33

⚠️ Ważne ⚠️
Jedno wyświetlenie i wstawiam kolejny rozdział

Perspektywa Thomasa:

Oparłem się tyłem o marmurową wyspę kuchenną, po czym uniosłem plastikowy kubek w górę i przy akompaniamencie głośnej muzyki upiłem porządny łyk. Gorzki smak alkoholu podrażnił moje kubki smakowe, jednak nie skrzywiłem się. Po takiej ilości nie robi to na mnie wrażenie.

Nie zrozumcie mnie źle. To nie tak, że jestem nałogowym alkoholikiem, ja po prostu mam na to dużą tolerancję. Cóż, tak właściwie, to zasługa tego iż przed imprezą objadam się słodyczami. Chcę w ten sposób przyswoić cukry proste, aby mój organizm szybciej przetwarzał alkohol.

Ha! A ludzie myślą, że mam mocną głowę.

Upiłem kolejny łyk, a moje usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu, gdy na drugim końcu pomieszczenia zobaczyłem, jak Stiles i Liam podskakują z innymi do szybkiej muzyki. Nie chciałem dziś wychodzić z domu, jednak ostatecznie zgodziłem się po namowie jednego z moich trzech dobrych znajomych. Czy chodzi tu o Stiles'a? Nie, on też miał co do tego wyjścia mieszane odczucia.

Spojrzałem w lewo, a mój wzrok spoczął na osobie, która przekonała nas do wyjścia. Chłopak, jak zawsze, wyglądał na znudzonego, a swój wzrok, nie wiedzieć czemu, utkwiony miał na uczestnikach imprezy, którzy siedzieli na sofie pod kominkiem.

- E! Stary!- krzyknąłem do Theo, po czym szturchnąłem go w ramię.

Chłopak niechętnie oderwał wzrok od sofy i przeniósł go na mnie. Uniósł swój kubek, po czym wystawił w moją stronę, aby wzbić toast.

- Zawsze tu tyle ludzi?- zapytałem, gdy upiliśmy łyk.

- Nie! Poczekaj do wakacji, a zobaczysz co to prawdziwy "Projekt X"

- Czyli mogę liczyć na krasnala wypchanego cukierkami?- zażartowałem.

Niestety mój żart nie spodobał się Theo, a dowodem na to było jego karcące spojrzenie.

- Oj, żartowałem.- odparłem unosząc dłonie w górę, na co kiwnął mi głową.- Ej, tak właściwie. Czemu chciałeś tu przyjechać?

Theo, zaskoczony moim pytaniem, zakrztusił się sokiem, przez co od razu poklepałem go po plecach. Chłopak opanował swój odruch, po czym nerwowo zaczął się rozglądać.

- Chciałem się odstresować.- rzucił, po czym odbił się od blatu, gdy w tłumie wyłapał pozostałą dwójkę.- Idę do reszty trochę się rozerwać. Też idziesz?- dopytał obracając się w moją stronę.

Co ty ukrywasz Theo? Ha! Nie jestem głupi. Czyżby Mike ci się spodobał? To by wiele wyjaśniało.

Od razu posłałem mu cwany uśmiech, na co ten tylko wywrócił oczami.

- Zaraz dołączę. Zapije tylko tą gorycz sokiem.- odparłem unosząc kubek w górę.- Za dużo wódki mi nalałeś.

Theo parsknął krótkim śmiechem, po czym ruszył w stronę przyjaciół. Moja wścibska osobowość, aż skomle i błaga o wyjaśnienia od Theo, jednak jest jeden problem. Chłopak otwiera się tylko przed Liamem. Już łatwiej było by wyciągnąć informacje od umarlaka na co zmarł. Tak, wizja stania nad rozkładającym się ciałem i rzucanie pytań typu "na co zmarłeś" wydaje się być bardziej sukcesywna w wykonaniu.

Ruszyłem na drugą stronę blatu, bo właśnie tam znajdują się napoje. To pomieszczenie jest niewiarygodnie duże i gdy dziś tu wszedłem nie mogłem wyjść z podziwu. Chyba z dwadzieścia minut napawałem się widokiem samego domu.... posiadłości...willi? Jak to w ogóle nazwać? W każdym razie, rodzice Mike'a muszą być obrzydliwe bogaci, a sąsiedzi muszą ich nienawidzić, za ten hałas.

Ominąłem grupkę ludzi, a gdy z niektórymi zbiłem piątkę stanąłem przy blacie. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek z nimi rozmawiałem, jednak teraz mało mnie to interesuje. Odkręciłem sok, a gdy miałem zacząć go nalewać, zorientowałem się, że stanąłem obok dobrze znanej mi dziewczyny. Na moich ustach momentalnie uformował się lekki uśmiech, a ciało samoistnie pochyliło się w przód. Chciałem, aby mnie zobaczyła, co swoją drogą od razu mi się udało.

Madison uniosła wzrok znad kubka, a jej błękitne oczy zamigotały. Dziś ubrana była w błękitną dopasowaną sukienkę z tiulowymi rękawami. Ta kreacja należy do tych odważniejszych, jednak ona wyglądała w tym niewinnie i delikatnie. Oczywiście, nie jest to obelga, a komplement.

- Co tam? Jak impreza?- zapytałem z tym samym szerokim uśmiechem. Przechyliłem karton z sokiem i spojrzałem na dziewczynę.

Widziałem, to jak wzdrygnęła się lekko, zanim jeszcze zadałem pytanie. Ale czemu się dziwić. Wiem, że czuje się winna za tą całą sytuację z Michaelem i Alexem. Tak swoją drogą, nie mieliśmy jeszcze okazji aby porozmawiać.

- Jak narazie spoko.- odparła kiwając głową.

Dziewczyna spojrzała na mnie tylko na moment, by po chwili znów umieścić swoje spojrzenie na kubku. Madison była rozdrażniona, a ja nie musiałem być geniuszem, aby zorientować się o co chodzi. Czułem tą napiętą atmosfere.

- Słuchaj.- rzuciłem po krótkiej chwili. blondynka uniosłem głowę, po czym zmusiła się by spojrzeć w moje oczy.- Chcę żebyś wiedziała, że nie jestem na ciebie zły. Naprawdę fajnie mi się z tobą rozmawiało i jeśli nie masz nic przeciwko, to możemy zostać dobrymi znajomymi.

I nie mówię jej tego z grzeczności. Madison jest lekko strachliwa, jednak czuję przy niej dziwną nostalgię. Może to brzmieć dziwnie, ale taka jest prawda, Madison przypomina mi mnie z pierwszej klasy.

No może z tą różnicą, że ja mam za duże ego i nigdy nie chciałem, aby ktoś pomyślał, że może mieć nade mną władzę.

- I tak czuję się z tym dziwnie. To ja jestem temu winna.- odparła, na co od razu pokręciłem głową.

- Przestań gadać bzdury. To ta bandą idiotów jest winna, bo zmusili cię do grzebania w dokumentach.- urwałam na moment, po czym obróciłem się w jej stronę i opierając się biodrem o blat, skrzyżowałem dłonie na piersi.- Przekonałem cię?

Dziewczyna złączyła usta w wąską linię i spojrzała gdzieś w bok. Od razu zrozumiałem ten przekaz, ona nadal nie jest przekonana. Westchnąłem ciężko, po czym posłałem jej lekki uśmiech.

- Nie chcę się chwalić, ale mój tata jest policjantem i chcąc nie chcąc znam się trochę na tych sprawach. To co zrobili jest karalne, więc jeśli chcesz możemy razem pozbyć się tego problemu.- dodałem, a dla lepszego efektu puściłem jej oczko.

I to podziałało. Madison uśmiechnęła się szeroko, a spomiędzy jej ust wydobył się lekki śmiech, który niestety został zagłuszony przez głośną muzykę. Jej reakcja była naturalna co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że moja metoda zadziałała.

Sięgnąłem po lód, a w tym samym momencie ktoś poklepał mnie po ramieniu i nie wiedzieć czemu przywitał się. Na tej imprezie jest sporo otwartych ludzi. Prawdopodobnie z kimś mnie pomylili, bo nie znam tych ludzi.

- A ty jesteś tu z..?- zapytałem chcąc ciągnąć rozmowę.

- Jeśli chodzi ci o tamtych, to nie. Nie jestem tu z nimi.- rzuciła bez chwili namysłu, a ja w tym samym momencie wrzuciłem kostki lodu. Upiłem łyk i spokojnie dałem dziewczynie kontynuować.- Po tym co się stało sami się odcięli. Niby zrozumiałam że przyjaźnili się ze mną dla testów, jednak to nadal boli.

Dziewczyna spuściła głowę, a ja bez chwili namysłu ułożyłem dłoń na jej ramieniu i lekko ją poklepałem.

- Ej.- rzuciłem nieskrępowany tym iż jej barki spięły się.- Nie przejmuj się nimi. To tak jakby śmieci same się wynosiły. To niesamowita oszczędność czasu i energii.

Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie, przez co na moich ustach uformował się jeszcze większy uśmiech. Zabrałem swoją dłoń z jej barku, po czym wystawiłem kubek w jej stronę. Dziewczyna od razu zbiła swój z moim i upiła łyk.

- Dziękuję.- rzuciła nagle, przez co od razu przeniosłem na nią zaciekawione spojrzenie.- I przepraszam. Za to wszystko.

- Nie musisz przepraszać. To oni powinni tu teraz klęczeć i dziękować za tak lekką zemstę.- odparłem odstawiając kubek na blat.- To z kim tu jesteś?

- Z kumplem, który pomaga mi wykładać książki w bibliotece.- wyjaśniła spuszczając wzrok. Normalnie bym się tym nie przejął, tylko że jest coś co zwróciło moją uwagę. Na jej ustach pojawił się wymowny uśmiech, a jej policzki zarumieniły się.

- No no no, ktoś tu się rumieni.

Dziewczyna od razu spojrzała na moją osobę, a ja nie mogąc się opanować wybuchem śmiechem.

- Co? Nie!- zaczęła się tłumaczyć, co tylko wzmocniło mój śmiech- No, no może troche.- dodała już ciszej.

Opanowałem wybuch swojego śmiechu, dopiero w momencie, gdy coś sobie uświadomiłem. Skoro Madison przyszła tu z potencjalnym adoratorem, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie ją zatrzymuje. Chciałem się już pożegnać i wymyślić jaką wymówkę, że muszę spadać, jednak nagle Madison powiedziała coś bardzo dziwnego.

- Stałeś się popularny.- rzuciła nagle.- Nie boisz się stać obok takiej nudziary?

Zmarszczyłem brwi, po czym posłałem jej pytające spojrzenie. To co powiedziała zdziwiło mnie ponieważ nie czuję się, abym był rozpoznawalny. Nigdy też do tego nie dążyłem, bo wiem z czym to się wiąże. Ludzie mówią o tobie i nim się obejrzysz powstają na twój temat nieludzkie historie.

No i na Boga! Czemu ona uważa, że jest nudziarą?!

- hm?- mruknąłem- Co? Czemu tak twierdzisz?

- Naprawdę tego nie widzisz?- zapytała i spojrzała na mnie tak, jakby powiedział najgłupszą rzecz na ziemi.- Ludzie mówią o tobie na okrągło.

No po prostu bosko!

Z tego wrażenia nawet nie zorientowałem się kiedy butelka z wódką znalazła się w mojej dłoni. Nie odrywając wzroku od dziewczyny nalałem niewielką ilość tej substancji, po czym dodałem soku.

Jutro będę tego żałować.

- Niby dlaczego mieli by o mnie gadać?

- No wiesz. Teraz głównym tematem rozmów jest twój awans w klubie i to, że wygryzłeś Alexa.

Powinienem czuć tą satysfakcję?

Och tak, oczywiście, że tak.

- Czemu mam wrażenie, że członkostwo w drużynie jest porównywalne do bycia jednym z bogów na Olimpie?

- Uwierz, też bym chciała to wiedzieć.- wzruszyłam ramionami.- Ale z tobą jest inaczej, ty zaciekawiłeś ich już na samym początku.- dodała już ciszej, jednak tak aby przebić się przez muzykę.

- Jak na samym początku?

Dziewczyna szybko rozejrzała się dookoła, aby upewnić się, że każdy jest zajęty swoimi sprawami, po czym niepewnie przysuneła się w moją stronę.

- Z początku chodziło tylko o to, że postawiłeś się Dylan'owi.- ta informacja akurat nie zrobiła na mnie wrażenia. Luke wspominał coś o tym już na początku.- A później zaczęły się te wasze walki o boisko. Może o tym nie wiesz, ale o waszych sporach pisali nawet na grupach klasowych. Chłopaki się tym jarali jak małe dzieci.- wzruszyła jak gdyby nigdy nic ramionami.- Dodatkowo jesteś gejem, a zaprzyjaźniłeś się z homofobem

- Dylan nie jest homofobem.- przerwałem jej. Naprawdę nie kontrolowałem tego. To samo wypłynęło z moich ust.- I to potwierdzona informacja. Sam mi to wyznał.

- Nie?- zdziwiona przekręciła głowę w bok.- Przecież plotki mówią, że pobił Mike'a bo jest gejem.

- Z tego co wiem, to pobili się przez to, że Mike chciał narzucić mu swoje zdanie.- odparłem.

I tyle wiem. To były słowa wypowiedziane przez Dylana. Powiedział mi to, gdy byliśmy "na randce" w maku. Nadal pamiętam tą rozmowę, jednak nadal nie wiem, co powiedział mu wtedy Mike.

- Och, a więc tak to wygląda.- rzuciła.- Nigdy w to się nie wgłębiałam, bo jak sam widzisz. Nie jestem za bardzo ciekawska. No ale skoro mówisz to ty, to to musi być prawdą. Jesteś z nim blisko.

Ostatkiem sił powstrzymałem się aby moje ciało się nie wzdrygneło. Czy to już przesada? To, że moje ciało reaguje tak na każde dwuznaczne stwierdzenie. Ale jej przecież o to nie chodziło. "Jesteś z nim blisko". No cóż, ostatnio wyznał, że nie jesteśmy na takim etapie aby sobie ufać.

- Nie jesteśmy blisko. Tylko się kumplujemy.- wyznałem, a serce zabiło mi mocniej. Muszę szybko zmienić temat.- A skoro już mowa o bliskich osobach. Gdzie twój adorator.

Patrzyłem na nią intensywnie, aby wyłapać każdą reakcje. Dziewczyna nie próbowała opanowywać swoich emocji. Wzdrygnęła się, po czym z zarumienioną twarzą zaczęła rozglądać się po salonie. Dziewczyna wystawiła rękę, po czym palcem wskazała na drugi koniec sali.

- Tam pod kominkiem. Ten w bluzce z Naruto.

Od razu przeniosłem tam swoje spojrzenie, po czym wzrokiem wyłapałem grupkę ludzi pod wcześniej wspomnianym kominkiem. Chłopak w czarnej bluzce i pomarańczowym nadrukiem stał z kubkiem w ręku i rozmawiał o czym ze swoim kumplem. Był szczupły i zapewne niewiele wyższy od Madison, choć z tej perspektywy trudno jest mi to określić. Tak samo było z kolorem jego lekko przydługich włosów, nie mam pojęcia czy to brąz czy może ciemny blond. Jego twarz była wąską, a na nosie miał okulary w czarnej oprawce. Wyglądał jak typowy nastolatek, jednak jego postawa zdradzała wiele. Chyba jest tym bojaźliwym chłopakiem, do którego przywalają się inni.

Nie wiem czemu, ale pasuje do Madison.

- Przystojniak.- rzuciłem spoglądając na Madison.

- Zaklepany.- odparła, po czym dla żartu posłał mi wrogie spojrzenie. Parsknąłem na to, a moje dłonie uniosły się na znak poddania się.

- W takim razie leć, aby ci go nikt nie ukradł. Ja i tak muszę iść się przewietrzyć.

Dziewczyna kiwnęła mi głową, po czym zabierając kubek ruszyła z miejsca. Miała mnie już minąć jednak w tym samym momencie coś sobie przypomniałem. Szybko obróciłem się i nie zważając na ludzi wokół krzyknąłem jej imię. Dziewczyna obróciła się w moją stronę, a wraz z nią zrobiło to parę innych ludzi.

Proszę, tylko nie twórzcie nowych plotek.

Podszedłem do dziewczyny, a ta posłała mi pytające spojrzenie.

- Też chcę cię przeprosić.

- Za co?- zapytała zdziwiona.

- Za to, że zaniedbuje klub malarski. Chciałem abyśmy mieli dostęp do hali, a wyszło jak wyszło. Nadal musicie kisić się w małej sali ze złym światłem.

Przez pierwsze parę sekund dziewczyna patrzyła na mnie jak na wariata. Dopiero później doznała olśnienia, a jej usta otworzyły się w głuchym "aaa". Madison zaśmiała się, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło.

- O co chodzi?- zapytałem.

- O nic, ale spokojnie nie musisz przepraszać. Tak naprawdę nie zależało na połowie hali. Właściwie to jesteś jedyną osobą, której tak bardzo zależało.

Och...

- Poważnie?- rzuciłem jeszcze bardziej rozkojarzony na co od razu pokiwała głową.

- Tak. A teraz przepraszam, ale muszę już iść.- ściszyła swój głos i nachyliła się w moją stronę.- Właśnie ktoś z tyłu powiedział "To oni jednak kręcą?"

Zrezygnowany przymknąłem oczy, po czym ułożyłem jedną dłoń na czole. Czy ci ludzie nie mają co robić? To takie żałosne!

- Miłej imprezy.- powiedziałem chcąc się wyrwać.

- I tobie również.- odparła unosząc kubek.

Oderwałem od niej wzrok, po czym zacząłem rozglądać się po kuchni, aby znaleźć kogoś znajomego. Jest tu dużo ludzi, jednak kuchnia nie jest tak oblegana. Powodem tego prawdopodobnie jest to, że dj odpalił naprawdę dobry kawałek i wszyscy zajęci są tańcem. O dziwo nie mam ochoty na taniec, dlatego zrobię to co powiedziałem Madison. Pójdę się przewietrzyć.

- Thomas!- krzyknął jakiś chłopak po drugiej stronie wyspy kuchennej. Spojrzałem na niego, po czym ruszyłem głową w górę, aby dać mu znak by kontynuował.- Idziesz do nas się napić?

- Chętnie, ale właśnie idę się przewietrzyć.- odparłem i choć chciałbym wyjawić wam jego imię to nie zrobię tego z jednego powodu. Nie znam go.

- To podbij do nas później.- okrzyknął inny chłopak unosząc kubek, a reszta po chwili zrobiła to samo.

- Spoko, zaraz wracam.- odparłem unosząc dłoń.

Ruszyłem w stronę wyjścia, a po drodze zaczepiło mnie pare ludzi. Głównie byli to chłopacy, którzy pytali czy dołączę. Zdarzały się też dziewczyny, które proponowały wspólne zdjęcie. Nie jestem fotogeniczny, dlatego ładnie odmówiłem i skłamałem, że tylko zapale i wrócę. Kłamałem, nie palę, ale teraz gdy o tym wspomniałem mój organizm jest głodny nikotyny.

Nie, Thomas, nie. Nie możesz.

Opuściłem dom, a pierwsze co poczułem to zapach tytoniu. No ja pier do le! Czy Bóg mnie nie lubi?

Zbiegłem po marmurowych schodkach, po czym oddaliłem się na bezpieczną odległość. Tutaj było spokojniej, jednak zagłuszona muzyka i tak wydobywała się z budynku. Dookoła było panował gwar, jednak w tym momencie nie to zwróciło moją uwagę. W tym momencie zaciekawił mnie ten radiowóz, który stał na podjeździe przed domem Mike'a.

Niebieskie i czerwone światło migało, oświetlając przy tym dwóch funkcjonariuszy i trzech chłopaków. Naprawdę nie wiem, co mi wtedy odbiło, ale nagle poczułem ogromną chęć dowiedzenia się o co chodzi. Z tego co widzę nikt z obecnych za mną ludzi nie jest przejęty obecnością policji więc sam muszę się dowiedzieć. Chyba są już przyzwyczajeni do takich widoków.

Nie myśląc długo ruszyłem w tamtym kierunku, a gdy znalazłem się przy furtce oparłem się bokiem o betonowy słup od bramy.

- My wiemy panie władzo, to więcej się nie powtórzy.- powiedział jeden z chłopaków.

- Leżenie na ulicy jest niebezpieczne. Gdyby jechał ktoś inny na pewno byłby, to wasz ostatni raz.- odparł spokojnie zapisując coś w zeszycie.

Uniosłem na to brew, po czym pokręciłem zrezygnowany głową. Myślałem, że będzie to coś ciekawego, jednak jak się okazało, to tylko pijacki, głupi, wybryk trójki debili.

Chciałem już iść i usiąść gdzieś w samotności, jednak nagle usłyszałem znajomy głos. Oderwałem wzrok od policjantów, po czym spojrzałem w lewo, a mój kącik ust delikatnie drgnął w górę. Nie powinienem tak reagować, jednak przez alkohol nie zwróciłem na to uwagi.

Na ozdobnym szarym kamieniu siedział Dylan, który nie był ani trochę przejęty obecnością policji. Widziałem go już dziś na imprezie, jednak nie miałem okazji z nim porozmawiać. Zawsze gdy chciałem podejść, ktoś zaczynał mnie zagadywać, a ten magicznie znikał mi z oczu. To frustrujące, dlatego też moja reakcja na zobaczenie go była oczywista. Od razu odbiłem się od słupa i ruszyłem w jego kierunku.

Dopiero gdy zbliżyłem się na odległość trzech metrów zauważyłem, że chłopak nie opiera głowy o rękę, a rozmawia z kimś przez telefon. Wiem, że to niegrzeczne tak podsłuchiwać, jednak nie miałem innego wyjścia. Jeśli odejdę i dam mu skończyć znów mi zniknie.

Pierdolony Houdini.

- Okey, rozumiem.- powiedział pocierając drugą ręką czoło.

Od razu wyłapałem to, że jest pijany, jednak nie to najbardziej mnie zaniepokoiło. Jego głos był w pewnych momentach drżący, jakby stresował się czymś.

- Tak, wiem.- kontynuował głosem pełnym skruchy.- Tak, jestem pijany i nie będę tego ukrywać. Wiem...wiem... Ale to co powiedziałem było szczere...przyjdę jutro...znaczy dziś. Okey.- przerwał, po czym odrywając dłoń od twarzy spojrzał pusto przed siebie.- Tak, jest na imprezie. Spokojnie, jestem twoimi oczami...Nie bądź toksyczny.- zaśmiał się lekko.- Choć tak właściwie to teraz Stiles go pilnuje....Jeszcze raz przepraszam.

Chłopak uśmiechnął się, po czym rozłączył i wypuścił powietrze przez nos. Wiedziałem, że to mój moment dlatego nie myśląc długo ruszyłem z miejsca. Liście pod moimi butami zaszeleściły, co od razu przykuło uwagę szatyna. Dylan spojrzał w moją stronę, a jego twarz oświetliły czerwono niebieskie światła radiowozu. Wydawał się być zaskoczony, jednak gdy tylko zobaczył, że to ja jego barki opadły.

- Ciężka rozmowa?- zapytałem, chcąc zacząć rozmowę.

Oczywiście, że zorientowałem się z kim rozmawia. Brett i Dylan to przyjaciele i zapewne nie raz dzwonili do siebie po pijaku.

- Nie strasz.- Zaczął, chwytając się za klatkę piersiową. Wypuściłem rozbawiony powietrze przez nos, po czym usiadłem zaraz obok niego na drugim, trochę wyższym kamieniu.- Ciężka, ale potrzebna.- dodał

- Rozmawiałeś z Brettem.- Dylan od razu kiwnął mi głową, nawet nie przejmując się tym, że podsłuchiwałem.- I jak?

Wzruszył ramionami i westchnął ciężko. Nie wyglądał na wesołego, jednak nie wyglądał też na zawiedzionego.

- Nadal jest na mnie zły, ale tylko dlatego, że nie potrafię przyznać się do błędu.

- A jak ty to widzisz?- zapytałem łagodnie, pochylając się lekko w przód, aby lepiej go widzieć.

Dziś ma na na sobie najzwyklejsze czarne dżinsy i białą bluzkę z wycięciem V na kołnierzu. No ale cóż, to Dylan. On we wszystkim wygląda zjawiskowo.

Bo się posikasz.

Zamknij się.

- Co mam powiedzieć?- wzruszył ramionami.- Schrzaniłem sprawe, bo zareagowałem zbyt gwałtownie. To było niepotrzebne, mogłem najpierw pozwolić, aby emocje ze mnie opadły, a później z nim porozmawiać. Źle się czuję z tym, że jesteśmy pokłóceni.

- Nie dziwi mnie to.- odparłem, przez co od razu spojrzał na moją osobę.- To normalne u prawdziwych przyjaciół, że rusza cię taka rozłąka.

Szatyn kiwnął głową, po czym znów spojrzał w dół. Zaczął obracać telefonem, a na jego twarzy zagościł smutek. Od razu poczułem nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, dlatego postanowiłem działać.

- Ej, rozchmurz się.- szturchnąłem go w ramię.- Teraz zajmijmy się świętowaniem, a później rozwiązywaniem problemów.

- To nie takie proste. Jak mam się bawić, gdy wiem, że są sprawy, których nie rozwiązałem. Brett to mój przyjaciel, a ja zachowałem się jak ostatni śmieć.

Czy podzielam to zdanie? I tak i nie. Może i zareagował zbyt gwałtownie, jednak w mojej głowie, dziwnym trafem, pojawiają się usprawiedliwienia dla jego działań. To chyba przez alkohol.

- Skoro tak uważasz, to mam dla ciebie propozycję.- powiedziałem pewnym tonem.- Zabrzmi to egoistycznie, ale może najpierw zajmiesz się mną? Też jestem twoją nierozwiązaną sprawą.

Dylan przeniósł na mnie spojrzenie, po czym najdelikatniej zjechał mnie wzrokiem. Trwaliśmy chwilę w ciszy, a ja przez ten czas zastanawiałem się co siedzi mu w głowie.

- Nawet nie wiem od czego zacząć.- wypalił nagle.

Jak mam być szczery to nie sądziłem, że na to pójdzie. No ale skoro już mi się udało, to grzechem byłoby nie skorzystać. Od razu pochyliłem się w przód, po czym spojrzałem w jego oczy, które nadal oświetlane były czerwono niebieskim światłem.

- Wyznałeś mi kiedyś, że pobiłeś się z Mikiem, bo chciał ci narzucić swoje zdanie. Co ci powiedział?- zapytałem prosto z mostu, na co od razu uniósł brew.- No co? Skoro jesteś pijany i masz możliwość wyrzucenia z siebie wszystkiego co cię dręczy to zrób to.

- Mam wrażenie, że po prostu jesteś wścibski.

- Chce cię lepiej poznać.- ubrałem jego wypowiedź w inne słowa.- Ach, no tak, zapomniałem. Nie jesteśmy na takim etapie.- dodałem wymachując ręką.

Ta rozmowa znów zmierza w złym kierunku. Na szczęście, Dylan nie ma tak dużego ego jak ja.

- Przepraszam. Naprawdę nie wiem co mi wtedy do głowy strzeliło. Po prostu to wszystko się tak dziwnie nawarstwiło.

- Do tego stopnia, że twojemu mózgowi zabrakło świeżego powietrza?

- Chyba tak to można określić.- wymamrotał wzruszając ramionami.

- Rozumiem cię.- Wyznałem szczerze. Mój głos był teraz spokojniejszy i nie umknęło to uwadze szatyna.

Chłopak zatrzymał telefon, po czym spojrzał na mnie zaciekawiony. Niestety tym razem to ja oderwałem od niego wzrok i spojrzałem przed siebie. Chyba nadszedł czas, aby się przed nim otworzyć.

- Poważnie?

- Tak.- kiwnąłem głową.- Gdy zaakceptowałem swoją orientację Lucas odwrócił się ode mnie, a ludzie w szkole zaczęli ze mnie drwić. Wtedy też zacząłem wagarować, przez co miałem problemy w szkole, internacie i z rodzicami. Rozumiem to. Te warstwy kolejnych drażniących spraw, które leżą na tobie i ani myślą się ruszyć. To frustrujące, bo czułem się jak w pokoju pełnym śmieci i za każdym razem, gdy chciałem go posprzątać, tylko pogarszałem sprawę.

- Jak się tego pozbyłeś. Jest na to jakaś reguła?- zapytał zaciekawiony. Pokręciłem głową i na moment załączyłem usta w wąską linię.

- Do takich rzeczy nie ma szablonu. Każdy człowiek jest inny i każdy ma inne priorytety. Ja niestety postanowiłem zająć się wszystkim od dupy strony.- parsknąłem smutnym śmiechem i spuściłem głowę w dół.

Nienawidzę siebie z tamtego okresu, ale właśnie to mnie zbudowało. Nie zacznę kolejnego związku, gdy nie będę mieć stu procentowej pewności, że mój partner nie będzie się mnie wstydził.

- Nie żartuj. Tylko mi nie mów, że chciałeś ratować relacje z Lucasem.- rzucił z niedowierzaniem.

Niestety to była trafna dedukcja.

- Teraz już wiem, że to był głupi pomysł.- próbowałem się bronić, jednak ani on ani ja w to nie wierzyliśmy.- Nie lubię o tym mówić, bo zbiera mi się na wymioty, ale wtedy naprawdę myślałem, że to jest najważniejsza rzecz, którą powinienem się zająć.

- Człowiek uczy się na błędach.

- Ta...nie ja. Później zamiast zabrać się za naukę, ja zająłem się dręczycielami.

- Czyli?- zapytał na co uniosłem brew i posłałem mu wymowne spojrzenie.- Dobra, zapomnij o pytaniu, już rozumiem.

Parsknąłem krótkiej śmiechem, po czym kręcąc głową spojrzałem na swoje dłonie. Tak, to był ten okres przez który rodzice, co chwilę musieli przyjeżdżać do szkoły. Za pierwszym razem, gdy kogoś pobiłem nie było źle. Za drugim mama się wkurzyła. Za czwartym tata zabrał mi kieszonkowe. Po szóstym incydencie przestałem liczyć, bo później były zwykłe przepychanki.

- Jak mam być szczery, to nie widzę cię w roli ofiary.- wyznał, na co od razu zmarszczyłem brodę i spojrzałem na niego jak na wariata.

- Nie żebym widział tylko czubek własnego nosa, ale to ja byłem ofiarą.- zauważyłem.

- Tak wiem, ale nie o to mi chodziło.- pospieszył.- Po prostu odkąd cię znam zawsze jesteś taki nieugięty i chodzi mi o to, że nie widzę cię w sytuacji gdzie siedzisz skulony w kącie i płaczesz, bo ktoś cię zaczepia.

Uśmiechnąłem się blado, bo na osiemdziesiąt procent miał rację. Ja też płakałem, jednak prawie nigdy  nie robiłem tego przy moich dręczycielach. Zawsze robiłem to w pokoju, gdy nikogo nie było w domu. Pozwalałem sobie na to, bo chciałem w taki sposób oczyścić umysł.

- Wiesz, tak właściwie, to wiele razy płakałem. Była nawet taka akcja, która do dziś wzbudza we mnie lęk i dreszcze.- wyznałem ściszając głos. Spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie, a Dylan nie wiedzieć czemu zmarszczył brwi.

- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, że jest coś, co mogłoby cię złamać.

Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem i spokojnie zbadałem wzrokiem jego twarz. O dziwo czuję się silniejszy po tych słowach, jednak wiem, że zaraz mogę poczuć się inaczej. Widzę, że szatyn chce zapytać o to feralne wydarzenie, jednak nie za bardzo wie jak.

Oderwałem od niego wzroku, po czym spojrzałem przed siebie. Chyba sam chce to z siebie wyrzucić, więc czemu nie skorzystać z okazji.

- To wydarzyło się w pierwszej klasie po przerwie świątecznej.- zacząłem, po czym zrobiłem krótką przerwę, by oblizać dolną zaschniętą wargę.- Wtedy już mniej rozmawiałem z Lucas'em i głównie pisaliśmy. Mieszkaliśmy wtedy w internacie więc spotykanie się bez światków, było bardzo ograniczone. Zawsze wykorzystywaliśmy stary składzik na sprzęty, bo nikt się tam nie zapuszczał. Do naszej szkoły chodziły bogate dzieciaki, dlatego każdy wolał miejsca, które są na tyle eleganckie by mile podrażniły ich olbrzymie ego

Dylan zaśmiał się szczerze, a ja słysząc to mimowolnie wykrzywiłem swoje usta w lekkim uśmiechu.

- Pewnego popołudnia napisał do mnie abym przyszedł. Nie byłem nastawiony na to optymistycznie, bo dziwnym trafem podejrzewałem, że coś jest nie tak.- przerwałem na moment, po czym zabrałem większy wdech. Może i te wspomnienia są trudne, jednak nie czuje presji.- Pomimo mojej intuicji wybrałem się tam. Jak zawsze usiadłem na jednym z materacy i czekałem. Im dłużej to trwało tym moje obawy stawały się większe. Wystarczyło tylko posłuchać tego wewnętrznego głosu i uciec, a nie doszło by do tragedii.

Dylan słuchał mnie z zadziwiającym spokojem, a przynajmniej na takiego chciał wyglądać. Widziałem to jak ściska telefon w dłoni i to jak jego opuszki palców stają się białe.

- Po niecałym kwadransie zjawił się...jednak nie sam. Była z nim zgraja jego głupich kumpli i parę dziewczyn. Od razu zorientowałem się, że chcą zrobić coś głupiego, więc postanowiłem wyjść. Niestety oni mi na to nie pozwolili. Dwóch z jego kolegów przytrzymało mnie i przycisnęło do ściany.- przełknąłem ślinę, a kątem oka zauważyłem jak Dylan porusza się gwałtownie. uśmiechnąłem się blado, po czym spojrzałem na szatyna.- A później dziewczyny wyciągnęły swoje kosmetyki. Mówili, że to tylko dla zabawy, że przecież jestem gejem, a my się malujemy, więc to nic strasznego. Szarpałem się, a gdy zacząłem krzyczeć zagrozili, że wyślą zdjęcia do wszystkich uczniów. Nie powstrzymało mnie to, a gdy w ostateczności jeden z chłopaków chciał mi zatkać usta ręką ja postanowiłem się odegrać. Po prostu wgryzłem się w jego dłoń. Piszczał jak mała dziewczynka.

Oderwałem od niego wzroku w momencie, gdy w jego oczach zobaczyłem niewiarygodną wściekłość. Jego oczy niemalże płonęły.

- Ale wtedy nie płakałem. Zrobiłem to dopiero pod prysznicem, gdy wróciłem do pokoju.- przegryzłem dolną wargę, po czym wyprostowałem się. Chciałem kontynuować, jednak Dylan nie wytrzymał, musiał uwolnić w końcu te emocje.

- Jakim trzeba być potworem, aby zrobić coś takiego?- warknął wkurzony.- Oni musieli mieć naprawdę wielkie kompleksy, skoro dopuścili się czegoś takiego...

Dylan zaczął nawijać jak najęty. Był wkurzony i lekko roztrzęsiony, a dowodem na to była ta pulsująca żyła na jego czole. Mówił o tym jak bardzo nienawidzi Lucas'a, a raczej jak jeszcze bardziej go znienawidził. Powinienem czuć się nieswojo, bo przecież opowiedziałem o swoim traumatycznym przeżyciu, jednak dzięki Dylan'owi czuję się lekką ulgę. Dodatkowo jego zachowanie sprawia, że czuje przyjemne ciepło w klatce piersiowej, bo w końcu ktoś (oprócz rodziców) podziela moje odczucia.

- Gdybym znał cię wtedy i dowiedział bym się o tym, odwiedził bym każdego chłopaka z osobna w środku nocy.- kontynuował.

Przez działający alkohol w moim organizmie nie byłem w stanie opanować swojej reakcji. Momentalnie wybuchem śmiechem, jednak nie było to prześmiewcze.

- A wiesz że właśnie to zrobiłem.- powiedziałem. Dylan momentalnie zamilkł i spojrzał na mnie z szokiem jak i lekkim podziwem.- No może nie w nocy, ale następnego dnia. Piętnaście minut przed ciszą nocną. Moja męska duma ucierpiała, a że mam wielkie ego, to nie mogłem im tego odpuścić.

- Czemu mnie to nie dziwi.

Pamiętam tą buzującą adrenalinę do dziś. To jak szedłem do pierwszego z chłopaków, a w mojej głowie ani na moment nie pojawiła się myśl "zawróć". Byłem zdeterminowany i wiedziałem czego chcę. Nigdy nie dałem sobie wejść na głowę, a ta bandą idiotów przekroczyła wszelkie granice.

- Podziwiam cię za tą otwartość. Normalnie ludzie nie mówią o tych rzeczach.- wypalił nagle.

Wzruszyłem mimowolnie ramionami, a moje usta złączyły się w wąską linię.

- Jestem pijany i chcę to z siebie wyrzucić, a ty wydajesz się być odpowiednią osobą do wyjawienia sekretu.- odparłem, jak gdyby nigdy nic.

Pomiędzy nami zapanowała cisza, jednak nie była ona niezręczna, a wręcz przeciwnie. Była relaksująca i bardzo potrzebna. Spojrzałem na szatyna, a on na mnie. Nasz wzrok skrzyżował się, a nasze usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Czułem się swobodnie, jednak nie trwało to długo. Czemu? Ponieważ po chwili uśmiech Dylana jakby posmutniał.

Chłopak odwrócił głowę, po czym włożył dłoń do kieszeni spodni i wyciągnął z nich paczkę czerwonych Marlboro. Dylan otworzył ją, po czym wystawił w moją stronę, aby mnie poczęstować. Patrzyłem to na w pół pełną paczkę, to na szatyna i zastanawiałem się czy ulec pokusie.

Odpowiedź jest banalnie prosta.

Uniosłem swoją dłoń, po czym chwyciłem całą paczkę.

Zabrałem mu ją, po czym zamknąłem i spojrzałem na jego relacje. Dylan zaskoczony moim nagłym działaniem, uniósł brew i posłał mi pytające spojrzenie, jakby oczekiwał odpowiedzi.

- Nie jestem jeszcze napalony więc proszę oddaj mi to.- rzucił dwuznacznie.

Przewróciłem rozbawiony oczami, po czym jeszcze bardziej wycofałem dłoń z paczką.

- Nie dostaniesz jej. Dziś rzucamy palenie i nie interesuje mnie to, że nie jesteś napalony. Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to mogę się dla ciebie poświęcić.- odparłem, a moje brwi podskoczyły teatralnie.- Jeśli wiesz o co mi chodzi.

Thomas! Proszę cię! Nie pij więcej!

Dylan parsknął krótkiem śmiechem, po czym spojrzał w dół. Byliśmy pijani i tylko to nas ratowało przed zażenowaniem.

Szatyn odchrzaknąłem, po czym znów spojrzał w moje oczy i wystawił otwartą dłoń.

- Dobra, pośmialiśmy się, to teraz możesz mi ją oddać.- dalej próbował.

Uniósł pewnie brodę, po czym delikatnie pokręciłem głową na boki. Szatyn zwęził powieki, a ja chcąc nie chcąc napawałem się tym widokiem. Cóż, fakt, że siedziałem od niego wyżej dodatkowo mile drażnił moje ego.

- I co teraz zrobisz? Połamiesz je?- zapytał przekręcając głowę w bok.

- Nie, nie chcę narzucać ci swojego zdania, ale też nie chcę abyś palił. To nie zdrowe.- wzruszyłem ramionami.

- A kogo obchodzi moje życie.

- Och, przestań gadać jak nastolatka, która potrzebuje atencji, po tym jak zmarł jej chomik.- powiedziałem gestykulując dłońmi, co pewnie wyglądało komicznie.

- Śmierć chomika to bardzo poważna sprawa.- odparł powoli kiwając głową.

W tym momencie wydawał się być urażony tym co usłyszał, jednak ja nie miałem zamiaru odpuścić. Przywołałem poważny wyraz twarzy, po czym powoli pochyliłem się w stronę szatyna.

- Proszę.- zacząłem spokojnie.- nie pal. Palenie zabija, a drużyna potrzebuje kapitana.

Jego kącik ust drgnął lekko w górę, jednak szybko opadł. Wyglądało to tak, jakby nie potrafił opanować swojego ciała i dopiero po fakcie zorientował się co zrobił.

- Chcę ostatniego, aby się odprężyć.- praktycznie wyszeptał

- Jeśli moja obecność cię frustruje, to mogłeś mi to powiedzieć.- zauważyłem, na co od razu pokręcił głową.

- Nie.- Dylan przełknął ślinę, po czym nie obracając głową spuścił swój wzrok.- Chcę coś powiedzieć, a boje się, że jeśli nie zapale to będą mi się trzęsły dłonie.

I dobra. Mogłem teraz wygłosić przemowę o tym, że wierzę w niego i że poradzi sobie bez papierosa, jednak to z jaką niepewnością to powiedział przekonało mnie, by oddać mu paczkę.

Dla niepoznaki tkwiłem chwilę w milczeniu, aby pokazać mu, że nie ruszyła mnie jego postawa. Dylan znów wystawił dłoń, jednak tym razem niepewnie.

- Okey.- powiedziałem wzdychając i oddałem mu paczkę.- Ale spróbuj rzucić palenie.

Dylan kiwnął mi głową, a gdy wyciągnął papierosa zaczął szukać zapalniczki. W międzyczasie ostatni raz zaproponował mi jednego, jednak ja odmówiłem. Postanowiłem oderwać od niego wzrok i spojrzeć przed siebie, bo skoro chce powiedzieć coś naprawdę ciężkiego lepiej go nie stresować samym patrzeniem.

Spojrzałem na policjantów, którzy dalej stali na podjeździe, jednak teraz spisywali kolejne osoby. Jakim trzeba być debilem, aby odwalić coś wiedząc, że niedaleko jest policja?

Po paru chwilach usłyszałem trzy kliknięcia, a zaraz po nich poczułem zapach tytoniu. Pomiędzy nami nastała cisza i może dla mnie była zwyczajna tak dla Dylana musiała być pełna napięcia. Nie miałem pojęcia co chce powiedzieć, jednak patrząc na jego postawę sądzę, że jest to coś szokującego.

No i cóż...nie myliłem się.

- Wiesz.... kiedyś całowałem się z chłopakiem.

Myślałem, że się przesłyszałem i że to tylko moje pijackie fantazje. W pierwszej chwili tylko powtarzałem sobie w głowie to zdanie które wypowiedział. "Wiesz, kiedyś całowałem się z chłopakiem"..."całowałem się z chłopakiem"..."z chłopakiem". Moja reakcja na te słowa była tak samo spowolniona, jak reakcja tego leniwca ze zwierzogrodu gdy Nick opowiedział mu kawał. Z tą różnicą, że ja nie wybuchnąłem śmiechem. Moje oczy powoli rozszerzyły się, a organizm wytrzeźwiał.

Energicznie obróciłem głowę, a mój wzrok spoczął na Dylanie, który właśnie wypuszczał dym z ust. Wyglądał na zestresowanego, co wcale mnie nie zdziwiło, bo w końcu nie na co dzień wyznaje się ludziom takie rzeczy.

Mam déjà vu.

- Proszę nie dopytuj.- powiedział, po czym na powrót zaciągnął się fajką. Chłopak wypuścił dym i nie obracając głowy zerknął na mnie.- To aż tak szokujące?

W tym momencie nie wytrzymałem...po prostu dałem ponieść się emocjom.

- Kurcze, stary, oczywiście, że tak! Miałem nadzieję, że to ja będę pierwszy!- krzyknąłem wyrzucając dłonie w górę.

Dylan zaśmiał się dźwięcznie, po czym zasłonił już czerwoną twarz dłonią. Wiem, że to nie najlepszy czas na żarty, jednak tylko taka odpowiedź przyszła mi do głowy. Byłem zaskoczony, a  emocje we mnie buzowały. Niedawno dowiedziałem się, że jest gejem, teraz że całował się z chłopakiem. Czego się jeszcze dowiem?

- O Boże!- krzyknąłem zakrywając twarz dłońmi.- Ale z kim?- znów spojrzałem na szatyna.- Znam go? Był starszy? Młodszy? Chodzi z nami do szkoły? Czy to jakaś wakacyjna przygoda? Albo pijacka gra. Dobry był?

- Chryste! Zwolnij!- rzucił prostując się gwałtownie.

- Tyle pytań, a zero odpowiedzi.

- Ale nawet nie pozwoliłeś mi odpowiedzieć. Rzucasz tymi pytaniami jak z karabinu maszynowego.- bronił się unosząc dłonie w górę.

Znów zapanowała między nami cisza, w której to patrzyłem z szokiem w oczy Dylana. Chciałem dowiedzieć się więcej, jednak dopiero teraz trafiło do mnie jedno z wcześniejszych wypowiedzianych słów. "Nie dopytuj".

Może ma to jakieś drugie dno i Dylan najzwyczajniej w świecie nie chce do tego wracać. Jeśli tak jest, to muszę uszanować jego prośbę.

- Nie lubisz wracać do tego wspomnienia?- chciałem się upewnić.

- Nie lubię.- potwierdził, na co kiwnąłem mu głową.

- Ktoś jeszcze o tym wie?

Dylan momentalnie zwilżył wargi, po czym zabrał ostatniego bucha i wyrzucił papierosa pod buty. Zadeptał go i zaplatając dłonie spojrzał przed siebie.

- Jako pierwszy dowiedział się Brett, później Mike.

Zacząłem powoli wszystko analizować, a wniosek jaki wysunąłem niekontrolowanie wypłynął z moich ust.

- Wasza kłótnia miała jakiś związek z tym pocałunkiem?- zapytałem, a gdy Dylan kiwnął mi głową nabrałem gwałtownie powietrza w płuca.

- Wtedy jeszcze nie brałem pod uwagę tego, że mogę być gejem. Powiedziałem mu to, a on zapytał mnie o odczucia. Powiedziałem, że było dziwniej niż z dziewczyną i że poczułem skórcz w brzuchu. Mike odparł, że może jestem gejem, jednak ja ze stresu nie zrozumiałem, że to był żart. Zacząłem być nerwowy i powiedziałem parę głupich słów. Mike, jak to Mike brnął w ten żart dalej i powiedział, że zaprzeczenie to kolejny etap.

Dylan zamilkł na moment, po czym przegryzając dolną wargę spojrzał w moją stronę, a jego wzrok spoczął na radiowozie.

- Wtedy nie wytrzymałem i powiedziałem mu, że jest jebnięty, bo nie jestem żadnym gejem. Powiedziałem mu też, aby się ode mnie odpierdolił i dopóki nie przestanie wysuwać swoich głupich wniosków ma się do mnie nie odzywać.

- Wtedy doszło do bójki?

- Nie.- pokręcił głową.- Mike jest opanowany i trudno go wyprowadzić z równowagi. Przez następne dni nadal do mnie podchodził i próbował porozmawiać. Jakoś to znosiłem, jednak czara goryczy przelała się w momencie, gdy zaczął obnosić się ze swoją orientacją. Gadał na okrągło "Tak, jestem gejem i nie mam z tym problemu", "Moja orientacja to moja sprawa, nic ci do tego".

- Przepraszam, że ci przerwę, ale to brzmi jakby chciał ci pomóc.- wyznałem, na co parsknął smutnym śmiechem.

- Tak. Bo właśnie o to mu chodziło. Mike chciał mi pomóc, uświadamiając ludzi wokół, że inne orientację też istnieją.- przyznał, a w jego głosie wyczułem skruchę.- Jednak ja byłem za głupi by to zrozumieć. Myślałem, że ze mnie drwi.

- Więc to dlatego ludzie myślą, że jesteś homofobem?- zapytałem na co kiwnął głową.

- To takie głupie.

Nagle zachciało mi się pójść z Dylanem na tamto stare boisko, gdzie przy zgaszonych światłach oglądaliśmy gwiazdy.

Uniosłem swoją dłoń, po czym ułożyłem ją na jego barku i delikatnie go poklepałem. Mimo iż nie jestem najlepszy w pocieszaniu, a nasza znajomość nie trwa długo, to chciałem, aby wiedział, że ma we mnie wsparcie.

- Nie chcę do tego wracać.- dodał

Chłopak spojrzał na mnie, a ja posłałem mu pokrzepiający uśmiech, który szybko został odwzajemniony. Kiwnąłem mu głową na znak zrozumienia, po czym zabrałem swoją dłoń i ułożyłem ją na swoim kolanie.

- Rozumiem, ja do pewnych spraw, też nie lubię wracać.- odparłem, na co kiwnął mi w podziękowaniu.

Westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem na prawo. Policjanci właśnie skończyli spisywać ludzi, a gdy wsiedli do auta włączyli światło na suficie. Teraz najgorsza część ich zawodu. Tata opowiadał mi, że gdy jeszcze był w drogówce musili dużo pisać. Każde zatrzymanie musiało być spisane, jednak jemu to nie przeszkadzało, bo naprawdę lubił tę robotę.

- Chodźmy lepiej, bo jeszcze nas spiszą.- zaproponował.

Parsknąłem na to śmiechem, po czym bez chwili namysłu wstałem z kamienia. Uniosłem dłonie w górę, aby trochę się wyprostować, a moje kości strzelił w ten charakterystyczny sposób. Dylan, który właśnie obok mnie przechodził, zatrzymał się i obrócił tyłem do radiowozu, aby na mnie spojrzeć.

- Nie rób tak.- rzucił krzywiąc się lekko.

- Ale jak?- mruknąłem uśmiechając się szeroko, po czym zmusiłem swoje kości by jeszcze raz strzeliły.- Że tak?

- Ty irytujący blondynie.- powiedział i bez skrępowania klepnął mnie w odsłonięty brzuch.

- Wkurzający szatyn.- odparłem spuszczając dłonie, aby złapać się za miejsce gdzie mnie dotknął.

Dylan zjechał mnie wzrokiem, a po moich plecach rozeszły się dreszcze, które ostatnio coraz częściej nawiedzają moje ciało. Nie wiem jak to nazwać, ale ostatnio między nami powstało dziwne napięcie, które teraz kazało mi coś zrobić.

- Chodźmy lepiej się czegoś napić, bo trzeźwieje.- zaproponowałem.

Dylan przewrócił rozbawiony oczami, po czym kiwnął mi głową. Szatyn otworzył dodatkowo usta, aby coś powiedzieć, jednak przeszkodził mu w tym głośny wrzask.

Zaniepokojeni spojrzeliśmy w tamtym kierunku, a naszym oczom ukazali się dwaj chłopacy, którzy zmierzali w stronę wyjścia z posesji. Obaj śmiali się z czegoś i głośno rozmawiali, przez co rozpoznanie ich nie było takie trudne. Dylan niemalże automatycznie przewrócił oczami, co wcale mnie nie zdziwiło. Obecność Alexa i Michaela to ostatnia rzecz, która jest nam potrzebna do szczęścia.

- A właśnie.- zacząłem coś sobie uświadamiając. mój ton był surowy, przez co Dylan momentalnie oderwał wzrok od chłopaków i spojrzał na mnie.- Za to, że wybrałeś mnie na członka drużyny czeka cię zemsta.

Kącik ust szatyna wzbił się w górę, a to samo stało się z jego brwią. Wiedziałem, że moje słowa go nie przestraszą, jednak w tym momencie mało mnie to obchodziło.

- Tak cię upiję, że z tej imprezy, albo wyjdziesz na czworaka, albo cię z niej wyniosą.- rzuciłem unosząc pewnie głowę.

- Och nie marudź, będzie fajnie.- odparł, po czym zerknąłem na chłopaków.- Poza tym, nie satysfakcjonuje cię fakt, że dokopaliśmy Alex'owi?- znów spojrzał na mnie, a na moich ustach momentalnie uformował się lekki uśmiech.

Nie potrafiłem tego powstrzymać z dwóch powodów. Pierwszy, byłem pijany i reagowałem na wszystko zbyt emocjonalnie. Drugi, cholernie satysfakcjonował mnie ten fakt.

- Niedługo mecz z Enterprise High School, a z twoim analitycznym mózgiem mamy dużą szansę na wygraną.- dodał przez co obrosłem w piórka. Niestety za chwilę miało się to zmienić.- Kto wie, może nawet uda nam się wzbić wyżej i zagrać z Idyllwild Arts Academy.

Zamarłem. W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem, a Dylan wcale nie wypowiedział nazwy szkoły z której się wyniosłem. Wcale tego nie powiedział. Nie powiedział! Przełknąłem ślinę, a oddech ugrzęzł mi w gardle. Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, a ja istnieje w równoległej rzeczywistości, w której nie poruszam się, nie oddycham, nie myślę i nie żyje.

- Powiedziałeś z Idyllwild Arts Academy?- zapytałem chcąc się upewnić.

- Tak. Ta banda buraków wygrywa każdy stanowy turniej. W końcu to szkoła dla utalentowanych dzieci.- odparł wzruszając ramionami. Dylan jeszcze nie zorientował się, że jestem rozdrażniony.- Z tego co mi wiadomo co roku nasza szkoła ma z nimi sprzeczkę na każdej płaszczyźnie. Raz nawet nasi się wkurzyli i ukradli jednemu podręcznik. Do dziś przyklejony jest na suficie w stołówce.

Dylan zaśmiał się, jednak ja nie byłem wstanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Tępo wpatrywałem się w trawę za szatynem i choć chciałem to nie potrafiłem się poruszyć. Mogłem się tego spodziewać, że istnieje prawdopodobieństwo zagrania właśnie z nimi. Przecież przeprowadziłem się na drugi koniec stanu nie Stanów.

- Thomas, wszystko okey?- zapytał orientując się, że coś jest nie tak.

Dzięki jemu czułemu głosowi uniosłem głowę, a mój wzrok spoczął na jego zaniepokojonych oczach. Dylan nie krył zmartwienia oraz tego szoku, który nagle pojawił się na jego twarzy, gdy zorientował się o co chodzi. Chłopak wyprostował się, a jego usta rozchyliły.

- Jesteś z Idyllwild Arts Academy.- bardziej stwierdził niż zapytał.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

1/2

Sorry za błędy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top