13
Dziś 1 września. Najszczęśliwszy dzień w roku.
Prawie 6 tysięcy słów. Miłego czytania ❤️
Perspektywa Thomasa:
Znudzony do granic możliwości, wpatrywałem się w nasz nowy dom. Od piętnastu minut siedzę z tatą w aucie i czekamy za mamą, aż przyjdzie, aby w końcu móc ruszyć. Dziś sobota, czyli dzień w którym nie trzeba iść rano do szkoły, ani nie trzeba pójść wcześnie spać, aby się wyspać przed szkołą. No po prostu mój ukochany dzień! Niestety moi rodzice uznali, że dobrym pomysłem będzie, abym pojechał z nimi na kolację do jego nowego szefa, a zarazem szeryfa tego miasta. Wspominałem już, że mój tata jest policjantem?
- No nareszcie- wymamrotał mój tata. Momentalnie spojrzałem przez szybę, a moim oczom ukazała się mama niemalże biegnąca w stronę auta.
Kobieta miała na sobie zieloną sukienkę z tiulowymi rękawami. Jej talia była idealnie podkreślona, a nogi dzięki wysokim szpilką ładnie wyeksponowane. Cóż...moja mama zawsze wygląda świetnie, jednak teraz dzięki makijażowi, który był wyraźniejszy wyglądała po prostu bosko.
- Jestem- powiedziała wchodząc do środka. Kobieta zamknęła drzwi, po czym z niewinną miną spojrzała na swojego męża.
Ojciec patrzył na nią lekko wkurzonym wzrokiem, bo jakby nie patrzeć, zaraz możemy spóźnić się na kolację do jego szefa. Może i mój tata nie jest typem, który podlizuje się osobą wyżej od niego, jednak punktualność w takich sprawach jest dla niego rzeczą świętą. No ale cóż, moja mama znajdzie rozwiązanie nawet w takiej sytuacji.
- Oj nie złość się. Po prostu musiałam uszykować do spania, tą bieliznę, którą kupiłam wczoraj w Victoria's Secret.- dodała uśmiechając się zalotnie.
Tata, zwęził lekko oczy, a po opadniętych barkach było widać, że słowa mamy zadziałały. Mężczyzna westchnął spoglądając przed siebie, jednak nic nie mógł poradzić na ten cwany uśmiech, który delikatnie uformował się na jego wargach.
- Biała koronka?- dopytał. Mężczyzna odpalił silnik, po czym spuszczając ręczny, spojrzał na blondynkę obok siebie.
- Biała koronka- potwierdziła kiwając głową. I wtedy tata nie mógł się opanować, bo gdy cofał z posesji i patrzył w tył idealnie widziałem to, jak szczerzy się sam do siebie.
- Ekhm, przypominam, że nie jesteście sami- zauważyłem będąc lekko zdegustowany ich wymianą zdań.
Rodzice momentalnie spojrzeli w tył, po czym obdarowując mnie rozbawionym spojrzeniem, zaśmiali się lekko. Tak, to cali oni.
Kolejne siedem minut drogi minęło nam bardzo chaotycznie, ponieważ wraz z mamą stwierdziliśmy, że dobrym pomysłem będzie śpiewanie piosenek, które aktualnie leciały w radiu. Cóż, tata miał o tym inne zdanie, ponieważ co chwilę prosił abyśmy przestali, bo jeszcze hieny zwołamy. Jak można się domyślić, nie przestaliśmy z mamą śpiewać, a nawet wczuliśmy się bardziej w rolę amatorskich piosenkarzy.
- Ja wychodzę dziś ze znajomymi.- poinformowałem widząc, że na nawigacji zbliżamy się do celu.
Tak, dziś umówiłem się z Liamem Stilesem i Theo na mały wypad. Chcemy się trochę rozerwać, a ja dodatkowo chce upić Liama, aby dowiedzieć się jak tam z jego małym roztargnieniem. Wiem, że to za szybko, aby był w stu procentach pewny, jednak wydaje mi się, że już powoli zaczyna sobie wszystko w głowie układać. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- A lekcje masz zrobione?- zapytała mama spoglądając w tył
- Cóż...jutro zrobię- zapewniłem ukazując szereg zębów
Mama uniosła brew, po czym kręcąc głową spojrzała przed siebie. Wiem, że toczy teraz ze sobą matczyną walkę, ponieważ dalej nie znamy tego miasta i ludzi wokół. Kobieta westchnęła, po czym zrezygnowana spojrzała na ojca. Tata wyczuł to ponieważ zerknął na kobietą, po czym znów wrócił wzrokiem na jezdnię.
- Jak dla mnie może iść. Przecież i tak odrobi te lekcje. Inaczej auta mu nie kupię- odparł wjeżdżając w jedną z uliczek
- Czy to jest szantaż?- zapytałem rozbawiony
- Sztuka marketingu.- poprawił zerkając w lusterko, aby spojrzeć na moją osobę. Przewróciłem na jego słowa oczami, jednak ten mały uśmiech nadal błądził na mojej twarzy.
- Tak w ogóle to długo tam będziemy? Nie chcę narzekać, ale raczej nie nadaje się na takie spotkania.- wyznałem szczerze. Już wcześniej im o to marudziłem i mimo, że do tej pory nie udało mi się ich przekonać, to nadal wierzę, że w końcu się nade mną zlitują.
Nadzieja matką głupich.
- Już o tym rozmawialiśmy. To tylko jedna kolacja, jakoś to przeżyjesz. - powiedziała blondynka w momencie gdy tata zaczął zwalniać. Spojrzałem przed siebie na posesję, a widząc pod jakim domem stanęliśmy, mój żołądek skurczył się nieprzyjemnie- Poza tym, Pan O'Brien ma dwóch synów w twoim wieku. Na pewno znajdziecie wspólny język.
No chyba nie. Świat zdecydowanie mnie nienawidzi, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że ze wszystkich ludzi na świecie mój tata musi współpracować, z ojcem tego wkurzającego szatyna. No nie wierzę w moje szczęście! Przynajmniej już wiem czemu Stiles pisał, że może się trochę spóźnić na spotkanie.
- Idziesz kochanie?- powiedziała nagle mama wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem przed siebie i dopiero teraz ogarnąłem, że moi rodzice zdążyli już wyjść z auta.
Odchrzaknąłem, po czym bez chwili namysłu opuściłem auto. Spojrzałem na dom przede mną, a do mojej głowy trafiło wspomnienie tego jak odprowadzałem tu pijanego Dylana. Mogłem go jednak zostawić w tych krzakach, a nie bawić się w noszenie go po schodach.
Ruszyłem za rodzicami szerokim chodnikiem prowadzącym do drzwi, a w myślach modliłem się, aby Dylana nie było w domu. Może jemu udało się urwać.
Lekko zdenerwowany zacząłem bawić się kołnierzem, przy swojej beżowej bluzce typu polo. Gdy stanęliśmy przy drzwiach spojrzałem na tatę, który ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie. Widać, że też był lekko zestresowany, jednak nasz stres był spowodowany czymś innym. On miał dziś kolację u swojego szefa, a ja miałem dziś kolację u swojego wroga. Chociaż w sumie, jakby nie patrzeć to to samo.
Tata nacisnął guzik na ścianie, a zza drzwi usłyszałem charakterystyczny dźwięk dzwonka. Nie musieliśmy długo czekać, bo już po chwili usłyszałem czyjeś kroki, klamka zapadła się, a duże drzwi powoli uchyliły. W progu stanął wysoki mężczyzna w granatowej koszuli, jednak w tym momencie nie jego nienaganny strój zwrócił moją uwagę, a to jak bardzo przypominał mi szatyna, z którym mam cichą wojnę. Wyglądał praktycznie jak Dylan, a jedyne co ich różniło to postura i fakt iż mężczyzna posiada gęsty zarost.
- No nareszcie jesteście, zapraszam.- powiedział otwierając szerzej drzwi, a gestem ręki zaprosiła nas do środka.
Przepuściliśmy mamę w drzwiach, po czym idąc za mężczyzną weszliśmy do przestronnego korytarza. Byłem tu już, jednak przez tego pijaka nie miałem czasu, aby się rozejrzeć...ale w sumie nie ma na czym zawiesić oka. Nie ma tu zdjęć na ścianach, a jedynie obrazy, które kolorystycznie mają pasować do ciemnych mebli. Wnetrze zostało urządzone w prostym stylu i niczym nie odbiegało od innych domów, w których miałem okazję przebywać.
Moi rodzice przywitali sie z ojcem Stiles'a i Dylana, a gdy jego wzrok spoczął na mnie, poczułem dziwny ucisk w klatce piersiowej. Patrzył on na mnie lekko zaciekawiony, przez co poczułem się niezręcznie. Już wiem po kim Dylan ma to spojrzenie.
- Ty zapewne jesteś tym chłopcem, ze zdjęcia, które stoi na biurku u Davida.- powiedział niskim tonem, po czym wystawił dłoń w moją stronę- Ja jestem Patrick
- Thomas- przedstawiłem się ściskając jego dłoń- i tak to ja.
Zdjęcie o którym mowa, zostało wykonane już dawno, bo jakieś szesnaście lat temu. Miałem wtedy dwa lata, a sama fotografia przedstawiała mnie i rodziców jak siedzimy na trafię w pobliskim parku. Mamy tego zdjęcia trzy kopie. Pierwszą ma tata, druga stoi w domu w widocznym miejscu, natomiast trzecią mam ja w pokoju.
- Chodźcie, przedstawię wam moich synów.- powiedział mężczyzna wyrywając mnie z zamyślenia.
Ruszyliśmy za mężczyzną, a już po chwili znaleźliśmy się w przestronnym salonie połączonym z jadalnią i kuchnią. Po prawej stronie stał czarny narożnik, stolik na kawę, oraz duża plazma. Na wprost znajdował się sześcioosobowy stół, natomiast po lewej aneks kuchenny z niewielkim barem i trzema wysokimi krzesłami. Pomieszczenia tak jak przedpokój było proste i schludne. Było tu dużo brązu, czarnego oraz białego, jednak w tamtym momencie nie to zwróciło moją uwagę, a pewni szatyni w białych koszulach i granatowych spodniach.
Stali oni przy stole rozmawiając o czymś, jednak gdy tylko weszliśmy do salonu ich rozmowy ucichło. Oboje spojrzeli w naszą stronę, a ich wzrok spoczął na moim tacie, który jako pierwszy ruszył w ich stronę.
- Wy pewnie jesteście Dylan i Stiles- powiedział, a po jego tonie spokojnie mogłem stwierdzić, że na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Dylan- przedstawił się jako pierwszy. Szatyn ścisnął dłoń mojego ojca i lekko kiwnął głową.
Dylan jest chyba lekko spięty...aż miło się na to patrzy.
Mój tata przywitał się z drugim szatynem, po czym przedstawił swoją żonę. Mama z ogromnym uśmiechem ścisnęła dłoń Dylana, po czym delikatnie odsunęła się w bok, aby zrobić mi miejsce i przywitać się z drugim chłopakiem. Szatyni z samego początku byli zbyt zajęci witaminę się z moimi rodzicami, więc to oczywiste, że nie zwrócili na mnie uwagi.
Zrobiłem krok w ich stronę, a jako pierwszy spojrzał na mnie Dylan. Jego mimika twarzy zmieniła się diametralnie, ponieważ ten lekki uśmiech, momentalnie zszedł z twarzy, a zastąpiło go zdziwienie. Nie był to jakiś duży szok, jednak widać, że jest moją obecnością zaskoczony. Uśmiechnąłem się sztucznie w jego stronę, po czym wyciągnąłem dłoń w jego stronę.
- Miło cię znów widzieć Dyl- powiedziałem jak gdyby nigdy nic. Szatyn pomrugał parę razy powiekami, po czym spojrzał na moją rękę. Chłopak walczył z samym sobą, aby nie wybuchnąć, jednak teraz nie wypada, aby się kłócić.
Przynajmniej nie na pierwszym spotkaniu, gdzie są nasi rodzice.
- Kto by się spodziewał, że nawet w weekend będę zmu...zaszczycony, aby przebywać w twoim towarzystwie- odparł ściskając moją dłoń.
Och, jaki opanowany.
Mój uśmiech lekko spełzł z twarzy, jednak nie na długo. Zabrałem swoją dłoń, bo gdy tylko poczułem na sobie wzrok drugiego szatyna, wiedziałem, że tu nie będę umiał się opanować. Spojrzałem w stronę Stiles'a, a widząc jego szeroki i szczery uśmiech poczułem ogromny spokój.
- Thomas!- krzyknął uradowany chłopak i bez chwili namysłu rozłożył ręce. Chłopak zamknął mnie w męskim uścisku, a na moich ustach szybko uformował się szeroki uśmiech.
- Cześć Stiles- przywitałem się oddając uścisk.
Stiles jest osobą, której nie da się nie lubić. Może i czasem rzuci głupim tekstem, jednak przez swoją niewinność wzbudził we mnie duże zaufanie.
W końcu oderwaliśmy się od siebie, po czym posłaliśmy szczery uśmiech. Czułem na sobie zaciekawione spojrzenia naszych rodziców, ale czemu się dziwić, przecież nie wiedzieli, że mogę przyjaźnić się z szatynem.
- Widzę, że nasi synowie zdążyli się już poznać.- powiedział nagle mój ojciec.
- Zapewne znacie się ze szkoły.- dodał ojciec szatynów. Spojrzałem na niego, po czym kiwnąłem głową.
- Tak, ja i Stiles chodzimy do tej samej klasy. Dylana kojarzę z widzenia. No i też głównie dlatego, że są bliźniakami- odparłem spoglądając do szatyna, o którym była mowa
Posłałem Dylan'owi sztuczny uśmiech, a ten odpowiedział mi tym samym. Cóż...w sumie znamy się nie tylko "z widzenia", ale o tym nie muszą wiedzieć.
Po chwilowej rozmowie, Pan Patrick zaprosił nas do stołu, gdzie usiadłem obok Stiles'a. Przede mną siedziała mama, a po lewej stronie mój ojciec. Na przeciwko mojego ojca był Pan Patrick, natomiast po jego prawej stronie siedział Dylan. Może i siedzimy daleko od siebie, jednak nie wiedzieć czemu czuję się lekko niezręcznie.
Kolacja odbywała się w bardzo miłej atmosferze, jednak ja i tak czułem się lekko nieswojo. Znaczy tylko na początku, bo gdy tylko Stiles zaczął mnie zagadywać zapominałem o stresie.
- Jak podoba ci się w szkole?- zapytał nagle ojciec szatynów. Wiedziałem, że to pytanie kierowane jest do mnie, więc od razu spojrzałem na mężczyznę.
- Szkoła jest...ciekawa- rzuciłem wymijająco, na co mężczyzna zaśmiał się lekko.
- Rozumiem- powiedział kiwając głową- A masz jakieś zajęcia, które lubisz?- dopytał
- Tak. Bardzo lubię zajęcia malarskie.- odparłem szczerze- No i nauczyciel, który zajmuje się kółkiem bardzo fajnie prowadzi zajęcia. Widać, że lubi to co robi.
Po mojej wypowiedzi mężczyzna zaśmiał się lekko, jednak nie był to normalny śmiech, bo wyczułem w nim nutkę drwiny. Lekko zdezorientowany, spojrzałem na szatyna, po czym na moich rodziców. Oni też nie wiedzieli o co chodzi, bo posyłali sobie pytające spojrzenie.
- Raczej robi to bo musi.- rzucił nagle. Mężczyzna odłożył sztućce, po czym kładąc łokcie na stole splótł dłonie.-
- O co chodzi?- zapytał zaciekawiony ojciec.- Coś z tym nauczycielem nie tak?
- Nazywanie go nauczycielem jest przesadą, prawda?- zaczął spoglądając na swoich synów, czym wywołał nasze zaciekawienie- Derek to przestępca.
Po jego słowach w pomieszczeniu nastała cisza. Słowa mężczyzny dudniły w moich uszach, jednak ich sens dalej do mnie nie docierał. Tak, Pan Derek wygląda strasznie, jednak czy to, aby na pewno prawda? Ja rozumiem, że Pan Patrick jest szeryfem tego miasta i wie więcej co kto ma za uszami, ale umówmy się, jaka szkoła zatrudnia przestępcę na nauczyciela.
Spojrzałem z niedowierzaniem na siedzącego obok mnie Stiles'a, a gdy zobaczyłem jego przygnębioną minę, zrobiło mi się go żal. Nadal pamiętam jego słowa, które wypowiedział do Dereka po zajęciach. Nie wiem czy moje przypuszczenia są słuszne, ale jeśli Stiles podkochuje się w tym nauczycielu, to nie wróżę mu nic dobrego.
Chciałem odsunąć od siebie niepotrzebne myśli, więc swój wzrok przeniosłem na Dylana. Nie wiem czemu akurat na niego spojrzałem, może chciałem zobaczyć jego reakcje. Chłopak ściskał w dłoni widelca, a jego ciało wydawało się być spięte. Jego reakcja była naprawdę dziwna, jednak nie tak jak jego oczy. One od zawsze były puste, jednak tym razem zobaczyłem w nich lekką nutkę smutku.
- Mam rozumieć, że mojego syna uczy jakiś kryminalista?- zapytała z przerażeniem moja mama, czym wyrwała mnie z zamyślenia- Czemu szkoła się na to zgodziła?
- Ponieważ taki był wyrok sądu.- zaczął Pan Patrick spokojnym tonem- Derek jest znany, jako jeden z najlepszych fałszerzy obrazów. Podrobił już wiele dzieł i nawet raz udało mu się sprzedać swoją podróbkę, pewnemu koneserowi sztuki. Malował głównie dla złodziei, którzy okradali muzea. Właśnie dzięki temu, że nie brał czynnego udziału w rabunkach sąd dał mu przymusową pracę w szkole jako zastępca nauczyciela.
- I szkoła się na to zgodziła?- zapytał z niedowierzaniem mój ojciec
- Pech chciał, że akurat nauczycielka, która zajmowała się tym przedmiotem dostała lepszą ofertę pracy, więc szkoła przyjęła go bez pytań.- wyjaśnił, po czym wzdychając ciężko wrócił do posiłku- Ale jak widać dobrze się sprawuje, skoro nie wzbudza żadnych podejrzeń.
Cóż....z początku myślałem, że to jakiś morderca, ale tak. Nie wzbudza żadnych podejrzeń. Tak, w tym był sarkazm.
Rozmowy toczyły się dalej, a ja próbowałem zapomnieć o wcześniejszym temacie. Pan Patrick zadawał mi jakieś pytania typu, jak mi się tu podoba i jak się uczę w szkole. Na wszystko odpowiadałem zgodnie z prawdą. Powiedziałem, że miasto jest zdecydowanie spokojniejsze niż Los Angeles, a uczę się na tyle dobrze, aby przypadkiem nie dostać od mamy z miotły w głowę.
Niestety, nagle musiało nadejść to niezręczne pytanie, którego chciałem za wszelką cenę uniknąć.
- A swoją drugą połówkę już poznałeś czy może kogoś jeszcze masz? Z tego mówiłeś przeprowadziliście się z drugiego końca stanów, więc trochę trudno z utrzymaniem kontaktu.- zapytał nagle Pan Patrick.
Przełknąłem ślinę, czując na sobie zaciekawione spojrzenia szatynów, jednak przez niezręczność tego pytania nie byłem w stanie unieść głowy. Oczywiście, że zostawiłem tam osobę, do której coś czułem. Była to nieodwzajemniona miłość, choć z początku uważałem inaczej. Całe szczęście moi rodzice, potrafią wyczuć, że nie mam zamiaru na to odpowiadać, więc zgrabnie ominęli temat.
- Thomas od zawsze skupiał się na nauce, nie interesowały go związki. Miał tam paru kolegów, ale z tego co zauważyłam, nie było to nic poważnego- odparła za mnie moja mama
Uniosłem głowę w górę, po czym posłałem jej lekki uśmiech. Chciałem jej za to podziękować.
Pan Patrick zaśmiał się lekko, czym zwrócił naszą uwagę. Ten śmiech był inny niż wcześniejsze, którymi nas obdarowywał. To tak jakby zaśmiał się z błędy. Momentalnie całą trójką spojrzeliśmy na niego, po czym posłaliśmy mu pytające spojrzenie.
- Coś się stało?- zapytał mój tata
- Przepraszam, nie zrozumcie mnie źle, ale po prostu źle ułożyła Pani zdanie- zwrócił się do mojej mamy. Spojrzeliśmy po sobie lekko zdziwieni, bo naprawdę nie rozumiałem o co mu chodzi.- Nic dziwnego, że to wszystko nie było na poważnie, skoro mowa o kolegach.
Och
Lekko zakłopotany zagryzłem dolną wargę, po czym spojrzałem w dół na mój talerz. Moja mama zapewne jest już do tego przyzwyczajona, że jestem gejem, więc to oczywiste, że powiedziała to nieświadomie. Nadal pamiętam, to jak na początku było nam ciężko, gdy ujawniłem się ze swoją orientacją, więc muszę to jakoś ładnie odkręcić. Wiem, że ludzie nie są tolerancyjni, i nie chce też aby mój tata wstydził się za mnie na kolacji swojego szefa.
Cóż... okazało się, że moi rodzice mają na ten temat inne zdanie.
- Och nie, nie ma tu pomyłki- zaczął nagle mój ojciec. Momentalnie spojrzałem na niego, a widząc, jak na luzie ładuje sobie do ust, kolejny kawałek kurczaka, poczułem lekki spokój.
On się nie wstydził tego, że jego syn jest innej orientacji niż on sam. Spojrzałem niepewnie w kierunku ojca Dylana, a widząc jego dezorientację poczułem mały niepokój.
- Jak to nie ma pomyłki?- dopytał zerkając na mnie, po czym znów wrócił wzrokiem na mojego ojca.
Mój tata uśmiechnął się lekko, po czym niczym nie przejęty spojrzał na swojego szefa.
- Thomas jest gejem.- zaczął, wzruszając ramionami- No wiesz...lubi chłopaków.
Po słowach mojego ojca w pomieszczeniu nastała cisza, a atmosfera stała się gęsta. Było teraz cholernie niezręcznie, jednak moi rodzice nie byli tego świadomi. Po prostu jedli dalej swój posiłek, jak gdyby nigdy nic. Moja mama i mój tata, nie byli świadomi tego, że dla kogoś te tematy mogą być tabu.
Spojrzałem kątem oka na Stiles'a, aby jakoś się wesprzeć, jednak gdy zobaczyłem jego rozbawioną minę dodatkowo się wkurzyłem. Uderzyłem go łokciem w ramię, jednak to jeszcze bardziej go rozśmieszyło. Chłopak nie mogąc się opanować wypluł kurczaka z ust, a ten wypadł prosto na jego spodnie. Stiles zarechotał, jednak szybko zakrył usta ręką. Nie umknęło to uwadze jego tacie, który od razu posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
Chciałem przerwać, tą niezręczną sytuację, więc dla rozluźnienia postanowiłem pochwalić danie, które przygotował.
- Dobry kurczak.
Czemu ty umiesz mówić?!
- Och, naprawdę ci smakuje?- zapytał zadowolony, przez co od razu kiwnąłem głową. - Dylan dziś go piekł, to jego popisowe danie.
Momentalnie złączyłem usta w wąską linię, po czym z niechęcią spojrzałem na Dylana, który siedział zaraz obok mojej mamy. Szatyn spojrzał w moją stronę, a na jego ustach uformował się lekki uśmiech. Nie był to szczery uśmiech, a raczej taki pełen wyższości.
- Dodał bym więcej przypraw.- rzuciłem posyłając mu wymuszony uśmiech.
Dylan momentalnie odwdzięczył mi się tym samym, po czym wróciliśmy do posiłku. Szczerze? Skłamał bym mówić, że temu daniu coś brakuje. Kurczak był naprawdę delikatny, aż przyjemnie się go jadło. Niestety ja nie potrafię gotować, a raz jak próbowałem to spaliłem firankę...w łazience. Nie pytajcie. Może kiedyś wam opowiem.
*******
Po kolacji Pan Patrick zaprosił moich rodziców do salonu na drinka. Oczywiście moja mama odmówiła, ponieważ ktoś musi kierować. Ich rozmowy przeszły na temat samochodów, jednak długo nie uczestniczyłem w tym spotkaniu. Czemu? Ponieważ Stiles szybko mnie uratował i zabrał do siebie do pokoju. Dylan też szybko wykorzystał tą akcję, bo od razu ruszył za nami pod pretekstem pójścia z nami. Oczywiście, gdy tylko pojawiliśmy się na piętrze, szatyn szybko zniknął za drzwiami swojego pokoju.
- Ile tu już siedzimy?- zapytałem zaciekawiony. Leżałem właśnie na łóżku Stiles'a i podrzucałem małą żółtą piłką, która znalazłem u niego na komodzie.
- Jakąś godzinę - odparł rzucając się na łóżko zaraz obok mnie. Zdziwiłem się trochę, bo nie sądziłem, że tak bardzo rozgadałem się ze Stilesem. Myślałem, że minęło jakieś dwadzieścia minut - Co jest. Przeszkadza ci moje towarzystwo?
Momentalnie uniosłem brwi, po czym zerknąłem na szatyna. Oczywiście, że nie przeszkadzała mi jego obecność, ale wiem, że mój tata ma słabą głowę, a ja nie chce taszczyć, jego pijanej dupy do auta.
- Tak, chce się stąd szybko urwać, żeby i tak później widzieć cię na naszym wieczornym spotkaniu- rzuciłem sarkastycznie, na co ten wystawił środkowy palec. Zaśmiałem się na jego gest, po czym kładąc dłonie na piersi spojrzałem na sufit.
Ten wieczór jest... męczący. Tak, to chyba najlepsze określenie.
- Japierdole...- powiedział nagle Stiles
Zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem na szatyna obok mnie. Trzymał on telefon w górze i klikał coś po ekranie. Pozwoliłem sobie zerknąć na ekran, jednak tylko po to, aby określić mniej więcej o co chodzi. Z tego co zauważyłem jest na wiadomościach z tatą, jednak nie jestem na tyle odważny, aby przeczytać jego prywatną konwersacje.
- Ja zaraz przyjdę.- powiedział gasząc telefon, po czym podnosząc się na łokciach wstał z łóżka. Stiles ruszył do jednej z szaf, po czym zaczęła w nich coś grzebać.
- Gdzie idziesz?- zapytałem dźwigając swoje wątłe ciało, a gdy usiadłem na skraju materaca, spojrzałem na szatyna, który akurat wyciągnął białą bluzę z kapturem.
- Idę do sklepu po lód. Pewnie tata nie sprawdził czy jest jeszcze w zamrażarce.- wyjaśnił, a jego głos był lekko przytłumiony przez bluzę, która przeciskał przez głowę.
Momentalnie wstałem z łóżka, po czym poprawiając swoją bluzkę, ruszyłem w stronę drzwi. Szatyn zdążył się już ubrać, a gdy zobaczył, że staje obok wyjścia, posłał mi pytające spojrzenie.
- Ale ty wiesz, że cię stąd nie wyganiam, prawda?- zauważyłem, co było prawdą. Mogłem tu spokojnie posiedzieć i poczekać, aż przyjdzie, jednak ja miałem inny plan.
- No tak wiem. Idę do twojego brata.
Tak taki miałem plan. W sumie już wcześniej o tym myślałem, ale rozgadałem się ze Stilesem na tyle, że straciłem poczucie czasu. Nie, nie ciągnie mnie do niego, po prostu chce go trochę podrażnić. Ostatnio zaczęło mi się to podobać, to jak się wkurza i marszczy ten swój nos za każdym razem, gdy próbuje nie wybuchnąć. A przecież teraz jest na to najlepszy moment, bo nasi rodzice są na dole i nie wypada, aby pobił syna gości swojego ojca.
Stiles słysząc moją odpowiedź patrzył przez chwilę na moją osobę z niedowierzaniem, jednak gdy tylko sens moich słów dotarł do niego, pokręcił z politowaniem głową. Szatyn uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym otwierając drzwi, wskazał dłonią na korytarz.
- Tylko się nie pozabijajcie. Są tu nasi rodzice więc ograniczcie się tylko do kłótni.- powiedział błagalnie, jednak nawet on w to nie wierzył.
- Postaram się- rzuciłem puszczając mu oczko.
Obaj opuściliśmy pomieszczenie, a gdy Stiles ruszył w stronę schodów, ja udałem się do pokoju Dylana. Cóż, słowa "udałem się" są trochę naciągane, ponieważ Dylan ma pokój idealnie naprzeciwko Stiles'a. Obróciłem się przodem do jego drzwi, a gdy miałem chwytać za klamkę, poczułem dziwny ucisk w klatce piersiowej. Może jednak wrócę do pokoju i...i stracę szansę na podrażnienie go. Nie ma mowy! Nie przepuszczę takiej okazji!
Momentalnie zebrałem się w sobie, po czym chwyciłem za klamkę i gwałtownie otworzyłem drzwi. Jak ostatni wariat wbiłem do jego pokoju, po czym szybko odszukałem wzrokiem szatyna, który znajdował się po prawej stronie. Siedział on na łóżku opierając się plecami o czarny zagłówek. Na kolanach miał laptopa, z którego wydobywał się jakiś głos. Szybko zorientowałem się, że jest to jakiś kryminalny film, ponieważ w tle było słychać odgłosy strzałów.
Dopiero po chwili Dylan zorientował się, że ktoś wszedł mu do pokoju. Od razu zatrzymał film, po czym znudzony spojrzał w moją stronę. To, jak jego mimika twarzy zmieniła się było po prostu piękne. Z początku był znudzony, jednak szybko na jego twarzy zagościł szok, gdy zorientował się, kto stoi w progu jego pokoju. Zapewne spodziewał się ojca albo Stiles'a, jednak na pewno nie mnie.
- Co za pornosy tam oglądasz?- zapytałem zamykając drzwi
Chłopak westchnął ciężko, po czym lekko wkurzony odpalił film.
- Czy ciebie da się jakoś wyłączyć?- zapytał unosząc na chwilę brwi.
W tym samym czasie ruszyłem z miejsca kierując się w stronę jego łóżka, a gdy znalazłem się w odpowiedniej odległości wskoczyłem na materac zaraz obok Dylana. Tak wiem, patrząc na naszą relację to zachowanie było trochę dziwne, jednak właśnie o to chodziło. Chce go wkurzyć.
Czułem na sobie jego wrogie spojrzenie, gdy z zaciekawieniem spojrzałem w ekran laptopa. Nie przeraziło mnie to, a nawet ucieszyło, ponieważ mój plan działa. Dylan westchnął ciężko, po czym oderwał ode mnie wzrok. Leżałem na wysokości jego klatki piersiowej, a podpierałem się jedynie na łokciu, przez co było mi mało wygodnie.
- Stiles wywalił cię z pokoju?- zapytał po paru chwilach. Poprawiłem się na łokciu, po czym spojrzałem w bok na szatyna.
- Nie, poszedł do sklepu, bo tata go poprosił, a ja stwierdziłem, że wpadnę do ciebie i trochę podniosę ci ciśnienie- odparłem posyłając mu wymuszony uśmiech
- Gratulacje, udało ci się to już na wejściu.- wyznał unosząc brwi, po czym chwycił za telefon- Teraz wychodził?
- Tak. Czemu pytasz?
- Bo zastanawiam się ile tu jeszcze będziesz siedział- wyznał klikając coś w telefonie.
- Oj już nie przesadzaj. Ostatnio nawet fajnie się z tobą rozmawiało.- powiedziałem nawiązując do ostatniego incydentu w klasie, gdzie zastałem go związanego, a usta miał zaklejone taśmą.- podziwiam, że dałeś się związać.
- To dla wyższego dobra- wyznał wracając do filmu, jednak nie trwało to długo, bo nagle zmarszczył brwi i spojrzał w moją stronę. Zdziwiło mnie lekko jego zachowanie więc i ja na niego spojrzałem.- Właśnie, czemu nie broniłeś się później, przecież miałeś alibi.
- A był sens?- wyznałem wzruszając ramionami.- Ja też mam swój honor.
- Skoro go masz, to proszę opuść to pomieszczenie zanim coś ci zrobię.- po jego słowach uniosłem jedną brew, po czym zjechałem go wzrokiem.
- Kochanie, to zabrzmiało dwuznacznie.- zacząłem się z nim droczyć.
Dylan zabrał większy wdech, a jego zęby zacisnęły się, co było widać po wyeksponowanej szczęce. Od razu posłałem mu lekki uśmiech, po czym uniosłem teatralnie brwi.
- Chryste ty się prosisz o kłopoty.- stwierdził i resztkami sił wrócił do filmu.
- Nie, po prostu sprawdzam twoją wytrzymałość.- wyznałem szczerze. Dylan momentalnie zerknął na mnie, po czym posłał pytające spojrzenie.- No przecież nic mi nie zrobisz skoro na dole są nasi rodzice.- wyjaśniłem.
- Skąd ta pewność?- rzucił niskim tonem, przez co po moich plecach przeszły dreszcze. Jak on to robi?
- Przeczucie- wzruszyłem ramionami, a w duchu modliłem się, aby nie zobaczył mojego małego rozdrażnienia.
Dylan uniósł brew, a pomiędzy nami nastała cisza. Patrzyłem prosto w jego piwne tęczówki, próbując jakoś go rozgryźć, jednak było to trudniejsze niż sądziłem. Nagle Dylan parsknął krótkim śmiechem, po czym kręcąc głową wrócił do filmu. Też chciałem to zrobić, jednak przeszkodził mi w tym mój telefon, który nagle zawibrował. Szybko sięgnąłem ręką do kieszeni spodni, po czym odblokowując urządzenie spojrzałem na ekran.
Ten wieczór był...orginalny, był pełen niezręcznych sytuacji i męczącej atmosfery, jednak to co wydarzyło się teraz przekroczyło wszelkie granice. Moje dłonie trzęsły się lekko, a oddech zatrzymał w płucach.
Lucas: Tęsknię za tobą
Kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić i jak zareagować na tą wiadomość, którą właśnie dostałem. Lucas był moją pierwszą miłością, jednak nasza znajomość skończyła się w bardzo napiętej atmosferze.
Ja: Znów chcesz się zabawić moimi uczuciami?
Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Lucas ma chyba czas wolny i nie wie co z nim zrobić.
Lucas: Kochanie, przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważny. Zawsze byłeś i będziesz.
Ja: Ha! Kiedy?
Ja: Gdzie byłeś, gdy prawda o mnie wyszła na jaw?!
Ja: Spójrzmy prawdziwe w oczy. Nigdy nie byłem dla ciebie kimś ważnym. Zawsze się mną bawiłeś, a gdy ci się znudziłem rzuciłeś mnie gdzieś w kąt.
Lucas: A ty latałeś za mną jak grzeczny piesek.
Lucas: Jeśli chcesz, to dalej możesz.
I wtedy zamarłem. Z niedowierzaniem wpatrywałem się w dwie ostatnie wiadomości, czując, jakby ktoś sprzedał mi liścia. Czułem się teraz jak śmieć, jak lalka, jak zwykła zabawka w jego rękach. A co w tym wszystkim było najgorsze? Miał rację. Latałem za nim jak piesek. Wtedy myślałem, że robię to w imię miłości. Myślałem, że on kocha mnie tak samo jak ja jego. Myliłem się.
Lucas: Nie odpisujesz czyli się zastanawiasz.
Chciałem mu odpisać, że zastanawiam się do którego szpitala psychiatrycznego go wyśle, jednak nie zdążyłem. Nagle telefon zniknął mi z rąk, a ja szybko spojrzałem na mojego złodzieja. Oczywiście, że był to Dylan. Bałem się, że przeczyta wiadomości, jednak ten jedynie zablokował telefon i spojrzał na mnie karcąco.
- Oglądasz film, czy na telefonie siedzisz?- zapytał lekko zirytowany moim zachowaniem.
I szczerze? Doskonale go rozumiem, bo sam nie lubię, gdy oglądam z kimś film, a ta osobą cały czas siedzi na telefonie.
- Oglądam, ale oddaj na chwilę mój telefon, muszę odpisać- powiedziałem, a przez buzującą we mnie emocje, mój głos lekko zadrżał.
Z lekkim przerażeniem spojrzałem na Dylana, aby zobaczyć czy zauważył moje zachowanie, jednak z jego twarzy nie wyczytałem nic. Pustym wzrokiem patrzył w moje oczy, a po jego postawie stwierdziłem, że nie ma w planach oddawać mi telefonu. Zrezygnowany przeniosłem wzrok na jego dłonie ułożone na brzuchu, a gdy zobaczyłem w nich swój telefon, postanowiłem sam odebrać swoją własność. Wyciągnąłem rękę w jego stronę, aby wyrwać urządzenie z jego rąk, jednak ten był szybszy. Momentalnie odsunął telefon w bok na taką odległość, abym nie miał do niego dostępu.
- Oddaj.- powiedziałem wrogo- Muszę odpisać.
Dylan po moich słowach uniósł brew i spojrzał na mnie jak na ostatniego kretyna.
- Ty dalej chcesz mu odpisać? Na twoim miejscu bym go zablokował za taką wiadomość.
I wtedy zamarłem. Dylan czytał nasze wiadomości, a ja nie byłem tego świadomy. Z tym samym wrogim spojrzeniem patrzyłem na szatyna, który teraz posyłał mi pełne politowania spojrzenie. Nie wiem ile tak trwaliśmy, ale powoli zaczynało mnie to peszyć. Przełknąłem ślinę, po czym zrezygnowany odwróciłem głowę w stronę ekranu.
- Czytałeś moje wiadomości.- stwierdziłem, na co westchnął ciężko.
- Cóż, ty naruszyłeś moją przestrzeń osobistą wchodząc do mojego pokoju nieproszony i uwalając się obok mnie na łóżku, więc nie miej do mnie o to pretensji, że zajrzałem w twój telefon- wyznał na jednym wdechu.- Poza tym, jakoś niespecjalnie kryłeś się z tymi wiadomościami.
Nie odpowiedziałem mu, a jedynie wpatrywałem się na ekran laptopa. Dylan miał rację, jednak ja tego na głos nie powiem. Nie chciałem dalej ciągnąć tematu, ponieważ dla mnie jest bardzo delikatny i bolesny. Nagle szatyn westchnął ciężko, a już po chwili coś upadło pomiędzy nami na pościel. Spojrzałem zaciekawiony w dół, a gdy zobaczyłem swój telefon rozszerzyłem lekko powieki.
- Jeśli tak bardzo lubisz być pomiatany, to proszę bardzo. Odpisz mu.- powiedział znudzonym tonem, głośno przy tym wzdychając
Czy chce być pomiatany? Oczywiście, że nie. Znam swoją wartość, jednak czasem miewam chwile słabości. Przy Lucasie te chwile występują o wiele częściej i chyba muszę to w końcu zmienić.
Lekko speszony tą sytuacją wyciągnąłem rękę po telefon, po czym szybko schowałem do kieszeni spodni. Czułem na sobie zaciekawione spojrzenie szatyna, jednak przez moją dumę nie byłem w stanie na niego spojrzeć.
Wróciliśmy do oglądania filmu, a przez następne dziesięć minut nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Czułem się teraz dziwnie, bo szatyn wiedział o mnie coś co chciałem za wszelką cenę ukryć przed każdym. Chciałem ukryć to nawet przed samym sobą.
Pomimo niezręcznego wydarzenia, atmosfera stała się lżejsza, jednak nie na tyle, aby mógł się spokojnie zrelaksować. Cóż, fakt iż na ekranie leciała właśnie scena pocałunku między głównymi bohaterami wcale nie pomagał.
- I tak zaraz umrzesz.- powiedziałem niekontrolowanie, na co Dylan westchnął ciężko.
- Dzięki za spojler- rzucił, przez co złączyłem usta w wąską linię i spojrzałem na niego
- Ale spokojnie. To Teresa umrze, ten przystojny przeżyje.- dodałem wskazując palcem na aktorów, będąc świadomy tego, że dałem mu teraz jeszcze większy spojler.
Dylan uniósł jedną brew, po czym z politowaniem pokręcił głową. Obaj wróciliśmy do oglądania filmu, jednak cisza nie trwała długo.
- Ty to robisz specjalnie prawda?- zapytał, na co niekontrolowanie uśmiechnąłem się
- Wkurzanie nieznośnych szatynów, to moje hobby.- odparłem zaczepnie- Ha! A nie mówiłem, że umrze!- dodałem wskazując palcem na ekran.
Dylan znów westchnął ciężko, jednak kątem oka dostrzegłem, jak uśmiecha się lekko. Chciałem zapytać co się tak szczerzy, jednak nagłe usłyszałem hałas dobiegający z korytarza. Był to odgłos ciężkich kroków, a raczej szybkiego biegu. Zdezorientowany spojrzałem na Dylana, a gdy posłaliśmy sobie zdziwione spojrzenia, obróciliśmy głowy w stronę drzwi. Odgłosy kroków stawały się coraz to głośniejsze, co wcale mi się nie podobało. Nagle drzwi od pokoju Dylana otworzyły się, a w progu stanął zdyszany Stiles. Chłopak spojrzał w naszą stronę, a na jego twarzy malowało się przerażenie.
- Chryste! Myślałem, że już się pozabijaliście- stwierdził kładąc dłoń na klatce piersiowej, po czym odetchnął z ulgą.
- To dlatego wbiłeś mi do pokoju, jakby na dole rozgrywała się jakaś rzeź?- zapytał Dylan unosząc jedną brew.
Stiles przewrócił na to oczami, po czym robiąc krok w przód, zamknął za sobą drzwi. Chłopak spojrzał na nas, a na jego twarzy zagościło lekkie zdziwienie. Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, jednak wtedy nie rozumiałem o co mu chodzi.
- Wiedzę, że miło spędzacie czas, może ja pójdę? Nie chcę wam przeszkadzać.- powiedział patrząc to na mnie, to na Dylana.
Dopiero teraz zrozumiałem o co mu chodzi. Przecież razem z szatynem mamy wojnę, a teraz jak gdyby nigdy nic leżymy obok siebie na łóżku. Poczułem się teraz niezręcznie, a moje policzki zaszczypały lekko. Odchrzaknąłem nie chcąc pokazać po sobie, że ta sytuacja mnie peszy, po czym spojrzałem na Dylana. Wydawał się być niewzruszony.
- Lepiej daj mi to co moje. Portfel jest na biurku.- powiedział, nawet nie komentując słów swojego brata.
Stiles ostatni raz posłał mi zadziorne spojrzenie, po czym rzucił małe opakowanie w kierunku szatyna. Dylan złapał paczkę, po czym odkładając je pomiędzy nami wrócił do oglądania filmu. Spojrzałem na przedmiot, a widząc, co nim jest zdziwiłem się lekko.
- Jesteś sportowcem, a palisz?- zapytałem widząc czerwone Marlboro
- Masz dobre oceny, a nadal jesteś głupi?- odbił piłeczkę. Zmarszczyłem wrogo brwi, spoglądając na szatyna, po czym bez najmniejszych oporów wystawiłem środkowy palec w jego stronę.
Odwróciłem od niego wzrok, po czym spojrzałem na Stiles'a, który grzebał w portfelu.
- Jak nasi ojcowie? Dużo już wypili?- zapytałem zaciekawiony. W tym samym momencie Stiles wyciągnął pieniądze za fajki, po czym wykładając telefon z kieszeni, spojrzał w moją stronę
- Tata chwali się kolekcją piłek do baseballa, więc prawdopodobnie opróżnili już pół butelki whisky.- wyznał szczerze, na co uśmiechnąłem się lekko.
Skąd ja to znam. Mój tata też tak robi, jednak on kolekcjonuje stare monety. Mówi, że kiedyś mu się to zwróci w co nie wątpię, bo im większa kolekcja, tym więcej jest warta, ale to chyba logiczne.
- Liam do mnie napisał- powiedział nagle Stiles. Oderwałem wzrok od ekranu, po czym posłałem mu zaciekawione spojrzenie- napisał, że jest niedaleko i czy jestem już wolny.
Szatyn zerknął na mnie, a gdy uśmiechnął się w moją stronę, od razu zrozumiałem o co mu chodzi.
- Idziemy poinformować naszych rodziców, że wychodzimy?- zapytałem uśmiechając się szeroko. Miałem już dość siedzenia w domu.
- Jeszcze się pytasz? Chce się w końcu odstresować. Poza tym, ta koszula skurczyła się w praniu i jest ciasna.
- Przytyłeś grubasie, a nie, że się skurczyła- rzuciłem zaczepnie.
Zerwałem się z łóżka, po czym wyciągając dłonie w górę, przeciągnąłem się. Chyba trochę za długo leżałem w jednej pozycji.
Miałem już ruszyć, jednak nim postawiłem pierwszy krok, kątem oka zobaczyłem, jak szatyn obok mnie wstaje z łóżka. Spojrzałem na niego, po czym posłałem pytające spojrzenie.
- Też idę- poinformował- nie chce mi się tu siedzieć, a tak się składa, że Brett też jest z Liamem.
- Czyli ilu nas będzie?- zapytałem spoglądając na Stiles'a, który grzebał coś w telefonie.
- Sześciu, bo jeszcze Theo- poinformował- ale spokojnie zmieścimy sie, Liam ma siedmioosobowego SUV-a
Zadowolony uśmiechnąłem się pod nosem, po czym klaskając w dłonie, spojrzałem to na Dylana to na Stiles'a.
- To jak będzie? Idziemy się alkoholizować? Znaczy odreagować tą kolację?- poprawiłem się, a w tym samym momencie Dylan stanął niedaleko mnie.
Spojrzałem na niego, po czym z przyzwyczajenia posłałem wrogie spojrzenie. On się tym nie przejął, a nawet sam odpowiedział mi tym samym.
- Tylko proszę, nie kłóćcie się.- powiedział błagalnie Stiles.
Heh...to tak się da?
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
Sorry za błędy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top