15

- No coś ty, słońce! - Rozległ się śmiech Marka. - Tylko żartowałem. Wyłaź stamtąd i chodź spać - powiedział spokojnie, ale Alice wcale nie było do śmiechu ani tym bardziej nie bawiły jej takie żarty.

Naciągnęła na nogi spodnie, a następnie otarła policzki z łez. Co prawda nic się nie stało, ale przez moment, gdy przycisnął ją do łóżka... bała się, że dopnie swego.

- Skarbie? Przecież wiesz, że do niczego bym cię nie zmusił. Chciałem się tylko troszkę poprzytulać. Otwórz - poprosił znów.

Alice jednak nie reagowała. Czy on nie rozumiał, że to wcale nie było fajne?! Nie miał prawa jej tam dotykać bez pozwolenia, a jednak to zrobił. A co jeśli Will miał rację i właśnie... próbował.

No właśnie! Will!!!

Natychmiast wydobyła telefon i gorączkowo zaczęła poszukiwać jego numeru. Miała nadzieję, że odbierze, a na dokładkę zechce jej w ogóle pomóc.

Po kilku sygnałach, odezwał się zachrypniety, męski głos:

- Halo? Tak?

- Will? Proszę przyjedź po mnie. Jestem u Marka i...

- Dzwonisz do tego swojego kochanka?! - Mark uderzył pięścią w drzwi. - Wiedziałem kurwa, że się z nim puszczasz!

- Proszę. On chciał... - Jej głos potwornie drżał. - Boję się strasznie - wymamrotała, patrząc ze strachem na drzwi.

- Adres, Alice. Muszę wiedzieć skąd mam cię zabrać! - powiedział, a Alice usłyszała kłapnięcie drzwi samochodowych.

- Bluewell 15 mieszkania 44.

- Będę za 10 minut - odpowiedział i rozłączył się.

- Nie wierzę! - powiedział Mark. - Zadzwoniłaś do tego chuja i robisz ze mnie jakiegoś potwora, bo chciałem się poprzytulać ze swoją dziewczyną? Do reszty oszalałaś? Naprawdę twierdzisz, że byłbym w stanie zrobić ci krzywdę?

Alice jednak nie odpowiedziała. Teraz nie miała pojęcia, czy zrobiła dobrze ani czy przypadkiem faktycznie nie poniosły jej emocje. W końcu byli ze sobą dość długo i nie posunął się do żadnego nieodpowiedniego czynu. A Will? Jak on ją niby stąd zabierze?

Mark pewnie go nie wpuści, a ona jeśli opuści łazienkę, to mężczyzna na pewno nie pozwoli, aby Will znalazł się w środku jego mieszkania.

- Żałuję, że marnowałem na ciebie czas. Wyłaź, zabieraj rzeczy i wynoś się, nim ten twój bolec przyjedzie - warknął. - No słyszysz, kurwa! Chcesz wypierdalać to wypierdalaj! - zawołał, więc Alice skuliła się w kulkę, postanawiając poczekać chwilę, bo bała się, że jeśli tylko otworzy drzwi, skończy się to dla niej tragicznie.

Dopiero, gdy usłyszała cichnące kroki, które świadczyły o tym, że wreszcie odszedł od łazienki, otworzyła ostrożnie drzwi i bez zatrzymywania się złapała torbę, którą miała naszykowaną na nocowanie oraz kurtkę, po czym szybko wyszła z mieszkania, po drodze, wpadając na przejętego Willa.

Na jej widok od razu wziął ją w objęcia.

- Nic ci nie jest? Zrobił ci coś?

- Nie - powiedziała cicho.

- Idź do samochodu. Muszę coś załatwić - oznajmił i już miał zamiar odejść, ale Alice zatrzymała go.

Domyślała się co chciał zrobić.

- Nie zostawiaj mnie - poprosiła, chwytając jego rękę.

- Zaraz wrócę. Tylko coś zrobię.

- Nie zostawiaj mnie. Bardzo się boję - wymamrotała i potarła oko piąstką, na co Will westchnął ciężko.

- Dobrze. Chodź - powiedział z grymasem na twarzy, po czym chwycił jej rękę oraz zaczął prowadzić do samochodu.

***
Will otworzył drzwi do niedużego mieszkanka na czwartym piętrze. Z racji tego, że Alice była już bardzo śpiąca, nie zwróciła uwagi na to, że może powinna wrócić do siebie, a nie jechać do domu byłego.

Mężczyzna bez pośpiech zdjął buty oraz kurtkę, a nawet pomógł pozbyć się ich dziewczynie. Ta ziewnęła przeciągle, na co Ferro uśmiechnął się mimowolnie, ponieważ takim zachowaniem zaczęła przypominać mu wszystkie urocze chwile, gdy byli w relacji.

Kiedy odwiesił ubrania Alice na wieszaku, wydobył z szafy świeżą pościel i ruszył w kierunku pokoju gościnnego.

Alice posłusznie podreptała za Willem, ale dopiero po chwili zmusiła się, żeby pomóc mu w zmianie poszewek.

- Łazienka jest w korytarzu, gdyby coś się działo, moja sypialnia jest obok. Śpij dobrze - powiedział z uśmiechem, po czym pogłaskał Alice po głowie i wyszedł z pokoju.

***
Kiedy tylko Alice wróciła z toalety i wreszcie położyła się w łóżku z myślą, że mogła na spokojnie oddać się w ręce błogiego snu... Ten jak na złość ją opuścił. Zaczęło docierać do niej wszystko co się stało, a ekscytacja z powodu tego, że Will zabrał ją do swojego mieszkania, rosła z każdą sekundą. Bo... skoro zjawił się tak szybko, gdy tylko do niego zadzwoniła... Nie mogła być mu zatem obojętna.

Wtem nie miała pojęcia co ją podkusiło, ale wstała z łóżka i z niezwykłą pewnością siebie weszła do sypialni Willa.
Dopiero, gdy mężczyzna wybudzony skrzypnięciem drzwi, zapalił lampkę, z Alice uleciała cała odwaga, którą jeszcze kilka chwil wcześniej miała.

- Co się stało? - zapytał zaniepokojony, patrząc na Alice, która stała przed nim w osłupieniu. - Coś się stało? Boli cię coś? - pytał zmartwiony, ale ona wciąż nie mogła wydusić z siebie ani słowa.

- Nie mogę zasnąć - wymyśliła nagle.

W pierwszej chwili Ferro nie wiedział, co powinien zrobić z tą informacją. Podrapał się w kark, zerkając na nią jakby liczył, że powie mu czego oczekiwała w takich okolicznościach, ale ona wciąż stała, patrząc na niego wielkimi oczami.

- To... może... - Zamyślił się. - Zrobię ci gorące kakao?

Alice przytaknęła, czując, że chyba nie powinna oczekiwać niczego innego.
Mężczyzna podniósł się, nasuwając na nos okulary.

- Połóż się. Zaraz będzie zrobione - mruknął, po czym wyszedł z sypialni.

Dziewczyna podeszła, więc do jego łóżka i wśliznęła się pod kołdrę, wdychając znajomy zapach jego żelu pod prysznic. Natychmiast obudziły się wspomnienia... te nienajlepsze, ale dość szybko je porzuciła, bo przecież... teraz było inaczej. W końcu nie była jego little, a Ferro... zachowywał się jak kochany facet.

Po kilku chwilach Will wszedł do sypialni i na moment zamarł, widząc Alice w swoim łóżku, bo kompletnie się tego nie spodziewał. Był przekonany, że już mu nie ufała i nigdy nawet nie przyszłkby jej do głowy, żeby próbować... odnowić relacje?
Mimo to uśmiechnął się bez słowa oraz podszedł do łóżka.

- Kakałko - wyciągnął do niej rękę z kubkiem, a wtedy Alice zwróciła uwagę na jego nadgarstek.

Zmarszyła brwi, po czym zaczęła przyglądać się podłóżnym bliznom, które tworzyły zgrubienia na niegdyś gładkiej ręce. Dotknęła lekko tego miejsca, na co Ferro natychmiast cofnął dłoń, ledwie zapobiegając rozlaniu napoju na łóżko.

- Will? - wykrztusiła z siebie, czując napływające do oczu łzy, a jej serce zaczęło kołatać.

- Co się stał, Alice?

Natychmiast zdenerwowanie zniknęło, a on przybrał minę zmartwionego.

- Dlaczego płaczesz, myszko? - zapytał, po czym niepewnie podszedł do niej i ją przytulił.

Z początku bał się, że go odtrąci, ale ona uczepiła się go z całej siły, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Czuł na skórze jej łzy oraz to jak bardzo drżała, więc okręcił ją szczelnie kocem, a następnie zaczął lulać, żeby tylko się uspokoiła.

- Ciii. Alisiu. Nie płacz myszko - pogłaskał ją po włosach.

- Dlaczego... to... zrobiłeś? - wyszlochała, na co Ferro cały się spiął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top