8
Z jednej strony odczuwała niewyobrażalną ulgę z powodu tego, że się obudził. Jednak z drugiej potwornie się bała, co będzie dalej. Nie wiedziała, czego się spodziewała.
Jak niby Will miał na to zareagować?
Wstać? Zaczać się śmiać ze szczęścia na jej widok?! Może zacząć jej dziękować?!
Zdenerwowana przechadzała się po korytarzu, szarpiąc nerwowo rękaw już rozciągnietego przez takie zachowania swetra. Stresowała się. Mogłoby się wydawać, że przywykła do nerwów w jego obecności, ale tym razem to był zupełnie inny typ nerwów, bo spowodowany innymi obawami.
Kiedy lakrz wyszedł, Alice odczekała jeszcze chwilę, po czym wzięła głęboki wdech i weszła do środka. Cieszyła się bardzo, że obecnie byli sami.
Podeszła do łóżka i uśmiechnęła się najszczerzej jak potrafiła. Will leżał bez ruchu, patrząc nieprzytomnie w ścianę. W ogóle nie zareagował ani na jej wejście, ani obecność. Nawet na moment jego źrenice nie skierowały się w jej stronę.
- Jak się czujesz? - zapytała bezradna, a następnie chciała dotknąć jego zdrowej ręki, ale Ferro zabrał ją, gdy tylko lekko musnęła jego skórę.
Zabolało ją to. To była jasna sugestia, że miał do niej sporo żalu.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam...
William westchnął ciężko. Zamknął oczy i milczał. Dopiero po chwili jego powieki znów się uchyliły, ale nadal nic nie mówił.
- Gniewasz się? - zapytała cicho.
- Po co tu przyszłaś? - Zabrzmiał jego chrypliwy głos.
Był tak bardzo obojętny i pozbawiony uczuć, że Alice przeszedł dreszcz.
- P-po co? - wykrztusiła z siebie z zaskoczeniem.
- Nim rąbnął mnie samochód, w miły sposób kazałaś mi spierdalać, więc nie wiem dlaczego marnujesz czas dla kogoś, na kim ci nie zależy i kogo nie chcesz widzieć już nigdy więcej.
- Jak możesz tak mówić?
- A nie to mi powiedziałaś?! - Podniósł głos, na co Alicja się zmieszała.. - Dotarło do mnie. Mam spierdalać i zgodnie z obietnicą zniknę, gdy tylko trochę wydobrzeję.
- Ale...
- Niczego nie musisz. Nie musisz zmuszać się do siedzenia tu. Nie musisz się zmuszać do opieki nade mną. Przywykłem do tego, że jestem sam. Zrobiłem to, co chciałem z pełną świadomością i mam zamiar przyjąć konsekwencje swojego wyboru.
- Żałujesz? - To pytanie ledwie przeszło przez gardło Alice, ale... czuła, że musi go o to zapytać.
Zdawała sobie sprawę, że to pytanie może ją zniszczyć, ale chciała wiedzieć co myślał.
Ferro milczał przez dłuższą chwilę. W końcu przemówił:
- Nie. Żałuję wielu rzeczy, ale nie tego - oznajmił cicho.
Dziewczyna poczuła rumieńce na twarzy oraz ciepło w sercu.
- Nie masz mocy, żeby mnie stąd wyrzucić. Czy ci się to podoba, czy nie będę tu przychodziła.
- Daj spokój, Alice. Miałaś rację. Nie powinniśmy rozdrapywać starych ran.
- Cieszy mnie twój optymizm oraz przekonanie, że cię posłucham, bo nie mam zamiaru. - Podsunęła sobie krzesło i chwyciła mocno jego rękę, tak aby mieć pewność, że jej nie zabierze, choć chłopak wcale nie miał takiego zamiaru.
Choć wyganiał Alice, wcale nie chciał, żeby go zostawiła. Wręcz przeciwnie. Liczył bardzo, że sama będzie nalegała. Co prawda wiedział, że robił sobie krzywdę marząc o tym, aby została. Przypuszczał, iż jej troska wynikała z tego, że ją uratował. A nie z powodu... innego uczucia. Pozwalał sobie znów mieć nadzieję. Złudną nadzieję, która znów obudzi cierpienie i gdy ją straci... to razem z sensem życia. Mimo to nie potrafił odmówić sobie tej krótkiej radości.
- To jak się czujesz? - Zaczęła delikatnie głaskać jego dłoń.
- Boli mnie głowa, klatka... przy każdym oddechu... Ale pewnie niebawem kroplówka znów mnie znieczuli.
- Lekarz mówił ile będziesz musiał tak leżeć?
- Niewiele mówił, bo też i ja o niewiele pytałem. W zasadzie o nic - oznajmił cicho.
- Nic dziwnego. Dopiero się wybudziłeś. - Uśmiechnęła się. - Masz spierzchnięte usta. Pewnie chce ci się pić. Przyniosę ci wody - powiedziała, po czym ruszyła do urządzenia z wodą.
Nie miała pojęcia o czym jeszcze mogłaby z nim rozmawiać. Zwłaszcza, że bardzo kusiło ją, aby zapytać o treść listu. Bała się jednak, że mężczyzna zdenerwuje się, gdy usłyszy prawdę, a nerwy nie były wskazana przy jego stanie.
Wróciła do sali, a następnie podała mu trochę wody.
- Dziękuję.
- To ja dziękuję. Uratowałeś mi życie. - Znów zaczęła głaskać jego rękę.
- To nic. Nie mówmy już o tym. - Zamknął oczy.
- Jeśli jesteś zmęczony możesz iść spać.
- Co prawda naspałem się już co swoje, ale jeszcze mi mało. Chyba się zdrzemnę.
- Słusznie. Śpij dobrze, Will - powiedziała z uśmiechem, nie przestając głaskać jego dłoni, a Ferro za wszelką cenę starał się nie zasnąć jak najdłużej, aby czuć dotyk Alice na swojej skórze oraz jej obecność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top