30
Ponad 9 tyś słów
Miłego czytania ❤️
Perspektywa Thomasa:
- Wychodzę do szkoły!- krzyknąłem zarzucając plecak na ramię.
- Dobrze. Niczego nie zapomniałeś?- zapytała moją matka, która wraz z ojcem siedziała w kuchni.
- Tak, niczego nie zapomniałem.- odparłem, jednak moje dłonie i tak powędrowały na kieszenie, aby upewnić się, że mam klucze.
- Na pewno?- do pytała
Skrzywiłem się lekko, a mój wzrok powędrował na półmisek, który stał na szafce. Podszedłem do niego, po czym bezszelestnie wyciągnąłem niewielki pęczek kluczy ze środka. Nie mogłem dać mamie tej satysfakcji, że znów miała rację.
- Słyszałam ten brzęk.- powiedziała zadowolona.
- Oj zdarza się.- rzuciłem wywracając oczami.
Włożyłem klucze do kieszeni spodni i przy akompaniamencie jej śmiechu ruszyłem w stronę drzwi. Opuściłem dom, a gdy wsiadłem do auta rzuciłem swój plecak na tylnie siedzenia. Dziś frekwencja w szkole będzie większa niż zwykle, więc muszę się jeszcze mentalnie przygotować na to, co będziesz się działo na korytarzu. Przy odrobinie szczęścia nikt na mnie nie wpadnie i nie stratuje mojego drobnego ciała.
Włożyłem kluczyki do stacyjki, a gdy odpaliłem auto, silnik wydał przyjemny pomruk. Chciałem już wrzucić wsteczny i wyjechać na ulicę, jednak nie było mi dane to uczynić, a przynajmniej nie teraz. Nim się zorientowałem drzwi od auta otworzyły się, a na miejscu pasażera usiadła dobrze mi znana osoba. Szczupła, lekko opalona brunetka z lekkim makijażem i mózgiem, którego można jej pozazdrościć. Olivia zamknęła za sobą drzwi, po czym jak gdyby nigdy nic zapięła pas bezpieczeństwa i rozsiadając się wygodnie w fotelu spojrzała przed siebie.
Zamarłem wpatrując się w dziewczynę, bo jeszcze nigdy nie czułem się tak zdezorientowany jak teraz. No ale cóż, wszechświata za wszelką cenę chce mi udowodnić jak bardzo się mylę, a dowodem na to są następne słowa Olivi.
- Z początku nie ogarniałam.- zaczęła, wpatrując się tępo przed siebie.-...tak właściwie to w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Myślałam, że to wszystko nie ma konkretnego celu, więc przestałam o tym myśleć i zajęłam swój umysł czymś innym. Stałam się ślepa na wszystkie bodźce i ignorowałam nadchodzącą burze myśląc, że to lekkie zachmurzenie.- ucięła, kręcąc lekko głową na boki, po czym spojrzała na moją przerażoną osobę.- Ale już wiem i nie rozumiem czemu wcześniej tego nie zauważyłam. Przecież to było oczywiste i na dodatek miałam rozwiązanie na wyciągnięcie ręki. To tak, jakby dali nam arkusze maturalne z kluczem odpowiedzi na końcu...wystarczyło tam jedynie zerknąć, aby rozwiązać wszystkie zadania.
Jej oczy błyszczały, jak u małej dziewczynki, która dostała dużego misia, natomiast usta były wykrzywione w szerokim uśmiechu godnym szaleńca. Skłamał bym mówiąc, że się obawiam, ponieważ w tym momencie jestem bardzo, ale to bardzo przerażony. Moje usta były lekko uchylone i chodź chciałem się odezwać, to nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego słowa.
Dziewczyna po paru długich chwilach oderwała ode mnie wzrok, po czym ułożyła się wygodniej na fotelu.
- Jestem na siebie zła, że nie zauważyłam tego wcześniej. Pierwszy semestr można mi wybaczyć, bo przecież nie wiedziałam jak to się skończy, ale po tym co się wydarzyło powinnam się zorientować, że coś jest nie tak i zadziałać w drugim semestrze. Jak mogłam być tak głupia?! To wszystko przez Luke'a. To on mi zawrócił w głowie.
Pomrugałem parę razy, po czym zabrałem większy wdech, aby choć trochę opanować swoje emocje. Uspokoiłem swoje ciało i powiedziałem to co jako pierwsze przyszło mi na myśl.
- Olivia, nie chcesz może zostać dziś w domu? Nauczycielka od historii nie obrazi się i pozwoli ci napisać sprawdzian w innym terminie. Wydajesz się być lekko...
- Szalona?- przerwała, spoglądając w moją stronę.
Czy naprawdę taka jest jej cena za bycie geniuszem?
- Ty to powiedziałaś.- mruknąłem.
Olivia uśmiechnęła się pod nosem, po czym zadowolone spojrzała przed siebie.
- Jedź.- rzuciła.- Wszystko ci wyjaśnię.
Bez zbędnej dyskusji wrzuciłem wsteczny i wyjechałem spod posesji. Nie wiem czy jest sens się z nią kłócić, bo po pierwsze to kobieta, a po drugie, to nastoletni geniusz. Włączyliśmy się do ruchu i dopiero, gdy dziewczyna odpaliła radio zorientowałem się, jak bardzo byłem spięty.
- A tak z innej beczki.- zaczęła po chwili.- Jesteście już razem? To oficjalne czy zdecydowaliście się ukrywać?
- Co? O kim ty mówisz?- zapytałem marszcząc brwi.
- No o tobie i Dylanie. Widziałam was wczoraj, jak się razem przytulacie pod domem.
Momentalnie rozszerzyłem oczy, po czym na ułamek sekundy zerknąłem na dziewczynę. Wydawała się być opanowana, jednak i tak udało mi się dotrzeć ten mały uśmiech na jej twarzy. Jeśli będę przebywać z tą dziewczyną dwadzieścia cztery godziny na dobę, to moje mięśnie od takich skurczów wyrobią się szybciej, niż przy pomocy profesjonalnego trenera.
- Co?! Nie! Między mną i Dylanem niczego nie ma...
- Zjedź tu!- przerwała mi wskazując na chodnik.
Ucieszony faktem, że nie muszę kontynuować tej rozmowy, posłusznie zjechałem ma miejsce parkingowe przy drodze, po czym spojrzałem na Olivie. Dziewczyna odpięła pas, po czym otwierając drzwi, wychyliła się na zewnątrz. Chciałem zapytać co robi, jednak nim zdążyłem to zrobić dziewczyna zaczęła kogoś nawoływać.
- Ej!- krzyknęła.
Momentalnie spojrzałem przed siebie na drugą stronę ulicy, a mój wzrok spoczął na chłopaku, który właśnie zatrzymał się w miejscu. Od razu rozpoznałem w nim Dylana i na pewno nie jest to Stiles. Może i są bliźniakami, jednak łatwo ich rozpoznać po barkach, Dylan dzięki grze w kosza, jest bardziej umięśniony.
- Po co go wołasz?- zapytałem, nadal wpatrując się w szatyna, który właśnie uniósł dłonie w górę i ściągnął słuchawki.
- Chodź tu!- krzyknęła machając ręką, po czym schowała się do auta.- On jest nam potrzebny.
- Czekaj, czemu?- rzuciłem, spoglądając na dziewczynę.
Olivia nic nie odpowiedziała, a jedynie obróciła się w moją stronę. Po paru chwilach wpatrywania się w nią, drzwi auta otworzyły się, a na tylnich siedzeniach usiadł Dylan. Chłopak westchnął ciężko, po czym usiadł na środku i spojrzał na naszą dwójkę.
- Cześć.- rzucił po chwili ciszy.- O, Olivia, znów jesteś w swoim modzie "eureka"? Dawno go nie widziałem.- dodał jak gdyby nigdy nic. Momentalnie spojrzała na szatyna, po czym posłałem mu pytające spojrzenie.
- Mod Eureka?- zapytałem zdziwiony.
- Przyzwyczaisz się.- wzruszył ramionami, po czym posłał mi mały uśmiech.
Ułożyłem dłoń na czole, aby sprawdzić czy czasem nie mam gorączki, a gdy nic nie wyczułem zacząłem się zastanawiać, czy to miasto to jakiś osobny świat, który rządzi się swoimi własnymi zasadami.
- Gdzie ja trafiłem?- zapytałem śmiertelnie poważnie, co skutkowało delikatnym śmiechem Dylana.
- Co tym razem odkryłaś ty nasz skryty geniuszu?- dopytał w momencie, gdy bezwładnie opadłem na fotel.
- Coś co było tak oczywiste, że to aż boli.- westchnęła. Zrezygnowany obroniłem głowę w jej stronę i cierpliwie zacząłem czekać na rozwój wydarzeń.- Ale najpierw, zgaś silnik. To trochę potrwa.- dodała.
Bez zbędnego gadania przekręciłem kluczyk, a w tym samym momencie dziewczyna obróciła się na fotelu tak, aby widziała mnie i Dylana.
- W sobotę byłeś na randce z Madison, prawda?- zapytała spoglądając na moją osobę.
- To było tylko spotkanie.- nie wiedzieć czemu zacząłem się tłumaczyć.
- Zmusili cię?- przerwała.- Czy Alex i Michael musili cię byś poszedłem z nią na randkę...nie musisz mi mówić czym cię zmusili. Chce tylko odpowiedzi, tak lub nie.
Moje usta otworzyły się, by po chwili znów je zamknąć. Nie wiedziałem co chodzi tej dziewczynie po głowie i jakim cudem na to wpadła, jednak teraz oprócz przerażenia czuję podziw.
- Tak. - odparłem kiwając głową
- Tak myślałam. To było oczywiste, że dopuszczą się tego, aby osiągnąć swój cel.- wymamrotała do siebie.
Zmarszczyłem brwi, po czym wraz z Dylanem spojrzeliśmy na siebie. Oboje byliśmy zdezorientowani, jednak na naszych twarzach malowała się lekkie zaciekawienie.
- Olivia, do czego zmierzasz?- dopytał Dylan, odrywając ode mnie wzrok
Brunetka uniosła głowę, po czym z szerokim uśmiechu spojrzała na każdego z nas. Jej oczy świeciły co tylko dodatkowo mnie intrygowało.
- Chcecie się zemścić na Michaelu i Alexie?- zapytała śmiertelnie poważnie.
- Yyy, wydaje mi się, że jest już po sprawie i...
- Tak.- przerwał mi Dylan.
Momentalnie przeniosłem swój wzrok na szatyna, który z niewzruszoną miną patrzył na Olivie. Chciałem powiedzieć, że zemsta nie jest niczym dobrym, jednak czy mam prawo to mówić skoro jeszcze niedawno sam mściłem się na Dylanie.
- Jeśli to cię nie przekonuje dodam, że nie tylko ty jesteś pokrzywdzony. Pokrzywdzony jest każdy w tej szkole, a w szczególności Madison.- rzuciła po chwili.
- Madison?- wyszeptałem, na co dziewczyna kiwnęła głową.
- Tak. Będąc z nią na randce nie zastanawiało cię czemu, taka spokojna i szczera dziewczyna zadaje się z bandą żmij?- dziewczyna uniosła brew.
- Wykorzystują ją?- zapytałem, niekontrolowanie mówiąc swoje myśli. Dziewczyna kiwnęła mi głową, po czym wyprostowała się.- Ale czemu? Jaki mają w tym interes?
Po moich słowach dziewczyna uniosła kącik ust i zaplatając dłonie na piersi posłała nam zwycięski uśmiech. Chciałem wiedzieć czemu tak ułożoną dziewczyna jak Madison zadaje się z tą bandą idiotów.
- Madison jest wnuczką naszego dyrektora, a co za tym idzie, wnuczką nauczycielki od historii. Przypuszczam, że wykorzystują ją do zdobycia pytań na sprawdzian.- wyjaśniła bez zbędnego przedłużania, a moje oczy nieznacznie rozszerzyły się.
Dylan ostrzegał mnie przed nimi i mówił, że nigdy nie robią czegoś bezinteresownie, jednak teraz rozumiem, że nie cofną się przed niczym. Jak mogli wykorzystać kogoś uczucia dla własnych celów?!
- Skąd pewność, że chodzi tu właśnie o odpowiedzi do sprawdzianu?- chciałem się upewnić.
Reakcja Dylana i Olivii była natychmiastowa. Oboje zwęzili powieki, po czym obrócili głowę w moją stronę i posłali mi spojrzenie, które mówiło "ty tak na poważnie?"
- Tak, bo akurat oni chcieli szczęścia Madison.- zauważył Dylan na co od razu przewróciłem oczami, przyznając mu tym samym rację.
- No dobra. Uznajmy, że rzeczywiście o to chodzi.- kontynuowałem zaplatając dłonie na piersi.- Co teraz mamy z tym zrobić? Przecież już jest po zawodach. Randka się odbyła, a Madison pewnie wysłała im pytania.
- No właśnie nie.- rzuciła zadowolona, przez co od razu posłałem jej zaciekawione spojrzenie.- Przed weekendem w czwartek przypadkowo podsłuchałam ich rozmowę, gdy czekałam na parkingu za Luke'iem. Wtedy jeszcze nie rozumiałam o co chodzi, bo byłam skupiona na tym, aby Brett nie zobaczył mnie z blondynem. Nadal jest cholernie nadopiekuńczy. - westchnęła wywracając oczami.- Wracając. Michael wspominał coś o tym, kiedy prześlę im karty. Madison odpowiedziała, że jak narazie jest to niemożliwe, ponieważ babcia ostatnio zaczęła tworzyć je dzień przed. Dodała też coś o spotkaniu się po przerwie obiadowej na piętrze.
- Czemu akurat wtedy?- zapytał Dylan. Zerknąłem na niego po czym znów przeniosłem swój wzrok na Olivie. Też byłem tego ciekawy.
- Madison jest pomocnikiem w bibliotece i często odnosi kluczyk po przerwie obiadowej do pokoju nauczycielskiego. Może wtedy bez problemu zabrać karty z pytaniami.- wyjaśniła.
Spojrzałem na Dylana, a on na mnie. Oboje mieliśmy ten sam wyraz twarzy. Byłem zły na Michaela i Alexa, że wykorzystali i mnie do zdobycia kart odpowiedzi. Gdybym się nie zgodził na tą randkę ucierpiał by też Dylan, a tego bym nie chciał.
Po paru sekundach wpatrywania się w Dylana i posyłania sobie porozumiewawczych spojrzeń, w końcu odwróciliśmy wzrok i spojrzeliśmy na dziewczynę. Nie musieliśmy nic mówić. Oboje chcemy tego samego.
- Więc jaki jest plan?- zapytał szatyn, a mój kącik ust drgnął lekko w górę.
*******
Oparłem swój policzek o dłoń, po czym przewróciłem kartkę w zeszycie. Byłem w trakcie powtarzania do sprawdzianu, jednak nie potrafiłem skupić się na żadnym tekście. I nie chodzi tu o fakt, że uczę się na stołówce, gdzie jest więcej uczniów niż zazwyczaj, a o to iż w mojej głowie co chwilę pojawiają się nowe obawy co do planu. Choć tak właściwie czy mam prawo mieć jakiekolwiek obawy? Przecież plan wydaje się być bezbłędny. Zrezygnowany westchnąłem ciężko, po czym zamknąłem zeszyt, pewnie i tak już niczego się nie nauczę.
- zaraz naśle na ciebie Berthe jak jeszcze raz westchniesz.- mruknął pod nosem blondyn.
Z tą samą znudzoną miną założyłem dłonie na piersi i opadając na oparcie spojrzałem na Liama po drugiej stronie stołu. Chłopak opierał się o blat łokciami i przykładał dłonie do uszu. Był wkurzony, a przynajmniej na takiego wyglądał bo ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w zeszyt.
- A ty co? Nie uczyłeś się?- zapytałem zaciekawiony.
- Uczyłem, ale ostatnie dnia były dla mnie bardzo....kłopotliwe.- rzucił nie wiedząc jak wyjaśnić swoją sytuację.
Ale ja go rozumiałem. Chłopak, który mu się podoba odciął się od niego co zapewne bardzo nim ruszyło. Niby mówi nam, że wszystko jest okey i najzwyczajniej w świecie poczeka za odpowiedzią Bretta, jednak my widzimy co się z nim dzieje. Chłopak nawet nie cieszy się z przerwy obiadowej, a gdy ostatnie Stiles na jego oczach zabrał mu czekoladę z szafki, ten nic nie zrobił.
- Nie widzę sensu uczyć się idealnie przed sprawdzianem. Powinniście teraz oczyścić swój umysł.- rzucił Stiles.
- Głos rozsądku.- przyznałem mu rację, po czym na powrót spojrzałem na Liama.- Zamknij to, już i tak po ptakach.
Liam desperacko doczytał ostatnio fragment, po czym z hukiem zamknął zeszyt. Opadł na krzesło i z głośnym jękiem przejechał dłońmi po twarzy. Siedzieliśmy w ciszy, a każdy z nas był pogrążony w swoich myślach. Mieliśmy sprawy do, które nas dręczą i nie mogliśmy nic na to poradzić. Ja miałem do wykonania swoją część planu, Liam miał swoje rozterki z Brettem, natomiast Stiles próbuje zapomnieć o Derek'u.
- Jak tam przygotowania na konkurs?- zapytałem blondyna. Liam uniósł swój wzrok, a jego twarz skrzywiła się lekko.- Mam rozumieć, że idzie ci świetnie.- zażartowałem.
- Nawet nic nie mów. Jestem w kropce.- wyznał zaplatając dłonie na piersi, po czym zaczął się rozglądać.- Gdzie tak właściwie jest Brett.- dodał, a po chwili jego oczy rozszerzyły się, a policzki zarumieniły.- Znaczy Theo, chodzi mi o Theo.
- Chodzi, to ci Brett po głowie.- zażartował Stiles.
Liam zaczął się rozglądać czy czasem nikt nas nie usłyszał i ku jemu zadowoleniu, każdy zajęty był rozmową bądź powtarzaniem do sprawdzianu. Blondyn spojrzał na swojego przyjaciela i posłał mu niemalże zabójcze spojrzenie.
- Ty się pochwal lepiej kto tobie chodzi po głowie.- warknął pod nosem.
- Aktualnie mam inne zajęcie.- odparł zadowolony.- Ale wam o tym nie powiem.
Liam po słowach szatyna zmarszczył brwi i lekko zdziwiony odchylił głowę w bok. Był widocznie zaciekawiony słowami szatyna i nie ukrywam, mnie też to zaciekawiło. W końcu w sobotę Dylan wyjawił mi coś bardzo ciekawego o Stilesie.
Powinienem nie zdradzać czegoś co Dylan powiedział mi w sekrecie...chyba w sekrecie. No ale ja to ja, a mój język żyje własnym życiem, dlatego nim zdążyłem się opanować, z moich ust wydobyło się bardzo głupie pytanie.
- Ma to związek z tym, że ostatnio grzebałeś w papierach ojca?- zapytałem niekontrolowanie.
Jako pierwszy zareagował Liam, który przeniósł swój zaciekawiony wzrok na mnie i posłał mi pytające spojrzenie. Następny był Stiles, który dopiero po chwili przeanalizował moje słowa. Chłopak rozszerzył oczy, po czym energicznie uniósł głowę i spojrzał w moją stronę. Byłam zakłopotany tą sytuacją, dlatego po chwili z moich ust wydobyło się krótki "yyy".
- Znaczy, Dylan wspominał coś na treningu, że zachowujesz się dziwnie i grzebiesz w dokumentach ojca.
Jakby nie patrzeć, skłamałem mówiąc prawdę.
- Stiles, ty chyba nie kombinujesz niczego głupiego, prawda?- zapytał lekko zaniepokojony.
Szatyn po słowach przyjaciela spojrzał na niego, po czym zacisnął usta w wąską linię. Wyglądał na skonsternowanego tą całą sytuacją, co jeszcze bardziej mnie zaciekawiło.
- Zanim zaczniecie wyciągać pochopne wnioski odpowiedzcie sobie na jedno pytanie.- zaczął unosząc palce w górę.- Czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś niezgodnego z prawem?
Wraz z Liamem spojrzeliśmy po sobie, po czym zwężając powieki przenieśliśmy swój wzrok na Stiles'a. W tym momencie nasze twarze były wykrzywione w znudzeniu, co było lekko komiczne patrząc na to, co już po chwili powiedzieliśmy.
- Piłeś w miejscach publicznych.- rzuciłem jako pierwszy.
- Rozwaliłeś kibel petardą.- dodał Liam.
- I masz pociąg do osoby z kryminalną przeszłością.
Chłopak od razu otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć i zaprzeczyć temu wszystkiemu, jednak ostatecznie zamknął je i zrobił zniesmaczoną minę. Wiedzieliśmy, że Stiles nie jest osobą, która była by w stanie dopuścić się poważnego przestępstwa, jednak i tak chcieliśmy mu dopiec.
- Dobra, może i robiłem głupie rzeczy, ale to jeszcze o niczym nie świadczy.- rzucił zdesperowanym głosem.- I spokojnie, nie musicie się o nic martwić, to nie jest nic poważnego, ale jeśli przez to nie zaśniecie, to mogę wam o tym opowiedzieć.- dodał, po czym zaczął się rozglądać.-...ale nie tu. Spotkajmy się po szkole, opijemy przy okazji napisany test.
Właśnie test. Prawie zapomniałem o tym, że mam do wykonania zadanie. Momentalnie oderwałem wzrok od Stiles'a, po czym przeniosłem go w głąb stołówki. Od razu wyłapałem wzrokiem pewną grupkę, która nie zważając na uczących się uczniów śmiała się bez opamiętania. W śród nich jest też pewien szatyn, który ma za zadanie przytrzymywać Alexa i Michaela, aż do końca przerwy obiadowej, abym mógł wykonać swoją część planu.
Chłopak rozmawiał właśnie z Alexem, na co mój kącik ust uniósł się lekko. Chłopak na sto procent wymusza uśmiech i powstrzymuje się, aby nie uderzyć obu chłopaków. Wygląda to komicznie, gdy Dylan kiwał głową, jakby był zainteresowany rozmową. Mogę się założyć, że w głowie, co chwilę rzuca jakimiś brzydkimi epitetami.
Szatyn po paru długich chwilach wyczuł, że ktoś na niego patrzy, więc bez najmniejszego skrępowania przestał słuchać Alexa i spojrzał w moim kierunku. Nasz wzrok skrzyżował się niemalże automatycznie, przez co a na plecach poczułem dziwne dreszcze. Jednak i to nie zdołało powstrzymać mnie przed podrażnieniem się z nim. Nie zważając na to, że ktoś może się nam przyglądać wykrzywiłem swoje usta i posłałem mu najbardziej rozbawione spojrzenie, jakie tylko umiałem z siebie wydobyć.
Dylan uniósł swój kącik ust, po czym wolną ręką zaczął grzebać coś w kieszeni spodni. Długo nie trwało, a już po chwili szatyn odchylił się w tył i uniósł w górę telefon. Zaczął coś po nim klikać, a gdy skończył schował go i wrócił wzrokiem na niczego nieświadomego Alexa. Zmarszczyłem brwi na jego zachowanie, jednak po dosłownie sekundzie mój telefon zawirował. Szybko sięgnąłem po niego i odblokowując go spojrzałem na ekran.
Dylan: Nawet nie wiesz, jak bardzo muszę się powstrzymywać.
Ja: Pewnie chodzi ci o przytulenie. Przecież to twoi przyjaciele.
Tak droczyłem się i chodź wiedziałem, że może mieć to dla mnie złe konsekwencje to i tak to robiłem.
Dylan czując wibracje na powrót wyprostował swoje ciało i spojrzał ja ekran. Jego reakcja była taka jak przewidywałem. Szatyn przewrócił oczami, jednak z lekkim uśmiechem zaczął mi odpisywać.
Dylan: Prosisz się o kłopoty.
Uniosłem swój wzrok, po czym utkwiłem go na Dylanie. Momentalnie posłałem mu cwany, na co ten przewrócił oczami i wrócił do rozmowy z Alexem.
Poczułem dziwną pustkę, gdy jego wzrok nie był utkwiony na mnie. Jest to dziwne, jednak nie jestem głupi i wiem co może to oznaczać... niestety nie pomyśle o tym, a tym bardziej nie powiem tego na głos. Wolę to przemilczeć i pozwolić sobie zapomnieć.
- Może wpadniecie dziś do mnie?- zaproponował nagle Liam.
- Mi pasuje. Ojciec jest dziś w domu więc z przynoszenie alkoholu do mnie nie wchodzi w grę.- odparł Stiles, przez co momentalnie przeniosłem na niego wzrok.
- Czyli jesteśmy umówieni.- stwierdziłem, a w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
Momentalnie wstałem z miejsca i spojrzałem na Dylana. On, Alex i Michael wpatrywali się w kartkę, z której dylan coś tłumaczył. Zapewne była to kolejna taktyka, która mamy wykorzystać na zawodach.
- Ja później was dogonię, musze cos jeszcze załatwić.
Zdziwiony przeniosłem wzrok na Liama, bo to właśnie z jego ust wydobyło się to zdanie. Blondyn wyglądał na zestresowanego, a jego noga wybijała nierówny rytm. Zainteresowała nas jego postawa ponieważ nie mówił nam, że musi coś jeszcze zrobić. No ale, czy mam prawo się na niego o to złościć? Przecież sam mam do wykonania zadanie, o którym im nie powiedziałem. De facto chce im powiedzieć i mogłem to zrobić teraz, jednak nie chce ryzykować tym, ze ktoś nas usłyszy.
- No dobra, to my już pójdziemy pod...
- Tak właściwie, to ja też muszę coś zrobić.- przerwałem szatynowi.
Zarzuciłem plecak na ramię, gdy obaj spojrzeli w moją stronę, po czym jak gdyby nigdy nic włożyłem dłonie do kieszeni spodni i posłałem im mały uśmiech.
- Podsumowując, dziś będziemy mieli wiele do wyjaśnienia.- dodałem.
Odwróciłem się zostawiając ich lekko zdezorientowanych i ruszyłem do wyjścia wraz z innymi uczniami. Każdy kierował się do klasy jednak nie ja. Ja kierowałem sie w stronę pokoju nauczycielskiego, gdzie mam spotkać Madison i wykonać swoją część planu.
Resztą zajmą się Dylan i Olivia.
Powoli zszedłem po schodach w dól, a już po chwili znalazłem się niedaleko pokoju, z którego zaczęli wychodzić nauczyciele. Stałem oparty o filar, a mój wzrok skakał z ucznia na ucznia doszukując się tej jednej niskiej blondynki
Korytarz po chwili były praktycznie pusty, a dziewczyna jeszcze się nie zjawiła. No ale czy powinno mnie to dziwić? W końcu żeby wykraść prace musi poczekać, aż wszyscy nauczyciele opuszczą pokój. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, gdy mój wzrok wyłapał Madison, jednak, tak szybko jak się pojawił, tak szybko zszedł z mojej twarzy. Dziewczyna wydawała się być lekko zakłopotana i z tego co zauważyłem dwa razy potknęła się o własne nogi. Jeśli ma to związek z tymi testami to nie ma mowy, że tak to zostawię. Alex i Michael niedługo zapłacą za to wszystko co zrobili.
Obserwowałem to jak dziewczyna podchodzi do drzwi i otwiera je kluczykiem. Blondynka weszła do środka, a ja odbiłem się od kolumny. W tym momencie byłem zmotywowany jak nigdy. Chciałem za wszelką cenę zemścić się na Alexie i Michaelu nawet jeśli miałoby się to przełożyć na naszą grę.
Tak właściwie, jeśli wszystko pójdzie dobrze, to ta dwójka nie dowie się, że to zasługa naszej trójki.
Dziewczyna po paru chwilach wyszła z pokoju, a w jej drobnych dłoniach dostrzegłem niewielką białą tęczke wiązaną na sznurki. Byłem niemalże w stu procentach pewny, że w środku znajduje się coś, co od paru dni spędza wszystkim uczniom sen z powiek.
Zmotywowany podszedłem do dziewczyny, gdy ta przekręcała kluczyk w zamku, po czym jak gdyby nigdy nic położyłem dłoń na jej ramieniu. Blondynka wzdrygnęła się lekko, a z jej drobnych dłoni wypadła teczka. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, bo właśnie o to mi chodziło. Madison myśli, że została nakryta przez nauczyciela, jednak gdy tylko obróci się i zobaczy, że tak nie jest, będzie podświadomie szczęśliwa. A jak wiadomo szczęśliwy człowiek jest bardziej skłonny na propozycje.
-Thomas.- wyszeptała z ulgą - przepraszam, przestraszyłeś mnie.
O to chodziło.
- Coś się stało?- dopytała, po czym szybko schyliła się i podniosła teczkę
-Tak, zaraz wyjeżdżam na parę tygodni i chciałbym z tobą porozmawiać przed wyjazdem. Szukałem cię całą przerwę ale nigdzie cię nie było.- skłamałem.
Dziewczyna momentalnie spoważniała, a jej plecy wyprostowały się.
- A czy ta rozmowa może jeszcze poczekać? Musze....- urwała i na ułamek sekundy zerknęła na teczkę.- musze zanieść coś bibliotekarce. Może spotkamy się na następnej..
- Niestety wyjeżdżam teraz.- przerwałem jej, po czym dla wiarygodności potrząsnąłem plecakiem.- Poświęcisz mi chwile? Moi rodzice czekają już przed szkołą.
Dziewczyna spojrzała gdzieś w bok, a jej klatka piersiowa uniosła się. Wiedziałem, że teraz wszystko zależy od niej, jednak o dziwo nie byłem zestresowany. Czułem, że mam dużą przewagę, a dowodem na to były jej następne słowa.
- Dobrze, daj mi chwile.- powiedziała zaciskając dłonie na teczce.
Momentalnie kiwnąłem jej głową, a to szybko minęła mnie. Obróciłem się w tył obserwując blondynkę, a gdy ta zniknęła za zakrętem przeniosłem swój wzrok na pewna brunetkę, która była mózgiem całej tej operacji. Dziewczyna opuszczała właśnie kantorek w którym skryła się już na końcu przerwy.
- Akcja wykonana perfekcyjnie.- powiedziała zadowolona, na co uniosłem kącik ust.- Teraz czekać na wiadomość od Dylana i będę mogła wkroczyć do akcji.
- W takim razie pozostało mi życzyć ci powodzenia.- odparłem schylając się lekko.
Na naszych twarzach gościł ten sam wredny uśmiech. Oboje chcieliśmy zemsty i oboje byliśmy tak samo uparci. To nas właśnie łączyło i właśnie przez to polubiłem tą dziewczynę.
- Jak wykonasz swoją część planu, to od razu uciekaj na lekcje.- powiedziałem ruszając z miejsca.
-Ajaj kapitanie.- odparła salutując.
Ruszyłem pustym korytarzem, a gdy byłem na zakręcie do moich uszu dotarł dźwięk przychodzącej wiadomości. Ta wiadomość przyszła do Olivi i jestem niemal w stu procentach pewny, że pochodzi ona od Dylana. Na czym polega nasz plan? Chcemy, aby dyrektor przyłapał Alexa i Michaela na wykradaniu dokumentów. Madison właśnie zaniosła im testy a Dylan zdążył już poinformować o tym Olivie. Teraz nasz wielki mózg musi powiedzieć dyrektorowi, że widziała jak Alex i Michael wkradają się do pokoju i wynoszą jakieś dokumenty.
Jednak to nie koniec. Teraz do gry wchodzę ja z zadaniem przekonania Madison.
Stanąłem przed schodami, a w tym samym momencie usłyszałem jak ktoś zbiega po schodach. Uniosłem wzrok, a gdy zobaczyłem Madison uśmiechnąłem się pod nosem. Może i zabrzmi to wrednie, ale moja reakcja nie była spowodowane pojawieniem się dziewczyny, a tym, iż nie miała ze sobą teczki.
Blondynka staneła przede mną, po czym założyła dłonie na piersi. Gołym okiem widać, że jest zestresowana.
- Chodź.- powiedziałem ruszając z miejsca. Minąłem dziewczyna, a już po chwili poczułem jej wzrok na swoich plecach.
- Gdzie?- zapytała zdezorientowana.
- Tutaj ktoś może nas usłyszeć.- odparłem nie zatrzymując się.
To był jeden z dwóch powodów, dla którego musimy się stąd oddalić. Drugim powodem jest to, że za chwile tędy będzie przechodził dyrektor i nie może nas zobaczyć.
Ruszyliśmy w głąb korytarza, a już po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami za którymi znajdowały się mapy. Otworzyłem drzwi, po czym po omacku znalazłem włącznik światła. Wszedłem do środka, a gdy znalazłem się na samym końcu pomieszczenia obróciłem się w stronę Madison. Dziewczyna w tym momencie wyglądała na nieźle zdezorientowaną, ale czemu się dziwić. Właśnie jakiś praktycznie nieznajomy jej typ, z którym była raz na randce zwabia ja do kantorka. Gdzieś gdzie nikt nas nie usłyszy.
Ja bym się na to nie zgodził.
Przypomnę ci później.
Co?
- A więc?- zaczęła, zamykając za sobą drzwi- O czym chciałeś porozmawiać?
Dziewczyna zrobiła krok w moja stronę, a ja w tym sam momencie oparłem się plecami o szafkę. Czas wykonać kolejną część planu.
- Madison posłuchaj, chciałem porozmawiać z tobą o sobotnim spotkaniu.- powiedziałem zaplatając dłonie na piersi.
Dziewczyna zareagowała automatycznie. Jej plecy wyprostowały się, gdy gwałtownie nabierała powietrza, a policzki zarumieniły się na lekki czerwień. Uniosłem kącik ust na tą reakcje, jednak nie miałem zamiaru dalej droczyć się z dziewczyną. Czas leciał, a ja musiałem działać.
- Jeśli chodzi o ten pocałunek, to ja przepraszam.- rzuciła od raz, swoim piskliwym głosem.
- Spokojnie, nie stresuj się. Nie mam zamiaru na ciebie krzyczeć.- uspokoiłem rozbawionym głosem. Dziewczyna złączyła usta w wąską linie, po czym kiwnęła niepewnie głowa.- Na samym początku chcę zaznaczyć, że bardzo fajnie spędzało mi się z tobą czas. Jesteś naprawdę sympatyczną dziewczyną i jak mam być szczery, to bawiłem się tak dobrze, że nie musiałem wymuszać uśmiechu.
Nie chciałem, aby to zabrzmiało tak źle, jednak po jej reakcji mogę stwierdzić, że jest gorzej niż tragicznie. Twarz dziewczyny momentalnie stężała, a delikatny uśmiech zszedł z twarzy. Byłem niemalże w stu procentach pewny, że ostatnie słowa dudniły jej w głowie.
- Nie musiałeś...wymuszać?- wyszeptała.
Nie odrywając wzroku od Madison kiwnąłem głową, po czym odbiłem się od szafki. Powoli ruszyłem przed siebie, a gdy byłem pół metra przed dziewczyna zatrzymałem się i spojrzałem głęboko w jej błękitne oczy. Była piękna, delikatna i miała świetny charakter. Zasługuje na prawdę.
- Ostatnio Alex i Michael zaszantażowali mnie pewnymi zdjęciami. Powiedzieli, że nie opublikują ich jeśli zaproszę cię na randkę- powiedziałem prosto z mostu.- Nie zrozum mnie źle, uważam, że jesteś naprawdę świetną osobą i sama wizja spędzenia z tobą czasu nie była straszna. Tak właściwie od samego początku wiedziałem, że to spotkanie będę mógł zaliczyć do jednych z lepszych. Nie myliłem się.
Nie jestem ślepy na krzywdę innych, dlatego niemalże momentalnie poczułem delikatne ukłucie w klatce piersiowej, gdy jej oczy zaszkliły się lekko.
-Mówili, że robią to dla ciebie...że chcą twojego szczęścia. I może uwierzył bym w to, gdyby nie fakt iz dziś rano dotarły do mnie bardzo ciekawe informacje.- uciąłem na ułamek sekundy, a jej oczy rozszerzyły się lekko- Chcieli abyś wykradła odpowiedzi na sprawdzian, prawda?
Madison zamarła w bezruchu. Jej oczy nie poruszały się, a klatka piersiowa nie unosiła. Wyglądała jak posąg, szczególnie teraz gdy jej, już i tak blada cera, po szarzała. Nie dziwi mnie jej reakcja, w końcu nie należy do złych ludzi, a przyłapanie jej na występku, mogło nią nieźle wstrząsnąć.
- Ja...-zaczęła po chwili ciszy. Jej głos drżał co było zrozumiałem.- ja naprawdę przepraszam. Oni mówili, że tylko udajesz geja, a Sophia zaczęła mi mącić w głowie i nagle pomyślałam, że może warto spróbować. Zaimponowałeś mi tym, że postawiłeś się Dylanowi i...- dziewczyna zaczęła się plątać w słowach.
Jednak to nie czas na wyjaśnienia.
-Madison.-przerwałem jej nieco twardszym tonem, przez co momentalnie zamilkła i spojrzała w moje oczy.- Nie mam ci tego za złe, bo wiem, że nie jesteś złą osobą. Ta banda żmij manipulowała tobą jak marionetką i zmusili cię abyś wykradła dokumenty. Ale jeśli chcesz możesz się od nich uwolnić, a nawet odpłacić im pięknym za nadobne.- powiedziałem, przechylając głowę lekko w jej kierunku.- Teraz wszystko zależy od ciebie, wchodzisz w to?
Dziewczyna przełknęła ślinę, po czym spojrzała gdzieś w bok. W jej głowie zapewne powstał lekki mętlik, ale czemu się dziwić. Plan już został wykonany, jednak do pełni szczęścia potrzebna nam jest Madison i jej decyzja. Ta decyzja będzie wisienką na torcie naszego wspaniałego planu zemsty.
Dziewczyna uniosła swój wzrok, po czym spojrzała głęboko w moje oczy.
- Wchodzę.- kiwnęła mi głową, a mój kącik ust samoistnie powędrował w górę.- Tylko, co ja mam zrobić?
Ten tort będzie smakować niesamowicie.
Zadowolony wyprostowałem się i wkładając dłonie do kieszeni spodni spojrzałem na dziewczynę.
- W tym momencie dyrektor przyłapał Alexa i Michaela na wykradaniu testów z teczki. Nie pytaj skąd wiem, po prostu mi zaufaj.- rzuciłem widząc jej zakłopotaną mine- twoje zadanie jest proste. Musisz pójść do dyrektora i poprosić go na bok. Nie przejmuj się tym, że zobaczysz tam Alexa i Michaela, bo w jego oczach masz być niewinna. Gdy przejdziecie do innego pomieszczenia powiedz mu, że oddajesz kluczyk. Udaj przejętą i dodaj, że go zgubiłaś, a znalazłaś go w drzwiach od pokoju nauczycielskiego. Dyrektor resztę sobie dopowie. Ty zostaniesz niewinna, a tamtej dwójce się oberwie.
Widziałem tą lekką niepewność w jej oczach, jednak dostrzegłem też coś jeszcze. Lekką nutkę ekscytacji, która mimo iż była niewielka, wzięła górę nad resztą emocji. Dziewczyna po paru krótkich chwilach uniosła dumnie brodę i kiwnęła głową. Ona też miała po dziurki w nosie zachowania Alexa i Michaela.
- Już za długo pozostawali bezkarni.- rzuciła.
Na moich ustach momentalnie pojawił się triumfalny uśmiech, którego nie byłem w stanie powstrzymać. W mojej głowie co chwile pojawiała się myśl, że madison przez swoją bojaźliwość nie zgodzi się na plan, jednak jak widać pozory mylą.
- W takim razie, chodźmy.- powiedziałem wskazując otwartą dłonią na drzwi.
Opuściliśmy kantorek, a każdy z nas udał się w swoją stronę. Spojrzałem na telefon, a widząc godzinę oraz dwie wiadomości od Stilesa, zmartwiłem się lekko. Minęło siedem minut co oznacza, że czekają mnie niezłe kłopoty. Niemalże podbiegłem pod odpowiednią salę, a w tym samym momencie drzwi otworzyły się. Lekko przerażony uniosłem głowę, a mój wzrok spoczął na znajomym z klasy, który prawdopodobnie opuszcza salę, aby udać się do łazienki. Zerknąłem do środka, a gdy zobaczyłem, że nauczyciel jest ustawiony do nas tyłem poczułem, że to moja szansa, aby niepostrzeżenie wślizgnąć się do środka.
I jak pomyślałem tak też zrobiłem. Wyminąłem chłopaka, a w myślach dziękowałem Bogu, że załapałem się na klasę, gdzie drzwi są na samym końcu. Zamknąłem za sobą drzwi, po czym najciszej jak tylko potrafiłem ruszyłem w głąb sali do pustego miejsca. Czułem na sobie wzrok innych co wcale mi nie pomagało. Z każdym kolejnym krokiem czułem jak napięcie rośnie, a ten delikatny śmiech paru uczniów dodatkowo mnie irytował. W końcu usiadłem na środku w trzecim rzędzie i wyciągnąłem najpotrzebniejsze rzeczy. Nauczyciel dalej zapisywał coś na tablicy, dlatego nie myśląc długo obróciłem się w tył i zadałem pytanie, które zaczęło mnie nurtować.
- Sprawdzał już obecność?- szepnąłem do dziewczyny, na której twarzy gościł rozbawiony uśmiech.
-Nie- rzuciła kręcąc głową, a ja odetchnąłem z ulgą.- Olivia nie miała tyle szczęścia co ty- dodała kiwając głową w przód.
Od razu obróciłem się w przód, a mój wzrok spoczął na brunetce, która siedziała w pierwszym rzędzie na ukos mnie. Olivia, gdy tylko zorientowała się, że na nią patrzę obróciła się lekko na krześle i wystawiła środkowy palec w moją stronę. Nie chciałem być dłużny dlatego nie myśląc długo wykrzywiłem usta w szerokim uśmiechu i unosząc dłoń odpłaciłem się tym samym. Wiedziałem, że w tym momencie większość uczniów w klacie patrzy na naszą dwójkę, jednak mało mnie to interesowało. Teraz co innego chodziło mi po głowie, a mianowicie to, czy Madison nie spanikowała.
Oderwałem wzrok od dziewczyny, po czym otworzyłem swój zeszyt. Miałem zabrać się już za pisanie, jednak nagle wyczułem kogoś wzrok na sobie. Szybko uniosłem głowę, a moje czujne spojrzenie wyłapało Stilesa, który wskazywał na telefon, który trzymał w dłoni. I może wszystko było by okey, gdyby nie fakt, iż na jego twarzy gościło lekkie zmartwienie. Zaniepokoiło mnie to, dlatego nie zważając na nauczyciele wyciągnąłem telefon i odpaliłem konwersacje ze Stilesem
Stiles: Gdzie jesteście?
Stiles: Stary to nie jest zabawne, zaraz nauczyciel zacznie sprawdzać obecność, a was dalej nie ma.
Nie zdążyłem odpisać, a już po niespełna sekundzie przyszła kolejna wiadomość.
Stiles: A Liam gdzie jest.
Momentalnie oderwałem wzrok od telefonu i zacząłem się rozglądać. Rzeczywiście, Liama nie było w klasie, co nie było normalne. Tak, mówił, że ma coś do załatwienia, jednak nie sądziłem, że może to być, aż tak czasochłonne.
- Ej.- usłyszałem znajomy szept.
Momentalnie spojrzałem na prawo, skąd dochodził głos, a pierwsze na co natrafiłem to mętne tęczówki Theo. Chłopak również wydawał się zaniepokojony i nawet nie musiałem być geniuszem, aby domyślić o co się zaraz zapyta.
No ale cóż, moja intuicja też czasem się myli.
- Liam napisał, że wraca do domu. Wiesz o co chodzi?- zapytał, nie ukrywając zdziwienia.
- Jak to wraca do domu?- rzuciłem niekontrolowanie.
Niestety nie byłem wystarczająco dyskretny, czym zwróciłem uwagę nauczyciela, oraz innych uczniów w klasie.
- Proszę o ciszę.- rzucił ostrzegawczo, dalej zapisując coś na tablicy.
- Przepraszam.- odparłem, po czym znów zerknąłem na Theo.- Nic mi o tym nie wiadomo.- odparłem szczerze.
Nie miałem pojęcia czemu Liam podjął taką nagłą decyzje, jednak na pewno nie wróży to niczego dobrego. Opadłem plecami na oparcie, a w tym samym momencie mój telefon zawibrował. Podniosłem go i przeczytałem wiadomość.
Stiles: Liam wraca do domu?
Zablokowałem telefon, po czym przeniosłem wzrok na szatyna. Nasz wzrok skrzyżował się, a ja niepewnie kiwnąłem głową. Jego reakcja była natychmiastowa, chłopak nabrał gwałtownie powietrza w płuca i z szokiem na twarzy spojrzał przed siebie.
Mam nadzieje, że nie stało się nic poważnego. Może najzwyczajniej w świecie przestraszył się sprawdzianu i woli napisać go w innym terminie? Może tak jest, a my sobie niepotrzebnie coś dopowiadamy.
*******
- Myślisz, że mogło to mieć coś wspólnego ze sprawdzianem?- zapytałem spoglądając na Theo, który biegł obok mnie.
Byliśmy w trakcie treningu i kończyliśmy właśnie ostatnie kółko. Oboje jesteśmy tak samo zaskoczeni ucieczką Liama, a jego milczenie jeszcze bardziej nas niepokoi.
- Wątpię.- odparł wzdychając.- Liam nigdy by nie uciekł ze szkoły z tak błahego powodu, poza tym, on ogarnia ten przedmiot. Tu musiało chodzić o coś innego.
Kiwnąłem głową przyznając mu rację, a gdy dokończyliśmy kółko staneliśmy na uboczu. Ułożyłem dłonie na biodrach i odchyliłem głowę w tył, czuję się, jakbym miał wyzionąć ducha. Przez to, że zacząłem rozmawiać z Theo kompletnie zapomniałem, że chłopak ma szybsze tempo.
- Ale jeśli chodziłoby tu o sprawdzian, to i tak zrobiłby to na darmo.- wymamrotałem, prostując głowę
-Tak - rzucił kiwając głową.- To trochę dziwne, że nauczycielka przełożyła termin sprawdzianu. Ona nigdy tego nie robi.
No cóż, ja, Dylan i Olivia potrafimy dokonać niemożliwego.
- Zdarza się.- wzruszyłem ramionami.- Tak swoją drogą, razem ze Stilesem mieliśmy się dziś do niego wybrać, aby opić sprawdzian. Co prawda nie napisaliśmy go, ale i tak pójdziemy. Idziesz z nami?
Theo zmarszczył brwi, po czym spojrzał na mnie jak na wariata.
- Głupie pytanie. Mój przyjaciel nagle znika ze szkoły i nie chce wyjaśnić czemu, a ja mam pozostać bierny. Ja od razu po treningu do niego lecę.
- Aż dziwne, że już cię tam nie ma.- rzuciłem przechylając głowę w bok
- Napisał mi, że mam nie opuszczać treningu, bo nie wybaczy sobie, jeśli przez niego nie będę w formie. Trzeba dać mu przestrzeń, nie naciskać i po prostu być przy nim. Jeśli będziemy chcieli na siłę coś z niego wyciągnąć to tylko pogorszymy sprawę.- wyznał, a ja nie mogłem się z nim nie zgodzić.
Złączyłem usta w wąską linie, po czym kiwnąłem mu głową. Jeśli Liam potrzebuje czasu to my nie mamy nic do gadania. Najlepszym wyjściem będzie teraz skupienie się na treningu. Niedługo pierwsze w moim życiu wielkie zawody, wiec nie mogę dać plamy. Tak, jestem rezerwowym, jednak wole być przygotowany.
- Wiesz może co dziś trenujemy?- zapytałem.
Naprawdę mnie to ciekawiło, bo jeśli znów będziemy robić żabki przez całe boisko, to przysięgam, że zejdę na zawał.
Theo otworzył usta, jednak nie było mu dane odpowiedzieć. Nagle ktoś zaszedł go od tyłu, po czym jak gdyby nigdy nic stanął obok i zarzucił mu rękę przez ramię. Theo zamknął usta, jednak nie spojrzał w bok. Zamiast tego westchnął ciężko, a jego twarz stężała. Uśmiechnąłem się lekko na tą reakcję, bo to było tak oczywiste.
- O czym dyskutujecie?- rzucił cwaniacko Mike, po czym przeniósł swoje spojrzenie na Theo i dokładnie zbadał jego twarz wzrokiem. Chłopak przegryzł dolną wargę i znów spojrzał na moją osobę.- Czyżbyś podrywał mojego przyszłego męża?
Reakcja Theo była natychmiastowa. Chłopak przewrócił na to oczami, jednak ku mojemu zaskoczeniu nie zrzucił ręki Mike'a. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym zaplatając dłonie na piersi uniosłem brodę w górę.
- Przyszłego męża?- zapytałem udając zawiedzionego.- A myślałem, że ta noc coś dla ciebie znaczyła.
- Przykro mi kochany, ale byłeś jedynie przygodą.- odparł zawadiacko
Mike mrugnął mi okiem dla lepszego efektu, a ja tylko cudem opanowałem się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Lubię takie głupie droczenie się.
- Wy to do siebie pasujecie. - powiedział Theo, po czym zrzucając rękę Mike'a ruszył w stronę reszty chłopaków, który czekali na zbiórkę.
Wraz z Mikem zaczęliśmy się śmiać pod nosem i bez najmniejszego skrępowania ruszyliśmy za chłopakiem. Staneliśmy w grupie, a moje dłonie powędrowały w górę, aby jeszcze trochę rozprostować swoje ciało. Z nudów zacząłem się rozglądać po hali i zacząłem szukać osoby, której nie widziałem od przerwy obiadowej. Mam na myśli Dylana i to wcale nie tak, że potrzebuje jego obecności. Chce mu pogratulować świetnie wykonanego planu.
- Zbiórka, zaraz przyjdzie trener!- krzyknęła moja zguba.
Dylan zmierzał w naszą stronę, a jego wzrok utkwiony był w kartce, którą trzymał w dłoni. Zapewne to nowa rozpiska treningu na dziś i pewnie nie przejął bym się tym, gdyby nie fakt, że szatyn nie wyglądał na zadowolonego. Był raczej spięty i lekko wkurzony.
Dylan minął nas i podszedł do trybuny gdzie były nasze rzeczy. Zawodnicy ustawili się na swoich miejscach, jednak nadal prowadzili rozmowy. Postanowiłem nie marnować ani chwili, dlatego też, bez najmniejszego skrępowania ruszyłem w stronę szatyna. Stanąłem obok niego, po czym opierając się tyłem o trybunę spojrzałem na jego twarz. Dylan zajęty był kartkami, dlatego dopiero po chwili uniósł swój wzrok i spojrzał na moją osobę.
- A, to ty. Cześć.- rzucił wracając wzrokiem do kartek.
-Tak, to ja.- odparłem i pochylając się w jego stronę ściszyłem głos.- Chciałem ci pogratulować dobrze wykonanego zadania.
Szatyn nie obracając głowy zerknął w moją stroną, a jego kącik ust uniósł się w ten charakterystyczny sposób. Znów poczułem to przyjemne ciepło w klatce piersiowej, a mój uśmiech powiększył się niekontrolowanie.
- Gdyby nie ty plan by nie wypalił.- odparł wracając wzrokiem do kartek.- Tobie się należą oklaski.
- Oj już nie bądź taki skromny.- rzuciłem klepiąc go po ramieniu.
Dylan parsknął pod nosem, a ja znów poczułem to dziwne kłucie. Czas wybrać się do lekarza, to nie jest normalne.
- Co dziś mamy w planie treningu?- zapytałem spoglądając na resztę drużyny.
- Jeśli pytasz, czy będą żabki to nie bój się, dziś ci trener odpuścił.- odparł, przez co kamień spadł mi z serca.
Niestety nie potrafiłem cieszyć się tą chwilą, bo gdy tak skakałem wzrokiem pomiędzy uczniami dostrzegłem coś bardzo ciekawego. Cóż...tak właściwie to kogoś nie dostrzegłem.
- Dyl, wiem, że ostatnio nie gadasz z Brettem, ale wiesz może czemu nie ma go na treningu?- zapytałem prosto z mostu.
Pomiędzy nami zapanowała cisza, przez którą jeszcze bardziej się zaniepokoiłem. Momentalnie przeniosłem wzrok na szatyna, a widząc jego poważny wyraz twarzy, zacząłem mieć dziwne obawy.
- Mówiłem ci, abyś nie zdrabniał mojego imienia.- rzucił wymijająco
Dylan nawet nie garnął się, aby odpowiedzieć na pytanie. Nie wyglądał na przejętego tym, że Bretta nie ma na treningu. Tak, mają sprzeczkę, jednak gdy w sobotę prowadziliśmy rozmowę i nasunął się temat Bretta, szatyn miał inne nastawienie. Wtedy było widać, że jest mu źle z tym, że pokłócił się z przyjacielem. Było widać nawet tą lekką tęsknotę.
- Dylan, ja pytałem o...
- Ustawić się w szeregu!- krzyknął trener, a ja podskoczyłem w miejscu.
Jego ton był ostry, przez co po moich plecach przeszły dreszcze. Nie musiałem być geniuszem aby ogarnąć, że mężczyzna jest wkurzony, dlatego bez chwili namysłu odbiłem się od trybun i ruszyłem do reszty. Ustawiłem się w rzędzie, a gdy spojrzałem na trenera poczułem nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wkurzonego.
- Cisza!- warknął czym uciszył nawet ludzi na trybunach.
Na hali zapanowała lekka cisza i tylko ci najodważniejsi uczniowie na trybunach szeptali coś do siebie. A może to po prostu samobójcy.
- Przemyślałeś już mój pomysł?- zapytał spoglądając na Dylana, który stał obok niego.
Dylan jako kapitan często zaczyna trening krótkim streszczeniem tego co dziś będziemy robić, więc nie dziwiła mnie jego obecność obok trenera. Chłopak z beznamiętnym wyrazem twarzy wpatrywał się gdzieś przed siebie, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią
- Tak, wydaje mi się, że to dobra decyzja.- odparł zerkając na trenera.
Mężczyzna kiwnął mu głową, po czym na powrót zerknął w naszą stronę. Jego wzrok powoli sunął wzdłuż linii, by po chwili zatrzymać się na mnie. Dalej wyglądał strasznie, jednak w jego oczach dostrzegłem małą iskrę. Iskrę, która zwiastowała kłopoty.
- Słuchać mnie uważnie, bo dwa razy nie powtórzę.- zwrócił się do reszty uczniów i zaplatając luźno dłonie za plecami wyprostował plecy.- Od dziś w składzie zajdą małe zmiany i potrwają one przez kolejne cztery tygodnie! Wasz kolega z drużyny, Brett Talbot miał wypadek na skutek czego złamał rękę.
Na hali momentalnie zapanował lekki gwar, a ja nabrałem gwałtownie powietrza w płuca. Każdy był w szoku i było to do zrozumienia, w końcu w szkole nie rozniosła się żadna plotka o tym, że Brett miał wypadek. Dopiero po chwili mój mózg zaczął łączyć kropki. Ucieczka Liama. Brett i jego złamana ręka. To musiało być ze sobą powiązane.
Przeniosłem swój wzrok na Dylana, po czym dokładnie przyjrzałem się jego reakcji. Chłopak nie był zaskoczony i prawdopodobnie było to spowodowane tym, iż trener wcześniej powiedział mu o zaistniałej sytuacji.
- Cisza!- warknął w naszym kierunku, aby nas uspokoić.- Brett nie będzie mógł zabrać udziału w najbliższych zawodach dlatego wraz z Dylanem postanowiliśmy wybrać kolejnego zawodnika z rezerwowych. Dziś każdy z was zagra na miejscu Bretta i na przyszłym treningu wyłonimy najlepszego zawodnika.
Czyli nie mnie. Przynajmniej ten problem mam z głowy.
- A teraz skupić się, bo czytam pierwszy skład!
*******
- Jeśli jeszcze raz spierdolisz tą akcje to przysięgam, wyrzucę się przez zamknięte okno.- warknął wkurzony Theo.
Wiedziałem, że ta groźba była kierowana w moim kierunku, jednak zamiast przestraszyć się, na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- No przepraszam bardzo, ale chcę ci przypomnieć, że naszymi rywalami są przegrywy, którzy nic nie robią i ciągle grają w tą głupią grę.- rzuciłem nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
- Zaraz wsadzę ci tego pada tam gdzie słońce nie dochodzi.- rzucił Stiles, na co zaśmiałem się głośno.
- Theo, Liam. Możecie wyjść z pokoju?- zacząłem się droczyć.
- Ale, że na moim łóżku?! Zapomnij!- krzyknął blondyn.
Zerknąłem na Liama, który siedział pomiędzy Theo i Stilesem na kanapie, a mój uśmiech powiększył się. Gdy trzy godziny temu przyszliśmy do blondyna nie był on optymistycznie nastawiony na odwiedziny, jednak i to nas nie powstrzymało. My nie pytaliśmy. Na wejściu poinformowaliśmy, że jesteśmy tu po to, by dobrze się bawić i tyle.
- Ha!- krzyknął zadowolony Stiles, gdy na ich części ekranu pojawił się napis "wygrana"
Jęknąłem głośno, po czym opadłem plecami na miękkie oparcie fotela. Widziałem, że wraz z Theo nie mamy szans na wygraną, jednak i tak trafiło to w moja męską dumę.
- Masz do wyboru dwie opcje.- mruknął Theo, obracając głowę w moją stronę- Chcesz wypaść przez okno nogami czy głową w dół?
Nie odrywając potylicy od fotele spojrzałem na Theo, po czym posłałem mu najmilszy uśmiech jaki potrafiłem z siebie wydobyć.
- Jeśli oznacza to, że nie zostanę jednym z głównych zawodników, to kochanie.- uniosłem lekko głos, rozkładając ręce.- Zrób ze mną co chcesz!
Jako pierwszy zareagował Liam, który zakrztusił się gazowanym napojem i praktycznie opluł nim Stiles'a. Następny był Theo, który dopiero po paru chwilach ogarnął aluzje i głośno wzdychając przewrócił oczami.
- Twoja pewność siebie mnie przeraża.- rzucił zrezygnowany.
Zaśmiałem się na to, po czym schyliłem i sięgnąłem po puszkę z napojem. Naprawdę nie chciałem, aby trener wybrał mnie do składu, ponieważ nie jestem na tyle dobry co reszta. Poza tym, nie jestem też tak wysoki jak Brett.
A skoro już mowa o tej żywej wieży Eiffla, nadal nie wiem, jak doszło do tego wypadku. Pytałem Dylana, jednak ten powiedział, że o wszystkim dowiedział się dopiero przed treningiem od trenera. Wyglądał na spiętego, więc nie dopytywałem. W końcu, jakby nie patrzeć, Brett nadal jest jego przyjacielem. Musiał być wstrząsnąć tą wiadomością.
-Czemu miałbyś zostać jednym z głównych zawodników?- zapytał po chwili Stiles.
Zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem na szatyna. Dopiero po chwili ogarnąłem, że on jeszcze o niczym nie wie. Ale to w sumie lepiej. Mam wrażenie, że Liam może coś wiedzieć o wypadku Bretta.
-Brett miał wypadek.- uprzedził mnie Theo.
Stiles błyskawicznie spojrzał na Theo, po czym posłał mu niedowierzające spojrzenie. Ja natomiast dyskretnie przeniosłem swój wzrok na Liama. Blondyn również patrzył na Theo, jednak w jego spojrzeniu nie dostrzegłem szoku.
On coś wie.
- Żartujesz, prawda?- zapytał zdezorientowany szatyn.
Chłopak wyglądał jakby chciał uzyskać więcej informacji, co bardzo mnie cieszyło. Jeśli Liam coś wie, to po pewnym czasie nie wytrzyma presji i przełamie się.
- Nie.- zaprzeczył szybko Theo.
- Trener powiedział, że ma złamaną rękę i nie będzie mógł wziąć udziału w zawodach.- dodałem.
- Kiedy to się stało? Dam sobie rękę uciąć, że dziś rano widziałem go bez gipsu.
- Nie wiemy, ale musiało to stać się przed, albo zaraz po przerwie obiadowej.- odparł mu Theo- Trener nie chciał nam powiedzieć co się dokładnie stało. Niby potknął się i spadł ze schodów.
-Taka tragedia.- ciągnąłem wzdychając.- Idealnie przed zawodami.
A najgorsze w tym jest to, że trener pod koniec treningu poklepał mnie po ramieniu i powiedział, że ładnie sobie radzę jak na świeżaka. Znów spojrzałem na Liam, a do mojej głowy wpadł pomysł, aby przestać grać w te głupie podchody i najzwyczajniej w świecie, go o to zapytać. Niestety nie zdążyłem, bo już po chwili spomiędzy jego ust wydobyło się zdanie, które w stu procentach zwróciło naszą uwagę.
- To moja wina.
Pomiędzy naszą czwórką zapanowala cisza. Każdy z nas patrzył na Liama, który teraz opadł na oparcie kanapy i zakrył twarz dłońmi. Chłopak dopiero po chwili zdjął dłonie, jednak nie miał na tyle odwagi, aby spojrzeć na naszą trójkę.
- Jak to twoja wina?- rzucił zaciekawiony Stiles.
- Po przerwie obiadowej, spotkałem się z nim, aby zapytać czy jest jeszcze dla nas szansa...
-Liam może chcesz o tym porozmawiać kiedy indziej...
- Oni wiedzą - przerwał mu Liam.
Theo zerknął na każdego z nas, a my nie wiedząc, co zrobić po prostu kiwneliśmy głową. Theo cisnęło się coś na usta, jednak ostatecznie powstrzymał się, bo wiedział, że na to jeszcze przyjdzie czas.
- Ty, ale nie zepchnąłeś go ze schodów, bo odmówił?- rzucił nagle Stiles.
Liam uniósł jedną brew, po czym spojrzał na swojego przyjaciela jak na wariata.
- Dobra, zapomnij co mówiłem.- dodał speszony.
Blondyn przewrócił na to oczami, po czym na powrót oparł głowę o zagłówek.
- Nie jestem szaleńcem... no i nie miałem powodów, aby to zrobić. Brett, powiedział, że też chciał ze mną o tym porozmawiać. Dodał też, że ta kawa na którą mnie zaprosił nadal jest aktualna.- uciął nagle i położył dłonie na swojej twarzy.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem widząc jak jego uszy lekko poczerwieniały, jednak to co dodał później, dodatkowo wprowadziło mnie w zdumienie.
- Ucieszyło mnie to. Byłem naprawdę szczęśliwy, przez co straciłem nad sobą kontrolę.- kontynuował, a jego głos został lekko zagłuszony przez dłonie.- Nawet nie zdążyłem się pohamować, gdy nagle go pocałowałem.
Poczułem lekki skurcz w brzuchu, jednak ten mały uśmiech i tak uformował się na moich ustach. Stiles nie miał tyle pohamowanie, bo od razu krzyknął na całe gardło "Wow" i poklepał go po ramieniu. Theo natomiast pozostał niewzruszony i z anielską cierpliwością wpatrywał się w swojego przyjaciela.
- Ty nasza nieokiełznana bestio.- kontynuował Stiles
- To w jaki sposób Brett złamał rękę?- dopytałem.- I czemu to twoja wina?
Liam momentalnie nabrał powietrza w płuca i zdejmując dłonie z twarzy, spojrzał głęboko w moje oczy. To spojrzenie nie zwiastowało niczego dobrego.
- Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że sekundę później zza rogu wyjdzie Dylan i nas zobaczy.
Zamarłem słysząc imię szatyna. Jego słowa dudniły mi w głowie i nie chciały przestać. Przecież to nie ma sensu.
- Gdyby nie ja i moje nagłe działanie, Dylan nie dowiedział by się o naszej relacji. Po tym wszystkim oboje zaczęli dyskutować, a z czasem kłócić. Dylan warknął coś o zaufaniu, a Brett nie wytrzymał i pchnął Dylana. Chciałem zareagować i odsunąć ich od siebie, jednak nie zdążyłem.- Liam uciął na moment, po czym złączył usta w wąską linię i pomrugał powiekami.- Dylan odepchnął Bretta trochę mocniej niż zamieżał. Zapomnieli, że zbliżyli się do schodów.- szeptał kręcąc głową- Ja nie wróciłem do domu. Pojechałem za nim do szpitala, aby upewnić się, że czuje się dobrze. To cud, że skończyło się tylko na złamaniu.
Nigdy w życiu nie czułem się bardziej zawiedziony niż teraz. Z szeroko rozchylonymi oczami wpatrywałem się w Liama, a cisza, która między nami powstała dodatkowo pobudzała moje emocje. Zimny pot rozlał się po moich plecach, gdy zrozumiałem do czego posunął się Dylan, a z każdą kolejną chwilą do mojej głowy nasuwały się kolejne pytania, na które nie znałem odpowiedzi.
No ale cóż, moja reakcja na to była zupełnie inna. Nim się zorientowałem spomiędzy moich ust wydobył się lekki śmiech, który z czasem stał się donioślejszy. Jakaś część mnie nie wierzyła w to wszystko.
- Żartujesz, prawda?- zapytałem przez lekki śmiech.
Liam spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach i delikatnie pokręcił głową.
I wtedy nie wytrzymałem...działałem instynktownie. Wstałem gwałtownie z miejsca i nie zważając na ich zaciekawione spojrzenia ruszyłem w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz?- zapytał zdezorientowany Liam.
- A czy to nie oczywiste?- rzuciłem wymijająco.
"Wymijająco", bo gdy przypadkiem rozszarpie Dylana na strzępki, nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że wybierałem się do niego.
Opuściłem dom Liama, po drodze mijając jego zdezorientowaną mamę, po czym wsiadłem do auta i odjechałem z piskiem opon. Noga latała mi jak opętana, a mój oddech stał się nierówny. Nie wiem czy kiedykolwiek byłem tak wkurzony jak teraz. Co chwile do głowy nasuwały się nowe myśli i wspomnienia tego jak Dylan się zachowywał. Teraz rozumiem czemu był taki spięty, gdy wspominałem o niespodziewanym wypadku Bretta.
Zaparkowałem na uboczu, po czym wysiadłem z auta. Ucieszyłem się widząc pusty podjazd, bo oznaczało to, że jego tata jest w pracy i nie będzie świadków, gdy z zimną krwią zacznę go mordować.
Stanąłem przed drzwiami, po czym trzy razy kliknąłem w dzwonek. Adrenalina we mnie buzowała, wiec gdy po paru sekundach nikt mi nie otworzył zacząłem napastować drzwi pięścią.
-Moment.- usłyszałem stłumiony glos Dylana.
Momentalnie schowałem dłonie do kieszeni katany, a moja noga zaczęła wystukiwać nierówny rytm. W końcu po paru długich sekundach drzwi otworzyły się, a w progu stanął szatyn. Wyglądał na zaskoczonego moją obecnością co wcale mnie nie zdziwiło.
-Co ty tu...- zaczął, jednak nie było mu dane dokończyć.
Wyminąłem szatyna, po czym ruszyłem wąskim korytarzem prosto do salonu. Jak już mam się na niego drzeć, to lepiej zrobić to z daleka od drzwi.
Stanąłem w salonie, po czym obróciłem się w stronę wyjścia. Dopiero po chwili usłyszałem jak drzwi zamykają się, a chłopak przy akompaniamencie głośnego westchnięcia ruszył z miejsca.
- Możesz mi wyjaśnić, czemu robisz mi nalot na dom niczym rasowy terrorysta?- zapytał wchodźąc do salonu.
Chłopak stanął przede mną, po czym dokładnie przyjrzał się mojej postawie. Z początku był zdezorientowany, jednak gdy tylko zaczął łączyć fakty jego twarz spoważniała, a mięśnie spięły się. Byłem wkurzony i nie ukrywałem tego...nie chciałem tego ukrywać.
- Rozmawiałem z Liamem.- warknąłem, nie potrafiąc opanować emocji. Dylan uniósł brodę, a jego brwi zmarszczyły się we wrogi sposób.- Możesz mi powiedzieć co w ciebie wstąpiło?
Dylan nabrał powietrza w płuca, po czym spojrzał gdzieś w bok. Ja natomiast patrzyłem na niego i zastanawiałem się czy ten chłopak, który stoi przede mną, jest tym samym chłopakiem, z którym niedawno, cały umazany błotem, śmiałem się na cały głos.
- Nic na to nie poradzę.- odparł stanowczym tonem.- Sami są sobie winni.
To co powiedział było tak absurdalne, że moje ciało zadziałało instynktownie. Parsknąłem głośno i z niemocy ułożyłem dłonie na biodrach, a mój wzrok powędrował gdzieś w bok. Na moich ustach uformował się uśmiech, jednak nie był on pozytywny. Nie w tym momencie.
- Czy ty siebie słyszysz?- zapytałem spoglądając na szatyna.- Brett jest twoim przyjacielem, a ty zachowałeś się jak ostatni dupek. Zamiast go wspierać, ty postanowiłeś się z nim kłócić.
Dylan zacisnął szczękę, a w jego oczach dostrzegłem nutkę złości. Nie przeraziło mnie to. Już nie raz stawałem naprzeciw większym rywalom więc i teraz nie zamierzam się bać.
Patrzyliśmy sobie w oczy, a z każdą kolejną sekundą atmosfera gęstniała. Myślałem, że to Dylan jest głupi, bo w końcu rzucił się na swojego przyjaciela, jednak przez to zamieszanie zapomniałem o jednej ważnej kwestii.
- Czekaj, czemu ciebie nie rusza ich relacja?- zaczął odchylając głowę w tył.
Nic nie odpowiedziałem. Po prostu patrzyłem się w jego oczy z nadzieją, że jednak nie połączy faktów. Niestety, tak się nie stało.
- Ty o wszystkim wiedziałeś.- rzucił już głośniej, a jego ton był oskarżycielski. Momentalnie zabrałem powietrza w płuca, po czym dumnie wyprostowałem głowę.
- Może i wiedziałem...ale czy to jest teraz takie ważne? Złamałeś swojemu przyjacielowi rękę! Mam ci przypomnieć, że Brett był jednym z kluczowych zawodników? Przynajmniej to cię powinno powstrzymać.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?- drążył
I wtedy nie wytrzymałem. Nawet nie kontrolowałem tego co mówię.
- A co miałem zrobić? Miałem przyjść do ciebie i powiedzieć "Cześć Dylan! Wiedziałeś, że twój przyjaciel jest gejem? Ale fajnie, co nie?!"
- Co? Co ty odwalasz?
- Co ja odwalam?!- krzyknąłem, stukając dłonią po swojej klatce piersiowej.- To pytanie powinieneś zadać sobie! To chyba oczywiste, że chciałem chronić kogoś kto ma tą samą orientację co ja, przed homofobem!
- Co? Nie jestem homofobem!
- Och tak?!- zaśmiałem się głośno.- Plotki mówią same za siebie! Już na początku mówili mi, że pobiłeś Mike'a za to, że jest gejem.
- Nie wiem kto stworzył te plotki, ale nie jestem homofobem!- warknął, przebijając się przez moje oskarżenia.
- Och tak? Zawsze gdy nazywałem cię homofobem nigdy nie zaprzeczyłeś!
- Nigdy też nie potwierdziłem!
- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć! Poza tym, zaatakowałeś Bretta po tym, jak dowiedziałeś się o jego romansie z Liamem.
Czemu ja umiem mówić?!
Dylan zamarł, a gdy wszystko sobie powoli przeanalizował, jego wkurzona mina zmieniła się w zaskoczoną.
- Oni się przespali?
- Yyy.- jęknąłem, nie wiedząc co powiedzieć.
- Dobra, nie ważne!- krzyknął po chwili szatyn wyrzucając dłonie w górę.- Tu nie chodzi o to, do czego między nimi doszło. Chodzi mi o sam fakt, że gdy ja chciałem mu pomóc ten milczał. Chciałem być dla niego wsparciem, tak samo jak on był dla mnie parę lat temu. Jesteśmy przyjaciółmi, a on zaczął się przede mną zamykać! Jak ty byś się poczuł, gdyby twój przyjaciel zaczął zamykać się w sobie i zaczął się od ciebie odcinać? To naprawdę nie fajne uczucie stać przed drzwiami, za którymi ktoś coraz bardziej pogrąża się w swoich złych myślach. Na własne oczy widziałem jak z dnia na dzień staje się coraz bardziej rozkojarzony. I mógł mówić mi, że wszystko jest okey, ale ja wiedziałem, że tak nie jest. Kurwa! Jesteśmy przyjaciółmi od tak dawna! Powinien mi zaufać!
Dylan cały czas nawijał jak najęty. Nie przerywałem mu, bo wiedziałem, że wyrzucał z siebie wszystko co leżało mu na sercu. W jakiś dziwny sposób cieszył mnie ten fakt, ponieważ trzymanie w sobie emocji jest czymś złym i bardzo męczącym. Niestety Dylan chyba zapomniał o bożym świecie i przez przypadek powiedział coś, czego bym się po nim nie spodziewał. To co powiedział sprawiło, że moje mięśnie spięły się, a zimny dreszcz rozszedł się po moim ciele.
- Poza tym, czemu miałbym być na niego zły o to, że jest gejem skoro sam nim jestem!
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
Sorry za błędy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top