32
Przez dobre kilka chwil panowała niezręczna cisza, a Alice przez to, że była tak blisko niego, doskonale czuła jak szybko zaczęło bić jego serce.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - powiedział cicho.
W oczach Alice znów zaczęły zbierać się łzy.
- Nie chcesz...?
- Nie, skarbie. To nie tak... - Westchnął ciężko.
Oczywiście, że chciał. Nawet bardzo. Chciał, żeby wszystko wróciło do dawnej normy. Żeby oboje się nie bali. On jej dotknąć, a ona być przez niego dotkniętą. Jednak twierdził, że było na to zdecydowanie za wcześnie. Nie chciał powtórki z tego co ostatnio się wydarzyło. Wtedy też Alice chciała; nie miała nic przeciwko, a potem nagle coś się zepsuło. Najbardziej nie potrafił sobie wybaczyć tego, że nie zauważył tego momentu i sam nie przestał.
A co jeśli podczas kąpieli stałoby się tak samo? Gdyby przypadkiem Alice zmieniła zdanie i znów nieświadomie sprawił, że by się rozpłakała?! Wystarczyłoby przecież, żeby w pewnej chwili przerosła ją nagość oraz jego spojrzenie... Nie potrafiłby sobie darować, gdyby zobaczył ten potworny strach i łzy w jej oczach.
- Już mnie nie lubisz. - Rozpłakała się znów, pocierając oczy piąstkami.
- O czym ty mówisz? Jesteś moją najcudowniejszą gwiazdeczką... Aliś. - Przycisnął ją do siebie. - Tatuś po prostu myśli, że to troszkę za wcześnie, myszko. Lepiej, żebyś umyła się dziś sama, dobrze? A za kilka dni podejmiemy ten temat znowu, okej? - zapytał, na co Alice przytaknęła niepewnie. - To teraz sprzątnij na drugiej połowie stołu i rozstaw wszystko, bo zaraz spróbujemy zrobić własną kulę do kąpieli, co ty na to?
- Przeze mnie nic nie zjadłeś - wymamrotała smutno.
- Właśnie dlatego to ty wszystko rozkładasz, a ja w tym czasie zjem - powiedział z uśmiechem, ale Alice wciąż nie miała humoru.
Niechętnie zaczęła wszystko zbierać, żeby zrobić miejsce do robienia kuli, do momentu aż wpadła na pewien pomysł, dzięki któremu od razu się rozchmurzyła.
***
- Jaka śliczna! - zawołała z zachwytem, patrząc na równą powierzchnię trzeciej, różowo-niebieskiej kuli.
- Chyba doszliśmy do wprawy. - Zaśmiał się Will, na widok uśmiechniętej buzi Alice.
- Będę mogła wypróbować dziś jedną z kul? Proszę, proszę! Tatusiu zgódź się! - Uczepiła się jego ręki i zrobiła najsłodszą minę na jaką było ją stać.
- Oczywiście. - Podniósł się. - Możesz iść nawet już teraz, a jak wrócisz zrobię ci kaszki i coś obejrzymy. Pasuje ci?
- Yhym - mruknęła, przytakując natychmiast.
- To leć... ja...
- Tatusiu? - Przerwała mu.
- Tak?
- Wybrałbyś mi piżamkę? - zapytała niepewnie.
- Jasne. Chodź. Poszukamy czegoś - powiedział, po czym razem poszli do sypialni.
William otworzył szafę i przez kilka chwil przyglądał się wszystkiemu, ale na nic konkretnego nie mógł się zdecydować. W końcu jednak wybrał jakiś t-shirt w jednorożce oraz spodenki z tą samą grafiką.
- Może być? - zapytał, na co Alice natychmiast przyjęła ubranie i uśmiechnęła się. - To leć już...
- Ymmm... Tatusiu? - Przerwała mu znów.
- Co cię martwi?
- Bo chciałabym, żebyś zobaczył jak kula się rozpuszcza...
William uśmiechnął się szeroko.
- Dobrze. Nalejemy wody, wrzucimy kulę, a potem pójdę robić kaszkę - powiedział, idąc z Alice tym razem do łazienki. Uprzednio jednak poszli po kulę.
- Jaki kolor? - zapytał Will.
- Niebieski!
- Dobrze. Najwyżej zostaniesz Smerfetką. - zaśmiał się, a Alice razem z nim.
Dziewczyna nie traciła humoru, bo na razie wszystko szło zgodnie z jej planem.
Kiedy Will odkręcił wodę, Alice dyskretnie zamknęła drzwi na klucz który schowała w kieszeni, a następnie zbliżyła się do wanny, w której było coraz więcej wody.
Ferro co jakiś czas zanurzał w niej dłoń, aby kontrolować temperaturę aż w końcu zakręcił kran.
- Wrzucaj - powiedział, podając jej kulę, którą Alice wrzuciła z nielada ekscytacją.
Woda zaczęła buzować, zmieniać kolor na błękit oraz pienić się, a w powietrzu zaczął unosić się delikatny zapach lawendy.
- Ślicznie pachnie - stwierdziła, przytulając się do ręki Willa i wpatrzyła się w barwnik, który rozprowadzał się po wodzie.
- Nie siedź tylko za długo, rybko. - Cmoknął ją szybko w skroń, po czym wyprostował się z zamiarem wyjścia.
- Nie chcesz mi jednak pomóc?
- Chcę, ale nie dziś - powiedział i już miał wyjść, jednak drzwi okazały się zamknięte.
W pierwszej chwili szarpnął klamką zdziwiony tym, że nie chciały się otworzyć, ale wtedy zorientował się, że w zamku nie było klucza.
Odwrócił się z uśmiechem, po czym spojrzał spod czarnej grzywki na Alice.
- Łobuzica.
- Łosica? - Próbowała udawać, że nie wiedziała co miał na myśli.
- Czy łosicy aż tak zależy na tym, żeby tatuś pomógł? - zapytał, na co Alice przytaknęła i wpatrzyła się w niego prosząco. - No dobrze. - Westchnął. - Pomogę ci, ale pod jednym warunkiem. - Zastrzegł.
- Jakim?
- Obiecaj mi, że jeśli w którymś momencie poczujesz, że jednak nie chcesz, albo coś jest nie tak, to od razu dasz mi znać.
- Obiecuję - powiedziała stanowczo.
- Super - mruknął, czując jak bicie jego serca przyspieszyło.
Naprawdę wiele to dla niego znaczyło. Alice zaczynała mu ufać, a on nie miał zamiaru tego zepsuć, więc postanowił nie rzucać jej na głęboką wodę.
- To może odwrócę się na moment, żebyś mogła się rozebrać i wejść do wanny, a potem pomogę ci umyć włoski oraz plecki. Resztą na razie zajmiesz się sama, okej? - zapytał, bo domyślał się, że to i tak będzie dla niej dużo.
Alice przytaknęła, ale nie wyglądała już na tak pewną jak jeszcze kilka chwil temu.
Will uśmiechnął się przyjaźnie, aby dodać jej otuchu, po czym odwrócił się
Dziewczyna przez krótką chwilę, upewniała się, czy przypadkiem nie odwróci się, a następnie szybko zdjęła ubrania i weszła do wanny, zasłaniając się pianą.
- Już - szepnęła cicho, więc Ferro podszedł do wanny, podwinął rękawy i przykucnął przy Alice.
- W porządku temperatura?
- Yhym. - Przytaknęła, wciąż sprawdzając, czy piana i woda wszystko zasłaniały.
- To dobrze. Zmoczę ci włoski. - Sięgnął po słuchawkę.
Starał się po sobie nie pokazywać tego jak bardzo się cieszył i jak bardzo mu się podobała. Znad wody wystawały jej jedynie ramiona oraz głowa, a gładka skóra kusiła, aby złożyć na niej pocałunek, ale Will nie chciał stresować bardziej Alice. Widział doskonale, że się wstydziła. Świadczyły o tym nie tylko urocze rumieńce, ale także to, że starała się nie ruszać.
Odkręcił kran, zmoczył jasne włoski Alice, po czym nabrał na rękę trochę szamponu i zaczął myć jej włosy, wykonując przy tym delikatny masaż skóry głowy.
- Tatusiu?
- Co tam? Coś nie tak?
- Nie. Wszystko jest w porządku - powiedziała natychmiast, gdy Will zabrał ręce. - Po prostu zrobiło się cicho, a wolę, gdy coś mówisz.
- Łatwiej byłoby mi mówić, gdybyś powiedziała, o czym chciałabyś słuchać - stwierdził. - Ale teraz zamknij oczka, bo spłukamy szampon i nałożymy odżywkę.
- Może coś o sobie? - zaproponowała, gdy sięgnął po maskę do włosów.
- Jestem wykładowcą. Uczę na studiach. Nie mam zbyt ciekawych rzeczy do opowiadania, Aliś. Chyba, że masz jakieś pytanie...
- Czekaj!
- Co? - Znów zabrał ręce, bojąc się, że coś było nie tak.
- Dopiero do mnie dotarło, że William... William Sheakspeare! To dlatego go tak cenisz i nazwałeś go swoim promotorem?
Ferro zaśmiał się.
- Cenię go za jego dzieła, ale tak. Zwróciłem na niego uwagę, bo nazywamy się tak samo.
- A jaki dramat jego lubisz najbardziej? - zapytała, a Ferro w tym czasie nabrał na ręce trochę żelu i zaczął masować plecy Alice.
- Ciężko byłoby mi się zdecydować na jeden. Może Makbet, może Hamlet, a może... Romeo i Julia. Ale choć lubię sztukę oraz literaturę angielską nie mówmy o niej dziś. Za kilka dni muszę wracać na uczelnie, a okropnie mi się nie chce. - Przysunął się, po czym złożył krótki pocałunek na karku Alice.
Zamruczała niczym kotek, bo wszystko co robił Ferro było niezwykle przyjemne, dzięki czemu rozluźniała się coraz bardziej.
- Nie przestawaj Tatusiu. Tak mi dobrze - wymruczała, więc William znów na krótko ją pocałował.
- Nie mam nic przeciwko temu, żebyś zasnęła, ale wolałbym, żeby nie było to w wannie - oznajmił, po czym podniósł się. - Zmyj odżywkę, dokończ kąpiel, a jak wyjdziesz z łazienki to będzie czekała na ciebie przepyszna kaszka - powiedział, wyciągając ze spodni Alice klucz.
- Zostawisz mnie? - zapytała smutno.
- Jestem z ciebie dumny jak poradziłaś sobie z moją obecnością. - Uśmiechnął się szeroko, bo Alice usiadła prosto, przez co jej mały biuścik stał się widoczny.
Kiedy tylko sie zorientowała, zasłoniła się, rumieniąc się słodko.
- Nie chcę cię stresować, Alice. Jest za wcześnie na tak duży krok. Więc bez nerwów dokończ sama, a jak wyjdziesz, mocno cię przytulę, owinę w kocyk i będziemy oglądali co tylko zechcesz, dopóki nie zrobisz się senna - powiedział, po czym odsunął drzwi i wyszedł z łazienki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top