21

7 tysięcy słów.
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Thomasa:

- Nareszcie!- krzyknął Liam wyrzucając dłonie w górę. Liam z ogromnym uśmiechem na ustach opuścił klasę i ruszył w stronę stołówki- W końcu przerwa obiadowa!

- Jadłeś godzinę temu.- zauważyłem

Blondyn urażony moją docinką, obrócił się w naszą stronę , po czym zwęził wrogo brwi. Wraz z Stilesem i Theo, stanęliśmy naprzeciwko Liama, którego wzrok skupiony był tylko na mnie.

- To była przystawka.- odparł poważnym tonem, jednak jego kącik ust zadrżał lekko w górę.

Momentalnie pokręciłem rozbawiony głową, po czym poprawiłem swój plecak na ramieniu. Po tej lekcji jest cięższy niż zwykle. Czemu? Ponieważ najzwyczajniej w świecie zapomniałem wyciągnąć książek.

- Chodźmy już na tą stołówkę, bo zaraz umrę z głodu.- kontynuował Liam.

- Moim koszmarem od dziś nie jest obudzenie się w pokoju pełnym pająków. Od dziś moim koszmarem będzie wylądowanie z tobą na bezludnej wyspie.- odparłem. Nie mogłem odpuścić sobie docinki

Liam na powrót zwęził wrogo brwi, jednak nie trwało to długo. O dziwo na twarzy blondyna szybko zagościło rozbawienie, co ani trochę mi się nie podobało.

- O nic się nie martw. Masz tak mało mięśni, że nawet po trzech latach głodówki bym się na ciebie nie rzucił.- odparł pewnie.

Momentalnie uniosłem dłoń w górę, po czym urażony jego docinką, wystawiłem środkowy palec w jego stronę. Chłopak nic nie odpowiedział, a jedynie pochylił głowę lekko w bok i uśmiechnął się wrednie.

- Chodźmy już, bo w brzuchu mi burczy.- dodał spoglądając na resztę.

- Ja zaraz do was dołączę. Idę odłożyć książki.- dodałem, na co kiwnął mi głową.

Cała trójka ruszyła w stronę stołówki, natomiast ja utkwiłem swój wzrok na plecach Stiles'a. Dziś rano zadawałem sobie jedno pytanie. Czy chłopak pamięta naszą wczorajszą rozmowę. Cóż, na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Może i chłopak nie powiedział mi tego wprost, jednak jego zachowanie zdradzało wszystko. Stiles jest bardzo otwartą osobą, jednak dziś z samego rana zachowywał się dziwnie. Cały czas unika kontaktu wzrokowego, a gdy tylko zacząłem z nim dyskusje, w jego głosie mogłem wyczuć lekkie zakłopotanie.

Dlatego chcę z nim jak najszybciej porozmawiać. Wiem, że nie jestem w stanie w stu procentach poprawić jego sytuacji, jednak chce go wesprzeć i pokazać, że nie jest sam.

A co do tej całej sytuacji z Panem Derekiem. Kompletnie nie kumam jak Stiles'owi może się podobać ten stary pryk. No ale nie mi oceniać, w końcu nie jestem od tego, aby wybierać Stiles'owi partnera. Serce nie sługa.

Po paru chwilach patrzenia się na oddalających się chłopaków, w końcu odwróciłem wzrok, po czym ruszyłem w stronę swojej szafki. Całe szczęście o tej godzinie nie ma dużo ludzi na korytarzu, ponieważ większość idzie na stołówkę.

Bez niepotrzebnego przeciskania, kierowałem się w stronę swojej szafki. Gdy byłem już niedaleko poczułem wibracje w kieszeni spodni. Westchnąłem ciężko, ponieważ dobrze wiedziałem kto napisał. Zapewne był to Liam z prośbą o kupienie jakiegoś soku w automacie. Tak swoją drogą, z początku zdziwiłem się, że tak biedna szkoła posiada automat, jednak gdy zobaczyłem, jakim sposobem trzeba wyciągać napoje mój podziw minął. Bo jeśli dobrze nie uderzysz pieniądze nie przyjmą się i w ostateczności automat niczego ci nie wyda.

Zrezygnowany wyciągnąłem telefon, po czym odblokowując go spojrzałem na wiadomość. Moje znudzenie szybko spełzło z twarzy, a na jego miejscu zagościło zdziwienie. Cóż, ten mały uśmiech też niekontrolowanie zagościł na mojej twarzy, gdy zobaczyłem kto napisał.

Dylan: Masz brudny plecak

Momentalnie przewróciłem na to oczami, po czym zdejmując plecak z jednego ramienia, spojrzałem za siebie.

- Twój perfekcjonizm zawsze na straży?- zapytałem widząc zbliżającego się szatyna.

Chłopak dorównał mi kroku, po czym spojrzał na mnie.

- A i owszem.- odparł bez najmniejszego skrępowania.

Pokręciłem rozbawiony głową, po czym dwoma szybkimi ruchami przetarłem plecak. Dalej był lekko brudny, jednak z lenistwa na powrót zarzuciłem go na plecy. Zadowolony uniosłem głowę, po czym spojrzałem na szatyna obok mnie. Chłopak patrzył na mnie z lekkim niedowierzaniem, jednak nie skomentował tego.

- Dobrze, że to mój plecak, a nie twój.- zauważyłem, wystawiając głowę lekko w jego stronę.

Dylan w odpowiedzi uniósł dłonie w geście obronnym, po czym spojrzał przed siebie.

- Nie zapomnij, że niedługo zawody.- przypomniał.

Z moich ust momentalnie wydobyło się głośne niezadowolone jęknięcie. Wraz z Dylanem podeszliśmy do szafek, po czym w tym samym momencie otworzyliśmy je.

- Weź nie przypominaj. Nie możesz mnie z niej wypisać? Przecież ja się nie nadaje. Nawet szybko biegać nie umiem.- powiedziałem szczerze.

W dużo gorszym humorze zacząłem wykładać książki z plecaka, a gdy byłem w połowie, spojrzałem na milczącego chłopaka. Dylan, również wykładał książki do szafki, jednak gdy tylko wyczuł moje natarczywe spojrzenie, zaprzestał czynności.

- Nie narzekaj. Ruch to zdrowie, a tobie nie idzie tak źle na boisku.- wyznał, po czym opierając przedramię o szafkę, obrócił się w moją stronę.- Może dołączysz do naszej drużyny? Niedługo mamy zawody z innymi szkołami.

Przez pierwszą chwilę patrzyłem na niego z obojętnością. Miałem nadzieję, że się przesłyszałem, dlatego cierpliwie czekałem, aż doda, iż to żart. Niestety tak się nie stało. Gdy wszystko do mnie dotarło, na mojej twarzy jako pierwsze zagościło rozbawienie. Kładąc dłoń na klatce piersiowej zaśmiałem się głośno, a moja głowa uniosła się lekko górę.

- Ty sobie teraz jaja robisz.- powiedziałem przez lekki śmiech

Na powrót spojrzałem na szatyna, a widząc jego poważny wyraz twarzy zrozumiałem, że mówi serio.

- Nie.- odparłem twardo. Na powrót zacząłem pakować książki do szafki, a obok siebie usłyszałem głośne westchnięcie.

- Szkoda. Rozmawiałem z trenerem i mówił, że masz potencjał na zawodnika.

Zdziwiony zamarłem z książką przy szafce, a moje brwi zmarszczył się lekko.

- Jak to potencjał. Przecież nic takiego nie zrobiłem.- powiedziałem spoglądając na szatyna.

Dylan nie wyglądał na zdziwionego. Właściwie wyglądał tak, jakby mówił o najbardziej oczywistej rzeczy na świecie.

- Bo w grze nie chodzi tylko o bieganie i celowanie do kosza. Ty dodatkowo wykazałeś się umiejętnością obserwacji i to spodobało się naszemu trenerowi.- odparł wzruszając ramionami. Dylan zamknąłem szafkę, po czym opierając się barkiem o metalową płytę spojrzał w moją stronę.

To co powiedział wywołało u mnie mieszane emocje. Z jednej strony nie byłem przekonany co do tego pomysłu, jednak z drugiej... Cóż, skłamał bym mówiąc, że nie podniosło to mojej samooceny.

- Mile podrażniło to moje ego, ale moja odpowiedź to, nie.- odparłem.

Szybko dokończyłem wkładanie książek, a gdy schowałem potrzebne, zamknąłem szafkę. Czułem na sobie wzrok szatyna, dlatego od razu zarzuciłem plecak na ramię i oparłem się o szafkę w ten sam sposób co Dylan. Chłopak patrzył na mnie, jakby miał nadzieję, że jednak zgodzę się dołączyć do drużyny. Momentalnie przejechałem językiem po górnych zębach, po czym uniosłem jedną brew.

- Szybciej ty staniesz się gejem, niż ja dołączę do drużyny.- dodałem, aby zrozumiał, że nigdy nie będę w drużynie.

Dylan na moje słowa pokręcił rozbawiony głową, jednak nic nie odpowiedział. Szatyn spojrzał w moje oczy, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Ta cisza, która między nami powstała zrodziła dziwnego rodzaju emocje. Bo może nasza znajomość zaczęła się w dość nietypowy sposób, jednak jakimś cudem jego obecność stała się dla mnie znośna.

Dylan w końcu wyprostował się lekko, po czym otworzył usta. Niesty nie udało mu się nic powiedzieć, ponieważ po niespełna sekundzie na schodach było można usłyszeć nawoływanie szatyna.

- Dylan!- krzyknął jeden z chłopaków.

Spojrzałem w górę na schody, a moim oczom ukazała się grupka uczniów. Z całej siedmioosobowej gromady rozpoznałem tylko dwóch. Pamiętam ich z treningu, a dokładnie z meczu. Byłem z nimi w drużynie, jednak za Chiny nie potrafię przypomnieć sobie ich imion. Wśród nich rozpoznałem też jeszcze jedną osobę. Dziewczyne o długich blond włosach, delikatnej figurze i fiołkowych oczach, która pocałowała mnie w policzek. Dalej nie wiem jak ma na imię.

Chłopak powoli zszedł ze schodów, po czym ruszył w naszą stronę. Jego postawa była swobodna i z samego sposobu chodzenia było może wyczytać, że to typ cwaniaczka. Jak mam być szczery, to nie za bardzo przepadam za takim typem człowieka. Dodatkowo wkurzał mnie jego szeroki i nieszczery uśmiech. Wiem, że nie powinno się oceniać ludzi po pozorach, ale jakoś nie zależy mi na poznaniu go.

- Co tam? Czemu wczoraj nie przyjechałeś?- zapytał podchodząc do Dylana

Momentalnie zmarszczyłem brwi, będąc lekko zdezorientowany. Nawet nie wiecie jaka fala niezręczności wpłynęła na moje ciało, gdy coś sobie uświadomiłem. Wczoraj po odprowadzeniu Stiles'a do domu, wymusiłem na Dylanie, aby zabrał mnie ze sobą do maka. Zrobiłem to nie będąc w ogóle świadomy tego, że szatyn mógłbyć z kimś umówiony.

Oderwałem wzrok od blondyna, po czym umieściłem go na szatynie. Dylan po słowach chłopaka kiwnął lekko głową, po czym nabrał powietrza w płuca. Teraz ma dwa wyjścia. Albo przyzna, że był ze mną, albo skłamie i wymyśli jakąś wymówkę, aby nie przyznawać się, że był wtedy ze mną.

Dylan po krótkiej chwili, odetchnął głośno, po czym włożył dłonie do kieszeni spodni.

- Uczyłem się. Dziś mieliśmy sprawdzian.- odparł spokojnie

Blondyn, którego imienia nie znam, kiwnął mu głową, po czym na ułamek sekundy spojrzał na mnie. Jego spojrzenie było dziwne i ani trochę mi się nie podobało. Chłopak znów spojrzał na Dylana, po czym przechylił głowę lekko w prawo.

- No ale pisałem ci od razu po treningu czy wpadniesz. Uczyłeś się cały dzień?- dopytał

- Nie.- odparł mu niczym niewzruszony, po czym spojrzał na mnie.- Thomas później przyprowadził mi pijanego brata do domu i pojechaliśmy do maka. Trochę się zasiedzieliśmy i nie chciało mi się wychodzić.- wyjaśnił spoglądając na swojego przedmówcę.

Zdziwiony jego odpowiedzią zerknąłem na reakcję innych. Blondyn nie ukrywał swojego zaskoczenia, dlatego co chwilę skakał wzrokiem, to na Dylana, to na mnie. Dylan wydawał się kompletnie niewzruszony tą całą sytuacją, dlatego cierpliwie czekał na odpowiedź. Natomiast ja? Ja poczułem się jak na wybiegu mody.

Choć z drugiej strony...jego odpowiedź mnie mile zaskoczyła.

- Aha...- odparł po chwili blondyn. Szybko przywołał na twarzy swój nieszczery uśmiech i odrywając ode mnie wzrok spojrzał na Dylana.- Ale chyba będziesz na imprezie organizowaną przez wygraną drużynę?- dopytał.

- Jak co roku.- odparł

Blondyn kiwnął mu głową, po czym otworzył usta, aby zadać mu następne pytanie. Niestety nie zdążył, ponieważ jedna z dziewczyn wyprzedziła go.

- A ty będziesz?- zapytała blondynka. Od razu wyczułem, że to pytanie jest kierowane do mnie, więc bez chwili namysłu spojrzałem w jej fiołkowe oczy.

- A co to za impreza?- dopytałem.

- W piątek są zawody szkolne jakbyś nie pamiętał.- docioł mi Dylan. Momentalnie oderwałem wzrok od dziewczyny i przeniosłem go na szatyna. Zwęziłem wrogo brwi, jednak obaj wiedzieliśmy, że nie zrobiłem tego złośliwie.- Co roku wygrana drużyna organizuje imprezę. Zlatuje się prawie cała szkoła i świętujemy wygraną.

Kiwnąłem mu głową w geście zrozumienia, po czym na powrót spojrzałem na dziewczynę.

- Jeśli znajdę czas to wpadnę.- odparłem posyłając jej lekki uśmiech. Dziewczyna szybko go odwzajemniła, po czym spojrzała na swoje dwie koleżanki.

Obie nie wiedzieć czemu posłały jej sugestywne spojrzenie, które trochę mnie zaniepokoiło.

- To do czwartkowego treningu.- odezwał się blondyn. Od razu zrozumiałem, że te słowa kierowane są do mnie dlatego spojrzałem na niego i lekko kiwnąłem głową.- To twój ostatni gwizdek na trening. Nie spóźnij się.

Nic nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru wysilać się na tą mało delikatną uwagę. Zamiast tego odwróciłem od niego wzrok i przeniosłem go na Dylana. Chciałem zapytać szatyna czy nie pójdziemy już na stołówkę, jednak nim zdążyłem otworzyć usta, chłopak wyprzedził mnie i za mnie, odpowiedział blondynowi.

- A ty nie zapomnij poćwiczyć rzutów, bo z takim zawodnikiem wątpię, abyś zdobył dla nas jakikolwiek punkt.- powiedział szorstkim tonem.

Zaniemówiłem. Po prostu stałem tam jak wryty i patrzyłem z lekkim szokiem na niewzruszoną twarz szatyna. Nie wiem jaką minę miał teraz blondyn, jednak cisza jaka za nami powstała nie zwiastowała niczego dobrego.

- Skurczu mięśni dostałeś, że ci się twarz tak wykrzywia?- dopytał udają zaniepokojony ton głosu.

I wtedy nie wytrzymałem. Spomiędzy moich ust wydobyło się ciche parsknięcie. Momentalnie ułożyłem dłoń na ustach, po czym niekontrolowanie spojrzałem przez ramię. I rzeczywiście. Twarz chłopaka była wykrzywiona w lekkim grymasie. Było można dostrzec lekką złość, jednak to zdziwienie wzięło górę.

Chłopak po chwili odchrzaknął, jakby nie wiedział co odpowiedzieć, a gdy w pełni opanował swoje emocje, spojrzał na resztę.

- O to się nie martw.- odparł, po czym jako pierwszy ruszył r głąb korytarza.

Reszta poszła w ślady chłopak, a już po chwili zniknęli w i tak małym tłumie uczniów. Nie wiem jak długo patrzyłem na miejsce gdzie zniknęła grupka, jednak na ziemię sprowadził mnie głos Dylana.

- Nie przejmuj się Michael'em. To prostak i cwaniak. Myśli, że wszystko mu wolno.- powiedział spokojnie. Zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem na szatyna.

- Mówisz to tak, jakby była to najoczywistniejsza rzecz na ziemi.- zauważyłem

- Bo tak jest. Takim jak on się nie ufa. Gdyby mógł sprzedał by własną matkę za paczkę fajek.- wzruszył ramionami

Na jego słowa pokręciłem rozbawiony głową, a z moich ust wydobył się cichy śmiech. Dylan na moją reakcję uniósł jedną brew, jednak nic nie mógł poradzić na ten mały uśmiech, który uformował się na jego ustach.

- Chodźmy już lepiej na stołówkę. Coś czuję, że jak zaraz nie pójdziemy, to Liam wszystko zje.- zauważyłem

- W takim razie. Panie przodem.- powiedział wystawiając dłoń w stronę korytarza.

Miałem już wyciągnąć środkowy palec w jego stronę, jednak do głowy nasunęła mi się ciekawa docinka.

- Och! Ty mój bohaterze!- powiedziałem, po czym dramatycznie ułożyłem dłonie na piersi.

Dylan nic nie odpowiedział, a jedynie przewrócił oczami. Ruszyliśmy w stronę stołówki, a po drodze Dylan zaczął wyjaśniać mi co będziemy robić na następnym treningu. Zawody które niedługo będą się u nas odbywać, to zawody pomiędzy innymi klasami. Każdy rocznik musi wystawić swój skład i może nie było by w tym nic motywującego, jednak gdy usłyszałem nagrodę, postanowiłem, że musimy wygrać. Wygraną jest tydzień bez pytania. Oczywiście tylko gracze otrzymują tydzień, reszta dostaje jeden dzień. Ta szkoła jednak nie jest taka zła.

Po dotarciu do stołówkę, wraz z Dylanem zaczęliśmy szukać wolnego miejsca. Jak się okazało o tej godzinie było trudniej niż zazwyczaj. Myślałem, że będę zmuszony jeść na podłodze, jednak szybko znaleźliśmy naszą grupkę idiotów. Nie musiałem wymieniać z Dylanem ani jednego zdania. Po prostu spojrzeliśmy na siebie, po czym w tym samym momencie kiwneliśmy głową.

Zaczęliśmy się przeciskać przez stoliki, a gdy dotarliśmy na miejsce, oprócz Theo i Liama dostrzegłem też trzy inne osoby. Mike'a, który jak zawsze o tej godzinie stał obok Theo i go podrywał. Oraz Bretta, który siedział obok Liama i z mordem w oczach obserwował Luke'a stojącego obok Mike'a. Blondyna zapewne czuł na sobie spojrzenia bruneta, jednak udawał, że śmieje się z podrywów przyjaciela. Skąd to wiem? Ponieważ po skroni Luke'a spływała pojedyńcza kropelka potu.

- Co tam przegrywy?- zapytałem z lekkim uśmiechem

Momentalnie zwróciłem na siebie uwagę innych. Każdy w swoim tempie spojrzał w moją stronę, a Dylan w między czasie usiadł obok Bretta i zaczął coś do niego szeptać. Brett po słowach szatyna odwrócił wzrok od Luke'a i zerknął na przyjaciela.

- Thomas! Jak miło cię widzieć przystojniaku.- powiedział niczym nieskrępowany Mike

- Ciebie również.- odparłem puszczając mu oczko, po czym zerknąłem na Liama.- zostawiłeś nam coś ty odkurzaczu do rzarcia?

- Gdybym wiedział, że tak mnie nazwiesz, to poprosił bym Berthe, aby dorzuciła ci środków przeczyszczających.- odparł wystawiając w moją stronę środkowy palec, jednak ten mały uśmiech i tak uformował się na jego twarzy.

- I tak wiem, że mnie kochasz.- odparłem

- Och, to na pewno.- przewrócił oczami.- Co wam tak długo zajęło przyjście tu?

Miałem już odpowiedzieć, że najzwyczajniej w świecie rozgadaliśmy się przy szafkach, jednak Dylan wyprzedził mnie. Ponadto, powiedział prawdę, którą chciałem ukryć.

- Michael nas zaczepił.- powiedział przebijając się przez rozmowy innych przy stole.

Jako pierwszy zareagował Mike. Chłopak przestał podrywać Theo, po czym zerknął to na mnie to na Dylana. Jego reakcja była dziwna, jednak nie tak jak wyraz jego twarzy. Mike, był nadwyraz poważny.

- Czego chciał ten niedojeb.- wysyczał, jakby mówił o obrzydliwym robactwie.

Wzrok Dylana i Mike'a skrzyżował się, jednak o dziwo nie wyczułem pomiędzy nimi tego napięcia co przy paru innych sytuacjach. Przy naszym stoliku zapanowała cisza, w której to każdy obserwował Dylana i Mike'a.

- Niczego specjalnego, ale jak zawsze zgrywał Boga.- odparł po chwili. Mike kiwnął mu głową, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.

- A ciebie coś się czepiał?- zapytał poważnym tonem.

Nie znałem Mike'a z tej strony, dlatego przez moje ciało momentalnie przeszły dziwne dreszcze. Zazwyczaj pokazuje się jako podrywacz, jednak jak widać ma też swoją twardą stronę.

- Nie.- od razu zaprzeczyłem.- czemu pytasz?

- Z czystej ciekawości. Jak pewnie zauważyłeś nie jest uważany za kogoś wartego zaufania. Po prostu nie wchodzi z tą szumowiną w dyskusję. To porypany człowiek.- odparł

Momentalnie złączyłem usta w wąską linię, bo kompletnie nie widziałem jak zareagować na słowa Mike'a. Tak, zauważyłem, że Michael jest typem cwaniaczka, jednak nie sądziłem, że to nie tylko moje spostrzeżenia. Kiwnąłem mu głową, po czym spojrzałem na resztę.

- Zapamiętam.- odparłem, po czym zacząłem się rozglądać.- Ej, gdzie jest Stiles?

- Powiedział, że idzie porozmawiać z Panem Derekiem.- wyjaśnił szybko Liam.- niby ma z czymś problem.

Pierwsze o czym pomyślałem, to że szatyn poszedł z nim wyjaśnić wczorajszą akcje z odrzuceniem. Niestety tak szybko jak ta myśl pojawiła się w mojej głowie, tak szybko zniknęła. Czemu? Odpowiedź jest bardzo prosta.

- Przecież Pana Derek'a nie ma dziś w szkole.- zauważył trafnie Theo.

- Jest.- powiedziałem szybciej niż pomyślałem. Liam i Theo momentalnie przenieśli na mnie swój wzrok i posłali mi zdziwione spojrzenia.

- Jest?- dopytał odsuwając od siebie twarz Mike'a, który właśnie próbował zjeść frytka z jego ręki.- Mike, odpierdol się!

- Tak jest.- rzuciłem, po czym zrobiłem krok w tył.- Poprosiliśmy go o przyjście bo musimy z nim coś omówić. Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Zaraz przyjdę.- wymyśliłem szybko wymówkę.

Ignorując zdziwione spojrzenia Liama, Bretta i Dylana, obróciłem się w tył, po czym na powrót zaczęłam przeciskać się między stolikami. Wiem, że do końca przerwy nie zostało sporo czasu, jednak chce wykorzystać ten moment i porozmawiać z szatynem.

W ekspresowym tempie opuściłem stołówkę, po czym ruszyłem w stronę sali 165. Od tego pośpiechu serce waliło mi jak oszalałe, jednak ani na chwilę nie zwolniłem. Ostatnie metry byly najgorsze bo prawie potknąłem się o własne nogi. Podbiegłem do odpowiednich drzwi, po czym przez szparę zajrzałem do środka.

Tak jak przypuszczałem, Stiles był tu sam. Siedział na ławce w pierwszym rzędzie i pustym wzrokiem wpatrywał się w tablice. Jego prawa noga huśtała się lekko w przód i w tył, a plecy miał lekko zgarbione. Od razu widać, że przez jego głowę przechodzą różne myśli.

Szatyn zapewne wyczuł, że ktoś na niego patrzy, dlatego po paru chwilach oderwał wzrok od tablicy i przeniósł go na mnie. W pierwszej chwili chciałem unieść dłoń w górę, aby się przywitać, jednak szybko zamarłem, gdy tylko przyjrzałem się jego oczom. Były one szkliste co oznaczało, że jest bliski płaczu.

Stiles uniósł kącik usta, a ja odpowiedziałem mu tym samym. Na powrót spojrzał na tablicę, a ja postanowiłem ruszyć z miejsca. Przemierzyłem dzielący nas dystans, po czym usiadłem zaraz obok szatyna. Nie odezwałem się. Nie chciałem go pośpieszać.

Chłopak pociągnął lekko nosem, po czym zaśmiał się sucho. Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to boli. On nie zasługuje na smutek, a tym bardziej na płacz.

- Nie jesteś głupi. Wiesz o kogo chodzi.- bardziej stwierdził niż zapytał. Momentalnie spojrzałem w dół na swoje dłonie, po czym przejechałem językiem, po swoich spieszchnietych wargach.

- Tak. Domyśliłem się.- odparłem, po chwili ciszy. Stiles na powrót zaśmiał się sucho, jednak nic nie odpowiedział.

Cisza jaka między nami powstała, była trudna. Naprawdę nie wiem jak to określić, ale czuję jakbym miał cząstkę bólu Stiles'a na swoich barkach. W tym jednym małym procencie czułem to co on.

- Kocham go.- wyszeptał łamliwym głosem.- Kocham się w nim od pierwszej klasy.

Momentalnie zerknąłem na szatyna. Na jego twarzy niby gościł lekki uśmiech, jednak nie był on wesoły. Był cholernie smutny.

- Wczoraj odrzucił mnie. Powiedział, że to nie ma sensu...że to zapewne tylko moje chwilowe zauroczenie.- chłopak zaśmiał się sucho, po czym uniósł głowę w górę.- A ja jak głupi myślałem, że po tym wszystkim coś dla niego znacze.

- Po tym wszystkim? Co masz przez to na mysli?- dopytałem nie wiedząc co powiedzieć. Byłem kompletnie zaskoczony wyzwaniem szatyna.

Stiles przez chwilę milczał i z pustym wzrokiem wpatrywał się w tablice. Nie chciałem go pośpieszać, dlatego cierpliwie czekałem na odpowiedź. Czułem to napięcie jakie między nami powstało, a z każdą kolejną chwilą, rosło w siłę. Stiles po dłuższym zastanowieniu westchnął ciężko, a po jego policzku spłynęła pojedyńcza łza.

To boli.

- Zrobiłem coś głupiego. Coś bardzo głupiego. Miałem nadzieję, że to coś między nami zmieni... że spojrzy na mnie jak na swojego potencjalnego partnera.- wyszeptał z tym samym smutnym uśmiechem.- ale po tym wszystkim zaczął mnie ignorować.

Chłopak oderwał wzrok od tablicy, po czym spojrzał w moją stronę. Po moim ciele momentalnie przeszły dreszcze gdy zobaczyłem w jakim jest stanie.

- Niedawno nawet byłem u niego, gdy był chory. Zaopiekowałem się nim, nie chcąc nic w zamiam. Fakt, że mogłem mu pomóc było dla mnie wystarczającą nagrodą.- szatyn uśmiechnął się na to wspomnienie, po czym mrugając parę razy oczami spojrzał gdzieś w górę. Chciał odgonić łzy, jednak na nic zdały się jego starania.- Wtedy zrobiłem kolejną głupią rzecz. Wymusiłem na nim pocałunek. Oddał go, a ja znów zacząłem wybiegać wyobraźnią w przyszłość. Myślałem, że to coś zmieni.

Teraz nie mogłem opanować swojej reakcji. Moje usta rozszerzyły się lekko, a oddech ugrzęzła w gardle. Nie miałem pojęcia co na to odpowiedzieć, bo nie spodziewałem się, że szatyn podjął tak odważne kroki. Mimo iż jestem wyszczekany to nie potrafiłbym pocałować kogoś z zaskoczenia. Jego zachowanie było kontrowersyjne, jednak z jego wypowiedzi coś innego mnie zaciekawiło.

- Oddał pocałunek?- dopytałem nie ukrywając zdziwienia. Szatyn momentalnie kiwnął głową.- Czyli...jest prawdopodobieństwo, że jest gejem? Albo bi.

Stiles po moich słowach zaśmiał się cicho, po czym spojrzał na tablicę. Jego zachowanie było dziwne, co wywołało u mnie jeszcze większe zaciekawienie.

- Gejem.

- Skąd ta pewność?- dopytałem.

I wtedy na powrót zapanowała ta dziwna atmosfera. Szatyn zagryzł dolną wargę, a jego klatka piersiowa uniosła się. Gołym okiem widać, jak kłócił się ze swoimi myślami. Nie chciałem na niego naciskać, dlatego postanowiłem złagodzić tą ciężką atmosferę.

Szybko zeskoczyłem z ławki, po czym stanąłem idealnie przed szatynem. Chłopak uniósł swoją głowę i spojrzał głęboko w moje oczy.

- Stiles, powiem ci coś szczerze. Oczywiście możesz się z tym nie zgodzić, ale muszę to powiedzieć.- zacząłem, po czym bez najmniejszego skrępowania ułożyłem swoje dłonie na jego policzkach.

Dokładnie wytarłem kciukami jego policzka, po czym wróciłem wzrokiem na jego oczy.

- Jesteś jednym z niewielu ludzi którym ufam. Jesteś tak bardzo charyzmatyczny, że ten cały Derek nie zasługuje na ciebie. Naprawdę nie wiem co ci się w nim podoba, ale moim zdaniem dobrze, że to się tak skończyło. Ta relacja dała ci lekcje, która sprawi, że będziesz silniejszy, ale ważne abyś tą lekcje pamiętał. Według mnie twój przyszły partner chodzi gdzieś po ziemi, nawet nie mając pojęcia, jak wielkie szczęście go w przyszłości spotka.- wyznałem szczerze.

Stiles uśmiechnął się na moje słowa, a ja widząc jego poprawę nastroju, postanowiłem wykonać kolejny krok. Szybko zabrałem dłonie z jego twarzy, po czym szczelnie objąłem go ramionami. Chłopak nie protestował. Momentalnie ułożył swój policzek na moim ramieniu, po czym objął mnie w pasie.

Nie wiem jak długo tkwiliśmy w tej pozycji, ale nie przeszkadzało mi to, a jego spokojny oddach bardzo mnie cieszył. Nie chciałem, aby znów zaczął płakać, dlatego postanowiłem trochę go rozweselić, na swój własny sposób.

- No ale, gdybyś chciał zdobyć doświadczenie w związkach, to pisz do mnie. Jestem otwarty.- powiedziałem z lekkim uśmiechem.- jeśli rozumiesz o co mi chodzi.- dodałem dwuznacznie.

Stiles zareagował momentalnie. Chłopak mało delikatnie uderzył mnie w ramię, a ja od siły uderzenia odsunąłem się w tył. Z moich ust niekontrolowanie wydobył się głośny śmiech, na co szatyn przewrócił oczami. No ale cóż, ten mały uśmiech i tak uformował się na jego twarzy.

- Jak taką wielką masz chcice, to poczekaj. Zawołam tu mojego brata.- docioł mi

- Spierdalaj!- krzyknąłem nienaturalnie piskliwym głosem.- Z każdym tylko nie z nim!

I poraz kolejny tego dnia zadziwił mnie. Chłopak nie zaśmiał się, a jedynie popatrzył na mnie z powątpieniem. Szatyn zjechał mnie wzrokiem, jednak nic nie odpowiedział. Zamiast tego zabrał większy wdech i wstając z ławki, włożył dłonie do kieszeni spodni.

- Idziemy? Nagle zrobiłem się głodny.- powiedział nagle

- Tak. Mam ochotę zjeść konia z kopytami.- odparłem łapiąc się za brzuch.

Szatyn pokręcił rozbawiony głową, po czym wystawił rękę w stronę drzwi dając mi tym samym znak, abym ruszył przodem. Momentalnie ruszyłem z miejsca, a gdy znalazłem się przy drzwiach chłopak dodał.

- A i jeszcze jedno.- zaczął ma co momentalnie stanąłem w miejscu. Obróciłem się w jego stronę, po czym spojrzałem w jego oczy. Całe szczęście nie widać po chłopaku, że płakał.

- Spokojnie, ta rozmowa zostanie pomiędzy nami.- pospieszyłem.

- Nie...znaczy to też, ale jest coś jeszcze co chcę ci powiedzieć.- zaczął, po czym uśmiechnął się lekko.- Dziękuję.- dodał.

Na mojej twarzy momentalnie zagościł lekki uśmiech. Za każdym razem gdy mogę komuś pomóc czuję w brzuchu to dziwne ciepło, więc i tym razem je poczułem.

- Jak coś to jestem.- wyszeptałem

"Jak coś to jestem" niby nic wielkiego...niby zwykłe zdanie, a jednak. O to chyba chodzi. Aby mieć osobę, do której można przyjść i się wyżalić. Aby mieć osobę, która będzie dla ciebie wsparciem. Aby mieć osobę, która zamiast oceniać, podniesie cie na duchu i zacznie pomagać.

- Jeszcze raz, dzięki.- odparł na co kiwnąłem głową.

*******

- Czterysta siedemnascie.- powiedziałem, po czym ponowiłem czynność, którą wykonuję od parunastu minut.- Czterysta osiemnaście, czterysta dziewiętnaście, czterysta dwadzieścia.- dodałem, po czym odsunąłem rękę od twarzy.

Spojrzałem na mały przedmiot w moich dłoniach, a na mojej twarzy momentalnie pojawiło się uśmiech, gdy zobaczyłem, że w końcu udało mi się osiągnąć sukces. Co było tym sukcesem? Dolizanie się do środka lizaka.

- No w końcu.- wymamrotałem, po czym wyciągając zmęczony język rozłożyłem się wygodniej na kanapie.

Dwie godziny temu moi rodzice pojechali na zakupy, bo mamie zepsuła się torebka. Myślałem, że szybciej im to zejdzie, jednak dopiero po pierwszej godzinie zorientowałem się, że byłem w błędzie. Przecież na torebce się nie skończy. Zaraz spodoba jej się inny kolor torebki i skończy się na tym, że będę zmuszeni pojechać po nowy płaszcz, buty, szal i rekawiczki.

Oczywiście tata mógłby wykazać się asertywnością, jednak to bardzo wątpliwe. Mimo iż mój tata jest stanowczy, to przy tej blond kobiecie mięknie.

Znudzony do granic możliwości, zerknąłem na pilot obok mnie, a gdy zobaczyłem jak daleko go odrzuciłem, z moich ust wydobył się głośny jęk niezadowolenia. Miałem się już wysilić i sięgnąć po niego, jednak nagle do moich uszu dotarł odgłos dzwonka.

- Czy świat mnie nienawidzi?- zapytałem unosząc dłonie w górę.

Ostatkiem sił dźwignąłem swoje zastane ciało, po czym zarzucając koc na barki, ruszyłem w stronę drzwi. Powoli zbliżyłem się do nich, po czym leniwie chwyciłem za klamkę. Otworzyłem je, po czym spojrzałem na osobę przede mną.

Jest już wieczór i słońce powoli zaczęło zachodzić. O tej porze bardziej spodziewał bym się sąsiadki, której zabrakło cukru, a nawet kuriera, jednak nie jego. Nie chłopaka o czarnych włosach jak smoła i piwny oczach.

Zmarszczyłem brwi, będąc lekko zdezorientowany, po czym zjechałem go wzrokiem. Miał na sobie szare dresy i czarną koszulkę, która opinała jego szeroki tors. Postawa chłopaka była luźna, co mnie trochę zdziwiło. Zerknąłem przez jego ramię, aby upewnić się że jest sam, a gdy już to zrobiłem, na powrót spojrzałem na chłopaka.

- Ale ty wiesz, że Brett mieszka po drugiej stronie?- zapytałem wskazując na dom za Dylanem

- Wiem - odparł, jak gdyby nigdy nic, po czym włożył dłonie do kieszeni spodni.- Ubieraj się. Idziemy pobiegać.

Przez pierwsze parę sekund po prostu patrzyłem na niego, jak na wariata. Miałem nadzieję, że to nieśmieszny żart, jednak myliłem się. Dylan nie wyglądał jakby żartował, a to wywołało u mnie kolejną reakcje, której za nic nie potrafiłem opanować. Spomiędzy moich ust wydobył się głośny śmiech, który zapewne poruszył by mnicha w Indiach.

Złapałem się za brzuch, bo od nadmiaru śmiechu zaczął mnie lekko boleć. Moją twarz w tym momencie była czarowna, jednak ani trochę się tym nie przejmowałem.

- Czy ja dobrze zrozumiałem? Mam iść biegać? Ja?- zapytałem, dalej śmiejąc się jak głupi

Dylan chciał coś powiedzieć, jednak przez mój śmiech nie dopuściłem go do głosu. Szatyn przekręcił głowę lekko w bok, po czym cierpliwie poczekał, aż się uspokoję.

- Skończyłeś?- zapytał w momencie, gdy mój śmiech słabł.

- O stary. Ale ty jesteś czasem zabawny.- powiedziałem kiwając lekko głową.- dobra żarty żartami, ale możesz już mi powiedzieć, po co tu jesteś.- odparłem, po czym znudzony oparłem się o framugę drzwi.

I wtedy Dylan zrobił coś czego bym się nie spodziewał. Chłopak zrobił krok w przód, po czym bez najmniejszego skrępowania przekroczył próg domu. Zmarszczyłem brwi będąc lekko zdezorientowany, po czym odbiłem się od framugi. Szybko obróciłem się w tył, aby spojrzeć gdzie udał się szatyn, a gdy zobaczyłem jak sięga po moje buty zdziwiłem się jeszcze bardziej.

- No.- zaczął prostując się. Chłopak wyciągnął buty w moją stronę po czym kiwnął na niego głową.- Zakładaj. To rozkaz kapitana.

- Ty chyba sobie jaja robisz.- powiedziałem niedowierzając.

- To. Rozkaz.- powtórzył łagodnie.- Muszę ci trochę przygotować na zawody. Poza tym ruch to zdrowie.

Chciałem się już na niego wydrzeć, że nigdzie nie idę i że jest jakiś nienormalny, jednak do mojej głowy nasunęła się dość ciekawa docinka. Nie wiem czemu takie słowa wydostały się z moich ust, ale zdecydowanie powinienem mieć ucięty język.

- Wiesz.- zacząłem podchodząc do szatyna. Uniosłem głowę w górę, po czym z lekkim uśmiechem spojrzałem w jego oczy.- Znam dużo przyjemniejszą formę ruchu.- dodałem i bez skrępowania zjechałem go wzrokiem.- na biedę i ty się nadasz.

Dylan po moich słowach uniósł brew, po czym zjechał mnie wzrokiem. Myślałem, że obrzydzi go moja gadka, jednak on postanowił odpowiedzieć mi kontratakiem.

- Najpierw pójdziemy cię porozciągać, bo z moją kondycja zemdjejesz po paru minut.- odparł nachylając się lekko w moją stronę, po czym wysunął w przód moje buty.- Zakładaj.

Moje policzki momentalnie zrobiły się czerwone, bo za Chiny nie spodziewałem się, że ten wkurzający szatyn będzie wstanie wypowiedzieć tak dwuznaczne zdanie. Lekko zdezorientowany uniosłem dłoń w górę, po czym mało delikatnie zabrałem swoje buty.

- Idę wyłączyć telewizor.- wymamrotałem

Tak, przegrałem.

Za sobą usłyszałem cichy śmiech szatyna, więc szybko przyspieszyłem aby zniknąć za rogiem. Przysięgam, że kiedyś go udusze.

*******

- Dajesz! Jeszcze trochę!- krzyknął gdzieś w oddali.

Nabije cię na pal.

- Przebiegliśmy dopiero dwa kilometry!- dodał przez lekki śmiech.

I usmaże nad ogniskiem.

Z mordem w oczach uniosłem głowę w górę, po czym spojrzałem na szatyna przede mną. Biegł on tyłem i z rozbawieniem patrzył na mnie jak z trudem próbuje nie wyzionąć ducha. Byłem spocony i tylko minuty dzieliły mnie od śmierci. Umrę robiąc to co nie lubię. Najgorsza śmierć.

- Proszę, zlituj się nade mną.- wymamrotałem

- Przecież nawet treningu nie zaczęliśmy. To tylko rozgrzewka.- oznajmił.

Moje oczy rozszerzyły się momentalnie, a z ust wydobył się głośny jęk niezadowolenia. Biegamy już dobrą godzinę i z każdą kolejną uliczką mam wrażenie, że chłopak chce mnie wyprowadzić na obrzeża miasta, aby tam mnie zadźgać i zakopać. Skąd mam takie podejrzenia? Ponieważ widzę jak z każdą kolejną uliczką domów jest mniej a drzew więcej. Biegamy teraz po jakimś osiedlu i co najstraszniejsze, nie ma tu ludzi. On jak nic chce mnie zabić.

- Gdzie my w ogóle biegniemy?- zapytałem rozglądając się.

Szatyn powoli zaczął zwalniać, by po chwili zatrzymać się. Podbiegłem do niego, po czym nie odrywając wzroku od szatyna schyliłem się i oparłem dłonie o kolana. Byłem zmęczony. Nie. Ja prawie umierałem.

- Pogramy trochę.- wyjaśnił, po czym kiwnął głową na prawo. Momentalnie spojrzałem w tamtym kierunku, a w oddali wśród paru krzaków zobaczyłem oświetlone boisko. - Chodź.- pospieszył i bez chwili namysłu ruszył w stronę wejścia.

Podążyłem za szatynem, a już po chwili znaleźliśmy się przy metalowym ogrodzeniu. Wejście do środka nie było takie trudne, ponieważ drzwi były wyłamane i rzucone w krzaki obok.

Stanąłem na środku, po czym kładąc dłonie na biodrach rozejrzałem się dookoła. Całe boisko otoczone było wysoką siatką, która miała za zadanie zatrzymywać piłki. Chodź wątpię aby spełniała to zadnie w stu procentach, ponieważ gdzieniegdzie widniały sporych rozmiarów dziury. Oświetlenie nie było jakieś mocne, a jedna z czterech żarówkę nie działała. Może to boisko nie było jednym z najnowszych, jednak miał ten swój klimat, który mi odpowiadał.

- Gotowy? - zapytał nagle szatyn.

Obróciłem się w jego stronę, po czym dokładnie przyjrzałem się szatynowi. Chłopak podniósł piłkę, która leżała pod siatką, po czym kozłując ruszył w moją stronę. Obserwowałem jego każdy ruch i to z jaką swobodą odbijał pikę. Po takim dystansie nie jestem pewny, czy uda mi się ją utrzymać w dłoniach.

- Odbierz mi piłkę.- powiedział uśmiechając się lekko

No ale nie mogę pokazać, że jestem aż tak słaby.

- Przygotuj się na porażkę.- odparłem pewnie

Dylan uśmiechnął się lekko, natomiast ja przystąpiłem do działania. Szybko wysunąłem dłoń w jego stronę aby zabrać piłkę. Szatyn okazał się być zwinniejszy i szybko odsunął dłoń, po czym kozłują przełożył piłkę tyłem do drugiej ręki. Zerknąłem w górę na twarz szatyna, a widząc jego rozbawienie wkurzyłem się lekko.

- Oj, chyba trochę sobie poczekam za tą porażką.- odparł, po czym spojrzał na kosz.- Kto pierwszy dobije piętnaście punktów ma postawione żarcie w maku?

- Wiesz, że teraz masz nikłe szanse na wygranie?

I później wszystko poszło już szybko. Chłopak nawet nie zdążył na mnie spojrzeć, a ja już byłem przy nim. Odebrałem mu piłkę, po czym szybko ruszyłem w stronę kosza. Z taką motywacją odbijanie tej durnej piłki nie było takie trudne. Zbliżyłem się do pordzewiałej tablicy, a gdy wykonałem trzy szybkie kroki rzuciłem piłkę w stronę obręczy. Piłka odbiła się od tarczy, po czym wpadła do środka.

Zadowolony z siebie obserwowałem jak piłka spada na betonowe boisko i odbija się parę razy. Ułożyłem dłonią na biodrach, po czym z lekkim uśmiechem obróciłem się w stronę Dylana.

- Radzę ci rozbić już świnkę skarbonkę, bo niedługo czeka cię duży wydatek.

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca.- odparł, po czym ruszył w stronę piłki.

*******

Zmęczony do granic możliwości usiadłem na betonie, po czym położyłem się na nim. Moja klatka piersiowa uniosła się i opadała, a oddech stał się nierówny. Ten sparing okazał się być dłuższy niż przypuszczałem, bo co chwilę odbieraliśmy sobie piłkę. Tak swoją drogą. Nie przypuszczałem, że mam w sobie tyle energii. Gdyby po mnie nie przyszedł zapewne siedział bym teraz w domu i czytał książkę o fikcyjnych przygodach, których nigdy nie przeżyje.

Przejechałem dłońmi po twarzy, a w tym samym momencie usłyszałem obok siebie jakiś szelest. Zerknąłem w lewo, a moim oczom ukazał się Dylan, który położył się zaraz obok mnie. Chłopak też był zmęczony, a dowodem na to były posklejane włosy i tak samo jak u mnie unosząca się i opadająca klatka piersiowa.

Chłopak ułożył dłoń pod głową, po czym zerknął w moją stronę. Nasz wzrok skrzyżował się, a z moich ust wydobył się lekki śmiech.

- Co cię tak bawi?- zapytał niby groźnie.

- Wyglądasz, jak po nieudanej operacji.- wyznałem, po czym zaśmiałem się głośniej. Dylan momentalnie uniósł jedną dłoń, po czym lekko klepnął mnie w ramię.

- Nie zapomnij tylko rozbić swojej świnki skarbonki.- przypomniał.

Tak. Dylan wygrał. Ale nie było tak źle. Gdy trafiał piętnasty punkt, ja miałem siedem. To i tak dobrze patrząc na to iż jestem początkujący.

Momentalnie uniosłem dłoń w górę, po czym wystawiłem środkowy palec w jego stronę. Chłopak zaśmiał się, jednak nic nie odpowiedział. Oderwałem od niego wzrok, po czym zamykając oczy podłożyłem dłoń pod głowę. Chciałem się odprężyć i troche wyrównać swój oddech, po tak ciężkim treningu. Niestety tą jakże wspaniałą chwilę przerwał mój telefon, który niespodziewanie zaczął wibrować w mojej kieszeni. Ociążale uniosłem swoją dłoń, po czym mozolnie odpiołem zamek w czarnych dresach. Wyciągnąłem urządzenie, po czym unosząc telefon w górę, spojrzałem na wyświetlacz.

- Mama?- zapytał szatyn.

- Tak. Pewnie wrócili z zakupów i chcą wiedzieć gdzie jestem.- odparłem wzdychając. Momentalnie kliknąłem w zielony przycisk, po czym odpalając tryb głośnomówiący ułożyłem telefon na klatce piersiowej.- No?

- Thomas, my wrócimy dziś trochę później. Jak będziesz szedł spać, to zamknij dom. My klucze mamy.- powiedziała, a w słuchawce dodatkowo usłyszałem jakiś szelest.

- Jak naradzie jestem ze znajomym na boisku. Myślałem, że wróciliście już do domu.

- Nie jeszcze nie. Mają ładne przeceny na płaszcze.

Na mojej twarzy momentalnie zagościł lekki uśmiech, bo coś przeczuwałem, że tak skończy się ich wypad po torebkę.

- A co to za znajomy? To ten, z którym niedawno byłeś na randce? Dobrze się uczy?- zapytała niczego nieświadoma kobieta.

Fala zażenowania jaka wpłynęła na moje ciało, byla ogromna. Momentalnie chwyciłem za telefon i przy akompaniamencie śmiechu Dylana wyłączyłem głośno mówiący i przyłożyłem telefon do ucha. Nie spojrzałem na Dylana, jednak bez najmniejszego problemu wyczułem jego wzrok na sobie.

- Mamo.- zacząłem kładąc palce na kąciki oczu przy nosie.- Byłaś na głośnomówiącym.

W słuchawce zapanowała cisza. Nie słyszałem już tego szelestu co wcześniej. Oznaczało to, iż kobieta przestała grzebać w ciuchach i zaczęła analizować powagę sytuacji. Jej osłupienie nie trwało długo, jednak odpowiedź jaką dostałem wcale mnie nie ucieszyła.

- Przepraszam.- powiedziała przez lekki śmiech.- Skąd miałam wiedzieć.

- Boże co za wstyd.- wymamrotałem, po czym zabierając dłonie z twarzy spojrzałem na Dylana. Chłopak patrzył w moją stronę i posyłał mi rozbawione spojrzenie.

- Kupię ci coś słodkiego na przeprosiny.

- Bez kosza słodyczy nawet nie podchodź.- żartowałem co skutkowało jej lekkim śmiechem.

- Pomyśle. Ja już kończę, bo weszliśmy do sklepu gdzie nie ma foteli i David się już niecierpliwi.- dodała.

- To pa

- Pa.- rzuciła, po czym szybko rozłączyła się.

Zablokowałem telefon, po czym włożyłem go do kieszeni spodni. Nadal czułem na sobie jego spojrzenie, więc chcąc nie chcąc obróciłem głowę w jego stronę. Myślałem, że będzie patrzył na mnie z rozbawieniem, jednak o dziwo na jego twarzy gościło dziwnego rodzaju zamyślenie jakby nad czymś się zastanawiał.

- Mam dobre oceny?- zapytał, a już po niespełna sekundzie zaczął się śmiać.

- Spierdalaj.- rzuciłem chcąc przebić się przez jego śmiech, jednak nie udało mi się to.

Dylan, po chwili zlitował się nade mną i przestał się ze mnie śmiać, za co byłem mu ogromnie wdzięczny. Pierwszy i ostatni raz odbieram telefon od mamy na głośnomówiącym, gdy obok ktoś jest.

- Boisz się ciemności?- zapytał nagle. Momentalnie zmarszczyłem brwi, po czym zerknąłem na szatyna obok mnie.

- Tylko po obejrzeniu horrorów.- wyznałem szczerze.

Dylan parsknął krótkim śmiechem, jednak nic nie odpowiedział. Zamiast tego, podniósł się i ociążale wstał na równe nogi. Obserwowałem go z zaciekawieniem, gdy zbliżał się do wyjścia z boiska, a gdy opuścił teren, zmarszczyłem dodatkowo brwi. Chłopak podszedł do jakiegoś słupa, po czym odpalając latarkę w telefonie oświetlił metalową skrzynkę. Nie miałem pojecia co kombinuje szatyn, jednak o dziwo nie bałem się.

- Co ty tam robisz?!- krzyknąłem zaciekawiony

- Za trzy sekundy się dowiesz!- odkrzyknął

I tak był. Po tych obiecanych trzech sekundach stało się coś nieoczekiwanego. Trzy ostatnie żarówki, które oświetlały boisko zgasły, a dookoła zapanowała ciemność. Jedynym źródłem światła był telefon Dylana, który teraz wskazywał mu powrotną drogę. Chłopak powoli zbliżał się w moją stronę, a gdy w końcu dotarł na miejsce, na powrót położył się w poprzedniej pozycji. Chłopak zgasił latarkę, a dookoła nas zapanowała całkowita ciemność

- Co to było?- zapytałem

Moje oczy dopiero po chwili przyzwyczaiły się do ciemności. Dylan obrócił głową w moją stronę, po czym wystawił dłoń przed siebie.

- Lubię tu przychodzić z paru powodów. Jednym z nich jest to.- wyjaśnił spoglądając przed siebie.

Zmarszczyłem brwi, będąc lekko zdezorientowany, jednak gdy spojrzałem przed siebie wszystko zrozumiałem. Gwiazdy. Całe niebo było pokryte gwiazdami, które zapierały dech w piersiach. Wyglądało to niesamowicie do tego stopnia, że moje usta uchyliły się lekko. Miliony gwiazd nad naszymi głowami.

- Wow.- wymamrotałem nie wiedząc co powiedzieć.

- To odprężające.- dodał za mnie.

Wiem, że na mnie nie patrzył, jednak ja jedyne co potrafiłem zrobić to kiwnąć głową. Niebo wyglądało naprawne przepięknie, a z każdą kolejną chwilą widziałem więcej gwiazd.

- Tak swoją drogą.- zaczął po chwili ciszy.- Masz bardzo tolerancyjnych rodziców. No wiesz, nie robią ci o to problemu, jakiej orientacji jesteś mimo iż jesteś jedynakiem. To raczej rzadko spotykane.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, jednak nie był to normalny uśmiech. To był to smutny uśmiech.

- Nie zawsze tak było.- wyznałem szczerze, a w odpowiedzi poczułem na sobie jego zaciekawiony wzrok.

- Czyli?- zapytał.

Parsknąłem pod nosem ponieważ, gdy tylko przypomniałem sobie początki to, to wszystko wydaję się takie dziwne.

- Wiesz, to nie tak, że nagle poinformowałem rodziców o tym, że jestem gejem, a oni rzucili mi się na szyję i gratulowali.- powiedziałem, nie wiedząc jak zacząć.- Pierwszy miesiąc był najgorszy. Tata nie odzywał się do mnie ani słowem, unikał mnie, a atmosfera przy obiedzie była bardzo napięta. Pamiętam jak kiedyś rozpłakałem się przy stole podczas posiłku, bo najzwyczajniej w świecie nie wytrzymałem.- wyznałem, po czym uśmiechnąłem się smutno.

- Kiedy to się zmieniło?- zapytał nagle.

- Mama i tata musieli przeprowadzić między sobą bardzo poważną rozmowę. Pewnego wieczoru poprosili mnie do salonu. To był czas, gdy zamykałem się w swoim pokoju, bo nie chciałem z nikim rozmawiać. Było to dla mnie ciężkie, aby zejść i spojrzeć im w oczy, ale zrobiłem to. Wiedziałem, że kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać, jednak bałem się tego. Gdy schodziłem na dół, czułem jakby wszystko rozgrywało się w zwolnionym tempie.- zaśmiałem się pod nosem na to wspomnienie- okazało się, że nie było czego się bać. Gdy na wejściu zobaczyłem lekki uśmiech ojca wiedziałem, że to czas aby wszystko sobie wyjaśnić.- wyznałem szczerze

Nie mam pojęcia czemu się przed nim otwieram. Może to przez atmosfere, może przez zmęczenie, a może po prostu tego potrzebuję. W każdym razie, nie przeszkadza mi to. To, że Dylan dowie się o mojej przeszłości.

- Nie miałem pojęcia, że możecie mieć taką historię. Gdy byliście u nas na kolacji, twój tata mówił to z taką lekkością.- powiedział nie ukrywając zdziwienia.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym spojrzałem na Dylana. Chłopak musiał to wyczuć, więc po niespełna sekundzie i on obrócił głowę. Nasz wzrok skrzyżował się, a ja pierwsze co dostrzegłem to gwiazdy, które ładnie odbijały się w jego oczach. Dzisiejsze nieba, jest naprawdę niesamowite.

- To wszystko kwestia zrozumienia.- odparłem ani na moment nie odrywając wzroku od jego oczu.- Zrozumieli, że między nami nic to nie zmienia i nadal jestem ich synem.

Dylan przez chwilę milczał, jakby analizował moje słowa. Może zabrzmi to jak oksymoron, ale to cisza była dziwnie miła.

Po dłuższej chwili, Dylan kiwnął mi głową, po czym odwrócił wzrok.

- Czyli podsumowując, zależało im na twoim szczęściu.- powiedział

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Ogólnie przewiduje tylko plus minus 30 rozdziałów. Tak tylko informuje🙈❤️

Sorry za błędy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top