4

Przez chwilę Alice stała w osłupieniu, spoglądając to na Willa to na Marka. Nie mogła uwierzyć w to, że Ferro ją śledził. W końcu raczej nie znalazł się tam przypadkiem. Jednocześnie też nie dowierzała, że Mark go pobił.

- Nic ci nie jest? - Przykucnęła przed nim, drżącymi dłońmi, wygrzebując chusteczki, aby zatamować krwawienie i jakoś mu pomóc. Nie wyglądał najlepiej.

- Nic? Ten brodacz rzucił się na mnie z pięściami! - powiedział zdenerwowany, odtrącając dłoń Alice oraz spróbował się podnieść.

Zrobił to z dość dużym trudem i od razu dotknął twarzy. Kiedy tylko poczuł wilgoć, spojrzał na dłoń oraz przeklnął pod nosem, gdy dojrzał krew.

- Uważaj lepiej! - warknął Mark. - Bo brodacz może ci jeszcze poprawić.

- Mark. - Alice spojrzała na niego błagalnie.

Nie miała ochoty już na żadne kłótnie. Chciała tylko wrócić do domu i wreszcie odpocząć. Mężczyzna westchnął głęboko, odwracając wzrok od jej smutnych, proszących oczu. Wiedział, że trochę przesadził.

- Spróbój, a nie wyjdziesz z więzienia.

- Will...

- Już to widzę - odparł Mark.

- Dlaczego za nami szedłeś? - zapytała Alice, po czym schowała dłoni do kieszni, żeby nie zamarznąć.

Z nieba zaczęły spadać drobne śnieżynki, ktore mieniły się w świetle latarni, a białe dymki pary wydobywały się z ust, każdego kto się odzywał. Zima zbliżała się wielkimi krokami.

- Mówiłem, że chcę tylko porozmawiać - oznajmił po kilku chwilach milczenia. Tak jakby zastanawiał się co powinien odpowiedzieć.

- Nie rozumiesz po ludzku gościu, że jak pani mówi nie, to oznacza nie?! - Obruszył się mężczyzna z brodą.

- Po pierwsze nie jesteśmy na ty, koleś!  A po drugie, nie powinno cię to obchodzić!

- Po pierwsze... - Już szykował się do riposty, ale Alice mu przerwała.

- Dość! - Spojrzała z żalem na obitą twarz Ferro, a następnie na Marka. - Trafię stąd do siebie, więc wrócę sama. Mark. Dziękuję za odprowadzenie oraz troskę. Will... - zamilkła na moment - Mówiłam ci, że nie mamy o czym rozmawiać. To rozdział zamknięty bezpowrotnie. Już swoje się nacierpiałam, więc proszę... odpuść - powiedziała, po czym jak gdyby nigdy nic odwróciła się i ruszyła do siebie.

***
Kiedy tylko Will wszedł do swojego pokoju, nie zdejmując płaszcza od razu pokierował się do łazienki. Spojrzał w lustro i przeklął pod nosem. Nieźle oberwał, a denerwowało go to tym bardziej, że wyszedł na mięczaka przed Alice!
Nie rozumiał co ona widziała w tym bezmózgim osiłku! Przecież on pewnie myślał tylko o jednym! Ta myśl nie dawała spokoju Ferro. Ale nie tylko ona. Przez te dwa lata, choć bardzo starał się zapomnieć o Alice... po prostu nie potrafił. Teraz wiele rzeczy rozumiał i wcale nie dziwił się, że postanowiła odejść. Cząstka jego nigdy się z tym nie pogodziła. Nadal miał trochę nadziei, że jeszcze kiedyś będą razem.

***
Na następny dzień Alice była ledwie przytomna przez nieprzespaną noc. Cały czas myślała o Willu. Ogarnęły ją wspomnienia, które budziły żal oraz zagrzebany ból. Teraz wydawało jej się śmieszne, że wierzyła w to, że on da jej tylko szczęście i będzie kochał nad życie. Taki człowiek? Który nie szanował studentów? Którego zostawiła była? Który tak długo uprzykrzał jej życie, miałby od tak ją pokochać? Nie miała pojęcia co nią kierowało, gdy zgodziła się na związek. Ale najbardziej żałowała tego, że się z nim przespała.
Jego powrót zniszczył jej wymuszone zapomnienie.

W pracy pracowała mechanicznie, myślami błądząc wciąż w świecie ,, co by było gdyby?".
Czy gdyby studiowała byłoby jej lepiej? Czy znalazłaby kogoś innego? A może zeszłaby się z Ferro?

Dopiero pod wieczór zdołała przekierować swoje myśli na inne tory, ale wtedy do restauracji wszedł Mark. Uśmiechnął się od razu do Alice, na co ta odpowiedziała tym samym. W pewnym sensie była mu wdzięczna, że zrobił to co ona od dawna miała ochotę zrobić - walnąć Ferro w twarz.

- Jak się masz? - zapytał niepewnie z lekkim zawstydzeniem z powodu wczorajszego dnia.

- Bywało lepiej, ale takie życie. - Wzruszyła ramionami.

- Ostre skrzydełka oraz piwo!

- Okej. - Uśmiechnęła się, po czym ruszyła do kuchni, żeby zgłosić zamówienie.

Kiedy zaczęła nalewać piwo, drzwi frontowe otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a do środka wszedł Will. Jego twarz nadal nosiła ślady wczorajszego zajścia w postaci rany przy wardze oraz na kości policzkowej, a także kilku otarć oraz siniaków. Alice kompletnie osłupiała, nie wiedząc jak powinna się zachować, bo wydawało się jej, że dała mu jasno do zrozumienia, że nie chce go widzieć.

- Miałeś dać jej spokój! - Mark poczerwieniał na twarzy.

- Przyszedłem coś zjeść. To zabronione? - odwarknął.

Alice uspokoiła szatyna gestem dłoni, po czym podeszła do stolika, który zajął Ferro.

- Czy już pan coś wybrał? - zapytała ze sztucznym uśmiechem, na co Ferro westchnął.

,,Więc udajemy, że się nie znamy?" - pomyślał.

- Cokolwiek z karty - rzucił, bo twierdził, że wszystko z karty będzie smakowało tak samo - tłuszczem.

Alice przytaknęła, po czym poszła na kuchnię. Nie podobało jej się to, że Ferro wciąż tu był. Czyżby nie miał zamiaru się poddać? Wyraziła się mało dosadnie, że wciąż miał nadzieję?
Choć było jej ciężko, starała się zachowywać profesjonalnie i traktować go jak normalnego klienta. Jednak uczucie zagubienia, dziwnego niepokoju, bycia kimś gorszym oraz zmieszania nie opuszczało jej, gdy była w jego pobliżu. Ferro zawsze miał o sobie wysokie mniemanie.

- Dziękuję - oznajmił, wyciągając portfel i zostawił duży napiwek. - Poczekaj. - Zatrzymał ją, gdy miała odejść z brudnymi naczyniami.

Wydobył z kieszeni czarną kopertę i wyciągnął w kierunku dziewczyny rękę z podarunkiem.

- Proszę, przeczytaj to, skoro nie chcesz rozmawiać - poprosił, patrząc na nią z nadzieją.

- Zawarłeś tam listę błędów, które popełniłam?

Ferro westchnął cicho, ale nie zraził się tym.

- Proszę o tylko tyle.

Alice niepewnie chwyciła w dłonie list, a potem schowała go do kieszeni i poszła w kierunku kuchni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top