14
Will szedł szybko z nadzieją, że zastanie Alice właśnie tam, gdzie się jej spodziewał. Czyli u niej na stancji. Wciąż buzował w nim niewyobrażalny gniew, który mimowolnie miał ochotę odreagować, ale teraz liczyło się dla niego jedynie ostrzeżenie dziewczyny przed tym potworem.
Kiedy dotarł pod odpowiedni adres, natychmiast zadzwonił do drzwi i zaczął trzymać kciuki, żeby otworzyła mu właśnie Alice.
Stało się tak jak chciał.
Kiedy tylko otworzyły się drzwi, spojrzała na niego parka smutnych oczek, które rozszerzyły się ze zdziwienia na jego widok.
- Musimy porozmawiać - powiedział stanowczo.
- Lepiej nie - odparła i już chciała zamknąć drzwi, ale Will zablokował je stopą.
- Proszę. To ważne. - Nalegał.
- Will... ja już nie chcę mieć więcej kłopotów. Nie chciałam, żeby tak wyszło...
- Wiem. Tu chodzi o Marka. On chce cię wykorzystać - oznajmił, na co dziewczyna zdziwiła się jeszcze bardziej. - Mogę? - Kiwnął głową w stronę mieszkania, a Alice po kilku chwilach namysłu wpuściła go do środka.
- Napijesz się czegoś?
- Nie. Alice! - Od razu chwycił jej ramiona. - Zostaw Marka. A już pod żadnym pozorem nie idź z nim do łóżka! - powiedział, na co blondynka natychmiast strąciła jego dłonie z ramion.
- Jesteś obrzydliwy! Znów się upiłeś? - Nie umknęło jej, że już był po kilku głębszych. - Co cię to obchodzi!? Lepiej już sobie idź!
- Nie... znaczy... To nie tak. Nie to miałem na myśli. - Zaczął się tłumaczyć. - On...
- Nie! - Przerwała mu. - Wiem. Nienawidzicie się. Rozumiem to absolutnie, ale... zrozum, że ja przez długi czas nie mogłam patrzeć na żadnego mężczyznę - powiedziała, a do jej oczu napłynęły łzy. - Od podstawówki marzyłam o cudownym chłopaku, który sprawi, że wreszcie poczuję się kochana za... za to, że jestem. A nie za to, że dostałam piątkę w szkole i chwalą mnie sąsiedzi - wyrzuciła to z siebie wreszcie, a Ferro zdecydowanie posmutniał. - I jeśli masz mi coś do powiedzenia... - Zamilkła na moment, bo w pierwszej chwili chciała powiedzieć wprost czego oczekiwała, ale nagle uświadomiła sobie, że... może byłoby to śmieszne. Miała wrażenie, że Ferro się zmienił. - To zrób to teraz.
Przez chwilę zapanowała cisza, a w głowie Ferro pojawiła się totalna pustka. W ogóle nie zrozumiał o co chodziło Alice, bo skupił się na tym co powiedziała przedtem. O tym, że przez niego nie mogła patrzeć na mężczyzn.
- Ja... nie... - Opuścił głowę, czując, że znów ma ochotę zrobić coś złego.
Jedyna osoba, której zdanie się liczyło... Nienawidziła go? W sumie ciężko było jej się dziwić.
- Obiecaj mi tylko, że nie wrócisz do Marka. Spotkałem go przypadkiem i słyszałem jak rozmawiał chyba z jakimś kumplem. Powiedział, że lubi cię, bo umiesz gotować i sprzatać; że jesteś uległa oraz, że chciałby cię w jakiś sposób zatrzymać. Stwierdził, że cytyję: ,,zrobienie ci dziecka to dobry pomysł".
Spojrzał na Alice, która znów patrzyła na niego z niedowierzaniem. W końcu usłyszenie czegoś takiego mało kim by nie wstrząsnęło.
- Proszę tylko o tyle. Nie daj się skrzywdzić, dobrze?
- Nie dam - powiedziała, zaczynając czuć podstęp w wyznaniu Willa.
Po prostu nie mogła uwierzyć, że Mark... Przecież byli razem tak długo. Całkiem nieźle się dogadywali, a wiedziała, że William był zazdrosny.
A to mogło być podyktowane nie tylko pięknym uczuciem, ale też nadzieją, że skoro on nie mógł jej mieć, to zrobi wszystko, żeby nikt jej nie miał.
- Pójdę już zatem - mruknął smętnie, po czym wyszedł z mieszkania nieco spokojniejszy.
***
- Przemyślałem sobie to wszystko - odezwał się Mark. - Ufam ci. Chcę, żebyś wiedziała, że nie wierzę, abyś była zdolna mnie zdradzić. Na wzgląd na ten czas, gdy całkiem dobrze nam się układało, chciałbym dać nam drugą szansę - powiedział, a Alice ścisnęła z radości telefon.
- Dziękuję, Mark. Jesteś taki kochany!!!
- To może wpadniesz do mnie nocować na weekend? Zamówię pizzę i coś sobie obejrzymy jak za starych dobrych dni?
- Jasne. Będę za pół godziny - odpowiedziała głosem pełnym entuzjazmu.
- To świetnie. Czekam zatem - oznajmił, po czym rozłączył się.
Alice więc szybko schowała telefon do kieszeni i zaczęła zbierać najpotrzebniejsze kosmetyki, ale nagle zatrzymała się.
Co jeśli Will nie kłamał? Co jeśli naprawdę był świadkiem takiej rozmowy?
Coś jej jednak nie pasowało? Może Ferro znów zgrywał zazdrosnego i po prostu doszedł do wniosku, że będzie rujnował każdy jej związek? W końcu nie miał żadnego dowodu, oprócz swoich słów.
Postanowiła zatem nie popadać w paranoję, ale na wszelki wypadek wzmorzyć swoją ostrożność.
***
- Cześć, skarbie! - Mark uśmiechnął się szeroko, rozkładając ręce, więc Alice mocno się przytuliła.
Czuła ulgę z powodu, że już nie był na nią zły.
- Jak się cieszę, że mi uwierzyłeś.
- Już nie mówmy o tym. Chodź. Wybrałem jakiegoś Bonda, więc przeniesiemy się do świata akcji - powiedział, po czym razem usiedli przed telewizorem.
Kiedy film trwał, w międzyczasie jedli pizzę oraz popijali colę. Gdy oboje się najedli, Alice oparła głowę na jego ramieniu, całkowicie zapominając o przestrodze Willa.
Robiło się coraz później, przez co Alice zaczęła przysypiać. Mark na ten widok otulił ją bardziej kocem, pocałował czule w czoło, łaskocząc brodą jej skórę i głaskał delikatnie po plecach, więc dziewczyna naprawdę zaczęła drzemać.
Wtem poczuła jak mężczyzna podniósł się z kanapy razem z nią, a następnie zaczął iść do łóżka.
- Ciii... Śpij sobie - mruknął cicho, więc Alice z powrotem oparła głowę na jego ramieniu oraz zamknęła oczy.
Nawet nie zorientowała się, gdy jej plecy zetknęły się z pościelą, ale kiedy myślała, że zaraz zostanie nakryta cieplutką kołdrą, poczuła jak Mark zaczął rozpinać jej spodnie.
- Co robisz? - zapytała, momentalnie otwierając oczy.
- Śpij, śpij. Będzie ci wygodniej bez nich - mruknął, nachylając się nad nią i lekko musnął ustami jej policzek, a potem szyję.
Uległa tej pieszczocie, więc mężczyzna bez problemu zdjął z niej jeansy.
- Wiesz, że jesteś piękna? - zapytał, kładąc ręce po obu stronach jej ramion, po czym znów się nachylił i zaczął ją całować.
Było to całkiem przyjemne, a że Alice nie chciała, aby mężczyzna przerwał, wyciągnęła ręce w jego kierunku i wplotła palce w jego włosy.
Ten zachęcony gestem dziewczyny, postanowił zachęcić ją do dalszych pieszczot, więc skierował swoją rękę między jej uda.
- Co robisz? - zapytała, wystraszona cofając biodra.
- Chcę, żeby ci było dobrze, skarbie - wymruczał, próbując uspokoć ją pocałunkami i znów pokierował rękę w kierunku jej majtek.
Bicie serca dziewczyny natychmiast przyspieszyło.
- Mark! Przestań! - powiedziała, próbując się uwolnić.
- Nie ma się czego bać. - Zaśmiał się. - Zobaczysz, że ci się spodoba. Zadbam o to. - Nie miał zamiaru przerwać.
- Przestań! - Zaczęła się szarpać, aby tylko się uwolnić.
Mężczyzna był jednak dużo silniejszy. W końcu jednak udało jej się wyśliznąć, więc szybko chwyciła spodnie i zamknęła się w łazience, nie wiedząc co powinna zrobić dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top