20
Następnego ranka Alice obudziła się wypoczęta i z uśmiechem na twarzy. Przekręciła się na bok, ziewnęła, po czym wstała z łóżka. Nie przebierając się z piżamki, ruszyła w kierunku kuchni, gdzie spodziewała się zastać Willa.
Mężczyzna od rana krzątał się po kuchni. Przygotowywał wszystko do śniadania, a nawet już do obiadu.
Na ten widok Alice od razu podeszła do niego, a następnie z całych sił przytuliła się do jego pleców.
- O! Mój aniołek już się obudził? - zapytał, głaszcząc ją po dłoniach, które mocno przyciskały go do siebie.
Po kilku chwilach odwrócił się w jej kierunku oraz wziął na ręce. Dziewczynka objęła szyję Willa, po czym wtuliła głowę w jego ramię, wdychając znajomy, delikatny zapach.
- Co robisz, Tatusiu?
- Skoro już nie śpisz, to zaraz podaję śniadanko i kończę robić zupkę na obiadek.
- Jaką zupkę? - zapytała zaciekawiona.
- Pomidorową. Może być?
- Yhym.
- Super. To może pójdziemy wybrać ci jakieś fajne ubranko, ubierzemy się, a potem zjemy śniadanko, co?
- Yhym - mruknęła znów, zaczynając jeździć palcem po plecach Willa.
- Yhym. - Zaśmiał się, po czym zmniejszył płomień na kuchence i z Alice na rękach poszedł do jej pokoiku.
Kiedy się tam znaleźli, posadził ją na łóżku, a sam zaczął przeglądać ubrania, aby wybrać coś wygodnego. Ostatecznie padło na zwykłe, czarne legginsy oraz kremowy, duży sweter, w którym Alice wyglądała na malutką dziewczynkę.
Z racji, że w zasadzie wrócili do siebie niedawno, Ferro strasznie bał się, że zrobi coś co ją wystraszy lub w jakiś sposób zaniepokoi, więc bał się w zasadzie nawet zapytać, czy nie chciałaby, żeby pomógł jej się przebrać. Uznał, że potrzebują na to jeszcze trochę czasu, więc położył wszystko obok niej, nie tracąc uśmiechu, z którym zdecydowanie bardziej było mu do twarzy, a następnie wyszedł z pokoju, informując ją uprzednio, że będzie czekał w kuchni ze śniadaniem.
Alice westchnęła cichutko, bo myślała, że Will jednak jej pomoże. Przez to, że się myliła, zrobiło jej się trochę smutno.
Przeszłość zawsze odbija piętno na ludziach. Od momentu, kiedy do siebie wrócili, w zasadzie oboje bali się tego samego... że ich przeszłość wróci; że znów spowoduje cierpienie oraz ich rozdzieli. Dlatego oboje mieli obawy, gdy chodziło o jakieś... zbliżenia.
Dziewczyna ubrała się szybko, po czym wróciła do kuchni. Ferro postawił przed nią miseczkę z płatkami, na co Alice podziękowała cichutko i zaczęła jeść.
- Jutro będę musiał pojechać na chwilę na uczelnię. Mogę późno wrócić - powiedział nagle.
- Ja jutro mam rano do pracy. Pewnie dopiero koło dziewiętnastej będę z powrotem.
- Długo - stwierdził. - Ale ja mam jeszcze kilka innych załatwień, więc może mnie jeszcze nie być w domu, więc chciałbym ci coś dać - oznajmił, a następnie, wyciągnął z kieszeni srebrny kluczyk.
- Czy... to?
- Klucz od mieszkania. Przecież nie będziesz stała pod drzwiami i czekała aż wrócę - stwierdził.
Alice miała ochotę się rozpłakać, bo dla niej to było prawie jak oświadczyny. Natychmiast zeskoczyła z krzesła, podeszła do Willa, aby usadowić się okrakiem na jego kolanach i przytuliła go mocno.
- Dziękuję.
- Płaczesz? No co ty, myszko? - Zaśmiał się znów, ale naprawdę zrobiło mu się ciepło na sercu ze wzruszenia.
Na samą myśl o tym, że kiedyś mogłoby być inaczej... Że nie czułby jej ciepła, miękkości... Że nie mógłby chociażby na moment jej dotknąć, ogarniała go pustka oraz ból.
Chyba tak naprawdę wyglądała miłość...
- Wrócisz najszybciej jak będziesz mógł? - zapytała, patrząc z nadzieją w jego oczy.
- Oczywiście. Postaram się wrócić najpóźniej kilka chwil po tobie - oznajmił, po czym delikatnie na kilka chwil złączył ich usta.
***
Will czytał w skupieniu jakąś książkę w języku angielskim, a Alice leżała na dywanie i rysowała, wykorzystując wszystkie przybory, które kupił jej ostatnim razem oraz oglądała bajki. Wkładała dużo serca w rysowanie, ponieważ przygotowywała specjalną laurkę dla Tatusia, a ta musiała być idealna i najpiękniejsza ze wszystkich laurek.
W pewnym momencie spojrzała na Willa i postanowiła zaryzykować.
- Tatusiu?
- Yyym? - mruknął, nie odrywając wzroku od książki.
- A czy... mogłabym lizaczka?
- Lizaczka? - Odłożył książkę, wpatrując się w Alice. - A jakiego?
- Truskawkowego!
- Zjadłaś ładnie obiadek, więc nie widzę problemu. - Podniósł się, po czym udał się do kuchni, aby po chwili wrócić ze wspomnianym lizakiem.
- Dziękuję, Tatusiu! - powiedziała radośnie, na co Will potarmosił jej włoski, a następnie wrócił do czytania.
Alice tymczasem zaczęła się siłować z opakowaniem, ale niestety, każda próba kończyła się niepowodzeniem. (niektóre paczki mogliby tak dobrze pakować, jak nie raz jest zaplombowany lizak... grrrrr)
Dziewczyna, nie mając innego wyboru podniosła się i była zmuszona znów przeszkodzić Ferro w czytaniu.
- Tatusiuuuuuu. - Zrobiła najurokliwszą minkę na jaką było ją stać.
- Co się stało, maleńka? - Od razu odłożył książkę. - Nie możesz otworzyć? - zapytał, po czym wziął ją na kolana.
- Yhym - mruknęła smutno.
- Zaraz zobaczymy, co da się zrobić - powiedział i zabrał się za próbę otworzenia lizaka.
Początkowo również się męczył, ale ostatecznie udało mu się, dzięki czemu Alice mogła wreszcie nacieszyć się swoim słodyczem.
- Dziękuję! - zawołała radośnie, po czym chciała zeskoczyć z jego kolan oraz dalej bawić się na dywanie, jednak Ferro ją przytrzymał.
- Nie tak prędko. - Alice spięła się lekko, zdziwiona tym zatrzymaniem oraz dziwnym tonem, spoglądając na Tatusia pytająco. - Tym razem bez okupu cię nie wypuszczę - stwierdził z rozbawieniem.
Postukał sugestywnie palcem w policzek, na co dziewczyna zarumieniła się i złożyła delikatny pocałunek na gładkim policzku Ferro.
- Moja kochana kluska - mruknął z zadowoleniem, po czym pocałował ją szybko w skroń oraz uwolnił ze swoich ramion.
Alice z radością wróciła zatem do rysowania, machając nóżkami, a także nucąc sobie piosenkę z bajki pod nosem.
Kiedy skończyła, chwyciła w ręce laurkę, usiadła obok Ferro i obwieściła radośnie:
- To dla ciebie, Tatusiu! - zawołała.
William uśmiechnął się szeroko. Poczuł jak od serca rozchodziło się przyjemne, błogie ciepło, które czuł coraz częściej, gdy tylko miał przy sobie tę małą istotkę. Nie mógł się nachwalić dzieła wykonanego przez swoją córeczkę, a jeszcze większą dumę czuł z powodu napisu: "Dla najukochańszego Tatusia pod słońcem!"
Znów przytulił ją mocno do siebie, ledwie powstrzymując łzy wzruszenia. Wewnętrznie przeczuwał, iż Alice będzie w stanie go uszczęśliwić. Teraz z każdym dniem przekonywał się jak dobrze było ją odzyskać. Jak cudownie było nie widzieć tego okropnego przerażenia w jej oczach, które niegdyś widział, nawet gdy już byli razem. Wreszcie czuł się potrzebny oraz ważny. Ważny nie dlatego, że wzbudzał strach, czy dlatego, że to od niego zależało, czy ktoś zda, czy też nie. Cieszył się, że zawalczył o Alice i w końcu zaczął być szczęśliwy.
***
Alice biegła ile sił w nogach, aby tylko zdążyć. Jednak kiedy dotarła na miejsce przed salą było absolutnie pusto. Zestresowana podeszła do drzwi, a następnie zapukała, decydując się jednak wejść do środka. Na jej widok profesor podniósł się z miejsca z wrogim wyrazem twarzy.
- Panno Green! Czy nie wymaga pani lekcji z godzin, aby wiedzieć, o której ma zajęcia? - zapytał, poprawiając okulary, a na sali rozległy się ciche śmiechy.
Alice zrobiło się przykro, zwłaszcza, że... nie spodziewała się, że tak ją potraktuje. Przecież ostatnio się zmienił. Jej oddech znacznie przyspieszył, a na dokładkę nerwowo zaczęła bawić się skrawkiem spódnicy.
- Trzeba mieć minimum rozumu, aby wiedzieć, że jak zajęcia się zaczęły to nie można przeszkadzać w ich prowadzeniu - mówił dalej.
- Ale... Tatusiu? - wymamrotała ze łzami w oczach, bo nie wierzyła, że będzie w stanie ją potraktować w taki sposób w dodatku przed innymi studentami.
- Tatusiu? - Jego wyraz twarzy stał się szczególnie wrogi. - Podszedł do niej i nim zdołała w jakiś sposób zareagować, przechylił ją i zaczął wymierzać klapsy, na oczach całej grupy.
- Proszę. Przestań! - mówiła kompletnie zawstydzona, dławiąc się własnymi łzami.
Już sam ból był okropny, ale świadomość, że wszyscy na to patrzyli, potęgował to kilkukrotnie.
Wtem obudziła się. Policzki miała całe we łzach, a serce biło jak oszalałe ze strachu. Na widok Ferro, który kucał przy łóżku na wysokości jej twarzy, cofnęła się od razu, podnosząc się do siadu, na co ten od razu się zmartwił.
- Ciii. Już dobrze. To był tylko sen - powiedział spokojnie, ale Alice przez chwilę nie była tego pewna.
Nawet przez moment miała wrażenie, że dobry, kochany Ferro był snem. Bo co jeśli dopiero teraz się obudziła, a tak naprawdę dalej tkwiła z nim w toksycznym związku.
William posmutniał jeszcze bardziej.
- Napij się - powiedział, sięgając po butelkę z wodą, która stała na stoliku nocnym.
Zdjął osłonkę i wyciągnął rękę w kierunku Alice, ale i tego nie chciała przyjąć przez kilka chwil. W końcu jednak chwyciła butelkę oraz wzięła kilka łyków, starając się uspokoić.
- Połóż się, Aliś. Jest środek nocy. Rano musisz wstać - powiedział z troską, więc dziewczyna niepewnie położyła się na boku.
William niepewnie wyciągnął rękę, aby pogłaskać ją po głowie, ale kiedy tylko drgnęła, od razu się cofnął. Nie chciał jej już nigdy więcej skrzywdzić. Nie chciał już nigdy więcej widzieć tego przerażenia... ale widział je... teraz.
- Ciii. To był tylko sen. Zamknij oczka i zdrzemnij się jeszcze troszkę.
Dopiero, gdy Alice zasnęła Will pozwolił sobie lekko pogładzić jej policzek, po czym jeszcze przez kilkanaście minut patrzył, czy na pewno spokojnie spała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top