidoczniej się nie wstydził, bo i jego mimika twarz na to wskazywała. Złączyłem usta w wąską linię, po czym spojrzałem na Stiles'a, którego brwi były zmarszczone. Nie wyglądał na wyluzowanego jak ma w zwyczaju wyglądać. Teraz był wściekły i bardziej przypominał mi Dylana z naszego pierwszego spotkania.

I jak tu się nie pomylić!

- Przecież jesteśmy braćmi.- wyszeptał jeżdżąc wzrokiem po twarzy Dylana.

Szatyn słysząc to, spiął się, jednak dalej patrzył w jego oczy. Stiles wykonał krok w jego stronę, a atmosfera stała się gęstsza. Czułem ten narastający niepokój, który z czasem zaczął paraliżować moje ciało. Chciałem coś zrobić, jednak nie byłem w stanie się poruszyć i kompletnie nieświadomie stałem się biernym obserwatorem. Stiles wykonał kolejny krok, po czym zrobił coś, czego bym się teraz najmniej spodziewał. Chłopak uniósł swoje dłonie, po czym bez najmniejszego skrępowania zamknął Dylan'a w braterskim uścisku.

- Nie rób tak więcej.- wyszeptał już spokojnym głosem.- Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy. Przecież wiesz, że możemy sobie ufać.

Dylan w pierwszej chwili nie wiedział co zrobić, więc tylko stał z uniesionymi dłońmi, jakby nie wiedział czy może oddać uścisk. Był tym zaskoczony tak samo jak ja, z tą różnicą, że on przeżywa zapewne inne -silniejsze- emocje. Nasze spojrzenie skrzyżowało się, a ja znów posłałem mu delikatny uśmiech. Dylan w końcu pękł. Szybko objął swojego brata, a jego oczy przymknęły się. Obserwowałem to z uśmiechem na ustach, a w sercu poczułem przyjemne ciepło. Ten widok mnie rozczulił.

- A więc.- wyszeptał Stiles po krótkiej chwili.

Obaj powoli oderwali się od siebie, a Stiles robiąc krok w tył spojrzał, to na mnie to na Dylana. Zapewne teraz przejdziemy do tej mniej komfortowej części.

- Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia.- zauważył zaplatając dłonie na piersi.- Jak długo to trwa?

Ja i Dylan spojrzeliśmy na siebie. Prawda jest taka, że nie mamy konkretnej daty. To po prostu wyszło samo z siebie i z upływem czasu zaczęliśmy coś do siebie czuć.

- Nie wiemy kiedy to się zaczęło.- odparłem przenosząc wzrok na Stiles'a.- Ale stosunkowo niedawno.

Stiles kiwnął głową, po czym uśmiechając się perliście, usiadł na łóżku za sobą. Patrzył to na mnie to na Dylana, a ja poczułem się lekko skrępowany. To naprawdę niecodzienna sytuacja.

- Trochę trudno jest mi to ogarnąć, ale skoro to oznacza koniec sporów, to jestem zadowolony.- wyznał.

- I nie przeszkadza ci, że jestem..- uciął Dylan.- No wiesz...

- Gejem?- zapytał Stiles bez najmniejszego skrępowania.

Poczułem jak policzki zaczynają mnie szczypać. Dylan nawet obrócił się aby sprawdzić czy drzwi aby na pewno są zamknięte. Gdy znów spojrzał na Stiles'a jego twarz była już lekko zarumieniona. Próbował wyglądać na kogoś wyluzowanego, jednak słabo mu to wychodziło.

- Oczywiście, że mi to przeszkadza. Przecież to nie tak, że wokół mnie są praktycznie sami geje.- rzucił sarkazmem.

Dylan przewrócił na to oczami, jednak nie odezwał się. Stiles w tym samym momencie przeniósł na mnie swoje spojrzenie, przez co po moim ciele momentalnie rozeszły się dreszcze. Uśmiechnął się od ucha do ucha, a ja miałem ochotę brać nogi za pas i uciec stąd jak najdalej.

- Szybcy jesteście. Znacie się zaledwie dwa miesiące.- wypalił.

- Wolimy określenie, zdecydowanych i wiedzących czego chcą.- odparłem, choć prawda była taka, że w kwestii wyznawania uczuć byliśmy tchórzami.

- Ta....nie wątpię.- jego odpowiedź ociekała sarkazmem.- Tooo, mogę cię już nazywać szwagrem?- dodał, a jego brwi teatralnie podskoczyły.

- Stiles.- mruknął cicho Dylan, przeć co momentalnie chciałem się z nim podroczyć.

I to zrobiłem.

- Jeśli chcesz, możesz być moim planem B.- odparłem, robiąc tą samą sztuczkę z brwiami.

Dylan złapał się za grzbiet nosa, a jego oczy przymknęły się. Stiles natomiast uśmiechnął się jeszcze szerszej, a spomiędzy jego ust wydobył się głośny rechot, który rozniósł się po całym domu. I ja zacząłem się delikatnie śmiać, jednak przez wgląd na obecną sytuację nie mogłem sobie pozwolić na intensywniejsze oddanie emocji.

- Przyjmuje ofertę.- powiedział opanowując śmiech.

Stiles wstał z łóżka, a ja zacząłem go obserwować jak powoli podchodzi do mnie. Stanął naprzeciwko mnie, po czym z szerokim uśmiechem dokładnie przyjrzał się mojej twarzy. Ta mało komfortowa sytuacja nie trwała długo, bo już po chwili chłopak zbliżył się i zamknął mnie w mocnym uścisku. W odróżnieniu od Dylana ja nie byłem, aż tak zdezorientowany, dlatego po niespełna sekundzie z radością oddałem uścisk.

Takie działanie ze strony Stiles'a bardzo mi pomogło. Myślałem, że najgorsza część już za nami, jednak dopiero teraz poczułem, jak ten ciężar spada z moich barków.

- Nie rozumiem jakim cudem się spikneliście.- zaczął odrywając się ode mnie.- Ale jestem z tego faktu bardzo zadowolony.

Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, po czym spojrzałem na Dylana, który patrzył na nas. Chłopak pokręcił delikatnie głową, a jego wzrok po chwili zsunął się w dół na podłogę. Zmarszczył brwi, a gdy Stiles obrócił się w jego stronę spojrzał w jego oczy.

- Co?- zapytał zdezorientowany widząc wkurzeniem w oczach Dylana.

- Co tak właściwie robiłeś w moim pokoju?- powiedział, powoli unosząc na Stiles'a swoje mordercze spojrzenie.

- Yyy...- przeciągnął.

Stiles spiął się delikatnie, po czym zerknął na drzwi. Na jego twarzy momentalnie zagościła miną jakby zaczął obmyślać plan ucieczki.

- Wyskakuj z moich butów.- warknął wkurzony Dylan.

Zakryłem twarz dłonią, po czym z rozbawieniem pokręciłem głową. Stiles w tym samym czasie powoli zdjął buty przytrzymując je czubkami o piętę, czym zapewne doprowadził tego pedanta do poirytowania. Brew Dylana drgnęła, gdy Stiles odrzucił buty w bok i ruszył w stronę drzwi. Minął Dylana szerokim łukiem, jednak na jego ustach i tak gościł ten cwany i beztroski uśmieszek.

- Chętnie bym sobie z was jeszcze pożartował, ale niestety muszę opuścić ten pokój. Muszę się gdzieś udać.- poinformował chwytając za klamkę, po czym spojrzał na Dylana.- Kiedy wrócisz do domu?

- Czemu pytasz?- zapytał zaciekawiony Dylan.

Stiles zagryzł szczękę, a w jego oczach pojawiła się dziwna iskierka. Patrzył na swojego brata z lekkim uśmiechem na ustach, jednak w jego oczach dostrzegłem delikatny strach przed tym co ma nastąpić. Może to moje głupie domysły, ale odnoszę wrażenie, że i on chce dokonać coming out przed swoim bratem.

- Chce o czymś porozmawiać.- odparł

A później spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado. Tak. To zdecydowanie chodzi o coming out. Tylko czy to na pewno dobry pomysł zważając na to kim jest jego obiekt westchnień. Może mu tego nie powie...a przynajmniej mam taką nadzieję. Niech Dylan oswoi się najpierw z pierwszym szokiem.

- Przed dziesiątą powinienem być.- zapewnił go Dylan.

Stiles kiwnął mu głową, po czym puszczając mi oczko opuścił pokój. Zostaliśmy sami z ciszą, która z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej natarczywa. Poczułem nawet jak jeży mi się włos na głowie, gdy na ułamek sekundy nasz wzrok skrzyżował się. Nie wiedziałem od czego zacząć i jak mam się zachować. W mojej głowie powstał mętlik. Miałem zacząć tłumaczyć całą zaistniałą sytuację, czy może wypytać go o jego wcześniejsze słowa. Powiedział, że nie jesteśmy razem, bo nie miał możliwości mnie o to zapytać. Chyba nie powinienem naciskać na niego w tej kwestii, jednak znając życie pewnie sam nie zacznie jeśli nie popchne tematu. O Chryste! Czemu to musli być tak bardzo skomplikowane! Gdzie jest instrukcja na związek!

- Pocałowałeś mojego brata?

Oho...czyli zaczynamy od tłumaczenia.

- Pomyliłem was.- odparłem zgodnie z prawdą.

Miałem nadzieję, że już po sprawie, jednak Dylan po chwili powiedział tak irracjonalną rzecz, że w pewnym momencie pomyślałem, że się tylko przesłyszałem.

- Jak mogłeś mnie z nim pomylić.- odparł, a ja energicznie obróciłem głowę w jego stronę i spojrzałem na niego jak na wariata.

Ułożyłem dłonie na biodrach, a moje ostre spojrzenie zaczęło przewiercać mu głowę. Dylan dopiero po chwili zorientował się co powiedział i z zakłopotaniem złączył usta w wąską linię i spojrzał na podłogę.

- Czy ty właśnie zapytałeś czy pomyliłem bliźniaków?

- Czasem o tym zapominam.- wymamrotał cicho.

Uniosłem brew, po czym zakładając dłonie na piersi ruszyłem w jego stronę. Stanąłem tuż przed nim, a gdy nasz wzrok skrzyżował się posłałem mu zadziorny uśmieszek. Skoro on na mnie naskoczył to i ja będę dupkiem.

- Czekam.- rzuciłem, na co Dylan posłał mi pytające spojrzenie.

- Czekasz? Na co?

Aż zadasz mi to jedno pytanie

- Na przeprosiny.- odparłem.

Strzeliłem sobie mentalnie z liścia, a w tym samym czasie Dylan uniósł kącik ust w rozbawieniu.

- Mam cię przeprosić za to, że mnie zdradziłeś?- zapytał poważnym tonem, jednak jego oczy zdradziły go.- To raczej tak nie działa. To nie jest normalne.

- A czy kiedykolwiek coś związanego z nami było normalne? Jesteśmy definicją absurdu i nonsensu.- zauważyłem.

I wtedy znów zapanowała cisza, jednak tym razem nie poczułem tego natarczywego ścisku na gardle. Dylan przeniósł swój wzrok na moje usta, po czym znów spojrzał w moje oczy. Zrobił tak parę razy i z każdym skrzyżowaniem się naszych spojrzeń po moich plecach rozchodziły się dreszcze. Dyskretnie zaciągnąłem się powietrzem, a moje serce przyspieszyło, bo doskonale wiedziałem co zaraz nastąpi. Delikatnie uniosłem się na palcach, gdy ten zaczął się obniżać, a gdy nasze usta otarły się o siebie, przymknąłem powieki. Miałem wrażenie, że coś w środku mnie eksplodowało. Uniosłem swoją dłoń i umieściłem ją na jego policzku, Dylan chwycił mnie za biodra i przyciągnął do siebie, a nasze klatki piersiowej zderzyły się ze sobą. Zaczęliśmy się delikatnie całować i po prostu cieszyć się chwilą.

Nasze języki otarły się o siebie, a oddech stał się głębszy. W pewnym momencie zaciągnąłem się gwałtownie powietrzem, gdy ten zjechał jedną ręką w dół i zatrzymał się na dole moich pleców. Poczułem tam przyjemne mrowienie, przez co z moich ustach wydobył się delikatny pomruk. Czułem się wolny, a emocje we mnie buzowały, jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Byłem po prostu szczęśliwy.

Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy.

Nagle ma korytarzu rozniósł się odgłos ciężkich kroków, należące zapewne do ojca Dylana. Szatyn wzdrygnął się, a ja nie wiedząc co zrobić wykonałem parę kroków w tył. Zderzyłem się z łóżkiem przez co mimowolnie usiadłem na nim, Dylan nie wiedząc co ma ze sobą zrobić, po prostu skrzyżował dłonie na piersi i spojrzał w stronę okna, jakby za wszelką cenę chciał uniknąć wzroku ojca.

Pan O'Brien wszedł do pokoju, a ja kompletnie ogłupiały schyliłem się i zacząłem udawać, że zawiązuje skarpetki. Tak, mam coś nie tak z głową.

- Dylan.- powiedział stając w przejściu.- Klucze.

Szatyn nie spoglądając na niego ruszył w stronę biurka, gdzie na krześle zawieszona była jego kurtka. Chłopak wyciągnął z bocznej kieszeni pęk kluczy, po czym rzucił je swojemu ojcu. Mężczyzna złapał je, jednak zamiast wyjść z pokoju nawiązał kontakt wzrokowy z szatynem i wskazał na niego kluczami. Otworzył usta aby coś powiedzieć, jednak ten go uprzedził.

- Tak wiem.- wymamrotał Dylan wkurzonym głosem.

Fala zdezorientowania wpłynęła na moje ciało, gdy pomiędzy nimi zapanowała cisza. Nie wiedząc co robić, po prostu patrzył to na jednego to na drugiego szatyna. Obaj stali nieruchomo wpatrując się w siebie, niczym przyczajone drapieżniki, które zaraz miały rzucić się sobie do gardeł. Dreszcze rozeszły się po moich plecach, gdy ojciec Dylana poruszył się w przód. Na szczęście zrobił to tylko po to aby zmienić swoją pozycję i aby opuścić pomieszczenie. Drzwi za nim zamknęły się, a Dylan jak gdyby nigdy nic ruszył z miejsca i usiadł na swoim łóżku.

Zdezorientowany obrocilem się w jego stronę. Właśnie jedną ręką poprawiał poduszkę za swoimi plecami, a drugą otwierał laptopa. Może nie powinienem dopytywać, jednak ciekawość wzięła górę.

- Coś się stało?- zapytałem.

Dylan złączył ust w wąską linię, a ja w tym samym czasie wczołgałem się na łóżko i położyłem się na brzuchu. Byłem na wysokości jego klatki piersiowej więc musiałem podeprzeć się na łokciach aby widzieć każdą jego najmniejszą reakcje.

- Nic szczególnego.- wzruszył od niechcenia ramionami. Nie uwierzyłem mu.- Wiemy już kto będzie naszym przeciwnikiem w półfinale. Opracowałem już strategie, ale muszę ją wysłać trenerowi. Poczekaj chwilę.

Spojrzałem na niego, przenosząc ciężar ciała na jeden łokieć, po czym kiwnąłem mu głową. Dylan spojrzał na mnie, a gdy dokładnie zbadał wzrokiem moją twarz nachylił się i złożył na moich ustach szybki pocałunek. Poczułem jak mój żołądek się skręca, gdy mało dyskretnie zaciągnąłem się powietrzem. Musiało to rozbawiać Dylana, bo z cwanym uśmiechem wrócił do poprzedniej czynności.

Oderwałem od niego spojrzenie czując jak moje policzki zaczynają szczypać. Dylan złączył odpowiednie pliki do e-maila, po czym dla pewności zaczął je sprawdzać. Spojrzałem na nazwę drużyny, aby zobaczyć z kim gramy. Tak jak się spodziewałem nazwa nic mi nie mówiła. Nie interesuje się tym sportem i dopiero teraz mam z nim styczność. Myślałem, że to drużyna jak każda inna, jednak coś mi kazało wierzyć, że atmosfera będzie gorąca.

Skąd takie domysły? A no może przez tego wkurzającego szatyna obok mnie, który emanował negatywną energią. Jego brwi były zmarszczone, a wzrok ostry, gdy poraz kolejny przejeżdżał spojrzeniem po nazwiskach graczy.

- Trudni zawodnicy?- zapytałem zaciekawiony

- Łatwo na pewno nie będzie, Richard potrafi zarządzać zespołem.

- Znasz go?- zapytałem choć odpowiedź była oczywista.

Dylan wypuścił powietrze przez nos, po czym pokiwał delikatnie głową. Nie mam pojęcia w jakiej są relacji, jednak coś kazało mi nie ufać temu całemu Richard'owi. Dylan był spięty, a samo wypowiedzenie jego imienia sprawiło, że jego głos zadrżał.

- Mieszka w tym samym mieście co moi dziadkowie od strony mamy. Gdy przyjeżdżaliśmy tam na wakacje często się z nim spotykałem aby pograć...z nim i z jego obecną drużyną.- wyjaśnił po chwili ciszy.

Dylan dalej patrzył na spis członków drużyny. Był skupiony tylko na jednym zawodniku, a ja odniosłem wrażenie, że jest coś na rzeczy. W tym momencie musicie wiedzieć o mnie jedno, jestem fanem teorii spiskowych i kiedy coś mi zaczyna nie pasować często zaczynam łączyć ze sobą różne fakty z życia.

- Coś was łączyło?- zapytałem, a gdy jego ciało wzdrygło się, nad moją głową zapaliła się lampka.- Czyżby to on skradł ci ten pierwszy pocałunek z facetem?

Dylan przełknął ślinę, a jego jabłko Adama poruszyło się w górę i w dół. Nie potrafił ukryć prawdy, a przynajmniej nie przede mną. Znam go krótko, jednak zdążyłem się już przyzwyczaić do jego zachowania. Wiem kiedy kłamie, kiedy mówi prawdę, wiem kiedy jest zirytowany i kiedy udaje złego. Może i wielu potrafiłby wprowadzić w błędne myślenie, jednak nie mnie.

- Da się jakoś wyłączyć to twoje ciągłe analizowanie?- zapytał, powoli obracając głowę w moją stronę. Nasz spojrzenia skrzyżowały się, a ja poczułem jak delikatny dreszcz rozchodzi się po moim ciele.

- Robię to nieświadomie.- odparłem wzruszając ramionami.- Powiedziałeś, że nie było to przyjemne doświadczenie. Dlaczego?- dodałem, a mentalnie spoliczkowałem się za to, że w porę nie zdążyłem ugryźć się w język.- Przepraszam jeśli...

- Nic się nie stało.- przerwał mi, kręcąc powoli głową. Dylan znów spojrzał na listę, zamknął ją, po czym wysłał e-maila do trenera.- Nie było to przyjemne doświadczenie, bo byłem zaskoczony. Nie ma w tym nic tajemniczego. Richard po prostu pocałował mnie z zaskoczenia, gdy obaj odpoczywaliśmy po rundzie na boisku.

Mówił prawdę. Widziałem to w jego zachowaniu i słyszałem to w jego głosie. Mimo wszystko, to co powiedział i tak sprawiło, że po moim ciele rozeszła się fala zazdrości. Nie powinienem się tak czuć, bo to co wydarzyło się w życiu Dylana to nie moja sprawa, jednak i tak nie potrafiłem się przekonać do tej myśli. No kurcze! Pocałował Dylana! To chyba wystarczający powód aby wkurzać się na Richard'a.

- I tak będę mieć go na oku.- odparłem, a w tym samym momencie mój telefon zawibrował.

Dylan parsknął śmiechem, gdy wyjmowałem telefon, jednak nie odezwał się. Odłożył laptopa na podłogę, a ja w tym samym momencie kliknąłem na wiadomość od mamy.

Mama: Wyjeżdżamy. Pamiętaj aby jutro iść do szkoły.

Przewróciłem na to oczami i wzdychając ciężko zacząłem stukać po telefonie.

Ja: Nie jestem dzieckiem, spokojnie. Możesz mi ufać.

Mama: Ufam ci skarbie, ale nie wmówisz mi, że nie jesteś już dzieckiem.

Ja: Nie jestem.

Mama: W pralce piorą się ciuchy. Gdy wrócisz do domu opróżnij suszarkę z wody i wyczyść filtr. Później wrzuć do niej wyprane ciuchy, przekręć największe pokrętło trzy razy w lewo i wciśnij start.

A więc o to jej chodziło.

Ja: Jestem dzieckiem.

Mama: Nie jesteś. Kocham cię. Postaramy się wrócić jak najszybciej.

Kocham tą kobietę, jednak nienawidzę tego jak czasem potrafi zrobić mnie w konia. To była jej zagrywka.

Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, po czym pokręciłem rozbawiony głową.

Ja: Ja ciebie też. Nie śpieszcie się. Niech tata poświęci tyle czasu na terapię ile potrzebuje.

Zablokowałem telefon, po czym rzuciłem go pomiędzy mną a Dylanem. Spojrzałem na niego, a gdy zobaczyłem, że unosi swój wzrok, ogarnąłem co właśnie zrobił.

- Znów patrzyłeś mi w telefon.- zauważyłem.

- Przepraszam. Nie wiedziałem...nie sądziłem, że to coś poważniejszego.- odparł ze skruchą w głosie.

Kiwnąłem mu głową, po czym chwyciłem za telefon i zacząłem go obracać. Między nami zrobiło się niezręcznie, bo on czuł się winny, a ja nie wiedziałem co mam mu na to odpowiedzieć. Nasze spojrzenia co chwilę spotykały się ze sobą, jednak tylko na ułamek sekundy.

- Wiesz...sprawa sama w sobie jest poważna, ale w tej sytuacji nie jest tragiczna.- powiedziałem chcąc przerwać ciszę i choć trochę uspokoić Dylan'a

Spojrzał na mnie, a gdy posłał mi pytające spojrzenie postanowiłem kontynuować.

- Mój tata jeździ na terapię nie dlatego, że ma jakieś poważne problemy. Jeździ na nie aby ich nie mieć. W pracy cały czas ma styczność z różnymi sprawami. Od drobnych wykroczeń po wypadki...chyba rozumiesz. Psychika ludzka jest bardzo krucha, a ja i mama nie możemy pozwolić na to, aby tata miał przez swoją pracę załamania nerwowe.- wyjaśniłem zgodnie z prawdą.

Mój tata nie jeździ na te terapię zbyt często. Co prawda z początku nie chciał na nie chodzić, jednak pod naszym naciskiem zgodził się.

Dylan kiwnął mi głową, a ja posłałem mu mały uśmiech, aby złagodzić atmosferę.

- To dobrze, że ma takie podejście.- powiedział po chwili ciszy.- Mój jest zbyt dumny by wybrać się do specjalisty. A szkoda.

- Coś się stało?- zapytałem szczerze zaniepokojony. Nie miałem pojęcia czy mam się czuć źle z tym pytaniem. Po prostu czułem, że muszę o to zapytać.

Dylan złączył usta w wąską linię, po czym zakładając dłonie na piersi spojrzał przed siebie. Zaczął nad czymś myśleć, a ja z anielską cierpliwością czekałem na to, aż zacznie. Nie ukrywajmy tego, nasi ojcowie wykonują trudną pracę, która niesie za sobą szereg niepożądanych skutków.

- Znów się pokłóciliśmy.- wyszeptał zapewne obawiać się tego, że ojciec go usłyszy.- O mamę. Chce nam ograniczyć kontakt.

Momentalnie uniosłem się i usiadłem po turecku. Zmarszczyłem brwi, a gdy sens jego słów dotarł do mnie po moim ciele rozeszła się fala zimna.

- Ale...czemu? Przecież to niedorzeczne.- powiedziałem głośniej niż było to konieczne.

Dylan wzruszył ramionami, jego usta znów zacisnęły się w wąską linię, a na jego twarzy zagościł gniew wymieszany z niepokojem. Zabolało mnie to. Ten widok sprawił, że moje ciało zaczęło poruszać się bez mojej wiedzy i gdy w jednej chwili siedziałem nieruchomo wpatrując się w jego twarz, tak w drugiej pochylałem się i obejmowałem go szczególnie ramionami. Dylan nie protestował. Wcisnął nos w zagłębienie mojej szyi i z chęcią objął mnie w pasie.

Chciałem zabrać od niego ten ciężar, oraz niepokój, który zagnieździł się w jego ciele i umyśle. Jestem świadomy tego, że to niemożliwe, jednak gdyby była taka możliwość byłbym pierwszą osobą, która by to uczyniła.

- Dla niego to walka z wiatrakami. Na pewno mu się nie uda.- wyszeptałem masując go po plecach. Dylan wcisnął nos jeszcze bardziej w moją szyję, a ja objąłem go szczelniej ramionami.- Skąd w ogóle taki pomysł.

I wtedy poczułem jak jego mięśnie napinają się. Taka reakcja nie wróżyła niczego dobrego, a fakt iż pomiędzy nami zapanowała cisza tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. No i cóż...nie myślałem się.

- Mama kontaktowała się ostatnio z ojcem i poniformowała go, że chce nas zabrać do siebie.- wyszeptał.

A ja odniosłem wrażenie, jakby świat się pode mną zawalił. Jego słowa dudniły w mojej głowie i tym razem, to moje mięśnie zostały napięte.

Chce nas zabrać do siebie.- powtarzałem w myślach jak mantrę.

Mój uścisk zelżał, a my odsunęliśmy się od siebie. Spojrzałem w jego oczy, po czym otworzyłem usta chcąc coś powiedzieć, jednak nawet najprostsza sylaba nie opuściła moich ust.

- Na razie nigdzie się nie wybieram.- odparł widząc moje rozkojarzenie.

- Ale...- ciągnąłem widząc, że to nie koniec.

- Ale.- urwał po czym spojrzał gdzieś w bok aby uciec przed moim spojrzeniem.

Zrozumiałem aluzje. Dylan nie chce o tym rozmawiać. To świerza sprawa i najlepiej jakby ją na spokojnie przemyślał.

- Jeśli nie chcesz to nie..- tym razem to ja urwałem słysząc jak drzwi za moimi plecami otwierają się.

Dylan momentalnie przegonił z twarzy smutek, jakby chciał go ukryć przed nieproszonym gościem. Zerknąłem za siebie, a gdy w drzwiach zobaczyłem Stiles'a z ręką na oczach poczułem w klatce piersiowej delikatne ciepło. Jego by mi najbardziej brakowało.

Chryste! Myśl o stracie ich obu wywołuje u mnie mdłości.

- Można wejść? Jesteście w ubraniach?

Parsknąłem na to śmiechem, a w tym samym czasie Dylan cisnął w Stiles'a butem, który uderzył w brzuch szatyna. Chłopak jęknął z bólu zwijając się, a na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.

- Czekaj...przyjdziesz po coś.- wymamrotał prostując się.

- Co tu robisz? Nie miałeś czasem gdzieś wyjść.- zauważył zakładając dłonie na piersi.

Stiles z uśmiechem na ustach wskoczył na łóżko pomiędzy nami i podpierając się na łokciach spojrzał na swojego wkurzonego brata. Odsunąłem się w tył, aby zrobić mu miejsce, a w tym samym momencie Stiles wystawił dłonie w stronę Dylana.

- Pożycz dychę.

Dylan uniósł brew, na co Stiles jeszcze bardziej się wyszczerzył.

- Już nie masz kasy?

- Zarządzanie nie jest moją mocną stroną.- wzruszył ramieniem.- To jak będzie? Pożyczysz?

- Nie.- odparł twardo, jednak na jego bracie nie zrobiło to wyrażenia.

Stiles westchnął, po czym bez zawahania obrócił się na plecy i włożył dłonie pod głowę. Ułożył się wygodnie, po czym zamknął oczy jakby szykował się na długi odpoczynek. Zerknąłem na Dylana, a gdy zobaczyłem na jego twarzy poirytowanie na moich ustach uformował się delikatny uśmiech.

- No to zostaje w domu.- wyszeptał ruszając ramionami.- Nie bzykniecie się.

Moje policzki zapiekły. Mimowolnie uniosłem swoją dłoń, a już po chwili po pokoju rozniósł się głośny odgłos plaśnięcia. Stiles jęknął i automatycznie zaczął rozmasowywać już lekko czerwone czoło.

- Obaj agresywni. Pasujecie do siebie.- stwierdził, po czym spojrzał na mnie i wystawił palec wskazujący w moją stronę.- Nadal jestem na ciebie zły o to, że nic mi nie powiedziałeś. Ja musiałem się ci zwierzać z moich miłosnych rozterek.

Parsknąłem na to śmiechem, po czym pokręciłem rozbawiony głową. To prawda. W jakiś dziwny sposób przekonałem go do wyżalenia się.

- Jakich miłosnych rozterek?

Dreszcz rozszedł się po moim ciele, gdy ostry ton Dylana dotarł do moich uszu. Z twarz Stiles'a zniknął uśmiech, a na jego miejscu zagościł lekki przestrach. Chłopak zaśmiał się sucho, po czym podnosząc się na łokciach usiadł na łóżku. Był odwrócony do Dylana plecami, jednak jestem w stu procentach pewny, że czuje jego wzrok na sobie.

Zjebaliśmy...na całej linii.

- Chyba ja też mam powód aby się na ciebie złościć.- dodał przenosząc na mnie swoje spojrzenie, przez co od razu uniosłem dłonie w górę na znak poddania się.

- Przykro mi ale obiecałem nic nie mówić.- wyjaśniłem.

Dylan nie chciał się z tym sprzeczać i robić afer. Właściwie to nie ma do tego podstaw i musi to zrozumieć. Jego nie sprzedałem, to i Stiles'a bym nie sprzedał. To logiczne.

- A więc?- zapytał przenosząc wzrok na Stiles'a.

Chłopak powoli obrócił się w naszą stronę, po czym z delikatnym uśmiechem na ustach spojrzał na swojego brata. Dylan widząc jego wyraz twarzy rozluźnił mięśnie i z anielską cierpliwością zaczął czekać na to co brat ma mu do powiedzenia.

- O tym właśnie chciałem porozmawiać gdy wrócisz.

A jednak. Czyli dobrze myślałem.

Dylan słysząc to pokiwał delikatnie głową. Stiles klepnął go w nogę, po czym wstał energicznie i włożył dłonie do kieszeni spodni.

- To jak będzie?- kontynuował formując na twarzy szeroki uśmiech.- Wesprzesz finansowo swojego nieszczęsnego brata?

- Chryste.- jęknął Dylan.

Chłopak wstał z łóżka i pod czujnym okiem Stiles'a powędrował do swojego biurka. Wyciągnął portfel z plecaka, po czym wygrzebał dziesiecio dolarówke i podał ją swojemu bliźniakowi. Stiles sięgnął po nią, jednak nim zdążył chwycić za banknot Dylan cofnął rękę.

- Ale.- zrobił przerwę, po czym czym dźgnął Stiles'a palcem w klatkę piersiową.- Dodatkowo za pożyczkę myjesz naczynia przez cały następny tydzień.

Stiles skrzywił się, jednak ostatecznie rzucił krótkie "dobra" i wyrwał banknot z doni Dylana.

- Opuszczam tą Sodomę i Gomorę.- poinformował ruszając w stronę wyjścia.- Nie tęsknijcie i zabezpieczajcie się.

Dylan warknął wkurzony. Schylił się po drugiego buta, po czym cisnął nim w Stiles'a. Chłopak szybko opuścił pokój, a gdy but trafił na drewnianą płytę, po korytarzu rozniósł się odgłos triumfalnego śmiechu. Pokręciłem rozbawiony głową, po czym zamykając oczy opadłem plecami na łóżko.

Dwóch tych samych dzieciaków, urodzonych w tym samym czasie, wychowanych przez tych samych ludzi, a jednak są tak bardzo odmienni. Za to ich chyba najbardziej kocham.

- Wkurzający dupek.- wymamrotał, na co parsknąłem śmiechem.- Zamierzasz tak leżeć?

- Mamy jeszcze niecałą godzinę. To sporo czas, więc chyba mogę sobie na to pozwolić.- odparłem.

A później poczułem jak materac po obu stronach mojego ciała ugina się. Od razu zrozumiałem co się dzieje. Otworzyłem powoli oczy, a mój wzrok spoczął na zamyślonej twarzy szatyna. Dokładnie badał moją twarz wzrokiem, przez co po moim ciele rozeszły się dreszcze. Robił to tak intensywnie, że niemal mogłem poczuć, na które miejsce akurat spogląda.

- Zamierzasz mi się tak przyglądać?- zapytałem.

- Mamy jeszcze niecałą godzinę. To sporo czas, więc chyba mogę sobie na to pozwolić.- sparodiował mnie.

Uniósł kącik ust, a ja bez zawahania położyłem dłonie na jego barkach i przyciągnąłem do siebie. Nie protestował. Pozwolił mi na to bo sam tego chciał.

Przymknąłem powieki, a już po chwili nasze usta spotkały się ze sobą. Zaczęliśmy się delikatnie całować, gdy moje dłonie powędrowały w górę do jego twarzy. Kciuki spoczywały na policzkach natomiast pozostałe pozostały na karku. Dylan otarł się o mnie, a z moich ust wydobył się niekontrolowany jęk zadowolenia. Całowanie się z Dylanem to jedna z przyjemniejszych rzeczy jakie w życiu doświadczyłem. Chciałbym cieszyć się tą chwilą w nieskończoność.

I nie zgadnięcie co po chwili się wydarzyło.

- Zabije.- warknął wkurzony Dylan, gdy po pokoju rozniósł się dźwięk przychodzącego połączenia.

Uniósł się na parę centymetrów, po czym sięgnął do kieszeni spodni. Przeniosłem swoje dłonie z powrotem na jego barki, a Dylan w tym samym momencie odebrał połączenie i przystawił telefon do ucha.

- Jeśli to nic poważnego to przysięgam, że zaraz złamie ci drugą rękę.

Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem głośny śmiech Brett'a. Dylan przewrócił oczami, a ja w tym samym czasie zacząłem bawić się jego włosami z tyłu głowy.

- Po co dzwonisz?- dopytał.

Po chwili w słuchawce usłyszałem jakieś szmery, jednak nawet z tak bliskiej odległości nie potrafiłem wyłapać wszystkich słów. Wiem tylko, że wspomniał coś o dzisiejszym spotkaniu.

- Tak wysłałem już trenerowi...Tak...tak już wcześniej mu o tym mówiłem.

Dylan wydawał się być skupiony na rozmowie i nawet nasza nietypowa pozycja, w której się znajdowaliśmy mu w tym nie przeszkadzała. Po paru wymianach zdań poczułem się znudzony, dlatego szybko zacząłem szukać czegoś do zabicia czasu. Jak się okazało rozwiązanie na ten chwilowy zastuj był bliżej niż sądziłem. Uniosłem się lekko, podtrzymując za jego kark, po czym delikatnie zacząłem podgryzać jego szyję. Dylan wzdrygnął się, a po moim ciele rozeszła się fala satysfakcji.

- Tak, będę.- odpowiedział, po czym naparł na moje ciało, aby mnie uspokoić.

Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym zacząłem piąć się w górę. Zacząłem od obojczyka, później przeniosłem się na parę miejsc na szyi by na końcu skończyć na uchu i szczęce. W każdym miejscu złożyłem mokry pocałunek, a w niektórych nawet wgryzłem się w skórę zostawiając ślad, który zapewne niedługo zniknie. Dylan znów naparł na moje ciało, jednak i tym razem przyniosło to odwrotny efekt.

- Jasne. Nie ma sprawy. Pogadamy u Mike'a.- powiedział.

Brett pożegnał się, a po chwili nastąpiło zakończenie połączenia. Nagle obleciała mnie fala strachu, gdy ogarnąłem, że jedyny świadek mojej nagłej śmierci zniknął, a ja pozostałem sam na sam z rozwścieczonym mordercą. Schowałem język, który miałem zamiar przyłożyć do jego szyi, po czym na powrót opadłem na miękki materac.

Dylan był wściekły, jednak ja, jak to ja, nic sobie z tego nie zrobiłem. Powiem nawet więcej, to jeszcze bardziej mnie nakręciło. Wkurzanie go to moje hobby, ale to już wiecie.

- Dam ci jedną szansę, bo najwyraźniej nie jesteś świadomy swojego błędu.- zaczął, patrząc mi prosto w oczy.- teraz ładnie przeprosisz, a ja udam, że ta sytuacja w ogóle nie istniała. Jeśli jesteś mądry, to postąpisz właściwie.

Dopadło mnie dziwne uczucie déjà vu, jakby taka sytuacja miała już miejsce. I nie myliłem się. Doskonal pamiętam ten moment, gdy oskarżył mnie o to, że oblałem go mrożoną herbata. Kazał mi się wtedy przeprosić, a ja, jak to ja, odpowiedziałem tak, jak na moją dumę przystało.

- Pierdol się.- wyszeptałem z ogromnym uśmiechem na ustach.

A później jednym zwinnym ruchem przyciągnąłem go do siebie i wcisnąłem w jego usta mokry pocałunek.

*******

- Rozumiecie?- zapytał Dylan wskazując na plan przed nami.

Oparłem łokcie na kolanach po czym pochyliłem się i spojrzałem na kolejną strategię stworzoną przez Dylan'a i trenera. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to tylko gryzmoły ze szlaczkami, strzałkami i kolorowymi kółkami, jednak prawda jest taka, że to gryzmoły ze szlaczkami, strzałkami i kolorowymi kółkami. Tak dobrze rozumiecie... praktycznie nic z tego nie rozumiem. Wolę działania praktyczne, ale nie narzekam. Dylan potrafi wyjaśnić więc to mi w zupełności wystarczy.

- Ja mam pytanie.- odezwał się Charlie, który wraz z Max'em i Rico siedział na przeciwko nas.- Skąd taka decyzja, aby wykluczyć Alexa i Michaela z ławki głównych rezerwowych? Nie żeby mi to przeszkadzało.

Spojrzałem na Dylana, który siedział tuż obok mnie. Chłopak przez chwilę nie reagował, a w międzyczasie Brett, który siedział obok niego zdążył przenieść na niego swoje zaciekawione spojrzenie. W jego ślady poszli również Theo i Mike, którzy siedzieli po naszej lewej, oraz Luke, który siedział na fotelu po prawej. Wszyscy czekali, aż kapitan wyjaśni tą nagłą sytuację.

- To nie moja decyzja, a trenera.- odparł spokojnym tonem, po czym uniósł głowę i spojrzał na chłopaków przed sobą.- Trener zobaczył w was potencjał. Nie cieszycie się?

Charlie momentalnie urósł pięć centymetrów, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

- Oczywiście, że się cieszę.- odparł dumnie

Pokręciłem rozbawiony głową, po czym odsunąłem się w tył i oparłem o sofę. Od bitych trzech godzin rozmawiamy o nadchodzącym meczu. Chłopaki bardzo się zaangażowali, co bardzo mnie cieszy, jednak mój mózg zaczyna powoli odmawiać posłuszeństwa. Jedyne co mnie teraz ratuje to widok Dylana w czarnym golfie, który musiał na siebie założyć. Jak się okazało, niektóre ugryzienia nie zeszły tak szybko. Pod tym cienkim materiałem miał na sobie mój artystyczny podpis i tylko my o nim wiedzieliśmy. Nie narzekałem, bo możliwość obserwowania go w golfie rekompensuje wszystko.

- Kapitanie.- zacząłem, po czym uniosłem dłoń i ułożyłem ją na jego ramieniu.- Możemy na dziś skończyć? Jestem zmęczony.

Dylan powoli obrócił głowę w moją stronę, po czym spojrzał na mnie jak na wariata.

- Przecież tylko siedzisz.- zauważył.

Jęknąłem niezadowolony, jednak ku mojemu zaskoczeniu zaczął zbierać kartki ze stolika kawowego.

- Jak mam być szczery, to mnie też zaczęła łeb boleć.- mruknął Rico, którzy też rzucił się na oparcie sofy.

- Was zawsze wszystko boli.- dociął Theo, który siedział na podłokietniku, tuż obok Mike'a.- Ale nie ukrywam, chętnie bym się was pozbył.

Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na Theo. Na twarzy chłopaka jak zawsze gościło znudzenie, z którym prawdopodobnie się urodził. To co powiedział wywołało w nas zaskoczenie i tylko jedna osoba wydawała się być tym faktem rozbawiona. Mikez szerokim uśmiechem na ustach objął swojego chłopaka w pasie, po czym jednym zwinnym ruchem przyciągnął go do siebie, tak że ten wylądował mu na kolanach.

- Słyszeliście, możecie się zbierać.- poinformował Mike machając dłonią.- No chyba, że lubicie oglądać pornhub'a w tęczowym kolorze.

Święta trójca jako pierwsza wstała z sofy i z przerażeniem w oczach powędrowali w stronę wyjścia. Krzyczeli coś o zboku, jednak to tylko wywołało u Mike'a głośny rechot.

Pokręciłem na to głową, po czym poniformowałam Dylana, że poczekam na niego przy drzwiach. Jakby nie patrzeć Mike jest jego zastępcą i muszą wymienić się jeszcze paroma zdaniami.

- Zobaczycie. Wykonam taki wsad, że będą o mnie mówić trzy następne pokolenia.- ekscytował się Charlie.

Założyłem buty, po czym sięgając po swój płaszcz i nawiązałem kontakt wzrokowy z przedmówcą.

- Jeśli chcesz, możesz zająć moje miejsce. Ja od tego ciągłego biegania dostałem zakwasów.- jęknąłem.

Rico zaczął jeszcze bardziej ekscytować mówiąc, że to marzenie, a zakwasy są nagrodą za ciężką pracę. Polubiłem go. Co prawda jest trochę roztrzepany, jednak emanuje bardzo pozytywną energią.

- Wyobraźcie sobie ile panienek bym wyrwał.- dodał z tą samą eksploatacją.

Oparłem się o ścianę, przewracając rozbawiony oczami, a w tym samym czasie Brett i Luke stanęli tuż obok mnie, aby przyłączyć się do rozmowy.

- Wyrwał byś, gdybyś przestał się tak przy każdej jąkać.- powiedział Luke, na co Charlie wystawił środkowy palec w jego stronę.

- Łatwo ci mówić. Jesteś dobrze zbudowany.- zaczął wskazując na niego dłonią.- Udało ci się nawet wyrwać tą kocice...

Max zaczął głośno kasłać, aby przywołać go na ziemię i przypomnieć, że brat "kocicy" stoi tuż obok. Charlie rozszerzył w przestrachu oczy, a strużka potu spłynęła po jego czole, gdy wyczuł na sobie mordercze spojrzenie Brett'a.

- Heh.- zaczął zestresowany Max, klepiąc swojego kumpla po ramieniu.- Już nie przesadzaj. Kiedyś na pewno ci się uda.- dodał chcąc szybko wrócić do poprzedniego tematu.

- Właśnie!- krzyknął Rico zarzucając swojemu przyjacielowi rękę przez ramię. Był tak samo spięty jak pozostała dwójka, jednak dzielnie znosił ostre spojrzenie Brett'a.- Spójrz na Thomasa. Taki wątły, a jednak przyciąga do siebie panienki.

- Ej!- krzyknąłem, na co święta trójca wybuchła śmiechem.- I co?- dopytalem, gdy sens jego słów dotarł do mnie.

Reszta dalej się śmiała, a gdy po chwili głosy ucichły Max spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba o czymś nie wiem.

- Co, co?- dopytał Max.- nie słyszałeś ostatniej plotki na swój temat?

Rico momentalnie czepnął swojego przyjaciela w tył głowy, a Charlie zakrył twarz dłonią. Zmarszczyłem brwi, a po moim ciele rozeszła się fala zimna.

- Jaka plotka?- dopytał Brett orientując się, że nie potrafię wymówić ani jednego słowa.

- Szczerze nie nazwał bym tego plotką, a głupim pomówieniem. Każdy wie, że to kłamstwo, ale z tego co zauważyłem, parę dziewczyn chce w to wierzyć. Naprawdę nie wiem jaki jest sens..

- Przejdziesz w końcu do sedna?- pogonił do Brett.

Max złączył usta w wąską linię, po czym kiwnął głową i spojrzał na moją osobę. Stałem oparty barkiem o ścianę z założonymi dłońmi na piersi. Było mi gorąco i nie była to wina grubego beżowego płaszcza.

- Ludzie w szkole mówią, że nie jesteś gejem i tylko go udajesz. No wiesz. Niby robiłeś to tylko po to, aby wkurzyć Dylan'a.- wyjaśnił wzruszając ramionami.

Zmarszczył brwi, a moja głowa odchyliła się w tył. Możecie się teraz ze mną spierać, ale taka plotka nie jest w żaden sposób krzywdząca. Zastanawia mnie jednak jaki był jej cel i czy w ogóle jakiś był. Nie miałem pojęcia, czy ludzie wymyślają takie rzeczy z nudów, czy naprawdę mają w tym ukryty interes, dlatego postanowiłem tego nie bagatelizować.

- Skąd wiesz o tych plotkach? Kto je rozsiewa?- zapytałem szczerze zaciekawiony.

- Kto? Tego nie wiem. Dzisiaj grupka dziewczyn zaczepiła nas na parkingu i zapytała czy to prawda i czy mamy twój numer.

- I dopiero teraz mówicie?- zapytał Luke.

Max podrapał się po głowie, po czym zrobił minę, jakby naprawdę było mu głupio.

- Dobra, nie ważne.- rzuciłem, odbijając się od ściany.- Nie interesuje mnie ta plotka. Jeśli jakaś przyjdzie zapytać się o to, to szybko to sprostuje.

Pozostali nie mieli nawet szans na odpowiedź, bo dosłownie sekundę później w korytarzu zjawiła się pozostała trójka. Dylan i Mike pochłonięci byli rozmową natomiast Theo uważnie słuchał o czym rozmawiają.

Wyrzuciłem z głowy temat wcześniejszej rozmowy, po czym poprawiłem swój płaszcz. Dylan ubrał się jako ostatni, a gdy skończył rozmowę z Mike'iem przeniósł na nas swoje ciężkie spojrzenie.

- Mam nadzieję, że wszystko zrozumieliscie. Nie chce znów tego tłumaczyć.- powiedział spoglądając na każdego z osobna.

- Ajaj kapitanie.- zasalutowałem, a mój głos ledwie przebił się przez bojowy okrzyk świętej trójcy.

- Cieczy mnie to.- odparł zadowolony.

Pożegnaliśmy się z Mike'iem oraz Theo, który jak się okazało, zostaje tu na noc. Jak mam być szczery, to nawet mnie to nie zdziwiło, bo już wcześniej zauważyłem jego torbę i plecak przy wejściu do salonu.

Z chłopakami pożegnaliśmy się za bramą. Max i Charlie odjechali z Rico, a Brett zabrał się z Luke'iem. O dziwo ich stosunki nie są już tak napięte jak wcześniej i Brett przestał mieć problem do niego o to, że spotyka się z jego siostrą.

Po piętnastu minutach spokojnej jazdy zaparkowałem pod domem Dylana. Chłopak przez chwilę nie odzywał się i jedynie wpatrywał się w swój dom. Było to dziwne zważając na fakt iż przez całą drogę gębą mu się nie zamykała.

- Nad czym tak myślisz?- zapytałem zaciekawiony.

Dylan obrócił głowę w moją stronę, a jego twarz została oświetlone przez przydrożną latarnie. Na jego ustach wykwitły delikatny uśmiech, przez co moje policzki delikatnie zapiekły. Cholera...

- Robisz coś pożytecznego w weekend?- zapytał.

- Tak. Mam pracę i w sobotę Brett organizuje u siebie imprezę.- odparłem szybciej niż to było konieczne.

- A poniedziałek?

- Szkoła. Ale po niej jestem w stu procentach wolny.- odparłem.

Dylan kiwnął głową, po czym oblizując dolną wargę obrócił się w moją stronę i dokładnie przyjrzał mojej twarzy. Poczułem się z tym nieswojo i odniosłem wrażenie, jakby ten wkurzający szatyn coś kombinował. No i cóż...nie myliłem się.

- Pójdziesz ze mną na randkę?

Zamrugałem raz, drugi. Przez chwilę nic do mnie nie docierało i czułem się jakbym przebywał w innej rzeczywistości. Dopiero po chwili zrozumiałem o co pyta mnie szatyn, dlatego na moich ustach momentalnie uformował się szeroki uśmiech.

- Poważnie?- zapytałem niedowierzając.

- Tak.- kiwnął głową.- Jeśli nie chcesz to nie..

- Chcę!- krzyknąłem po czym szybko chwyciłem w dłonie jego twarz i wcisnąłem w jego usta mokry pocałunek.- Oczywiście, że chcę.

- Cieszę się. Spróbuję przebić twoją randkę.

- Chodzi ci o tą randkę pod mostem?- zapytałem. Uniosłem kącik ust i odsunąłem się delikatnie od szatyna.

- Dokładnie o tą.

Zmrużyłem lekko powieki, po czym z uznaniem kiwnąłem głową. Czy on naprawdę myśli, że jest w stanie przebić moją randkę? Ha! Chcę to zobaczyć.

*******

Kocham swoją mamę. Kocham swojego ojca. Ale są takie momenty kiedy ich nienawidzę.

Czy oni naprawdę myślą, że jestem jakimś zacofanym nastolatkiem, który nie potrafi poradzić sobie z najprostszymi rzeczami? Naprawdę! Obyło by się bez tych wszystkich samoprzylepnych kartek na każdym jednym urządzeniu.

- Wiem jak korzysta się z blendera, mamo!- krzyknąłem widzą na urządzeniu kolejną samoprzylepną kartkę z instrukcją obsługi.

Oderwałem kartkę, po czym przyjrzałem się własnoręcznemu pismu. Kursywa angielska. To zdecydowanie pismo mojej mamy. Myślałem, że to koniec i już nic mnie nie zaskoczy. Och, jakże się myliłem!

- Poważnie?- wyszeptałem widząc żółtą samoprzylepną kartkę na chlebaku.- Chwyć za rączkę pociągnie do siebie. Tylko nie za mocno. Włóż rękę do środka, chwyć pieczywo, wyciągnij je, zamknij chlebak unosząc drzwiczki w górę. Spokojnie, magnes przytrzyma je aby nie spadły.- przeczytałem całą notatkę na głos.- Tego już za wiele.

Momencie wyciągnąłem telefon z kieszeni szortów, które w obecnej chwili służyły mi za piżamę. Odblokowałem go, po czym z jawnym wkurzeniem wymalowanym na twarzy zacząłem szukać odpowiedniego kontaktu. Przybliżyłem palec do pozycji "mama", a w tym samym czasie mój telefon zawibrował.

- Co jest.- wyszeptałem widząc przychodzące połączenie od Stiles'a. kliknąłem w zieloną słuchawkę, po czym niezwłocznie przyłożyłem telefon do ucha.- Stary, oby to było coś ważnego.

Przez pierwsze sekundy w słuchawce panowała cisza, dopiero po chwili usłyszałem szmery, a później ciche pociągnięcie nosem. Na dłoniach wyszła mi gęsią skórka, a mózg jakby otrzeźwiał. Wyprostowałem się, a na miejsce delikatnego grymasu, który wcześniej uformował się na mojej twarzy wskoczył niepokój.

- Ej stary, wszystko w porządku?- zapytałem już ciszej.

- Jest u ciebie Dylan?- zapytał łamiącym się głosem, przez co mój żołądek skręcił się.

- Nie, nie ma. Co się stało?

Znów cisza.

Stiles pociągnął nosem, a już po chwili usłyszałem kolejne szmery.

- Thomas.- powiedział kolejny głos w słuchawce. Od razu go rozpoznałem.

- Liam. Co się dzieje. O co chodzi? Czemu Stiles płacze i gdzie jest Dylan?- mówiłem szybciej niż to było konieczne, a dłonie zaczęły mi się trząść.

- Znów mieli wojne z ojcem. Stiles jest u mnie, ale nie możemy skontaktować się z Dylanem. Chryste! Nawet nie wiem czy wiesz jak wygląda u nich sytuacja.

- Wiem jak wygląda.- przerwałem mu.- Wiem wszystko.

- Dobrze.- wyszeptał

- Dzwoniliście do Brett'a?- zapytałem ruszając w stronę okna aby sprawdzić czy jego auto stoi na podjeździe.

Nie stał.

- Tak, jeździ już od dobrej godziny po mieście.

- Od godziny?!- krzyknąłem niekontrolowanie, po czym odsunąłem telefon od ucha aby sprawdzić która godzina. Już grubo po dwudziestej drugiej.- I dopiero teraz do mnie dzwonicie?

Nie chciałem aby tak to zabrzmiało. Zawładnęły mną emocje. Rządziły moim ciałem i nie pozwalały logicznemu myśleniu na wejść do gry. Zawsze staram się zachować spokój i patrzeć na świat trzeźwym umysłem, jednak teraz nie potrafiłem.

Ruszyłem do przedpokoju, po czym z trudem wcisnąłem swoje gole stopy w buty. Założyłem płaszcz i sięgając po klucze ruszyłem do wyjścia.

- Macie jakiś informacje?- zapytałem zamykając za sobą drzwi.

Przez buzujące we mnie emocje zrobiłem to mocniej niż zamierzałem. Dźwięk trzaskających drzwi rozniósł się po osiedlu, przez co parę psów zerwało się do bram i zaczęło wyć. Nie zwracając na to uwagi zamknąłem dom i ruszyłem w stronę samochodu.

- Jeszcze nic nie mamy, ale...- przerwał akurat w momencie gdy podbiegłem do auta. Wsiadłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.- Chyba Brett przyjechał.

Zamarłem z kluczykami w stacyjce czekając na rozwój wydarzeń. W słuchawce słyszałem jakieś szmery, głos jakiejś kobiety - zapewne matki Liama - a później ciężki oddech samego Liama.

- Znalazłeś go?- zapytał. Głos był tak wyraźny, że od razu skapnalem się, że trzyma telefon przy uchu.

- Nie. Objechałem całe miasto.- powiedział Brett. Ledwo go usłyszałem.- Z kim rozmawiasz?

- Z Thomas'em. Thomas, słyszałeś?

- Tak. Na pewno wszystko objechał? Może ma jeszcze innych kumpli, albo miejsce gdzie...- urwałem coś sobie uświadamiając.- Chyba wiem gdzie jest.

- Wiesz?- zapytał, a już po chwili w słuchawce rozległy się szmery.

- Wiesz gdzie jest?- zapytał Brett.

- Nie jestem w stu procentach pewny, ale pojadę tam sprawdzić.- poinformowałem odpalając silnik. Włożyłem telefon do uchwytu i włączyłem głośnomówiący.

- Powiedz gdzie jest to pojadę.- zarządzał Brett.

- Nie.- warknąłem wycofując z podjazdu i włączając się do ruchu.- Ty już się na jeździłeś. Teraz moja kolej.

- Thomas nie rozumiesz.

- Rozumiem.- warknąłem.- Dylan opowiedział mi o wszystkim. Wiem co się dzieje w jego domu.

W słuchawce nastała cisza, a ja z tych nerwów wyłączyłem radio, w którym zaczęła lecieć skoczna muzyka country.

- Thomas.- zaczął po czym westchnął ciężko.- Dobrze, jedź, ale za nim do niego pójdziesz musisz coś wiedzieć. Dylan po takich akcjach jest nerwowy. Często nie panuje nad swoimi emocjami.

- Wiem, że jest nerwowy. Wiem to od czasu naszego pierwszego spotkania na sali sportowej.

- Tak...- kontynuował, a w jego głosie wyczułem nutkę bólu.- Ale to coś innego. Thomas po prostu spróbuj go nie prowokować.

- Co?- przerwałem mu nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi.

- Dylan ma problem z opanowaniem gniewu. Po kłótniach z ojcem wpada w dziwny stan i trudno jest go opanować. Nie zrobi ci fizycznej krzywdy, ale potrafi wpłynąć na psychikę.- wyjaśnił.

Zatrzymałem się na światłach, po czym z trudem przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć i jak mam się zachować gdy, w końcu go znajdę. Wiedziałem za to jedną rzecz.

- Nie interesuje mnie to. Jadę tam po niego i zabiorę go do siebie, czy mu się to podoba czy nie.- odparłem.

Zielone światło rozbłysło na skrzyżowaniu, a ja ruszyłem z piskiem opon.

- Dam znać, gdy go znajdę.- poinformowałem i nie dając im możliwości na odpowiedź rozliczyłem się.

Dzięki później godzinie dojechanie na miejsce nie było takie trudne. Wiele ludzi było już w swoich domach i szykowało się do snu, aby wypocząć przed kolejnym dniem. Ja natomiast parkowałem własne przy starym boisku do koszykówki ubrany jedynie w krótkie szorty, t-shirt, jesienne buty i długi płaszcz.

Gdy opuściłem auto na moim ciele pojawiła się gęsią skórka, jednak przyczyną tego nie była niska temperatura. Przyczyną był widok jaki zastałem na boisku.

Dylan siedział pod koszem ubrany w te same ciuchy, w których zostawiłem go pod domem. Nogi miał podciągnięte do klatki piersiowej, a głowę opierał na przedramionach, które spoczywały na kolanach. Jego barki drgały, a to sprawiło, że momentalnie rzuciłem się przez siebie. Nim się spostrzegłem pokonałem dzielący nas dystans. Dylan dopiero teraz zorientował się, że ktoś oprócz niego znajduje się na boisku. Uniósł swoją głowę, jednak na jakąkolwiek reakcje było już za późno. Szybko pochyliłem się, po czym bez chwili namysłu owinąłem go ramionami.

Widziałem jego twarz przez ułamek sekundy, jednak to wystarczyło bym wyłapał wszystkie szczegóły. Widziałem oczy, w których zdążyły już popękać żyłki. Widziałem rzęsy, które sklejone były od łez. Twarz, która była mokra i czerwona. Usta, które drżały. To bolało.

Zabolało mnie to, jednak nie tak bardzo, jak to co wydarzyło się potem. Dylan potrzebował paru sekund, aby ogarnąć co się właśnie wydarzyło. Później wszystko zadziało się szybko. Dylan otrzeźwiał i bez najmniejszych oporów ułożył dłonie na mojej piersi i odepchnął mnie. Moje ciało w jednej chwili znajdowało się przy nim, a w drugiej leżało na brudnym i zniszczonym korcie. Zaskoczony podparłem się na łokciach i podnosząc się do siadu spojrzałem na Dylana.

Jego skóra była czerwona, a na twarz gościło oburzenie. Poczułem się jakbym zrobił coś, co wykraczało poza granice dozwolonych rzeczy, na które możemy sobie pozwolić. Od razu przypomniała mi się sytuacja sprzed szkoły, gdzie powiedział mi, że "nie jesteśmy na takim etapie, aby ufać sobie nawzajem". Wtedy patrzył na mnie w ten sam sposób. Od razu zacząłem łączyć wszystkie wątki, a do mojej głowy nasunęło się pytanie.

Czy wtedy też był pokłócony z ojcem?

Nie mam bladego pojęcia, jednak jeśli to prawda będę musiał zadziałać.

- Skąd wiesz.- warknął marszcząc brwi.

- Znikasz, nie dajesz znaku życia i jeszcze masz do mnie pretensje?- zapytałem siląc się na spokojny ton. Krzykiem nic nie załatwię.

- Skoro nie odzywałem się, to chyba oczywiste, że chciałem pobyć chwilę sam. Prosił cię ktoś o to? Zapraszał cię ktoś?

- Ja zaproszenia nie potrzebuje, za to ty potrzebujesz pomocy.- warknąłem.

Yhym...krzykiem nic nie załatwię...ja to dopiero jestem stabilny emocjonalnie...

- I nie zachowuj się jak rozpieszczona księżniczka, bo ze mną ci tak łatwo nie pójdzie.- dodałem wystawiając palec wskazujący w jego stronę.- Poradziłem sobie z tobą na stołówce i poradzę sobie teraz. Mi na łeb nie wejdziesz i przyzwyczaj się do tego kochanie. Albo porozmawiasz ze mną jak człowiek, albo....jasna cholera, nie ma żadnego albo!

Na twarzy Dylana rozkwitło jeszcze większe rozdrażnienie, jednak dostrzegłem też nutkę zaskoczenia, które pojawiło się tylko na ułamek sekundy. Zabrałem dwa pożądane wdechy, po czym usiadłem po turecku i wbiłem w niego swoje ostre spojrzenie. Opuszcze to boisko z nim u boku lub z nim na plecach. Innej opcji nie ma!

- O co poszło tym razem? I czemu twój ojciec był w domu? Nie miał mieć dyżuru?- zapytałem spokojnym tonem.

Dylan przez chwilę się wahał, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Był też zdezorientowany moim nagłym opanowaniem, z którego byłem dumny. W takiej sytuacji, to wyczyn klasyfikujący się do pokojowej nagrody Nobla.

Ale Dylan w końcu pękł. Jego mimika twarz zelżała, a samą głowę obrócił w bok, jakby nie mógł wytrzymać mojego spojrzenia.

- Wrócił po swoje dokumenty.- odparł po chwili ciszy.

Nie odezwałem się. Dałem mu chwilę do namysłu i czekałem na to, aż zacznie kontynuować. Dylan rzeczywiście jest nadpobudliwy, jednak mój temperament bije go na głowę. Stałem się jego pięta achillesową i on dobrze o tym wiedział.

- Nie chcesz tego słuchać.- dodał niepewnie.

- Od czego się zaczęło.- naciskałem.

Dylan spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłem nutkę nadziei. To wyglądało tak, jakby chciał się otworzyć, jednak nie wiedział jak to zrobić i od czego w ogóle zacząć. Uderzyło to we mnie ze zdwojoną siłą, gdy ogarnąłem co jest tego przyczyną. Dylan wychował się przy kłótniach rodziców, którzy nie nauczyli go, co to zdrowa rozmowa. Dla mnie było to coś oczywistego, jednak dla niego? Nie zdziwił bym się, gdyby czuł się z tym nieswojo.

- Zaczęło się niewinnie.- powiedział, po czym nabrał powietrza w płuca.

Czyli jednak sie przełamał.

- Stiles powiedział mu, że Liam na konkursie zwrócił uwagę jednego konesera sztuki i że prawdopodobnie nasza szkoła nieźle na tym wyjdzie. Ojciec zamiast się cieszyć to pojechał po Dereku. Stwierdził, że teraz cała zasługa spłynie na przestępcę.- urwał, a jego szczęka zacisnęła się.

- Z tego co słyszałem od Stiles'a to Derek nie jest przestępcą.- zauważyłem.

- Tak. Mój brat chciał go wybielić, ale przyniosło to odwrotny efekt. Ojciec nie dał sobie wmówić innej wersji zdarzeń. Później powiedział, że ma zakaz chodzenia na te zajęcia, a jeśli na nie pójdzie to osobiście dopilnuje, aby Derek resztę swojej kary odpracował siedząc w więzieniu.

Uniosłem brwi, a miedź nami zapanowała cisza. Już rozumiem czemu Stiles był tak bardzo roztrzęsiony.

- I wtedy nie wytrzymałem. Powiedziałem mu, że to u niego normalne...to izolowanie nas od wszystkich. Chodziło mi wtedy o naszą matkę, z którą chce nam utrudnić kontakt.- uciął na moment i spojrzał na moją osobę. W jego oczach znów zebrały się łzy.- Wkurzył się. Zaczął nam ubliżać, a my nie wiedząc co zrobić po prostu staliśmy tam. Później, gdy oblał nas wszystkimi możliwymi obelgami wyszedł z domu i pojechał z powrotem na komisariat. Nie pozostawił na nas suchej nitki.

Dylan spuścił wzrok na swoje dłonie, a po moim ciele rozeszły się dreszcze.

- Wybiegłem z domu i przyszedłem tutaj. Nie wiem po co. Nie grałem. Po prostu tu usiadłem. Chciałem pobyć chwilę w ciszy, z dala o tego ciągłego hałasu. Naprawdę nie lubię przebywać w jego towarzystwie. Zawsze czuję jakby coś mnie zgniatało w środku. Czasem boje się przy nim odezwać.

Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, a ja znów zrobiłem to, co podpowiadało mi serce. Zmieniłem pozycję na klęczka, po czym pochyliłem się w przód. Objąłem go ramionami, jednak tym razem zrobiłem to delikatniej, aby go nie spłoszyć.

- Powiedział mi, że jestem słaby.- wyszeptał, a moje oczy zapiekły.- Że jestem nieudacznikiem.

- Błagam. Powiedz, że w to nie uwierzyłeś.

- Czasem mam wrażenie, że

- Dylan.- przerwałem mu. Ułożyłem dłonie na jego barkach, po czym odsunąłem się na długość ramion.- Nie jesteś nieudacznikiem. Jedynym nieudacznikiem na tym boisku jestem ja.

- Przestań tak gadać i pocieszać mnie w ten sposób, to ci nie wyjdzie.

- Mówię poważnie. Weźmy na przykład zwykłe gotowanie. Ty potrafisz zrobić kurczaka niczym prawdziwy szef kuchni, a ja? Kiedyś próbowałem zrobić sobie sam obiad i przez przypadek podpaliłem firanki...w łazience.

I to był strzał w dziesiątkę. Dylan parsknął krótkim śmiechem, przez co momentalnie zrobiło mi się lżej na sercu.

- Co? Jak?- zapytałem szczerze zaciekawiony.

Zabrałem dłonie z jego barków, po czym znów usiadłem po turecku. Nasze kolana otarły się o siebie. Byliśmy blisko, jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Jeśli uda mi się go rozweselić, będzie bardziej skłony do powrotu ze mną do domu.

- No normalnie.- wzruszyłem ramionami.- Chciałem zrobić sobie warzywa na patelni. Postępowałem wedle przepisu na paczce. Skąd miałem wiedzieć, że mrożone warzywa po zetknięciu z rozgrzanym olejem eksplodują?!- wyrzuciłem dłonie w górę, na co Dylan parsknął śmiechem.

Kolejny głaz runął na ziemię.

- Ale jakim cudem podpaliłeś firanki w łazience.- dopytał.

Momentalnie zacząłem drapać się po głowie. Nienawidzę o tym mówić.

- No wiesz...trochę spanikowałem, gdy ogień zaczął sięgać okapu. Zamiast zakryć patelnie i odciąć plomieniom dostęp do tlenu ja zabrałem patelnie do łazienki i wylałem wszystko do kibla. Okazało się, że to nie najlepszy pomysł. Ogień stał się większy...i spalił firanki. Matce tłumaczyłem się, że jadłem ostrego kebaba.

To by tłumaczyło te wszystkie samoprzylepne kartki na każdym urządzeniu.

Dylan momentalnie zakrył twarz dłońmi, a spomiędzy jego ust wydobył się delikatny śmiech. Poczułem przyjemne ciepło w klatce piersiowej, gdy zorientowałem się, że kolejny etap już za nami.

Zadowolony z siebie podparłem się o brudny kort, po czym przy akompaniamencie śmiechu Dylana wstałem na równe nogi. Szatyn dopiero po chwili opanował swoje emocje i powoli spojrzał na moją osobę. Z jego twarzy zniknęło wkurzenie, jednak doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że to nie koniec.

Wyciągnąłem dłoń w jego stronę, a ten posłał mi pytające spojrzenie.

- Chodzi.- wyszeptałem.

- Nie wracam do domu.- zaprotestował.

Na co ja posłałem mu najbardziej cwaniacki uśmieszek na jaki było mnie stać.

- Oczywiście, że nie. Porywam cię do siebie.

*******

Pół godziny później leżałem sam w swoim łóżku zastanawiając się co ja właściwie robię ze swoim życiem. Jeszcze do niedawna obiecałem sobie być zwykłą szarą myszką, która nie będzie wychodzić przed szereg. Mogłem się tego spodziewać, że mój chaotyczny charakter mi na to nie pozwoli.

Drzwi od pokoju otworzyły się a do środka wszedł Dylan. Jego włosy były delikatnie wilgotne i opadały mu na czoło. Do ciała przylegała bluzka którą mu pożyczyłem, a która de facto należała do niego. Tak. Była to ta sama bluzka, którą pożyczył mi przed pierwszym treningiem. Nadal ją mam i nie zamierzam oddać...oczy na wypadek takich właśnie sytuacji. Kto wie co przyniesie los.

Podparłem się na łokciach, po czym usiadłem na łóżku. Dylan zamknął za sobą drzwi, po czym robiąc krok w moją stronę uniósł dłoń i wskazał kciukiem za siebie.

- Czemu masz instrukcje obsługi na szczoteczce do zębów?

Ja pier do le.

Jęknąłem głośno i złapał w palce rąbek swojego nosa. Poważnie?! Poważnie mamo?! Nawet na szczoteczce?!

- Aby nie podpalić firanek.- odparłem robiąc zamaszysty ruch ręką.

Dylan zmarszczył czoło, jednak nic nie odpowiedział. Podszedł do łóżka, po czym stanął tuż przede mną, a zapach żelu pod prysznic mile podrażnił moje nozdrza. Uniosłem dłonie i bez najmniejszego skrępowania położyłem je na jego biodrach. Uśmiechnął się lekko, przejeżdżając kciukiem po gumce przy jego spodenkach. Obserwowałem z satysfakcją, jak jego policzki stają się czerwone od tego nagłego i niespodziewanego dotyku.

- Mamy osobny pokój dla gościu.- zacząłem patrząc głęboko w jego oczy.- Ale prawda jest taka, że śpisz dziś ze mną. Nie zamierzam bawić się w żadne podchody.

Wywrócił rozbawiony oczami.

- Twoja subtelność i wyrachowanie nie mają granic.- stwierdził rozbawiony.

Odsunął się ode mnie, a ja pochyliłem się by odpalić lampkę nocną. Ruszyłem w stronę drzwi aby zgasić światło, a Dylan w tym samym momencie wpakował się do łóżka. Z satysfakcją zauważyłem, że zajął miejsce po prawej stronie.

Zgasiłem światło i wróciłem na swoje miejsce. Wkradłem się pod pierzynę, chcąc się zrelaksować, jednak nagle coś sobie uświadomiłem.

- Cholera jasna!- krzyknąłem powracająca do siadu.

- Co jest?- zapytał zdezorientowany Dylan, a ja w tym samym momencie chwyciłem za telefon.

- Miałem poinformować Brett'a, jak cię znajdę.- wyjaśniłem na co ten westchnął ciężko.

Nie miałem zamiaru rozwodzić się nad tą reakcją. Sam sobie jest winny, a ja nie będę się nad tym rozczulać. Jesteśmy dorośli.

Kliknąłem w odpowiedni kontakt, po czym przyłożyłem telefon do ucha. Na odebranie połączenia nie musiałem długo czekać, bo już po chwili usłyszałem głos Brett'a z słuchawce.

- Właśnie miałem do ciebie dzwonić. Widziałem twoje auto na podjeździe, co z nim?

- Jest ze mną. Zostaje dziś u mnie.- wyjaśniłem.- Sorry że wcześniej nie zadzwoniłem. Wypadło mi to z głowy.

- Rozumiem, nie musisz przepraszać. Bardzo się rzucał?- dopytał na co Dylan parsknął suchym śmiechem.- I powiedz mu aby tak nie parskał bo za chwilę tam podejdę i mu nakopie.

Dylan mruknął coś pod nosem, jednak jego słowa nie dosięgły telefonu.

- Spokojnie, nie musisz. Ja się nim zajmę. Tak go dziś przelecę, że przez trzy następne tygodnie nie będzie mógł chodzić.- rzuciłem z szerokim uśmiechem.

Obserwowałem reakcje Dylana. Szatyn rozszerzył oczy, a na jego twarzy zagościł przestrach. I bardzo dobrze.

- Z jednej strony to niepokojące, jednak z drugiej cieszę się, że atmosfera jest na tyle luźna aby sobie żartować.

- Jak żartować?- rzuciłem udając zdziwienie.- Ach! No tak tak. Tylko żartowałem.- brnąłem w to kłamstwo.

Mój wzrok ani na moment nie oderwał się od Dylana. Obserwowałem każdą jego reakcje oraz to jak z trudem przełknął ślinę. Jego wystające jabłko Adama poruszyło się w górę i w dół, a ja zapragnąłem zostawić tam kolejny ślad.

- Dobra, ale ze względu na nadchodzący mecz bądź dla niego trochę łaskawy.- rzucił przez śmiech.

- Jeszcze się zastanowię.- odparłem unosząc kącik ust.- Do zobaczenia jutro.

- Cześć młody.- rzucił z tym samym rozbawieniem.

Rozłączyłem się, jednak zamiast podłączyć telefon do ładowarki wybrałem jeszcze jeden numer. Dzwoniąc do Brett'a byłem święcie przekonany, że jest jeszcze u Liama.

Przeprowadziłem ze Stiles'em krótką rozmowę, po czym podałem telefon Dylan'owi, aby ten go uspokoił i powiedział, że wszystko jest okey. Nie było okey i każdy z nas dobrze o tym wiedział, jednak równie mocno chcieliśmy w to wierzyć. W to, że wszystko się ułoży.

- Chyba płakał.- wyszeptał w momencie, gdy podłączyłem telefon do ładowarki zaraz obok jego telefonu.

- Oczywiście, że płakał. W końcu zabolały go słowa ojca. No i ty zachowałeś się jak dupek.- powiedziałem prosto z mostu, obracając się na prawy bark aby na niego spojrzeć.- I co się tak ma mnie patrzysz? Przecież prawdę mówię.

Dylan uniósł dłonie w geście poddania, a jego wyraz twarzy zelżał. Na szafce nocnej dalej paliła się lampka nocna, dzięki której dalej mogłem podziwiać jego piękne oczy. A co jeśli powiem, że nie zasnę bez światła? Uwierzy mi?

- Niedługo północ.- zauważył. Jego ton głosu w żadne sposób nie wskazywał na to, że był senny.

- Nie jestem śpiący.

- Też.- odparł wzruszając ramionami.

Uśmiechnąłem się na zachętę, a on wykonał kolejny ruch i pochylił się w moją stronę. Nie miałem pojęcia do czego to doprowadzi, jednak w żaden sposób nie czułem się zestresowany. Czułem dziwną lekkość, której nigdy wcześniej nie doświadczyłem.

Przymknąłem powieki, gdy nasze usta otarły się o siebie. Ułożyłem swoje dłonie na jego klatce piersiowej, natomiast jego prawa powędrowała w dół na moje biodro. Przysunął mnie do siebie, pogłębiając pocałunek, a ja znów poczułem zapach żelu pod prysznic. Zrobiło mi się gorąco, gdy nasze ciała otarły się o siebie. Delikatny, a jednak odważny dotyk sprawił, że zapomniałem o wszystkich dotychczasowych problemach. Zacząłem odpływać, a właściwie oddawać się temu co mnie czeka.

Dylan zacisnął dłoń na moim biodrze, a z moich ust wydobył się stłumiony jęk. Nasze ciała zaczęły się o siebie niekontrolowanie ocierać, a w moim podbrzuszu poczułem przyjemne ciepło i dreszcze. Włożyłem swoje kolano pomiędzy jego nogi, a ten przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.

I wtedy poczuliśmy dowód tego, jak bardzo nawzajem siebie pragnęliśmy.

Wybrzuszenia na naszych bokserkach otarły się o siebie, przez co znów jęknąłem mu w usta. Nasze pocałunki stały się odważniejsze. Dylan całował mnie, podgryzał i ssał skórę na mojej szyi, a ja z przyjemnością mu na to pozwoliłem.

- Nie zostawiaj śladów.- upomniałem go.- mamy mecz.

Z trudem oderwał się od mojej skóry na szyi. Podniósł się, a jego ciało zawisło nad moim. Obróciłem się na plecy i spojrzałem w jego piwne oczy, które teraz były lekko zamglone. Nasz oddech był ciężki, a problem w naszych spodenkach dawał o sobie znać. Czułem jego nabrzmiałą męskość na swoim udzie, jednak zamiast się od niego odsunąć ja naparlem jeszcze bardziej na jego ciało.

- Dylan.- wyszeptałem kładąc mu dłonie na barkach.

Chłopak schylił się po czym na powrót złączył nasze usta. Ta przyjemność nie trwała długo, bo już po chwili zjechał w dół i podwinął moją bluzkę w górę. Wplatając palce w jego włosy poczułem, jak jego ciepłe usta składają mokre pocałunki na mojej piersi tuż obok lewego sutka. Zachłysnąłem się powietrzem, a przed oczami mignęła mi wizja tego, jak pcham jego głowę w dół. Powstrzymałem się, bo wiedziałem, że to jeszcze nie czas.

- Dylan.- ponowiłem próbę.

Chłopak zagryzł się na moim sutku, na co gwałtownie zaciągnąłem się powietrzem. Moje usta wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy przyjemny dreszcz rozszedł się po moim ciele. Teraz nie wytrzymałem. Musiałem go o to zapytać.

- Chcesz spróbować czegoś nowego?

Dylan odsunąłem swoje usta od mojej skóry, przez co od razu ogarnęła mnie tęsknota, za jego dotykiem.

- Nowego?- zapytał zrównując nasze twarze.

Oblizałem spierzchnięte wargi po czym kiwnąłem delikatnie głową. Dylan milczał wpatrując się w moją zarumienioną twarz, a w jego oczach dostrzegłem dwie tak bardzo skrajne emocje. W jego oczach dostrzegłem strach oraz ekscytację, której w żaden sposób nie potrafił opanować.

- Tak.- Odparł, delikatnie kiwając głową.- Chcę.

Nie zastanawiałem się długo. Szybko podparłem się na łokciach, po czym sięgnąłem do mojej szafki nocnej. Otworzyłem dolną szufladę, po czym odsuwając bieliznę wyciągnąłem małą butelkę oraz niewielkie pudełko. Rzuciłem oba przedmioty na materac obok mnie, po czym znów spojrzałem na Dylana.

- Jestem pewny?- dopytałem.

- Tak.- odparł twardo.- A ty? Na pewno tego chcesz?

Uniosłem się, po czym układając dłoń na jego policzku wcisnąłem w jego usta mokry pocałunek. Oderwałem się od niego z głośnym mlaśnięciem, po czym pewnie spojrzałem w jego oczy.

- Tak. Chcę tego.- odparłem.- Ale...

Oczywiście, że muszę mieć swoje "ale"

- Zanim zaczniemy, chcę abyś coś wiedział.

Dylan uniósł brew, a ja cofnąłem się lekko w tył aby móc usiąść. Dylan wyprostował się, a pościel zsunęła się z jego pleców. Między nami nastała cisza. Musiałem trochę rozjaśnić swój umysł.

- Co takiego?- zapytał szczerze zaciekawiony.

- To twój pierwszy raz, prawda?- zapytałem na co ten od razu kiwnął głową.- Chcę abyś wiedział, że to nie będzie przyjemne doświadczenie.

Bo taka była prawda. I tu nie chodziło o to, czy będzie na górze czy też na dole. Tu chodziło o jego psychikę oraz to, jak na to zareaguje. Na pewno będzie odczuwać stres, dlatego chcę mu zapewnić jak najlżejszą atmosferę.

- Mówi się, że jeśli jest to z właściwą osobą to...

- Nie.- Przerwałem mu delikatnie kręcąc głową.- Dylan. Tu nie będzie żadnych fajerwerków, tak jak to opisują w książkach. To twój pierwszy raz, więc po prostu przeżyjmy to wspólnie. Jeśli będziesz czuł, że coś jest nie tak, to po prostu mi powiedz. Przerwiemy. Chcę, abyś czuł się swobodnie. Bez stresu.

Dylan słysząc moje słowa uśmiechnął się delikatnie. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu, dlatego to normalne, że nagle moje usta przylgnęły do jego warg. Odsunąłem się od szatyna, po czym bez chwili namysłu ściągnąłem z niego bluzkę. Jego nagi tors prezentował się idealnie, przez co mój problem w spodenkach znów dał o sobie znać. Dylan szybko zajął się moim t-shirtem, który po chwili również wylądował na podłodze.

Chwyciłem Dylana za kark, po czym przyciągnąłem do pocałunku. Nasze nagie torsy zderzyły się ze sobą, a moje ciało zapłonęło. Czułem się dziwne wyzwolony.

Oboje klęczeliśmy na materacu. Moje dłonie ochoczo badały jego nagi tors, natomiast jego zajęte były moimi pośladkami. Raz po raz zaciskał na nich swoje grube palce, a ja za każdym razem jęczałem mu zadowolony w usta. W końcu nie wytrzymałem. Zjechałem dłońmi w dół, po czym wdarłem się do jego spodni i owinąłem palce wokół jego przyrodzenia. Zacząłem go delikatnie pieścić, rozkoszując się każdym cichym sapnięciem Dylana.

Po chwili naparł na moje ciało, a ja od razu zrozumiałem aluzje. Puściłem go, po czym powoli opadłem na miękki materac. Dylan zawisł nade mną i skradł mi szybko pocałunek.

- Daj mi chwilę.- powiedziałem sięgając po lubrykant.

Dylan kiwnął mi głową, a ja rozlałem żel na dłoni. Jedną ręką ściągnąłem swoje szorty do kolan, a resztę dokończył za mnie Dylan. Poczułem jak rumieńce wychodzą mi na policzkach, gdy chłopak odsunął się lekko w tył, aby wiedzieć co robię. Mimo to nie przestałem. Przyłożyłem dwa palce do swojego wejścia, po czym delikatnie wszedłem do środka. Dreszcz rozeszły się po moim ciele, gdy sapnąłem głośno. Dawno tego nie robiłem, a zabawa palcami bardzo rzadko wchodziła w grę.

- Chryste.- wyszeptał, pochylając się i składając na moich ustach pocałunek.- Jesteś tak kurewsko podniecający.

Skłamałbym mówiąc, że te słowa mnie nie nakręciły. Chciałem aby tak mówił.

Gdy wtarłem w swoje wejście cały lubrykant, który miałem na palcach sięgnąłem po paczkę, która leżała obok mojej głowy. Niestety Dylan mnie ubiegł. Wyciągnął z pudełka prezerwatywę i otworzył plastykowe opakowanie. Widziałem moment, w którym się zawahał, jednak wiedziałem, że tu nie chodzi o niechęć do odbycia pierwszego stosunku.

- Przyznaj się. Nie wiesz jak założyć.- powiedziałem z szerokim uśmiechem.

Nie był od prześmiewczy uśmiech. Choć wiele docinek cisnęło mi się na język, nie chciałem go stresować. Dylan powoli spojrzał na mnie, dalej trzymać w dłoniach prezerwatywę.

- Oczywiście, że wiem.- powiedział szybciej niż to było konieczne.

Oczywiście, że nie wie.

Podniosłem się, po czym patrząc mu prosto w oczy zsunąłem jego spodenki w dół. Chłopak nerwowo ściągnął je z siebie i rzucił na podłogę. Byliśmy kompletnie nadzy, oraz na skraju szaleństwa. Z trudem opanowałem swoje emocje by nie rzucić się na niego. Zabrałem od niego prezerwatywę, po czym przyłożyłem ją do jego męskości.

- Tutaj musisz ścisnąć, aby pozbyć się powietrza.- powiedziałem zaciskając dwa palce na górnej, węższej, części.

Spojrzał na szatyna. Chłopak nerwowo przełknął ślinę, a ja dokończyłem rozwijanie prezerwatywy. Gdy skończyłem opadłem na miękki materac, a Dylan zawinął nade mną. Gołym okiem było widać, że się strasuje, dlatego szybko uniosłem swoje dłonie i ułożyłem je na jego policzkach. Chłopak patrzył mi w oczy, gdy chwycił swoje przyrodzenie i przybliżył je do mojego wejścia.

Poczułem go, oraz to jak powoli we mnie wchodzi. Moje usta rozszerzyły się, a gdy niekontrolowanie zacisnąłem swoje dłonie na jego ramionach chłopak zatrzymał się. Był spanikowany.

- Boli?- zapytał pospiesznie widząc na mojej twarzy lekki grymas.

- Jest dobrze. Potrzebuje czasu by się przyzwyczaić.- wyjaśniłem.

Kładąc dłoń na jego karku przyciągnąłem go do pocałunku. Owinąłem go nogami w pasie, po czym napierając piętą na jego pośladki dałem mu znać, aby wszedł we mnie do końca. W głowie mi szumiało, a serce waliło jak oszalałe, gdy na moim ciele znów pojawiła się gęsią skórka. Jęknąłem w jego usta, zaskoczony tym jak bardzo pasuje do mnie.

- Poczekaj chwilę.- wyszeptałem w jego usta.

Wykonał moje polecenie. Zatrzymał się, jednak jego usta nie pozwoliły siebie na spoczynek. Zaczął składać mokre pocałunki na mojej szczęce, szyi i za uchem. Podgryzał mnie w każdym możliwym miejscu, a ja zapragnąłem aby nie zatrzymywał się tylko na szyi. Chciałem aby pokrył mnie malinkami, aby stały się one permanentne i aby każdy widział, że Dylan jest mój.

W końcu zakręciłem biodrami, dając mu znak aby się poruszył. Dylan cofnął się, po czym na powrót powoli zatopił się we mnie. Robił to delikatnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę.

- Chryste.- wyszeptał zaciągając się gwałtownie powietrzem.

Jego biodra zaczęły poruszać się szybciej, a z każdym kolejnym pchnięciem z moich ust wydobywał się coraz to głośny jęk. Przymknąłem oczy odchylając głowę w tył. Dylan wdarł się dłońmi pod moje plecy i zacisnął palce na moich barkach, podczas gdy ja oddawałam się dziwnemu upojeniu.

Było mi przyjemnie, a dowodem na to były moje niekontrolowane i nasilające się jęki. Moja usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, jednak szybko zamienił się w nagły szok. Dylan trafił w dziwne miejsce, którego do tej pory nie znałem, a po moim ciele rozeszły się dreszcze. Krzyknąłem nie wiedząc co się dzieje.

- Tam.- nie wytrzymałem.

Dylan uniósł się, nie zmieniając ustawienia bioder, a moje oczy powędrowały w górę pod powieki. Moje ciało stało się wiotkie, a umysł był w stanie dziwnej ekstazy, o której nie miałem pojęcia. Pchnięcia stały się odważniejsze, żywsze i mocniejsze, przez co moje jęki przerodziły się w krzyk zadowolenia.

- Jesteś niesamowity.- wyszeptał chyląc się i składając mokry pocałunek na mojej szyi.

Uderzał cały czas w ten jeden punkt. Myślałem, że osiągnąłem szczyt przyjemności, jednak jak się okazało najlepsze dopiero miało nadejść. Dylan przyspieszył, a gdy mój umysł zapomniał o całym bożym świecie poczułem jak w moim podbrzuszu coś się zbiera.

- Dylan! Ja.- wymusiłem resztkami sił.

A później gwałtownie zaciągnąłem się powietrzem, czując nadchodzący orgazm. Przestałem jęczeć, bo najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem wydusić z siebie ani jednego słowa, moje plecy wygięły się w ten nieszczęsny łuk, a dłonie zacisnęły się na poduszce. Doszedłem dławiąc się powietrzem.

Dylan wykonał jeszcze parę mocnych pchnięć, by ostatecznie dojść wbijając się we mnie do samego końca. Opadł na mnie, nie wychodząc ze mnie, chciałem go przytulić, jednak nie byłem w stanie unieść nawet jednego palca. Ogarnęła mnie euforia oraz strach, bo pierwszy raz w życiu doświadczyłem orgazmu analnego, byłem gotowy na to, że Dylan dojdzie po trzech pchnięciach...nie na to, że doprowadzi mnie do szaleństwa i ogłupienia.

- To było...- zaczął, z trudem łapiąc powietrze.- To było cholernie przyjemne.

Dylan uniósł się, a ja poczułem do niego jeszcze większy podziw. Ja nie byłem w stanie się ruszyć, za to on wyglądał jakby został naładowany energią. Jego ciało pokryte było potem, włosy były sklejone, jednak na twarzy gościł szeroki, promienny uśmiech.

Jeśli zacznie upominać się o kolejną rundę, przysięgam. Wyniosę go za drzwi i rozkaże tam nocować...a przynajmniej do momentu, aż nie ochłonie.

Czas trochę ostudzić jego zapał.

Uniosłem kącik ust, po czym siłą zmyśliłem swój umysł do stworzenia najbardziej wrednego żartu.

- Ale nie wlecisz znów w szafkę? Prawda?- zapytałem, przypominając mu sytuację ze szkoły.

- Wredota.- wymamrotał.

A później pochylił i wcisnął w moje usta delikatny pocałunek.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Nie chcę nic mówić, ale powoli zbliżamy się do końca opowiadania 🙈

Sorry za błędy i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top