22
10 tysięcy słów
Miłego czytania❤️
Perspektywa Thomasa:
- Dyl!- krzyknąłem do szatyna
Chłopak spojrzał w moją stronę, a ja szybko wskazałem zawodnika, do którego prawdopodobnie poleci piłka. Dylan spojrzał na chłopaka, po czym kiwając głową wykonał parę kroków w tył, aby znaleźć się za nim. Rozgrywka zaczęła się, a moje serce zabiło. Już po dwóch podaniach jeden z zawodników rzucił w stronę chłopaka na którego wskazałem, niestety nie udało mu się przejąć piłki. Dylan szybko podbiegł do chłopaka i w locie przejął piłkę. Zadowolony ruszyłem na miejsce, której wcześniej sobie uzgodniliśmy, po czym zerknąłem przed siebie. Plan był prosty, każdy skupi się na tym, aby przejąć piłkę od Dylana, niestety nie pomyślą, że podczas kozłowanie szatyn może przypadkowo upuścić piłkę.
Dylan stopniowo zaczął zwalniać natomiast ja przyspieszyłem. Podbiegłem od tyłu do szatyna i z rozpędu przejąłem piłkę, którą specjalnie odbił w moją stronę. Czy plan zadziałał? Cóż, okrzyk Mike'a, który jest tym razem w przeciwnej drużynie wiele zdradza.
- Barany! Za Thomasem!- krzyknął w momencie, gdy dobiegłem do kosza.
Chwyciłem piłkę w dłonie i po wykonaniu trzech kroków, rzuciłem piłką w stronę kosza. Piłka odbiła się od tarczy, po czy wykonując dwa odbicia od obręczy wpadła do środka. Zadowolony z punktu obróciłem się w tył, a spomiędzy moich ust wydobył się okrzyk zadowolenia. Nim się spostrzegłem paru z naszych podbiegło do mnie i zaczęło gratulować. Jedni zamykali mnie w krótkim objęciu, a jeszcze inni po prostu zbijali piątkę.
Byłem zadowolony i to cholernie, bo pomimo mojego lenistwa udało mi się trochę polubić ten sport. Tak swoją drogą, to wszystko dzięki pewnemu szatynowi z którym gra stała się przyjemniejsza. Tą taktykę wymyśliliśmy ostatnio z Dylanem, gdy przepychaliśmy się na starym boisku. Zrobiliśmy to przypadkowo, bo Dylan w momencie odbijania piłki trafił na kamień, który odbił ją w moją stronę. Spodobała nam się to od razu, dlatego po odpoczynku przy gwiazdach postanowiliśmy to wypróbować w praktyce.
- Koniec treningu!- zarządził trener.
Odetchnąłem z ulgą, po czym wraz z resztą zacząłem kierować się w stronę wyjścia. Niektórzy zaczęli biec, aby jak najszybciej opuścić teren szkoły, a jeszcze inni ruszyli w stronę trybun gdzie siedzieli ich znajomi. Ja też chciałem ruszyć w stronę wyjścia, jednak nagle natrafiłem wzrokiem na pewnego szatyna, który z lekkim uśmiechem kierował się w moją stronę. Na mojej twarzy momentalnie zagościł uśmiech, a powiększył się on gdy wraz z Dylanem zbiliśmy męską piątkę.
- A nie mówiłem, że to wyjdzie.- powiedziałem dumny.
Dylan odsunął się o krok, po czym powoli zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia.
- Mieliśmy farta.- stwierdził. Momentalnie zmarszczyłem brwi i mało delikatnie uderzyłem barkiem o jego bark. Chłopak będąc lekko zmęczony zachwiał się lekko, jednak szybko złapał równowagę.- Uważaj sobie.
- To ty uważaj. Właśnie obraziłeś świetną taktykę, którą razem stworzyliśmy.- odparłem unosząc teatralnie jedną rękę. Dylan pokręcił głową, po czym z rozbawieniem spojrzał w moją stronę.- No co. Jakby nie patrzeć, to nasze dziecko, a jako dobry ojciec jestem z niego dumny.
Po moich słowach Dylan zachłysnął się powietrzem, na co momentalnie wybuchnąłem śmiechem. Jestem świadomy tego jak to zabrzmiało, jednak właśnie o to mi chodziło. Lubię go denerwować.
- Chyba będę złym ojcem.- odparł klepiąc się po piersi.
Zaśmiałem się na jego słowa, po czym razem opuściliśmy teren boiska. Ruszyliśmy szerokim korytarzem w stronę szatni, a w momencie gdy mieliśmy wejść do odpowiedniego pomieszczenia na drugim końcu korytarza usłyszałem głos trenera.
- Thomas!- krzyknął swoim niskim, przerażającym głosem. Wraz z Dylanem stanęliśmy w miejscu i spojrzeliśmy w stronę mężczyzny.
- Tak?- zapytałem lekko podejrzliwie
- Przyjdź do mnie za chwilę.- poinformował, po czym nie czekając ani chwili na odpowiedź ruszył w stronę pokoju dla wuefistów.
Zdziwiony zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem na Dylana po mojej lewej stronie. Chłopak w tym samym momencie spojrzał na mnie i nie wiedząc co powiedzieć po prostu wzruszył ramionami. Zmarszczyłem brodę, po czym nadal zdziwieni weszliśmy do szatni z której dochodziły odgłosy rozmów.
- O co może mu chodzić?- zapytałem zamykając drzwi.
Dylan przeszedł przez wąski korytarz, po czym oglądając się przez ramię pokręcił głową.
- Nie wiem. Nic mi nie mówił, że mam ci coś przekazać.- odparł
Dylan usiadł na ławce, natomiast ja zająłem miejsce idealnie naprzeciwko niego. Zmarszczyłem brwi, po czym zacząłem sobie przypominać czy zrobiłem coś złego. Niestety przez zmęczenie i rozmowy jakie odbywały się w szatni stało się to trudne.
- A może chodzi o to co ci ostatnio mówiłem pod szafką.- dodał nagle Dylan.
Uniosłem głowę w górę, po czym spojrzałem na szatyna. Chłopak był podczas ściągania swoich spodenek co ani trochę nie pomogło mi w skupieniu się. Czemu? Chryste! A czy to nie oczywiste? Dylan jak na swój wiek ma ładnie umięśnione nogi co cholernie mnie kręci.
Aż wstyd to przyznać, ale tak. Ten wkurzający szatyn ma coś co mnie kręci.
Patrząc na twoją historię wyszukiwarki znaleźlibyśmy jeszcze parę innych rzeczy, które cię kręcą.
Zamknij się.
- Co mówiłeś?- zapytałem chcąc trochę opanować swoje emocje.- zmęczony jestem i co drugie słowo do mnie trafia.
Dylan uniósł jedną brew, a jego kącik ust z niewiadomych przyczyn drgnął lekko w górę. Chłopak pokręcił głową, po czym chwycił za spodnie. Tak, ubierz je jak najszybciej.
- Może chodzi o to abyś dołączył do drużyny.- wyjaśnił.
- Jeśli o to chodzi, to na pewno odmówię.- odparłem, po czym szybko chwyciłem za rąbki swojej koszulki, która w rzeczywistości należała do Dylana. Tak, nadal mu jej nie oddałem.
Szybko zacząłem się przebierać, a w międzyczasie zacząłem się zastanawiać czy naprawdę może mu chodzić o moje dołączenie do drużyny. Niestety tak jak chwilę temu, znów się rozkojarzyłem. Nie moja wina, że Dylan ma ładny brzuch.
Tylko po chuj go napina?
To wkurza bo ja nie mam mięśni, a chciałbym mieć.
Po paru minutach byłem już przebrany i spakowany. Wraz z Dylanem wstaliśmy z miejsca, po czym pokierowaliśmy się w stronę wyjścia. Miałem już otworzyć drzwi, jednak nagle usłyszałem głosy krzyk dobiegający zza płyty.
- Proszę idź na jakąś kastrację, albo wykup sobie jakiegoś chłopca do towarzystwa, bo najwyraźniej masz za dużo testosteronu!
Nie musiałem się długo zastanawiać, aby wiedzieć, kto właśnie zbliża się w naszą stronę. Kroki Theo stawały się coraz wyraźniejsze co oznaczało iż jest blisko. Nim się spostrzegłem drzwi otworzyły się, a płyta zaczęła niebezpiecznie szybko zbliżać się w moją stronę. Chłopak zapewne jest wkurzony zachowaniem Mike'a dlatego nie zwraca uwagi na to, że ktoś może stać po drugiej stronie.
Już to widzę jak rano budzę się z czerwonym guzem. Cóż, patrząc na szybkość z jaką Theo otworzył te drzwi, to cudem będzie jeśli w ogóle się obudzę.
Momentalnie wciągnąłem powietrze w płuca, po czym przygotowałem się na najgorsze. Przymknąłem instynktownie oczy, a moja szczęka zagryzła się. Sekunda... Minęła dokładnie sekunda, a do moich uszu dotarł głośny huk. Moje ciało zatrzęsło się lekko, a mięśnie spięły się, jednak o dziwo uderzenie nie nadeszło.
Lekko zdezorientowany uchyliłem jedną powiekę, po czym spojrzałem przed siebie i może wszystko byłoby okey, gdyby nie jeden mały szkopuł. Przecież ja byłem bliżej drzwi.
Dopiero po chwili zrozumiałem co jest grane, dlatego szybko spojrzałem w dół na moją talię. To dzięki Dylan'owi Theo nie uderzył mnie drzwiami, bo szybko objął mnie jedną ręką za tali i odsunął w tył.
Czułem jego umięśniony brzuch na swoich plecach i ciepły oddech przy moich uchu. Czułem jak mocno oplata mnie ręką w tali i to jak jego klatka piersiowa unosi się i opada.
Lekko zakłopotany przełknąłem ślinę i dokładnie przyjrzałem tej całej sytuacji. Teraz dopiero widzę jak nasze ciała się różnią. Jego opalona i silna ręka wygląda zdecydowanie lepiej niż mój chudy, blady, patyk.
- Theo!- krzyknął Mike, gdzieś na korytarzu.- Mam dla ciebie bardzo ciekawą ofertę pracy!
Chłopak z ogromnym uśmiechem na ustach stanąłem w progu. Mike chciał ruszyć w głąb szatni, jednak momentalnie zatrzymał się w miejscu, gdy jego wzrok spoczął na nas. Chłopak zmarszczył brwi i przekręcił głowę lekko w bok.
- Lepiej nie denerwuj tak swojego chłopaka, bo prawie walnął w nas drzwiami.- wyjaśnił szybko Dylan.
Mike przez chwilę nic nie odpowiadał i po prostu jeździł wzrokiem od Dylana, przez jego rękę ułożoną na moim brzuchu, do mojej zdezorientowanej twarzy. Dopiero po dobrych parunastu sekundach pokiwał lekko głową, a na jego twarzy zagościł cwany uśmiech.
- Postaram się robić to rozważnej.- odparł spoglądając na Dylana- A teraz przepraszam, ale idę przedyskutować z moim chłopakiem zasady pracy.- dodał cwanie.
Chłopak ruszył w głąb korytarza, natomiast Dylan zabrał dłoń z mojego brzucha. Wyprostowałem się i lekko speszony spojrzałem na Dylana.
- Ani słowa o tym, nikomu.- zagroziłem niby groźnie, jednak Dylana ani trochę to nie przestraszyło.
Cóż, patrząc na jego uśmiech śmiem twierdzić, że mój ton go rozbawił.
- Dobrze dobrze.- odparł przez lekki śmiech. Chłopak uniósł swoją dłoń, po czym bez skrępowania roztrzepał moje włosy.- Chodź już ty pechowcu.
Zmarszczyłem wrogo brwi, po czym poprawiając swoje włosy ruszyłem za szatynem. Chłopak szedł parę kroków przede mną, a ja nie wiedząc czemu zjechałem go wzrokiem. Jestem pod wrażeniem, że był w stanie mnie przesunąć. Jasne, że nie ważę z tonę, ale te sześćdziesiąt sześć kilo to i tak dużo.
- To do jutra.- powiedział zerkając przez ramię- Nie zapomnij się wyspać. Jutro zawody.- przypomniał, przez co momentalnie jęknąłem.
- Nie przypominaj bo stresujesz.- odparłem na co zaśmiał się krótko.
Dylan pokręcił rozbawiony głową, po czym ruszył w stronę wyjścia. Ja natomiast pokierowałem się w stronę kantorka. Poprawiłem plecak na ramieniu i pukając dwa razy w framugę przekroczyłem próg pomieszczenia. Mój wzrok momentalnie spoczął na mężczyźnie, który zapisywał coś w swoim zeszycie.
- Usiądź.- powiedział wskazując na krzesło przed biurkiem.
Mężczyzna nawet nie spojrzał na mnie, a ja nie chcąc przedłużać po prostu wykonałem jego polecenie. Usiadłem na twardym krześle, po czym spojrzałem na ścianę przede mną. Cała jak w wielu innych szkołach, była wypełniona pucharami, mniejszymi i tymi większymi. To raczej normalne, jednak w tej ściance z nagrodami, było coś co przykuło moją uwagę. Wszystkie puchary miały jakiś nadruk, za co i w jakich latach zostały zdobyte. Jednak z tego co zauważyłem nie było tu żadnego pucharu, z tym i poprzednim rokiem.
Zmarszczyłem brwi, a w tym samym czasie usłyszałem głośne westchnięcie nauczyciela. Oderwałem wzrok od ścianki, po czym spojrzałem w lewo. Mężczyzna zamknął zeszyt, po czym zaplatając dłonie spojrzał na moją osobę.
- Wołał mnie pan.- zacząłem.
- Tak. Nie będę za bardzo rozwijać swojej wypowiedzi dlatego przejdę do konkretów, aby nie tracić naszego czasu. Zapewne spieszysz się do domu.- powiedział na co kiwnąłem głową.- Zauważyłem, że masz dar do obserwacji zachowań innych na boisku. Mimo iż nie jesteś wysportowany to bardzo doceniam twoją umiejętność...
Ała?
- Mam dla ciebie propozycję. Dołącz do naszej drużyny.- dodał poważnym tonem.
Momentalnie zagryzłem dolną wargę, a po moich plecach przeszły dreszcze. W ciszy patrzyłem na mężczyznę, który z anielską cierpliwością oczekiwał mojej odpowiedzi. Tak wiem, że już wcześniej prosił Dylana o to aby mnie o to zapytał, jednak usłyszenie tego od samego trenera, jest czymś innym. Nigdy nie spodziewałem się, że mogę być chciany w takim kontekście. Mile drażni to moje ego, jednak moja odpowiedź jest taka jak wcześniej.
- Dziękuję, ale muszę odmówić. Niedługo mamy zawody na najlepszy obraz i chce się skupić na malarstwie.- odparłem pewnie.
I taka była prawda, choć trochę skłamałem. Tak, mamy zawody na najlepszy obraz, jednak nie biorę w nim udziału. Wiem jak bardzo zależy na tym Liam'owi dlatego zostawię to jemu.
Mężczyzna po moich słowach zabrał większy wdech, po czym odchylając się w tył, spojrzał na mnie lekko podejrzliwym wzrokiem. Nie wiem o co mu chodziło, ale z każdą chwilą ten facet przeraża jeszcze bardziej.
- Dobrze.- zaczął spokojnie.- Nie będę cię przekonywać, ale jeśli zmienisz zdanie to zapraszam. Możesz już iść.
Kiwnąłem mu głową, po czym powoli wstałem z krzesła. Mężczyzna obserwował mój każdy krok, co nie było przyjemnym doświadczeniem. Na lekko wiotkich nogach opuściłem pomieszczenie, po czym ruszyłem w stronę wyjścia.
Ten facet jest naprawdę dziwny.
Resztę drogi do domu spędziłem z słuchawkami w uszach, słuchając starej piosenki, blue hotel chris'a isaaka. Nie mam pojęcia jak to działa, ale zawsze gdy słucham muzyki czas płynie szybciej, a droga wydaje się krótsza.
Tak swoją drogą. Niestety dziś nie pożegnałem się z Liamem i Stilesem ponieważ o dziwo nie było ich już w szkole. W sumie brak Stiles'a na zajęciach mnie nie dziwi, ale Liam? Od razu zorientowałem się, że nie ma blondyna, bo nigdzie nie mogłem odnaleźć jego SUV-a
Westchnąłem ciężko, po czym ściągając słuchawki włożyłem je do pudełka. Lubię te bezprzewodowe słuchawki bo nie mają się jak zaplątać, jednak fakt iż trzeba je ładować cholernie mnie wkurza. Może i tamte się plątały, jednak nie zawodziły po paru godzinach. Po schowaniu słuchawek do kieszeni, spojrzałem przed siebie na nasz podjazd. Moje brwi zmarszczyły się lekko, bo oprócz auta moich rodziców, dostrzegłem też jeszcze jedno. Czarny Mercedes z nadwoziem typu sedan.
Ktoś jest u nas?
Momentalnie przyspieszyłem i już po paru chwilach znalazłem się przed drzwiami. Po cichu wszedłem do środka, po czym delikatnie ściągając z siebie buty i kurtkę ruszyłem w głąb korytarza. W salonie usłyszałem jakieś szmery dlatego bez chwili namysłu stanąłem w progu pomieszczenia. Spojrzałem na narożnik, a moim oczom ukazała się bardzo obrzydliwa scena.
Na narożniku znajdował się mój ojciec, natomiast na jego kolanach w rozkroku siedziała szczupła blondynka zwana inaczej moją matką. Para całowała się bez opamiętania i zapewne nie byli świadomi tego, iż ich syn patrzy na nich z lekkim dystansem.
Miałem się już odezwać aby się opamiętali, jednak nagle do głowy naszedł mnie zabawny plan. Chciałem ich wystraszyć i uświadomić, że posiadanie dziecka było złym pomysłem.
Najciszej jak tylko potrafiłem podszedłem do rodziców, po czym siadając bokiem na oparciu kanapy, spojrzałem na nich z góry. Zaplątałem dłonie na piersi, po czym pokręciłem zrezygnowany głową.
- Ale rodzeństwa mi nie szykujecie, co nie?- zapytałem głośniejszym tonem.
Para jak poparzona odskoczyła od siebie, po czym z przerażeniem spojrzeli w moją stronę. Ich miny były bezcenne, dlatego na moich ustach momentalnie zagościł szeroki uśmiech.
- Thomas!- pisnęła moja mama, po czym mało delikatnie uderzyła mnie w biodro. Zaśmiałem się na jej gest, bo ta kobieta ma mniej siły niż ja.- Myślałam, że będziesz później.- dodała, po czym poprawiając swoją bluzkę zeszła z kolan ojca na kanapę.
- I tak byłem dziś później, bo miałem krótką rozmowę z nauczycielem wuefu.- odparłem, po czym spojrzałem na mojego ojca, który był rozbawiony tą całą sytuacją.- A tobie nie wstyd tak dobierać się do swojej żony mając gościa w domu?- dopytałem.
Tata po moich słowach zmarszczył brwi, a po jego rozbawieniu nie było ani śladu. Blondyn spojrzał w moją stronę, po czym posłał mi pytające spojrzenie.
- Jakiego gościa?- dopytał.
I tym razem, to ja zgłupiałem. Moi rodzice nie wyglądali jakby wiedzieli o aucie które jest zaparkowane na naszym pojeździe.
- No...chodzi mi o auto. Tego Mercedesa. Kogo to jest?- dopytałem wskazując na okno za którym widniał nasz ganek.
I dopiero po tych słowach moi rodzice jakby dostali olśnienia. Na ich twarzach momentalnie zagościło zrozumienie, a mama na dodatek zrobiła głuche "aaa". Oboje spojrzeli na siebie i bez słowa kiwnęli głową. Byłem zdezorientowany i miałem wrażenie, że ta dwójka wyćwiczyła jakąś zdolność do komunikowania się telepatycznie. Mama i tata wstali z kanapy, po czym okrążając ją pokierowali się w moją stronę. Oboje stanęli, przede mną, po czym z ogromnym uśmiechem na ustach spojrzeli na mnie z góry. Dalej siedziałem na oparciu kanapy i z lekką dezorientacją patrzyłem na ludzi, którzy mnie stworzyli.
- Powiem wam tak.- zacząłem wyciągając dłonie w ich stronę.- albo bierzecie za dużo albo musicie zmienić dilera.- zażartowałem
Całe szczęście tym razem ten żart przeszedł bez większego echa. Normalnie tata dałby mi trzydziesto minutowy wykład o tym, jak nie szanuje ludzi którzy biorą.
- Synku.- zaczął ojciec, po czym obejmując swoją żoną w tali posłał mi lekki uśmiech.- Ostatnio gdy byliśmy kupić twojej mamie torebkę.
- I płaszcz, buty, szal i rękawiczki.- dodałem co mama skwitowała to przewróceniem oczu, a tata lekkim grymasem bólu.
- Nadal boli.- wyszeptał z nadzieję, że mama nie usłyszy. Niestety usłyszała, a odwdzięczyła się mu szybko. Kobieta uderzyła swojego męża łokciem w brzuch, na co zwinął się lekko.
- Bo mi zaraz paznokcie nie będą pasować.- dodała
Przewróciłem na to oczami, po czym zabierając większy wdech odbiłem się od kanapy. Jak dalej tak pójdzie, to zaraz zaczną się wykłócać i nie dowiem się co chcieli mi powiedzieć.
- To może przejdźmy do konkretów.- wtrąciłem.- kogo to auto i o co chodzi.
I to przywołało ich na ziemię. Mama i tata spojrzeli na mnie po czym posłali mi lekki uśmiech.
- Kochanie.- zaczęła moja mama, po czym chwyciła mnie za ręką.- nasza przeprowadzka wyszła o wiele taniej niż zakładaliśmy, dlatego ostatnio wraz z tatą oprócz szukania mi nowej torebki postanowiliśmy poszukać ci auta.
Gdy sens jej słów dotarł do mnie, momentalnie rozszerzyłem oczy. Nie...ja chyba śnie. Czy ja dobrze słyszę i rozumiem? Rodzice kupili mi auto?!
- Ten czarny Mercedes.- zacząłem lekko speszonym głosem, jednak ten mały uśmiech i tak uformował się na moich ustach.
- Jest twój.- dokończył ojciec
I wtedy nie wytrzymałem. Nim się spostrzegłem z głośnym okrzykiem rzuciłem się na rodziców i z całej siły przytuliłem ich.
- Kocham was!- krzyknąłem nie potrafiąc opanować swoich emocji. Moje nogi nawet parę razy podskoczyły co tylko wywołało śmiech moich rodziców
- Szkoda, że tylko w takich sytuacjach nam to mówisz.- powiedziała moja mama przez śmiech. Momentalnie przewróciłem na to oczami, po czym oderwałem się od nich na długość ramion.
- To gdzie są klucze?- zapytałem podekscytowany.
Mój tata momentalnie westchnął ciężko, po czym sięgnął do kieszeni spodni. Powoli podniósł dłoń na wysokość mojej głowy, a już po chwili moim oczom ukazał się kluczyk z zawieszką znaczku Mercedesa. Chciałem go już chwycić i udać się na małą przejażdżkę, jednak moje plany szybko pokrzyżowała pewna drobna blondyna. Nim zdążyłem zbliżyć dłoń do kluczyków, mama wyrwała kluczyk z dłoni ojca, po czym schowała go do kieszeni spodni.
- Ej!- krzyknąłem spoglądając na mamę.- Chciałem wypróbować go.
- I wypróbujesz.- kiwnęła głową, po czym robiąc krok w bok wskazała na stół za nią.- Ale najpierw obiad.
Momentalnie zagryzłem dolną wargę. Chciałem jak najszybciej przejechać się tym autem, a wiedziałem, że dyskusja z tą kobietą nie wchodzi w grę. Z nią się nie da wygrać. Zrezygnowany spojrzałem na tatę, jednak widząc jak kręci głową zrozumiałem, że i on nic nie wskóra.
- No dobra.- powiedziałem, po czym szybko ruszyłem w stronę stołu.
*******
- Tak wiem.- powiedziałem już setny raz.
Zawiązałem buty, po czym wstając spojrzałem na moich rodziców. Mój tata był niewzruszony, natomiast mama patrzyła na mnie z lekką niepewnością. Westchnąłem na to, po czym sięgnąłem po katanę z białym puszkiem w środku.
- I nie zapomnij zapiąć pasów.- dodała
- Tak wiem.
- I pamiętaj, że na czerwonym się zatrzymujesz.
- Tak wiem.
- i pamiętaj...
- Mamo.- przerwałem jej. Poprawiłem katanę, po czym z lekkim uśmiechem spojrzałem na kobietę.- To spokojne miasteczko. Jadę tylko po znajomych aby wypróbować auto. Nie będę się ścigać spokojnie.- zapewniłem
- No ja mam nadzieję. Z pracy mi od razu zadzwonią, jak zobaczą, że moje nazwisko pojawiło się w kartach.- powiedział groźnie mój ojciec.
- A to jest kolejny powód aby jeździć przepisowo. Nie chcę cię odwiedzać w pracy w ten sposób.- zauważyłem, a kącik ust ojca uniósł się lekko w górę.- To ja lecę
- Szerokiej drogi kochanie.- powiedziała mama
Uniosłem dłoń w podziękowaniu, po czym bez chwili namysłu ruszyłem w stronę podjazdy. Uniosłem głowę, a moim oczom ukazał się piękny czarny Mercedes klasy s. Jego lakier lśnił co oznaczało iż niedawno był na myjni. Auto było piękne i aż łezka mi się w oku zakręciła na myśl, iż zaraz będę prowadzić to auto.
Po paru dłuższych chwilach przyglądania się tej bestii, w końcu postanowiłem wejść do środka. Zamknąłem drzwi, po czym przyjrzałem się wnętrzu. Skórzane fotele były koloru czarnego natomiast sam kokpit i podłokietnik beżowy. Normalnie nigdy nie połączył bym tych kolorów, jednak w tym aucie wyglądało to po prostu bosko. W sumie, całe to auto było świetne, a fakt iż posiada dotykowy pulpit dodaje temu wnętrzu charakteru.
Chciałem jak najszybciej pochwalić się tym autem znajomym dlatego bez chwili namysłu wyciągnąłem telefon i wybrałem pierwszy lepszy numer. Spojrzałem na ekran, a gdy zobaczyłem, że dzwonię do Stiles'a uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
Przyłożyłem telefon do ucha, po czym z podekscytowaniem czekałem, aż odbierze.
- Tak?- zapytał odbierając telefon.
- Stiles ubieraj się! Zaraz po ciebie będę i jedziemy pozwiedzać miasto!- krzyknąłem nie mogąc wytrzymać, a w odpowiedzi usłyszałem śmiech szatyna
- A co to za okazja?- Zapytał
- Stary nie uwierzysz. Dostałem auto!- krzyknąłem uradowany.- Zadzwonię jeszcze do Liama i Theo- dodałem
Niestety po drugiej stronie słuchawki nastała cisza. Z lekkim podekscytowaniem czekałem na odpowiedź Stiles'a, jednak ta nie nadchodziła. Zdziwiony zmarszczyłem brwi, po czym oderwałem telefon od ucha, aby spojrzeć czy przypadkowo się nie rozłączyłem.
- Stiles. Jesteś tam?- zapytałem widząc, że dalej jesteśmy połączeni
- Jestem jestem.- odparł wzdychając.
- Co ty taki zmarnowany? Źle się czujesz?- dopytałem ponieważ jego głos nie był już tak wesoły jak zawsze.
- Nie. Po prostu nie jestem przekonany co do tego spotkania.- wyjaśnił wzdychając.
- Czemu?- zapytałem zaciekawiony. Byłem jeszcze bardziej zdezorientowany ponieważ w szkole nie wyglądał źle i nawet udało mu się jakoś pozbierać po odrzuceniu.
- Ponieważ pokłóciłem się z Liamem i wątpię, aby chciał mnie widzieć. Jak chcesz to napisz do niego, ja sobie dziś odpuszczę.- wyjaśnił chrypkim głosem.
W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem, bo to co powiedział Stiles było mało prawdopodobne. Jestem niemal w stu procentach pewny, że przez moje zmęczenie połączone z nadmierną ekscytacją mój mózg stworzył coś na kształt halucynacji głosowych. Przecież to nie możliwe, aby Liam i Stiles się pokłócili. W szkole było wszystko dobrze. Nawet dużo żartowali.
- Jak to się pokłóciliście? O co?- zapytałem opadając na fotel.
- Powiedziałem mu, że wypisuje się z kółka. Wiesz czemu.- zaczął zmęczonym głosem.- Liam próbował mnie przekonać abym nie odchodzi i co chwilę pytał o powód. Nie chciałem mu powiedzieć, bo nie czuje się na siłach aby się otworzyć. Liam się wkurzył i powiedział parę niemiłych słów. Coś, że nie traktuje ich przyjaźni poważnie.- wyjaśnił.
Pomiędzy nami zapanowała cisza, a moje powieki co chwilę mrugały. Kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć, ponieważ nie sądziłem, że sytuacja może być, aż tak poważna.
Chciałem już powiedzieć, że niedługo mu przejdzie i zrozumie, jednak nagle coś sobie przypomniałem. Liam ma problem do Stiles'a o to, że nie chciał się przed nim otworzyć...ale blondyn nie jest lepszy. Liam mu nie powiedział o jego dwóch adoratorach.
- Stiles.- zacząłem lekko wkurzonym głosem.- Jesteś sam w domu?
- Nie. Dylan jest i tata, ale zaraz wychodzi do pracy.- powiedział, a w jego głosie mogłem wyczuć lekką nutkę zdziwienia.- Czemu pytasz?
- Zaraz będę.- odparłem, po czym bez chwili namysłu rozłączyłem się.- Nie no nie wytrzymam.
Szybko włożyłem kluczyk do stacyjki, po czym spuszczając ręczny wyjechałem spod posesji. Jazda tym autem nie szła mi tak źle, co lekko mnie zdziwiło. Przecież miałem małą przerwę i nie jestem przyzwyczajony do tego sprzęgła.
Kolejne pięć minut spędziłem nad układaniem przemowy, którą niedługo wygłoszę. Co chwilę do głowy przychodziły mi nowe brzydkie epitety, które co jakiś czas niekontrolowanie wypadały z moich ust. W końcu po paru długich chwilach zaparkowałem pod domem i niemal wyskoczyłem z auta. Nawet go nie zamykałem, bo nie ma sensu.
Podbiegłem do drzwi i szybko nacisnąłem dzwonek. Do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk, a w tym samym czasie moja prawa noga zaczęła wybijać nierówny rytm. Całe szczęście nie czekałem długo, bo już po paru sekundach drzwi zaczęły otwierać się. Spojrzałem przed siebie na osobę która mi otworzyła, a widząc blondyna moją nogą zaczęła wybijać szybszy rytm. Liam spojrzał na mnie a na jego twarzy momentalnie zagościł lekki uśmiech
- Thomas, co tu ro...
- Ubieraj się.- przerwałem
Chłopak nie ukrywał swojej dezorientacji, ale czemu się dziwić. On jeszcze nie wie co mam w planach. Liam zmarszczył brwi, po czym przechylił głowę lekko w prawo.
- Co?
- No ubieraj się. Jedziemy gdzieś.- powiedziałem głosem nieznającym sprzeciwu.
Liam po moich słowach wydawał się jeszcze bardziej zdezorientowany, jednak bez chwili namysłu kiwnął głową. Blondyn cofnął się do garderoby, po czym szybko wsunął buty na nogi. Chłopak ruszył w moją stronę, a po drodze sięgnął jeszcze swoją kurtkę.
- O co chodzi?- zapytał wychodząc z domu. Jego brwi były zmarszczone co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dalej niczego się nie domyśla.
- Zaraz się przekonasz. A teraz chodź.- powiedziałem, po czym wkładając dłonie do kieszenie kurtki, ruszyłem w stronę furtki.
Czułem na swoich plecach jego zdziwione spojrzenie, jednak nie miałem zamiaru się zatrzymywać. Podszedłem do auta, po czym bez namysłu wsiadłem do środka. Liam dopiero po paru chwilach otworzył drzwi pasażera i zajął miejsce obok mnie. Chłopak zamknął drzwi, po czym zapinając pasy spojrzał w moją stronę.
- Dobra. Zanim znów zacznę dziwić się twoim zachowaniem muszę zadać ci pytanie.- zaczął poważnym tonem, po czym spojrzał na kokpit.- Skąd ty masz tą perełkę!- Dodał z nadmierną ekscytacją.
- Zanim znów zacznę być tajemniczy odpowiem ci.- odparłem elokwentnie- Od rodziców dostałem. Co nie, że piękny?!- dodałem jeżdżąc dłonią po kierownicy.
Wiem, zachowałem się jak dziecko, jednak nie jest mi głupio. No bo ludzie! Tu chodzi o auto!
Szybko opanowałem swoje emocje, po czym odpaliłem silnik. Włączyłem się do ruchu i z pamięć ruszyłem w stronę domu Stiles'a. Tak, mam zamiar przywieźć tam Liama, aby ta dwójka poważnie sobie porozmawiała. To już czas na ujawnienie sekretów.
- Gdzie jedziemy?- zapytał
- Nie bądź taki ciekawski. Nie słyszałeś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?- zapytałem. Zmieniłem bieg, po czym zerknąłem na blondyna. Wydawał się być lekko zaniepokojony.
Po paru długich chwilach, w końcu wjechaliśmy na dobrze znane nam osiedle. O tej godzinie słońce zaczęło powoli zachodzić, jednak coś czuję, że blondyn nawet o zmroku rozpoznał by to miejsce.
- O nie.- wyszeptał w momencie, gdy podjeżdżałem pod dom państwa O'Brien
Samochód Pana Patricka nadal stał na podjeździe co oznaczało, że jeszcze nie pojechał do pracy. Nie myśląc długo zaparkowałem pod dom, po czym gasząc silnik spojrzałem na Liama. Chłopak był spięty i z lekkim dystansem patrzył na dom po prawej stronie.
- Stiles ci mówił, że mamy małą sprzeczkę?- zapytał.
- Tak, a teraz idziemy tam razem aby wyjaśnić parę spraw.- odparłem.
- Ale..- zaczął z lekkim dystansem.
Niestety to było ostatnie co usłyszałem, ponieważ szybko otworzyłem drzwi i wysiadłem z auta. Nie chciałem się z nim targować. Oni muszą się teraz spotkać i szczerze porozmawiać. Jak przyjaciele.
Liam chwilę później opuścił auto, a ja zamknąłem je na kluczyk. Nasz wzrok skrzyżował się, jednak nie na długo. Uśmiechnąłem się lekko, niestety blondyn nie odpowiedział mi tym samym. Szybko puściłem to w niepamięć i nim zdążył cokolwiek powiedzieć ruszyłem w stronę furtki.
Liam chyba wyczuł, że nie ma już wyjścia więc z lekką niechęcią podążał za mną.
- Czarno to widzę.- wyszeptał gdzieś za mną. Stanęliśmy przed drzwiami, a ja spojrzałem na blondyna, który po chwili stanął obok mnie.
- A ja czuję, że dzisiejszy dzień, będzie dniem przełomowym.- odparłem po czym bez chwili namysłu kliknąłem w dzwonek.
Za drzwiami rozniósł się odgłos dzwonka, a ja z lekkim uśmiechem czekałem na to, aż ktoś otworzy drzwi. W końcu po paru długich chwilach, drewniana płyta zaczęła się otwierać, a ja uniosłem wzrok na osobę przed nami. Był to Pan Patrick, który zaraz ma wyjść do pracy. Mężczyzna ubrany był już w swój mundur, a przez rękę miał przewieszoną policyjną marynarkę. Gdy tylko nas zobaczył na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
- Dzień dobry, jest Stiles?- zapytałem z ogromnym uśmiechem
Mężczyzna kiwnął głową, po czym zrobił krok w bok.
- Tak, jest u siebie w pokój. Liam, znasz drogę.- odparł, a ręką wykonał gest zapraszający nas do środka.
Spojrzałem na Liama, po czym kiwnąłem głową w stronę wejścia. Liam przełknął ślinę, po czym spojrzał na Pana Patricka, który patrzył na nas z lekkim zaciskaniem. Zapewne wyczuł tą dziwną atmosferę i teraz próbuje zrozumieć o co nam chodzi.
- Wchodzicie czy mam go zawołać?- zapytał zerkając to na mnie to na Liama.
- Wchodzimy, wchodzimy.- pospieszyłem.
Szybko chwyciłem Liama za ramię, po czym siłą wciągnąłem do środka. Minęliśmy zdezorientowanego ojca bliźniaków, po czym stanęliśmy w przedpokoju, aby ściągnąć buty.
Gdy pozbyliśmy się obuwia ruszyliśmy w stronę schodów. Nadal czułem na sobie zaciekawione spojrzenie Pana Patricka, jednak nie przejąłem się tym. Niemalże wbiegliśmy po schodach, a gdy znaleźliśmy się do góry spojrzałem na Liama za mną. Chłopak nie wydawał się być zadowolony, jednak nie było innego wyjścia. Obaj mają przed sobą tajemnice, które muszą sobie wyjawić, bo inaczej nie będą mogli sobie nawzajem pomóc.
Gdy Stiles zaczął ukrywać swoje uczucia przed panem Derekiem, bojąc się odrzucenia przez społeczeństwo, nieświadomie ukrył je też przed Liamem, który w takiej sytuacji stał się ślepy na ból szatyna. Liam też nie jest lepszy. Sam ukrył przed Stilesem swoje małe rozterki w nadziei, że same się rozwiążą.
- Chodź.- powiedziałem chwytając blondyna za nadgarstek.
Podeszliśmy do pokoju Stiles'a, po czym bez pukania otworzyliśmy drzwi. Weszliśmy do środka, a nasz wzrok momentalnie spoczął na jego łóżku. Stiles leżał tam na plecach, a w uszach miał słuchawki. Jego mina była pozbawiona jakichkolwiek emocji co ani trochę do niego nie pasowało. Chłopak dopiero po chwili zorientował się, że ktoś jest u niego w pokoju, więc szybko zerknął w stronę drzwi. Momentalnie uniósł się na łokciach, po czym podpierając się dłońmi o łóżko wstał do siadu. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, jednak nie było ono spowodowane moją nagłą wizytą, a obecnością pewnego blondyna. Chłopak szybko przeniósł swoje nogi na podłogę, po czym wstał z łóżka.
- Co tu robicie?- zapytał zdezorientowany.
Zamknąłem za nami drzwi, a w pomieszczeniu zapanowała cisza. Czułem całym sobą tą napiętą atmosferę, która z sekundy na sekundę rosła w siłę.
Puściłem nadgarstek Liama, po czym czując na sobie ich wzrok pokierowałem się do biurka po drugiej stronie pokoju. Gdy już znalazłem się na miejscu obróciłem się przodem do chłopaków, po czym zaplatając dłonie na piersi oparłem się o biurko. Skakałem wzrokiem od Liama do Stiles'a, którzy z lekkim dystansem patrzyli na moją osobę. Wiedziałem, że żaden z nich nie zacznie pierwszy rozmowy, dlatego ja postanowiłem wykonać pierwszy ruch.
- Czyli chcecie mi powiedzieć, że się pokłóciliście.- zacząłem, po czym złączyłem usta w wąską linię.
Jako pierwszy zareagował Stiles, który tylko zerknął na Liama i spuścił swój wzrok. Jego dłonie zacisnęły się tak samo jak usta. Liam dopiero po chwili spojrzał na Stiles'a, którego wzrok w tamtym momencie spoczywał gdzieś na podłodze. Blondyn oderwał od niego spojrzenie i zerknął w moją stronę.
- Stiles mówił mi coś, że poszło o tajemnice, której nie chciał ci wyjawić.- dodałem, na co blondyn kiwnął głową.- Stiles- zawołałem
Szatyn oderwał swój wzrok z podłogi, po czym przeniósł go na mnie.
- Nie uważasz, że to dobry moment na porozmawianie z Liamem i wyjaśnienie mu parę rzeczy. To twój przyjaciel i na pewno zrozumie.- powiedziałem odbijając się od biurka, po czym wykonałem dwa kroki w przód.
- Czemu mówisz tak, jakbyś wiedział o wszystkim?- zapytał nagle Liam. Mój wzrok momentalnie przeniósł się na zdezorientowanego blondyna.
- Cóż... powiedzmy, że Stiles ostatnio mi się wyżalił.- odparłem szczerze. Wiedziałem, że ta informacja wzbudzi w Liamie mieszane emocje. W końcu jego przyjaciel wyżalił się niedawno poznanemu chłopakowi, a nie wieloletniemu przyjacielowi.
- Ale przecież...- zaczął lekko wkurzonym głosem spoglądając na Stiles'a.
Cóż...nie dałem mu dokończyć.
- Hej hej hej hej!- zawołałem unosząc prawą dłoń. Wykonałem parę kroków w stronę Liama, a na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Blondyn przerwał zdanie, po czym z tym samym wyrazem twarzy co wcześniej, spojrzał na moją osobę.- Zanim zaczniesz na niego najeżdżać odpowiedz sobie na jedno pytanie. U kogo ostatnio byłeś, aby wyrzucić z siebie swoje rozterki?- zapytałem
Mina Liama momentalnie zrzedła. Po jego wkurzeniu nie było ani śladu, bo chłopak właśnie ogarnął, jak bardzo spartaczył sprawę. Liam spojrzał przed siebie na zdezorientowanego Stiles'a, po czym posłał mu przeprosinowe spojrzenie.
- Chyba musicie poważnie porozmawiać.- wyszeptałem z lekkim uśmiechem. Obaj momentalnie zetknęli w moją stronę po czym kiwnęli głową.- Zostawię was samych- dodałem po czym bez chwili namysłu ruszyłem w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?- dopytał Stiles
Na jego pytanie niekontrolowanie uśmiechnąłem się pod nosem. Spokojnie podszedłem do drzwi, po czym chwytając za klamkę spojrzałem na zaciekawionych chłopaków.
- Jak to gdzie. Idę powkurzać twojego brata.- odparłem z zawadiackim uśmiechem.
Nie czekając na ich odpowiedź szybko nacisnąłem na klamkę i opuściłem pomieszczenie. Momentalnie ruszyłem w stronę pokoju Dylana, a już po chwili znalazłem się przed jego drzwiami. Czy dobrze zrobiłem zostawiając ich tam samych? Moim zdaniem tak. Stiles i Liam mają sobie dużo do powiedzenia, a to co nawzajem usłyszą, może nimi nieźle wstrząsnąć. Lepiej żeby nie stresowali się obecnością osoby trzeciej.
No ale to już pozostawiam im. Ja mam teraz inne plany. Czas na małą zabawę.
Z ogromnym uśmiechem na ustach wyciągnąłem dłoń do klamki, po czym nie pukając wparowałem do środka. Stanąłem przed drzwiami, a mój wzrok momentalnie spoczął na łóżku szatyna. Tak jak myślałem Dylan siedział na nim opierając się o zagłówek, a na nogach miał laptopa, z którego wydobywały się odgłosy filmu. Chłopak z opóźnionym refleksem zatrzymał film i spojrzał w moją stronę.
Jego mina w tym momencie była bezcenna. Chłopak zmarszczył brwi w niezrozumieniu, jednak jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Chłopak nie spodziewał się mojej wizyty i to było w tym najpiękniejsze.
Zamknąłem za sobą drzwi, po czym ułożyłem dłonie na biodrach.
- Co ty...
- Wiem, że o mnie myślałeś kochanie, dlatego jestem.- zażartowałem
Dylan dalej patrzył na mnie z niedowierzaniem, jednak spomiędzy jego ust wydobył się cichy śmiech. Momentalnie ruszyłem w stronę szatyna, a gdy znalazłem się w odpowiedniej odległości skoczyłem na łóżko. Wylądowałem brzuchem na materacu, więc szybko poprawiłem swoją pozycję. Podparłem się na łokciu, po czym spojrzałem na laptop szatyna. Film był zatrzymany więc szybko się rozgościłem i kliknąłem w spację, aby puścić film.
Czułem na sobie jego zaciekawiony wzrok, co ani trochę mnie nie dziwiło. W końcu wątpię, aby spodziewał się mojej wizyty o tak później porze.
- Co ty tu robisz?- zapytał nie ukrywając zdziwienia. oderwałem swój wzrok od ekranu, po czym uniosłem głowę lekko w górę, aby spojrzeć na twarz szatyna. Dylan patrzył na mnie z zaciekawieniem, a jego kącik ust był lekko uniesiony.
- Stiles i Liam mają poważną rozmowę więc stwierdziłem, że przyjdę cię trochę powkurzać.- odparłem wymijająco, patrząc głęboko w jego oczy.
Dylan skrzywił się nieznacznie, po czym odchylił głowę lekko w tył. Chłopak spojrzał gdzieś za mnie w przestrzeń, jakby zaczął się nad czymś zastanawiać, a po chwili znów spuścił wzrok.
- Jaką poważną rozmowę?- dopytał
I wtedy zrozumiałem jaką głupotę zrobiłem, bo to oczywiste, że Dylan jako brat będzie ciekawski. Momentalnie odchrzaknąłem przykładając zaciśniętą dłoń do buzi, po czym jak gdyby nigdy nic spojrzałem na ekran. Czułem jego spojrzenie i wiedziałem, że prędzej czy później, będę zmuszony odpowiedzieć na jego pytanie.
- Takie tam przyjacielskie sprawy.- odparłem wzruszając ramionami.
- I ciebie wyrzucili?- dopytał. Momentalnie zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego jak na wariata. Dylan zdziwił się moją reakcją więc i on zmarszczył brwi.
- Co?
- Co, co?
- No czemu niby miałbym tam siedzieć? To ich sprawy i muszą pogadać sami.- wyjaśniłem, na co uniósł brwi w górę.
Przez pierwsze parę sekund toczyliśmy walkę na spojrzenia i żaden z nas nie chciał dać za wygraną. Patrzyłem prosto w jego piwne tęczówki, a po moim ciele rozeszły się dziwne dreszcze. Dylan ma bardzo ładne oczy, a z każdą kolejną chwilą jego spojrzenie stawało się intensywniejsze. Dopiero głośniejsza scena w filmie wyrwała nas z tego transu. Dylan ostatni raz zjechał moją twarz wzrokiem, po czym głośno wzdychając spojrzał na film. I ja oderwałem od nie wzrok, a moja szyja lekko zabolała, od chwilowego zastania.
- Myślałem, że jak jesteście przyjaciółmi to też możesz być.- wyjaśnił
I wtedy poczułem sie dziwnie, bo może i lubię Liama i Stiles'a, ale nigdy bym nie pomyślał, że mogą traktować mnie jak przyjaciela. Oczywiście nie potwierdzili ani nie zaprzeczyli, jednak miło by było, gdyby tak o mnie myśleli
Nigdy nie miałem takiego prawdziwego przyjaciela. Od zawsze idę sam przez życie i może mam kochających rodziców, jednak nigdy nie miałem osoby, której mogę się wyżalić.
Cóż....do niedawna myślałem, że taka osobą jest Lucas, jednak sparzyłem się na tej znajomości.
- To ich sprawy, a to czy zostanę czy wyjdę, było tylko i wyłącznie moją decyzją.- odparłem
Między nami zapanowała cisza i normalnie uznał bym, że Dylan dał za wygraną i po prostu wrócił do filmu. Niestety tak nie było, a dowodem na to był jego intensywny wzrok na mojej osobie.
- Przyznaj się, że chciałeś spędzić ze mną trochę czasu.- powiedział pewnie, a w jego głosie wyczułem nutkę rozbawienia.
Z anielskim spokojem, powoli obróciłem głowę w jego stronę, po czym spojrzałem na szatyna. Chłopak wydawał się być rozbawiony, co ani trochę nie opanowało mojego lekkiego wkurzenie. Momentalnie uniosłem dłoń w górę, po czym uderzyłem w jego ramię. Nie jestem jakiś silny, więc moje działanie, jeszcze bardziej rozbawiło Dylana.
- Och tak, oczywiście! Lecę na ciebie więc szukam wymówki, aby się z tobą spotkać!- krzyknąłem wyrzucając dłoń w górę.- Szczególnie po tym, jak mnie potraktowałeś na naszym pierwszym spotkaniu.
- Ale ty pamiętliwy.- przewrócił oczami, jednak ten mały uśmiech i tak błądził na jego twarzy.- A poza tym ty nie byłeś lepszy. Pamiętasz jak upozorowałeś mój napad na ciebie? To z patelnią- przypomniał.- Albo jak wbiłeś nam na środek boiska podczas gry? Albo jak specjalnie zacząłeś mnie wkurzać tylko po to, aby dyrektor myślał, że cię atakuje?
Momentalnie złączyłem usta w wąską linię i delikatnie zwęziłem brwi. Chłopak patrzył na mnie z uniesioną brwią, jakby wiedział, że wygrał tą wojnę. Poczułem lekką nostalgię na te wspomnienia, a z perspektywy czasu, te sytuację wydają się być zabawne.
Odchrzaknąłem, po czym uniosłem lekko głowę, aby ukazać swoje niewzruszenie. Ja już wiedziałem co mu odpowiem. Spojrzałem głęboko w jego oczy, a na mojej twarzy uformował się lekki uśmiech.
- Ale ty pamiętliwy.- sparodiowałem chłopaka, kręcąc lekko głową.
Chłopak nic nie odpowiedział, a zamiast tego, po prostu zaczął dokładnie przyglądać się mojej twarzy. Było to dziwne do tego stopnia, że przez moje ciało przeszły delikatne dreszcze, a na przedramionach poczułem delikatną gęsią skórkę. On nigdy tak na mnie nie patrzył, co trochę mnie zaniepokoiło.
- Wiesz co.- zaczął, po czym delikatnie przechylił głowę w bok.- Na początku cię nie lubiłem.
- Oh, jak miło.- odparłem przewracając oczami, po czym poprawiłem się na łokciu, aby lepiej widzieć szatyna.- A to teraz mnie lubisz czy tolerujesz?
Na moje pytanie szatyn zwęził lekko brwi jakby zaczął się nad czymś zastanawiać. Naprawdę nie wiem co chodzi temu chłopakowi po głowie i chyba nie mam ochoty się dowiadywać. Dylan po paru chwilach odchrzaknął, jakby szykował się do odpowiedzi.
- Po prostu, Cię mniej nie lubię.- odparł zdawkowo.
Niby zabrzmiało to wrednie, jednak nie wziąłem tego do siebie. Właściwie to trochę mnie to rozbawiło, bo zaczynam odnosić wrażenie, że szatyn robi to celowo. On chce mnie wkurzyć. Niestety wybrał sobie na cel bardzo silnego przeciwnika.
- Oh, lubisz lubisz. Tylko się tak zgrywasz.- odparłem cwanym tonem
Dylan parsknął nie mogąc wytrzymać, po czym zrezygnowany spojrzał na ekran.
- Zaczynam cię z powrotem po prostu nie lubić.- odparł na co uśmiechnąłem się szeroko. I ja spojrzałem na ekran, po czym poprawiając się na łokciu, przysunąłem się bliżej szatyna.
- Też cię na początku nie lubiłem.- odparłem uśmiechając się szeroko.
Naprawdę nie mam pojęcia jakim cudem przeszliśmy na taki poziom relacji. Nie jesteśmy przyjaciółmi, ale też nie jesteśmy wrogami. To wszystko wydaję się takie kuriozalne, jednak o dziwo nie przeszkadza mi to. Ja też go mniej nie lubię.
Zaczęliśmy w ciszy oglądać filmy, który naprawdę mnie wciągnął. Nie sądziłem, że z tym, już mniej, wkurzającym szatynem mam coś wspólnego. Dylan ma ciekawy gust do filmów.
Niestety nasza chwila relaksu nie trwała za długo. I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż bohater wygłaszał bardzo ciekawą przemowę.
Drzwi od pokoju Dylana otworzyły się, a my zsynchronizowani jak w zegarku warknęliśmy pod nosem. Niekontrolowanie zerkneliśmy na siebie i posłaliśmy krótki uśmiech.
Thomas. Tylko sobie za dużo nie wyobrażaj. Pamiętaj co stało się ostatnio, gdy poluzowałeś swoim uczuciom smycz.
Momentalnie opanowałem swoje emocje, po czym spojrzałem w stronę drzwi. Mój wzrok momentalnie spoczął na osobie, która stała w progu i z czerwoną jak burak twarzą patrzyła w naszą stronę.
- A tobie co?- zapytał Dylan patrząc z lekkim zaciekawieniem na swojego brata.- Znów oglądałeś pornola i czujesz się z tym nieswojo?
Z trudem opanowałem śmiech, który cisnął mi się na usta, po czym uderzyłem Dylana w ramię. Domyślałem się czemu twarz Stiles'a przypomina dojrzałego pomidora, jednak nie chciałem, aby szatyn coś podejrzewał. Nie chcę zdradzać Dylan'owi, że coś wiem, bo będzie chciał to ze mnie wyciągnąć.
- Nie!- pisnął jak mała dziewczynka.- Nie reaguje tak na te filmy.- dodał, a jego wzrok przeniósł się gdzieś w bok.
Posłaliśmy sobie z Dylanem jednoznaczne spojrzenie, które mówiło "ta, akurat", po czym znów zetknęliśmy na Stiles'a.
- Ja i Liam wychodzimy na mały spacer.- zaczął, a jego słowa kierowane były do mnie.
Od razu zrozumiałem o co chodzi. Obaj mają sobie dużo do powiedzenia i zapewne chcą się trochę odstresować, przed powiedzeniem prawdy. Od razu kiwnąłem mu głową i dodatkowo posłałem mały ciepły uśmiech, aby dać mu trochę odwagi. Stiles szybko odpowiedział mi tym samym, po czym zerknął na swojego brata.
- Jak będziesz wychodził, to zamknij dom. Mam zapasowe klucze.- poinformował
- Tylko nie wracaj mi do domu pijany, bo wydam cię ojcu.- zagroził Dylan, na co szatyn skrzywił się nieznacznie.
- Spokojnie. Przechodzę na abstynencję.- odparł przewracając oczami.
Dylan szybko skwitował to krótkim "yhym", które znaczyło, że wątpi w słowa swojego brata. Stiles jednak nie chciał się z nim kłócić, więc szybko kiwnął mi na pożegnanie i opuścił pokój. Szatyn zamknął drzwi, a ja lekko uspokojony spojrzałem na ekran.
Cieszę się, że Stiles i Liam chcą się przed sobą otworzyć. To ważne w przyjaźni, aby nie mieć przed sobą tajemnic, bo te budują między nami niewidzialne mury. Czemu niewidzialne? Ponieważ, gdy kiedyś zostaną one przez drugą osobę przypadkowo odkryte, stają się one przyczyną utraty zaufania.
- Świetnie!- krzyknąłem wskazując dłonią w stronę laptopa.- Nie wiem co mówił!- dodałem, a obok siebie usłyszałem głośne westchnięcie.
- Już ci przewijam księżniczko.- powiedział znudzonym głosem. Dylan szybko przeciągnął czerwoną linię w tył, a już po chwili przed naszymi oczami ukazała się wcześniejszą scena.- Prosze.
- Oh, dziękuję ty mój bohaterze.- żartowałem
Na powrót zaczęliśmy oglądać filmy, a ja zaciekawiony filmem skupiłem się na scenie. Jak się okazało dalsza przemowa głównego bohatera nie była jakaś spektakularna i warta uwagi dlatego znudzony oparłem policzek o dłoń. Tak swoją drogą, Dylan'owi chyba też nie spodobała się ta scena, bo po paru chwilach wyciągnął telefon i zaczął odpisywać na smsy. Znudzony zerknąłem na ekran jego telefonu, po czym zacząłem czytać jego wiadomości. Wiem, że robię źle, ale no kurcze! On też czytał moje wiadomości.
Dylan: Tylko nie zapomnij uszykować się na jutro. Na pewno wygramy ten mecz więc tym razem impreza jest u ciebie.
Chleb: Czarno to widzę.
Chleb: Znów będzie dużo ludzi i będę musiał pilnować Olivi. Za dużo chłopaków się na nią gapi.
Dylan: Nic jej nie grozi. Olivia jest mądra, a każdy wie, że lepiej jej nie ruszać, bo źle się to skończy.
Dylan: A poza tym. Pilnować, to ty siebie możesz. Ostatnio zniknąłeś jak kamfora.
Chleb: Płakał byś za mną jakby okazało się, że mnie porwali?
Chleb: Zapewne wył byś do księżyc
Złączyłem usta w wąską linię, aby nie parsknął śmiechem. Ich wiadomości były naprawdę zabawne i nie jest to pierwszy raz, gdy muszę się opanowywać. Niestety następna wiadomość Dylana uniemożliwiła mi dalsze podglądanie wiadomości.
Dylan: Tak, bo wiem ile bym kasy stracił na świętowanie tak wspaniałego wydarzenia.
Uciąłem w połowie parsknięcia i szybko przeniosłem wzrok na ekran laptopa. Od razu poczułem na sobie jego spojrzenie, a dowodem na to, że się zorientował, był telefon który od razu został zablokowany. Kątem oka zauważyłem jak odkłada go na bok, po czym zaplata dłonie na piersi.
- Co cię tak bawi?- zapytał
- No...ta scena- odparłem wskazując dłonią na ekran, a swój wzrok przeniosłem na chłopaka.
Dylan spojrzał na ekran, po czym unosząc brew znów umieścił swoje spojrzenie na mnie. Chłopak wiedział, że kłamie, jednak ja postanowiłem grać.
- Bawi cię scena śmierci? Jego babcia właśnie umiera.
Momentalnie złączyłem usta w wąską linie, po czym lekko speszony spojrzałem gdzieś w bok. Nie przemyślałem tej wymówki.
- Cóż...mam paragelie.- odparłem, po czym z niewinną miną godną samej pięciolatki spojrzałem w jego oczy.
Niestety Dylana to nie przekonało. Chłopak poprawił dłonie na piersi, po czym wystawił głowę lekko w moją stronę. Ten gest mówił "nadal ci nie wierzę"
- Oh!- krzyknąłem wyrzucając dłoń w górę.- Ty też patrzyłeś w moje wiadomości.- przyznałem się.
- Ja w ciebie nie wierzę.- podsumował kręcąc lekko głową, jednak ten mały uśmiech i tak uformował się na jego ustach.
Patrzyłem na niego z lekkim wkurzeniem i wierzcie mi lub nie, ale naprawdę było mi trudno zachować powagę. Nie za względu na komizm tej sytuacji, a ze względu na pewien mały szczegół w uśmiechu Dylana. Nigdy jakoś szczególnie nie zwracam uwagi na to jak ktoś się uśmiecha, jednak u szatyna jest coś co mnie cholernie kręci. Dołeczki. Dylan posiada naprawdę ładne dołeczki.
Chryste! Jak to brzmi!
Zagryzłem wnętrze swojego policzka, po czym uniosłem się na łokciu. Mój wzrok automatycznie spoczął na oknie, za którym nic nie widziałem. W sumie czemu się dziwić jest już zapewne późna godzina. Zaciekawiony wyciągnąłem swój telefon z kieszeni spodni, po czym spojrzałem na wyświetlacz.
- Cholera.- wyrzuciłem z siebie. Momentalnie schowałem telefon do kieszeni spodni, po czym podpierając się jedną ręką o materac spojrzałem na Dylana. - Już osiemnasta, będę się zwijać.
Dylan w odpowiedzi kiwnął głową, po czym zamknął laptop i odłożył go na materac. Wstałem z łóżka, a gdy stanąłem na panelach przeciągnąłem się, aby rozprostować trochę kości. Po niespełna chwili do moich uszu dotarł ten charakterystyczny dźwięk pstrykania kości, a na moje ciało wpłynęła przyjemna ulga. Otrząsnąłem się lekko, po czym spojrzałem na szatyna. Chłopak patrzył na mnie z lekkim szokiem, a jego jedna brew była uniesiona. Zdziwiłem się jego zachowaniem, więc od razu posłałem mu pytające spojrzenie.
- A tobie co?- zapytałem.
- Nie lubię jak ktoś tak strzela.- wyjaśnił
- Wiesz, że popełniłeś ogromny błąd mówiąc mi to?- zauważyłem, a na mojej twarzy pojawił się zawadiackim uśmiech.
- Od teraz będziesz mnie tym nękać?- dopytał, na co od razu kiwnąłem głową.- Ty jesteś niemożliwy.- dodał po czym ruszył w stronę drzwi, aby mnie odprowadzić.
Momentalnie ruszyłem za Dylanem. Wyszliśmy na korytarz, po czym pokierowaliśmy się w stronę schodów. Gdy zeszliśmy już na dół od razu ściągnąłem swoją katanę z wieszaka, po czym ubierając ja, sięgnąłem po buty. Byłem już w połowie zawiązywania pierwszego buta, gdy nagle kątem oka zobaczyłem coś dziwnego. Momentalnie spojrzałem na Dylana i mimo iż na mnie nie patrzył, posłałem mu pytające spojrzenie.
- Wychodzisz gdzieś?- zapytałem widząc jak wkłada swoje czarne buty. Dylan oderwał swój wzrok od sznurówkę i nie przerywając wiązania, spojrzał na moją osobę.
- No... idę cię odprowadzić.- odparł jak gdyby nigdy nic.
Zdezorientowany przestałem zasznurowywać buty, po czym jeszcze bardziej wykrzywiłem swoją twarz w niezrozumieniu. Dylan w tym samym momencie dokończył wiązanie butów i wstał na równe nogi. Czy ja dobrze słyszę? Dylan chce mnie odprowadzić do domu? Czy on mnie traktuje jak małe dziecko?
Szybko dokończyłem wiązanie butów, po czym lekko wkurzony wyprostowałem się. Spojrzałem na szatyna, który jak gdyby nigdy nic sięgał po swoją kurtkę.
- Nie musisz mnie odprowadzać. Nie jestem dzieckiem.- powiedziałem pewnie, a w moim głosie było można wyczuć nutkę wkurzenia. Dylan dokończył zakładanie kurtki, po czym spojrzał na mnie z lekkim dystansem.
- Znając twoje szczęście pechowcu, to zapewne ktoś cię trzy razy okradnie...i to z organów.- odparł wystawiając głowę lekko w moją stronę.
Po jego słowach moje wkurzenie wzniosło się na wyższy poziom. Tak, jestem pechowcem, ale nie jestem na tyle słaby aby nie umieć się obronić przed złodziejem. To naprawdę wkurzające, że niektórzy oceniają po rozmiarze mięśni, czy ktoś jest silny czy też nie. Czasami nawet tak zwany patyk może pokonać osiłka używając sprytu i zwinności. Rozmiar nie ma znaczenia!
A teraz tak mówisz, bo taka jest prawda czy po prostu chcesz się pozbyć kompleksów?
Zamknij się.
- Dylan naprawdę nie musisz mnie odprowadzać. Nie jestem małym dzieckiem i..- uciekłem w momencie gdy włożyłem dłonie do kieszeni kurtki.
Czemu? Ponieważ moja prawa dłoń natrafiła na coś bardzo ciekawego. Chryste! Jak ja mogłem o tym zapomnieć? Przecież ja przyjechałem autem.
- Albo wiesz co...- kontynuowałem po krótkiej chwili ciszy. Dylan zdążył się już lekko zdziwić moim zachowaniem, dlatego w ciszy patrzył na mnie jak na wariata.- Chodź.- dodałem, po czym bez chwili namysłu ruszyłem w stronę wyjścia.
Podszedłem do drzwi, a gdy chwyciłem za klamkę usłyszałem zabawny komentarz Dylana. No... przynajmniej mnie rozbawił.
- Teraz to nie jestem pewny czy chce iść.- powiedział zdawkowo.
Otworzyłem drzwi, po czym stając w progu obróciłem się w stronę szatyna. Chłopak z dłońmi w kieszeniach kurtki, patrzył na mnie z lekkim dystansem. Uśmiechnąłem się lekko widząc jego lekką dezorientację, po czym pokręciłem głową.
- Dyl. Ufasz mi?
- Bardziej ufam tym reklamom, że mam napalone mamuśki w okolicy.- odparł bez mrugnięcia okiem.
Momentalnie uniosłem głowę, a spomiędzy moich ust wydobyło się głośne parsknięcia. To była chyba najgłupsza odpowiedź jaką w życiu dostałem.
Szybko opanowałem swój śmiech, po czym zerknąłem na Dylana. Jego mina nie była już tak pokerowa jak wcześniej. Szatyn też się lekko uśmiechem.
- Chodź.- wyszeptałem, po czym gestem ręki pokazałem mu, aby za mną ruszył.
Gdy opuszczałem ich dom za sobą usłyszałem tylko głośne westchnięcie Dylana, które świadczyło o tym, iż się poddał. Zadowolony z tej małej wygranej, zatrzymałem się na środku chodnika, po czym z dłońmi w kieszeni kurtki, obróciłem się w jego stronę. Dylan zamykał właśnie drzwi na klucz, a gdy tylko to zrobił, schował je do kieszeni i ruszył w moją stronę.
Chłopak uniósł głowę, a jego wzrok automatycznie spoczął na mnie. No ale cóż, jego spojrzenie zaszczyciło mnie tylko na chwilę, bo już po chwili Dylan zaczął molestować wzrokiem coś co znajdowało się za mną.
- Czekaj.- zaczął, nie ukrywając zdziwienia.- kogo to auto.- dodał, po czym zerknął na moją osobę.
Momentalnie zagryzłem dolną wargę i powoli zacząłem wyciągać klucz z mojej kieszeni. W tym samym tempie uniosłem go na wysokość mojej głowy, a mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Dylan nie jest głupi, więc od razu załapał o co mi chodzi. Cóż...właściwie to nawet głupi by załapał.
Jego reakcja była piękna i prawdopodobnie taka sama jak moja. Na jego twarzy momentalnie zagościła ekscytacja połączona z niedowierzaniem. Chłopak zwieńczył tą jakże niesamowitą reakcje rozszerzonymi oczami i ustami co lekko mnie rozbawiło.
- Nie.- wyszeptał.
- Tak.- odparłem, kliknąłem w guzik, a po chwili usłyszałem ten charakterystyczny dźwięk- To jak będzie? Ufasz mi?
Dylan przez pierwszą chwilę milczał i z podekscytowaniem patrzył na moje auto. Dopiero po paru sekundach spojrzał na mnie i posłał mi cwanym uśmiechem.
- Zaryzykuję.- odparł
Momentalnie uśmiechnąłem się pod nosem, po czym odsuwając lekko w bok wskazałem na auto.
- W takim razie, zapraszam.
*******
Dwie godziny.... jeździliśmy po mieście dwie godziny.
Może to wydawać się dużo, bo w końcu to miasto nie jest jakieś ogromne i objechanie go zajmuje niecałe dwadzieścia minut, przy przepisowej prędkości. No ale cóż, jazda przepisowa nie szła nam za dobrze. Przetestowaliśmy to auto chyba w każdy możliwy sposób. Dylan okazał się być bardzo pomocny i pokazywał między innymi, miejsca gdzie najczęściej staje policja albo gdzie najczęściej wstawiają mandaty za złe parkowanie. Tak...dzieci policjantów mają darmowe podpowiedzi z zaufanego źródła.
A właśnie...jak Dylan'owi podobała się moja jazda? Cóż....nie krzyczał więc chyba jest dobrze. Na początku trochę sobie żartował, abym nie pomylił kolorów na światłach i abym czasem nie włączył wycieraczek zamiast kierunkowskazu. Wszystkie jego uszczypliwości podsumowywałem jednym prostym gestem. Po prostu wystawiałem palec środkowy w jego stronę.
No ale raz popełniłem gafę, w końcu nikt nie jest idealny. Staliśmy na światłach jako pierwsi, więc z przyzwyczajenie oparłem brodę o kierownicę i cierpliwie czekałem aż kolor się zmieni. Z lekkiego zmęczenia zapatrzyłem się na gwiazdę, która tak ładnie błyszczała na niebie. Nie wiem co było w niej takiego ciekawego, że tak bardzo mi się spodobała, ale kompletnie nieświadomie oderwałem się od rzeczywistości. Na ziemię sprowadził mnie dopiero klakson i lekkie klepnięcie w ramię.
Po tym Dylan zaczął się śmiać jak opętany, a ja miałem ochotę wyrzucić go przez zamknięte okno.
Oczywiście ta historia ma też swoje plusy. Dylan szybko zorientował się przez co byłem rozkojarzony dlatego zaproponował mi pojechanie w pewne ciekawe miejsce.
Co to za miejsce? Wyjazd za miasto na "stary parking". Cóż, na początku nie byłem przekonany co do tego pomysłu, jednak gdy tylko dotarliśmy na miejsce zrozumiałem w jak wielkim błędzie byłem. Tutaj widać wszystkie gwiazdy!
Obaj leżeliśmy właśnie na fotelach, bo dzięki Bogu oparcia opuszczały się do pozycji leżącej. Czemu w ogóle wybraliśmy taką pozycję? Ponieważ moje auto posiada szyberdach, którego wcześniej nie zauważyłem.
- Poważnie?- zapytałem nie odrywając wzroku od gwiazd.
Po parunastu minutach leżenia i gapienia się w gwiazdy stwierdziliśmy, że pozadajemy sobie nawzajem pytanie. W sumie to nie było na zasadzie, że któryś z nas to zaproponował. Tak jakoś sami zaczęliśmy nawzajem wypytywać się o różne rzeczy.
- Tak, ale szybko się zorientowali, że to nie podpis mamy.- odparł czym jeszcze bardziej mnie zaciekawił.
- Jak się zorientowali?- dopytałem.
Przez pierwsze parę sekund pomiędzy nami zapanowała cisza. Cierpliwie czekałem na odpowiedź, jednak gdy ta nie nadchodziła, zerknąłem na szatyna obok. Moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dlatego idealnie widziałem jego rysy twarzy i wyeksponowaną szeroką szyję.
- Bo...- zaczął lekko speszony, jakby było mu głupio.- Bo zamiast podpisać się nazwiskiem, ja napisałem, Mama Dylana.
Momentalnie parsknąłem głośnym śmiechem, który prawdopodobnie było można usłyszeć na drugim końcu miasta. Dylan w odpowiedzi na moją nagłą reakcje, uniósł dłoń w górę, po czym pokazał mi środkowy palec. Z moich oczu zaczęły lecieć pojedyńcze łezki, który były spowodowane nadmiernym śmiechem. Nie potrafiłem tego opanować.
- Miałem sześć lat!- tłumaczył się. Jego głos był poważny, jednak na jego ustach malował się lekki uśmiech.
- Ty mały kryminalisto.- powiedziałem przez śmiech.
Opanowanie mojej reakcji zajęło mi dłużej niż sądziłem. Ostatni raz parsknąłem krótkim śmiechem, po czym wycierając łezkę z kącika oka, spojrzałem na szatyna. Dylan z niewzruszoną miną obrócił głowę w moją stronę, po czym dokładnie zaczął skanować moją twarz. Nie wiem czy jest to spowodowane zmęczeniem, ale przez moje ciało znów przeszły dreszcze, których nie potrafię wyjaśnić.
- Teraz moja kolej.- poinformowałem, po czym odchrzaknąłem lekko.- Pierwsza miłość.
Dylan przez chwilę patrzył na mnie jakby nad czymś się zastanawiał, po czym przeniósł swój wzrok na gwiazdy. Na szczęście jego milczenie nie trwało długo.
- Na razie nikt.- odparł pewnie.
- Jak to.- niedowierzałem- Na pewno musisz mieć kogoś.
- Jeszcze do nikogo nie poczułem czegoś mocniejszego. Każdy mój związek z dziewczyną był... był bo był. I tyle.- wzruszył ramionami
- Ale ty oziębły.- powiedziałem szczerze. Dylan momentalnie spojrzał na mnie po czym uniósł jedną brew.
- To może teraz ty mi się pochwalisz swoją pierwszą miłością?- odparł bojowo.
Momentalnie zagryzłem dolną wargę, nie chcąc wymówić tego imienia. Dylan zapewne nie będzie zadowolony z odpowiedzi no ale cóż, sam chciał wiedzieć.
- Lucas.- nie wiedzieć czemu wyszeptałem to imię. Szatyn unosił brew i spojrzał na mnie jak na wariata. Zauważyłem jak otwiera usta aby coś powiedzieć, dlatego szybko go uprzedziłem.- Tak, ten Lucas.
- Co ty w nim w ogóle widziałeś?- zapytał unosząc dłonie w górę.- Przecież to idiota.
- Byłem gówniarzem, który dopiero zaczął tolerować swoją orientację. Lucas wydał się miły i dał mi gumę, bo widział jak stresuje się po zapaleniu papierosa.
Po moich słowach Dylan momentalnie strzelił sobie z otwartej ręki w czoło. Uderzenie było na tyle mocne, że plask rozniósł się po całym aucie, a ja mogłem niemal poczuć ten ból.
- Miałem cię za mądrego.- podsumował.
- Byłem młody i głupi!- tłumaczyłem się.
Dylan pokręcił rozbawiony głową, po czym wzdychając ciężko spojrzał w moją stronę.
- Coś was w ogóle łączyło?- dopytał
I wtedy poczułem się niezręcznie. To pytanie zadawałem sobie setki razy, gdy jeszcze ze sobą kręciliśmy. Wiele razy usprawiedliwiałem brak wspólnych zainteresowań tym, że po prostu nie musimy lubić tego samego, a najważniejsze są uczucia. Szkoda jedynie, że to tylko ja starałem się o ten związek.
Zagryzłem wnętrze policzka, po czym spojrzałem przed siebie na gwiazdy.
- Mieliśmy puste wiersze i działaliśmy na różne komendy pod wpływem impulsu. Tak naprawdę nic nas nie łączyło. Nie mieliśmy wielu chwil wartych zapamiętania, a jak już, to były strasznie szablonowe.- wyznałem szczerze, nie wstydząc się tego co mówię.- Pamiętam spacery przez park, ale za nic w świecie nie potrafię sobie przypomnieć, o czym rozmawialiśmy. Niczym czarna dziura. Pamiętam tylko naszą pierwszą rozmowę...nie...tak naprawdę wiem tylko od czego się zaczęła. Dał mi tą gumę do rzuciła bo widział jak się stresuje po zapaleniu papierosa.- wyznałem szczerze.
Nie mam pojęcia czemu mu się tak zwierzam. Przecież tego nie musi wiedzieć, a rzeczy o których opowiadam są bardzo intymne, więc powinienem po prostu ugryźć się w język. O dziwo tak nie zrobiłem, a samo żalenie się szło mi dość swobodnie. Nie czułem zażenowania mówiąc mi o tym i nie przerażało mnie to.
Znów zapanowała cisza, która jakoś nie specjalnie mi przeszkadzała. Cóż, właściwie to była bardzo relaksująca.
Nie wiem czy to przez męczenie czy przez tak nagłą swobodę, ale do głowy nasunęło mi się odważne pytanie. Mój mózg działał chyba na wolniejszych obrotach, bo nim zdążyłem ugryźć się w język, spomiędzy moich ust wydobyło się pytanie
- Ej!- zacząłem spoglądając na Dylana. Chłopak oderwał wzrok od gwiazd, po czym zerknął w moją stronę.- Jak już jesteś na takim etapie to pochwal się ile miałeś lat podczas swojego pierwszego razu.
Po moich słowach Dylan parsknął krótkim śmiechem, po czym znów spojrzał przez szybę. Chłopak oblizał dolną wargę, po czym dla większego komfortu ułożył jedną dłoń pod głową.
- Cóż.- zaczął i na moment złączył usta w wąską linię. W tym momencie byłem przygotowany na każdą odpowiedź. Nawet nie zdziwił bym się jakby jego odpowiedzią byłoby "trzynaście lat". Cóż, nie przewidziałem tylko jednego.- Jestem prawiczkiem.
Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu i zacząłem się zastanawiać czy czasem się nie przesłyszałem. Odchyliłem głowę lekko w tył, a w tym samym momencie Dylan obrócił głową w moją stronę. Moja reakcja rozbawiła go, a dowodem na to był delikatny uśmiech, który zagościł na jego ustach.
Nie będę tego ukrywać, ale nie wierzę, że Dylan może być prawiczkiem. Jest przystojny i wątpię, aby miał problem ze znalezieniem dziewczyny nawet na jedną noc. Dodatkowo nasz organizmy w tym wieku są bardzo pobudzone i to naturalne, że będzie nas do tego ciągnęło.
- Nie wierzę.- odparłem śmiertelnie poważnie, jednak w głębi tuszy byłem pod wrażeniem.
- Czemu nie?- zapytał zdziwiony.
- Jesteśmy facetami...młodymi facetami, którzy mają prymitywne mózgi. To nie możliwe.- wyjaśniłem, poważnym tonem co spotkało się z jego krótkim śmiechem.
Dylan pokręcił rozbawiony głową, po czym z uniesioną brwią patrzył na moją wykrzywioną w niedowierzaniu twarz.
- Po prostu nieszczególnie mnie to interesuje.- odparł wzruszając ramionami. Dalej mu nie wierzyłem dlatego postanowiłem trochę zażartować z chłopaka.
Na mojej twarzy momentalnie zagościł cwany uśmiech, co ani trochę nie spodobało się Dylan'owi. Chłopak uniósł jedną brew, po czym posłał mi pytające spojrzenie.
- Ej.- zacząłem, a mój kącik ust uniósł się w zawadiacki sposób.- Może jesteś gejem.- dodałem a moje brwi podskoczyły dwuznacznie.
Dylan na moją zaczepkę zareagował momentalnie. Chłopak parsknął krótkim śmiechem, który mówił "jesteś niemożliwy". Jego głowa pokręciła się parę razy, po czym spojrzał na mnie jak na wariata.
- Co jeszcze wymyślisz?- zapytał retorycznie.
- No co?- zapytałem lekko podniesionym głosem, a na moich ustach uformował się szeroki uśmiech.- Tak tylko spekuluje. No ale wiesz...jeśli chciałbyś to sprawdzić- uciąłem na moment, po czym położyłem swoją dłoń na jego szerokim ramieniu.- Pamiętaj, że jestem otwarty na propozycje.- dodałem cwanym tonem.
Dylan nie czekał ani sekundy. Po prostu chwycił małą butelkę wody, która leżała pomiędzy nami i bez zawahania uderzył mnie w dłoń ułożoną na jego ramieniu. Momentalnie zacząłem się śmiać, a po chwili dołączył do mnie Dylan, który nie mógł zachować poważnego wyrazu twarzy.
Nie braliśmy tego do siebie i to było piękne, bo czuliśmy się swobodnie.
Prawdopodobnie było to spowodowane zmęczeniem i późną godziną, ale o dziwo chciałem tego. Chciałem przez moment być po prostu sobą.
- Chyba musimy się zbierać.- powiedział nagle. Zerknąłem na szatyna, po czym przeniosłem swój wzrok na telefon, który trzymał w dłoni nad głową.
- Dwudziesta druga?- zapytałem z niedowierzaniem. Dylan westchnąłem, po czym blokując telefon ułożył go na brzuchu. Chłopak spojrzał w moją stronę, a nasz wzrok skrzyżował się z moim.
Przez to zmęczenie znów poczułem te dziwne dreszcze, a w jego oczach znów odbijały się gwiazdy.
Niestety Dylan potrafi zepsuć nawet tak piękną chwilę.
- Tak, a musimy się jeszcze wyspać przed jutrzejszym meczem.- przypomniał na co jęknąłem głośno.
- Weź nie przypominaj.- powiedziałem zrezygnowany.- Wypisz mnie z tego meczu. Ja się nie nadaje i skończy się to wszystko klęską.
Szatyn po moich słowach uśmiechnął się szeroko ukazując tym samym swoje białe równe zęby. Chłopak uniósł dłoń w górę i nim zdążyłem się zorientować co chce zrobić było już za późno. Dylan opuścił ją w dół, a już po chwili poczułem lekko piekący ból na moim udzie. Ten kutas klepnął mnie w udo.
- Nam się nie uda?- zapytał rozbawiony
- Tu kutasie!- krzyknąłem piskliwym tonem, po czym chwyciłem się za miejscem gdzie jeszcze przed chwilą była jego ręka.
Zacząłem masować bolące miejsce, a obok siebie usłyszałem cichy śmiech szatyna. Spojrzałem na niego, po czym posłałem najbardziej przerażające spojrzenie.
Niestety moja poważna mina nie zagościła na długo. Czemu? Ponieważ jego uśmiech nie pozwalał mi na to.
Dziś poczułem coś nowego.
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
Następny rozdział też będzie trochę później, bo planuje następne dwa rozdziały wstawić jednocześnie. Czemu? Ponieważ 23 będzie z perspektywy Thomasa, a 24 z perspektywy Liama
⚠️ SPOILER ⚠️
Ten 24 będzie krótszy, ale zdecydowanie mocniejszy.
Do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top