30

Alice siedziała na kolanach Willa i zajadała się wraz z nim naleśnikami, które przygotował.
Czuła się niezwykle dziwnie, patrząc na jego ranne dłonie, ale cieszyła się, że w końcu wrócił.

- Tatusiu?

- Słucham? - Napił się herbaty, po czym poprawił Alice, żeby było mu wygodniej, w oczekiwaniu na pytanie.

- Ja... za dwie godziny powinnam iść do pracy - wymamrotała cicho. - Mogę sobie wziąć dziś urlop?

- Co to za głupie pytanie? - Zaśmiał się. - Zasługujesz na odpoczynek i powinnaś wziąć sobie urlop do końca tygodnia.

- Dziękuję, Tatusiu. - Przytuliła się do niego.

- Ale musimy porozmawiać o naszych pracach i... Nie będę ukrywał, że wolałbym mieszkać bliżej uczelni.

- Ja z tobą - powiedziała od razu, ściskając go mocniej.

- Pewnie, że ze mną, ale... Nie musimy tam. Jeśli wolisz tu... - Zaczął niepewnie. - Jeśli praca w tej restauracji jest tym czego chcesz, to jestem w stanie przyzwyczaić się do tego, żeby wstawać wcześniej i dojeżdżać na uczelnię.

- Chyba też wolałabym tam. To miejsce za bardzo już kojarzy mi się z bólem. Poza tym... tam pewnie też znajdę pracę w jakiejś restauracji, czy barze.

- Nie planujesz wrócić na studia? - zapytał zdziwiony

- Myślałam o tym, ale... boję się.

- Dlaczego?

- Bo... wiem, że nie będę mogła złapać cię za rękę w miejscu publicznym. Że może nawet wspólne wyjście na zakupy nie będzie dla nas bezpieczne. - Zaczęła jeździć palcem, po jego plecach. - A ja chciałabym wszędzie być z tobą.

William westchnął i również zaczął głaskać ją po plecach.

- To prawda. Będziemy musieli się ukrywać. Zwłaszcza na uczelni musiałabyś uważać, żeby się nie pomylić i nie powiedzieć do mnie chociażby po imieniu. Chociaż może... gdybyś chciała wrócić na studia to zostalibyśmy tutaj. Tu jest dużo mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś nas rozpozna i będą z tego kłopoty. Jednak na razie to zostawmy, jako temat do przemyślenia, okej?

- Yhym - mruknęła.

- To super. - Pocałował ją delikatnie w czoło. - To może teraz zgodnie z obietnicą coś obejrzymy?

- A możemy obejrzeć jakiś film, a nie bajkę?

- Oczywiście, że możemy - powiedział, podnosząc się z miejsca, aby przesiąść się na kanapę. - To na co masz ochotę? - zapytał, gdy zasiedli przed telewizorem.

- Avengers.

- Dobrze. Już szukam.

Alice wciąż siedziała na nim okrakiem, wtulona w jego ramiona. Kiedy film się rozpoczął chciał ją usadzić obok, aby wszystko dobrze widziała, ale dziewczynka jedynie ścisnęła go mocniej.

- Nic nie będziesz widziała - westchnął, zaczynając głaskać ją po plecach. - Nie musisz mnie puszczać, ale usiądź bokiem, żebyś też mogła oglądać.

- Bardzo tęskniłam - wymamrotała w jego szyję.

- Wiem. Ja też. Chyba nie wybaczę sobie tej głupoty.

- A mogę dydusia?

- Oczywiście, skarbie. Tylko musimy poszukać. Pewnie jest u ciebie w pokoju.

Wstał razem z Alice, która nie puściła się go nawet na sekundę od momentu, gdy się obudziła. O dziwo nie przeszkadzało mu to, bo niewyobrażalnie cieszyło go to, że mu wybaczyła i tak bardzo do niego lgnęła.

Po powrocie do salonu, zatrzymał film i zdołał przekonać Alice, żeby na moment go puściła.
Postanowił rozłożyć kanapę oraz naszykować trochę przekąsek, a w tym czasie dziewczynka poszła do toalety.

Po jakimś czasie leżeli przy sobie, oglądając ulubionych bohaterów.

***
Kiedy film się skończył, William zauważył, że Alice ssała smoczka i patrzyła usilnie na jego najbardziej poranioną rękę. Przekręcił się na bok, po czym odgarnął kilka niesfornych kosmyków z twarzy dziewczyny oraz uśmiechnął się.

- O czym myśli moja mała królewna?

- Mogę zobaczyć? - wyciągnęła na moment smoczek z ust.

- Nie ma czego oglądać. - Westchnął, przygladając się jej szarym oczkom. - Nie jesteś głodna? Zrobię cokolwiek zechcesz na obiad, ale najpierw będziemy musieli pójść do sklepu.

- Dobrze. Przebiorę się w coś cieplejszego i będziemy mogli iść.

- Okej. Ja też się przebiorę i będziemy mogli iść. - Podniósł się. - Pomyśl na co masz ochotę, a kupimy wszystko.

- A będę mogła czekoladę? - Wstała również.

- Nawet dwie. - Zaśmiał się, po czym złożył szybki pocałunek na czubku jej głowy. - A teraz leć szybko się przebrać - powiedział, idąc w kierunku swojej sypialni.

Alice natychmiast pobiegła do siebie, ale kiedy tylko otworzyła szafę, pomyślała, że byłoby lepiej, gdyby ubranko wybrał jej Tatuś. Dlatego natychmiast pobiegła do sypialni Willa i zamarła na widok sinego barku.

Ferro odwrócił się, słysząc, że do pokoju weszła jego dziecinka, a Alice zasłoniła usta, dostrzegając stan ręki. Oprócz koszmarnych, czerwonych strupów, znajdowało się tam wiele blizn.

- Co się stało? - zapytał, bo nie wiedział, dlaczego przyszła.

Alice tymczasem nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa.
Na samą myśl jak bardzo to wszystko musiało boleć, robiło jej się słabo.

- Alice? --Natychmiast narzucił na ramiona koszulę i dopiero do niej podszedł. - Co się stało?

- T-to...? - Odsłoniła odrobinę jego ramię.

- To nic, Alice. - Uśmiechnął się krzywo, żeby poprawić jej humor. - Już się prawie zagoiło. Wszystko jest w porządku. Potrzebujesz pomocy? O coś chciałaś zapytać?

W oczach dziewczyny zakręciły się łzy.

To było takie przykre, zobaczyć, że komuś tak dla niej ważnemu... stało się tyle krzywdy i musiał zaznać tyle bólu.

- Nie płacz. - Przytulił ją. - Zagoi się i już wszystko będzie w porządku, tak?

- Wy-wybierzesz mi ubranko, Ta-ta-tusiu? - zapytała, pocierając oczko piąstką.

- Tak. Oczywiście, Aniołku - powiedział, biorąc ją na ręce, po czym przytulił ją do siebie i zabrał do jej sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top