16
Perspektywa Stiles'a:
- Możecie się pakować, ale siedzieć jeszcze na miejscu, aż nie zadzwoni dzwonek.- powiedziała nauczycielka
Wszyscy momentalnie zajęli się pakowaniem książek, przez co w klasie nastał harmider. I ja postanowiłem schować te książki, które niejednokrotnie doprowadziły mnie do łez. Gdy już to zrobiłem ułożyłem łokcie na stole, po czym spojrzałem na Thomasa, który siedział w ławce ze mną. Chłopak klikał coś po telefonie, a na jego twarzy malowała się złość. Nawet nie muszę pytać, bo już wiem z kim pisze. Chłopak zablokował telefon, po czym praktycznie rzucił go na ławkę. Jego zachowanie przykuło uwagę, Liama i Theo, którzy siedzieli przed nami, więc z zaciekawieniem obrócili się w naszą stronę.
- Co to za nerwy ty nasz pechowcu?- zapytał Liam. Nawet nie próbował ukryć rozbawienia.
Thomas warknął pod nosem, po czym spojrzał w moją stronę.
- Nie obraź się, ale twój brat to idiota.- powiedział takim tonem, jakby wcale nie przejął się czy mnie to obrazi.
Parsknąłem głośnym śmiechem, po czym z zaciekawieniem zerknąłem na telefon chłopaka.
- Co ci napisał mój kochany brat?- zapytałem zaciekawiony, po czym podpierając ręką głowę spojrzałem na niego.
Chłopak nie opierał się, bo niemalże automatycznie chwycił za telefon i odblokował go.
- Twój kochany brat stwierdził, że skoro to jego pierwsza randka z chłopakiem, to ma być oryginalna.- rzucił, po czym odchrzaknął aby przeczytać tekst.- Dylan wymaga, aby na randkę zabrał go w jakieś malownicze miejsce najlepiej nad jakieś jezioro i aby transportem nie był samochód, a jakaś bryczka. Drugim z jego wymogów jest kuchnia zagraniczna. Ma być coś ekstrawaganckiego i najlepiej abym zapewnił jakąś miłą atmosferę. Nie pogardzi świecami.- rzucił gestykulując dłonią przez co niekontrolowanie zaśmiałem się pod nosem.- Ale spokojnie to nie koniec. Dylan życzy sobie, aby danie było podane w jakiś mało spotykany sposób i aby było ekologiczne. I to wszystko ma się zakończyć wielkim bum, czyli albo pokazem fajerwerek, albo pokazem dzikich zwierząt.
Chłopak skończył swoją wypowiedź, po czym odłożył telefon na ławkę. Przez pierwsze parę sekund wpatrywaliśmy się w chłopaka, który z niemocy opadł na oparcie krzesła. Niestety ja nie wytrzymałem i po chwili parsknąłem głośnym śmiechem. Liam i Theo poszli w moje ślady, a klasa wypełniła się głośnym śmiechem naszej trójki.
- Co to za hałas! Proszę o spokój, bo zaraz dam wam dodatkową pracę!- rzuciła nauczycielka.
Z trudem opanowaliśmy śmiech, po czym spojrzeliśmy na czerwonego Thomasa.
- Ha ha, bardzo śmieszne,- mruknął pod nosem.
- No dla nas bardzo.- podsumował Liam- To teraz będziesz musiał się postarać.- dodał przez co Thomas spojrzał na niego z niedowierzaniem
- Postarać to ja się mogę o to, aby sam zrezygnował z tej randki.- stwierdził, po czym z głośnym hukiem uderzył głową o ławkę.
Blondyn przyciągnął tym samym spojrzenia innych uczniów, jednak nie zrobiło to na nim wrażenie. Cóż, od poniedziałku ludzie zaczęli o nim mówić, więc prawdopodobnie przyzwyczaił się do tego. Wieści o tym, że Thomas zaprosił mojego brata na randkę szybko rozniosły się po całej szkole, a co poniektórzy zaczęli do mnie wypisywać czy to prawda. Zawsze odpisywałem, że jeśli chcą wiedzieć to niech sami do nich napiszą. Nie lubię ludzi, którzy wtykają nos w nieswoje sprawy, a takich w naszej szkole jest wielu.
W sumie...trochę im się nie dziwię. Mój brat jest znany w naszej szkole jako jeden z homofobów i taka informacja mogła zachwiać niektórych poglądy. Moim zdaniem mój brat nie jest homofobem...to, że pobił się z Mike'iem niczego jeszcze nie świadczy. Tak, niby pobili się o to, że Mike jest gejem, jednak wydaje mi się, że zabolało go to, co Mike mu powiedział.
- Wiem!- krzyknął nagle Thomas, wyrywając mnie z zamyślenia. Chłopak chwycił szybko telefon, po czym zaczął klikać po nim z prędkością światła.- Po prostu zmuszę go do tego, aby zrezygnował z tej randki.
Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu, po czym spojrzałem na Liama i Theo. Oni też nie wiedzieli o co chodzi blondynowi, ale jedno wiedzieli na pewno. Thomas za dużo kombinuje. Gdyby Thomas i Dylan nie byli tak uparci, ich relacja mogłaby potoczyć się inaczej.
- Co znów kombinujesz?- zapytał Theo, który nie wytrzymał napięcia. Thomas uśmiechał się pod nosem, a kątem oka zobaczyłem jak wysyła wiadomość.
- Napisałem mu czy rucha się na pierwszej randce.- odparł dumnie
Z niedowierzaniem przymknąłem oczy, po czym przyłożyłem dłoń do czoła. O Chryste! Ten człowiek jest niemożliwy!
Thomas po dosłownie chwil otrzymał wiadomość, więc szybko zerknął na ekran.
- Ugh, co za cnotka.- mruknął pod nosem, po czym odłożył telefon.
Pokręciłem rozbawiony głową, po czym przeniosłem swój wzrok na Liama.
- Słyszałem, że Brett idzie z nami do kina.- rzuciłem w stronę blondyna.
- Tak.- kiwnął głową- powiedział, że skoro Dylan wystawia go dla Thomasa, to on chętnie z nami pójdzie.- wyjaśnił, po czym lekko skołowany spojrzał gdzieś w bok
Liam...ja to widzę
To nawet zabawne, że oni wszyscy mają mnie za najgłupszego, a nie widzą tak oczywistych rzeczy. Przecież widzę jak Liam, na każdej przerwie wypatruje w tłumie Bretta. Widzę też to, jak Theo po każdej kłótni z Mike'iem uśmiecha się pod nosem. Oni są tak cholernie oczywiści, że to aż boli.
Ale to może i lepiej. W końcu nie widzą mojego zachowania.
- No to mamy pełne auto.- stwierdziłem zerkając na Theo, który ma robić za kierowcę
- Jak pełne? Przecież jedzie tylko nasza trójka i Brett... niestety- dodał z niechęcią.
Skończ już z tą chorą obsesją na punkcie Liama. To tylko głupie przywiązanie, a nie żadna miłość.
- No przecież Mike jeszcze jedzie.- wyjaśniłem udając głupka- zapomniałeś?
Theo na sam wydźwięk imienia chłopaka wzdrygnął się lekko, a jego policzki lekko zarumieniły się. Chłopak był skołowany i zapewne chciał to ukryć jednak marnie mu to wychodziło.
- O nie, nie ma mowy.- odparł, po czym nie wiedzieć czemu zaczął się rozglądać. Długo to nie trwało, bo już po chwili jego wzrok spoczął na dziewczynie, która siedziała zaraz obok ławki Thomasa- Olivia.- zawołał dziewczynę
Brunetka była zajęta wertowaniem pomiędzy kartkami nowo kupionej książki, więc z lekką niechęcią przytrzymała palec na tekście, po czym spojrzała na Theo.
- Hm?
- Jedziesz z nami w weekend do kina? Mamy jedno wolne miejsce- zapytał w prost
Dziewczyny na jego słowa uniosła brew, po czym z wzdychając wróciła do książki.
- Nie ma mowy. Po pierwsze do tego kina idzie mój brat, a po drugie w weekend idę na randkę z kumplem twojego chłoptasia- powiedziała jak gdyby nigdy nic.
Szybko ułożyłem dłoń na ustach, aby nie wybuchnąć śmiechem, po czym spojrzałem na Theo. Chłopak posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
Po niecałej minucie w klasie rozległ się głośny dźwięk dzwonka informujący o zakończonych lekcjach. Dziś czwartek, więc normalnie mielibyśmy zajęcia z Panem Derekiem, jednak ten nadal jest chory i nie może przyjść. A szkoda. Całą czwórką ruszyliśmy w stronę wyjścia, a przy drzwiach pożegnaliśmy się z Theo, który miał dziś trening.
- Mam nadzieję, że nigdzie nie spotkam tego kretyna.- powiedział nagle pewien blondyn, ktory zrobił sobie ze mnie tarcze ochronną. Czemu tarczę i kto jest tym strachliwym blondynem?
Thomas. Od momentu zapisania się do grupy koszykarskiej, Dylan cały czas nawołuje go do treningów. Cóż...z marnym skutkiem. Thomas zaczął go unikać, bo najzwyczajniej w świecie nie chce mu się męczyć.
Wyszliśmy przed szkołę, a ja spojrzałem na Thomasa, który kurczowo trzymał się mojej bluzy.
- Chyba go nie ma.- stwierdziłem patrząc z lekkim rozbawieniem na blondyna.
Chłopak uniósł głowę, po czym rozejrzał się po uczniach.
- I całe szczęście.- odparł jakbym kamień spadł mu z serca.
Niestety Thomas to prawdziwy pechowiec. Jego uśmiech szybko szedł z twarzy, gdy zerknął gdzieś za mnie. Nie musiałem być geniuszem, aby dowiedzieć się kogo tam zobaczył.
- Thomas!- krzyknął mój brat, przez co zwrócił na siebie uwagę innych- Trening dziś mamy!
Na reakcję blondyna nie trzeba było długo czekać.
- Sorry ale muszę się dziś pouczyć do kartkówki.- odparł, po czym jak najszybciej ruszył w stronę bramy.
- Thomas! Nie kłam ty leniwa gnido!- krzyknął, przez co Thomas tylko przyspieszył.
Z rozbawieniem patrzyłem na to, jak Thomas wyciąga dłoń w górę, po czym wystawia środkowy palec w stronę mojego brata. Dylan przewrócił tylko oczami, po czym zrezygnowany pokręcił głową i ruszył w stronę sali sportowej.
Tą dwójkę najtrudniej jest mi rozczytać. Kompletnie nie wiem co siedzi w ich głowach.
Po pożegnaniu się z Liamem ruszyłem w stronę sklepu. Muszę kupić parę produktów, które w obecnej sytuacji są mi bardzo potrzebne.
*******
Czy kogoś odważnego można nazwać głupcem? Moim zdaniem, tak. Głupi ludzie często zanim pomyślą przechodzą od razu do działania. Ze mną w obecnej chwili nie było inaczej. Cóż... nawet śmiem twierdzić, iż mój rozum, jest trochę poniżej przeciętnej normy społecznej.
Westchnąłem, po czym uniosłem dłoń zaciśniętą w pięść. Moje kostki parę razy spotkały się z grubą drewnianą płytą, a po korytarzu rozniósł się charakterystyczny dźwięk pukania. Wiedziałem, że nie ma już drogi odwrotu, jednak parę razy przez myśl, mignął mi pomysł ucieczki. Niestety ten głupi organ w mojej klatce piersiowej szybko odrzucał ten pomysł.
Po niespełna paru sekundach, za drzwiami usłyszałem odgłos ciężkich kroków. Klucze w zamku parę razy przekręciły się, a przez moje plecy przeszły lekkie dreszcze. Miałem już czas na ucieczkę, teraz czas wykazać się odwagą.
Przywołałem na ustach lekki uśmiech, aby zamaskować swój leki niepokój, po czym spojrzałem w górę. Drzwi uchyliły się, a już po chwili w progu stanął dobrze mi znany facet w którym od dawna się podkochuje.
Pan Derek to bardzo wysoki i muskularny mężczyzna. Ma czarne włosach, lekki zarost, niebiesko-zielone oczy oraz oliwkową skórę. Swoim wyglądem zapewne wielu już przeraził, jednak ja mam trochę inne zdanie.
Mężczyzna w pierwszej chwili gdy mnie zobaczył rozchylił lekko usta i odchylił głowę w tył, jakby nie wiedział co się dzieje. W momencie gdy on zaniemówił, ja spojrzałem na jego ubiór. Miał na sobie ciemno niebieskie jeansy oraz czarną koszulkę, która idealnie opinała jego szeroki tors.
- Dzień dobry.- postanowiłem jako pierwszy się odezwać.
Pan Derek pomrugał parę razy, po czym oparł przedramię o futrynę.
- Co tu robisz?- zapytał swoim niskim tonem, a po moich plecach momentalnie przeszły dreszcze. O Chryste!
- Słyszałem, że jest pan chory, dlatego postanowiłem przyjść z odwiedzinami.- wyjaśniłem, nawet nie przejmując się tym, jak absurdalnie to zabrzmiało- Przyniosłem też trochę leków i inne drobne rzeczy.- dodałem unosząc siatkę z zakupami.
Po moich słowach pomiędzy nami nastała cisza. Opuściłem rękę w dół, po czym przyjrzałem się mężczyźnie. Nie wyglądał na mocno chorego i zapewne jest to końcówka wirusa. Pan Derek zmarszczył brwi, jakby niedowierzał temu co usłyszał.
- Chłopcze nie zrozum mnie źle, ale idź do domu.- powiedział odchodząc o krok. Mężczyzna chwycił za drzwi, po czym delikatnie zaczął je zamykać.
O nie! Ze mnie nie będzie tak łatwo.
- Proszę poczekać!- krzyknąłem, po czym kładąc dłoń na drzwiach powstrzymałem je przed zamknięciem. Mężczyzna westchnął głośno, po czym resztkami sił znów spojrzał w moją stronę.
- Idź. Do. Domu.- powiedział dając akcent na każde słowo.- Jestem chory i mogę cię zarazić. Nie po to brałem wolne, abyś teraz do mnie przychodził i łapał jakiegoś wirusa.
- No tak, ma pan całkowitą rację. Tylko, że ja posiadam bardzo dobrą odporność.- odparłem wzruszając ramionami, jednak jego to nie przekonało.
Na powrót zaczął zamykać drzwi, a moje ciało zareagowało szybciej niż rozum. Nim się spostrzegłem moja noga wylądowała pomiędzy drzwiami a futryną. Mężczyzna zauważył to dopiero, gdy drzwi napotkały opór. Jego wzrok spoczął na moim bucie, a gdy zorientował się co jest grane, z widoczną niechęcią otworzył drzwi. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a przez moje ciało przeszła dziwna fala ciepła.
- Będę musiał wyrzucić te rzeczy do śmieci.- powiedziałem śmiertelnie poważnie.
- Weź je do domu i sam wykorzystaj.- odparł, jednak ja byłem bardzo natarczywy
- Proszę dać sobie pomóc.- powiedziałem patrząc w jego niebiesko zielone oczy - Nalegam.
Mężczyzna przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się co mi odpowiedzieć. Chyba zdawał siebie sprawę z tego, że tak szybko nie odpuszczę, więc to on postanowił się poddać. Pan Derek westchnął ciężko, po czym otworzył szerzej drzwi, aby mnie wpuścić.
Z ogromnym uśmiechem na ustach wszedłem do mieszkania, po czym ściągnąłem buty w przedpokoju. Pan Derek zamknął drzwi, po czym obrócił się w moją stronę. Nie wyglądał na zadowolonego moją obecnością i może przejął bym się tym, gdyby nie jeden mały szkopuł. On zawsze tak wygląda. Mam wrażenie, że urodził się z taką mimiką twarzy, jakby wszystko wokół go wkurzało.
- Chcesz dostać jakąś pochwałę za pomoc nauczycielowi, czy po prostu chcesz się nabawić choroby i nie pójść do szkoły?- zapytał unosząc brwi.
- Myślałem o pierwszej opcji, ale ta druga też jest kusząca.- odparłem wzruszając ramionami
Mężczyzna pokręcił głową, po czym ruszył w głąb mieszkania. Postanowiłem nie tracić czasu, więc od razu ruszyłem za Panem Derekiem. Po chwili znaleźliśmy się w dużym salonie połączonym z kuchnią i jadalnią. Blaty kuchenne znajdowały się zaraz po lewej stronie od wejścia, prowizoryczny salon znajdował się po prawej, natomiast "jadalnia" w której skład wchodziły jedynie dwa krzesła i stoły, znajdowały się na wprost nas. W pomieszczeniu panował półmrok, przez spuszczone rolety i szczerze? To do niego pasowało.
Od razu ruszyłem w stronę blatu, aby odłożyć reklamówkę, a gdy już to zrobiłem, spojrzałem na mężczyznę, który właśnie zaczął sprzątać puste pudełka po śmieciowym jedzeniu. Pan Derek podszedł do blatu, po czym otwierając szafkę pod zlewem wrzucił tam papierowe kartony.
- Jak tak dalej będziesz się odżywiać, to nabawisz się wyrostka.- stwierdziłem zakładając dłonie na piersi
- Przyszedłeś mi tu pomóc czy prawić kazania?- zapytał opierając się bokiem o blat.
- Jak będzie taka potrzeba, to zrobię to i to.- stwierdziłem przekręcając głowę lekko w bok.
Znów zapanowała chwilowo cisza, w której to toczyliśmy bitwę na spojrzenia. Czułem jak jego wzrok niemalże wierci mi dziurę w ciele, jednak nie dałem tego po sobie poznać. Musiałem szybko przerwać to przedstawienie, bo mój organizm stwierdził, iż fajnym pomysłem będzie gdy przestanę oddychać. Niestety ten facet tak na mnie działał. Od zawsze.
Jako pierwszy oderwałem wzrok od mężczyzny, po czym spojrzałem na reklamówki. Musiałem zająć się rozpakowywaniem produktów, aby choć na chwilę opanować swoje emocje.
- Co to za chwasty?- zapytał chwytając seler. Szybko spojrzałem na mężczyznę, po czym uniosłem brew w górę.
- Nie chwasty, a warzywa. Zrobię ci zupę, aby rozgrzać trochę twój organizm.- wyjaśniłem, po czym jednym zwinnym ruchem wyrwałem mu warzywo z ręki.
- Nie prosiłem o pomoc przy gotowaniu. Sam sobie też poradzę.- powiedział, jakby jego duma została urażona. Niekontrolowanie parsknąłem pod nosem, po czym spojrzałem na mężczyznę
- Właśnie widziałem- odparłem zerkając na szafkę z koszem na śmieci. Znów spojrzałem na mężczyznę, po czym posłałem mu spojrzenie, które mówiło "śmieciowe żarcie to nie jedzenie"
Przez chwilę tak staliśmy, bo mężczyzna nie wiedział jak na to odpowiedzieć. W końcu westchnął ciężko, po czym ruszył w stronę kanapy, a ja z zaciekawieniem obserwowałem jego szerokie barki. Szatyn powoli ułożył się na kanapie tyłem do mnie, po czym przykrył szarym kocem. Wyglądał na zmęczonego, jednak na moich ustach i tak uformował się lekki uśmiech. Ten widok dziwne rozgrzał moje serce.
Postanowiłem odwrócić od niego wzrok aby choć trochę opanować swoje emocje. W końcu jestem tu, aby mu pomóc, a nie żeby na niego patrzeć i zachwycać się jego szerokimi ramionami. Westchnąłem kładąc dłonie na biodrach, po czym spojrzałem na produkty. Chyba czas zabrać się za pracę.
- Gdzie masz gary?- zapytałem spoglądając na niego przez ramię.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, przez co zmarszczyłem brwi. Jego ramiona delikatnie unosiły się i opadały co oznaczało, że prawdopodobnie zasnął. Też bym tak chciał. Po prostu położyć się i zasnąć. Nie myśleć o tym wszystkim co mnie męczy i zadręcza. Nie mieć tego całego syfu w głowie, który nie pozwala zasnąć. Niestety wątpię, aby w najbliższym czasie to się zmieniło, dlatego od pewnego czasu stosuje bardzo drastyczną metodę aby zasnąć. Zawsze byłem przeciwnikiem alkoholu, ale ostatnio stał się moją bramą do spokojnego snu. To nie jest dobre rozwiązanie, ale działa.
Ostatni raz zerknąłem na mężczyznę, a na moich ustach momentalnie pojawił się uśmiech.
Czas zabrać się za robotę.
*******
Zadowolony z praktycznie skończonej roboty, odłożyłem przykrywkę na garnek, po czym spojrzałem na blat obok mnie. Wszystko jest już posprzątane, więc pozostało tylko czekać, aż zupa lekko dojdzie. Zarzuciłem ścierkę na ramię, po czym uniosłem dłonie górę, aby rozciągnąć swoje lekko zastane ciało. W moim ciele buzowały różne emocje, których nie byłem w stanie opanować. Bardzo cieszyłem się z faktu iż mogę pomóc panu Derek'owi, jednak z drugiej strony ten facet mnie onieśmielał. Co z tego, że teraz śpi...
Zerknąłem na reklamówki, które przeniosłem na stół, po czym dokładnie się jej przyjrzałem. Wszystko na zupę kupiłem, jednak wydaje mi się, że o czymś zapomniałem. Zwęziłem lekko oczy dalej nie odrywając wzroku i dopiero po chwili coś sobie uświadomiłem. Przecież kupiłem jeszcze maść rozgrzewająca! Najważniejsze.
Od razu ruszyłem w stronę stołu, po czym zacząłem grzebać w siatkach. Długo to nie trwało, a już po chwili w moje dłonie trafił mały słoiczek z kremem. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, a w tym samym momencie usłyszałem jakieś szmery. Po moim ciele momentalnie przeszły dreszcze, a oddech zatrzymał się w gardle. Niepewnie zerknąłem przez ramię, a mój wzrok spoczął na szatynie, który właśnie podnosił się do siadu. Mężczyzna ułożył łokcie na kolanach, po czym przetarł ospałą twarz dłońmi. On zawsze wygląda przerażająco i wzbudza lęk, jednak w takiej odsłonie wyglądał tak niewinnie.
- Wyspany?- zapytałem obracając się w jego stronę.
Mężczyzna po moich słowach spiął się lekko, po czym szybko zerknął w moją stronę. Chyba zapomniał, że u niego jestem. Jego dezorientacja szybko minęła, a już po chwili mogłem zobaczyć jak jego mięśnie opadają.
- Chyba.- odparł, po czym resztkami sił wstał z kanapy.
Mężczyzna ruszył w stronę wyjścia, jednak nie z zamiarem opuszczenia pokoju, a po to aby znaleźć się przy lodówce. Mężczyzna otworzył białe drzwiczki, a po pokoju rozniósł się lekki pisk.
- Zupę ci zrobiłem. Czego ty tam szukasz?- upomniałem się. Mężczyzna zerknął na mnie, po czym chwycił coś w lodówce.
- Tego.- odparł unosząc dłoń w górę. Spojrzałem na przedmiot w jego ręku, a widząc iż jest to piwo uniosłem jedną brew.
- Chyba nie powinieneś pić przy uczniu.- zauważyłem
- A ty powinieneś być teraz w domu i siedzieć przy książkach.- odbił piłeczkę.
Przewróciłem na to oczami, a w tym samym momencie mężczyzna ruszył z powrotem na kanapę. Gdy zajął swoje wcześniejsze miejsce chwycił za pilot, po czym odpalił telewizor wiszący na ścianie.
- Długo spałem?- zapytał zerkając w moją stronę. Spojrzałem w jego niebiesko zielone oczy, a na moich ustach uformował się delikatny uśmiech.
- Trochę sobie pospałeś, ale obudziłeś się w idealnym momencie, bo zupa właśnie dochodzi.- Odparłem, po czym ruszyłem w jego stronę
Mężczyzna obserwował każdy mój ruch. To jak podchodziłem do niego i to jak delikatnie zająłem miejsce zaraz przy nim. Uśmiechnąłem się lekko aby złagodzić atmosferę, jednak nic to nie dało.
- Musisz ściągnąć koszulkę.- powiedziałem śmiertelnie poważnie
Szatyn uniósł jedną brew, po czym spojrzał na mnie jak na wariata. Dobrze wiedziałem jak absurdalnie to brzmi, jednak chciałem zobaczyć jego reakcje.
- Słucham?- zapytał lekko zdezorientowany. Nie chciałem go dłużej męczyć więc szybko uniosłem mały słoiczek.
- Kupiłem maść rozgrzewająca. Może i z klatką piersiową sobie poradzisz, jednak z plecami nie będzie już tak łatwo.- wyznałem szczerze
Pan Derek, patrzył na mnie swoim tajemniczym wzrokiem, po czym przeniósł go na mały słoiczek. Mężczyzna nie lubi gdy ktoś mu pomaga, jednak nie chce aby jeszcze bardziej mi tu zachorował. Wiedziałem też, że sprytnie ominie tą pomoc, dlatego postanowiłem działać małą formą szantażu.
- Musi nam Pan wyzdrowieć. W końcu trzeba odpracować godziny.- powiedziałem z lekkim uśmiechem, po czym przekręciłem głowę lekko w bok
Mężczyzna nabrał większego wdechu, a jego klatka piersiowa uniosła się. Widziałem jak jego mięśnie spięły się, a brew lekko zadrżała.
- Nie powinno mnie to dziwić. W końcu jesteś synem policjanta.- zauważył na co kiwnąłem głową.
- Jestem też bardzo czuły na choroby innych, dlatego proszę dać sobie pomóc.- odparłem, a mój wzrok ani na chwilę nie opuścił jego niebiesko zielonych oczu.- To jak będzie?- dodałem potrząsając słoikiem.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, a jedynie patrzył na mnie z lekką nieufnością. Całe szczęście był na tyle zmęczony, że nie chciało mu się dyskutować. Szatyn ostatecznie westchnął, po czym sięgnął za rąbek koszulki. Uniósł ją w górę, po czym zaczął przeciskać głowę przez kołnierz.
Z tej odległości miałem idealny widok na jego mięśnie. Mężczyzna posiadał wyrzeźbiony brzuch, szerokie barki, ładnie zaokrągloną klatkę piersiową, a lekko opalona skóra podkreślała wszystkie rysy. Momentalnie zrobiło mi się gorąco na ten widok i tylko cudem opanowałem swoje ciało, aby nie pisnąć.
Mężczyzna ściągnął bluzkę, po czym okręcił się do mnie tyłem. Znów przez moje ciało przeszła dziwna fala ciepła, jednak teraz pozwoliłem sobie na mały uśmiech. Mężczyzna mnie nie widzi, a ja muszę jakoś wyładować te emocje.
Szybko zacząłem odkręcać słoik, a przez moją niezdarność szkło prawie wypadł mi z rąk. Cóż...powodem tego, mógł być ten wspaniały widok.
- Z początku może być trochę zimny.- powiedziałem, nabierając kremu na palce
Mężczyzna kiwnął głową, a ja w tym samym momencie przyłożyłem dłoń do jego pleców. Zacząłem delikatnie smarować kremem jego twardą skóre, a mój oddech zatrzymał się w płucach. Chyba źle zrobiłem proponując pomoc, bo do mojej głowy zaczęły napływać niepotrzebne myśli i wspomnienia.
- Nie boisz się?- zapytał po chwili. Zmarszczyłem brwi, po czym delikatnie wysunąłem się, aby zerknąć na jego profil. Mężczyzna wyczuł to, więc po chwili westchnął i dodał.- W końcu jesteś u kryminalisty.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem na te słowa, po czym znów spojrzałem na jego umięśnione plecy. Moje ruchy nie były już tak niepewne jak na początku, a stanowcze i mocniejsze.
- Nie zrobisz mi krzywdy.- odparłem, będąc pewny swoich słów.
- Skąd ta pewność? Nie znasz mnie. Równie dobrze, mogę cię teraz związać, zamordować i sprzedać twoje organy na czarnym rynku.- powiedział zerkając na mnie przez ramię.
Znów odchyliłem lekko moje ciało, aby lepiej go widzieć. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a ja mrużąc lekko oczy uśmiechnął się pod nosem.
- Więc czemu tego nie zrobiłeś?- zapytałem.
- Bo mam już dosyć policji.- odparł śmiertelnie poważnie, po czym odwrócił wzrok
- I jak na złość nachodzi cię syn policjanta.- dodałem, a z moich ust wydobył się cichy śmiech.
Mężczyzna pokręcił głową, jednak nie zrobił tego z politowaniem, a o dziwo z lekkim rozbawieniem. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, a w klatce piersiowej poczułem dziwne ciepło.
Z tym lekkim uśmiechem, na powrót zająłem się wcieraniem kremu, a moje dłonie zaczęły sunąć wyżej na jego barki. Skoro mam okazję, to chce to wykorzystać. W końcu nie na co dzień zdarza się okazja, aby pomagać przystojnego nauczyciela.
- Stiles.- zaczął po chwili- Po co to robisz? Dobrze wiesz, że to nie ma sensu.
Zmarszczyłem brwi kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. W tamtej chwili wiedziałem, że nie chodzi mu o czynność którą wykonuję. Wiedziałem to, bo jego ton głosu był bardziej obniżony niż zwykle. Zacisnąłem usta w wąską linię, a moje dłonie przestały jeździć po jego plecach.
- Przepraszam, ale nie rozumiem o co Panu chodzi.- rzuciłem wymijająco, po czym zabrałem swoje dłonie z jego pleców.
Chwyciłem ścierkę, która dalej spoczywała na moim ramieniu, po czym wytarłem w nią dłonie. Mam wrażenie, że mężczyzna zauważył jakimi uczuciami go darze, ale czemu się dziwić. Nie kryję się z tym. Ostatnio nawet zaproponowałem, aby zaprosił mnie do siebie. Zrobiłem to w bardzo odważny sposób wiec nawet ślepy by to zauważył.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi.- powiedział zerkając gdzieś w bok.
Z lekkim zachwytem obserwowałem jego profil, a w klatce piersiowej poczułem nieprzyjemne kłucie. No cóż, to chyba czas aby szczerze porozmawiać.
- Właściwie to trochę zabawne.- zacząłem swoim naturalnym tonem, co chyba musiało go lekko zbić z tropu, bo od razu obrócił się w moją stronę.
Proszę, załóż koszulkę.
- Co jest zabawne?- dopytał opierając się o kanapę.
Przybliżyłem się w jego stronę, a moja ręka wylądowała na jego dłoni, która spokojnie spoczywała na kanapie pomiędzy nami. Na moich ustach momentalnie pojawił się lekko cwany uśmiech, gdy zobaczyłem jego małą dezorientację. Patrzyłem z zaciekawieniem w jego piękne niebiesko zielone tęczówki i chyba nic nie mogłem poradzić na ten lekki dreszcze, który rozszedł się po moim ciele.
- To zabawne, że dopiero teraz to zauważyłeś.- wyjaśniłem, a moje ręką zaczęła sunąć się po jego przedramieniu. Zatrzymałem się w okolicach łokcia, po czym zmrużyłem lekko oczy.- Przecież już tyle znaków ci dawałem.
Po moim słowach mężczyzna nabrał większego wdechu, a jego nieprzyjemny wzrok ani na chwilę nie opuścił mojej twarzy.
- Już wcześniej się zorientowałem.
- I zapewne myślałeś, że jak będziesz bierny, to w końcu odpuszczę?- dokończyłem za niego. Mężczyzna kiwnął głową przyznając mi rację.- Chyba coś nie wyszło.
Pomiędzy nami znów zapanowała cisza. Z lekkim uśmiechem patrzyłem w jego oczy, jednak nie trwało to długo. Mój wzrok szybko zjechała niżej na jego usta, których tak bardzo chciałem spróbować. Delikatnie przysunąłem się w jego stronę, a atmosfera stała się gęstsza. Wiedziałem z czym moje działanie się wiąże i wiem, że mogę go tylko odstraszyć. Niestety to już za długo trwa, a ja straciłem cierpliwość.
O dziwo mężczyzna nie odsunął się i z zaciekawieniem obserwował rozwój sytuacji. Uznałem to za nieme "tak" więc pozwoliłem sobie, ułożyć dłoń na jego klatce piersiowej. Była twarda i ciepła, przez co od razu poczułem dziwne mrowienie w dolnej części brzucha. Teraz wszystko było łatwiejsze, bo nie opierał się, nie odpychał, nie odmawiał.
Delikatnie zbliżyłem się do niego, a moja klatka piersiowa zetknęła się z jego przedramieniem. Mężczyzna spiął się lekko, jednak nie przerwał mi. Przysunąłem swoją twarz do jego, a nasze oczy powoli przymknęły się.
Ten moment miał być czymś pięknym. Pięknym i niezapomnianym. Niestety świat mnie nienawidzi i za wszelką cenę chce mi pokazać, że nie jestem godzien szczęścia. W momencie gdy nasze usta miały się spotkać, do moich uszu dotarł odgłos syczącej wody. Niemalże w tym samym momencie odsunęliśmy się od siebie, po czym spojrzeliśmy w stronę kuchni.
Przez pozostawioną przykrywkę na garnku woda zaczęła wrzeć. Był to mój błąd. Niepotrzebnie przykrywałem garnek, a mogłem go po prostu zostawić obok.
Momentalnie zerwałem się z miejsca, po czym w paru krokach podbiegłem do gazówki. Chwyciłem pierwszą lepszą ścierkę, po czym odkryłem garnek. Piana szybko opadła, a ogień stał się mniejszy. Odetchnąłem z ulgą, po czym wyłączyłem całkowicie gaz.
Ułożyłem dłonie na blacie, po czym uśmiechnąłem się smutno. Przez moje zapomnienie straciłem szansę na pocałowanie Dereka. Kurwa! A mogło być tak pięknie.
Cóż dalej może, jednak jest pewien problem. Moja cała odwaga właśnie w tym momencie ulotniła się, a na jej miejsce przyszło zażenowanie. Chryste! Jak ja się zbłaźniłem!
Po chwili usłyszałem za sobą jakieś szmery. Nie miałem odwagi, aby spojrzeć za siebie, jednak coś mi mówiło, że Pan Derek zakłada właśnie bluzkę. Całe szczęście.
No ale w sumie....chętnie bym jeszcze popatrzył i podotykał...NIE! Ja muszę stąd iść.
- To chyba znak, aby zbierał się do domu.- powiedziałem niekontrolowanie
Po chwili usłyszałem za sobą ciężkie kroki mężczyzny. Po moich plecach momentalnie przeszły dreszcze, a oczy przymknęły się. Odgłosy jego kroków stawały się wyraźniejsze, co oznaczało iż zbliżał się w moją stronę. Przełknąłem nerwowo ślinę, jednak nie odwróciłem się.
- Nie zostaniesz?- zapytał, czym mnie zaskoczył.
Resztkami sił zmusiłem swoje ciało do obrócenia się. Stanąłem do niego przodem, po czym zadarłem głowę w górę, aby spojrzeć w jego oczy.
- Muszę już iść.- stwierdziłem twardo
Pomiędzy nami nastała cisza. Bardzo nieprzyjemna cisza. Moje serce waliło w tym momencie jak oszalałe. Jeszcze chwilę temu byłem zdeterminowany, aby go pocałować. Ba! Ja byłem gotów się na niego rzucić. A teraz? Teraz stoję przed nim niczym ostatnia cnotka i udaje, że nic się nie stało. A stało się.
- Widzisz.- zaczął nagle- To nie ma sensu skoro się boisz.
Po jego słowach poczułem nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej. Czyli za takiego mnie ma? Za strachliwego chłopaka, któremu spodobał się nauczyciel, jednak nic nie chce z tym zrobić, bo boi się odrzucenia? Cóż, może i miałby rację, gdyby nie jeden mały problem. Odkąd pamiętam, byłem dzieckiem, którego łatwo podpuścić. W tym momencie nie było inaczej.
Mężczyzna nie zdążył nawet mrugnąć, gdy nagle bez ostrzeżenia chwyciłem w dłonie jego koszulkę. Zrobiłem krok w jego stronę, po czym stanąłem lekko na palcach, aby mieć lepszy dostęp do jego ust. Moja klatka piersiowa przylgnęły do jego umięśnionego torsu, a w tym samym momencie nasze usta złączył się w jedność.
Mężczyzna w pierwszej chwili był zaskoczony moim odważnym działaniem, więc nie ruszył się ani na krok. Dopiero po chwilowym szoku był wstanie się poruszyć i wykonać następną czynność. Jego usta lekko rozszerzyły się, po czym delikatnie oddał pocałunek.
Był to bardzo spokojny pocałunek. Bez agresji i pośpiechu. Po prostu trwaliśmy napawając się tą chwilą.
Niestety wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Delikatnie odsunąłem się od mężczyzny, po czym rozchyliłem powieki. Resztkiem sił spojrzałem w jego oczy, a widząc, iż są lekko zamglone, na moich ustach mimowolnie uformował się delikatny uśmiech. Podobał mi się ten widok.
Odsunąłem się od mężczyzny, a moje ciało ogarnęła dziwna pustka
- To nie wyjdzie.- stwierdził po chwili, a jego głowa pokręciła się na boki.
- Skąd wiesz, jak nie spróbowałeś?- zapytałem w prost. Mężczyzna wzruszył ramionami.- Dam ci czas. To ty musisz zdecydować czy chcesz w to iść, czy po prostu pewne drzwi w twoim życiu mają zostać zamknięte.
Derek spiął się lekko, jednak od razu kiwnął mi głową. Wyglądał w tym wydaniu tak niewinnie, że niekontrolowanie uśmiechnąłem się pod nosem.
- A teraz przepraszam, ale naprawdę muszę już iść.- dodałem
Mężczyzna kiwnął mi głową, a ja od razu ruszyłem z miejsca w stronę korytarza. Pan Derek ruszył za mną, czego dowodem był odgłos jego ciężkich kroków. Ten dźwięk dalej wywołuje u mnie pewnego rodzaju lęk, jednak jest to dobre uczucie. Takie tajemnicze i ciekawe.
Sprawnie założyłem buty, po czym wyprostowałem się. Znów spojrzałem w jego niebiesko zielone oczy, a widząc jego spojrzenie zdziwiłem się lekko.
- Co?- zapytałem nie wytrzymując
- Powiedz, że zabrałeś ze sobą kurtkę.- wypalił nagle. Zerknąłem w dół na swoją czerwoną rozpinaną bluzę, po czym znów spojrzałem na mężczyznę.
- To jest moja kurtka.- wyznałem wskazując dłońmi na rozpiętą bluzę.
Derek pomrugał parę razy powiekami, po czym głośno wzdychając wyciągnął dłoń w moją stronę. Nie miałem pojęcia o co mu chodzi więc moje serce znów zabiło. Dopiero po chwili okazała się, że sięga coś co jest za moimi plecami. Mężczyzna nie oderwał ode mnie wzroku, a i ja tego nie zrobiłem.
- Masz.- powiedział, a w tym samym momencie przed oczami ukazała mi się czarne skórzane odzienie.
Instynktownie przejąłem je do mężczyzny, po czym delikatnie rozłożyłem.
- O Chryste! Ale ja nie mogę. To twoja kurtka.- rzuciłem będąc lekko zakłopotany tą sytuacją.
- Jeśli jej nie weźmiesz, to przeziębisz się, a ja będę mieć cię na sumieniu.- wyznał przewracając oczami.
Patrzyłem przez chwilę na skórzaną kurtkę, jednak szybko coś do mnie dotarło. Będę mieć coś co od zawsze chciałem mu ukraść. Tak parę razy przymierzałem się do tego, aby podwędzić mu tą kurtkę, jednak ostatecznie rezygnowałem.
- No skoro nalegasz.- powiedziałem z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Nie wydajesz się..
- I tego się trzymajmy.- przerwałem mu, po czym ubrałem na siebie jego kurtkę.
Och, za duża. Myślałem, że mamy podobne mięśnie.
Niczym małe dziecko, które właśnie dostało cukierki od babci, spojrzałem na mężczyznę, po czym posłałem delikatny uśmiech. Derek zjechał mnie wzrokiem, po czym zrezygnowany pokręcił głową.
- Nigdy cię nie zrozumiem.- wyznał, po czym chwycił za klamkę. Mężczyzna otworzył mi drzwi, a ja bez chwili namysłu ruszyłem z miejsca.
Niestety w momencie gdy przekraczałem próg mieszkania Derek stwierdził, że fajnym pomysłem będzie złapanie mnie za ramię. Zatrzymałem się w miejscu, po czym spojrzałem na mężczyznę.
- Tak?- zapytałem widząc jego przenikliwy wzrok.
- Tylko nikomu ani słowo.- powiedział śmiertelnie poważnie.
Po jego słowach przewróciłem rozbawiony oczami, po czym spojrzałem na niego jak na wariata. Miałem już rzucić jakimś mało zabawnym tekstem, jednak nagle do głowy nasunął mi się inny pomysł. Uśmiechnąłem się cwanie po nosem, po czym wysunąłem głowę w jego stronę.
- Przekonaj mnie.- wyszeptałem, a mój wzrok zjechał na jego ustach.
Mężczyzna spiął się lekko, a uścisk na moim ramieniu lekko poluźnił się. Szatyn westchnął, co było oznaką jego kapitulacji. Pięknie.
Derek powoli schylił się w moją stronę, a już po chwili poczułem na swoich ustach jego miękkie wargi. Nie myśląc długo oddałem pocałunek, a po moim ciele rozeszły się delikatne dreszcze. Lubię takie pocałunki. Takie delikatne i niewinne.
Cóż...pewnie w innej sytuacji wolał bym te agresywne.
- Przekonany?- zapytał w momencie gdy oderwał się od moich ust.
Uchyliłem powieki, po czym z dużo lepszym humorem, odsunąłem się do mężczyzny.
- No...na początek taka forma przekupienia może być.- odparłem z cwanym uśmiechem, co zapewne lekko go wkurzyło.- Widzimy się w poniedziałek na zajęciach?
- Nie wiem czy do tego czasu wyzdrowieje.
- Wyzdrowiejesz wyzdrowiejesz. Po mojej zupie na pewno.- odparłem, po czym puściłem mu oczko.- To do widzenia
- Do widzenia
Delikatnie wyrwałem swoją rękę z jego uścisku, po czym ruszyłem w głąb korytarza.
Jak się teraz czuję? Jak małe dziecko, które dostało swój wymarzony prezent pod choinkę.
Chryste! Mam ochotę skakać z radości!
I na dodatek mam jego kurtkę. Będę z nią dzisiaj spał.
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
W następnym rozdziale wracamy do perspektywy Thomasa i jego "cudownej" randki. Już się nie mogę doczekać, aż zacznę ją opisywać. Dylan na pewno jej nie zapomni.
Sorry za błędy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top