19
Prawie 6 tys. słów
Miłego czytania ❤️
Perspektywa Thomasa:
To ten dzień. Dzień w którym wykonam ostatni oddech. Widziałem, że prędzej czy później on nadejdzie, jednak nie spodziewałem się, że dzień mojej śmierci będzie tak brutalny. Tak. Umieram. Umieram będąc daleko od domu, przyjaciół i na dodatek w młodym wieku. Nic jeszcze nie przeżyłem, a mogłem zwiedzić tyle wspaniałych miejsc. Moje plany na przyszłość przepadły.
- Thomas!- usłyszałem w oddali znajomy głos
Mój anioł stróż?
Resztkami sił uchyliłem powieki, a pierwsze co dostrzegłem to bardzo jasne światło, które nieprzyjemnie biło w moje oczy. Szybko zmrużyłem powieki, po czym wystawiłem dłoń przed siebie, aby choć trochę uchronić się przed światłem.
Czyżbym trafił do nieba?
Gdy moje oczy lekko przyzwyczaiły się do światła, w oddali zobaczyłem niewyraźną ciemną sylwetkę. Pomrugałem parę razy oczami, a mój wzrok wyostrzył sie lekko.
Oh, jednak trafiłem do piekła.
- Thomas, wstawaj z tej podłogi. Przebiegłeś tylko trzy kółka, jeszcze siedem przed tobą.- oznajmił Dylan.
Przysięgam, rozjadę go deskorolką.
Chłopak z rękoma ułożonymi na biodrach, stał obok i z politowaniem patrzył na mnie z góry. Uniosłem jedną brew, po czym zjeżdżając go wzrokiem ułożyłem swoje dłonie na klatce piersiowej. Boże, jak on mnie wkurza.
Czyli jednak jeszcze nie umarłem. Dla pewności podniosłem lekko głowę, a pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to trybuny znajdujące się po drugiej stronie hali. Było na nich paru uczniów, którzy zapewne przychodzą tu, aby pooglądać rozgrywki. Cóż, dziewczyny przychodzą tylko po to, aby popatrzeć na tych spoconych goryli.
- Długo masz zamiar tak leżeć?- dopytał szatyn. Na powrót ułożyłem głowę na podłodze, po czym spojrzałem na Dylana.
- Nie widzisz, że umieram? Weź odejdź i nie przeszkadzaj.- odparłem, po czym na powrót zamknąłem oczy.
Co za bezwstydnik. Najpierw prowadzi mnie na nieuniknioną śmierć, a teraz przeszkadza w umieraniu. Skoro on potrafi przerywać mi w takim momencie, to i ja nie będę gorszy. Po prostu go zignoruje.
I tak też zrobiłem. Poruszałem na przemian swoimi ramionami w górę i w dół, aby poprawić się na niewygodnej ziemi, po czym dla większego relaksu wyciszyłem swój umysł. Cóż, to zadanie było naprawdę trudne, bo po pierwsze, ta podłoga jest twarda, a po drugie, na hali panuje gwar.
Od rozpoczęcia treningu minęło zaledwie parę minut i nie ukrywam, było to dla mnie sporym zaskoczeniem, bo myślałem iż siedzimy tu dobrą godzinę. No ale są też plusy. Mam więcej czasu na leżenie i opierdalanie się.
W końcu po paru długich chwilach, udało mi przyzwyczaić do twardej ziemi. Teraz nie przeszkadzał mi nawet gwar panujący na hali. Miałem się już całkowicie odprężyć, jednak pewien wkurzający szatyn stwierdził, że mam się w życiu za dobrze.
Dylan westchnął ciężko, a po niespełna sekundzie poczułem szarpnięcie. Moje ciało uniosło się, a ja z przerażeniem otworzyłem oczy.
- Ty kutasie!- krzyknąłem, po czym z trudem wylądowałem na równe nogi.
Czy on mnie właśnie wyrzucił w powietrze?!
Momentalnie spojrzałem za siebie, po czym posłałem Dylan'owi wrogie spojrzenie. Chłopak nic sobie z tego nie zrobił. Cóż, jego to nawet rozbawiło.
- Dalej, ruszaj się, bo z takimi ruchami do końca roku nie przebiegniesz tych kółek.- powiedział ruszając w moją stronę.
Dylan pchnął lekko moje ramię, a ja z głośnym jękiem ruszyłem z miejsca. Spojrzałem przed siebie, a moim oczom ukazała się reszta drużyny. Wszyscy stali w grupkach i żywo o czymś dyskutowali. Oni zapewne przebiegli już wszystkie kółka i teraz czekali na mnie, aż skończę.
- Nie oddychaj przez usta.- powiedział szatyn.
Wkurzony do granic możliwości, spojrzałem na lewo, po czym posłałem mu pytające spojrzenie.
- Po pierwsze, czemu? A po drugie, dlaczego obok mnie biegniesz?- zapytałem widząc go tuż obok siebie. Oderwałem od niego wzrok, po czym spojrzałem przed siebie, aby przypadkiem na coś nie wpaść.
- Biegnę obok ciebie, żeby ci potowarzyszyć.- stwierdził co było oczywistym kłamstwem. On dobrze wie, że jak zbliżę się do wyjścia, to spierdole.- A nie oddychaj przez usta, bo to nie zdrowe. Takie powietrze jest nieogrzane i w rzeczywistości nie nabierasz większej ilości tlenu. Najlepiej wdychaj przez nos a wypuszczaj ustami.
Zmarszczyłem brwi, po czym ledwo żywy, spojrzałem na Dylana. Chłopak biegł równo ze mną, jednak coś czułem, że tak wolne tempo go męczy.
- No i śmiesznie to wygląda jak ktoś biegnie z otwartymi ustami.- dodał, a na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
No co za...
Na tą uszczypliwość zareagowałem automatycznie. Przysunąłem się lekko w jego stronę, po czym bez chwili namysłu szturchnąłem go ramieniem. Chłopak nie spodziewał się tego, bo jego ciało zachwiało się lekko w bok. Na jego szczęście, a moje nieszczęście, Dylan ma dobry refleks i szybko wrócił do poprzedniej pozycji. A szkoda. Mógł upaść.
- Ale ty wredny.- powiedział spoglądając w moją stronę.
Nasz spojrzenia skrzyżowały się, a ja nie wiedzieć czemu posłałem mu lekki uśmiech. Nie wiem czy jest to spowodowane zmęczeniem, ale o dziwo jego obecność nie przeszkadzała mi, a nawet wywoływała pewnego rodzaju pozytywne emocje. Nie powinienem tak o nim myśleć, bo znając moje chaotyczne serce, mogę sobie coś niepotrzebnie ubzdurać. Tak, przyznaje, Dylan jest... znośny, jednak muszę pamiętać, co mnie w życiu spotkało. Lucas też wydawał się spoko, a wyszło jak wyszło. Muszę po prostu zachować się normalnie, jednak swoje serce trzymać na krótkiej smyczy.
Jeśli nie będę uczyć się na błędach, nigdy nie zapamiętam lekcji.
Od razu pyrchnąłem pod nosem, chcąc choć trochę ukryć swoje chwilowe roztargnienie, po czym przewróciłem oczami.
- Oh, kochanie. To ty nie wiesz, że kto się czubi ten sie lubi.- odparłem z cwanym uśmiechem.
Gdzie to twoje opanowanie, o którym mówiłeś?
Zamknij się!
Dylan po moich słowach uniósł jedną brew, po czym uśmiechając się lekko, pokręcił głową.
- Zaraz pomyśle, że mnie podrywasz.- stwierdził spoglądając przed siebie.
Przez chwilę skanowałem jego ładny profil, jednak po chwili i ja odwróciłem wzrok. Oh...przebiegliśmy już kółko.
- Chciałbyś dostąpić takiego zaszczytu.- odparłem dumnie
- Ale ty pamiętasz, że już byliśmy na randce?- zauważył. Chłopak wypowiedział to zdanie bez najmniejszego skrępowania, jednak ja poczułem dziwny ucisk w brzuchu, gdy usłyszałem ostatnie słowo.- Mam się czuć wyróżniony?
Przez chwilę milczałem zastanawiając się nad odpowiedzią. Naprawdę nie miałem pojęcia jak na to odpowiedzieć, bo ta całą sytuacją z perspektywy czasu wydaje się być irracjonalna. Odchrzaknąłem, po czym resztkiem sił spojrzałem na chłopaka obok mnie.
- Miałem dobry humor więc stwierdziłem, że zrobię ci dzień dziecka.- odparłem najbardziej banalnym tekstem.
Chłopak zerknął na mnie, po czym pokręcił zrezygnowany głową.
- Zapamiętam.- odparł, a w tym samym momencie usłyszałem odgłos gwizdka. Momentalnie oderwałem wzrok od szatyna, po czym spojrzałem na drugi koniec sali.
- Zbiórka!- krzyknął trener.
Tak! Nie muszę kończyć kółek!
- Masz szczęście.- wymuszał Dylan, jakby czytał mi w myślach.
Ruszyliśmy w stronę trenera, po czym znów spojrzeliśmy na siebie.
- Bo ja szczęściarz jestem.- odparłem, unosząc dumnie głowę
Dylan milczał, patrząc prosto w moje oczy, po czym uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie był to zwyczajny uśmiech. Ten uśmiech był wypełniony jadem.
- Zobaczymy czy na boisku też masz szczęście.- odparł, po czym ruszył przodem
- Weź nie przypominaj.- wymamrotałem pod nosem, a w odpowiedzi usłyszałem krótki śmiech Dylana.
Co za kutas.
Dobiegliśmy do reszty chłopaków, po czym ustawiliśmy się w szeregu na samym końcu. Trener uniósł wzrok z nad kartki, po czym spojrzał na każdego z nas. Jego wzrok był intensywny i wywoływał nieprzyjemne dreszcze. On samą obecnością wzbudzał niepokój, ponieważ był wysoki umięśniony i łysy, a wygladem przypominał typowego chuligana z Europy środkowej. Mężczyzna zmierzył każdego z nas, jednak jego wzrok zatrzymał się na mnie.
Chryste, zabierz mnie stąd!
- W końcu Pan Thomas zaszczycił nas swoją obecnością.- powiedział swoim niskim tonem.
Mężczyzna złączył dłonie za plecami, po czym powoli ruszył w moją stronę. Jego wzrok ani na moment nie opuścił mojej twarzy, co było jeszcze bardziej przerażające. Po paru powolnych krokach trener zatrzymał się przede mną, a ja chcąc nie chcąc musiałem unieść głowę, aby spojrzeć w jego oczy.
- Słyszałem, że jako pierwszy zgłosiłeś się do dyrektora. Tak bardzo zależało ci na miejscu w drużynie podczas zawodów, a teraz wagary sobie robisz?- zapytał marszcząc wrogo brwi.
Tak, zrobiłem sobie małe wagary i nie było mnie na treningu, ale ja nie miałem pojęcia, że zapisuje się do drużyny. To wszystko wina Dylana!
Przełknąłem ślinę, czując nieprzyjemny ucisk w brzuchu spowodowany stresem, po czym odchrzaknąłem chcąc choć trochę opanować swoje emocje. Ten człowiek przeraża i wcale nie zdziwił bym się, gdyby okazał się być byłym wojskowym.
- Miałem wtedy trochę na głowie i musiałam szybko wrócić do domu.- skłamałem
Mężczyzna wyprostował głowę, zabierając większy wdech, po czym przez chwilę analizował to co powiedziałem.
- Powiedzmy, że kupuje twoją wymówkę.- zaczął, po czym spojrzał na resztę.- Podzielę was dziś w grupy. Mam nadzieję, że jesteście już po rozgrzewce.- dodał, a po niespełna sekundzie na hali rozniosło się głośne "Tak"
Trener kiwnął głową, po czym ruszył na swoje wcześniejsze miejsce. Cicho odetchnąłem, czując się swobodniej, po czym zerknąłem w stronę w którą udał się trener. Miałem umieścić swoje spojrzenie na mężczyźnie, jednak w tamtym momencie zobaczyłem coś jeszcze. Zobaczyłem jak pewien wkurzający szatyn patrzy na mnie z jawnym rozbawieniem. Momentalnie posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym uderzyłem barkiem. Chłopak zachwiał się lekko, jednak moje działanie bardzie go rozśmieszyło niż przestraszyło.
- Kutas.- szepnąłem patrząc prosto w rozbawione oczy Dylana
- Miło mi, ja Dylan.- odbił piłeczkę.
Momentalnie rozszerzyłem lekko usta, po czym ponownie uderzyłem go barkiem. Dylan w odpowiedzi pokręcił rozbawiony głową, jednak to było ostatnie co zobaczyłem, ponieważ szybko spojrzałem na trenera.
Dylan mnie wkurza.
Lubisz się z nim drażnić.
Zamknij się.
- Słuchać mnie bo dwa razy nie powtórzę!- zaczął trener spoglądając na kartkę.- pierwsza grupa Dylan, Mike, Brett, Luke i Theo.- przeczytał, a obok siebie usłyszałem ciche parsknięcia.
Trener dalej wymieniał grupy, jednak ja zamiast go słuchać, zrobiłem coś innego. Momentalnie spojrzałem w prawo, po czym uniosłem lekko głowę, aby spojrzeć na Dylana. Tak jak myślałem, to niezadowolone parsknięcia wydobyło się z jego ust. Chłopak nie wyglądał na zadowolonego
Och, to się źle skończy. Czemu? Ponieważ połączenie tych charakterów, to ostra mieszanka wybuchowa. Przecież Mike i Dylan się pozabijają. Oczywiście, jest opcja iż podczas gry nie mają ochoty rzucić się sobie do gardeł, jednak wydaje mi się, że jest to mało prawdopodobne.
- Reszta może usiąść!- dodał trener.
Od razu oderwałem wzrok od Dylana, po czym zdezorientowany spojrzałem na trenera. Świetnie! Przez moje chwilowe zamyślenie nawet nie słyszałem z kim jestem w drużynie. I co najważniejsze, czy gram teraz czy może mogę usiąść i poczekać.
- Thomas!- krzyknął trener w momencie, gdy każdy rozchodził się w różne strony.- Nie słyszałeś co mówiłem?- dopytał
- Yyyy
- Siadaj na trybuny i obserwuj. Zaraz zrobimy zmienime drużyn i będziesz mógł się wykazać.- oznajmił
Świat mnie jednak kocha!
Na mojej twarzy momentalnie zagościł lekki uśmiech, którego nie potrafiłem ukryć. Czyli mogę się jeszcze trochę poopierdalać.
Kiwnąłem mu głową, po czym ruszyłem w stronę trybun...znaczy, chciałem ruszyć. Chciałem ruszyć, jednak intensywne spojrzenie pewnego wkurzającego szatyna, zatrzymało mnie w miejscu. Uniosłem głowę, po czym spojrzałem w piwne tęczówki Dylana. Chłopak obrócony był w stronę hali, jednak głowę miał skierowaną w moją stronę.
- Czemu się tak uśmiechasz?- zapytał unosząc jedną brew.
- Czemu?- zacząłem, po czym udałem, że odrzucam włosy w tył.- Ponieważ jestem szczęściarzem i mogę się poopierdalać.
Kącik ust Dylana po moich słowach uniósł się lekko w górę, co oznaczało, że rozbawiła go moja pewność siebie. Chłopak pokręcił niby zrezygnowany głową, po czym klepiąc mnie po ramieniu ruszył w stronę drużyn.
- To widzimy się za parę minut na boisku.- dodał, przez co od razu obróciłem się w jego stronę
- Jeśli nie uda mi się zwiać, to tak.- odparłem. Chłopak słysząc to zerknął przez ramię, po czym posłał mi mały uśmiech
- Aż tyle szczęścia to nikt nie ma!- odkrzyknął, a ja oddałem uśmiech.
Dylan skanował moją twarz, jednak po chwili odwrócił wzrok i pobiegł do chłopaków. Było to trochę dziwne, jednak nie zamierzałem się nad tym dłużej zastanawiać. Przez parę następnych sekund wpatrywałem się w jego umięśnione plecy, jednak w końcu i ja postanowiłem ruszyć z miejsca.
Czas się psychicznie przygotować na porażkę.
*******
- Zmiana!- krzyknął trener.- Zwycięska drużyna zostaje, a za przegranych wchodzi następny skład!- dodał, po czym zabierając większy wdech dmuchnął w gwizdek.
Po hali rozniósł się głośny pisk, przez co prawie pękły mi bębenki. Chcąc nie chcąc wstałem z trybun, po czym ruszyłem za resztą chłopaków. Mogłoby się wydawać, że właśnie nadchodzi mój koniec. W końcu nie lubię się męczyć, a tym bardziej, gdy muszę połączyć bieganie i odbijanie piłki. Oczywiście to nie tak, że mam dwie lewe ręce i nic nie umiem. Ten sport jest prosty, jednak aby być w drużynie trzeba skoordynować dwie czynności.
Oczywiście można to wyćwiczyć, jednak jak już wspomniałem, ja nie lubię wysiłku, dlatego postanowiłem wykorzystać mój dar do obserwacji. Podczas sparingu zamiast lenić się i mieć wszystko w czterech literach, ja postanowiłem przyjrzeć się zachowaniom zawodników. Każdy może teraz powiedzieć "To głupie, gra jak każda inna. Są zasady których trzeba się trzymać i tyle". Cóż... chłopacy może i trzymają się zasad, jednak każdy z nich ma inne zachowanie na boisku.
Dla przykładu. Brett mimo iż jest wysoki, nie lubi rzucać będąc blisko kosza. Zawsze gdy jakimś cudem znajdzie się za blisko, celuje tak jakby był dalej. Ostatecznie piłka albo przelatuje nad koszem albo odbija się od tarczy. Może jest to minus, jednak perfekcyjnie wykonuje rzuty za trzy.
Następny przykład to Mike. Najlepiej wychodzą mu wsady. Skubany potrafi się naprawdę nieźle odbić i nie ma problemu z przejęciem piłki w locie.
Tak samo jest z Luke'iem, chłopak jest zwinny i potrafi szybko przejąć innym piłkę. Z tego co zauważyłem potrafi też nieźle wykiwać przeciwnika wykorzystując jakieś nieznane mi sztuczki.
Z nich wszystkich najszybszy jest Theo. Chłopak w jednej sekundzie jest pod swoim koszem, a w drugiej wykonuje podanie pod koszem przeciwnika. Nie mam pojęcia, jak tak perfekcyjnie łączy bieganie i odbijanie tej durnej piłki, ale nie zdziwił bym się, gdyby nagle powiedział, że urodził się z piłką w ręce. Przecież ten psychol używa jej jak kończyn!
No i na końcu został mi Dylan. Bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że gra w kosza, to coś w czym jest naprawdę dobry. Chłopak przez cały czas był skupiony, aż miło było popatrzeć. Nigdy mu się nie przyglądałem, jednak patrząc na jego grę nie dziwię się, że jest kapitanem.
Mogłoby się wydawać, że ich drużyna jest idealna. Przecież każdy ma coś w czym jest najlepszy. Cóż...ta drużyna ma jeden wielki minus, który wszystko niszczy. Mianowicie, oni nie są drużyną, a przynajmniej nie zachowują się tak. Czemu, zapytacie. Ponieważ mają swoją małą "wojnę domową". Dla przykładu, Dylan i Theo rzadko podawali Mike'owi, a Brett nigdy nie podał Luke'owi i na odwrót.
Kumacie to? Bo ja nie. Oni są gorsi niż baby z okresem.
- Ustawić się!- krzyknął trener
Jak wiecie, ja lubię wykorzystywać takie okazje. Grzechem byłoby nie skorzystać.
Jak rozkazał trener tak też zrobiliśmy. Po niespełna paru sekundach, każdy był ustawiony na swoich miejscach. Na środku stanęło dwóch graczy z każdej drużyny, jeden który miał wybić piłkę, a drugi który miał asystować. Chyba. Teraz pozostało poczekać na trenera, który ma za zadanie wyrzucić piłkę w górę.
Znudzony rozszerzyłem lekko nogi, po czym leniwie zacząłem machać rękami w przód i w tył. Obserwowałem z zaciekawieniem całą halę, jednak szybko przerwałem tą czynność. Czemu? Ponieważ poczułem czyjeś spojrzenie na sobie. Momentalnie spuściłem wzrok, po czym wyszukałem osoby, która mnie obserwuje. I szczerze? Nawet się nie zdziwiłem, gdy moje spojrzenie skrzyżowało się z tymi piwnymi tęczówkami szatyna.
Dylan stał z ułożonymi rękoma na biodrach i z lekkim uśmiechem patrzył prosto w moją stronę. Dobrze wiedziałem co mu chodzi po głowie. Dylan jest szczęśliwy, że już za chwilę zobaczy moją klęskę. Tylko że...ja jestem uparty i zbyt dumny, by dać się skompromitować.
Niedawno leżałeś na podłodze.
Zamknij się.
- Gotowi?!- krzyknął trener
Od razu oderwałem wzrok od szatyna, po czym spojrzałem w lewo na mężczyznę, który szedł w naszą stronę z piłką w ręce. Może to dziwnie zabrzmi, ale cieszę się, że w końcu idzie z tą głupią piłką. Przed chwilą czułem jakiś inny ucisk w brzuchu, gdy patrzyłem na Dylana.
- Gramy!- krzyknął, po czym stając na środku wyrzucił piłkę w górę.
*******
Przez pierwsze minuty gry, ani na moment nie miałem piłki w dłoniach. Może i nie mam dużo roboty, bo tylko biegam z jednego końca na drugi koniec sali, jednak przez to czuję się trochę wykluczony. Prawdopodobnie chłopacy z mojej drużyny słyszeli moją rozmowę z Dylanem o tym, że nie chce mi się grać i teraz twierdzą, że dla świętego spokoju nie podadzą mi piłki. Normalnie bym się z tego cieszył, jednak teraz, gdy mam plan jest to trochę frustrujące.
- Ostatnie zagranie i następna drużyna!- poinformował trener
No nie! Zaraz ominie mnie okazja!
Momentalnie zebrałem się w sobie, po czym przyjrzałem przeciwnikom. Znajdowaliśmy się pod koszem drużyny Dylana, a jeden z naszych wykonywał właśnie podanie. Następny chłopak przejął piłkę, po czym bez chwili namysłu ruszył w stronę kosza. Chłopak wykonał trzy kroki, po czym rzucił. Piłka leciała idealnie na obręcz więc mało prawdopodobne, że nie wleci do środka. Mogłoby się wydawać, że zaraz zdobędziemy punkt, jednak jak już wspominałem, drużyna przeciwna ma naprawdę mocny skład. I na dodatek mają żywą wieże Eifla.
Brett w paru szybkich krok znalazł się pod koszem, po czym podskakując, przejął piłkę w locie. Dwóch z naszych od razu pobiegli w jego stronę, aby przejąć piłkę. Chłopak musiał szybko wykonać podanie, więc ja rozejrzałem się kto jest wolny. Na nieszczęście Bretta wolny był tylko Luke. Wiedziałem, że chłopak nie poda do blondyna, dlatego bez chwili namysłu ruszyłem w strone osoby, której poda na sto procent.
I znów mój dar do obserwacji pomógł mi w osiągnięciu celu. Brett rzucił piłkę w kierunku Dylana, a ja zwinnie i niepostrzeżenie przebiegłem pomiędzy Mike'iem i Theo. Właściwie to przebiegnięcie niezauważonym obok Mike'a nie było takie trudne. Dlaczego? Ponieważ wzrok szatyna skupiony był na pośladkach Theo. Wyglądało to trochę zabawnie, ponieważ postawa Mike'a wskazywała na to, że jest w pełni gotowy do gry, jednak jego rozmarzona mina mówiła co innego.
Biedny Theo. Nawet nie wie, że jest molestowany wzrokiem.
- Pozwól kochanie, że przejmę od ciebie tą ciężką piłkę.- powiedziałem dobiegając do Dylana.
Szybko przejąłem piłkę w locie i nim szatyn zdążył zorientować się, co jest grane popędziłem w kierunku kosza. Odbijanie tej przeklętej piłki szło mi nawet ładnie, jednak prawdziwe wyzwanie dopiero przede mną. Wykonałem trzy szybkie kroki, po czym pewnie rzuciłem w stronę kosza. To nie jest pierwszy raz kiedy gram w koszykówkę, jednak ta sytuacja jest trochę inna. Normalnie czuję się swobodnie grając z innymi uczniami, jednak tutaj jestem wśród "zawodowców".
Czas jakby zwolnił, a po moich plecach przeszły nieprzyjemne dreszcze. Z lekkim strachem patrzyłem na piłkę, która zbliżała się do kosza. I naprawdę nie wiem jakim cudem, ale to stało sie. Piłka nawet nie musnęła obręczy, a po prostu wpadła do siatki. Czy dziś jest jakiś dzień dobroci dla zwierząt?
Na mojej twarzy momentalnie zagościł szeroki uśmiech i nawet nie przejmowałem się tym, iż trener ogłosił krótką przerwę. Cóż, dla niego może to być zwykły punkty, jednak dla mnie jest to historyczny dzień. Dzień mojego sukcesu. Dzień w którym ja, Thomas przekroczyłem wszelkie bariery. Mówię wam. To będzie w przyszłości w podręcznikach.
- Gratulacje młody.- powiedział znajomy głos.
Z tym samym uśmiechem na ustach obróciłem się w tył, a pierwsze co dostrzegłem to Mike'a, który zbliża się do mnie z otwartymi ramionami. Nim się spostrzegłem chłopak zamknął mnie w lekkim objęciu, po czym poklepał po plecach.
- Widzisz. Nie jest tak źle.- dodał odsuwając się na długość ramion.- Jak to zrobiłeś? Przecież miałeś pilnować Theo, a nie Dylana.
- Mam szczęście.- odparłem wzruszając ramionami.- Ale tak swoją drogą to też twoja zasługa.- dodałem, a chłopak momentalnie zmarszczył brwi.
- Moja? Czemu?- zapytał nie ukrywając zdziwienia.
- Ponieważ tak skanowałeś wzrokiem tyłek Theo, że bez problemu udało mi się przecisnąć przez waszą obronę.- odparłem szczerze.- Czy ty masz w oku jakąś kamerę, która ma mu robić zdjęcia z ukrycia?
Po moich słowach Mike złączył usta w wąską linię, po czym zmrużył lekko oczy. Pomiędzy nami nastała cisza, w której to chłopak patrzył na mnie z tajemniczą miną. Naprawdę nie wiem co chodzi temu chłopakowi po głowie, ale na pewno nic moralnego.
- A wiesz, że to nawet fajny pomysł.- stwierdził, a już po chwili na jego twarzy zagościł cwany uśmiech
Zrezygnowany opuściłem dłonie wzdłuż tali, po czym spojrzałem na niego jak na wariata. Tak, taka myśl nie powinna narodzić się w nikogo głowie, bo jest po prostu absurdalna, jednak coś mi się wydaje, że Mike'a to mało obchodzi. Gdyby istniała nagroda bezwstydnika roku, Mike bezapelacyjnie wygrywał by co roku.
- Jesteś niemożliwy.- powiedziałem kręcąc głową, jednak nic nie mogłem poradzić na ten mały uśmiech, który uformował się na mojej twarzy.
- Taki mój urok.- odparł wzruszając ramionami.
*******
Przeżyłem! Ja Thomas przeżyłem ten straszny dzień, choć było bardzo ciężko. Czemu? Ponieważ trener po naszym "meczu" postanowił, że dobrze będzie jak więcej się poruszamy. Przez resztę zajęć wykonywaliśmy jakieś durne ćwiczenia przez które prawie wyzionąłem ducha. Całe szczęście Mike był blisko i co chwilę mnie motywował. Było to dużym ułatwieniem, bo dzięki jego żartą czas minął szybciej.
Po zakończonym treningu ledwo żywy udałem się prosto do przebieralni. Nie miałem nawet sił na kąpiel więc po prostu przebrałem się w swoje ciuchy i opuściłem hale. Oczywiście przebierając się byłem świadomy tego, że mam na sobie nie swoje ciuchy, jednak stwierdziłem, że spakuje je i po prostu wypiore. Poza tym, Dylan i tak po zakończonym meczu nie chciał ze mną gadać. Czasem mam wrażenie, że zachowuje się jak kobieta z burzą hormonów.
No przysięgam, ten chłopak jest dziwny. Najpierw ze mną rozmawia, żartuje i zachowuje się normalnie, a później unika. Raz zapytałem go o godzinę, to odparł, że Mike ma zegarek na nadgarstku i abym jego zapytał.
Dobra, przyznam się. Zabrałem jego ciuchy, bo chciałem zrobić mu na złość.
Następne trzy godziny minęły względnie normalnie. Wróciłem do domu, zjadłem obiad, pouczyłem się, odrobiłem lekcje...co z tego, że robiłem to wszystko z naburmuszoną miną. Mam prawo, bo ten szatyn mnie wkurzył.
I to niby on zachowuje się jak baba z burzą hormonów?
Zamknij się.
Całe szczęście moje kilkugodzinne wkurzenie szybko minęło i mogłem się trochę zrelaksować. Dużo pomógł też Liam, z którym już parę razy wygrałem podczas gry w Fifę. W taki sport mógłbym grać codziennie.
- Oszukujesz frajerze!- krzyknął w momencie gdy mój piłkarz strzelił kolejnego gola.
- Nie oszukuje. Po prostu ty jesteś chujowy.- zauważyłem, szczerząc się jak głupi.
Zerknąłem w prawo, po czym uniosłem głowę lekko w górę, aby spojrzeć na chłopaka. W tym momencie wyglądaliśmy zabawnie, ponieważ ja luźno ułożyłem swoje łokcie na kolanach, a Liam z tych emocji musiał aż wstać.
Zrezygnowany Liam rzucił pada obok mnie, po czym sam opadł na swoją kanapę. Zaśmiałem się widząc jego naburmuszoną minę, po czym i ja odłożyłem pada. Ułożyłem się wygodnie na kanapie, po czym spojrzałem na blondyna.
Wiem, że to ten czas abym w końcu wypytał o Bretta i Theo. W końcu po to tu jestem, aby mogły się wyżalić. Oczywiście nie chciałem na niego naciskać z samego początku dlatego też, chcąc trochę rozluźnić atmosferę zaproponowałem grę.
I już chyba wiem czemu Liam tak często przegrywał. On cały czas był myślami gdzieś indziej. Zapewne myślał jak zacząć.
- Jak minął weekend?- powiedziałem, chcąc jakoś nawiązać do tematu.
Liam rozsiadł się wydaniej na kanapie, jednak nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem. Gołym okiem widać, że chłopak próbuje się przełamać.
- Było... było fajnie.- odparł wzruszając ramionami
Ta, okey, fajnie. Daj mi szczegóły.
- Pamiętasz w ogóle na jaki film poszliście?- dopytałem. Blondyn złączył usta w wąską linię, po czym spojrzał gdzieś w bok.
- No na ten nowy.- powiedział praktycznie niesłyszalnie, czym tylko wywołał mój śmiech
Liam zareagował momentalnie, bo nim się spostrzegłem poduszka, która leżała pomiędzy nami, szybko znalazła się na mojej twarzy. Niestety uderzenie we mnie poduszką zamiast opanować mój śmiech, tylko go wzmocniło. Chwyciłem poduszkę, po czym położyłem ją na kolanach. Spojrzałem na blondyna i nawet widok jego czerwonej twarzy nie powstrzymał mnie przed zaśmianiem się.
- Pierdol się.- podsumował
- No aktualnie nikogo nie mam, więc jak jesteś chętny i wolny, to nie mam nic przeciwko.- odbiłem piłeczkę.
Liam po moich słowach zaczerwienił się jeszcze bardziej, po czym posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
- Czy ty brałeś jakieś lekcje podrywu od Mike'a?- zapytał praktycznie piskliwym głosem.
- W sumie dziś trochę z nim czasu spędziłem, więc prawdopodobnie wchłonąłem trochę jego osobowości.- odparłem jak gdyby nigdy nic.
Liam przewrócił na to oczami, po czym zginając nogi w kolanach, podsunął je bliżej. Chłopak spuścił wzrok i nerwowo zaczął bawić się palcami. Gołym okiem widać, że chłopak stresuje się rozmową.
- Nadal nie jesteś pewny?- zapytałem.- Nie wiesz, którego wybrać, bo lubisz ich obu i nie chcesz robić im przykrości?
Liam po moich słowach spiął się lekko, jednak nie uniósł głowy. Zamiast tego kiwnął lekko głową, przyznając mi tym samym rację.
- Wiesz, że bycie egoistą w takiej sytuacji będzie jednym z dwóch wyjść?- dodałem na co od razu zmarszczył brwi w niezrozumieniu i uniósł swój wzrok.
- Jak mam uznawać egoizm za wyjście. Przecież od zawsze mówi się nam, że nie można być egoistą.- odparł
- Więc jak nie chcesz być egoistą, to zrezygnuj z obu. Miej w dupie swoje uczucia, przecież nie chcesz ich zranić wybierając jednego.- stwierdziłem, mieszając mu w głowie.
Tak robiłem to celowo
- Pamiętaj też, aby w przyszłości nikogo sobie nie szukać, bo to też może ich zaboleć. Najlepiej zostań księdzem, albo kup gromadę kotów i zamieszkają gdzieś na uboczu.- dodałem poważnym tonem.
Liam nie jest głupi, więc szybko zrozumiał o co mi chodzi. Prawda jest taka, że czasem musimy być egoistami i iść za swoim uczuciem. W wielu przypadkach możemy spotkać się z krytyką, jednak trzeba pamiętać, że jesteśmy tylko ludźmi i to my decydujemy jak ma wyglądać nasze życie. Nikomu w stu procentach nie dogodzimy, jednak nie to jest ważne, aby każdy się z nami zgadzał. Ważne jest to, abyśmy byli szczęśliwi. A najlepiej, abyśmy mieli osobę, z którą to szczęście możemy dzielić.
- To jest naprawdę trudne.- powiedział nagle.- Theo znam od zawsze. Od piaskownicy. Wychowaliśmy się razem i znamy się na wylot. Wiele sobie mówimy i jesteśmy na dobre i na złe. Ufam mu i wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. On jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem.- wyznał szczerze.
Blondyn na powrót spuścił wzrok, a pomiędzy nami nastała krótka cisza. Chłopak myślał nad czymś, a ja nie chcąc mu przeszkadzać, czekałem cierpliwie.
- Ale z drugiej strony jest też Brett. Może nie znamy się jakoś dobrze i rozmawialiśmy stosunkowo mało, jednak za każdym razem tematy nam się nie kończyły. Na przykład ostatnio na imprezie u niego w domu, gdy poszliśmy na balkon. Tak się rozglądaliśmy, że nawet nie zauważyłem jak minuty przerodziły się w godziny. Gdy wyszliśmy z kina i poszliśmy wszyscy do knajpy było to samo. Raz nawet zgubiliśmy resztę, bo nie zauważyliśmy, że skręcili w inną uliczkę. Naprawdę dobrze mi się z nim rozmawia. Co prawda żartuje czasami z mojego wzrostu, jednak wiem, że nie robi tego na złość.- wyznał, a z jego twarzy ani na moment nie zszedł uśmiech.
Chłopak mówiąc o przyjacielu Dylana, zachowuje się inaczej, niż gdy mówi o Theo. Jest...weselszy.
- A właśnie. Jak tam wasza randka w kinie? Działo się coś ciekawego- zapytałem unosząc kącik ust.
Liam po moich słowach uniósł wzrok po czym rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie.
- No co.- powiedziałem rozbawiony, po czym uniosłem dłonie w geście poddania się.- Mówię jak jest.
- Po pierwsze, to nie randka tylko wyjście do kina, a po drugie, było nas pięciu. Ja, Theo, Brett, Mike i Stiles.- wyjaśnił, jednak ja wiedziałem swoje
- No, czyli podwójna randka z dodatkiem bardzo charyzmatycznego towarzysza.- zauważyłem
Liam od razu przewrócił oczami, jednak nic nie mógł poradzić na ten mały uśmiech, który uformował się na jego ustach.
- To jak było?- pospieszyłem, nie mogąc wytrzymać.- zapewne siedziałeś pomiędzy Brettem i Theo.
- No właśnie nie.- odparł od razu.- po mojej lewej był Brett, a po prawej Mike.
- I zapewne Theo wykłócał się z Mike'iem o miejsce obok ciebie.- powiedziałem wywracając oczami. Liam po moich słowach zaśmiał się lekko i kiwnął głową.
- Tak. Mike stwierdził, że on mu niczego nie broni i jak chce, to może mu usiąść na kolanach.- odparł, a ja nie mogąc opanować emocji zaśmiałem się głośno
- Tak, to cały Mike.- stwierdziłem. Liam kiwnął mi głową, a w tym samym momencie do głowy nasunęła mi się pewna myśl.- Ej Liam.
- Nie lubię tej twojej miny. Ty znów coś kombinujesz.- stwierdził, jednak ja nijak na to zareagowałem.
- Spokojnie to nic strasznego.- odparłem, po czym poprawiłem się na kanapie i usiadłem do niego przodem.- Słuchaj tego. Skoro nie wiesz kogo wybrać, to spróbuj najpierw z Brettem, a Theo zostaw Mike'owi. Wiem źle to brzmi, ale słuchaj dalej. Może twój przyjaciel nadal żyje nadzieją, że coś między wami będzie i na siłę próbuje odrzucić od siebie Mike'a mimo, iż ten cały czas o niego walczy. Może to właśnie Mike będzie dla mnie idealnym partnerem.
Liam słuchał mnie bardzo uważnie i ani na moment nie oderwał wzroku. Chłopak kiwnął lekko głową, po czym poprawił się na kanapie.
- A wiesz, że też o tym pomyślałem.- zaczął spoglądając gdzieś w bok.- Chciałem nawet wykonać pierwszy krok. Chciałem wykazać się odwagą, jednak ja to ja. Musiałem to zjebać.- stwierdził, po czym zaśmiał się lekko.
- Co ty takiego odwaliłeś?- zapytałem nie ukrywając zaciekawienia, a blondyn momentalnie spojrzał w moją stronę
- Pierdol się. Nie powiem ci tego, bo będziesz się śmiać.- powiedział piskliwym głosem.
- Stary weź mi tego nie rób.- rzuciłem przeciągle.- jesteś teraz jak dziwka na autostradzie, która kusi tirowców, a jak przyjdzie co do czego, to mówi "No, teraz to sobie wyobraź co by mogło się stać"- dodałem wyrzucając dłoń w górę.
Liam momentalnie zaśmiał się na moje słowa, po czym ukrył swoją lekko czerwoną twarz w dłoniach. Chłopak po paru chwilach opanował swój śmiech, po czym kręcąc z politowaniem głową spojrzał na mnie.
- A więc. Mów.- powiedziałem poważnym tonem. Liam przewrócił oczami, jednak jego głośne westchnięcie utwierdziło mnie w przekonanie, że zaraz wyciągnę z Liama tą bardzo kompromitującą scenę.
- No to od początku. Jak już mówiłem, też stwierdziłem, że skupienie sie na relacji z Brettem będzie dobrym wyjsciem. No, przynajmniej tamtego wieczoru tak uważałem.- zaznaczył- Gdy film się zaczął chciałem pójść na przód i pokazać, że też jestem nim zainteresowany. Chciałem zrobić coś mało skomplikowanego, dlatego pierwsze na co wpadłem to chwycenie go za rękę.- powiedział spoglądając gdzieś w bok.
Chłopak zamilkł na chwilę, po czym przymykając oczy nabrał większego wdechu. Natomiast ja? Ja szykowałem się do wybuchnięcia śmiechem.
- No i zrobiłem to. Dla większej swobody spojrzałem na ekran i po omacku wyszukałem jego ręki. Od razu natrafiłem na jego nadgarstek, ale zamiast przesunąć rękę w przód na jego dłoń, ja byłem tak zestresowany, że po prostu ją tam zostawiłem. Brett nawet nie drgnął więc pomyślałem, że mu to nie przeszkadza. Nie chciałem ryzykować z kolejnym krokiem, bo byłem już i tak wystarczająco zestresowany.- przerwał, po czym kładąc łokcie na kolanach, ukrył twarz w dłoniach.- Tkwiliśmy tak przez prawie pół filmu.
Przez chwilę patrzyłem na niego z wymalowanym na twarzy niezrozumieniem. Kompletnie nie ogarniałem czemu uważa tą scenę za wstydliwą. Przecież każdy w takich sytuacjach się stresuje.
- I wtedy spojrzałem w dół na nasze ręce.- kontynuował, a jego głos został lekko zagłuszony przez dłonie.- Ja nie trzymałem jego nadgarstka. Ja trzymałem podłokietnik fotela kinowego.
Przez pierwsze parę sekund po prostu patrzyłem na Liama czekając, aż powie "nie no, żartowałem". Niestety nie otrzymałem takiej wiadomości. Pokój Liama momentalnie wypełnił się moim głośnym śmiechem, którego w żaden sposób nie potrafiłem opanować. Brzuch powoli zaczął mnie boleć, jednak to nie przeszkodziło mi w dalszym nabijaniu się z blondyna.
- Ha, ha. Bardzo zabawne.- wymamrotał pod nosem.
- Jakim cudem?- zapytałem przez śmiech, dalej się z niego nabijając- Jakim cudem pomyliłeś jego dłoń z podłokietnikiem?
- Byłem zestresowany!- krzyknął piskliwym głosem.
Chłopak uniósł swoją czerwoną twarz w górę, po czym posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Niestety nie pomogło to w opanowaniu mojego śmiechu.
- O Boże! Ty jesteś niemożliwy.- powiedziałem wycierając jedną małą łezkę w kąciku oka.- Ty, a wyobraź sobie taką sytuację, że jedziecie autem, a on nagle prosi cię o poprawienie pasa. Z twoim szczęściem chwycił byś za coś innego.- droczyłem się z chłopakiem.
- To jest niemożliwe. Na pewno bym się tak nie pomylił.- stwierdził czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- Yhymmm.- mruknąłem łącząc usta w wąską linię, po czym pokiwałem lekko głową.
- Och, zobaczymy co ty odwalisz gdy w końcu udasz się z Dylanem na prawdziwą randkę.- powiedział wyrzucając dłoń w górę.
Mój śmiech ucichł momentalnie, gdy trafił do mnie sens słów Liama. Przez chwilę milczałem mrugając powoli powiekami.
- Ekskjuzmi what are you pierdoling about?- zapytałem mając nadzieję, że się przesłyszałem.
- Tak się obok siebie kręcicie, że każdy mógłby mieć podejrzenia. Ty go specjalnie wkurzasz, on ciebie. To tak, jakbyście chcieli zwrócić na siebie uwagę drugiego.- wyjaśnił wzruszając ramionami.
I w tym momencie rolę się odwróciły. Tym razem to ja okryłem się czerwienią, a pokój wypełnił się śmiechem Liama. Czułem się zażenowany tą całą sytuacją, bo nigdy bym nie pomyślał, że osoby trzecie mogą w ten sposób odbierać naszą relację.
- Spierdalaj.- wymamrotałem, po czym bez chwili namysłu chwyciłem za poduszkę i cisnąłem nią w blondyna.
Co za absurd! Ja i Dylan? Przecież to nawet dobrze nie brzmi!
*******
- Stary, serio mogę cię odwieźć.- zaproponował już setny raz
Dokończyłem wiązanie butów, po czym prostując się spojrzałem na chłopaka. Była już późna godzina i rozumiałem jego obawy. Naprawdę cieszę się, że ktoś się o mnie martwi, jednak mój dom jest stosunkowo niedaleko.
- Dzięki ale przejdę się. Niedługo mam dostać auto więc dobrze jak trochę obeznam się w terenie.- odparłem szczerze
Tak, nie lubię się męczyć ale wolę trochę pochodzi i wiedzieć jak wyglądają miejskie zaułki.
Liam przez chwilę milczał, zapewne dalej nie będąc przekonany, jednak po niespełna paru długich sekundach westchnął ciężko. Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc iż wygrałem, po czym chwyciłem za klamkę.
- To do jutra. Nie zapomnij odrobić lekcji.- rzuciłem otwierając drzwi.
- Nara.- powiedział, a ostatnie co zobaczyłem to jak unosi dłoń w górę i wystawia w moją stronę środkowy palec.
Z delikatnym śmiechem zamknąłem za sobą drzwi, po czym ruszyłem wąskim chodnikiem do furki. Teraz tylko powrót do domu, kąpiel i sen.
Opuściłem posesję, po czym zaciągając się świeżym powietrzem ruszyłem w stronę mojego domu. Ten wieczór był cieplejszy niż zwykle, za co szczerze dziękowałem Bogu. Nie zabrałem ze sobą kurki, więc mogło by być nieciekawie.
Nie wiem ile już tak szedłem, ale o dziwo nie czułem zmęczenia. Chyba polubię takie nocne spacery.
Spojrzałem przed siebie, aby zobaczyć oszacować w jakim miejscu się znajduje, jednak zamiast drogi zobaczyłem dużą czarną plamę, w którą po chwili wpadłem. Zdezorientowany szybko odsunąłem się w tył, po czym odruchowo złapałem za nos.
- Co jest.- zacząłem spoglądając przed siebie, a pierwsze co do mnie trafiło to ostry zapach alkoholu.
Szybko ogarnąłem, że tą dużą czarną plamą jest człowiek. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś menel, który błąka się w tej okolicy, jednak szybko odrzuciłem od siebie tą myśl. Czemu? Ponieważ wszędzie rozpoznam te piwne oczy.
- Czy ty masz jakiś problem z alkoholem?- zapytałem, posyłając Stiles'owi zrezygnowane spojrzenie.
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
Tak wiem, trochę mnie nie było, ale na szczęście, w końcu udało mi się. Nagle dostałam dziwnej weny. Jeśli to was pocieszy w następnym rozdziale będzie trochę Stiles'a i później tylko Dylan i Thomas ❤️
Sorry za błędy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top