7
Kilka dni później...
Alice każdą wolną chwilę spędzała w szpitalu przy łóżku wciąż nieprzytomnego Willa. Na salę zawsze wchodziła ze łzami w oczach, ponieważ nie potrafiła sobie wybaczyć tego, że to właśnie przez nią tam wylądował.
Bardzo chciała, żeby otworzył oczy... Tak bardzo chciała go przeprosić za to wszystko, co się stało... Tylko najpierw musiał się obudzić.
Weszła na salę, pospiesznie ocierając policzki i uśmiechnęła się wymuszenie do mężczyzny z nogą na wyciągu.
- Dzień dobry! - przywitała się.
- Dzień dobry! - odpowiedział z uśmiechem siwawy brunet, po czym odprowadził ją wzrokiem do łóżka Ferro.
Uścisnęła dłoń swojego byłego profesora na powitanie, a następnie usiadła na krzesełku. Przez krótką chwilę patrzyła na jego twarz, ale ostatecznie skupiła wzrok na wenflonie, przez który wprowadzano jakieś leki do organizmu Willa.
Niby jego stan był stabilny, ale... dlaczego go nie wybudzali?
- Pani... jest żoną?
Alice spojrzała z zaskoczeniem na pacjenta, który dzielił salę z Ferro, po czym pokręciła głową, nie mogąc wypowiedzieć słowa.
- Przepraszam za swoją śmiałość, ale przychodzi tu pani codziennie i... tak się o niego martwi, że... po prostu widać jak wiele on dla pani znaczy. Tę miłość w oczach. - Dziewczyna poczuła rumieńce na policzkach. - Od razu przypomina mi się moja żona. - Przeniósł spojrzenie na sufit i zamyślił się. - Cudowna kobieta. Oddawała siebie wszystkim. Sprawiała, że miałem siłę iść do pracy i żyć. Kiedy zmarła, mój świat dosłownie runął. - Uśmiechnął się krzywo. - Nie życzę nikomu przeżyć taką tragedię.
Do oczu Alice napłynęły łzy, a gdy mężczyzna zrozumiał, że nastraszył ją swoją przemową, chciał jakoś uratować sytuację.
- To młody facet. Ma silny organizm. Wyjdzie z tego - rzucił, ale Alice nie była już tego taka pewna.
***
- Jak się czujesz? - zapytał z troską Mark, gdy Alice podeszła do niego z notatnikiem.
Prawda była taka, że jak zwykle ledwie się trzymała. Zwłaszcza, że z jednej strony bardzo chciała, aby Will już był przytomny, a z drugiej pragnęła całym sercem przy tym być... żeby zobaczył ją jako pierwszą.
Jej wargi zadrżały, więc szatyn podniósł się i przycisnął ją do siebie. Wiedział doskonale, że potwornie to przeżywała. Czuła sie winna oraz potrzebowała wsparcia, a w zasadzie... miała tylko jego.
- Już dobrze... Ciii... - Zaczął głaskać ją po głowie.
Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ nikogo poza nimi nie było w lokalu.
- Dlaczego to zrobił? To ja powinnam...
- Nie mów tak! - Przerwał stanowczo. - Nikogo nie powinno to spotkać, ale stało się i bynajmniej nie jest to twoja wina - powiedział stanowczo.
- Nie stałoby się tak, gdybym... - Szlochała dalej, nie mogąc się uspokoić.
- Nie powinnaś się winić. Dawałaś mu jasno do zrozumienia, że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego. Sam jest sobie winny.
Na te słowa Alice odsunęła się od niego, po czym z nadludzką obojętnością przyjęła zamówienie i odeszła w stronę kuchni.
Może to była prawda, ale to nie zmieniało faktu, że Will zajął jej miejsce w szpitalu. Zrobił to, aby ją chronić.
***
Alice siedziała nad łóżkiem Willa i trzymając jego rękę, gładziła ją kciukiem. Bardzo chciała, żeby wreszcie uchylił powieki... Nawet, żeby zaczął się złościć, kazał recytować wszystkie dzieła Sheakspeare'a od najstarszego do najnowszego! Byle tylko wreszcie wrócił do żywych!
Kroplówka powolnie sączyła się do jego żył, a ona siedziała, patrząc na bladą twarz oraz delikatnie, mozolnir unoszącą się klatkę.
Tak jak zawsze, tak i tym razem miała nadzieję, że Will otworzy oczy, jak zawsze po jakimś czasie zaczynała tracić nadzieję, że stanie się tego świadkiem.
"Możliwe, że nawet nigdy się nie obudzi." - Przemknęło jej przez myśl, a w piersiach zaczął narastać nieznośny ucisk.
Nagle poczuła... coś jakby drgnięcie palca mężczyzny. Ścisnęła mocniej rękę Willa, patrząc na niego z nadzieją.
- Will - powiedziała, skupiając wzrok na ociężałych powiekach, które lekko się uchyliły. - Boże, Will! - Poderwała się z krzesła, mając ochotę wskoczyć na niego ze szczęścia.
Zauważyła jak jego tęczówki skierowały się na nią, ale jego wyraz twarzy nie zmienił się nawet na sekundę.
Zadzwoniła dzwonkiem po pielęgniarkę, a następnie dotknęła lekko policzka mężczyzny.
- Jak się czujesz? - zapytała z uśmiechem.
Jednak Will tylko westchnął, co bardzo zasmuciło, Alice. Bardzo chciała usłyszeć jego głos oraz nabrać pewności, że nie miał do niej żalu o tę sytuację.
Nie minęła minuta, gdy zjawił się lekarz, więc dziewczyna musiała wyjść, żeby mogli go zbadać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top