40
Dziś tylko 6 tysięcy słów
Miłego czytania ❤️
Perspektywa Thomasa:
- Mamy dziesiątą, a o dwunastej zaczynają się rozgrywki, dlatego najpóźniej o jedenastej trzydzieści widzę was wszystkich przebranych i gotowych do gry.- oznajmił trener.
Przetarłem niewyspaną twarz, po czym poprawiłem swoją torbę na ramieniu. Znajdujemy się właśnie na terenie ogólnodostępnej hali sportowej, na której mamy rozegrać kolejny mecz i która niestety oddalona była od nas o ponad dwieście kilometrów. Musieliśmy wstać o piątek, aby tu zdążyć, a warunki jakie panowały na drodze nie ułatwiały nam tego.
- Czy to jasne?!- zapytał trener, przez co od razu krzyknęliśmy "tak jest".- Świetnie, a teraz do środka.
Z szybko bijącym sercem ruszyłem za trenerem, a gdy weszliśmy do środka wielkiej hali poczułem przyjemne ciepło. Po takim czasie spędzonym w busie bez ogrzewania każde ciepło jest w stanie mnie zadowolić.
- Poczekajcie tu, przyniosę wam klucz.- poinformował trener.
Mężczyzna ruszył
- Stresujesz się?- zapytał zaciekawiony Dylan.
Przetarłem zmarznięte dłonie, po czym przeniosłem na niego swoje spojrzenie. Wyglądał na zaniepokojonego moim zachowaniem i wcale mu się nie dziwię. Przez drogę miałem dużo czasu do namysłu, bo nikt praktycznie się nie odzywał. Każdy chciał wykorzystać ten czas na sen i jedyną osobą, która nie potrafiła tego zrobić byłem ja. Dlaczego? Ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, iż spotkam dzisiaj swoich dawnych gnębicieli oraz fałszywego ex.
- Trochę.- odparłem, a gdy zobaczyłem jego zaskoczoną minę szybko dodałem.- Ale nie meczem.
Dylan spoważniał jeszcze bardziej, po czym na chwilę zerknął na resztę kumpli z naszej drużyny. Większość zajęta była rozmową o wszystkim i o niczym, przez co nie zwracali na nas uwagi, jednak Dylan i tak chwycił mnie za ramię i odciągnął w tył na bezpieczną odległość.
- Coś poważnego?- zapytał, a jego dłoń zacisnęła się na pasku torby.
Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym pokręciłem głową, bo to naprawdę nie było nic poważnego.
- Nie. Naprawdę nie musisz się martwić.- odparłem chcąc brzmieć przekonująca, jednak mój lekko drżący głos zdradził mnie.
- Thomas.- nalegał zniżając głowę.
Jego ostry wzrok wiercił mi dziurę w głowie, przez co poczułem się nieswojo. Jeśli mu teraz nie powiem to będzie nalegać i zapewne nie odpuści, aż nie pozna prawdy. Ale tak właściwie to czy muszę przed nim to ukrywać? Dylan wie o mnie wiele, dlatego pewnie mnie zrozumie.
- Chodzi o to, że.- zacząłem, dyskretnie rozglądając się dookoła.- To już prawie półfinał, dotarliśmy bardzo wysoko i istnieje duże prawdopodobieństwo, że spotkam sam wiesz kogo.
Dylan nabrał powietrza w płuca, po czym zakładając dłonie na piersi rozejrzał się dookoła. On wiedział o kogo mi chodzi i prawdopodobnie znał ich drużynowe barwy. Istnieje też cień szansy, że rozpozna Lucasa, jednak w tym momencie nie to zaprzątało moją głowę. Teraz najbardziej zaciekawił mnie ten delikatny uśmiech, który uformował się na jego ustach. Był piękny, jednak nie zwiastował niczego dobrego.
- Dylan...Ty chyba nie...- zacząłem coś sobie uświadamiając. Szatyn spojrzał na moją osobę, a jego uśmiech powiększył się. Świetnie.- Dylan, to nie jest zabawne.
- Och, daj spokój.- wywrócił oczami, jednak na jego ustach dalej gościł ten dziarski uśmiech.- Koszykówka to gra kontaktowa, wiec przypadkowe zderzenia, to bardzo częste zjawisko.
Uniosłem brew, jednak nie odezwałem się. Byłem zaskoczony jego podejściem do sprawy i jak mam być szczery, to nie wiem, co o tym myśleć. Zemsta jest złą rzeczą i nie chcę, aby Dylan ryzykował w taki sposób. Przecież może się to skończyć jego zawieszeniem, bądź nie daj Boże, kontuzją.
Ale z drugiej strony...
Fakt, że Dylan ma takie podejście do sprawy, miłe drażni moje ego. Wiem, że nie powinienem tak myśleć, jednak mój rozum ostatnimi czasy nie działa tak jak powinien.
- Dylan.- krzyknął trener, w momencie, gdy otwierałem usta. Mężczyzna podszedł do nas, po czym wręczył Dylanowi kluczę oraz zgiętą kartkę.- Idźcie już do szatni i spróbujcie zrobić gdzieś rozgrzewkę. Ja idę jeszcze do organizatorów po listę na podpisy.
- Dobrze.- kiwnął mu szatyn.- A co to za kartka?
- Rozpiska dzisiejszych drużyn. Zapoznaj się z nią i jeśli jest to możliwe przekaż Thomas'owi ich nawyki.- kiwnął głową w moją stronę.
Dylan zaczął z trenerem, krótką rozmowę na temat podpisów, jednak ja jej nie słyszałem. Mój umysł skupiony był tylko i wyłącznie na kartce, którą trzymał Dylan. Szatyn musiał to wyczuć, bo już po chwili wyciągnął dłoń w moją stronę i przekazał mi listę ze spisem drużyn.
Nabrałem powietrza w płuca, a w uszach zaczęło mi piszczeć, gdy z lekko trzęsącymi dłońmi rozłożyłem kartkę. W pewnym momencie temperatura mojego ciała wskoczyła i zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że za chwilę ujrzę nazwę mojej byłej szkoły. Czarny druk na kartce zlewał mi się, z każdą kolejną nazwą, jednak gdy tylko dojechałem do ostatniej nazwy wzrok wyostrzył się.
Nie ma. Nie ma ich na liście. Mojej byłej szkoły nie ma na liście naszych przeciwników.
Ogromny ciężar spadł z moich barków, gdy uświadomiłem sobie, że nie będę zmuszony oglądać znajomych twarzy. Nic mnie dziś nie rozproszy, bo zapewne tak by było i nie chodzi tu o relację jaka kiedyś była między mną, a Lucasem. To już dawno przestało zaprzątać moją głowę, bo Lucas stał się dla mnie niewyraźnym wspomnieniem. Bardziej martwię się tym, że może wpaść na jakiś głupi pomysł, a jest do tego zdolny. Znam go, dlatego mu nie ufam.
Trener poklepał Dylana po ramieniu, poganiając go, po czym ruszył z powrotem. Chłopak obrócił się w moją stronę i posłał mi wymowne spojrzenie. Nie odpowiedziałem, bo zwykły uśmiech wystarczył, aby zrozumiał wszystko.
- Czyli albo przegrali, albo rozgrywają teraz gdzieś indziej mecz.- powiedział kładąc mi dłoń na ramieniu i obracając w stronę reszty.- Teraz musimy skupić się na grze, aby wygrać, więc to chyba dobrze.- dodał spokojnie.
Jednak ja wyczułem tą delikatną nutkę rozczarowania w jego głosie.
Szybko puściłem w niepamięć to spostrzeżenie, po czym wraz z Dylanem ruszyliśmy do drużyny by poinformować resztę o instrukcji trenera. Gdy po paru minutach chodzenia po zatłoczonym korytarzu odnaleźliśmy naszą szatnie, przebraliśmy się w nasze sportowe ciuchy i odnaleźliśmy miejsce na trening. Z zewnątrz ta hala jest ogromna i teraz gdy jestem w środku wcale się nie dziwię dlaczego. Są tu cztery boiska i każdy jest oddzielony ścianą, by parę drużyn mogło na raz rozgrywać mecze.
My znajdujemy się akurat w tej bardziej zatłoczonej sali, która chcąc nie chcąc, jest łącznikiem pomiędzy boiskami. Plus jest taki, że mamy więcej miejsca na trening.
- Widzieliście w jakim humorze jest nasz trener?- powiedział Max machając ręką, aby rozruszać bark.
Staliśmy właśnie w okręgu i wykonywaliśmy już ostatnie ćwiczenia. Minęła już godzina, a nam udało się w porę rozruszać zastanę ciała. Już nikogo nie męczy senność, a patrząc na to jak Mike podskakuje w miejscu śmiem twierdzić, że poszło nam lepiej niż przypuszczaliśmy.
- A dziwisz się?- zapytał Theo kręcąc barkiem i spoglądając na Max'a- Już dawno tak daleko nie zaszliśmy. Jeśli wygramy dzisiejsze rozgrywki przechodzimy do półfinału.
- Oby tylko się za bardzo nie nakręcił, bo dostaniemy po dupie.- jęknął Charlie.- Już czuję te zakwasy.
Uśmiechnął się pod nosem, a moja głowa niekontrolowanie obróciła się w lewo, aby spojrzeć na Dylana. On również na mnie spojrzał i choć wizja większej ilości treningów, ani trochę nas nie cieszyła i tak posłaliśmy siebie rozbawione spojrzenia.
Gdy dokończyliśmy trening, chwyciliśmy swoje butelki z wodą i zaczęliśmy omawiać strategie do każdej z drużyn. Słuchałem Dylana i próbowałem zapamiętać każdą wskazówkę, bo tylko w taki sposób uda mi się wesprzeć naszą drużynę.
- Rozgrzani?- zapytał trener.
Mężczyzna oderwał wzrok od kartki, która wpięta była w podstawkę, po czym zerknął na Dylana.
- Zwarci i gotowi.- zapewnił go, kładąc dłonie na biodrach.
- Cieszy mnie to.- odparł i spojrzał na każdego z osobna.- Niedługo zjadą się ostatnie drużyny i przejdziemy do oficjalnego otwarcia, więc podpiszcie mi się jeszcze na liście.- powiedział wyciągając w naszą stronę kartki na plastikowej podstawce.
Luke, który stał najbliżej trenera przejął od niego podstawkę i długopis, po czym zaczął wpisywać się w odpowiednie rubryki. Ja natomiast odkręciłem butelkę, aby się nawodnić. Wolę nie ryzykować zawrotami głowy, lub co gorsza omdleniem.
Uniosłem butelkę w górę, a mój wzrok samoistnie spoczął na drugim końcu boiska, gdzie właśnie przez główne wejście wchodziła kolejną drużyna. Niekontrolowanie zachłysnąłem się wodą, a mój nagły atak kaszlu zwrócił uwagę wszystkich członków mojej drużyny. Dylan poklepał mnie po plecach, a ja uniosłem rękę, aby przeprosić resztę.
- Wszystko okey?- zapytał zaniepokojony.
- Tak.- zapewniłem, choć w mojej głowie pojawił się ogromny mętlik.
Na ogół jestem dobrym człowiekiem, jednak patrząc na historię mojej wyszukiwarki, już dawno powinienem trafić do piekła. Czemu o tym mówię? Ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że po drodze mieliśmy wypadek, a ja nie przeżyłem i trafiłem do piekła.
Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, iż pomimo jasnej rozpiski drużyn, po drugiej stronie boiska dostrzegłem całą drużynę koszykarską z mojej byłej szkoły. A w tym jego. Wysoki blondyn o europejskiej urodzie, z którego ciała emanuje taka pewność siebie, że onieśmiela wszystkich wokół.
Ale na mnie, to nie działa. Jedyne, co teraz czuję, to delikatny ucisk w żołądku. I to wszystko. Nie ma ukłucia w klatce piersiowej, nie ma tęsknoty, strachu, ekscytacji. Nie czuję potrzeby podejścia do niego, czy też zwrócenia na siebie jego uwagi. Przez krótki moment chciałem się nawet zmusić do jakiejś reakcji, jednak ku mojemu zadowoleniu nie mogłem. Nie czuje takiej potrzeby.
Tak. Lucas wyrządził mi wiele przykrości i powinienem czuć przynajmniej gniew, ale o dziwo tak nie jest. Nie mam pojęcia jakim cudem to się stało, że mój dręczyciel, a zarazem potajemny chłopak, jest mi tak obojętny, ale nie zamierzam się nad tym rozwodzić.
To przeszłość. Bolesna, ale tylko dla tego Thomasa z przeszłości.
- Thomas.- powiedział chłopak obok mnie wystawiając w moją stronę kartkę i długopis.
Wróciłem do świata żywych, a gdy podpisałem się na kartce podałem ją Dylan'owi. Chłopak tak samo jak ja był rozkojarzony i niestety wiem co jest tego powodem.
To się dobrze nie skończy.
Dylan podał kartkę następnej osobie, po czym zakładając dłonie na piersi spojrzał na mnie. Jego oczy mówiły wszystko. Mówiły, widzę ich. Rozpoznałem. Trzymasz się? Czy wszystko dobrze? Jeszcze nigdy nie widziałem, tak wielu emocji w jednym spojrzeniu.
- Trenerze.- zaczął spoglądając mężczyznę.- Czy na tej hali, będę rozgrywać się mecze innych drużyn, których nie ma w rozpisce?
Mężczyzna zaciekawiony jego pytaniem, spojrzał na szatyna, po czym nieznacznie uniósł brodę w górę.
- Z tego co słyszałem mamy do dyspozycji tylko dwa boiska. Drugą połowa, jest wynajęta przez kogoś innego, więc istnieję takie prawdopodobieństwo.- wyjaśnił, a jego brwi zmarszczyły się.- skąd takie pytanie.
- Wydawało mi się, że widziałem drużynę, której nie ma na rozpisce.- odparł spokojnie.
- Więc pewnie tak jest.- powiedział, po czym przejął od ostatniej osoby kartkę.- Dobrze, ale wracając. Za pół godziny zaczyna się oficjalne otwarcie, więc proszę abyście nie oddalali się za bardzo.
Wszyscy kiwnęli mu głową, a ten machnął kartkami i ruszył z powrotem zapewne do organizatorów, aby przekazać podpisy. Trener zaczął się oddalać, a mój wzrok oderwał się od niego w momencie, gdy przechodził obok dobrze znanej mi drużyny.
Nie zaszczyciłem ich spojrzeniem, a nawet gdybym chciał nie zrobił bym tego, bo pewien szatyn stanął tuż przede mną i zwrócił na siebie moją uwagę. Wszyscy inni zajęli się rozmową, więc bez skrępowania mogłem poświęcić całą swoją uwagę Dylan'owi.
- Jesteś jutro w pracy?- zapytał z lekkim uśmiechem
- A co?- założyłem dłonie na piersi i lekko przekręciłem głowę.- Znów zamierzasz rozbić obóz na długie godziny w moim miejscu pracy?
- Być może.- odparł wzruszając ramionami.- A to źle?
Nic nie odpowiedziałem. Po prostu uśmiechnąłem się, a mój wzrok zaczął błądzić po jego twarzy. I on uformował na swojej twarzy uśmiech, przez co zrobiło mi się ciepło, jednak nie dałem tego po sobie poznać. Dylan zrobił jeden krok w tył, a wtedy kątem oka zobaczyłem jak znajome twarze mijają nas. Dzieliły nas zaledwie trzy metry, jednak i tak zacząłem żyć nadzieję, że mnie nie zauważą.
- Thomas?
Niestety myliłem się.
Od niechcenia obróciłem głowę w ich stronę, a mój wzrok spoczął na osobie, która wypowiedziała moje imię. Asher jest wysoki, ma ciemniejszą karnację, a jego włosy ułożone są w delikatne afro. Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, jednak znam go. Znam wszystkie twarze, z dnia, kiedy zostałem napadnięty i pomalowany.
Wśród nich wszystkich dostrzegłem nowe twarze, co wcale mnie nie dziwi. Zapewne są to pierwszaki, lub inni uczniowie z którymi nie miałem do czynienia. Nie znają mnie, dlatego to zrozumiałe, że co chwilę przeskakują wzrokiem od Asher'a do mnie. Ich zaciekawione spojrzenia były intensywne, jednak nie tak przytłaczające, jak spojrzenia Aiden'a i Lucasa, którzy teraz stali z lekko uchylonymi ustami.
Bez skrępowania spojrzałem w oczy chłopaka, który kiedyś znaczył dla mnie wszystko i ku mojemu zadowoleniu, nie odczułem potrzeby szukania w nich naszej przeszłości.
- Nie wiedziałem, że grasz.- powiedział Asher, szczerze zaskoczony, przez co od razu przeniosłem na niego wzrok.
Mruknąłem raz, drugi, a w międzyczasie poczułem na sobie wzrok moich znajomych. Dylan zrobił krok w przód, a jego sylwetka pojawiła się w moim polu widzenia.
- Tak wyszło.- odparłem z tą samą pokerową twarzą. Mój głos był spokojny, a oddech miarowy.
Chłopak kiwnął mi głową, a w jego oczach dostrzegłem dziwną skruchę. Wyglądał tak jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie wiedział jak zacząć. Ale wtedy do akcji wkroczył Aiden, najlepszy przyjaciel Lucasa.
- Thomas potrafi zaskoczyć.- powiedział z szyderczym uśmiechem.- Nas kiedyś też zaskoczył.
Idę o zakład, że mówi tu o mojej orientacji, jednak na jego niekorzyść, swoje wyjście z szafy w nowej szkole mam już za sobą. Więc mogli mówić co chcą, bo na mnie nie zrobi to wrażenia. Jedynie potwierdzą oczywiste fakty.
- Znacie się?- zapytał chłopak za nami i na moje nieszczęście wypłynęło to z ust Alexa.
Na ustach Lucasa uformował się delikatny uśmiech, a to nie oznaczała niczego dobrego, chłopak łożył dłonie do kieszeni rozpinanej bluzy, po czym nie odrywając wzroku ode mnie powiedział.
- Tak, chodziliśmy ze sobą....do szkoły.
Aiden parsknął chamskim śmiechem, czym zwrócił uwagę innych osób na trybunach. Lucas chciał się ze mnie ponabijać, jednak nie wiedział, że takie zagrania, już nie robią na mnie wrażenia.
Niestety Dylan o tym nie wiedział. Chłopak drgnął, chcąc ruszyć w jego stronę, a ja szybko uniosłem rękę i złapałem go za rąbek jego bluzki. Zatrzymał się, za co byłem mu ogromnie wdzięczny.
- Nie rób chłopakowi nadziei.- skomentował Aiden, po czym poklepał swojego przyjaciela po ramieniu.
Ale Lucas na to nie zareagował. Bardziej skupiony był na nagłej reakcji Dylana, której Aiden na szczęście nie zarejestrował. Lucas mało dyskretnie zjechał Dylana wzrokiem, a jego powieki nieznacznie zmrużył się. Kątem oka widziałem jak Theo, Luke, Mike i paru innych chłopaków z drużyny podchodzi do mnie i Dylana, by stanąć w obronie. Od razu poczułem się pewniej, bo wiedziałem, że w razie czego mam na kogo liczyć.
- Co jest?- zapytał zdziwiony Aiden, marszcząc brwi i spoglądając na każdego z osobna.
- Odnosimy wrażenia, że ta rozmowa zmierza w złym kierunku. To jest.- wyjaśnił Mike i choć na niego nie patrzę, założę się, że posyła mu ten swój dziarski uśmiech.
- Po prostu prowadzimy konwersacje z naszym starym kolegą, ze szkoły. Co w tym złego?- zapytał Lucas.
Świetnie! Jak mam być szczery, to miałem nadzieję, że nie zdradzą tego reszcie. Oczywiście już i tak pewnie zaczęli coś podejrzewać, jednak nadal miałem możliwość skłamania. Wiem jakie podejście mają do ludzi z mojej byłej szkoły i wiem że...właściwie czym ja się zamartwiam. Dylan, Mike, Theo, Luke i paru innych chłopaków z drużyny nie są tak zepsuci jak moim byli znajomi.
- Kolegą?- zapytałem przekręcając głowę w bok.- Jakoś nie przypominam sobie, abyśmy kiedykolwiek byli na takim etapie znajomości.
Między nami zapanowała cisza, a atmosfera jakby zgęstniała. Byłem gotowy by walczyć, jednak ku mojemu zaskoczeniu, nagle głos zabrał Asher.
- Dobra, mniejsza.- zaczął stając przed Lucas'em- Chodźcie się rozgrzać, spóźniliśmy się i nie mamy dużo czasu.
Aiden i Lucas spojrzeli zaskoczeni na swojego przyjaciela, na co ten kiwnął głową w stronę drzwi.
- Dalej.- ponaglił.
Chłopak zaczął wszystkich pospieszać i nie ruszył się z miejsca dopóki nie upewnił, że każdy ruszył w stronę przejścia na drugie boisko. Lucas posłał mi ostatnie ostre spojrzenie, po czym obrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami. Ostatnia osoba, która przeszła na drugą stronę był Asher, który w progu zatrzymał się i spojrzała na mnie.
Mam nadzieję, że dziś widzę ich po raz ostatni.
*******
Niecałe pięć godzin później organizatorzy ogłosili przerwę przed ostatnim meczem. Każdy z nas był zmęczony, jednak co ciekawe nie straciliśmy ducha walki. Bo tak właściwie, jak mielibyśmy go stracić, gdy od przejścia do półfinału dzieli nas jeden mecz. Każdy był zmotywowany by dać z siebie jak najwięcej, dlatego nikogo nie zdziwi fakt, iż w naszej szatni zapanował istny chaos. Nawet Theo wysilił się na szczery uśmiech, a musicie wiedzieć, że to bardzo rzadkie zjawisko.
Oparłem swoje spocone plecy o zimną ścianę w naszej szatni i z lekkim uśmiechem patrzyłem na to, jak czterech chłopaków z ławki rezerwowych skacze i śpiewa w kółku. Oni też mieli okazję wejść na boisko i jak widać dalej rozpiera ich energia.
Ale nie mnie. Przez to wszystko, co wydarzyło się przed meczem, stałem się bardziej rozkojarzony. Rzecz jasna, to nie tak, że myślałem tylko i wyłącznie o tym. Nadal daje z siebie wszystko, jednak mam pewne obawy co do mojej gry i podświadomie zrzucam winę na tamto spotkanie.
Poczułem szturchnięcie w ramię, więc szybko spojrzałem w lewo na mojego napastnika, którym okazał się Dylan. Patrzył na mnie tymi swoimi piwnymi oczami, tak jakby chciał wedrzeć się do mojego umysłu i dowiedzieć się o co chodzi. Gdy Lucas i reszta zniknęli za drzwiami nikt z drużyny nie dopytywał mnie o co chodzi, za co byłem im ogromie wdzięczny. Ale z Dylanem jest inaczej. Opowiadałem mu o wszystkim i doskonale wie ile kosztowało mnie opanowanie w tamtej chwili. Tak, Lucas już nic dla mnie nie znaczy, jednak wizja chwycenia go za te blond kłaki, by przejechać jego twarzą po boisku, wydaję się być bardzo kusząca.
- Próbowałeś nie być taki markotny?- zapytał uśmiechając się delikatnie. Obleciał wzrokiem naszych kumpli z drużyny, a gdy upewnił się, że nikt na nas nie zwraca uwagi dodał.- Nie pasuje ci taka mina.
Dźgnąłem go z łokcia w bok, na co ten jeszcze bardziej powiększył swój uśmiech.
- A jak niby nie mam być markotny?
- Lucas to ciota i nie zasługuje na to, aby ktoś o nim myślał.- wyszeptał tak, abym tylko ja usłyszał.
Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, a w mojej klatce piersiowej zrobiło się ciepło.
- Dzięki, ale nie o niego mi chodzi.- rzuciłem na co od razu posłał mi pytające spojrzenie. Nie chciałem przeciągać dlatego szybko wyjaśniłem.- Chodzi o moją grę, a raczej jej marną imitację.
Dylan wydał się jeszcze bardziej zdziwiony moją odpowiedzią, bo od razu odchylił głowę w tył i zmarszczył brwi.
- Przecież dobrze grasz.- zapewnił.
- Nie pocieszaj mnie. Widzę co robię, a raczej czego nie robię na boisku. Miałem wam pomóc, a jak narazie to tylko przeszkadzam.
Dylan nie odpowiedział, a po prostu patrzył na moją twarz, jakby chciał zrozumieć sens moich słów. Wszyscy w szatni byli głośno, więc nikt nie zwracał na nas uwagi, za co byłem im ogromie wdzięczny.
- Nie wiem co masz do swojej gry, ale radzę ci wyrzucić te czarne myśli z głowy, bo są naprawdę niepotrzebne.- odparł po chwili.- Dobrze grasz, a poza tym zauważyłeś, że jeden z zawodników drużyny przeciwnej kuleje na jedną nogę. Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo nam dziś pomogłeś.
Tym razem to ja zaniemówiłem, bo naprawdę nie wiedziałem jak mam mu na to odpowiedzieć. To tylko czysta obserwacja, nic nadzwyczajnego, a jednak uznał, że to naprawdę coś. Wykrzywiłem usta w bladym uśmiechu, a w tym samym momencie wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia.
Wszyscy prócz nas.
Wraz z Dylanem zaczęliśmy udawać, że szukamy czegoś w naszych torbach, a gdy ostatni z zawodnikow opuścił szatnie chwyciliśmy za swoje butelki i ruszyliśmy do wyjścia. Stanęliśmy przy lekko uchylonych drzwiach, a moja dłoń wylądowała na klamce. To na wypadek, gdyby ktoś chciał wejść.
Uniosłem swoją głowę, a mój wzrok spoczął na piwnych oczach szatyna. Wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu spraw i wcale mu się nie dziwię, bo sam byłem zadowolony.
- Czekasz na coś?- zapytałem przekręcając głowę w bok.
- Może.- odparł błądząc wzrokiem po mojej twarzy.- Liczyłem na jakąś zachętę do gry.
- Marny z ciebie kapitan, skoro to ciebie trzeba zachęcać do gry.- odparłem na co uniósł brwi ukazując swoje urażenie.
A później zrobił to, co w tym momencie wydawało mu się najbardziej słuszne. Jego dłoń wylądowała na moich biodrach, a gdy przyciągnął moje ciało do siebie, pochylił się i wcisnął w moje usta pocałunek. Parsknąłem cicho, jednak bez najmniejszego zawahania oddałem pocałunek i zacząłem rozkoszować się każdą sekundą.
- Chodź.- wymamrotałem pomiędzy pocałunkami.
Musimy się pospieszyć, za chwilę zaczną się rozgrywki, a on jest kapitanem.
Ale jak widać jego to nie obchodziło.
Dylan pchnął mnie na drzwi, przez co te się zamknęły, a jego ciało jeszcze bardziej przylgnęło do mojego. Powinienem nas opanować i jak najszybciej zakończyć tą zabawę, jednak jak już wcześniej mówiłem, mój umysł nie działa ostatnio za dobrze.
Uniosłem swoje dłonie, kładąc jedną na jego braku, a druga wplatając we włosy. Jęknął mi zadowolony w usta, gdy pociągnąłem za kosmyki jego ciemnych włosach, a moje biodra samoistnie naparły na jego ciało. Drzwi stukały, za każdym razem, gdy nasze ciała ocierały się o siebie, jednak nas to nie interesowało. Nie mamy pojęcia czy ktoś po drugiej stronie zwrócił na to uwagę, jednak nawet jeśli tak jest, nikt się tego nie domyśli.
Chryste! Musimy się ogarnąć.
Powoli wysunąłem dłoń pod jego koszulkę, po czym mało delikatnie wbiłem mu palce w brzuch. Ten ruch był ryzykowny, bo musiałem uważać, by nie poddać się pokusie i nie zacząć błądzić po tych wyraźnie zarysowanych mięśniach brzucha. Dylan jęknął niezadowolony, po czym posłusznie odsunął się delikatnie. Spojrzałem wkurzony w jego oczy, jednak ten nic sobie z tego nie zrobił. Cóż, powodem tego może być moja czerwona twarz, która teraz nie wygląda strasznie.
- Idziemy.- zarządzałem.- Już.
Dylan przejechał językiem po dolnej wardze, po czym uniósł dłonie w geście poddania się. Poczekaliśmy jeszcze chwilę, a gdy upewniłem się, że moje policzki nie są gorące opuściliśmy szatnie, a Dylan zamknął ją na klucz.
- Nienawidzę cię.- wyszeptałem, gdy ruszyliśmy szerokim korytarzem.
Ale miałem na myśli co innego.
Tak, to ryzykowna myśl, jednak teraz rodzi się pytanie. Czy Dylan to zrozumiał i czy jego odpowiedź ma to samo znaczenie.
- Ja ciebie też.- odparł z tajemniczym uśmiechem.- I wiem to od momentu, gdy pierwszy raz spotkaliśmy się na boisku.
Nieznacznie zwolniłem, gdy ten odwrócił wzrok. Nie potrafiłem oderwać od niego spojrzenia, dlatego całą drogę do głównego wejścia pokonałem wpatrując się w jego profil. Profil na którym malował się uśmiech i delikatne rumieńce. Inni wezmą je za zmęczenie, jednak tylko my będziemy znać ich prawdziwą przyczynę.
Gdy dotarliśmy na boisko nasza drużyna już na nas czekała. Trener powitał nas zabójczym spojrzeniem i krótką naganą, jednak mnie to nie przestraszyło. Moje myśli krążyły teraz wokół słów, które jeszcze parę chwil temu wypłynęły z ust Dylana.
Gdy omówiliśmy plan, trener kazał nam się nie oddalać i poczekać na oficjalne rozpoczęcie ostatniego meczu. Postanowiliśmy ustawić się na boisku, tak jak nasi przeciwnicy. Każdy z nas stał w swoich grupkach i czekał na rozpoczęcie gry. Myślałem, że przez ten czas uda mi się oczyścić myśli, jednak jak się okazuje życie lubię mnie zaskakiwać.
I tym razem nie chodziło o Dylana. Chodziło o tego blondyna, który teraz siedział na trybunach ze swoim znajomymi i mało dyskretnie przewiercał mnie wzrokiem.
Spojrzałem na niego, tylko po to, aby dać mu znać, że już się go nie boje. Jest mi obojętny, dlatego bez chwili namysłu uniosłem dłoń w górę i wystawiłem w jego stronę środkowy palec. Mało dojrzałe. Wiem. Jednak ta dezorientacja, która zagościła na jego twarzy była tego warta.
A później znów doznałem szoku, gdy nagle ktoś przewiesił rękę przez moje ramię. Oderwałem wzrok od Lucasa, po czym uniosłem swoje spojrzenie, aby zerknąć na profil Dylana.
- Chyba masz fana.- zauważył patrząc prosto na blondyna.
- To chyba pójdę się z nim przywitać.- zażartowałem, na co zacisnął dłoń na moim ramieniu.- Zazdrośnik.
Dylan spojrzał na mnie, a ja poczułem chorą satysfakcję czując na sobie wzrok Lucasa. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno poleciał bym za Lucas'em wszędzie, a tego wkurzającego szatyna, najchętniej zamknął bym w ciasnym pokoju. W sumie nadal jestem w stanie to zrobić, z tą różnicą, że za Lucas'em pobiegł bym wszędzie, tylko po to, aby go podpalić, a Dylana wepchnął bym do tego ciasnego pokoju i zamknął drzwi od środka. Jeśli rozumiecie o co mi chodzi.
- Pokażemy mu jak się gra?- zapytał, a jego szeroki uśmiech wywołał u mnie dreszcze.
Dylan spojrzał na mnie, a po moim ciele rozeszła się fala ciepła. Nigdy wcześniej nie czułem się tak lekko jak teraz, gdy jestem przy Dylanie. To dziwne, ponieważ paręnaście metrów ode mnie znajduje się mój były i grupka dręczycieli, którzy kiedyś prawie mnie zniszczyli. Powinienem czuć teraz strach i dyskomfort, jednak tak nie jest... cóż, nie potrafię się nawet do tego zmusić. Ale czy jest sens? Teraz chce po prostu wygrać ten mecz. Nie muszę Lucas'owi nic udowadniać, jednak raz na jakiś czas warto dokarmić swoje ego.
- Ależ oczywiście kochanie.- odparłem, a jego kącik ust powędrował w górę.
I wtedy rozbrzmiał gwizdek. Ustawiliśmy się na swoich miejscach, a kapitanowie drużyn podali sobie dłonie. Kątem oka widziałem jak Lucas patrzy na Dylana i obserwuję jego każdy ruch. Może robił to, by dowiedzieć się jak gramy, może chciał zobaczyć jakie mamy nawyki. Może...ale tylko może. Cóż, każdy z nas wyciągnie tak oczywiste wnioski, jednak nie oszukujmy się. Ten kpiący wzrok oznacza tylko jedno.
Raczej nie jest świadomy naszej relacji, jednak nie podlega dyskusji to, że zauważył naszą więź. A przynajmniej on ma takie wrażenie. Nasi znajomi z drużyny nadal uważają, że po prostu się kumplujemy. I tak ma pozostać.
Gra rozpoczęła się, a Dylan zwinnie wybił piłkę do rąk Mike'a. Ruszyliśmy przed siebie, a gdy znaleźliśmy się pod koszem przeciwnika Mike rzucił piłką. Jednak nie rzucił jej w stronę kosza. Był zablokowany przez dwóch innych zawodników, którzy stali mu ma drodze do kosza, dlatego postanowił przekazać ją nam. A raczej mi. Nie był to przypadek, a celowe działanie. Widziałem to w jego oczach.
Piłka poleciała, a ja instynktownie ruszyłem w jej stronę. Wiecie co było teraz zabawne? To, że zawodnicy drużyny przeciwnej mnie zlekceważyli i nikt w tym momencie mnie nie chronił. Ale to lepiej dla mnie.
Chwyciłem piłkę w locie i kozłując ją podbiegłem z łuku do kosza. Miałem wrażenie, że trybuny zamilkły, gdy wybiłem się w powietrze, aby wykonać rzut. W pewnym momencie moje ciało zatrzymało się w miejscu, a ja wykonałem rzut. Piłka wpadła do kosza, a na trybunach rozległ się głośny wrzask, który rozniósł się po całej hali.
Zdobyliśmy punkt.
Prawie wszyscy z mojej drużyny podbiegli do mnie, aby mi pogratulować, jednak to nie trwało długo. Robimy tak, praktycznie po każdym zdobytym punkcie, więc na pewno nie obrosnę przez to w piórka. Jasne. Poczułem nagły przypływ motywacji, jednak to dobry rodzaj odczuć. Lepsze to, niż załamanie po pierwszym straconym punkcie.
Oderwałem się od Mike'a, a jako ostatni podszedł do mnie Dylan, który na pół sekundy owinął mnie swoimi ramieniem. Jego dotyk był krótki i delikatny, jednak zdecydowanie bardziej intensywniejszy niż pozostałych. Myślałem, że zrobi tylko to i sobie pójdzie, jednak on postanowił przekazać mi bardzo ciekawą informację.
- Żałuj, że nie widziałeś jego zaskoczonej miny.
Wcześniej mówiłem, że warto raz na jakiś czas nakarmić swoje ego, jednak po takiej informacji, będę zmuszony przejść na dietę.
Zadowolony uśmiechnąłem się pod nosem, po czym na powrót ruszyliśmy na swoje miejsca. Gra rozpoczęła się na nowo, a ja dałem z siebie wszystko.
*******
Wygraliśmy. Nadal ciężko jest mi w to uwierzyć, jednak to prawda.
Gdy mecz dobiegł końca, każdy wpadł w szał. Było dużo wrzasków, gwizdów, śpiewów, uścisków, a nawet łez. Charlie'go trochę za bardzo poniosło. Możecie mi wierzyć lub nie, ale nawet nasz trener się uśmiechnął, gdy po wszystkim spotkaliśmy się w naszej szatni. Nie zapomnę też momentu, gdy wszyscy na raz zaatakowaliśmy Dylana i zaczęliśmy go podrzucać na środku boiska. Darł się, że mamy go odłożyć, jednak my nie słuchaliśmy, a to wszystko przez adrenalinę, która w nas buzowała.
Energia nie opuszczała nas przez dłuższy czas i praktycznie co chwilę słyszałem jak ktoś śpiewa 'we are the champions'. Właściwie to był tylko jeden moment, gdy wszyscy zamknęli mordy. I nie, nie chodzi tu o wręczanie medali, bo nawet wtedy darliśmy się jak pojebani. Chodzi tu o moment, gdy wszyscy z nas mieli zatkane usta jedzeniem. Po wszystkim trener zabrał nas na zasłużony obiad- a raczej obiadokolację- do lokalnej restauracji.
Po wszystkim wpakowaliśmy się do busa i ruszyliśmy w drogę powrotną, aby zdążyć przed nadciągającymi opadami. Już wcześniej zostaliśmy poinformowani przez trenera, że na drogach mogą wystąpić drobne komplikacje, jednak nie sądziłem, że sytuacja może się tak bardzo skomplikować.
- Ciekawe czy coś znajdzie.- wymamrotałem opierając głowę na oparciu miękkiej sofy.
- O tej godzinie mogą być problemy.- stwierdził Dylan, który siedział tuż obok mnie.- Na dodatek jest piątek.
Westchnąłem ciężko, po czym zacząłem rozglądać się po przestronnym holu. Niestety byliśmy zmuszeni zjechać z trasy i zatrzymać się w jednym z przydrożnych hoteli, aby przeczekać nawałnice, która dorwała nas po drodze.
- Myślicie, że dała by mi swój numer?- zapytał nagle Charlie.
Uniosłem swoją głowę, po czym spojrzałem przed siebie na kanapę przed nami, na której siedział Max, Charlie i Rico. Spojrzałem za siebie, aby podążyć za jego spojrzeniem, a moim oczom ukazała się młoda, blond włosa, recepcjonistka, która na oko miała może z dwadzieścia, dwadzieścia pięć.
- Nawet nie próbuj.- odezwał się Alex, który wraz z Michael'em siedział po prawej stronie na sofie.- Jebiesz na kilometr. Jeszcze ją nam spłoszysz.- dodał na co jego przyjaciel parsknął prześmiewczo.
Jeśli chodzi i tą dwójkę, to myślałem, że dziś nie wytrzymam i dokonam zabójstwa z zimną krwią. Po moim spotkaniu z Lucas'em, co chwilę dopytywali o niego i rzucali dziwnymi tekstami typu "chyba się nie lubicie, co?". Na szczęście byli przy mnie Dylan, Mike, Luke, Theo i reszta chłopaków, którzy skutecznie ich uciszali.
Rozumiem o co im chodzi. Alex i Michael mają do mnie problem, a jak wiadomo wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Obawiałem się, że będą chcieli zagadać do Lucasa, jednak na moje szczęście do ich spotkania nie doszło. A przynajmniej mam taką nadzieję.
- Wiesz co ci powiem Alex.- odezwał się nagle Mike, który wraz z Theo i Luke'iem siedział po mojej lewej stronie.- Charlie ma u niej większe szanse, bo on, może się jeszcze wykąpać, a ty z tą twarzą już nic nie zrobisz.
- Nikt cię nie prosił o poradę.- burknął cicho Alex.
- Ciebie nikt nie prosił, więc z łaski swojej się nie udzielaj.- odparł unosząc brwi.
- Hej hej panowie, spokojnie.- wtrącił Charlie, który nie był ani trochę urażony słowami Alex'a.- Nie sprzeczajmy się. Może porozmawiamy o czym przyjemnym?
- Na przykład?- zapytał Rico.
- Na przykład...- zaczął, rozglądając się dookoła.- O! Porozmawiajmy o tym ładnym żyrandolu.
Nastała cisza. Każdy z nas patrzył na uśmiechniętego Charlie'go, który nie był świadomy tego, jak bardzo zażenowani jesteśmy jego słowami. Charlie, jest tym typem człowieka, którego nie interesuje opinia innych i po prostu stara się zachować pogodę ducha, będąc wiecznym optymistą. Doceniam to w nim i bardzo szanuję, ponieważ mało jest takich ludzi.
- Dobra.- odezwał się w końcu Mike.- Ty jednak do niej nie podbijaj.
Wszyscy pokolei zaczęli wybuchać śmiechem, a ja z wrażenia przetarłem zmęczoną twarz.
- Jeśli jest zdesperowana to na to poleci.- wtrącił Max, a Rico wybuchnął głośniejszym śmiechem.
- Zawsze może chcieć się nad nim zlitować.- zauważył Luke, a hol wypełnił się kolejną falą śmiechu.
Mike z tych emocji zaczął przechylać się na prawo, aby prawdopodobnie wtulić się w Theo, jednak po chwili uniósł się i zadał pytanie swojemu przyjacielowi. To co zrobił, a raczej, to co chciał zrobić, nie umknęło uwadze reszcie, a ich reakcja na to była oczywista. Max, Charlie i Rico przestali się śmiać, a na ich twarzach zagościł strach, jakby przed chwilą zobaczyli ducha.
- Jeszcze nie wiem. Zapytam Olivi.- odpowiedział mu Luke.
- To zabierz ją ze sobą.- zaproponował Mike, po czym na powrót zaczął obniżać się w stronę Theo, który grzebał coś w telefonie.
Max, Charlie i Rico wybałuszyli oczy, a Alex i Michael z zaciekawieniem przyglądali się całej tej scenie. Oni nie wiedzą, że Theo i Mike są oficjalnie razem, bo niby skąd mieli by to wiedzieć. Pewnie obawiają się, że Theo zacznie wrzeszczeć, bądź okładać Mike'a po głowie, gdy tylko ten przytuli się, obejmując go w pasie.
- Chyba nie wiedzą.- wyszeptał Dylan patrząc z rozbawieniem na pozostałych.
- Mike.- wyszeptał przerażony Rico, po czym zakrył dłonią usta. Jego twarz teraz praktycznie zlewała się z białą ścianą.
- Nie rób tego.- dodał Max równie cicho co swój kumpel. Chłopak ułożył dłonie na uszach, aby uchronić je przed potencjalnym krzykiem Theo.
- To się źle skończy.- wymamrotał Charlie, garbiąc się i zakrywając twarz dłońmi. Oczywiście zostawił szparę na oczy, żeby nadal wszystko widzieć.
A ja tylko cudem powstrzymałem się, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Dawno się z nią nie kłóciłem.- dokończył Mike.
A później obniżył się do końca i owinął Theo w pasie.
Atmosfera zgęstniała do tego stopnia, że poczułem ten niepokój, który narodził się, w każdym z niewtajemniczonych. Zastygli w bezruchu, a ich oddech wstrzymał się. Byli zbyt przerażeni, by coś powiedzieć, dlatego w ciszy czekali, obserwując co się wydarzy.
Spojrzałem na Dylana, a gdy nasz wzrok skrzyżował się, posłaliśmy sobie rozbawiony uśmiech.
I gdy każdy myślał, że dziwniej być nie może, Theo nieświadomie postanowił udowodnić wszystkim, jak bardzo się mylą. Uniósł swoją lewą dłoń, po czym, bez żadnego skrępowania wplątał palce w ciemne włosy Mike'a i zaczął go delikatnie głaskać. Dalej grzebał coś w telefonie, więc nie był świadomy tego, że piątka zdezorientowanych nastolatków przygląda się im z niepokojem i delikatnym przestrachem.
- Chyba uderzyłem się w głowę.- wyszeptał Charlie
- Ja też.- dodał Max. Rico był za bardzo zdezorientowany by coś powiedzieć, dlatego pokiwał głową.
- Co jest?- zapytał zniesmaczony Michael.
Tylko Luke na to zareagował. Chłopak oderwał wzrok od telefonu i z zaciekawieniem spojrzał na chłopaka po drugiej stronie niewielkiego stołu. Jego brwi zmarszczyły się, gdy zobaczył mine Alexa i Michaela, jednak stuprocentowe zdziwienie zagościło na jego twarzy dopiero wtedy, gdy przeniósł swój wzrok na Max'a, Charlie'go i Rico.
- Yyy.- rzucił przeciągle, na co Dylan parsknął cicho.
Uderzyłem go w ramię, a ten odpowiedział mi w podobny sposób dźgając mnie palcem w biodro. To tylko głupie przekomarzania, jednak w zaistniałej sytuacji nie byłem w stanie się na nim skupić.
Luke, chcąc dowiedzieć się o co chodzi szybko podążył za spojrzeniem całej reszty, a jego mimika twarzy znów się zmieniła, gdy natrafił na niczego nieświadomą parę. Chłopak parsknął cicho pod nosem, po czym kręcąc rozbawiony głową znów spojrzał w swój telefon.
- Mike.- powiedział z rozbawieniem.
Chłopak mruknął tylko ciche "hmmm", jednak gdy nie dostał żadnej odpowiedzi postanowił oderwać twarz od klatki piersiowej Theo i zerknąć na swojego przyjaciela.
- Co cię tak bawi?- zapytał widząc rozbawienie na twarzy Luke'a
Chrząknąłem wymownie, a gdy Mike spojrzał na mnie kiwnąłem głową w kierunku oszołomionych chłopaków. Szatyn powoli obrócił głowę, po czym z pokerową miną, zaczął się każdemu przyglądać, aby zrozumieć sytuację. Oczywiście, że wiedział czemu mają takie miny. Mike potrafi zachować spokój, dlatego jego pytanie nie zdziwiło mnie ani trochę.
- Przewiało was?- rzucił wskazując palcem na swoją twarz.- Trochę was wykrzywiło.
Zaciekawiony Theo uniósł spojrzenie, jednak tylko na ułamek sekundy, bo po chwili przewrócił oczami i wrócił do grzebania w telefonie. On też rozumie o co chodzi, jednak jak widać, ma to w czterech literach. W sumie...takiej reakcji po Theo było można się spodziewać.
- Poważnie?- zapytał zdziwiony Alex. On też nie ukrywał swojego obrzydzenia.
Mike spojrzał mu głęboko w oczy, po czym unosząc kącik ust odparł.
- Udało mi się.
I wtedy nastał chaos. Święta trójca z wrażenia, aż podskoczyła na swoich miejscach i ignorując spojrzenia innych gości, zaczęli podchodzić do Mike'a by mu pogratulować. Wiedziałem, że są tolerancyjni, jednak nie spodziewałem się, aż tak entuzjastycznie zareagują.
- A nie pochwalił się nic.- powiedział rozweselony Rico zbijając z Mike'iem męską piątkę.
Theo przewrócił oczami, gdy Max rozczochrał jego włosy, jednak nie odezwał się.
- Powoli zacząłem tracić nadzieję stary.- wtrącił Charlie.- Jakim cudem?
- Przecież to oczywiste, że nikt mi się nie oprze.- odparł zadowolony Mike, jednak każdy z nas był w stanie wyczuć, że to jeden z jego kiepskich żartów.
Theo słysząc to, pstryknął Mike'a w ucho, po czym na powrót wplątał palce w jego włosy. Nastało zamieszanie podczas którego Charlie zaczął wypytywać Mike'a o szczegóły. Rzecz jasna nic mu nie powiedział i wcale się nie dziwię.
Po piętnastu długich minutach, trener zawołał nas do siebie by poinformować, że udało mu się zdobyć wystarczająco dużo pokoi. Miał do nas tylko jedną złą wiadomość.
- Będziecie musieli dobrać się w pary.- wyjaśnił unosząc w górę pęk kluczy.- Szkoła ubezpieczyła nas finansowo, jednak nie stać nas na pojedyńcze pokoje, także bez marudzenia.
Nie wiem co mną kierowało, ale mój wzrok automatycznie spoczął na Dylanie. Chłopak czując moje spojrzenie zerknął na moją osobę, a na jego ustach uformował się cwany uśmiech. Poczułem jak policzki zaczynają mnie szczypać, a ciało rozgrzewać się. Dziękowałem teraz Bogu, że stoimy na samym końcu i nikt z moich znajomych nie widzi mojej czerwonej twarzy.
- Poważnie?- zapytał Mike i o dziwo jego ton wyrażał rozczarowanie.- Nie przygotowałem się na taką okazję.
Max i Charlie zaczęli głośno rechotać, natomiast Rico gwizdnął w sugestywny sposób. Teraz byłem czerwony z zażenowania, bo wszyscy w holu zaczęli się nam przyglądać.
Zaraz nas wywalą.
Na szczęście Theo postanowił ugasić pragnienie Mike'a
- Ostatnio, gdy u ciebie nocowałem potrafiłeś trzymać łapy przy sobie, więc i teraz wytrzymasz.- zaczął przenosząc wzrok na Mike'a.- A poza tym. Kto powiedział, że będziemy w tym samym pokoju?
Wywróciłem oczami, gdy święta trójca przeciągnęła samogłoskę "u", jednak na moich ustach i tak uformował się ten delikatny uśmiech.
- Będzie ciekawie.- wymamrotał cicho Dylan, a w jego głosie wyczułem nutkę podirytowania.
Moje ciało owiał zimny wiatr, który wleciał przez otwarte hotelowe drzwi. Chciałem zapytać Dylana o co chodzi, jednak mój wzrok spoczął na grupce ludzi, którzy właśnie przekroczyli próg hotelu.
I wtedy poraz kolejny poczułem nagły przypływ adrenaliny, gdy mój wzrok skrzyżował się z jasnymi tęczówkami Lucasa.
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
⚠️Spoiler⚠️
-15+31=+....
Sorry za błędy i do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top